Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
[Akcja] Zmierzch generałów: Przyjaciółka wszystkich diabłów Cz.2
#1
Poczuła lekkie szarpniecie, kiedy opony jej Hondy wjechały na nie wysoki krawężnik. Zdecydowała się nie parkować na parkingu dla gości, tylko na jednej z bocznych uliczek. Gdy tylko otworzyła drzwi wysunęła nogi na zewnątrz nie wstając przy tym z miękkiego fotela kierowcy. W ręce trzymała dopiero co kupioną paczkę chusteczek higienicznych. Wyciągnęła z niej jedną i przetarła zabłocone szpilki, tak że po chwili obie błyszczały się w blasku księżyca. Zadowolona z siebie rzuciła zużytą chusteczkę na chodnik i wstała.
Gdy tylko zatrzasnęła za sobą drzwi ruszyła z marszu w kierunku najbliższego rogu ulicy, a gdy go minęła natychmiast zobaczyła otwartą bramę ze stali, z bogatymi zdobieniami. Dobrze ją było widać, ponieważ blask nader często występujących na tej ulicy latarni oświetlał ją prawie jak za dnia.
Nader dobrze ubrane pary już powoli schodziły się na to najważniejsze przyjęcie jeżeli nie tygodnia, to z pewnością wieczoru. Weronika przez całą drogę nie uwarzyła ani jednego samotnego gościa, który przekraczał by próg rezydencji. Zrobiła absolutnie wszystko co w jej mocy, żeby zachowywać się jak najbardziej naturalnie i co najważniejsze zwyczajnie, gdy jej stopa również przekroczyła niemal nie widoczną granicę pomiędzy ulicą, a terenem ambasady. Natychmiast poczuła na sobie spojrzenia kilku nieco zaskoczonych mężczyzn, na które już dawno nauczona była nie zwracać uwagi.
Powoli niczym rasowa księżniczka, z wysoko podniesioną głową wstąpiła na miękki materiał czerwonego dywanu, który zaczynał się nieopodal kamiennych schodów. Wysoki i dobrze wysportowany ochroniarz, o nad wyraz dużych dłoniach przyglądał jej się przez chwilą nieco otępiały, a gdy wreszcie do niego dotarła ukłonił się nisko z pobłażliwym uśmiechem i przepuścił ją natychmiast.
Nie lubiła chodzić w szpilkach po schodach. W ogóle nie lubiła szpilek, dlatego nawet nie chętnie chodziła na imprezy. Doskonale zdawała sobie sprawę, z tego że znowu setki warzywniaków będą wpatrywać się w jej dekolt i co gorsza ci odważniejsi próbować ją nagabywać.
Wiedziała, że jej kontakt z pewnością znajduje się już na imprezie. Zatrzymała się krok od ostatniego schodka i otworzyła torebkę. Dyskretnie spojrzała na zdjęcie, które dostarczono jej pocztą dzień wcześniej. W słabym świetle księżyca, ledwie dojrzał kontury trójkątnej brody i oczu. Szybko doszła do wniosku, że łatwo namierzy tego osobnika, ponieważ wydawał się mimo wszystko najbrzydszą postacią jaka wpuszczono tego wieczora do środka.
Postanowiła działać szybko. Przeszła nieco niezdarnie kilka kroków przed siebie, w stronę kamiennej blaty baru. Dobrze znajomą twarz dojrzał dopiero w połowie drogi. Gdy przecisnęła się przez niewielki tłumek mężczyzn w garniturach, minęła swój kontakt i stanęła za nim przy barze.
Gdy zobaczyła zakłopotaną minę o wiele niższego od niej człowieczka uśmiechnęła się lekko i chyba trochę zalotnie :
Znamy się ?
Nie miałem przyjemności.
Wykrztusił mężczyzna, rzucając panicznie spojrzenia we wszystkie możliwe strony strony.
Weronika spojrzała na niego nieco w zamyśleniu i zbliżyła się do niego. Nachyliła się nad jego uchem i szepnęła hasło, które znalazła na odwrocie jego zdjęcia. Widziała jak człowieczek, bo nie była w stanie nazwać go mężczyzną bladnie na jej oczach. Nawet przestraszyła się, że zaraz zemdleje. Jednak, o dziwo zdołał się wziąć w garść i widocznie podjął nie do końca jasną dla niego grę.
Tak znam ją, co u niej słychać ?
Prosiła cię o przysługę.
Weronika cofnęła się z serdecznym uśmiechem.
Chętnie pomogę.
Odparł bez chwili wahania, ale nieco zduszonym już tonem. Weronika uznała, że nie musi go jednak aż tak bardzo oszczędzać i zbliżyła się do niego znowu. Tym razem jednak udała, że usuwa mu paproch z ramienia jego marynarki i szepnęła do ucha :
Pokój numer pięćset sześć. Zaczekaj i działaj.
Człowieczek zbladł znowu, tym razem bardziej niż ostatnio, ale ciągle nie osunął się na ziemie.
Tak jest odparł.
Nie denerwuj się tak bo pewnie znowu się spotkamy.
Dziewczyna powiedziała to jak najbardziej krzepiącym tonem na jaki było ją stać i mrugnęła okiem na przegnanie. Przecisnęła się przez tłumek mężczyzn, który wydawał się gęstnieć z minuty na minutę.
Minęła ambasadora, który wraz ze swoją towarzyszką nie mógł już opędzić się od wiernych przyjaciół i nachalnych lizusów w jednym. Posłała mu przy tym jak najbardziej znaczące spojrzenie. Mężczyzna podchwycił je natychmiast i rzucił jeszcze okiem na swoją kochankę, gdy ta kierowała się do znanych do tej pory tylko jemu drzwi.
Weronika zatrzymała się przy nich i dyskretnie jeszcze raz rzuciła okiem w jego kierunku. Widziała jak wybranek jej życia energicznie ściska kilka dłoni i wymiguje się od towarzystwa, patrząc przy tym w znaczący sposób na swoją żonę z włosami spiętymi do tyłu. Co ciekawe kobieta chyba rozumiała po co jej towarzysz nagle znika, a Weronika miała wreszcie chwile czasu przyjrzeć się z kim wygrała wyścig do szczęścia.
Kobieta była o wiele za szczupła, chociaż nie wiele starsza od niej. Wystające kości policzkowe, oraz przemęczone okolice oczu zasłoniła czarnym makijażem, który nieco dziwnie wyglądał z pomalowanymi czerwoną szminką ustami. Jej cera była bardzo blada, a gdy dodać do tego czarną suknię, której tylna część szorowała po posadzce wyglądała niczym demon.
W tamtej chwili nie było czasu na myślenie, a jedynie na działanie. Nie mogli przecież razem przejść przez próg. Tylko tego brakowało, żeby dziennikarskie hieny, które wmieszały się w cały tamten tłum gości podchwycili temat i co gorsza napisały o tym.
Energicznie więc przekroczyła próg i wyszła po schodach. Minęła jakieś prowadzące do innych biur drzwi, aż trafiła do tych właściwych. Delikatnie chwyciła za klamką i trochę się zawahała. Przecież nie może tam wejść sama. Nawet tego nie chciała. Postanowiła zaczekać. Cofnęła się i spojrzała w kierunku schodów, które w półmroku korytarza widziała tylko dzięki niewielkim lampką podświetlającym od dołu jakieś obrazy wiszące na ścianie przeciwległej do drzwi. Spojrzała odruchowo w stronę najbliższego, który w nowoczesny, a zarazem nico staromodny sposób przedstawiał bitwę morską.
Dwa okręty pod pełnymi żaglami i w czasie sztormu wystrzeliwały jednocześnie salwę w swoją stronę. Niezwykle ogólnie narysowany dym z armat przykrywał burtę każdego z osobna. Artysta widocznie uwiecznił moment zanim kule drasnęły którąkolwiek z konstrukcji, gdyż Weronika nie dostrzegła żadnego draśnięcia na żadnej z nich.
Ciszę przerwały dopiero czyjeś energiczne kroki na korytarzu. Weronika odwróciła głowę w stronę ostatniego stopnia schodów i zmrużyła oczy. Już zastanawiała się czy nie podejść bliżej, gdy dostrzegła kontury znajomej twarzy. Ambasador z mozołem i uśmiechem przeszedł ostatni stopień, a Weronika rzuciła mu się niczym siksa z liceum na szyję. W ramionach tego człowieka była szczęśliwa jak nigdy, dlatego długo nie puszczała. Gdy w końcu kochankowie odwrócili się w stronę drzwi do gabinetu zawiesiła się na jego szyi niczym kobieta lekkich obyczajów na swoim ulubionym kliencie.
Ambasador pierwszy nacisnął na klamkę i otworzył drzwi. Nie zdołał przejść pięciu kroków, a Weronika trzymając się wciąż jego szyi przewiesiła się, tak że stanęła po raz kolejny tego wieczoru ze swoim ukochanym twarzą w twarz. Nie uściskała go tym razem, lecz z lekkim uśmiechem kucnęła przed nim. Doskonale zdawała sobie sprawę, że wcześniej wysłała tam jednego człowieka i ze wszystkich sił starała się skupić na tym co musiała zrobić w tamtym momencie. Z miejsca spoważniała i wsadziła palec wskazujący za materiał zasłaniający zamek rozporka. Powoli przesunęła go aż do główki zamka i chwyciła za niego delikatnie, pomagając sobie przy tym kciukiem.
Ogłuszający dźwięk alarmu, który zawył niespodziewanie wyrwał ją z zamyślenia. Ambasador w pierwszej chwili cofnął się zaskoczony i wybiegł nagle z pokoju. Weronika wściekła nie tyle na syrenę alarmową, co na siebie i zły los wstała sztywno niczym żołnierz. Potrzebowała zaledwie sekund żeby przypomnieć sobie o intruzie, który jak by nigdy nic, wciął się w jej plany. Odwróciła nerwowo głowę w bok i patrząc na sparaliżowanego ze strachu człowieka schowanego za niewielkim aparatem, stojącego przy rogu ścian. Popatrzyła się na niego wściekła przez chwilę i wyszła w ślad za swoim ukochanym.
Nie zbyt elegancko jak na damę przystało zeszła po schodach i wróciła do sali, gdzie masa uzbrojonych w karabiny kałasznikowa ochroniarzy pilnowała wychodzących gości. Minęła któregoś z nich i wyszła na zewnątrz przez otwarte na oścież drzwi ewakuacyjne.
Nerwowo otworzyła drzwi w swoim samochodzie, gdy usłyszała trzask miażdżonego metalu i huk strzałów. Odwróciła głowę i zobaczyła jak wjazd do uliczki mija z piskiem opon rozpędzony samochód sportowy. Przestraszona natychmiast usiadła za kierownica i zatrzasnęła drzwi. Kolejny trzask giętego metalu dotarł do jej uszu, gdy nerwowo przetrącała kluczyk w stacyjce. Jakoś nie miała zamiaru czekać na dalszy rozwój wypadków, tylko wcisnęła pedał gazu.
Tylko dzięki zaawansowanemu systemowi trakcji nie wypadła z trasy, kiedy wchodziła w ciasny zakręt. Natychmiast minęła roztrzaskanego sedana, ale bała się nawet spojrzeć w jego stronę. Kolejny zakręt pokonała już przywalając pedału hamulca, ale z prędkością nie wiele mniejszą. Uciekała nie tyle z miejsca swojej ostatniej misji, a głównie przed swoją przeszłością. Zdawała sobie doskonale sprawę, że pierwsza cześć planu wzięła w łeb. Nie martwiła się tym specjalnie. Teraz głowę zaprzątał drugi punkt, na którego musiała poświecić o wiele więcej wysiłku, a ryzyko było o wiele większe.
Dopiero po przejechaniu następnych kilometrów mogła się rozluźnić. Oparła się wygodnie o dobrze wyprofilowane oparcie sportowego fotela i rozluźniła uścisk na kierownicy. Nawet włączyła radio, chociaż nie bardzo obchodził jej śpiew jakiejś znanej artystki, który natychmiast wypełnił wnętrze samochodu. Drewniana skrzynka, która leżała przez cały ten czas na wgłębieniu fotela pasażera pod wpływem przeciążeń przesunęła się nieco do tyłu.
Odpowiedz
#2
Autorze, powiedz proszę (napisz), że to prowokacja.
[Obrazek: Piecz1.jpg]
Odpowiedz
#3
Widzę poważne braki w interpunkcji...
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości