Ocena wątku:
  • 1 głosów - średnia: 1
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
[Akcja] Zmierzch generałów: Przyjaciółka wszystkich diabłów Cz.1
#1
Strome szczyty górskie, które wbijały się w pomarańczowe niebo, zrobiłyby by nie lada wrażenie na nie jednym entuzjaście górskich wycieczek. Czerwone słońce chowające się za nimi było marzeniem nie jednego romantyka. Jednak Weronika nie należała do grona romantyczek, ani nawet nie lubiła gór. Sportowe buty w białym kolorze wydawały się pasować do jasnoniebieskich leginsów, oraz sportowego topu.
To, że stała teraz na skraju ziemistej ścieżki, pośród wysokich traw zawdzięczała by najmniej nie sobie. Ciężkie treningi, które odbywała od wczesnych lat młodości wymagały nie gościnnych warunków. Organizacja uznała, że górskie stoki masywu Duncana nadają się idealnie do utrzymania odpowiedniego wyglądu młodej damy.
Niewielki domek z drewna i czerwonej cegły, który zbudowano nieopodal, tuż przed zagajnikiem stanowił jednocześnie luksusowy apartament z dobrze wyposażoną salą do ćwiczeń, Spa i elegancką łazienką. Dwa piętra, sporej wielkości balkon, który wisiał nad dwuskrzydłowymi drzwiami, oraz spiczasty dach z brązowej dachówki wydawały się idealnie pasować do krajobrazu.
Starannie otynkowany garaż z płaskim dachem nijako wbijający się w pobliski pagórek na przeciw domu, świecił swoją białością na tle zielonego krajobrazu. Czerwona Honda, która stała na jego podjeździe odwrócona tyłem do otwartej już bramy, wydawała się być symbolem statusu swojej właścicielki. Dobrze wypolerowany lakier, niskie podwozie, a co za tym idzie wydłużony przód nie mieściły się w możliwościach klasy średniej.
Weronika nigdy nie zostawiała w taki sposób auta, a to, że stało tak od rana zawdzięczało jedynie imprezie, która miała się odbyć wieczorem.
Ciągłe dążenie do doskonałego wyglądu cechowało nie jedną dziewczynę w jej wieku. Ona jednak nigdy nie myślała żeby mieć idealnie płaski brzuch, duże piersi i atrakcyjny wygląd. Zawsze to miała, a jedynym warunkiem, jaki stawiali przed nią chlebodawcy było wykonywanie poszczególnych zadań, które polegały na uwodzeniu mężczyzn posiadających jakąś władzę. Decyzja jak daleko się przy tym posunie pozostawała jedynie w jej gestii, dzięki czemu mogła czuć się chociaż odrobinie swobodnie, podczas wykonywania powierzonych misji.
Uwodzenie bogatych dżentelmenów nie należało do specjalnie trudnych. Liczne gierki, w jakie starała się grać ze swoimi partnerami zawsze uchodziły jej na sucho. Ostatni jednak ciągle ją zaskakiwał, co za tym idzie nie znudził się szybko. Sama nawet jakiś czas wcześniej przyłapała się na tym, że podziwia go i myśli o wspólnej przyszłości.
O dziwo nie zwracała najmniejszej uwago na jego spory brzuch, oraz łysinę. Sposób bycia ambasadora, który nie wydawał się atrakcyjny reszcie kobiecego świata, robił na niej nieprzerwanie wielkie wrażenie. On jeden, gdy tylko patrzyli sobie w oczy nie myślał o jakimkolwiek zbliżeniu. Wszystko, czego chciał … całe jego pragnienia koncentrowały się na spędzeniu z nią, chociaż odrobiny czasu, a nie spędzeniu nocy w luksusowym apartamencie.
Jednak myśli, które kiełkowały niczym pączki kwiatów w jej głowie natychmiast więdły w zderzeniu z twardą rzeczywistością. Organizacja przecież nigdy nie dopuści do tego, żeby ich najlepsza agentka w terenie związała się z kimkolwiek, a zwłaszcza z nieświadomym cywilem, który miał być jej kolejnym zadaniem.
Jej wyjątkowo zawzięta natura nie zamierzała jednak odpuszczać w obliczu przyszłych problemów. Już układała plan i wierzyła głęboko, że dzięki niemu uda się chociaż utrzymać kontakty z człowiekiem innym niż wszyscy, jakich udało jej się poznać przez całe życie.
Plastikowe pudełko z niewielkim otworem na kartę, wydało wyjątkowo przyjazny dźwięk, gdy tylko karta klucz znalazła się tam, gdzie być powinna. Pierwsza z dwóch diod na szczycie przedniej części obudowy, zaświeciła się niemrawo na zielono. Oznaczało to w prostej linii, że naszpikowany nowoczesną technologią dom otwiera swoje podboje przed swoją właścicielką.
Potężne drzwi otwarły się na oścież z lekkim skrzypnięciem, a oczom Weroniki ukazał się zwyczajny dywan, który od zawsze leżał na drewnianej podłodze i szerokie wejście do jadalni. Kontem oka wyraźnie było widać kręcone schody prowadzące do sypialni.
Było to jej swojego rodzaju sanktuarium. Nigdy nie sprowadzała tam swoich mężczyzn, a szerokie łóżko z wygodnym materacem w czerwonej pościeli, zawsze służyło jedynie do snu. Niewielka szafka, stojąca przy łóżku z skromnymi drzwiami, zawierała w sobie jedynie butelkę wody mineralnej, którą lubiła czasem popijać.
Czerwona paczka papierosów leżała na blacie stolika, a przezroczysta popielniczka tuż koło niej. Była pusta, a papierosów właściwie nie paliła. Czasem, gdy miała za sobą wyjątkowo podły dzień lubiła zapalić jednego by uspokoić skołatane nerwy.
Drzwi prowadzące do średniej wielkości łazienki znajdowały się w ścianie, tuż przed rogiem łóżka. Tam skierowała swoje pierwsze kroki, gdy tylko przekroczyła próg domu, a drzwi automatycznie zatrząsnęły się za nią.
Zanim weszła stopą na pierwszy stopień schodów pośpiesznie ściągnęła sportowe buty. Dopiero wtedy spokojnie wyszła w białych skarpetkach na pierwsze piętro, a następnie do sypialni. Tam skręciła w kierunku łazienki. Uchyliła drzwi i weszła do środka. Drzwi nigdy nie zamykała.
Czuła się dzięki temu odrobinę bardziej swobodna w świecie nakazów i zakazów, jaki codziennie ją otaczał. Kulista kabina prysznicowa, jaka wystawała z kantu ścian stała otwarta.
Prawdziwe odprężenie dotarła do jej mięśni, dopiero, gdy struga ciepłej wody ochlapała jej twarz. Nie znosiła się pocić, ale z biegiem czasu przyzwyczaiła się do tego i przestała zwracać na to jakąkolwiek uwagę.
Czerwona suknia balowa z najnowszej kolekcji domu mody „Infinity” wisiała już na wieszaku, tylko chwilowo zdobiącym starannie posłane łóżko. Nie lubiła jej. Nawet, gdy jej bogaty kochanek kupował jej ją w prezencie, w jednym z droższych butików w mieście nie zdołała zdobyć jej uznania. Przyjęła prezent, tylko, dlatego, że chciała sprawić mu przyjemność w rewanżu za to, co udało mu się już dawno osiągnąć. Dzięki niemu zawsze zapominała, w jakiej rzeczywistości przyszło jej żyć.
Długo zastanawiała się czy ubrać stanik. Nawet włożyła na siebie ten drogi kawałek materiału, który zasłaniał tylko w połowie wysportowane uda i popatrzyła na siebie w sporym lustrze, które stało po drugiej stronie łóżka.
Chyba tylko dzięki temu, że była to rzecz od jej ukochanego nie poczuła się tanio, a nawet atrakcyjnie. Spodobała się sobie. Jej mokre włosy opadały na ramiona w nieładzie, ale twarz miała radosną. Tak bardzo chciała powiedzieć mu o wszystkim właśnie tej nocy. Nie o organizacji, bo na to jeszcze nie był gotowy. W grę wchodziła jedynie ucieczka gdzieś daleko. Tam gdzie źli ludzie na pewno nie znają pary kochanków. Szczerze powiedziawszy nie miała pojęcia, czy coś mu powie.
Dopiero przy drzwiach wejściowych ubrała stojący tam od rana komplet szpilek. Czarne pasy ze świńskiej skóry, z jakich je wykonano sięgały aż do kolan i wydawały się doskonale współgrać z matowym materiałem wieczorowego stroju.
Wzięła również czarą torebkę, ponieważ nie miała kieszeni na klucze. Odwiesiła ją z jednego, z kołków wbitych w drewniany stojak, na którym wisiało już kilka innych, pasujących do zupełnie innych kompletów ubrań. Tuż pod nimi na samym dole, stały inne pary szpilek i butów sportowych.
Dopiero teraz zadowolona z siebie i życia mogła nacisnąć błyszczącą w świetle lampy stalową klamkę. Jej mokre włosy zdążyły już przeschnąć, a szampon wydawał się zrobić swoje. Idealnie zadbane blond loki wydawały się doskonale współgrać z niebieskim makijażem oczu i czerwoną maskarom na rzęsach. Lubiła siebie i swój wygląd w takich chwilach. Nie uważała siebie za osobę próżną, ale w ostateczności, jak każda kobieta lubiła poczuć klasę.
Delikatnie niczym księżniczka wymykająca się z domu na bal wyszła za próg i delikatnie zatrząsnęła za sobą jedno ze skrzydeł drzwi.
Jednym ruchem otworzyła zamykaną na zamek kieszeń torebki i wyciągnęła z niej klucze. Zdecydowanie nie była zadowolona z faktu, że musiała prowadzić w butach na obcasie, a na dodatek przed imprezą musiała odwiedzić jeszcze jedno miejsce, o którym nikt niewtajemniczony nie miał prawa wiedzieć.

Niewielki sklepik był położony na jednej z wielu bocznych uliczek metropolii. Najbliższa latarnia, położona kilka metrów od drewnianych drzwi wejściowych ze sporych rozmiarów szybą, nie dawała tyle światła, żeby przypadkowy przechodzień mógł cokolwiek zauważyć. Był to nie lada atut, który wpłynął na decyzję organizacji, by tam właśnie ulokować jeden z wielu swoich punktów.
Nietrudno było jednak zauważyć starego sedana, zaparkowanego tuż przed nimi, przy wąskim chodniku. Weronika postanowiła zatrzymać swoją Hondę tuż za nim, chociaż doskonale wiedziała, że odjedzie pierwsza.
Z tego, co wiedziała to była jej ostatnia wizyta pod tym adresem. Podstarzały właściciel narobił ostatnimi czasy wiele szumu w okuł własnej osoby i tym samym stał się niepożądanym światkiem działalności firmy. Wiedzieli o tym wszyscy, poza samym zainteresowanym. Takich tajemnic zawsze się obawiała. Nigdy w końcu nie mogła być pewna, że to nie o niej szeptają wszyscy w okół. Dzięki swoim tajemnicą, o których nie mówiła nikomu czuła się chociaż odrobinę bezpieczniej.
Pomimo ciemności nie trudno było zauważyć, że drzwi wejściowe są uchylone. Weronika nigdy wcześniej nie uczestniczyła w akcjach z użyciem broni palnej, dlatego przestraszona wstrzymała oddech, gdy tylko jej drżąca dłoń dotknęła ołowianej klamki w starym stylu. Zawiasy zaszczebiotały nieco złośliwie, gdy pchnęła ten zniszczony kawałek deski przed siebie, starając się jednocześnie zajrzeć do środka.
Stara i jednocześnie zakurzona lampa wisiała spokojnie na środku sufitu oświetlając swoim mdłym światłem niewielkie pomieszczenie. Przed ladą stał odwrócony plecami do niej wysoki mężczyzna ubrany w czarny garnitur. Twarzy nie widziała, ale dobrze znała tego człowieka.
Spotykali się nie raz. Niby przypadkiem, a jednak celowo. Nigdy jednak nie mieli dostatecznie dużo czasu, by poznać się nieco lepiej. Jego owalna twarz i niemal pedantycznie ogolona głowa z miejsca ją zniechęcały, ponieważ z natury nie ufała takim ludziom. Jednak miał coś w sobie, coś czego jednocześnie się bała, a zachęcało i co gorsza budziło ciekawość.
Zacisnęła nerwowo zęby i przeszła kilka kroków w stronę agenta, trzymając się przy tym jak najbliżej ściany. Obojętnie omiotła wzrokiem całą ladę i zatrzymała go na kasie. Dziękując bogu, że udało jej się nie zobaczyć pierwszego w swoim życiu trupa zapytała najbardziej lodowatym i obojętnym tonem na jaki się zdobyła :
Już po wszystkim ?
Owszem, ale trzeba posprzątać.
Odparł agent jak by do siebie w zamyśleniu, a jego wzrok spoczywał gdzieś dalej, na ścianie za kasą, jednak ona sama nie miała czasu dociekać gdzie. Przynajmniej tego wieczora. Zależało jej na punktualnym przybyciu na imprezę. Wiedziała doskonale gdzie się spotkają i o której. Była w stanie oddać bardzo wiele, żeby tylko nie spóźnić się nawet o minutę, nawet o sekundę nie stracić z tych cennych chwil, których wiecznie było za mało.
Gdzie masz paczkę ?
Mówiąc to odgarnęła ręką włosy z czoła i rzuciła znaczące, pełne wyrachowania spojrzenie.
Jest w samochodzie.
Odparł nie wzruszony agent, którego mina zaczęła weronice przypominać nieruchomy głaz. Dopiero gdy znalazła się przy drzwiach agent odwrócił twarz w bok i dodał, tym razem nieco przyjacielskim tonem :
szukaj w schowku.
Weronika zatrzymała się na chwilę i bez słowa otworzyła drzwi, a gdy nacisnęła klamkę od brązowego sedana, rozejrzała się nerwowo w obie strony. Zupełnie jak by chciała się upewnić, czy nikt jej nie śledził. Zaraz potem, gdy usiadła na fotelu kierowcy skarciła się za to w myślach. Przyciesz nawet gdyby rzeczywiście tak było to z pewnością i tak by nikogo nie zauważyła, a wszelkie nerwowe ruchy mogły zwrócić na nią uwagę.
Pełna napięcia sięgnęła do schowka na dokumenty. Najpierw wyciągnęła jakieś stare mapy, więc rzuciła je na siedzenie pasażera. Nie one były teraz ważne. Wyciągnęła też broń. Uwarzenie przyjrzała się grubej lufie, która zaiskrzyła niemrawo w bladym świetle księżyca. Zaczęła zastanawiać się, czy człowiek z którym ma do czynienia od kilku minut kogoś z niej za bił. Wiedziała jednak, że czas jest luksusem i nie bardzo morze sobie pozwolić na jego bezkarne mijanie. Pospiesznie, ale jednak delikatnie położyła pistolet na mapie.
Dopiero za trzecim razem poczuła w dłoni drewnianą skrzynkę. Delikatnie niczym najcenniejszy i najdelikatniejszy skarb wyciągnęła ją na zewnątrz. W końcu nie mogła być całkowicie pewna, czy jej pracodawcy nie kazali jej przemycić jakiegoś ładunku wybuchowego.
Ostrożnie położyła ją na udach. Gdy tylko na nią spojrzała natychmiast powędrowała myślami do swojego życiowego faworyta. W prost nie mogła doczekać się spotkania, które miało odbyć się raptem za godzinę. Zawsze widywali się w niewielkim zagajniku, gdzie stała stara i zaniedbana altanka. Było to miejsce na tyle dyskretne, że zakochani – a przynajmniej tak jej się wydawało – mogli oddawać się sobie nawzajem, bez ciekawskich spojrzeń kogokolwiek.
Do porządku przywołały ją dopiero światła nadjeżdżającego samochodu, który minął ją nieco za szybko, jak na obowiązujące przepisy ruchu drogowego. Przetarła palcami obu dłoni zmęczone oczy starając się przy tym skupić. Delikatnie otwarła na oścież drzwi i opuściła pojazd, nie wypuszczając skrzynki z rąk.
Nie lada strachu przysporzył jej wyższy o głowę agent, którego w całej okazałości zobaczyła, gdy tylko za trzasnęła drzwi.
- Boże, jak mnie wystraszyłeś !
Opieprzyła go natychmiast, a serce biło jej jak młot. Mężczyzna uśmiechnął się tylko pobłażliwie i odparł :
- Nie zapomnij wyciągnąć od niego numeru pokoju.
- Spokojna twoja głowa.
Odparła opryskliwie pospiesznie go mijając i skierowała się tym razem w stronę swojego auta. Czuła na swoich plecach nijakie spojrzenie człowieka, którego ledwie znała. Zawsze denerwowały ją sytuacje, których do końca nie rozumiała. Była już ukresu wytrzymałości psychicznej gdy dotarła w końcu do swojej Hondy.
Nachyliła się delikatnie by siepnąć klamki i spojrzała odruchowo w stronę mężczyzny. Zamiast niego jednak zobaczyła tylko dobrze już znanego sobie brązowego sedana. Rozglądnęła się jeszcze obojętnie dookoła zastanawiając się, gdzie podział się człowiek, z którym przed chwilą jeszcze rozmawiała. Pełna obaw usiadła na wygodnym fotelu kierowcy i zatrzasnęła drzwi.
Uruchomiła silnik, a wyciągnięte z okazji nocy reflektory oświetliły tylną część sedana przed nią, oraz zamknięte już drzwi od sklepu, z którego jeszcze niedawno wyszła.
- Drań jest całkiem szybki.
Stwierdziła w myślach i wcisnęła lekko pedał gazu. Mijając drzwi do sklepu rzuciła jeszcze na nie okiem, ale myślami była już całkiem gdzie indziej.
Dopiero kilka kilometrów dalej dostrzegła polną drogę. Na szczęście nie była to jej pierwsza wizyta i dobrze znała okolice. Zwolniła i i skręcał w prawo. Kamienie i żwir zaczęły mierzić pod sportowymi oponami, a gdy wyjechała z za pagórka porośniętego sosnami natychmiast dostrzegła drewnianą altankę ze stromym dachem.
Jej osiem ścian, otaczających w kółko osiem ławek było kiedyś pomalowane brązową farbą. Jednak wczesna chemia nie wytrzymała próby czasu, więc pełne sęków drewno wystawało ze szczelin niemal na każdej belce. Szczególnie grube pale, które na każdym załamaniu podtrzymywały dach pełne były wyrytych napisów w różnych językach.
Jeszcze przed wojną okolice były całkiem popularne wśród zagranicznych turystów. Konflikty zawsze dzieliły narody, tak więc turystyka całkiem wymarła nie tylko w tym regionie.
Było to na rękę obojga kochanków. Weronika rzecz jasna nie mogła być całkiem pewna, że gniazdko należy tylko do nich, ale wiedziała jedno. Od pół roku nikt im nie przeszkadzał i to było najważniejsze.
Niestety zdawała sobie również sprawę, że tego dnia nie będzie miała czasu na przyjemności. Organizacja postanowiła zagospodarować jej czas na ten wieczór, a jej rolą było wykonywanie rozkazów przełożonych.
Wysiadła z samochodu i usiadła delikatnie na drewnianej belce. Było już całkiem zimno, więc na pewno przed północą. Spóźnianie się na spodnika biznesowe nie leżało w naturze ambasadora, natomiast to powinno przynajmniej być dla niego szczególnie ważne i na szczęście było. Niebawem światła kolejnego wozu rozdarły mrok i zgasły. Dziewczyna doskonale słyszała trzask zamykanych drzwi, zaś ciemna i skulona sylwetka przemknęła gdzieś w miejscu, w którym wcześniej po raz ostatni widziała światła. Wyszła mu na spotkanie i oparła się o jeden z pali podtrzymujący dach.
W bladym świetle księżyca, który zaczął wyglądać spoza chmur widziała co ma na sobie. Idealnie dopasowany garnitur i czerwony krawat, który wydawał się tylko odrobinę jaśniejszy od całej reszty.
Postać zatrzymała się tuż przed nią i cmoknęła delikatnie w policzek. Ambasador był przynajmniej o połowę czoła niższy od swojej wybranki, dlatego musiał przedtem nieznacznie podnieść brodę. Weronika uśmiechnęła się szeroko i odwzajemniła pocałunek, tym razem w czoło swojego kochanka i przyjaciela w jednym. Oboje przytulili się do siebie delikatnie.
Gdy usiedli na najbliższej ławce wewnątrz altany wzajemnym pieszczotą nie było końca. On bez przerwy starał się wydostać poza granicę rozciągliwego materiału prawą pierś dziewczyny, natomiast ona z całych sił usiłowała dostać się ustami do ust ambasadora. Opamiętanie przyszło dopiero, gdy minęła prawie minuta.
Weronika odepchnęła mężczyznę delikatnie do tyłu, tak że oparł się plecami o załamanie ściany, znajdujące się za nim. Jeszcze nigdy wcześniej nie kosztowało jej tak wiele wysiłku zgaszenie pragnienia, które ją opętało niczym wada z wodospadu. Popatrzyła się na niego niczym wściekła kocica, ale zaraz odgarnęła grzywkę i spuściła wzrok.
Gdy spojrzała na niego ponownie była już spokojna. Odetchnęła głęboko i opuściła smutna ramiona. Doskonale zdawała sobie sprawę, że znienawidzi się za to co zaraz zrobi, jednak dla własnego bezpieczeństwa i co ważniejsze zachowania pozorów swojej lojalności musiała wykonać ten krok.
- Kochanie …
Zaczęła niepewnie.
- Słucham cię najdroższa.
Natychmiast wtrącił, nie czekając aż kolejna wybranka jego życia wypowie ostatnią spółgłoskę.
- Co to za imprezę organizujesz dzisiaj wieczorem ?
Nic takiego, byle przyjecie dla pewnych debili.
Mówiąc to dyszał ciężko i przysunął się jeszcze bliżej kolan dziewczyny, która widząc to natychmiast odsunęła się do tyłu. Przygryzła dolną wargę i znowu spuściła wzrok.
- Wiesz co kochanie ?
Zaczęła z wyraźnym zakłopotaniem starając się jednocześnie unikać wzroku ambasadora, którego zachowanie dziewczyny zaczęło wyraźnie podniecać. Popatrzyła się na niego z wyraźnym zakłopotaniem przez chwilę i spuściła, tym razem nieśmiało wzrok na swoje kolana.
Zawsze o tym marzyłam …
- O czym Najdroższa ?
Mówiąc to znowu się przysunął, tym razem gwałtowniej, dziewczyna wydawała się nie stawiać oporu.
Żeby być blisko ciebie tam w biurze …
Ambasador powlókł wzrokiem po wszystkich ścianach w okolicy z zamyśloną miną.
- w biurze ?
Potem spojrzał na nią z powrotem nieco zdziwiony.
- Tak w biurze … Zawsze byłam ciekawa jak to jest, gdy ktoś może wejść.
- Chryste jak ja cię uwielbiam.
Odrzekł na nowo podniecony ambasador. Najpierw chciał gwałtownie wstać, ale chyba zmienił zdanie bo oklapł z powrotem na miejsce.
dobra, ale będziemy musieli wejść osobno.
Powiedz mi tylko numer .
Odparła już śmielej dziewczyna z nieco zakłopotanym uśmiechem na ustach, ale cały czas patrzyła się na swoje kolana.
- Pięćset sześć !
Krzyknął na nowo podniecony ambasador i wybiegł w kierunku swojego auta. Weronika również podniosła się z miejsca, gdy ten tylko przekroczył próg altanki. Położyła delikatnie dłoń na załamaniu tworzącym wejście i obserwowała w zamyśleniu jak już ledwie widoczny cień wpada do samochodu. Gdy ryk silnika rozdarł ciche jak do tej pory powietrze patrzyła jak samochód gwałtownie cofa i wjeżdża na polną ścieżkę bryzgając przy tym ziemią z tylnych opon.
Dopiero teraz zaczęła naprawdę zastanawiać się co ona przez cały czas widzi w swoim ambasadorze. Facet jest prawie łysy, zaś słowo prawie nie miało przecież zastosowania co do jego sylwetki. Po prostu jej nie było.
Po raz pierwszy od dłuższego czasu miała mętlik w głowie. Nie lubiła tego, po części dlatego, że po czymś takim musiała ustawiać swoje życie od nowa – co zazwyczaj wiele ją kosztowało. Jednak miała nie odparte wrażenie, że tym razem nie tylko ją.
Odpowiedz
#2
witam interesujący fragment
Odpowiedz
#3
Cytat:"Strome szczyty górskie, które wbijały się w pomarańczowe niebo, zrobiłyby by nie lada wrażenie na nie jednym entuzjaście górskich wycieczek. Czerwone słońce chowające się za nimi było marzeniem nie jednego romantyka."
Błąd i powtórzenie w pakiecie.

Cytat:To, że stała teraz na skraju ziemistej ścieżki, pośród wysokich traw zawdzięczała by najmniej nie sobie. Ciężkie treningi, które odbywała od wczesnych lat młodości wymagały nie gościnnych warunków.
Razem, razem.
Stała na skraju ścieżki czy pośród traw?

Cytat:O dziwo nie zwracała najmniejszej uwago na jego spory brzuch, oraz łysinę.
Literówka, drobiazg.

Cytat:Kontem oka wyraźnie było widać kręcone schody prowadzące do sypialni.
Kątem. Całe zdanie mi się nie podoba. Rzadko patrzymy na coś kątem oka, a jeśli już, to trudno w ten sposób zobaczyć coś wyraźnie.

Cytat:Długo zastanawiała się czy ubrać stanik. Nawet włożyła na siebie ten drogi kawałek materiału, który zasłaniał tylko w połowie wysportowane uda i popatrzyła na siebie w sporym lustrze, które stało po drugiej stronie łóżka.
Huh Teraz to jestem w szoku. Próbuję sobie wyobrazić ten stanik.


Cytat:Chyba tylko dzięki temu, że była to rzecz od jej ukochanego nie poczuła się tanio, a nawet atrakcyjnie.
Ani się tanio nie poczuła, ani atrakcyjnie.

Opowiadanie wymaga solidnego szlifu. Piszesz, ale chyba nie poprawiasz. Też tak ostatnio zrobiłem na tym forum i dostałem solidnie po uszach, w dodatku słusznie. Trzeba poprawiać, grzebać w tekście, wracać po przerwie, dalej poprawiać... Tworzenie dobrych rzeczy to ciężka harówa. Dzięki temu czytelnik potem czyta i myśli sobie: "Ale mu się lekko pisze", a tymczasem autor osunął się z fotela i leży pod stołem zadyszany Smile
Odpowiedz
#4
Kompletnie Cię nie rozumiem, Jarosławie. Widziałem twoje pisanie na tym i na innym forum już wcześniej i nie widzę żadnej poprawy. Starasz się, tego nie da się ukryć i masz wysokie mniemanie o swoich utworach, bo krytyka najwyraźniej spływa po tobie potokiem, ale co zamierzasz? Bo z tego, co widzę, jesteś przypadkiem niereformowalnym. Żeby takie byki walić i to z budzącą podziw konsekwencją... Łapanka nie ma tu sensu. Musisz się głęboko zastanowić nad swoją twórczością, bo jest bardzo źle. Pozdrawiam i zachęcam do choć jednej odpowiedzi na komentarze, bo że skonfundowany jestem to mało powiedziane. Już nie wiem co Ci napisać, więc daj znak życia i dowód, że nie jesteś jakimś automatem, co to ludzi w jajo lubi robić. Z głębi serca życzę Ci powodzenia.
[Obrazek: Piecz1.jpg]
"Z ludźmi żyj, jakby widziany przez Boga. Z Bogiem rozmawiaj, jakby słyszany przez ludzi".
Lucjusz Anneusz Seneka
Odpowiedz
#5
Koszmar. To trzeci tekst Twojego autorstwa, który przeczytałem. I jest tak samo źle, jak w przypadku pozostałych. Jarku, nie zamierzam czytać więcej Twoich opowiadań, bo uwagi czytelników masz w czterech literach, a postawa "milczącego mnicha" weszła Ci w krew.
Pozdrawiam
[Obrazek: Piecz1.jpg]
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości