Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Adrenalina
#1
Taki mały wstęp: pierwszy raz napisałem coś w takim klimacie. Wiem, że to straszna słabizna i że się kupy to wszystko nie trzyma. Wstawiam to opowiadanie w nadziei na uzyskanie porad, wskazówek itd.

Adrenalina


Kolorowe dyskotekowe światła kaleczyły półmrok błyskając ze wszystkich stron i drażniąc oczy. Głośna, dynamiczna muzyka wwiercała się w uszy przyprawiającym o ból głowy, wibrującym basem. Młodzieży podrygującej w dzikim tanecznym transie zdawało się to nie przeszkadzać, ale Marta miała dość. Siedziała przy barze, podpierając ręką obolałą głowę i gmerała słomką w pustej szklance. Nie czuła się tu dobrze, to nie było miejsce dla niej. Wolałaby spędzić ten wieczór słuchając Doorsów, albo oglądając jakiś melodramat. Nie miała jednak wyboru. Nie była u siebie „na prowincji”, nie mogła robić tego, na co miała ochotę.
Spędzała wakacje u kuzynki. „Pokażę ci, jak się bawi wielkie miasto” – usłyszała od niej Marta, kiedy wsiadały do taksówki dwie godziny wcześniej. Siedziała więc teraz w podobno wystrzałowych ciuchach Moniki i dławiła się tym klimatem „szałowego” nocnego życia w mieście, które kuzynka uważała za wielką metropolię, będącym w rzeczywistości zaledwie o połowę większe od miejscowości, z której przyjechała Marta. A więc tak się bawi to „wielkie miasto” – zasypiając na siedząco przy barze, albo wykonując idiotyczne, niekontrolowane ruchy w rytm nie różniących się od siebie muzycznych hitów sezonu. Jednym słowem: szał. Szyję dziewczyny oplotła ręka ozdobiona przesadną ilością tandetnych bransoletek a w jej twarz uderzył przesiąknięty alkoholem oddech Moniki.
- Kuzyneczko, przeholowałam. Idziemy do kibla, będę rzygać.

Weszły do pomieszczenia stanowiącego toaletę. Była ona urządzona ładnie i gustownie. Wyłożona jasnozielonymi płytkami, bez śladów wandalizmu. Żadnego urwanego kranu, na deskach sedesowych nie było nawet śladów gaszenia papierosów. Wrażenie psuł jedynie wszechobecny brud. Buty ślizgały się dziewczynom po podłodze pokrytej błotem, na ścianach widniały zacieki z moczu i wymiocin. Marta pomyślała, że z pewnością byłoby tu o wiele czyściej, gdyby toaleta była podzielona na męską i damską.
- Posprzątają, posprzątają – powiedziała Monika i pobiegła do kabiny aby wypróżnić oszalały żołądek.
Marta z trudem znalazła względnie czysty fragment ściany i oparła się o niego plecami. Czekając, aż kuzynka doprowadzi się do porządku, rozglądała się po toalecie. Przez uchylone drzwi ostatniej, przylegającej do ściany kabiny zobaczyła coś, co przykuło jej uwagę. Małe, kwadratowe drzwiczki o wysokości nie więcej niż jeden metr. Podeszła bliżej. Na ścianie w kabinie nie było już płytek, ale pokryta była farbą olejną w ich kolorze. Drzwiczki również pomalowano. Ani w czasie malowania, ani później nie były otwierane – pokryto je tak, że były przyklejone do ściany warstwą farby. Świadczyło to o tym, że wejście w ogóle nie jest używane.
- Co jest za tymi małymi drzwiami w ścianie?
- Nie wiem – odparła Monika wychodząc z kabiny, po czym splunęła na podłogę.
- Może sprawdzimy? – powiedziała Marta bardziej ot tak, niż z rzeczywistej ciekawości.
- Sprawdźmy. Szczerze mówiąc gówno mnie to obchodzi, ale dla ciebie, kuzyneczko, wszystko – uśmiechnęła się drwiąco. Podniosła pustą butelkę po piwie leżącą na podłodze i uderzyła nią o rurę odpływową pod umywalką. Butelka rozpadła się na drobne kawałki. W dłoni Moniki została tylko szyjka. Przeszła chwiejnym krokiem do kabiny. Kucnęła przed miniaturowym wejściem i zaczęła ostrą krawędzią pozostałości po butelce zeskrobywać skorupę farby w miejscu, gdzie drzwi stykały się ze ścianą, aby umożliwić otwarcie ich.
Kiedy skończyła, dały się otworzyć bez większego wysiłku. Skrzypnęła łamiąca się i odpadająca farba na zawiasach i mały korytarzyk stanął przed dziewczynami otworem.
- Proszę, właź, kuzyneczko. Miłego zwiedzania i uważaj, bo tam pewnie jest mnóstwo pająków i innego świństwa.
Marta chwilę się zastanawiała, po czym wśliznęła się do środka. Drzwi za nią zamknęły się z hukiem. Pijanej kuzynce zebrało się na żarty, cudownie - pomyślała.
- Otwórz, nie wygłupiaj się. Tu jest ciemno!
Odpowiedział jej tylko chichot.
- Otwieraj! To nie jest śmieszne!
- A właśnie, że jest – odparła Monika.
Było ciemno. Śmierdziało tak, że zakręciło się jej w głowie. Podłoga była zimna i wilgotna. Dotykając ściany, wyczuła niczym nie pokryte pustaki. Postanowiła udać obrażoną, nie odzywać się, nie krzyczeć. Monice na pewno zaraz się znudzi. Nie będzie się przecież wygłupiać w nieskończoność. Usłyszała, że do toalety wszedł ktoś jeszcze. Kuzynka zaczęła z nim rozmawiać. Śmiali się, żartowali i nagle zrobiło się cicho. Wyszli! Zostawili ją samą! Drzwi nie dało się otworzyć. Próbowała je pchać, uderzała pięściami – nic z tego.
Chwilę później przypomniała sobie, że od zewnątrz przymocowany jest metalowy haczyk. Monika musiała je nim zamknąć. Spróbowała wyłamać go kopnięciem. Bezskutecznie. Była przestraszona i zła. Dopiero, kiedy przestała hałasować i zrobiło się ciszej, usłyszała, że coś jest w pomieszczeniu razem z nią. Mysz? Szczur? Nie! Ani mysz, ani szczur tak głośno nie oddycha! Wyraźnie słyszała przerywany, rzęrząco-świszczący oddech. Czuła, jak robi jej się gorąco, duszno, jak strach oblewa ją potem. Przerażenie odebrało jej głos i zabierało się powoli za przytomność. Nie zemdlała jednak. Odetchnęła głęboko i trochę jej ulżyło. Coś poruszyło się przed nią, słychać było to wyraźnie.
Ciemność nie pozwalała ujrzeć jej choćby zarysu postaci, z którą ją tu zamknięto. Potęgowało to i tak już nabrzmiały do granic wytrzymałości niepokój. Dziewczyna była sparaliżowana strachem, nie mogła się ruszyć choćby o milimetr, nie mogła wydać nawet najcichszego dźwięku.
Istota zbliżała się do niej. Słyszała to. Była coraz bliżej. Marta spodziewała się najgorszego. W oczach wyobraźni stanęły jej jedna po drugiej wszystkie sceny z horrorów, w których okryta mrokiem bestia rozszarpywała jednego z bohaterów. Zacisnęła powieki i zęby. Czekała. Postać przysuwała się do niej powoli, była coraz bliżej. Oblicze stworzenia było już zaledwie kilka centymetrów od jej twarzy. Poczuła na sobie ciepło cudzego oddechu, do jej nozdrzy wdarł się odór mocno zaniedbanej jamy ustnej przyprawiający o mdłości. Coś ją obwąchiwało. Śmierdzący oddech przenosił się po jej ciele. Czuła, jak istota wącha jej włosy, szyję, ramię. Drgnęła, kiedy szorstkie palce dotknęły jej kolana. Kolejny dotyk poczuła na szyli. Dłonie istoty delikatnie przesuwały się po jej ciele. Siedziała w kucki nieruchomo, dając się obmacywać. Nawet, kiedy poczuła rękę na swojej piersi, nie miała odwagi się ruszyć, ani w jakikolwiek sposób zareagować. Stworzenie badało ją dokładnie. Marta z trudem przezwyciężyła przerażenie, zdobyła się na ułożenie myśli w głowie i trzeźwą analizę sytuacji. Wtedy dopiero dotarło do niej, że to człowiek. Człowiek! Dotykały ją ludzkie dłonie! Czuła na skórze ludzki oddech!
Nie potrafiła sobie nawet wyobrazić, że można ludzkiej istocie zrobić coś takiego, zamknąć w takim miejscu i w takich warunkach. Mimo, że widziała to na własne oczy, jej wyobraźnia tego nie ogarniała. Taka okropność znajdowała się daleko poza granicą jej imaginacji.
- Ty jesteś człowiekiem. Mój Boże, człowiekiem… – wyszeptała głosem pełnym współczucia i niedowierzania.
Stworzenie wydało z siebie jęk. Nic więcej.
- Nie potrafisz mówić?
- Potrafię.
Odpowiedź zaskoczyła Martę. Nie spodziewała się takiej, właściwie w ogóle nie spodziewała się odpowiedzi.
- Co tu robisz? Kto cię tu zamknął?
- Ja tu jestem cały czas. Jak jest noc, to ja tu jestem i jak jest dzień, to też tu jestem. Sam tu jestem.
Dziewczynę przeraził jego głos i to, jak mówił. Zdania składał jak dziecko, które dopiero uczy się mówić, które ledwo przyswoiło podstawowe słowa.
- Długo tu jesteś? – walczyła z zaciśniętym gardłem, utrudniającym jej artykułowanie słów. Czuła ból. Wewnętrzne, niematerialne cierpienie. Bolała ją ta istota. Bolała ją krzywda tego człowieka. Cierpiała z powodu każdego jego ruchu i słowa, które wypowiadał.
- Jak byłem mały, bardzo mały, to tata mnie tu przyniósł. I ja tu jestem. Tak trzeba. Tam za drzwiami jest wielki potwór, straszny potwór. Tata mnie ukrył tu przed potworem. Jak wyjdę, to potwór mnie zje. Wychodzić niewolno – tłumaczył. Marta, zaciskając zęby, łkała. Twarz miała zalaną łzami. Czuła się tak okropnie, tak beznadziejnie winna. Odpowiedzialna za to, że chodzi po świecie, na którym żyje ta bestia, ten psychopata, który zamknął tu bezradne, bezbronne dziecko.
Ktoś wszedł do toalety. Trzasnęły drzwi, słychać było kroki. Obcasy uderzały o terakotę, Marta nasłuchiwała, jak ktoś chodzi po pomieszczeniu od ściany do ściany, przystając co chwilę i znów ruszając szybkim, nerwowym krokiem. Skrzypnęła klamka w drzwiach od kabiny a po chwili został zdjęty haczyk w małych drzwiczkach. Oczy Marty zostały zaatakowane przez wściekłą jasność jarzeniówki oświetlającej toaletę.
- Jezu…Marta, przepraszam cię…przepraszam, jasna cholera, przepraszam. Tak mi cholernie głupio, tak mi wstyd… - Monika trzęsącymi się rękami pomogła wyjść kuzynce, odgrywając rolę winowajczyni targanej wyrzutami sumienia. Z tych nerwów jakby nawet trochę wytrzeźwiała.
Marta, zanim cokolwiek powiedziała, zanim wyszła, spojrzała w głębię ciemnego pomieszczenia. Światło nie docierało do końca nory na tyle, by odchodząc, mogła się rozejrzeć. Miała nadzieję ujrzeć istotę, z którą rozmawiała. Zobaczyła wciśniętą w kąt, skuloną niczym embrion postać nakrytą brudnym, dziurawym kocem. Nie próbowała nakłaniać go, by się jej pokazał. Poniekąd nawet go rozumiała. Nie wiadomo, jak długo nie widział ludzi i światła. Nic dziwnego, że czuł lęk.
- Nie bój się. Wrócę tu – wyszeptała, odchodząc.

Do Moniki nie odezwała się ani słowem. Właściwie nawet nie zaprzątała sobie głowy układaniem wiązanki złorzeczeń pod adresem kuzynki. Myślami nadal była tam, w ciemnym pomieszczeniu.
Co w nim było? Dlaczego tam było? Kto tam zamknął tę istotę? Czy to człowiek, jak przypuszczała?
Mnóstwo pytań. Ani jednej odpowiedzi, lub choćby pomysłu, skąd tę odpowiedź wziąć. Cały czas biła się też z myślami, czy powiedzieć o wszystkim Monice.
Zastanawiała się, co robić, czy zabrać go stamtąd. Mogła spróbować, ale nie zrobiła tego. Zostawiła go.
Nie mogła jednak postąpić inaczej, bo co by z nim zrobiła? Trzymałaby w szafie i karmiła ciastkami? Co, jeśli okazałby się niebezpieczny?
Wróci tam. Tak, jak mu obiecała. Nie może go tam zostawić, ani stamtąd zabrać. Trudno w tej sytuacji o rozsądne posunięcie.
Tymczasem, głucha na bezustanne przepraszanie kuzynki, w milczeniu wracała z klubu.

***

Marta nie spała tej nocy. Analizowała zaistniałą sytuację, wyciągała z pamięci każdy szczegół. Dzieliła myśli na dowody, wnioski i domysły.
Mieszkaniec ukrytego pomieszczenia dotykał ją, wyraźnie czuła na skórze ludzkie palce. Rozmawiali ze sobą. Są więc dowody na to, że ta istota jest człowiekiem. Na pewno nie było to dziecko. Mógł to być nastolatek, albo dorosła osoba. Mówił jednak dziecięcym językiem, jakby dopiero był na etapie opanowywania podstawowych słów. Można się więc domyślać, iż zamknięto go tam jako dziecko. Przebywa zatem w tej norze od bardzo dawna. Zresztą farby na ścianach toalety też przecież na pewno nie położono wczoraj, a sposób jej rozprowadzenia po ścianie i drzwiach sugerował, że tych drzwi nikt na co dzień nie otwiera. A jednak ktoś musi przynosić mu jedzenie, wynosić odchody itd. Gdzieś więc musi być jeszcze jeden otwór. Powietrza również tam nie brakowało. Nie ma innego wytłumaczenia, niż to, że ten człowiek, nazwijmy go Maciek, nie został zamknięty w przypadkowym miejscu. Pomieszczenie musiało być zbudowane, lub przynajmniej przerobione na takie, w którym żywa istota będzie mogła przebywać i nie umrzeć z głodu, czy braku powietrza. Skoro wszystko było tak zaplanowane, skoro jakiś bydlak dołożył tylu starań, aby więzić tam Maćka, to znaczy, że bardzo zależało mu na ukryciu go. Dlaczego mu zależało? Tu zostają już do dyspozycji jedynie domysły, dla których trudno o podstawy. Może Maciek jest bękartem. Mógłby być ofiarą porwania, którą trzeba było ukryć, by zatuszować przestępstwo. Albo upośledzonym dzieckiem, którym pogardziła własna matka. Powodów może być wiele, ludzie są zdolni do najgorszych rzeczy.

***

Zbliżało się południe, a Marta nadal nie miała pomysłu, co zrobić z Maćkiem. Musiała wyrwać się z mieszkania kuzynki bez jej towarzystwa. Tylko jak? Co zrobić, by wyjść samotnie nie wzbudzając podejrzeń? Martę denerwował jej brak pomysłowości.
Nagle pomysł przyszedł na ustach samej Moniki.
- Kuzyneczko, mogę wejść? - spytała otwierając bez pukania drzwi pokoju, w którym mieszkała Marta.
- Jasne, wejdź.
Weszła, zamknęła za sobą drzwi i opierając się o nie, mówiła z pokorą w głosie.
- Wiem, że wczoraj zachowałam się idiotycznie, zdaję sobie sprawę, że jesteś na mnie zła. Mimo to liczę, na Twoją wyrozumiałość. Bo widzisz, jest taka sprawa... - zawiesiła głos i zrobiła minę, jakby zastanawiała się nad kolejnymi słowami, które ma wypowiedzieć.
- Jaka? Powiedz po prostu, o co chodzi.
- Wczoraj w klubie poznałam fajnego faceta. Dałam mu swój numer i dziś rano zadzwonił. Umówiliśmy się na spacer, ale jeśli sprawy potoczą się korzystnie, to chciałabym zaprosić go do siebie. Rozumiesz, kuzyneczko...
- Rozumiem. Ma mnie tu nie być – odpowiedziała tonem poirytowanej starszej pani, w myślach jednak skacząc z radości.
- Proszę, zorganizuj sobie jakoś czas wieczorem. Pójdź do kina, albo coś. Na mój koszt oczywiście. Ok?
- Dobra, niech będzie – coraz większy problem miała z odpowiadaniem Monice nie okazując radości. Oto jej problem rozwiązał się sam. Podczas , gdy Monika będzie w domu ze swoim nowym, przygodnym facetem, ona będzie mogła odwiedzić klub Adrenalina – miejsce, w którym wczoraj wszystko się wydarzyło. Pierwszy raz była wdzięczna kuzynce za jej rozwiązłość.


O godzinie dwudziestej Monika poinformowała grzecznie Martę sms-em, że czas już, aby zniknęła z mieszkania. Wyszła więc, wkładając przedtem do torebki latarkę. Po drodze do klubu znalazła otwarty jeszcze sklep spożywczy. Kupiła kilka snickersów i wodę mineralną.
Dotarła do Adrenaliny. Przywitał ją ten sam wprawiający ściany w drganie huk basów, co wczoraj. Przeszła przez główną salę starając się nie zwracać na siebie uwagi. Weszła do toalety. Na szczęście była pusta. Było nieco czyściej, niż wczoraj. Może dlatego, że godzina wcześniejsza. O tej porze, o której była tu wczoraj będzie prawdopodobnie taki sam chlew, jak wtedy.
Nie tracąc czasu, wbiegła do ostatniej kabiny i zdjęła haczyk blokujący małe drzwiczki.
- Wróciłam. Odezwij się – wyszeptała.
Zamiast odpowiedzi usłyszała poruszenie się w kącie pomieszczenia. Dźwięki dochodzące do jej uszu uznała za wychodzenie istoty spod koca i pełznięcie się w jej stronę. Poczuła dotyk na swoim ciele, tak jak wczoraj. Nie bała się już.
- Teraz zrobi się jasno. Zobaczysz mnie, a ja zobaczę ciebie, dobrze? - mówiąc to, otworzyła torebkę, namacała w jej wnętrzu latarkę, po czym ją wyciągnęła.
- Dobrze.
Po tonie odpowiedzi domyśliła się, że Maciek jej nie zrozumiał. Zgodził się, nie wiedząc zupełnie, co tak naprawdę się stanie. Marta zasłoniła żarówkę latarki dłonią, po czym nacisnęła przycisk. Po pomieszczeniu rozeszło się blade światło, tłumione jej ręką. Bardzo powoli uwalniała jasność odsuwając dłoń od żarówki. Nie chciała, żeby Maciek się przestraszył, lub aby ostre światło sprawiło ból jego oczom. Maciek głośno wciągnął powietrze tak, jakby trochę się przestraszył. Marta bardzo wolno i ostrożnie położyła włączoną latarkę na podłodze tak, aby oświetliła całe pomieszczenie, a światło nie raziło w oczy jej, ani Maćka. Wahała się chwilę, zanim odważyła się spojrzeć na istotę, z którą tu była. Przygotowana była na szok. Dzięki temu był mniejszy, kiedy nadszedł. Patrzyli sobie w oczy.

On patrzył na piękną brunetkę w białej, obcisłej bluzce, krótkiej spódniczce w czarno-czerwoną kratę i sandałach.

Ona patrzyła na żywy worek kości z poszarzałej skóry. Na młodego, nagiego chłopca, który wyglądał, jak więzień obozu koncentracyjnego. Nieowłosiona czaszka, oczy o pożółkłych białkach. Zapadnięta klatka piersiowa. Ręce i nogi wyglądające, jakby za chwilę miały się złamać pod ciężarem cyrkulującego w norze powietrza. Patrzyła na spierzchnięte usta, uda o grubości jej przedramienia, na żebra, do których sina skóra przylegała jak opakowanie próżniowe.
Łzy cisnęły jej się do oczu. W prawdzie spodziewała się takiego widoku, jednak nie zdołała zachować opanowania. Płakała, patrząc na niego. Chłopiec zrobił smutną minę i spuścił głowę. Tak, jakby czuł się winny. Jakby wiedział, że te łzy są przez niego i dla niego.
Marcie udało się w końcu opanować emocje. Znów sięgnęła do torebki. Tym razem wyjęła snickersa i butelkę wody. Rozpakowała batona i podała Maćkowi.
- Zjedz. Smaczne.
Pierwszy kęs był niepewny i ostrożny. Widocznie jednak posmakowało mu, bo kolejne były odważniejsze i większe. Dziewczyna patrzyła, jak je.
- Jak masz na imię?
Chłopiec przerwał jedzenie. Zmarszczył czoło w zadumie. Nie wiedział. Albo nie pamiętał.
- Od dzisiaj nazywasz się Maciek, dobrze?
- Dobrze – odparł, kiwając głową.
Marta powoli traciła nadzieję, że czegokolwiek się od niego dowie. Była zdana na własne wnioski i przypuszczenia.
Rozejrzała się po pomieszczeniu. Nie było duże. Jakieś dwa – może trzy metry na trzy, lub cztery. Strop był bardzo niski, nie było możliwości stanąć na nogach. Podłoga w kilku miejscach pokryta była resztkami jedzenia nie nadającymi się już do spożycia, skrawkami gazet i śladami odchodów. W kącie leżał ten okropnie sfatygowany koc, którym chłopiec się przykrywał. W podłodze był niewielki otwór, służący na pewno do załatwiania potrzeb fizjologicznych. Drugi był w ścianie. Od zewnątrz zakryty był plastikową kratką, jak otwór wentylacyjny. Marta przeanalizowała w głowie układ pomieszczeń w budynku – doszła do wniosku, że po drugiej stronie ściany z otworem powinna być sala ze stolikami. Ten fałszywy otwór wentylacyjny musiał służyć do dostarczania pożywienia i wody. Szybko sięgnęła po latarkę i wyłączyła ją. Skarciła się w myślach za swój brak wyobraźni. Przecież ktoś będący w sali barowej mógłby zobaczyć światło wydostające się zza kratki i zdradziłaby tym obecność nie tylko swoją, ale tego miejsca w ogóle. Odszukała w torbie małą butelkę wody mineralnej. Otworzyła i podała w ciemność.
- Weź, napij się.
Cisza.
- Nie bój się, to tylko woda.
Chłopiec odnalazł w mroku jej dłoń trzymającą butelkę. Wziął. Po chwili Marta słyszała, że Maciek pije.
- Wrócę tu jeszcze. Pewnie nie jutro, może nawet nie pojutrze, ale wrócę. Wymyślę coś, żeby cię stąd wyciągnąć, Maćku.
„Znajdę też sposób, aby ukarać tego skurwysyna, który cię tu trzyma” - dodała w myślach. Otworzyła drzwiczki i zaczęła się wyślizgiwać na zewnątrz. Kiedy klęcząc jeszcze na podłodze spojrzała przez siebie, ujrzała czyjeś nogi w eleganckich, czarnych pantoflach. Jedna noga uniosła się o odchyliła do tyłu, po czym z wielką siłą kopnęła dziewczynę w twarz. Siła uderzenia cisnęła Martą o ścianę.
- Zabiję cię, suko.
Spojrzała do góry, tamując dłonią krew płynącą z nosa. Przez sekundę widziała twarz mężczyzny, potem zbliżającą się pięść. Omal nie straciła przytomności po drugim ciosie. W Marcie wzburzyła się krew. Poczuła, że gniew dodaje jej sił, pozwala jej w błyskawicznym tempie podnieść się na nogi i rzucić się na napastnika.
To ten. To on. Człowiek odpowiedzialny za krzywdę Maćka. Była tego pewna, kiedy zauważyła na jego koszuli identyfikator.

Piotr Różecki. Kierownik.

Aha, synka się pozbyłeś, szefuniu. Skurwielu, trzymasz go we własnej knajpie, morzysz głodem własne dziecko, a za ścianą sprzedajesz obcym ludziom hot-dogi! - krzyczała w myślach.
- Dlaczego mu to zrobiłeś, potworze?! Gdzie ty masz sumienie?! - krzyczała w histerii, zalana krwią i łzami.
Napastnik złapał Martę za rękę, wykręcając ją tak, aby dziewczyna musiała obrócić się tyłem do niego. Drugą rękę zacisnął jej na gardle.
- Zamknij się, zdziro, bo ludzie nas usłyszą – syknął jej do ucha.
- Niech usłyszą! Niech się dowiedzą, jakim jesteś gnojem! - wycharczała, z trudem łykając powietrze przez zaciśnięte gardło.
Chciała mówić dalej, ale ręka Różeckiego z szyi przeniosła się na usta.
- Nie powinnaś się mieszać w cudze sprawy – cały czas syczał pełen wściekłości wprost do jej ucha – To, co tu robię, komu i dlaczego, to nie jest twoja sprawa, gówniaro.
Zabrał dłoń z jej ust i objął ją tak, by nie mogła poruszyć ramionami. Drugą ręką złapał ją za włosy.
- Teraz dostaniesz, kurwa, lekcję. Nauczysz się pilnować swojego nosa – ściskając ją za włosy sztywno, przy samej skórze z wyprostowaną ręką tak, by nie miała możliwości go dosięgnąć; drugą ręką odkręcił kran przy umywalce.
Kiedy lejąca się woda nie nadążała już spływać rurami i zaczęła wypełniać umywalkę, Różecki przyciągnął głowę Marty i z impetem wepchnął ją do umywalki. Przytrzymał tak chwilę, po czym pociągnął za włosy do góry. Dziewczyna wielkimi haustami łapała powietrze. Piotr, ciągnąc cały czas za włosy, obrócił jej głowę do siebie.
- Jak ci się podoba kąpiel? Masz już dosyć? - powiedział udawanym głosem cwaniaka.
- Pieprz się – Marta splunęła mu prosto w twarz.
To rozjuszyło go jeszcze bardziej. Wolną ręką sięgnął do kieszeni, wydobywając z niej scyzoryk. Otworzył go z wprawą za pomocą kciuka i podsunął jej przed oczy. Paradoksalnie, strach dodał Marcie odwagi. Nie zastanawiała się zupełnie nad tym, co robi. Rozum ustąpił miejsca instynktowi i zupełnemu szaleństwu. Zanim Różecki zdążył cokolwiek zrobić, dostał cios pięścią w krtań. Puścił Martę, zatoczył się i upadł na kolana. Kąciki oczu zaszły mu łzami, na białkach oczu wykwitły żyłki, a twarz posiniała. Klęczał i trząsł się. Charczał i kaszlał, próbując odzyskać oddech.
Marta, całą sobą była szałem. Adrenalinową bombą. Nie zastanawiając się ani chwili, złapała Piotra za głowę i przyciągnęła do futryny otwartych drzwi jednej z kabin.
- Zdychaj, sukinsynu – ryknęła przeraźliwie i z obłędem w oczach trzasnęła z całej siły drzwiami. Piotr leżał w kałuży krwi z pogruchotaną czaszką. Marta patrzyła na niego, drżąc z gniewu. Czuła, że nie dokończyła jeszcze zemsty. Jeszcze nie miała dość.

***

Przez cały czas nikt nie wszedł do łazienki. Całe szczęście. Teraz dopiero spojrzała na drzwi wejściowe i na sterczący w nich klucz. Różecki wcześniej zamknął je od środka.
Łzy wysychały na stygnącej twarzy Marty. Oddech zwalniał i nabierał rytmu. Nie czuła już nic. Zupełnie nic. Żadnego bólu, poczucia winy, ani satysfakcji. Wszystko robiła teraz mechanicznie. Tak, jakby wykonywała czynność, którą zna na pamięć i robi to po raz setny. Nie było w tym ani krzty emocji. Ściskając spoconą dłonią scyzoryk Piotra, odkrajała nim kawałki skóry z nogi zwłok. Przecinała ścięgna, odrywała kawałki mięśni i odkładała je na marynarkę Różeckiego, leżącą na podłodze. Kiedy skończyła, złapała za rogi marynarki, podniosła i przeszła wolnym i spokojnym krokiem do umywalki, gdzie starannie opłukała każdy fragment mięsa. Nie czuła się szalona. Nie czuła, że właśnie postawiła się niżej w skali człowieczeństwa, niż Piotr Różecki. Kierownik. W ogóle nic nie czuła.
Złożyła wszystko z powrotem do marynarki i zaniosła do ostatniej kabiny w toalecie. Otworzyła znów małe drzwiczki i wsunęła się do środka.
- Jesteś głodny? Proszę, Maćku. Jedz.
A Maciek jadł.

KONIEC

P.S. Gdyby ktoś miał zastrzeżenia do zakończenia opowiadania - tak ma być, jak jest. I jużBig Grin
Odpowiedz
#2
Cytat:Trudno tej sytuacji o rozsądne posunięcie.
Chochlik Wink
Cytat:Wiem, że to straszna słabizna i że się kupy to wszystko nie trzyma.
Jesteś pewny, że pamiętasz co napisałeś? Big Grin
Dis... Niesamowity pomysł. Jestem pod ogromnym wrażeniem. Dawno nie czytałam czegoś tak dobrego. W ostatnich latach wydarzyło się tyle podobnych historii (no może prócz zakończenia[swoją drogą, jestem ciekawa skąd ten pomysłTongue]), że Twoje dzieło wydaję bardzo prawdopodobne... Piszesz bardzo obrazowo. Wciągasz czytelnika od pierwszego zdania.


Więcej! :d
Cytat:Kiedy wypuszczam z papierosa dym
chcę poczuć to znów.
Bo nie wiem gdzie teraz jesteś Ty,
a chciałbym chyba byś była tu.
Odpowiedz
#3
Nie potrafiła sobie nawet wyobrazić, że można ludzkiej istocie zrobić coś takiego

Ja dopiero po chwili domyśliłem się, że ktoś go tam zamknął – nie jest to oczywiste, że znalazł się tam wbrew swojej woli. Chociaż z drugiej strony ja ciężko jarzący jestem.


W Marcie wzburzyła się krew. Poczuła, że gniew dodaje jej sił, pozwala jej w błyskawicznym tempie podnieść się na nogi i rzucić się na napastnika.

Niby OK, ale jednak mało prawdopodobne po kopie w twarz i poprawce z pięści.

- Pieprz się – Marta splunęła mu prosto w twarz.
Zanim Różecki zdążył cokolwiek zrobić, dostał cios pięścią w krtań.

Eee… trzymał ją przed chwilą za włosy wpychając głowę do umywalki. Nie za bardzo można w takiej sytuacji splunąć komuś w twarz, czy uderzyć pięścią w krtań…

Coś dziwnego stało się w środku utworu z narracją. Nagle narrator przestał opowiadać, a zaczął mówić do mnie. Zakłóciło to trochę odbiór, ale to chyba jedyny szczegół, który mi nie podpasił. Utwór mną nie wstrząsnął, chociaż to kawał dobrego pisania, i zgadzam się z Zuzanną, że z pewnością nie jest to słabe.
One sick puppy.
Odpowiedz
#4
Sil - nie badziew, nie przesadzajmy. Po prostu wiem, że jest słabe, co nie znaczy, że beznadziejne. I jak to po co daję Wam to do czytania? Napisałem przecież - po to, abyście mi to pomogli ewentualnie poprawić Wink

(15-04-2010, 19:41)Pan Kracy napisał(a): Nie potrafiła sobie nawet wyobrazić, że można ludzkiej istocie zrobić coś takiego

Ja dopiero po chwili domyśliłem się, że ktoś go tam zamknął – nie jest to oczywiste, że znalazł się tam wbrew swojej woli. Chociaż z drugiej strony ja ciężko jarzący jestem.

Tu się niestety muszę zgodzić, w tym momencie zawaliłem trochę...

(15-04-2010, 19:41)Pan Kracy napisał(a): W Marcie wzburzyła się krew. Poczuła, że gniew dodaje jej sił, pozwala jej w błyskawicznym tempie podnieść się na nogi i rzucić się na napastnika.

Niby OK, ale jednak mało prawdopodobne po kopie w twarz i poprawce z pięści.

Pan Kracy, zdziwiłbyś się, do czego ludzie są zdolni w gniewie. Zresztą sam tytuł mnie tu trochę tłumaczyTongue

(15-04-2010, 19:41)Pan Kracy napisał(a): - Pieprz się – Marta splunęła mu prosto w twarz.
Zanim Różecki zdążył cokolwiek zrobić, dostał cios pięścią w krtań.

Eee… trzymał ją przed chwilą za włosy wpychając głowę do umywalki. Nie za bardzo można w takiej sytuacji splunąć komuś w twarz, czy uderzyć pięścią w krtań…

Troszkę wyżej jest napisane "Piotr, ciągnąc cały czas za włosy, obrócił jej głowę do siebie." Smile


Szczerze mówiąc, nie spodziewałem się tak miłych komentarzy. Poważnie. Brałem nawet pod uwagę, że niektórzy mi powiedzą, iż się na mnie zawiedli, czy coś w tym stylu. No, ale skoro wg Was opowiadanie jest znośne, to bardzo się cieszę Wink
Odpowiedz
#5
Ale dowaliłem z tym bękartem, rzeczywiście... już poprawione.
Wstęp będzie taki, jaki jest. I szlus.
Sil, z tymi słoneczkami to przystopuj, bo mdło się robiTongue
Odpowiedz
#6
(16-04-2010, 19:25)disaster napisał(a): Sil, z tymi słoneczkami to przystopuj, bo mdło się robi

master...
One sick puppy.
Odpowiedz
#7
Ależ mój komentarz do nich również był ironiczny...Tongue
Również nie wiem, o co chodziło Pan Kracemu (jak ten nick się odmienia?Tongue )

Na tym kończymy tę dyskusję, bo w tym momencie zaczyna się offtop.
Odpowiedz
#8
Dokładnie, radzę przystopować. Na tego typu rozmowy jest ShoutBox i Kawiarenka. Dis, "słoneczko ty moje zbożowe" (Big Grin) takie sprawy załatwia się na PW... Wink

Toteż wezwałem do opamiętania się i zakończenia rozmów nie na temat ;] // Dis
Masssssakra.

[Obrazek: 29136-65e26c5e68f2a8b1dc4d3c4283a1bf34..gif]
Odpowiedz
#9
Hmm, nie zachwyciło mnie. Jakoś nie do końca przemyślane wydaje mi się wszystko. Z tego, co piszesz, wynika, że 'Maciek' przebywa w zamknięciu dobre kilka lat, w ciemności, w pustce. Nie ma tam niczego. Jak wszelkie badania wskazują, każdy człowiek przebywający przez tyle czasu w deprywacji sensorycznej - traci zmysły, zostaje wrakiem człowieka, nie tyle w sensie fizycznym, co psychicznym. Dlatego też myślę, że Marta z Maćkiem - choćby nie wiem, jak prostym językiem - nie pogadałaby sobie.
Nie przekonuje mnie też to, że w momencie, kiedy Marta rozpoznaje na sobie ręce człowieka, od razu serce jej się kraje na myśl, że ktoś tu kogoś więzi, jakby nie było innej opcji rozwoju sytuacji.
Przyczepię się też wspominanego już bękarta. Co za czasy musiałbyś przedstawić, by nieślubne dziecko miało by być wystarczającym powodem ukrywania go przed światem.
Rozśmieszył mnie też "Snickers". Tym to raczej można by tylko zaszkodzić takiemu wygłodniałemu człowiekowi.


"Nie ma innego wytłumaczenia, niż to, że ten człowiek, nazwijmy go Maciek, nie został zamknięty w przypadkowym miejscu." - wprowadzenie tego imienia w ten sposób jest jakieś dziwne. Marta mogła go sobie tak nazwać, ale my?

Jeśli chodzi o interpunkcję, to dotyczy ona głównie niepotrzebnego stawienia przecinków przed albo i lub. Jeśli używasz ich tylko raz w zdaniu, przecinki są zbędne.

Tutaj wyłapałam brak przecinków:
"Szyję dziewczyny oplotła ręka ozdobiona przesadną ilością tandetnych bransoletek (,) a w jej twarz uderzył przesiąknięty alkoholem oddech Moniki."

"powiedziała Monika i pobiegła do kabiny (,) aby wypróżnić oszalały żołądek."

"Skrzypnęła klamka w drzwiach od kabiny (,) a po chwili został zdjęty haczyk w małych drzwiczkach."

"Mimo to liczę, (ten przecinek zbędny) na Twoją wyrozumiałość."

"wychodzenie istoty spod koca i pełznięcie się w jej stronę." (tutaj 'się' niepotrzebnie się wdarło)

"a światło nie raziło w oczy jej, ani Maćka." (składnia; nie raziło w jej ani Maćka oczy)

"rzęrząco" piszemy rzeżąco

"w prawdzie" piszemy "wprawdzie"

"Kolejny dotyk poczuła na szyli." (tutaj literówka)

"niematerialne cierpienie" - a jest materialne? ;-)


To tyle mojej krytyki. Mam nadzieję, że się do mnie nie zrazisz. Myślę, że może być z tego coś dobrego, jak to trochę urealnisz. Powodzenia :-)


Pozdrawiam
Anka


PS. A zakończenie zostawię bez komentarza... ;-P
Odpowiedz
#10
Niezłe, ale wkurza to trochę Twoje kajanie "że dno i wodorosty". Opowiadanie mogłoby być bardziej rozbudowane trochę, więcej trochę inwencji, choć pomysł współczesnego Kaspara Hausera jest niezły. Można było rozwinąć jakoś też ten wątek kanibalizmu... tu tkwi potencjał, i myślę, ze kolejne Twoje horrory pokażą "pazur"Smile
Jgbart, proud to be a member of Forum Literackie Inkaustus since Nov 2009.
http://www.youtube.com/watch?v=4LY-n9nx5...re=related

Necronomicon " Possesed Again" \m/
Necrophobic "Hrimthursum" \m/

EVERYONE AGAINST EVERYONE - CHAOS!
Odpowiedz
#11
To... było chore

Zwłaszcza końcówka...

I jeszcze ta zbieżność imion (wszystkich użytych w opowiadaniu Tongue)... działa na wyobraźnię... Z tego powodu, przez cały czas, jak to czytałem wkręcałem sobie jakieś chore schizy... Chyba rozumiesz, dlaczego nie mogę tego obiektywnie ocenić?

I jeszcze zakończenie, które mnie rozwaliło.

Klimat jest, groza jest, fabuła jest... ufff... język mi się czasem trochę nie podobał... ale to coś wywarło na mnie wrażenie Tongue
Odpowiedz
#12
Cytat:Bolała ją ta istota. Bolała ją krzywda tego człowieka.

Pierwsze zdanie można z czystym sumieniem wyrzucić. Drugie wystarczy.

Cytat:Może dlatego, że godzina wcześniejsza.
Pewnie się czepaim, ale mnie to trochę razi. Lepiej by brzmiało coś w stylu Może to z powodu wczesniejszcej pory.

Stylowo bardzo mi się podobało. Jednak do strony fablarnej mam małe ale Tongue

Początek był bardzo klimatyczny. Powiało nawet trochę Alicją w Krainie Czarów. Podobało mi się wszystko, do czasu rozpoczęcia rozmowy z Maćkiem. Potem zaczęła mnie irytować postawa głównej bohaterki. Wiem, że to twoje opowiadanie, ale sądzę, że jakieś 9 na 10 osób natychmiast zawiadomiłoby władze lokalu. Teraz wiemy, że i tak by nic to nie dało, ale Marta wszechwiedząca nie była Wink
Prez chwilę spodziewałam się, że finał będzie nastepujący: Maciek zostaje uwolniony, ale okazuje się, że siedział tam, bo był niebezpieczny i robi swojej wybawicielce krzywdę.
To co przedstawiłeś było zaskakujące i nawet mi się podobało. Przydałby się bardziej techniczny i obrazowy opis krojenia skóry.
A... i pozostali bohaterowie wypadli zdecydowanie bardziej realistycznie.
Odpowiedz
#13
Dis, ja wiem, że fajne są wizje wypełnione narkotycznym brzmieniem basu, ale na litość... ja jadłem jak to czytałem! Rozumiesz?!

Tak na serio: nie przyczepię się do błędów językowych - wyłapano wcześniej. Sama historia, jak to historia, nieco nieprawdopodobna, chociaż i takie cuda się zdarzają. Fabuła sensus stricte jest ok, nie ma wtopów, właściwie rzecz biorąc, w połączeniu z końcówką, to jest szokująca rzecz. Szaleństwo w czystej postaci.
Ja nie będę oceniał tej historii, bo wybacz, ani nikogo nie zabiłem, ani tym kimś nikogo nie karmiłem. Powiem, że opowiadanie szokuje. Mam nadzieję, że to wystarczy Big Grin

Jeżeli myślisz, że Twój tekst jest dobry, napisz do mnie.
Wszystko da się naprawić.

Odpowiedz
#14
Cytat:Marta pomyślała, że z pewnością byłoby tu o wiele czyściej, gdyby toaleta była podzielona na męską i damską.
Wstrętne feministki! xD

Cytat:- Co jest za tymi małymi drzwiami w ścianie?
- Nie wiem
Haha, uwielbiam takie zabiegi. xD W końcu, co może wiedzieć osoba, która dopiero weszła tu z osobą pytającą?

Cytat:Dopiero, kiedy przestała hałasować i zrobiło się ciszej, usłyszała, że coś jest w pomieszczeniu razem z nią. Mysz? Szczur? Nie! Ani mysz, ani szczur tak głośno nie oddycha! Wyraźnie słyszała przerywany, rzęrząco-świszczący oddech. Czuła, jak robi jej się gorąco, duszno, jak strach oblewa ją potem. Przerażenie odebrało jej głos i zabierało się powoli za przytomność. Nie zemdlała jednak. Odetchnęła głęboko i trochę jej ulżyło. Coś poruszyło się przed nią, słychać było to wyraźnie.
Ciemność nie pozwalała ujrzeć jej choćby zarysu postaci, z którą ją tu zamknięto. Potęgowało to i tak już nabrzmiały do granic wytrzymałości niepokój. Dziewczyna była sparaliżowana strachem, nie mogła się ruszyć choćby o milimetr, nie mogła wydać nawet najcichszego dźwięku.
Ten fragment jest po prostu świetny. Angażuje czytelnika w akcję tak, że pomimo tego iż mamy dzień i niezbyt to sprzyja czytaniu horrorów... autentycznie przeszedł mnie jakiś tam dreszcz.

Cytat:Może Maciek jest bękartem. Mógłby być ofiarą porwania, którą trzeba było ukryć, by zatuszować przestępstwo. Albo upośledzonym dzieckiem, którym pogardziła własna matka. Powodów może być wiele, ludzie są zdolni do najgorszych rzeczy.
Lub po prostu jest niebezpieczny, tego nigdy nie wiadomo. A że jej nie zabił... Zrobi to następnym razem xD

No i skończyłem.
To tak, po krótce... Podoba mi się. Bardzo fajny pomysł, bardzo dobrze przelany na ekran monitora. Dialogi nie brzmią sztucznie, opisy są bardzo dokładne <coś, co u mnie strasznie kuleje> a czyta się niezwykle płynnie i szybku w oczekiwaniu na zakończenie. Ogólnie, to spodziewałem się czegoś innego po horrorze, był tylko jeden taki fragment, który wywołał u mnie dreszcze. Jednak nie o to chodzi, bo praca jest super. Wydaje mi się jednak, że mógłbyś podpiąć ją pod inny gatunek. Może dramat, jakiś dramat psychologiczny? W końcu poruszony jest tutaj realny problem, który (niestety) ma szansę zaistnienia w prawdziwym życiu... ale nie kopie po głowie jak horror, nie jest przepełniony krwią, nie przeraża. Raczej wywołuje współczucie, gra na emocjach jak na gitarze. Pokazuje, w jak chorym świecie zyjemy - a ja lubię czytać takie prace. Big Grin
Ja wiem, że są też inne horrory, w których pojawia się coś, co naprawdę mogłoby się wydarzyć. Horror to w końcu nie tylko duchy, dziewczynki wyłażące ze studni i egzorcyzmy. Tyle, że w całej tej reszcie pozbawionej zjawisk paranormalnych przynajmniej jest dużo ciał i krew, której tutaj brakuje. Nie, żeby to był minus, wręcz przeciwnie - przekaz jest mocny i trafia do głowy. Brawo Big Grin
Odpowiedz
#15
Lubię opowiadania, takie, które zaskakują mnie zupełnie zakończeniem Smile Na prawdę nie spodziewałam się, że tak to się zakończy, no ale gdyby było inaczej wtedy tytuł byłby trochę bez sensu, no nie? ;D Ciekawy pomysł, ja bym na taki nie wpadła szczerze powiedziawszy. Spodziewałam się tam potworów w tej norze czy wilkołaka, ale w sumie zamknięcie i odseparowanie człowieka w takich warunkach wydaje się być straszniejsze niż potwory, demony etc. Pozdrawiam Cię serdecznie, w wolnej chwili (których teraz mam dużo) zabiorę się za resztę Twojej Twórczości Smile
It's good as an artist to always remember to see things in a new, weird way. ~ Tim Burton
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości