Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
[Akcja] Droga ku zatraceniu : Szkoła dla naiwnych
#1
Chiński stolik, który stał na środku podróbki perskiego dywanu, jako pierwszy zwrócił na siebie jej uwagę. Dębowe drewno idealnie pasowało do kanapy z brązowej skóry stojącej naprzeciwko niego. Synthia nawet nie wiedziała kiedy znalazła się przy jednym z kantów kanapy. Leżała wygodnie z nogami na stole.
Popatrzyła przez chwilę na stół, a potem na swoje nagie piersi. Były małe, ale za zwyczaj nie miało to najmniejszego znaczenia. Wszyscy faceci byli zdecydowanie pod wrażeniem jej delikatnej urody, owalnej twarzy i wreszcie nienagannej figury. Byłą brunetką o długich do ramion włosach, ale kiedy tylko mogła farbowała je na blond. Wiele by dała również żeby mieć niebieskie oczy, jednak musiała się zadowolić brązowymi.
Spojrzała też na nogi i z pewną ulgą odkryła że ma wciąż na sobie czerwone dzwony z jakiegoś letniego materiału. Musiało być jej nie wygodnie w szpilkach, ponieważ obie leżały beztrosko przy najbliższej nodze stolika.
Chciała przetrzeć oczy ręką, ale gdy nią poruszyła zawadziła o jakieś ciało obok siebie. Nieśmiało spojrzała w tamtą stronę i dostrzegła głowę jakiegoś mężczyzny zadartą do góry nosem. Długie włosy blondyna przerzucone za kwadratowy zagłówek kanapy sprawiały wrażenie tak wyjątkowo zaniedbanych że sama spojrzała w drugą stronę i niezdarnie chwyciła drugą ręką kosmyk swoich. Przyjrzała mu się uważnie. Stwierdzając że nie jest tak źle zaraz odrzuciła je na bok i wyciągnęła obie ręce do góry ziewając przy tym. Zamknęła nie wyraźne usta i dopiero teraz rzuciła jej się w oczy przezroczysta torebka z jakimś sianem stojąca przy najbliższej krawędzi stolika. Trudno było nie za uwarzyć że jest do połowy pusta.
Pamiętała tylko podrzędny bar, przystojnego barmana i kilka piw. Zmierzyła wzrokiem mężczyznę, który wciąż spał smacznie koło niej. Miał co najwyżej dwadzieścia lat. Wytarte jeansy i trampki świadczyły że nie należy do tych ze stałą pracą i jakimikolwiek perspektywami na przyszłość. Żółta koszula z czarnymi konturami statuy wolności przylegała do jego rozbudowanego torsu i ramion. Pochyliła się lekko do przodu i zobaczyła z drugiej strony następną kobietę w samych tylko białych majtkach, które mocno kontrastowały z opaloną skórą.
Dziewczyna miała również czarne włosy i wydawała się trochę grubsza od niej, ale za to młodsza i miała zdecydowanie większe piersi. Płaski brzuch i zadbane paznokcie pomalowane czerwoną farbą. Twarz miała odwróconą w przeciwną stronę, więc nie mogła jej zobaczyć.
Usta Synthii wykrzywiły się w krzywym uśmiechu i wróciła wzrokiem do twarzy mężczyzny i przyjrzała mu się nieco uważniej. Stwierdziła że nie jest aż tak atrakcyjny i nazwała go w myślach kolejnym lowelasem. Dopiero teraz rozejrzała się po pomieszczeniu.
Pokój był mały, poza stolikiem i kanapą stał w nim jedynie czarno biały telewizor w drewnianej szafce. Białe ściany wyglądały nijako, nie mieściły się na nich żadne obrazy. Jedyną ozdobą było troje drzwi, z których dwie sztuki mieściły się za odbiornikiem, a trzecia w bocznej ścianie. Wszystkie były idealnie takie same więc trzeba było wybierać na oślep.
Durze okno za kanapą przysłaniała gruba zasłona, było południe wywnioskowała to po bladym słońcu, które częściowo tylko wydostawało się spoza konturów materiału.
Ubranie, czyli luźna koszula z białego materiału w blado czarne grochy leżała zwinięta w kącie obok zasłony, więc po cichu wstała z kanapy i jak najciszej jak się dało włodarzyła ją przez głowę. Przypominała raczej worek, aniżeli część ubrania. Ogromna dziura na głowę sięgała spokojnie za ramię, zaś faliście zszyty materiał w okolicach pasa sprawiał że miała dodatkowo coś w rodzaju mini.
Szybko stwierdziła że nie trzeba być wprawionym obserwatorem żeby zauważyć że materiał jest cały pomięty i widać jej sutki. Szukanie stanika nie wchodziło w grę, ponieważ zeszłej nocy wcale go na siebie nie włodarzyła.
Handel własnym ciałem z początku nie był dla niej czymś łatwym. Obrzydzeniem napawała ją wizja co dzień innego przerodzenia w sobie, wreszcie ocierania się o spocone ciała jakiś wyjątkowo nie atrakcyjnych facetów. Szybko jednak okazało się że nie musi wcale tak być. Miała wyłącznie samych atrakcyjnych mężczyzn, a tych na których żal było popatrzeć spławiała niebotyczną sumą.
Sytuacja jednoznacznie wskazywała na to że raczej tej nocy nic nie udało jej się zarobić, a jeżeli do czegoś doszło to z pewnością nie dostanie za to wynagrodzenia.
Podirytowana podniosła tym razem nie dbale szpilki na grubej podeszwie spod stołu, jednak zdecydowała się ich nie ubierać, ponieważ drewniane podeszwy mogły narobić sporo hałasu pomimo dywanu na podłodze. Skierowała się na palcach w kierunku jak sądziła drzwi wejściowych do mieszkania, które były w z prawej części ściany przed nią. Delikatnie nacisnęła klamkę i możliwie najciszej otworzyła drzwi.
Zobaczyła przed sobą oświetlone pomieszczenie, przy pomocy mocnych lamp. Wszystkie wisiały na stalowych poręczach, przymocowanych na długich kikutach do również białych ścian. Kwadratowy stół wyraźnie stary i zniszczony stał na środku. Meble, które nieco przypominały blat z każdej kuchni stały przy każdej z nich.
Wielkie donice z zielonego plastiku i jakieś liściaste rośliny wystające z nich niczym paprocie stały na każdym z osobna.
Zaniepokojona spojrzała przez ramię czy nikt z tyłu się nie obudził. Kiedy znowu nie dowierzając własnym oczom spojrzała na swoje najnowsze odkrycie szybko zaczęła myśleć jak to wykorzystać. Oczywiste było że to wszystko jest warte tysiące dolarów, które z pewnością bardzo by się jej przydały. Instynktownie spojrzała pod stół i znalazła to czego szukała. Dwie drewniane skrzynki stały pośrodku cienkiej deski pod blatem, zamocowanej do nóg.
Ostrożnie położyła na blacie stołu szpilki i wyciągnęła pierwszą ze skrzynek do góry. Delikatnie otworzyła wieczko i nie mogła uwierzyć własnemu szczęściu, ponieważ była pełna suszonej zieleniny, co w prostej linii oznaczała że nie będzie musiała marnować czasu na odcinanie krzewów. Wyciągnęła następne i położyła na pierwszym. Cofnęła się o krok i jeszcze raz oceniła sytuację.
Szybko doszła do wniosku że nie ma szans zabrać obu, więc będzie musiała wziąć jedną. Niczym grzeczna dziewczynka, mająca nadzieję że dorośli nie zorientują się że źle postąpiła, kiedy posprząta odłożyła drugą na miejsce. Szpilki wylądowały w prawej ręce, natomiast skrzynka przy lewym boku. Zdecydowanie nie chciała marnować czasu na dyskretne zamykanie za sobą drzwi, dlatego zaraz po powrocie do salonu natychmiast położyła buty obok drugich drzwi. Nacisnęła na klamkę i w końcu drzwi wejściowe stanęły przed nią otworem.

Podłużny taras, zabezpieczony aluminiową barierką, który mijał pięciorga drzwi do innych mieszkań wbijał się w ścianę jakiegoś budynku obok. Nieśmiało wyjrzała na zewnątrz. Kilka metrów dalej widać było schody. Podniosła szpilki i rzuciła je na zewnątrz. Kiedy wyszła natychmiast poczuła w stopach nieprzyjemny chłód kafelek, którymi wysłano cały balkon. Zamknęła jak najszybciej drzwi i wreszcie włożyła szpili. Karkołomnym sprintem dotarła do kamiennych schodów. Trzymając się obręczy, tak żeby nie spaść kilkoma susami pokonała ostatnią przeszkodę.
Znalazła się na ulicy. Przechodnie wydawali się nie zwracać najmniejszej uwagi na zaaferowaną dziewczynę z tajemniczym pakunkiem.
Ciepły wiatr od zachodu rozwiewał kosmyki jej włosów i zmarszczył materiał koszuli tak że oblepiał jej nagie ciało uwydatniając płaski brzuch i kontury nagich piersi. Rozejrzała się dookoła i ruszyła przed siebie żołnierskim krokiem, a że południowe słońce z uporem maniaka atakowało jej oczy zmarszczyła brwi. Kiedy dotarła do najbliższego przystanku przecisnęła się z trudem przez grupkę oczekujących. Dotarła pod niebieska wiatę. Spojrzała z ukosa na rozkład jazdy, wiszący na jednym z filarów i z satysfakcją odkryła że jeździ tamtędy autobus do jej mieszkania. Wystarczyło tylko poczekać.

Drzwi zaskrzypiały, jak to miały w swoim zwyczaju, kiedy je otwierała. Przekroczyła próg swojego mieszkania. Okrągły stół z drewna sosnowego, otoczony czterema zniszczonymi krzesłami ciągle stał na swoim miejscu, zaś ciemne deski podłogi były równie przegniłe jak zawsze. Pomalowana na biało rama łóżka, chyba jeszcze z przed wojny stała tuż obok wejścia. Materac na niej był mocno zużyty, ale to akurat wydawało się najmniej dokuczliwe.
Znacznie bardziej brakowało jej toaletki, której funkcję pełniło drewniane krzesło, stojące zaraz obok ramy. Spoczywały na nim wszystkie potrzebne na co dzień kosmetyki. Zadanie przechowywania ubrań zdawał się wypełniać spory kufer przy oknie. Synthia wiecznie zamykała go na klucz, ze strachu przed złodziejami. Trzymała tam wszystkie pieniądze.
Oprócz salonu do dyspozycji Synthii pozostawała łazienka, do której drzwi niemal zawsze otwarte znajdowały się po lewej stronie od wejścia. Dużo światła zapewniało trzy częściowe okno, którego górna rama sięgała niemal że wysokiego sufitu. Podobnie jak biała farba z desek framugi, tak i z sufitu wydawała się schodzić całymi płatami.
Telefon, który był chyba najrzadziej używaną rzeczą w mieszkaniu teraz bardzo jej się przydał. Czerwone urządzenie, zaopatrzone w talerz z przezroczystego plastiku do wykręcania numeru wisiał na ścianie tuż przy drzwiach.
Szybko podeszła do blatu stołu i niemal że z namaszczeniem położyła na im swój skarb.
Drewno narobiło trochę hałasu, ale to już nie było szkodliwe. Odwróciła się i podniosła słuchawkę. Wykręciła dobrze znany sobie numer, kiedy ktoś odebrał stwierdziła z łamaną angielszczyzną :

- mam coś dla ciebie – i odłożyła słuchawkę na miejsce.

Niepewna swojej decyzji wróciła do stołu i usiadła na jednym z krzeseł. Oparła się wygodnie o drewniane oparcie i położyła łokieć na blacie stołu. Czekała jakieś dziesięć minut zanim klamka w drzwiach wejściowych zazgrzytała i ktoś otworzył drzwi.
Czarny facet z bogato kręconymi włosami w kształcie okręgu zdecydowanie wszedł do mieszkania nie zamykając za sobą drzwi. Był wysoki, i szczupły. Miał na sobie popielate dzwony i białą koszulę od garnituru z niedopiętym górnym guzikiem, którego jedyną funkcją wydawało się odsłanianie lichego torsu mężczyzny.
Wglądał zdecydowanie elegancko ponieważ dolna krawędź koszuli wsadził za czarny pasek ze skóry. Czarne trzewiki, które niezmiennie wyglądały elegancko wydawały się zdecydowanie gruntować wizerunek ulubieńca wszystkich teściowych.

- co dla mnie masz ?

Spytał z niemal że urzędniczą miną. Synthia w odpowiedzi otworzyła delikatnie wieczko skrzynki na oścież, a mężczyzna podszedł góra cztery kroki do przodu żeby zobaczyć jej zawartość.

- niezłe, ile chcesz
- 600

Mężczyzna nie bez wahania sięgnął do kieszeni i wyciągnął plik banknotów. Kiedy położył je na stole i spytał patrząc jej głęboko w oczy :

- chcesz zarobić więcej ?
- Nie, nie prześpię się z tobą
- Nie o to chodzi
- a o co ?
- Powiedz mi z skąd to masz, dostaniesz kolejne 600

Synthia z kalkulowała że raczej nie da rady wziąć więcej z kryjówki i odparła :
- Dobrze.

Mężczyzna w odpowiedzi położył dodatkowe banknoty, w tym samym miejscu co poprzednie is twierdził oschle:

- Pojedziesz z nami
- To konieczne ?
- Jak najbardziej, wolę mieć cię przy sobie
- Za dodatkowe 100
- Do zobaczenia wieczorem wieczorem

Kiedy odwrócił się na pięcie i wyszedł tym razem zamykając za sobą drzwi szybko zdała sobie sprawę z tego że będzie tego żałować. Johan, bo tak miał na imię nie należał do miłych gości. Pośród wielu zajęć, którymi parał się na dzielnicy był najbardziej utalentowanym ekspertem od długów. Jego klienci, którzy mieli pecha się z nim zadać lubili często znikać bez śladu.
Synthia sama nie wiedziała czy policja w tamtych stronach rzeczywiście była taka nie udolna, czy po prostu miał ich wszystkich w kieszeni. Jako przyjaciel, albo tylko sojusznik był postacią nie do przecenienia. Problem tylko w tym że lepiej było zawsze schodzić mu z drogi.
Gdy mężczyzna zamknął za sobą drzwi z głuchym hukiem natychmiast wstała. Nigdy wcześniej nie widziała na oczy takiej sumy. Teraz mogła nawet iść na tygodniowy urlop, zabawić się. Jednym ruchem podniosła ze stołu plika banknotów i szybko wsadziła sobie do tylnej kieszeni spodni, starając się jednocześnie wmówić sobie że wszystko będzie w porządku i z takim specjalistą od mokrej roboty nic jej nie grozi. Nadal pełna obaw pchnęła drzwi od łazienki i odkręciła kurek w przedwojennej wannie.

Czerwone słońce chyliło się ku upadkowi za linią bloków na horyzoncie. Purpurowe niebo, które od nie dawna stawało się coraz ciemniejsze nie nosiło na sobie ani jednej chmury.
Synthia, która starała się jakoś zabić czas wróżąc sobie przy stole ze zniszczonej talii kart tarota nadal nie była w najlepszym humorze. Karty nieustannie twierdziły że szykuje się jakaś zmiana. Synthia nie miała pojęcia jaka, ale w połączeniu z jej złymi przeczuciami obraz przyszłości nie wydawał się zbytnio optymistyczny.
Zrezygnowana odłączyła karty na bok. Była już przebrana. Miała na sobie jeansowe dzwony i wyjściową koszulę w białym kolorze. Włosy spięła w kucyk, a oczy jak zwykle podkreśliła czarną kredką. Zrezygnowała ze szpilek na rzecz czarnych trampek, ponieważ nie wiedziała do końca na czym miała polegać jej rola. Oczywistym wydawało się że będzie tylko obserwatorem, lecz mimo wszystko wolała się zabezpieczyć.
Punktualnie o ósmej drzwi wejściowe do jej mieszkania otworzyły się na oścież. Johan, który również zmienił ubranie przedstawiał się jeszcze bardziej ponuro. Czarne spodnie i czarna koszula, z pod której widać było kolbę pistoletu nie zrobiły na niej dobrego wrażenia. Syntha nie wnikała czy to rzeczywiście pistolet tylko posłusznie wstała i ruszyła w kierunku Johna, który widząc jej napiętą minę kiedy go mijała stwierdził oschle :
- To będzie jak spacer po parku mała

Nie uwierzyła w ani jedno jego słowo, tylko skierowała się na duł wzdłuż drewnianych schodów, nie zatrzymując się nawet na chwilę.

Czarna noc zalała ulice zmuszając przy tym setki latarni ulicznych do pracy. Synthia razem z Johanem i jego białym partnerem, który miał na swoim muskularnym ciele całą kolekcję więziennych tatuaży i ogoloną głowę. Jechali zielonym Fordem na spotkanie przeznaczenia. Dziękowała bogu że pozwolili jej siedzieć z tyłu. Jakoś nigdy nie lubiła jazdy na przednim siedzeniu. Zanim ruszyli szczegółowo opisała trasę, więc zdołała wydrzeć jeszcze chwilę spokoju dla siebie.
Prowadził Johan, zaś jego kumpel siedział na siedzeniu tuż obok i bawił się bronią. Jego beztroskie zachowanie niepokoiło kobietę. Przecież w każdej chwili mogli minąć radiowóz i zostać zatrzymani. Jednak kiedy nadeszła chwila prawdy nic takiego się nie stało. Dwaj funkcjonariusze moneli ich jakby nigdy nic. Nie przeszkodziło to jej żołądkowi podejść do gardła, co paradoksalnie przypomniało jej że nie jadła kolacji. Kiedy zobaczyła jak radiowóz znika za kolejnym zakrętem zabrakło jej powietrza, więc pośpiesznie uchyliła okno.
Widzę że to twój pierwszy raz mała.
Stwierdził sąsiad Johana i przeładował broń i dodał beztrosko z meksykańskim akcentem :
To będzie jak zabrać dziecku cukierka, wież mi, znam się na tym.
Kiedy dotarli wreszcie na miejsce Johan zgasił reflektory i zaparkował nieopodal budynku celu.
Synthia zostajesz tutaj i nie ruszaj się choć by nie wiem co.
Rozkazał Johan naciskając na klamkę i otwierając drzwi.
- Ładna okolica.
Stwierdzi nieznajomy patrząc za okno i dodał ze szczyptą czarnego humoru.
Ciekawe jakie mają tutaj szkoły.
Synthia zrobiła wielkie oczy i odparła :
- nie mam zielonego pojęcia.
Kiedy zobaczyła jak Johan przebiega przez ulicę zapytała zdziwiona :
- a ty nie idziesz kolego ?
- spokojnie ja tu jestem jako swoiste zabezpieczenie. Czterysta dolców, a ja nawet nie wychodzę z samochodu, życie jest piękne.

Popatrzył się na nią niczym cwaniak z podstawówki i w szerokim uśmiechu pokazując w ciemności białe zęby. Synthia od razu zauważyła że brakuje mu jednego.
Cztery strzały rozdarły powietrze, a wszystkie psy w okolicy zaczęły ujadać, jak na zawołanie.
no i jednak nie jest tak łatwo

Stwierdził wyraźnie nie zadowolony mężczyzna i natychmiast wybiegł z pistoletem na zewnątrz. Rozejrzał się dookoła zanim przebiegł przez ulice i wpadł na dobrze znane Cynthii schody. Widziała jego sylwetkę w świetle rzadkich latanii, wywnioskowała natychmiast że pobiegł na górę. Siedziała teraz spięta niczym łobuz czekający na karę, na dywaniku u dyrektora.
Kolejne salwy rozdarły powietrze, a w oddali słychać było już syreny policyjne. Szybko zajęła miejsce kierowcy i nerwowo zapaliła silnik. Była gotowa w każdej chwili ruszyć z kopyta, jednak zdecydowała się jeszcze chwilę zaczekać. Cenne sekundy mijały, a nic się nie działo, może poza ujadaniem psów.
Kiedy padły następne strzały zobaczyła w ciemności kulejącego mężczyznę, który biegł w jej kierunku. Zatrzymał się na środku ulicy żeby wystrzelić na oślep jeszcze trzy razy i to był błąd.
Kiedy padły kolejne dwa strzały z przeciwnej strony wywrócił się na wznak. Więcej argumentów nie było jej trzeba żeby nacisnąć gaz do dechy.
Samochód z wyraźnie podrasowanym silnikiem zabuksował w miejscu i z rykiem ruszył przed siebie z taką prędkością że Synthia ledwo zdążyła skręcić przed najbliższą latarnią. Pech chciał jednak że kawałek dalej minęła radiowóz, a funkcjonariusze natychmiast zorientowali się że coś jest nie tak i zawrócili radiowóz.
Synthia natychmiast zerknęła w lusterko i zobaczyła że jest ścigana. Niczym w transie zmieniała biegi na coraz wyższe, a wskazówka okrągłego prędkościomierza coraz bardziej zbliżała się do prędkości maksymalnej. Slalomem minęła dwa przypadkowe samochody i wypadła na jezdnię szybkiego ruchu.
Tam już było o wiele gorzej. Większy ruch był swojego rodzaju sprawdzianem jej umiejętności. Jakimś cudem udało jej się dotrzeć do pierwszego skrzyżowanie, jednak wszystkie światła nad jezdnią świeciły się na czerwono.
Odruchowo nacisnęła pedał hamulca żeby nie uderzyć w cztery kolumny samochodów przed sobą, jednak nabrała już zdecydowanie za wysokiej prędkości. Odruchowo skręciła kierownicą w prawo i uderzyła w nie bokiem.
Wszystkie szyby rozpadła się na setki małych kawałków a rozdzierający krzyk gnącej się blachy od strony kierowcy zaatakował potężnie jej świadomość. Drzwi, które wtargnęły do wnętrza uderzyły ją z takim impetem że ciało odbiło się od nich i wylądowało pomiędzy siedzeniami.
Kiedy otworzyła oczy czuła ogromny ból w ramieniu. Modląc się w myślach żeby to nie było złamanie wydostała się z pojazdu przez uchylone już drzwi pasażera. Poczuła chłodne powietrze na policzkach i nosie, zaś z oddali dobiegał dźwięk nieustannie zbliżającej się syreny wozu policyjnego. Jedyną sprawną ręką poprawiła rozczochrane włosy i rozejrzała się dookoła.
Wyraźnie zainteresowani przechodnie, którzy na co dzień pilnują własnych spraw teraz przyglądali się temu co się stało z nie małym zainteresowaniem.
Gapie otaczały ją czelnym łukiem. Samochód policyjny, którego kierowca zdecydowały się na o wiele bezpieczniejszą jazdę był jeszcze spory kawałek za nią.
Synthia natychmiast musiała coś wymyślić, przecież nie mogła zostać aresztowana. Ruszyła w kierunku wielu przy tej drodze ślepuch uliczek. Przepchnęła się przez kordon ciekawskich i wbiegła w nią.
Ledwie biegła z wykrzywioną twarzą z bólu. Kiedy dotarła do ściany niemal uwierzyła że to koniec. Już chciała grzecznie siąść i czekać aż zły los się dopełni, kiedy zauważyła białe drzwi. Nerwowo nacisnęła klamkę, a one ustąpiły i otworzyły się do zewnątrz. Wpadła do środka i zamknęła je za sobą. Natychmiast zdała sobie sprawę że znalazła się w ciemnym pomieszczeniu, dlatego zaczęła macać boczne ściany w poszukiwaniu włącznika. Znalazła go, a małe i długie pomieszczenie oświetlił oślepiający blask jarzeniówki, która wydawała typowy pomruk. Przy obu najdłuższych ścianach stały jakieś stare i zakurzone meble. Nie zastanawiając się nad tym zbyt długo zaczęła przesuwać najbliższą z nich tak żeby zablokować drzwi. Kosztowało ją to nie mało wysiłku, ale udało się. Drzwi głucho zadudniły od uderzenia kantu i wreszcie mogła odetchnąć. Nagle ktoś szarpnął za klamkę, pierwszy raz i drugi. Spokój.
Synthia po raz kolejny odetchnęła z ulgą. Dopiero terasz poczuła wilgoć na czole, znacznie inną niż pot. Podniosła dłoń i dotknęła czoła. Kiedy spojrzała na palce zobaczyła czerwoną plamę.
Dopiero teraz zrzuciły jej się w oczy kolejne drzwi na przeciwko pierwszych. Powoli, jak najciszej nacisnęła plastikową klamkę i uchyliła je nieco. Zajrzała przez wolną przestrzeń, ale zobaczyła tylko ścianę z białych kafelek, więc otworzyła je nieco szerzej.
W oddali było słychać słabe odgłosy rozmów i szczęk talerzy. Upragniony przez nią zlew znajdował się przy ścianie obok drzwi.
Czuła że szczęście zaczęło się wreszcie do niej uśmiechać.


Odpowiedz
#2
Brrrrrr - co to jest?
Okropne - błędy ortograficzne na poziomie kardynalnym.
Składnia - też opisowo-szkolna i to ledwie dostateczna.

Zadedykuję autorowi fragment jego tekstu:

Trudno było nie za uwarzyć że jest do połowy pusty.
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt. [L. Wittgenstein w połowie rozumiany]

Informuję, że w punktacji stosowanej do oceny zamieszczanych utworów przyjęłam zasadę logarytmiczną - analogiczną do skali Richtera. Powstała więc skala "pozytywnych wstrząsów czytelniczych".
Odpowiedz
#3
Popieram Nataszę, miałem się zabrać za komentowanie, ale po kilku linijkach wymiękłem.

Kilka ogólnych porad dla Ciebie, żebyś trochę ruszył naprzód, a wtedy na pewno Twoje prace będą sporo lepsze:

A) Zaczynaj zdania od wielkich liter. Także dialogi.
B) Wklejże ten tekst w Worda i postaraj się, aby było jak najmniej czerwonych podkreśleń. Edytor wyłapie Ci błędy.
C) Znaki zapytania, kropki, przecinki - nie oddzielaj ich spacją, one muszą być zaraz po ostatniej literce.


Nie ma się co obrażać, tylko bierz się do roboty, zastosuj się najpierw do tych porad, popraw tekst, a potem pogadamy o reszcie. Na forum znajdziesz sporo osób, które pomogą Ci w pisaniu swoimi radami, ale wiele może się zrazić widząc, np:
Cytat:- co dla mnie masz ?

Mam takie powiedzonko: obrażają się i poddają tylko słabi. Edytuj i ćwicz, pisz i czytaj.

Pozdrawiam!
Odpowiedz
#4
Ja w pełni popieram moich poprzedników. Jak oni nie dotrwałam do końca - nie dało się.
Mnóstwo błędów różnej maści: od ortograficznych, po składniowe czy interpunkcyjne. Ciężko mi uwierzyć, że ktoś może być dobrym pisarzem, nie znając elementarnej pisowni...
A takie błędy stanowczo utrudniają odbiór tekstu, zniechęcają.
Poczytaj, popraw.
Tyle.
Everything it's possible...

Heart

Odpowiedz
#5
(04-02-2012, 09:25)jaroslaw.juszkiewicz napisał(a): Chiński stolik, który stał na środku podróbki perskiego dywanu, jako pierwszy zwrócił na siebie jej uwagę. Dębowe drewno idealnie pasowało do kanapy z brązowej skóry, stojącej naprzeciwko niego. Synthia nawet nie wiedziała, kiedy znalazła się przy jednym z kantów kanapy. Leżała wygodnie z nogami na stole.
Popatrzyła przez chwilę na stół, a potem na swoje nagie piersi. Były małe, ale za zwyczaj nie miało to najmniejszego znaczenia. Wszyscy faceci byli zdecydowanie pod wrażeniem jej delikatnej urody, owalnej twarzy i wreszcie nienagannej figury. Byłą brunetką o długich do ramion włosach, ale kiedy tylko mogła farbowała je na blond. Wiele by dała również, żeby mieć niebieskie oczy, jednak musiała się zadowolić brązowymi.
Spojrzała też na nogi i z pewną ulgą odkryła, że ma wciąż na sobie czerwone dzwony z jakiegoś letniego ? chyba lekkiego materiału. Musiało być jej nie wygodnie w szpilkach, ponieważ obie leżały beztrosko przy najbliższej nodze stolika.
Chciała przetrzeć oczy ręką, ale gdy nią poruszyła, zawadziła o jakieś ciało obok siebie. Nieśmiało spojrzała w tamtą stronę i dostrzegła głowę jakiegoś mężczyzny, zadartą do góry nosem. Długie włosy blondyna przerzucone za kwadratowy zagłówek kanapy sprawiały wrażenie tak wyjątkowo zaniedbanych, że sama spojrzała w drugą stronę i niezdarnie chwyciła drugą ręką kosmyk swoich. Przyjrzała mu się uważnie. Stwierdzając, że nie jest tak źle zaraz odrzuciła je na bok i wyciągnęła obie ręce do góry ziewając przy tym. Zamknęła nie wyraźne usta nie potrafię sobie tego wyobrazić, tzn jakie???i dopiero teraz rzuciła jej się w oczy przezroczysta torebka z jakimś sianem, stojąca przy najbliższej krawędzi stolika. Trudno było nie za uwarzyć że jest do połowy pusta.
Pamiętała tylko podrzędny bar, przystojnego barmana i kilka piw. Zmierzyła wzrokiem mężczyznę, który wciąż spał smacznie koło niej. Miał co najwyżej dwadzieścia lat. Wytarte jeansy i trampki świadczył,y że nie należy do tych ze stałą pracą (ja mam stałą pracę, dwójkę dzieci, jestem mężatką i nadal chodzę w trampkach/glanach, wytartych jeansach i dziwacznych tshirtach...) i jakimikolwiek perspektywami na przyszłość. Żółta koszula z czarnymi konturami statuy wolności przylegała do jego rozbudowanego torsu i ramion. Pochyliła się lekko do przodu i zobaczyła z drugiej strony następną kobietę w samych tylko białych majtkach, które mocno kontrastowały z opaloną skórą.
Dziewczyna miała również czarne włosy i wydawała się trochę grubsza od niej, ale za to młodsza i miała zdecydowanie większe piersi. Płaski brzuch i zadbane paznokcie pomalowane czerwoną farbą. Twarz miała odwróconą w przeciwną stronę, więc nie mogła jej zobaczyć.
Usta Synthii wykrzywiły się w krzywym uśmiechu i wróciła wzrokiem do twarzy mężczyzny i przyjrzała mu się nieco uważniej. Stwierdziła że nie jest aż tak atrakcyjny i nazwała go w myślach kolejnym lowelasem. Dopiero teraz rozejrzała się po pomieszczeniu.
Pokój był mały, poza stolikiem i kanapą stał w nim jedynie czarno biały telewizor w drewnianej szafce. Białe ściany wyglądały nijako, nie mieściły się na nich żadne obrazy. Jedyną ozdobą było troje drzwi, z których dwie sztuki mieściły się za odbiornikiem, a trzecia w bocznej ścianie. Wszystkie były idealnie dokładnie takie same, więc trzeba było wybierać na oślep. nie chce mi się już robić korekty, po prostu przeczytam. Za dużo tego.
Durze łomatko!!!! okno za kanapą przysłaniała gruba zasłona, było południe, wywnioskowała to po bladym słońcu, które częściowo tylko wydostawało się spoza konturów materiału.


To jest językowa tragedia. Być może przeczytam do końca, ale nie obiecuję, bo ortografy tłuką moją czaszką o biurko. Jest źle...

Cytat:Szukanie stanika nie wchodziło w grę, ponieważ zeszłej nocy wcale go na siebie nie włodarzyła.

umarłam, jestem oficjalnie pokonana, nie dam rady dalej, sorry, zamordowałeś mnie swoją narracją.
Marks BorderPrincess napisał(a):Kto tam był sędzią, bo czegoś nie czaje. Skoro Laik zaledwie kopnął w udo, a Andrzej trafił z pięści w twarz, to czemu Laik wygrał turniej?

Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości