Hej. To znowu ja. Dziwnie się czuję, wstawiając tutaj po raz pierwszy tekst tego typu, czyli nie miniaturę albo wiersz, ale kiedyś musi być ten pierwszy raz. W sumie, jestem średnio zadowolona z tekstu, wydaje mi się niekiedy, że postacie są sztuczne, ale nie umiem zmieniać niczego, kiedy już to napisałam, więc pozostaje mi tylko wstawić to tutaj.
Wulgaryzmy i erotyzm ;D
Pozdrawiam
* Tytuł jest prototypowy, pewnie go zmienię.
I. Opowieści
- Edgar ma świetny towar w rozsądnej cenie, gdyby tylko… - zaczęła ciemnowłosa kobieta siadając na łóżku.
- Nie – przerwała jej kategorycznie blondynka stojąca przy lustrze. – Nie będziemy tego sprzedawać nikomu, nie chcę mieć żadnych kłopotów. – Dziewczyna odwróciła się w stronę przyjaciółki mrużąc swoje nadzwyczaj niebieskie oczy.
- I tak już je masz, więc co tam – stwierdziła brunetka, a jej ton przybrał wyczekujący wydźwięk.
- Wiem, ale… Chyba zdajesz sobie sprawę z tego, jak gliny teraz węszą – blondynka zmarszczyła brwi zaniepokojona i jeszcze raz spojrzała na swoje odbicie w lustrze.
- Dobra, niech ci będzie, Scarlet. Nie będziemy tego sprzedawać, stoi? Chcę się tylko porządnie naćpać – zawołała ciemnowłosa, na co jej towarzyszka wybuchła śmiechem.
- Bella, ty stara ćpunko!
- Nie zapomnij, niewdzięcznico, że przygarnęłam cię, kiedy nie miałaś już gdzie mieszkać! – Twarz Belli przybrała wyraz udawanej surowości.
- Dobrze, mamusiu. Teraz idę spotkać się z panem Parkerem. Dobra partia, przystojny i nadzwyczaj kasiasty – powiedziała Scarlet całując przyjaciółkę w policzek i skierowała się w stronę wyjścia kołysząc biodrami. Będąc już przy drzwiach odwróciła się i rzuciła cicho: - Umówię się z Edgarem na jutrzejszy wieczór.
Czyż życie nie jest piękne?
***
Zaczerpnęła głęboki oddech i usiadła za biurkiem zawalonym papierami. Zamknęła oczy i z zaciśniętymi zębami wyszeptała do siebie:
- Znowuż przeglądanie papierów!
Wzięła pierwszy z brzegu arkusz i pogrążyła się w lekturze. Morderstwo kobiety zamkniętej na cztery spusty w mieszkaniu, odcisku palców znalezione tam, należą tylko do niej i do jej matki. Caroline i Henry tam się udali z całą ekipą, ja muszę wziąć Morrisa i przeszukać mieszkanie matki, pomyślała i ziewnęła szeroko.
Dzień jak co dzień.
Nagle drzwi otworzyły się i do pomieszczenia wszedł mężczyzna. Zmierzwił swoje czarne włosy, spojrzał na siedzącą blondynkę wyzywająco i siadając z gracją na krześle naprzeciwko niej, spytał:
- Heather, nie miałabyś ochoty pójść gdzieś wieczorem?
- Posłuchaj, Jacob – westchnęła i spojrzała na kolegę unosząc wysoko brwi. – Jestem zajęta, mam mnóstwo pracy i coś mi się zdaje, że ty też powinieneś zacząć coś robić, zamiast umawiać się na randki.
- Bez nerwów. Pomyślałem tylko, że moglibyśmy gdzieś razem wyskoczyć, bo akurat mam wolny wieczór… No nie daj się prosić – powiedział uśmiechając się szeroko.
- Dobra, dam ci jeszcze znać później, a teraz wybacz, muszę wyjść. – Blondynka wstała i opuściła pospiesznie pomieszczenie.
- Morris, idziemy! Wyjaśnię ci po drodze! – zawołała szturchając postawnego mężczyznę.
Czyż życie nie jest piękne?
***
Chwyciła torebkę, zarzuciła kurtkę na siebie i skierowała się do wyjścia. Wyciągnęła telefon i wybrała znany sobie numer.
- Jacob, znowu widzę, że szybko uciekłeś z pracy – mruknęła i zachichotała cicho. – Pomyślałam nad twoją propozycją i zgadzam się. Nie musisz po mnie wpadać, poradzę sobie sama. No dobra, skoro nalegasz… Ok, kończę, do zobaczenia. – Rozłączyła się i wyszła na ulicę.
Wyciągnęła papierosa i trzymając go mocno ruszyła chodnikiem. Nagle przed sobą zobaczyła dziewczynę o dość niespotykanym kolorze włosów, prawie białym, identycznym jak jej. Przyspieszyła kroku, aby zobaczyć jej twarz, niestety ta zginęła gdzieś w tłumie. Uroku metropolii…
Czy to była Evelyn?, pomyślała Heather, nie ma takiej opcji przecież, co ona mogłaby tutaj robić?
***
Otworzyła leniwie oczy i ziewnęła szeroko. Fajnie jest odsypiać nieprzespaną noc, pomyślała i wstała z łóżka, kierując się w stronę kuchni. Popatrzyła na zegar i przez jej głowę przeszła tylko jedna, jakże błyskotliwa myśl: mam cholernego kaca i jest już dosyć późno. Usłyszała dzwonienie telefonu i pospiesznie go odebrała.
- Edgar, zupełnie zapomniałam do ciebie zadzwonić – wychrypiała do słuchawki, po czym odchrząknęła i kontynuowała: - O 19 ci pasuje? Dobra, wpadnij do mnie, pa. – Scarlet zakończyła połączenie i przeciągnęła się z zadowoleniem.
***
Wsunęła stopę w wysokie szpilki, wygładziła sukienkę i poprawiła jasnoblond grzywkę. Spojrzała na swoje odbicie w lustrze i uśmiechnęła się szeroko.
- Jacob po raz pierwszy będzie miał okazję, żeby zobaczyć mnie poza pracą – wyszeptała do siebie, sprawdzając jeszcze raz czy dobrze wygląda.
Nagle zadzwonił dzwonek i Heather chwyciła torebkę. Podbiegła do drzwi i wstrzymując oddech na chwilę, otworzyła drzwi. Ujrzała wysokiego czarnowłosego mężczyznę, który szeroko się uśmiechnął, pocałował ją w policzek i wręczył jej czerwoną różę.
- Ślicznie wyglądasz – mruknął i uchwycił kobietę pod rękę.
- Dziękuję, Jacob. To gdzie idziemy? – spytała czerwieniąc się lekko, bo szczerze mówiąc nie miała dużego doświadczenia w kontaktach damsko-męskich.
- Najpierw do kina, później coś zjeść, a później… sama zadecydujesz – odrzekł ściskając ją mocniej, kiedy schodzili schodami w dół.
- Czy ty coś sugerujesz? – spytała patrząc na niego z ukosa.
- Nie no, co ty. Nigdy – mruknął uśmiechając się zawadiacko, po czym otworzył drzwi pozwalając dziewczynie wyjść na zewnątrz.
Jacob, myślę, że po raz pierwszy zastosowałam się do twoich zaleceń i wyluzowałam, pomyślała blondynka przysuwając się do kolegi.
***
Skończyła pudrować nos i ostatni raz popsikała się perfumami. Gdy usłyszała dźwięk dzwonka, wyszła z łazienki skocznym krokiem. Uśmiechnęła się, gdy po otworzeniu drzwi, zobaczyła krótko ściętego blondyna z mnóstwem tatuaży na ramionach.
- Edgar! Właśnie na ciebie czekałam, wejdź – powiedziała śpiewnie, całując chłopaka z policzek.
- Cześć, Scarlet. Gdzie Bella? – spytał wchodząc do mieszkania.
- Gdzieś tam poszła, nie wiem, w każdym bądź razie jej nie ma. – Blondynka wyszczerzyła zęby.
- To dobrze – mruknął Edgar uciekając wzrokiem i usiadł z towarzyszką na kanapie.
- Dlaczego? – Scarlet spojrzała na niego przenikliwie. Miał takie czekoladowe oczy.
- Nieważne. To co robimy?
- Może najpierw zajmijmy się interesami?
- Nie – Edgar pospiesznie wyciągnął jakieś zawiniątko z kieszeni. – Najpierw sobie porządnie wciągnijmy.
- Wstrętny ćpun! – zawołała blondynka, siadając chłopakowi na kolanach i śmiejąc się głośno.
***
- Jacob, mogę ci coś powiedzieć? – spytała Heather próbując powstrzymać śmiech. Jej policzki przybrały kolor dojrzałej wiśni, zapewnie pod wpływem alkoholu, a słowa stawały się coraz śmielsze. Siedzieli w dobrej restauracji i popijali wino.
- Tak – mruknął mężczyzna uśmiechając się szeroko.
- Świetnie się z tobą czuję, żałuję, że nie odkryłam wcześniej, że jesteś taki fajny – zachichotała.
- No cóż, lepiej późno niż wcale… Dobra, to co teraz? – spytał kładąc na stoliku pieniądze za kolację.
- Możemy iść pospacerować po parku. Wieczór jest taki piękny – powiedziała wstając.
- W porządku, chodźmy.
Wyszli z restauracji. Ona – nienaganna panna w małej czarnej i wysokich szpilkach, on – wyluzowany pan w niebieskiej koszuli i dżinsach. Skierowali się w stronę parku, trzymając się za ręce.
- Bardzo się cieszę, że poznałem cię poza pracą – Jacob ścisnął mocniej dłoń Heather.
- Ja też się cieszę – powiedziała kobieta uśmiechając się ciepło.
- W pracy jesteś sumienną, pracowitą i chłodną panią policjant, a prywatnie jesteś fantastyczną, ciekawą i ciepłą kobietą. – Brunet czuł lekko przyspieszone bicie swojego serca.
- Naprawdę tak myślisz? – zdziwiła się Heather i stanęła nagle.
- Jasne, zawsze mówię, co myślę. – Jacob spojrzał na nią uważnie, zastanawiając się jak zareaguje.
- Dziękuję, żadnej mężczyzna nie powiedział mi nigdy czegoś takiego. Zresztą nigdy nie byłam z kimś na poważnej randce, za bardzo byłam zajęta szkołą, a potem pracą, żeby zwracać uwagę na płeć przeciwną. – Heather uśmiechnęła się od niechcenia.
- Może czas to zmienić? – szepnął Jacob przybliżając się do niej i ściskając jej dłoń. – Zaufaj mi.
Zbliżył twarz do niej i głęboko spojrzał w oczy, próbując odgadnąć, co czuje. Dotknął ustami jej ust i położył ręce w talii przysuwając ją jeszcze bliżej do siebie. Czuł jej przyspieszony oddech i gorący język. Zapomniał o całym świecie, zamykając oczy i delektując się jej zimnymi dłońmi na karku. Po chwili oderwali się od siebie.
- Jacob… - mruknęła stykając się z nim nosem. – Dziękuję ci.
- Jesteś cudowna. Wykrzyczę to dzisiaj całemu światu – rzekł głośno wypuszczając z objęć i chwytając bardzo mocno za dłoń.
- Nie przesadzaj – powiedziała, kiedy ruszyli przed siebie.
- Nie przesadzam! – zawołał ściskając jej dłoń jeszcze mocniej.
- Nie jestem… - zaczęła, po czym nagle przerwała i stanęła na ścieżce prosta niczym struna. Wpatrywała się przed siebie oniemiała z szeroko otwartymi oczyma.
- Heather, co się dzieje? – spyał dłośno Jacob rozglądając się dookoła. Nagle zobaczył CO, albo raczej KTO się dzieje. Kilka metrów przed nimi stała zaskoczona kobieta wyglądająca jak Heather i krótko ścięty blondyn z tatuażami na ramionach.
Po kilku sekundach, zanim Jabob zdążył ochłonąć, jego towarzyszka pociągnęła go za rękę w boczną ścieżkę. Z dziesiątkami pytań szedł szybko obok niej. Po chwili kobieta stanęła i gwałtownie runęła w ramiona bruneta.
- O co chodzi? – zapytał, głaskając jej prawie białe włosy.
- Wiedziałam, że ją kiedyś spotkam. To była Evelyn – szepnęła roztrzęsionym głosem.
- Evelyn?
- Tak. Chodźmy do mnie, to opowiem ci wszystko, należą ci się wyjaśnienia – powiedziała spoglądając na jego twarz. Nie będzie to zbyt łatwa noc.
Wzięli taksówkę i po pięciu minutach byli już pod drzwiami mieszkania Heather. Usadowili się w salonie, popijając gorącą i aromatyczną kawę, i wsłuchując się w nocne odgłosy metropolii.
- No, więc, kim była ta kobieta? – spytał Jacob pociągając łyk z kubka.
- Słuchaj uważnie – zaczęła blondynka mrugając szybko oczami, aby się nie rozpłakać. – Miałam… Ech… Do tej pory mam siostrę bliźniaczkę Evelyn. Nie widziałam się z nią dziesięć lat i nie wiem, czy się zmieniła, ale wątpię w to. Byłyśmy podobne z wyglądu, ale charakterami różniłyśmy się bardzo. Ja siedziałam w domu i czytałam książki, ona chodziła na imprezy i zaliczała coraz to innych chłopaków. Ja była tą miłą, grzeczną i pokorną, ona tą pyskatą, arogancką i wyzywającą. Rodzice mieli z nią sporo problemów. Nigdy nie liczyła się z ich autorytetem, wszystkich nas traktowała jak śmieci, bo przecież byliśmy tak inni od niej – Heather zacisnęła pięści, a policzki jej zapłonęły. – Zobaczyłam to dopiero później. Przychodziła do mnie tylko wtedy, gdy miała jakiś problem typu kolejny chłopak ją rzucił, czy spóźniał jej się okres, ale ja tego nie zauważałam, myślałam, że mnie lubi. Gdy rodzice dawali jej szlaban, uciekała w nocy przez okno. Wielokrotnie wracała do domu pijana albo naćpana, a ja byłam tą dobrą, która prowadziła do łazienki, trzymała za rękę. Pewnego razu pokłóciła się z rodzicami, gdy ci dowiedzieli się o kradzieży w sklepie, a wcześniej przyłapali ją z jakimś facetem w jednoznacznej sytuacji w naszym domu. Rodzice byli bardzo konserwatywni. W każdym razie miarka się przebrała i dostała szlaban, typu domowe więzienie o zaostrzonym rygorze. Ona także stwierdziła, że przegięli. Zostawiła mi liściki o treści „Heath, opuszczam ras na zawsze, nie szukajcie mnie. Nie umiem z wami dłużej żyć” i wyskoczyła w nocy przez okno. Nie widziałam jej od tego dnia, aż do dzisiaj. Dziesięć pierdolonych lat, w których moje uczucia zmieniały się od tęsknoty do nienawiści za to, że zniszczyła naszą rodzinę! – zakończyła Heather, a w jej oczach zapłonęły łzy gniewu.
- Co masz zamiar teraz zrobić? – spytał lekko oniemiały Jacob obejmując ją mocno ramieniem.
- Nie wiem! Próbowałam zapomnieć o tym, że mam siostrę, a teraz nagle wszystko wraca! Każde uczucie. – Heather zaczęła żałośnie płakać wtulając się w jego ramię.
- Nie możesz zapomnieć. O niektórych rzeczach po prostu się nie da – szepnął wycierając łzy z jej policzków.
- Wiesz co? – Blondynka poderwała się z sofy gwałtownie. – Spraw, żebym zapomniała.
- Co ty masz na myśli? – spytał zaskoczony mężczyzna.
- Jacob, chcę się z tobą kochać – wyszeptała i ściągając z siebie sukienkę usiadła na jego kolanach. Mężczyzna zmarszczył brwi zaskoczony, ale po chwili zaczął ją całować.
Po kilkunastu minutach pokój wypełniły ich miłosne westchnienia, a ubrania poniewierały się po podłodze. Leżeli na sobie w uścisku, poruszając się rytmem bicia własnych serc. Zatracili się w sobie zupełnie, nie liczyło się nic oprócz tego, że on całuje jej usta, a ona wbija paznokcie w jego plecy.
Szczęście w nieszczęściu, Heather.
***
- Edgar, to gówno jest kurewsko dobre – zawołała Scarlet krzątając się po pokoju.
- Wiem. Słuchaj, jest mi gorąco, idziemy się przewietrzyć, nie wytrzymam tutaj – Blondyn wstał z kanapy i szybko ruszył do drzwi.
- Ej! Poczekaj na mnie! – krzyknęła kobieta i pobiegła w stronę chłopaka. – Ale ty jesteś wstrętny, nie poczekasz na mnie!
- Czekan na ciebie od dobrych trzech lat – mruknął Edgar cicho.
- Co masz na myśli? – zapytała Scarlet marszcząc brwi.
- Wiesz, że mi się cholernie podobasz, tak? Chodźmy do parku! – zasugerował głośno chłopach, gdy byli już na ulicy.
- Ok. Edgar, słuchaj, Bella uważa, że jesteś dla mnie zbyt młody i ogólnie nie jesteś dla mnie. Nie powinnam się wiązać, tylko cię zranię – wyznała i westchnęła głośno. Nie miała jednak ochoty, na rozmowę o uczuciach.
- Wiesz, że nie obchodzi mnie to, co uważa Bella, tylko to, co myślisz ty. Mam dwadzieścia dwa lata, a ty dwadzieścia siedem, pięć lat to nie tak dużo. A co do ciebie, to wiem, czym się zajmujesz i akceptuję to. – Edgar zatrzymał się i popatrzył badawczo na Scarlet.
- Nie wiem, co mam myśleć. Nie chcę myśleć. – Blondynka spuściła wzrok i ruszyła gwałtownie przed siebie.
- Ja wiem. Poczekaj. Kocham cię – zawołał idąc za nią.
- Jesteś naćpany.
- Co z tego? Kocham cię, nawet jeśli ty też jesteś teraz naćpana.
- Wciągałeś i wkręcasz sobie to wszystko – krzyknęła głośno i jeszcze bardziej przyspieszyła kroku.
- Poczekaj Scarlet, jesteś kobietą moich marzeń! – Edgar ruszył za nią i po chwili chwycił ją za dłoń. – Wiem, że tego chcesz, musisz tylko nad tym pomyśleć. Nie bój się, nie zrobię ci niczego. Chodźmy teraz normalnie pospacerować, jakby nigdy nic, dobrze?
- Okej – wyjąkała blondynka, na co chłopak puścił jej dłoń.
Szli przez chwilę obok siebie, ona ze spuszczonym wzrokiem, a on oglądając się szybko dookoła. Nagle Edgar ścisnął rękę Scarlet, na co ona podniosła oczy i zamarła. Kilka metrów przed nimi stała niczym odbicie lustrzane, jej bliźniaczka, prosta jak struna, z mężczyzną, który nie wiedział, co jest grane. Po kilku sekundach siostra Scarlet chwyciła go za rękę i oddaliła się szybko.
- Heather! – wychrypiała żałośnie blondynka i ukryła twarz w dłoniach.
- Scarlet, o co chodzi? – spytał po chwili Edgar zamykając dłoń Scarlet w swojej. Kobieta usiadła na ławce wstrząśnięta do głębi.
- Po pierwsze nie Scarlet, tylko Evelyn – mruknęła bezbarwnie wpatrując się tępo w przestrzeń przed sobą.
- Co do…? – Edgar był już zupełnie zbity z tropu.
- Nie mam na imię Scarlet, tylko Evelyn. Bailey, nie Smithson. Mam siostrę, którą przed chwilą widziałeś i która zawsze była lepsza ode mnie. Zdolna uczennica, grzeczna córka, a ja była wiecznym nieukiem i problemowym dzieckiem. Fajne jest dzieciństwo w cieniu siostry, która na każdym kroku pokazywała swoją przewagę. Znienawidziłam ją, ale nie pokazywałam tego, bo mogła się wraz ze swoją rozległą wiedzą przydać. Później odkryłam, że to wina rodziców i ich też znienawidziłam. Ich i te pieprzone reguły. – Oczy Scarlet zalśniły łzami. – Robiłam wszystko, żeby je łamać. Piłam, paliłam, ćpałam, a nawet kradłam. Pewnego razu złapali mnie na uprawianiu seksu w domu. O mało co mnie nie zamordowali. Później dowiedzieli się o kradzieży ubrań w sklepie. Wtedy to rozpoczęła się wojna. Postanowili mnie pilnować dwadzieścia cztery na siedem, a ja… cóż, postanowiłam uciec. Wzięłam wszystkie oszczędności, zostawiłam siostrze krótki liściki i uciekłam oknem, kiedy wszyscy spali. Pojechałam do Nowego Jorku. Za swoje pieniądze wyżyłam dwa tygodnie i miałam już wracać do domu, kiedy poznałam Bellę. Przygarnęła mnie do siebie i pokazała mi, kim jest matka. Pokochała mnie. Wielokrotnie chciałam do nich wrócić, ale nie miałam odwagi. Nienawiść, którą pałam do nich na początku, zmieniła się w tęsknotę. Nie za nimi samymi, ale za moją straconą młodością. – Scarlet zakończyła wywód, nie przestając wpatrywać się tępo przed siebie.
- Nie wiem co powiedzieć – Edgar był zupełnie zaskoczony.
- Zastanawiam się, czy powinnam jej poszukać, a może lepiej będzie jak nie będę pokazywać się jej w ogóle na oczy. Och, Edgar, czuję się taka nieszczęśliwa – jęknęła cicho.
- Ja też, kochana – mruknął chłopak, przytulając ją mocno.
- Wiesz, obiecuję ci, że pomyślę. Nad tobą i nad Heather, ale nie teraz. Nie mogę – Scarlet wtuliła się w Edgara mocno.
Cudownie. Tak jak w całym twoim życiu, Evelyn.
Wulgaryzmy i erotyzm ;D
Pozdrawiam
* Tytuł jest prototypowy, pewnie go zmienię.
I. Opowieści
- Edgar ma świetny towar w rozsądnej cenie, gdyby tylko… - zaczęła ciemnowłosa kobieta siadając na łóżku.
- Nie – przerwała jej kategorycznie blondynka stojąca przy lustrze. – Nie będziemy tego sprzedawać nikomu, nie chcę mieć żadnych kłopotów. – Dziewczyna odwróciła się w stronę przyjaciółki mrużąc swoje nadzwyczaj niebieskie oczy.
- I tak już je masz, więc co tam – stwierdziła brunetka, a jej ton przybrał wyczekujący wydźwięk.
- Wiem, ale… Chyba zdajesz sobie sprawę z tego, jak gliny teraz węszą – blondynka zmarszczyła brwi zaniepokojona i jeszcze raz spojrzała na swoje odbicie w lustrze.
- Dobra, niech ci będzie, Scarlet. Nie będziemy tego sprzedawać, stoi? Chcę się tylko porządnie naćpać – zawołała ciemnowłosa, na co jej towarzyszka wybuchła śmiechem.
- Bella, ty stara ćpunko!
- Nie zapomnij, niewdzięcznico, że przygarnęłam cię, kiedy nie miałaś już gdzie mieszkać! – Twarz Belli przybrała wyraz udawanej surowości.
- Dobrze, mamusiu. Teraz idę spotkać się z panem Parkerem. Dobra partia, przystojny i nadzwyczaj kasiasty – powiedziała Scarlet całując przyjaciółkę w policzek i skierowała się w stronę wyjścia kołysząc biodrami. Będąc już przy drzwiach odwróciła się i rzuciła cicho: - Umówię się z Edgarem na jutrzejszy wieczór.
Czyż życie nie jest piękne?
***
Zaczerpnęła głęboki oddech i usiadła za biurkiem zawalonym papierami. Zamknęła oczy i z zaciśniętymi zębami wyszeptała do siebie:
- Znowuż przeglądanie papierów!
Wzięła pierwszy z brzegu arkusz i pogrążyła się w lekturze. Morderstwo kobiety zamkniętej na cztery spusty w mieszkaniu, odcisku palców znalezione tam, należą tylko do niej i do jej matki. Caroline i Henry tam się udali z całą ekipą, ja muszę wziąć Morrisa i przeszukać mieszkanie matki, pomyślała i ziewnęła szeroko.
Dzień jak co dzień.
Nagle drzwi otworzyły się i do pomieszczenia wszedł mężczyzna. Zmierzwił swoje czarne włosy, spojrzał na siedzącą blondynkę wyzywająco i siadając z gracją na krześle naprzeciwko niej, spytał:
- Heather, nie miałabyś ochoty pójść gdzieś wieczorem?
- Posłuchaj, Jacob – westchnęła i spojrzała na kolegę unosząc wysoko brwi. – Jestem zajęta, mam mnóstwo pracy i coś mi się zdaje, że ty też powinieneś zacząć coś robić, zamiast umawiać się na randki.
- Bez nerwów. Pomyślałem tylko, że moglibyśmy gdzieś razem wyskoczyć, bo akurat mam wolny wieczór… No nie daj się prosić – powiedział uśmiechając się szeroko.
- Dobra, dam ci jeszcze znać później, a teraz wybacz, muszę wyjść. – Blondynka wstała i opuściła pospiesznie pomieszczenie.
- Morris, idziemy! Wyjaśnię ci po drodze! – zawołała szturchając postawnego mężczyznę.
Czyż życie nie jest piękne?
***
Chwyciła torebkę, zarzuciła kurtkę na siebie i skierowała się do wyjścia. Wyciągnęła telefon i wybrała znany sobie numer.
- Jacob, znowu widzę, że szybko uciekłeś z pracy – mruknęła i zachichotała cicho. – Pomyślałam nad twoją propozycją i zgadzam się. Nie musisz po mnie wpadać, poradzę sobie sama. No dobra, skoro nalegasz… Ok, kończę, do zobaczenia. – Rozłączyła się i wyszła na ulicę.
Wyciągnęła papierosa i trzymając go mocno ruszyła chodnikiem. Nagle przed sobą zobaczyła dziewczynę o dość niespotykanym kolorze włosów, prawie białym, identycznym jak jej. Przyspieszyła kroku, aby zobaczyć jej twarz, niestety ta zginęła gdzieś w tłumie. Uroku metropolii…
Czy to była Evelyn?, pomyślała Heather, nie ma takiej opcji przecież, co ona mogłaby tutaj robić?
***
Otworzyła leniwie oczy i ziewnęła szeroko. Fajnie jest odsypiać nieprzespaną noc, pomyślała i wstała z łóżka, kierując się w stronę kuchni. Popatrzyła na zegar i przez jej głowę przeszła tylko jedna, jakże błyskotliwa myśl: mam cholernego kaca i jest już dosyć późno. Usłyszała dzwonienie telefonu i pospiesznie go odebrała.
- Edgar, zupełnie zapomniałam do ciebie zadzwonić – wychrypiała do słuchawki, po czym odchrząknęła i kontynuowała: - O 19 ci pasuje? Dobra, wpadnij do mnie, pa. – Scarlet zakończyła połączenie i przeciągnęła się z zadowoleniem.
***
Wsunęła stopę w wysokie szpilki, wygładziła sukienkę i poprawiła jasnoblond grzywkę. Spojrzała na swoje odbicie w lustrze i uśmiechnęła się szeroko.
- Jacob po raz pierwszy będzie miał okazję, żeby zobaczyć mnie poza pracą – wyszeptała do siebie, sprawdzając jeszcze raz czy dobrze wygląda.
Nagle zadzwonił dzwonek i Heather chwyciła torebkę. Podbiegła do drzwi i wstrzymując oddech na chwilę, otworzyła drzwi. Ujrzała wysokiego czarnowłosego mężczyznę, który szeroko się uśmiechnął, pocałował ją w policzek i wręczył jej czerwoną różę.
- Ślicznie wyglądasz – mruknął i uchwycił kobietę pod rękę.
- Dziękuję, Jacob. To gdzie idziemy? – spytała czerwieniąc się lekko, bo szczerze mówiąc nie miała dużego doświadczenia w kontaktach damsko-męskich.
- Najpierw do kina, później coś zjeść, a później… sama zadecydujesz – odrzekł ściskając ją mocniej, kiedy schodzili schodami w dół.
- Czy ty coś sugerujesz? – spytała patrząc na niego z ukosa.
- Nie no, co ty. Nigdy – mruknął uśmiechając się zawadiacko, po czym otworzył drzwi pozwalając dziewczynie wyjść na zewnątrz.
Jacob, myślę, że po raz pierwszy zastosowałam się do twoich zaleceń i wyluzowałam, pomyślała blondynka przysuwając się do kolegi.
***
Skończyła pudrować nos i ostatni raz popsikała się perfumami. Gdy usłyszała dźwięk dzwonka, wyszła z łazienki skocznym krokiem. Uśmiechnęła się, gdy po otworzeniu drzwi, zobaczyła krótko ściętego blondyna z mnóstwem tatuaży na ramionach.
- Edgar! Właśnie na ciebie czekałam, wejdź – powiedziała śpiewnie, całując chłopaka z policzek.
- Cześć, Scarlet. Gdzie Bella? – spytał wchodząc do mieszkania.
- Gdzieś tam poszła, nie wiem, w każdym bądź razie jej nie ma. – Blondynka wyszczerzyła zęby.
- To dobrze – mruknął Edgar uciekając wzrokiem i usiadł z towarzyszką na kanapie.
- Dlaczego? – Scarlet spojrzała na niego przenikliwie. Miał takie czekoladowe oczy.
- Nieważne. To co robimy?
- Może najpierw zajmijmy się interesami?
- Nie – Edgar pospiesznie wyciągnął jakieś zawiniątko z kieszeni. – Najpierw sobie porządnie wciągnijmy.
- Wstrętny ćpun! – zawołała blondynka, siadając chłopakowi na kolanach i śmiejąc się głośno.
***
- Jacob, mogę ci coś powiedzieć? – spytała Heather próbując powstrzymać śmiech. Jej policzki przybrały kolor dojrzałej wiśni, zapewnie pod wpływem alkoholu, a słowa stawały się coraz śmielsze. Siedzieli w dobrej restauracji i popijali wino.
- Tak – mruknął mężczyzna uśmiechając się szeroko.
- Świetnie się z tobą czuję, żałuję, że nie odkryłam wcześniej, że jesteś taki fajny – zachichotała.
- No cóż, lepiej późno niż wcale… Dobra, to co teraz? – spytał kładąc na stoliku pieniądze za kolację.
- Możemy iść pospacerować po parku. Wieczór jest taki piękny – powiedziała wstając.
- W porządku, chodźmy.
Wyszli z restauracji. Ona – nienaganna panna w małej czarnej i wysokich szpilkach, on – wyluzowany pan w niebieskiej koszuli i dżinsach. Skierowali się w stronę parku, trzymając się za ręce.
- Bardzo się cieszę, że poznałem cię poza pracą – Jacob ścisnął mocniej dłoń Heather.
- Ja też się cieszę – powiedziała kobieta uśmiechając się ciepło.
- W pracy jesteś sumienną, pracowitą i chłodną panią policjant, a prywatnie jesteś fantastyczną, ciekawą i ciepłą kobietą. – Brunet czuł lekko przyspieszone bicie swojego serca.
- Naprawdę tak myślisz? – zdziwiła się Heather i stanęła nagle.
- Jasne, zawsze mówię, co myślę. – Jacob spojrzał na nią uważnie, zastanawiając się jak zareaguje.
- Dziękuję, żadnej mężczyzna nie powiedział mi nigdy czegoś takiego. Zresztą nigdy nie byłam z kimś na poważnej randce, za bardzo byłam zajęta szkołą, a potem pracą, żeby zwracać uwagę na płeć przeciwną. – Heather uśmiechnęła się od niechcenia.
- Może czas to zmienić? – szepnął Jacob przybliżając się do niej i ściskając jej dłoń. – Zaufaj mi.
Zbliżył twarz do niej i głęboko spojrzał w oczy, próbując odgadnąć, co czuje. Dotknął ustami jej ust i położył ręce w talii przysuwając ją jeszcze bliżej do siebie. Czuł jej przyspieszony oddech i gorący język. Zapomniał o całym świecie, zamykając oczy i delektując się jej zimnymi dłońmi na karku. Po chwili oderwali się od siebie.
- Jacob… - mruknęła stykając się z nim nosem. – Dziękuję ci.
- Jesteś cudowna. Wykrzyczę to dzisiaj całemu światu – rzekł głośno wypuszczając z objęć i chwytając bardzo mocno za dłoń.
- Nie przesadzaj – powiedziała, kiedy ruszyli przed siebie.
- Nie przesadzam! – zawołał ściskając jej dłoń jeszcze mocniej.
- Nie jestem… - zaczęła, po czym nagle przerwała i stanęła na ścieżce prosta niczym struna. Wpatrywała się przed siebie oniemiała z szeroko otwartymi oczyma.
- Heather, co się dzieje? – spyał dłośno Jacob rozglądając się dookoła. Nagle zobaczył CO, albo raczej KTO się dzieje. Kilka metrów przed nimi stała zaskoczona kobieta wyglądająca jak Heather i krótko ścięty blondyn z tatuażami na ramionach.
Po kilku sekundach, zanim Jabob zdążył ochłonąć, jego towarzyszka pociągnęła go za rękę w boczną ścieżkę. Z dziesiątkami pytań szedł szybko obok niej. Po chwili kobieta stanęła i gwałtownie runęła w ramiona bruneta.
- O co chodzi? – zapytał, głaskając jej prawie białe włosy.
- Wiedziałam, że ją kiedyś spotkam. To była Evelyn – szepnęła roztrzęsionym głosem.
- Evelyn?
- Tak. Chodźmy do mnie, to opowiem ci wszystko, należą ci się wyjaśnienia – powiedziała spoglądając na jego twarz. Nie będzie to zbyt łatwa noc.
Wzięli taksówkę i po pięciu minutach byli już pod drzwiami mieszkania Heather. Usadowili się w salonie, popijając gorącą i aromatyczną kawę, i wsłuchując się w nocne odgłosy metropolii.
- No, więc, kim była ta kobieta? – spytał Jacob pociągając łyk z kubka.
- Słuchaj uważnie – zaczęła blondynka mrugając szybko oczami, aby się nie rozpłakać. – Miałam… Ech… Do tej pory mam siostrę bliźniaczkę Evelyn. Nie widziałam się z nią dziesięć lat i nie wiem, czy się zmieniła, ale wątpię w to. Byłyśmy podobne z wyglądu, ale charakterami różniłyśmy się bardzo. Ja siedziałam w domu i czytałam książki, ona chodziła na imprezy i zaliczała coraz to innych chłopaków. Ja była tą miłą, grzeczną i pokorną, ona tą pyskatą, arogancką i wyzywającą. Rodzice mieli z nią sporo problemów. Nigdy nie liczyła się z ich autorytetem, wszystkich nas traktowała jak śmieci, bo przecież byliśmy tak inni od niej – Heather zacisnęła pięści, a policzki jej zapłonęły. – Zobaczyłam to dopiero później. Przychodziła do mnie tylko wtedy, gdy miała jakiś problem typu kolejny chłopak ją rzucił, czy spóźniał jej się okres, ale ja tego nie zauważałam, myślałam, że mnie lubi. Gdy rodzice dawali jej szlaban, uciekała w nocy przez okno. Wielokrotnie wracała do domu pijana albo naćpana, a ja byłam tą dobrą, która prowadziła do łazienki, trzymała za rękę. Pewnego razu pokłóciła się z rodzicami, gdy ci dowiedzieli się o kradzieży w sklepie, a wcześniej przyłapali ją z jakimś facetem w jednoznacznej sytuacji w naszym domu. Rodzice byli bardzo konserwatywni. W każdym razie miarka się przebrała i dostała szlaban, typu domowe więzienie o zaostrzonym rygorze. Ona także stwierdziła, że przegięli. Zostawiła mi liściki o treści „Heath, opuszczam ras na zawsze, nie szukajcie mnie. Nie umiem z wami dłużej żyć” i wyskoczyła w nocy przez okno. Nie widziałam jej od tego dnia, aż do dzisiaj. Dziesięć pierdolonych lat, w których moje uczucia zmieniały się od tęsknoty do nienawiści za to, że zniszczyła naszą rodzinę! – zakończyła Heather, a w jej oczach zapłonęły łzy gniewu.
- Co masz zamiar teraz zrobić? – spytał lekko oniemiały Jacob obejmując ją mocno ramieniem.
- Nie wiem! Próbowałam zapomnieć o tym, że mam siostrę, a teraz nagle wszystko wraca! Każde uczucie. – Heather zaczęła żałośnie płakać wtulając się w jego ramię.
- Nie możesz zapomnieć. O niektórych rzeczach po prostu się nie da – szepnął wycierając łzy z jej policzków.
- Wiesz co? – Blondynka poderwała się z sofy gwałtownie. – Spraw, żebym zapomniała.
- Co ty masz na myśli? – spytał zaskoczony mężczyzna.
- Jacob, chcę się z tobą kochać – wyszeptała i ściągając z siebie sukienkę usiadła na jego kolanach. Mężczyzna zmarszczył brwi zaskoczony, ale po chwili zaczął ją całować.
Po kilkunastu minutach pokój wypełniły ich miłosne westchnienia, a ubrania poniewierały się po podłodze. Leżeli na sobie w uścisku, poruszając się rytmem bicia własnych serc. Zatracili się w sobie zupełnie, nie liczyło się nic oprócz tego, że on całuje jej usta, a ona wbija paznokcie w jego plecy.
Szczęście w nieszczęściu, Heather.
***
- Edgar, to gówno jest kurewsko dobre – zawołała Scarlet krzątając się po pokoju.
- Wiem. Słuchaj, jest mi gorąco, idziemy się przewietrzyć, nie wytrzymam tutaj – Blondyn wstał z kanapy i szybko ruszył do drzwi.
- Ej! Poczekaj na mnie! – krzyknęła kobieta i pobiegła w stronę chłopaka. – Ale ty jesteś wstrętny, nie poczekasz na mnie!
- Czekan na ciebie od dobrych trzech lat – mruknął Edgar cicho.
- Co masz na myśli? – zapytała Scarlet marszcząc brwi.
- Wiesz, że mi się cholernie podobasz, tak? Chodźmy do parku! – zasugerował głośno chłopach, gdy byli już na ulicy.
- Ok. Edgar, słuchaj, Bella uważa, że jesteś dla mnie zbyt młody i ogólnie nie jesteś dla mnie. Nie powinnam się wiązać, tylko cię zranię – wyznała i westchnęła głośno. Nie miała jednak ochoty, na rozmowę o uczuciach.
- Wiesz, że nie obchodzi mnie to, co uważa Bella, tylko to, co myślisz ty. Mam dwadzieścia dwa lata, a ty dwadzieścia siedem, pięć lat to nie tak dużo. A co do ciebie, to wiem, czym się zajmujesz i akceptuję to. – Edgar zatrzymał się i popatrzył badawczo na Scarlet.
- Nie wiem, co mam myśleć. Nie chcę myśleć. – Blondynka spuściła wzrok i ruszyła gwałtownie przed siebie.
- Ja wiem. Poczekaj. Kocham cię – zawołał idąc za nią.
- Jesteś naćpany.
- Co z tego? Kocham cię, nawet jeśli ty też jesteś teraz naćpana.
- Wciągałeś i wkręcasz sobie to wszystko – krzyknęła głośno i jeszcze bardziej przyspieszyła kroku.
- Poczekaj Scarlet, jesteś kobietą moich marzeń! – Edgar ruszył za nią i po chwili chwycił ją za dłoń. – Wiem, że tego chcesz, musisz tylko nad tym pomyśleć. Nie bój się, nie zrobię ci niczego. Chodźmy teraz normalnie pospacerować, jakby nigdy nic, dobrze?
- Okej – wyjąkała blondynka, na co chłopak puścił jej dłoń.
Szli przez chwilę obok siebie, ona ze spuszczonym wzrokiem, a on oglądając się szybko dookoła. Nagle Edgar ścisnął rękę Scarlet, na co ona podniosła oczy i zamarła. Kilka metrów przed nimi stała niczym odbicie lustrzane, jej bliźniaczka, prosta jak struna, z mężczyzną, który nie wiedział, co jest grane. Po kilku sekundach siostra Scarlet chwyciła go za rękę i oddaliła się szybko.
- Heather! – wychrypiała żałośnie blondynka i ukryła twarz w dłoniach.
- Scarlet, o co chodzi? – spytał po chwili Edgar zamykając dłoń Scarlet w swojej. Kobieta usiadła na ławce wstrząśnięta do głębi.
- Po pierwsze nie Scarlet, tylko Evelyn – mruknęła bezbarwnie wpatrując się tępo w przestrzeń przed sobą.
- Co do…? – Edgar był już zupełnie zbity z tropu.
- Nie mam na imię Scarlet, tylko Evelyn. Bailey, nie Smithson. Mam siostrę, którą przed chwilą widziałeś i która zawsze była lepsza ode mnie. Zdolna uczennica, grzeczna córka, a ja była wiecznym nieukiem i problemowym dzieckiem. Fajne jest dzieciństwo w cieniu siostry, która na każdym kroku pokazywała swoją przewagę. Znienawidziłam ją, ale nie pokazywałam tego, bo mogła się wraz ze swoją rozległą wiedzą przydać. Później odkryłam, że to wina rodziców i ich też znienawidziłam. Ich i te pieprzone reguły. – Oczy Scarlet zalśniły łzami. – Robiłam wszystko, żeby je łamać. Piłam, paliłam, ćpałam, a nawet kradłam. Pewnego razu złapali mnie na uprawianiu seksu w domu. O mało co mnie nie zamordowali. Później dowiedzieli się o kradzieży ubrań w sklepie. Wtedy to rozpoczęła się wojna. Postanowili mnie pilnować dwadzieścia cztery na siedem, a ja… cóż, postanowiłam uciec. Wzięłam wszystkie oszczędności, zostawiłam siostrze krótki liściki i uciekłam oknem, kiedy wszyscy spali. Pojechałam do Nowego Jorku. Za swoje pieniądze wyżyłam dwa tygodnie i miałam już wracać do domu, kiedy poznałam Bellę. Przygarnęła mnie do siebie i pokazała mi, kim jest matka. Pokochała mnie. Wielokrotnie chciałam do nich wrócić, ale nie miałam odwagi. Nienawiść, którą pałam do nich na początku, zmieniła się w tęsknotę. Nie za nimi samymi, ale za moją straconą młodością. – Scarlet zakończyła wywód, nie przestając wpatrywać się tępo przed siebie.
- Nie wiem co powiedzieć – Edgar był zupełnie zaskoczony.
- Zastanawiam się, czy powinnam jej poszukać, a może lepiej będzie jak nie będę pokazywać się jej w ogóle na oczy. Och, Edgar, czuję się taka nieszczęśliwa – jęknęła cicho.
- Ja też, kochana – mruknął chłopak, przytulając ją mocno.
- Wiesz, obiecuję ci, że pomyślę. Nad tobą i nad Heather, ale nie teraz. Nie mogę – Scarlet wtuliła się w Edgara mocno.
Cudownie. Tak jak w całym twoim życiu, Evelyn.
you know that we are living in a material world and I'm a material girl.