16-12-2011, 20:39
A/N Nie jestem pewna, czy dobrze robię, wstawiając tutaj ten tekst, ale raz się żyje. Mam nadzieję, że mnie nie zjecie. Za zbetowanie, słuchanie moich narzekań i ponagleń bardzo, bardzo dziękuję syriuszowej.
Dla díu, wiesz za co
Jaś Fasola zdaje egzamin na prawo jazdy
Wygodnie usiadł za kierownicą na obitym czarno–pomarańczowym materiałem fotelu. Niemal z namaszczeniem dotknął koła sterowego, dzięki któremu pojazd potrafił skręcać w prawo i w lewo.
— O! Radyjko — powiedział, widząc czarny sprzęt elektroniczny wbudowany w deskę rozdzielczą. Nacisnął połyskujący, kwadratowy guziczek, a w samochodzie rozbrzmiał dźwięk piosenki Thiller Michaela Jacksona. Jaś Fasola zaczął machać energicznie głową, w przód i w tył, wysuwając jednocześnie język. Pochłonięty tą czynnością, nie zwrócił uwagi, że łysy egzaminator jazdy ubrany w białą koszulę z pasiastym krawatem, wszedł do auta i usiadł na miejscu pasażera.
— Panie Fasola, panie Fasola — powiedział mężczyzna, pociągając towarzysza za popielatą marynarkę. Jaś podniósł lewą rękę do góry w mechaniczny sposób, na bok i w dół, uderzając przy tym pasażera. Mężczyzna nie wytrzymał i silnym gestem złapał bijącą go rękę kursanta.
— Panie Fasola, czy możemy już zaczynać egzamin? Jestem Richard Waza i będę pana egzaminatorem. — Silił się na spokój, patrząc na tego idiotę za kółkiem. Zdecydowanie za mało mi płacą, przeszło mu przez myśl.
— Przepraszam — wyjąkał Fasola, szybko wyłączając radyjko i spokojnie siadając w fotelu. Koniecznie musiał zdać ten kurs jazdy, zwłaszcza, że już widział swoje ukochane autko, które było takie zielone i małe. Miłość od pierwszego wejrzenia, Mini Cooper uśmiechał się do niego zza szyby salonu samochodów używanych. Fasola westchnął i przekrzywił trochę głowę w prawą stronę, mrużąc przy tym oczy. Moje maleństwo, pomyślał. I na dodatek niedrogie! Bo tylko dwieście pięćdziesiąt funtów. To sen każdego mężczyzny, kupić wymarzone auto niemal za darmo.
— Możemy zaczynać, panie Fasola? — pytanie skierowane do niego, oprzytomniło go. Dokładnie ustawił wszystkie lusterka, zaciągnął ręczny hamulec i zapiął pasy, a wszystkie te czynności robił z poważnym wyrazem twarzy. Uśmiechnął się wesoło do pana Wazy, który, nie mówiąc nic, zanotował coś w notesie. Fasola złapał oburącz kierownicę i cierpliwie czekał na dalsze instrukcje. Moje zielone autko, niedługo będzie tylko moje, zachichotał pod nosem.
— Bardzo dobrze, widzę, że jest pan przygotowany — pochwalił go Richard, poprawiając przy tym okrągłe okulary na nosie. Po chwili, gdy zapiął pasy i położył notesik na swoich kościstych kolanach, dodał:
— Może pan odpalić samochód i ruszać.
Fasola przekręcił pewnym ruchem srebrny kluczyk, z przyczepionym do niego brelokiem w kształcie motylka. Pojazd odpalił, silnik groźnie zabrzmiał, a szary dym buchnął z rury wydechowej, powodując lekki zarzut auta do przodu. Jaś sam sobie bił brawo za to, że udało mu się włączyć samochód za pierwszym razem, po czym uśmiechnięty spojrzał na Richarda i pokazał mu dwa kciuki do góry.
— Dobrze, dobrze. A teraz proszę pojechać prosto do wyjazdu z placu i skręcić w lewo, na główną ulicę — poinstruował mężczyznę egzaminator. Fasola zmrużył oczy i z całej siły nacisnął pedał gazu. Pojazd gwałtownie ruszył do przodu, powodując, że obaj mężczyźni całymi ciężarami ciała wbili się w fotele. Waza automatycznie nacisnął hamulec po swojej stronie. Gdy auto nie zwalniało, spojrzał w dół i osłupiał. Nie było żadnych pedałów!
— Proszę zwolnić — spróbował mówić opanowanym głosem Richard, ale nie potrafił pozbyć się tego drgania w wydźwięku. Jego notes upadł z plaskiem na podłogę. Fasola z nerwów zahaczył brzegiem buta o drugi pedał, przez co zaklinowała mu się stopa. Szybko przekręcił kierownicą, by nie wjechać w płot, który odgradzał plac do jazdy próbnej od zapełnionej po brzegi ulicy głównej. Richard złapał za ręczny hamulec i próbował zaciągnąć. Czarny prążek nie chciał ani drgnąć. To jakiś koszmar. Pewnie się zablokował, pomyślał, mocno zaciskając palce na hamulcu.
Egzaminator jazdy przeżegnał się, gdy zobaczył, że licznik wybił sto dwadzieścia na godzinę. Próbował spokojnie oddychać, ale nie był w stanie, zwłaszcza gdy patrzył na zadowolonego z siebie Jasia Fasolę, który już trzymał kierownicę jedną ręką, a drugą otwierał okno, by po chwili wystawić dłoń i machać do przechodniów. W ostatniej chwili udało im się nie uderzyć w babcię przechodzącą na pasach. Jedynie głośny dźwięk klaksonu, naciśniętego przez Richarda, sprawił, że kobieta uciekła z krzykiem ze środka ulicy. Jaś nadal nie mógł wyciągnąć nogi, ale czuł się świetnie tak szybko prowadząc. Ten wiatr smagający jego sztywną fryzurę, to drżenie kierownicy, ten but utknięty między pedałami, to jeszcze bardziej przekonało go, że chce mieć prawo jazdy.
— Ale zabawa — powiedział z uśmiechem na spierzchniętych ustach do pana Wazy. Richard spojrzał na niego jak na wariata, zagryzając mocno wargi, niemal do krwi. Ledwo panował nad sobą, by nie krzyknąć i nie wybuchnąć płaczem, jeszcze raz spróbował zaciągnąć hamulec, ale ten po raz kolejny ani drgnął. Co za cholerny złom! Czerwone auto z literką L przyczepioną na dachu właśnie przejechało na czerwonym świetle, powodując karambol samochodów wyjeżdżających z prawej i lewej strony skrzyżowania.
— Spróbuj wyciągnąć ten cholerny but! — krzyczał na Fasolę egzaminator. Richard w desperacji schylił się do nóg kursanta i próbował wyciągnąć blokujący pedały obuwie. Nawet nie zwracał uwagi na wbijający się pomiędzy żebra przeklęty hamulec. Słyszał, jak inni kierowcy wykrzykują niecenzuralne słowa, zapewne pokazują środkowy palec i sfrustrowani trąbią klaksonami. Jaś zdawał się nie zwracać na to uwagi, jakby ogłuchł, a jedyne co widział to drogę przed siebie. Fasola siedział idealnie wyprostowany z bananem na twarzy, a od czasu do czasu kiwał głową w takt muzyki lecącej z radia. Kiedy on je do cholery włączył? Dziwak, pomyślał pan Waza odpuszczając sobie próbę wyciągnięcia stopy kursanta. Na nic nie miał już siły, nawet na wyłączenie tej przeklętej muzyki, której nie znosił. Już chyba złamali każdy możliwy przepis drogowy. Richard spojrzał w przednie lusterko umiejscowione tuż przy szybie, ponieważ usłyszał syrenę policyjną. Ach, no tak: sznur radiowozów już za nimi jechał.
— Zgubię ich — powiedział cicho Jaś i niespodziewanie skręcił w boczną uliczkę. Nawet nie użył świateł przy skręcie, przeszło przez myśl pana Wazy. Egzaminator nagle zbladł, gdy zobaczył przed sobą ceglaną ścianę, w którą nieubłaganie pędzili samochodem.
— Na Boga, zabijesz nas! — wrzasnął. Nerwy wzięły górę i nagle było po wszystkim... BUM!
Richard obudził się z krzykiem, cały zalany potem. Serce tak mu galopowało w piersi, że nie mógł złapać tchu. To tylko zły sen, pomyślał, po czym nerwowo zachichotał.
— Głupi sen — mruknął, ponownie zamykając oczy.
Następnego dnia szedł w kierunku czerwonego samochodu. Spojrzał na notatnik trzymany w ręku. Kogo to dziś będę egzaminować?, przeszło mu przez myśl, a następnie wyczytał imię i nazwisko napisane niebieskim długopisem. Litery układały się w napis, którego wolał nie widzieć: Jaś Fasola. Zamrugał kilkakrotnie, bo nie był w stanie uwierzyć. To jakiś żart? Ponownie przeczytał nazwisko delikwenta, którego miał egzaminować. Fasola. Fasola i Fasola. Litery nie kłamały, a i on nie miał nagłych przewidzeń. Stanął jak wryty, opuścił notatnik i krzycząc, uciekł tak szybko, że aż się za nim kurzyło.
KONIEC