Ocena wątku:
  • 1 głosów - średnia: 5
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Kowadło
#1
Raziły mnie urwane guziki i zmierzwione wyglądy. Uważałem, że trzeba być zwartym i gotowym, bo może ktoś przyjść, znienacka zaskoczyć mnie wizytą i zastać w kalesonach opuszczonych do połowy twarzy. A ponieważ nie tęskniłem do pomocy, twierdziłem, że dopóki mam sprawne ręce, sam sobie pomogę, że dopiero wtedy, gdy będzie ze mną gorzej, zmienię zdanie. Toteż pędziłem uparty żywot zwolennika zaradności.

Mawiałem, że każdy dźwiga kowadło swojego przeznaczenia i nie powinien zbyt wcześnie pieścić się ze sobą, bo jest czas na chodzenie i jest na leżenie odłogiem. Samokrytyka, jakiej się poddawałem w zależności od nastroju, albo była bezkompromisowa, sarkastyczna i lodowata, albo pełna pobłażliwości i usprawiedliwień, które miały oświetlać moje postępowanie, unicestwiać przeszkadzające mi resztki poczucia winy, toteż ze smutkiem stwierdzałem, że wszystko było dla mnie odmienne: zdarzało się za późno, tkwiło we mnie za każdym razem inaczej, że albo występowało zawsze, albo działo się zaledwie chwilowo.

Jak ludzie złożeni z przeczuć, zamknięci w swoich "wieżach milczenia", warowniach ze słoniowej kości, z zapamiętaniem oddają się swoim przeżyciom i urazom, żyją w stanie ciągłej frustracji, tak i ja, poniekąd intuicyjnie, poniekąd szóstym zmysłem, wiedziałem, że niezależnie od tego, który odcień słońca, czy która ciemność księżyca przeważy we mnie, niezależnie od tego, co zrobię, a czego nie zdążę, już nie przechytrzę zamiarów świata, lecz z nim przegram.
Odpowiedz
#2
Bardzo ciekawe i ważne spostrzeżenia! Urzekł mnie "żywot zwolennika zaradności". Wygląda jak zalążek artykułu, ale podejrzewam, że rozpisanie tego skutkowałoby zwyczajnym przegadaniem. Jest intrygująco i przykuwa wzrok oraz myśli. Lubię, ale nie szaleję.
Odpowiedz
#3
BEL6
bardzo dziękuję
Odpowiedz
#4
To znowu ja, daję 5/5. Smile
Chcę, żeby, choćby i przypadkowy, przechodzień przeczytał i się zastanowił.
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości