Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
2012,5
#16
Uwielbiam takie kawałki, typu "Last man stand"Smile bardzo mi się podobało. Fabuła poszła do przodu, teraz mamy już po katastrofieSmile Czekam na ciąg dalszy, ciekawe, jak to rozwinieszSmile.
Nie robię wyjątków. Czarny, niebieski, pomarańczowy, czy nawet zielony jak zajdzie potrzeba.
Odpowiedz
#17
Za brak PL znakow sorki, ale ni mom Wink
Nooo, jestem po pierwszej czesci i musze przyznac, ze wciagnelo mnie bez reszty. Az zapomnialem, ze jestem w pracy, powaznie Smile W domu, jesli czas dzisiaj pozwoli, doczytam do konca i dopisze reszte komentarza. Jak na razie bardzo dobrze. "Zgrzyty" w pierwszej czesci:

"Nawet przez telefon, było słychać, że stewardesa jest zdenerwowana. " - bez przecinka po "telefon".

"Bob latał z nim od prawie dwóch lat i rozumieli się niemal bez słów." - niepotrzebne "niemal" imho

"Drzwi otworzyły się, wystraszona stewardesa przepościła przez nie niezbyt wysokiego jegomościa" - przepuscila. No chyba, ze byla gruba i stala tam i poscila, az rzeczony jegomosc sie przecisnal przez te drzwi Big Grin

"Parę minut później w całym samolocie, pozostało tylko czterech przytomnych ludzi." - czworo

"Szabrownicy chyba wiedzieli, że wojsko nie patyczkuje się z takimi jak oni. Zatrzymali się natychmiast i podnieśli ręce go góry. Trzech z nich przy okazji upuściło kilka kolorowych pudeł." - troje.

"Saszka energicznie zapędzał pojmanych na środek ulicy.
- Ale my nic… - tym razem tłumaczyć próbowała się jedna z dziewczyn.
- Cisza! Ruszać się! – Igor nie miał ochoty na wysłuchiwanie kolejnych wyjaśnień.
Do posterunku nie było daleko. Pojmani chyba pogodzili się ze swym losem, " - powtorzenie

"Po kilku minutach, do patrolu podszedł oficer i jeden z tych gości od badań, ubrany w biały kombinezon." - "gosci" zupelnie tu nie pasuje, zmien na "facetow" albo co... Smile

"W niektórych tabloidach pojawiły się nawet doniesienia, że czym ktoś inteligentniejszy tym ma większe szanse na zarażenie." - swietny zart, uhahalem sie! Big Grin

"Gdy kończył pracę, w budynku, w którym mieszkał, nie było już nikogo.
Taki sam niebieskawy płyn sprawił, że on też stracił przytomność chwilę po tym" - "Ten sam niebieskawy" bardziej mi tu pasuje. Kwestia gustu chyba Smile

"- Jak stoimy z planem? – zapytał na oko pięćdziesięcioletni mężczyzna" - zapytal na oko... jakos tak nie pasi.

"ale dopiero teraz zdał sobie sprawę, jak dużo dawały mu te pogaduchy w pracy. Dopiero teraz zaczął zdawać sobie sprawę jak bardzo jest samotny." - powtorzenie

"Podejrzewamy, że dostarczana do państwa żywność mogła być skrzona. " - celowe? czy chodzilo o "skażoną"?
You'll never shine
Until you find your moon
To bring your wolf to a howl.
--- Saul Williams
Odpowiedz
#18
Jestem po kolejnej części. Naprawdę robi wrażenie i wciąga! W domu pewnie doczytam resztę, bo jestem bardzo ciekaw dalszego rozwoju wypadków. Nieźle budujesz napięcie. Przerwy również w odpowiednich momentach, brawo!

A teraz to, co w gały mi wpadło:

"kupiła najnowszą cyfrową lustrzankę." - jeśli najnowszą to raczej, full digital, niż lustrzankę, nawet cyfrową Smile poza tym dla mnie brzmi to troche... nie wiem, nie tak. Moze po prostu "kupiła aparat z obiektywem przystosowanym do robienia zdjęć w nocy" albo coś podobnego? Myślę, ze będzie to brzmieć płynniej.

"pokoju, wynajmowanym przez podejrzanego jegomościa." - zmieniłbym. Brzmi to tak, jakby ona mieszkała w pokoju, który jednocześnie był wynajmowany przez kogoś innego Smile Moze "pokoju, który wynajął jej podejrzany jegomość"?

"Gdy wózek widłowy wrócił do magazynu a wszyscy uczestnicy podejrzanej operacji zniknęli w magazynie, podbiegła do ciężarówki." - powtórzenie

"Wiedziała, że to coś wielkiego, że jeśli ją złapią, zapewne nikt nigdy nie dowie się o jej eskapadzie. " - to bym rozbił na dwa zdania.

"Oddychał. Drżącymi dłońmi zrobiła zdjęcie." - zdjęcie zrobiła aparatem Smile Dlonie drżały, kiedy robiła to zdjęcie Tongue

"Sprawdziła jeszcze cztery identyczne pojemniki do których miała dostęp, ze swej kryjówki." - "pojemniki, do których miała dostęp (,) ze swej..."

"Chyba niż zdawała sobie sprawy" - niż=nie?

"Przecież spodziewała, się że znajdzie trupy." - "się, ze znajdzie"

"Rozładowywali ludzi.
Wysunęła się ostrożnie ze swej kryjówki i przykucnęła za masywną podstawą maszynerii. Dopiero teraz zobaczyła ludzi," - powtórzenie.

"różnorodne mundury, część z nich miała różnokolorowe kombinezony" - powtórzenie, no prawie. Ale gryzie trochę Smile

"Zauważyła że po środku hali" - pośrodku

Keep the vibe up!
-rr-
You'll never shine
Until you find your moon
To bring your wolf to a howl.
--- Saul Williams
Odpowiedz
#19
Dziękuję za komentarz Rootsrat.

Tylko z tą lustrzanką będę sie upierał. Lustrzanka jak najbardziej może być cyfrowa, aparatów full digital raczej nigdy nie będzie, choćby ze względu na to, że optyka do robienia zdjęć jest po prostu niezbędna, czy to materiałowa czy grawitacyjna będzie potrzebna zawsze Big Grin A jeśli chodzi o zdjęcia w nocy... to obiektyw nie ma tu nic do rzeczy, tylko czułość matrycy (a kiedyś taśmy). Wiec tego stwierdzenia trzymać się będę Big Grin
Just Janko.
Odpowiedz
#20
Ja tylko wypisałem, co mnie w gały gryzło.
Ale co do robienia zdjęć w nocy muszę się nie zgodzić (oczywiście, to już poza Twoim opkiem). Obiektyw, a właściwie jego przesłona ma największe znaczenie podczas nocnych zdjęć. Czułość matrycy również, ale nawet najlepsza nie pomoże, jeśli przez obiektyw za mało światła wpada. Sorry za offa ;P
You'll never shine
Until you find your moon
To bring your wolf to a howl.
--- Saul Williams
Odpowiedz
#21
No, kolejna część przeczytana! Ponieważ ten fragment nie jest po korekcie, nie sprawdzałem interpunkcji Smile

"Tego roku naprawdę było gorąco. Ale tego," - powtórzenie.

"Kilka wielkich dźwigów obsługiwanych przez dziesiątki robotników" - hmm, jakoś ciężko mi to sobie wyobrazić. Za dużo tych roboli tam! Big Grin

"owalnego statku leniwe leżącego na piaszczystej plaży" - leniwie. I jakoś to nie pasuje, dla mnie ten statek leży na boku, przewrócony. Urozmaić trochę ten opis, bo jest zbyt dosłowny. imho ofcoz Smile

Zaraz zabieram sie za kolejna część.

.........

"więc mimo swej wręcz obsesyjnej niechęci do ludzi, a zwłaszcza takich w mundurach" - bardziej pasuje mi "tych" zamiast "takich", ale to czysto subiektywny koment Smile

"ruszył do miasta na wschodzie. Zszedł ze wzgórz w nadziei, że w mieście uda mu się znaleźć nieco żywności w opustoszałych domostwach lub sklepach. Niczego jednak nie znalazł, nawet samego miasta." - powtarza się "miasto"

"Ale przecież to musiało zalać wszystkie miasta na całym wybrzeżu! " - to zdanie zgrzyta. Na pewno "to". A w ogóle cale zdanie jakoś tak nie pasi.

"niektóre miały nawet powybijane szyby. Posesje nie prezentowały się lepiej. Trawniki były zarośnięte, część traw zdążyła się nawet wykłosić" - powtórzenie, i kawałek dalej tez. Rozbiłbym to na dwa albo trzy krótsze zdania w ogóle.

"Cisną nim w wystawę sklepiku" - ł Smile

"Już wiedział, że został jedynym człowiekiem na świecie" - no tu mi trochę nie gra. Przecież nie mógł wiedzieć, co działo się na innych kontynentach, albo w sąsiednim kraju chociażby. Moze "jedynym człowiekiem w okolicy" albo "w promieniu iluś tam km"?

"Wsiadł za kierownicę, odpalił silnik i przez chwilę szukał wskaźnika paliwa, bak był pełny" - tutaj to "bak był pełny" to jakos tak za malo, za sucho. Rozbij raczej na dwa zdania i bardziej opisz, coś jak "Ucieszył się, widząc wskazówkę niemal na końcu skali" (wiem, ze to tez nie brzmi, ale na szybko wymyślam, w pracy Tongue ).

Teraz wrażenia: niesamowicie kreujesz atmosferę i napięcie! Wciąż nie mam pojęcia "o co cho?" , może dlatego ze nie widziałem filmu. Odsłaniasz tajemnice krok po kroku i po kawałku sycisz ciekawość czytelnika. Brak wiedzy co będzie dalej nie jest na tyle duży, żeby denerwować, a jednocześnie baaardzo zachęca do czytania.
Gratuluje!
You'll never shine
Until you find your moon
To bring your wolf to a howl.
--- Saul Williams
Odpowiedz
#22
Kolejna część:

"Ale jak, przecież to nie jakaś pieprzona rzeka tylko morze?" -> mógłbyś dodać trochę dramatyzmu do tego zdania. Może "Ale jak!? To nie jakaś rzeka, lecz pieprzone morze!

"na wpół świadomie ruszył na przełaj przez pola na południe." -> ..na wpół świadomie ruszył na przełaj przez pola. Na południe. - trochę lepiej brzmi

"nie widział żadnego nie zalanego domu lub budynku" - nie dostrzegł jednak żadnego budynku, który ocalałby od tego potopu.

"krzewów truskawek" -> o ile moja wiedza licealna jest dobra, to truskawki nie rosną na krzewach. Nie znam dokładnej nazwy tego "czegoś" ale nie wydaje mi się, aby były to truskawki.

"nie paliło się żadne, choćby najmniejsze, światełko" -> paliło się i owszem. Sam o tym wspomniałeś - gwiazdy. To tylko drobna nieścisłość, ale przykuło moją uwagę.

"gdzieś cel do którego" -> gdzieś cel, do którego

"niektóre miały nawet powybijane szyby. Posesje nie prezentowały się lepiej. Trawniki były zarośnięte, część traw zdążyła się nawet wykłosić, niektóre okna były powybijane"

"martwi, mieszkańcy" -> przecinek niekonieczny

"stawał się" -> stawały się

"Ale Sam nie przejmował się tym" -> po tym fragmencie kropka i zacznij od nowego zdania.

"nawet w zabytkowym dworku wysoko w górach, nawet" później jest jeszcze jedno "nawet"

Jeśli chodzi o mnie, to ta część wypadła wyraźnie gorzej od poprzedniej. Tutaj jakoś tak na siłę chyba pisałeś gdzieniegdzie. Nie zarzucę Ci sztuczności, ale niektóre opisy są trochę odrealnione, mało porywające.

Jeśli chodzi o Ciebie Janko, to (tak jak ja to widzę, po zlustrowaniu Twoich opowiadań xD) popełniasz pomyłki w konstrukcji zdań. Czasem one dziwnie brzmią i wypadałoby je przeredagować, czasem są nieścisłości w tekście jak z tymi gwiazdami i światłem. Ta część nie porwała mnie jak poprzednia, ale jestem dobrej myśli, bo fabuła jest dość ciekawa jak na apokalipsę Smile

Danek
Odpowiedz
#23
No tak. Obczytałem się po same uszy. O ile początek jakoś tak nie przypadł mi do gustu, za bardzo wybacz, przypomina książkę telefoniczną, o tyle od fragmentu z dziennikarką napięcie wzrasta. Myślę że w zupełności wystarczyłyby ze dwa fragmenty z "porwaniami" Hmm cykliczne wstrząsy sugerują uderzenia meteorytów.. ale ciekawe co wymyślisz. Rozwija się bowiem interesująco. Pozdrawiam
corp by Gorzki.

[Obrazek: Piecz1.jpg]
Odpowiedz
#24
Przedostania częśćSmile
Został tylko finał do napisania... To ma wyjaśniać "czemu" a nie "jak" - jestem bardzo ciekaw wrażeń.
Co zaś do poprzedniej części i uwag: Danku - truskawki rosną na krzewach Big Grin Poważnie, ta grupa czyli "różowate" są krzewami - przynajmniej wg. mojej wiedzy. A co do opisów, muszę się przyznać... że masz w znacznej części rację, będę musiał je poprawić. I trzeba będzie ten kawałek nieco przeredagować.

Już po korekcie za Rootstarem i KotemBig Grin

****

Kajuta była niewielka, urządzona po spartańsku. W pomalowanym na szaro pomieszczeniu znajdowało się tylko solidne, mahoniowe biurko, na którym leżało kilka papierów, stał komputer i telefon; do tego dwa fotele i kilka szafek. Siwy, stary mężczyzna ubrany w coś, co mogłoby uchodzić za mundur, gdyby miało jakiekolwiek insygnia a nie tylko plakietkę z nazwiskiem, pochylał się nad ekranem komputera. Na drugim fotelu siedziała młoda kobieta, ubrana w podobny uniform. Czekała spokojnie aż przełożony przeczyta sprawozdania.
- Czyli wszystkie Arki są już na morzu – było to raczej stwierdzenie niż pytanie.
- Tak, proszę pana. Mieliśmy spore opóźnienia, ale na szczęście okazało się, że trzęsienia ziemi przybierały na sile nieco wolniej niż przewidywano – odpowiedziała dziewczyna melodyjnym głosem.
- Poziom mórz podnosi się dość szybko, stopniała już znaczna część lodowców. Wydaje się jednak, że trzęsienia mogą nie być tak katastrofalne, jak to przewidywano.
- Tu nie chodzi tylko o trzęsienia, Ann... – Dopiero gdy podniosła głowę znad kartek raportu, zauważyła, że jej zwierzchnik zaczął wpatrywać się gdzieś w odległy horyzont widoczny za bulajem. Coś się z nim działo. – Tu chodzi o ludzi.
- Rozumiem. Zrobił pan bardzo wiele, aby uratować tylu, ilu tylko się dało. To wymagało wielkiej…
- Niestety moja droga, niewiele rozumiesz – przerwał jej spokojnym głosem. – Naprawdę niewiele rozumiesz. Tu nie chodziło o ratowanie ludzi. Nigdy nie chodziło o ratowanie tych milionów starców, dzieci… Przecież wystarczyło by zabrać kilkadziesiąt tysięcy… tych których na to stać, lub tych którzy mogą się do czegoś przydać. To by wystarczyło, by to ludzie nadal panowali na Ziemi. Może nawet było by to lepsze… Zniknęło by przeludnienie… A nawet główny cel byłby łatwiejszy do osiągnięcia.
- „Główny cel”? Co ma pan na myśli?
- Kontrola, utrzymanie „status quo”. Tylko dlatego nam na to pozwolili. Oni nie bali się, że zbyt wielu ludzi zginie, bali się, że zbyt wielu może przeżyć. Właśnie to był największy problem.
Mężczyzna wstał za biurka i podszedł do burty, nadal wpatrując się w odległy horyzont.
- Czemu pan tak mówi? Czemu mi pan to mówi? Jacy „oni”? – Pytania same cisnęły się na usta. Nie rozumiała tego co mówił. Zawsze był niezwykle konkretny i rzeczowy. Teraz, zaledwie w kilka chwil, zmienił się w starego, zmęczonego życiem człowieka. Powiodła wzrokiem za postacią swego przełożonego, snop światła padający na jego twarz nadawał mu niemal diabolicznego wyglądu.
- Wyobraź sobie, moja droga, co by było gdyby nie zginęły miliardy, a zaledwie setki milionów, a może tylko dziesiątki? Co by się stało gdyby jednak większość ludzie przeżyła? Co stało by się ze „światowym porządkiem”? Wyobraź sobie te głodne, wściekłe tłumy uciekające z wybrzeży i terenów aktywnych tektonicznie? Totalny chaos i panikę. Nie było by siły, która zdolna była by nad tym wszystkim zapanować. Bardzo długo nad tym rozmyślałem… I wiem… a może tylko chcę wierzyć, że nasze rozwiązanie jest lepsze. Nie wiem czy słuszne, ale na pewno lepsze od anarchii, praw dżungli i wszystkiego co mogło by się jeszcze wydarzyć.
- Ale przecież ludzie potrafią sobie pomagać. Skoro zniszczenia nie były by wielkie…
- Nie, moja droga. Ludzie to zwierzęta, jak każdy inny gatunek, gdy są zagrożeni mają skłonności do przemocy i agresji. Pomagamy sobie nawzajem tylko wtedy gdy mamy w tym interes. Nie ma altruistów. Pomagamy tylko wtedy gdy nas na to stać. A po takim kataklizmie, nikt nie byłby zbytnio skłonny do wspierania innych, każdy myślałby tylko o sobie lub o swych bliskich. To właśnie takie sytuacje zrodziły inkwizycję, faszyzm czy komunizm. Przerażeni ludzie, za obietnice strawy i spokoju łatwo podążą za chorymi ideami. Będą bez skrupułów, w imię jakiejś wiary, ideologii czy czegokolwiek innego, mordować każdego, kto nie należy do ich grupy, a może tylko ma coś czego potrzebują lub pragną. Tylko nieliczni są w stanie naprawdę poświęcić się dla innych, ale jak to mówią… wyjątek potwierdza regułę. A zniszczenia… I tak będą wielkie. Znaczna część wielkich miast jest teraz pod wodą. Jeśli nawet nasi spece, którzy pomylili się co do skali ruchów tektonicznych, mają rację, to za dwa miesiące, gdy wszystko powinno wrócić do normy, będą to tylko ruiny.
Milczała wpatrując się w niego szeroko otwartymi oczyma. Nie bardzo wiedziała co może powiedzieć.
- Pytałaś jeszcze kim są „Oni”. Ci oni to też „My”. Ci którzy podejmują decyzje za innych, ci którym na tym świecie żyło się najlepiej. To właśnie takim ludziom najbardziej zależy na tym, by niewiele się zmieniało. Ja im tylko podpowiedziałem jak to zrobić.
- Ale przecież teraz wiele się zmieni, już nic nie będzie takie samo. Sam pan mówił, że to pierwszy raz gdy ludzie, jako cywilizacja, są w stanie uniknąć zagłady zgotowanej im przez naturę. To coś wielkiego. To dzięki panu uratowaliśmy tyle istnień, mamy zapasy, leki materiały i to wszystko…
- Tak, zmieni się wiele, ale nie to co dla nich ważne. To oni poparli ten plan, to oni uratowali ludzkość i to oni będą żyć po kres swych dni uwielbiani za to czego dokonali. Ja pewnie też, jeśli tylko tak zdecydują. I my dwoje, moja droga, nie moglibyśmy uratować nawet siebie, gdyby nie dano nam tego wszystkiego – rozłożył szeroko ręce, chwilę później potrząsnął energicznie głową, jakby chciał od siebie odgonić jakieś ponure myśli.
- A teraz to się dokonało. Zadecydowaliśmy za wszystkich na ziemi. Leżą w swych sarkofagach i czekają na los jaki im zgotowaliśmy. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, za dwa miesiące obudzą się w nowym świecie. Jeśli nie, nikt się o tym nie dowie. – Znowu był sobą. Energicznym krokiem wrócił do biurka, spojrzał na ekran monitora i zapytał: - Czyli trzęsienia się opóźniają?
Przez chwilę wpatrywała się jeszcze w oblicze mężczyzny, nie było na nim widać już tych uczuć, które chwilę wcześniej kazały mu to wszystko powiedzieć. Znowu stał się człowiekiem który realizował najważniejszy plan w dziejach ludzkości. Otrząsnęła się i by ukryć zmieszanie udała, że przygląda się trzymanym w ręku notatkom.
- Tak, pierwsze wstrząsy pojawiły się później niż przewidywano i są znacznie słabsza. Aczkolwiek według raportów to tylko preludium. Słońce wykazuje znacznie wzmożoną aktywność, co zresztą widać po znacznym wzroście temperatur. Zmieniły się prądy morskie a większość wulkanów stała się aktywna.
- Czyli możemy mieć tylko nadzieję, że nie będzie to trwało dłużej niż zakładaliśmy.
- Tak. Ale naukowcy nadal są optymistami. Przewidują, że sytuacja może się unormować nawet w ciągu kilkunastu dni…
Głośny sygnał telefonu stojącego na biurku, przerwał rozmowę.
- Beskuni, słucham? - powiedział do słuchawki mężczyzna. – Tak rozumiem, porucznik Kamowa zaraz u was będzie. Proszę o dokładny raport.
Odłożył słuchawkę, popatrzył jej prosto w oczy i powiedział.
- Zaczęło się, moja droga. Otrzymaliśmy meldunek, że potężne trzęsienie ziemi praktycznie spowodowało zatonięcie Japonii. Zbierz dane i oszacujcie czy pojawią się fale tektoniczne na tyle silne by zagroziły kotwicowiskom na Ocenie Spokojnym.
- Tak jest. – Wstała i ruszyła do wyjścia.
- Cieszę się, że mogłem z tobą porozmawiać. Czasem ciężko unieść taki ciężar, gdy nie można z nikim się nim podzielić… – uśmiechnął się łagodnie. - Trochę niezgrabnie mi ta sentencja wyszła.
- Rozumiem… - nie dodała oficjalnej formułki, ale wiedziała od dawna, że w tego typu rozmowach nie były konieczne.
- Wiem, moja droga.
Starzec patrzył jeszcze przez chwilę na szare drzwi, za którymi zniknęła jego powierniczka.
Just Janko.
Odpowiedz
#25
Świetnie! Janku, zdradzasz dużo, ale nie tyle, żeby z niecierpliwością nie czekać na końcówkę Smile Mam nadzieję, że zamieścisz ją w miarę szybko!

A teraz łapanka. Większość to interpunkcja, jest tam kilka stylistycznych sugestii, ale - to tylko moje osobiste preferencje. Oczywiście zrobisz, jak zechcesz Smile

"W pomalowanym na szaro pomieszczeniu znajdowało się tylko solidne(,) mahoniowe biurko(,) na którym leżało kil(k)a papierów, stał komputer i telefon( ; ) do tego dwa fotele i kilka szafek."

"Siwy, stary mężczyzna ubrany w coś(,) co mogłoby uchodzić za mundur(,) gdyby miało jakiekolwiek insygnia a nie tylko plakietkę z nazwiskiem, pochylał się nad ekranem komputera."

"Na drugim fotelu siedziała młoda kobieta, ubrana w podobny uniform(.) Czekała spokojnie aż przełożony przeczyta sprawozdania. " - tu bym rozbił na 2 zdania.

"Poziom mórz podnosi się dość szybko, stopniała już znaczna część lodowców. Wydaje się jednak, że trzęsienia ziemi mogą nie być" - imho niepotrzebne. W poprzednim zdaniu była mowa - można się domyślić. Samo "trzęsienia" wystarczy.

"że trzęsienia ziemi mogą nie być tak katastrofalne(,) jak to przewidywano."

"aby uratować tylu(,) ilu tylko się dało. To wymagało wielk(i)ej…"

"Jacy „Oni”?" - wydaje mi się, że "oni" powinno być z małej litery.

"zmienił się w starego(,) zmęczonego życiem człowieka."

"snop światła padający na jego twarz(,) nadawał mu niemal diabolicznego wyglądu." - przecinek be!

"a zaledwie setki milionów(,) a może tylko dziesiątki? "

"Nie było by siły(,) która zdolna"

"mordować każdego(,) kto nie należy do ich grupy(,) a może tylko ma coś czego potrzebują lub pragną. " - "lub pragną" nieco sztucznie wydłuża zdanie. Bez tego sens zostanie, a będzie zgrabniej.

"To właśnie takim ludziom najbardziej zależy na tym(,) by niewiele się zmieniało"

"- Tak, zmieni się wiele, ale nie to co dla tych ludzi ważne. To oni poparli ten plan, to oni uratowali tych ludzi" - w całym tym fragmencie tekstu (od tego cytowanego w górę kilka(naście) zdań) jest za dużo tych ludzi trochę. Popracowałbym nad tym.

"i to oni będą żyć po kres swych dni uwielbiani za to(,) czego dokonali."

"gdyby nie dano nam tego wszystkiego – rozłożył szeroko ręce.
Potrząsnął energicznie głową, jakby chciał od siebie odgonić jakieś ponure myśli." - tu mi ten akapit zgrzytnął. Może "rozłożył szeroko ręce, po czym potrząsnął energicznie głową(...)" albo coś w ten deseń

"Znowu był sobą. Energicznym krokiem wróci(ł) do swego biurka,"

"na tyle silne by zagroziły kotwicowiskom na Ocenie Spokojny(m)."

"Czasem ciężko unieść taki ciężar(,) gdy nie można z nikim się nim podzielić… Trochę niezgrabnie mi ta sentencja wyszła – uśmiechnął się łagodnie." - przecinek i napisałbym to tak:

"Czasem ciężko unieść taki ciężar(,) gdy nie można z nikim się nim podzielić… – uśmiechnął się łagodnie. - Trochę niezgrabnie mi ta sentencja wyszła." - płynniej brzmi i lepiej chyba zwizualizować sobie ten uśmiech przed ostatnim zdaniem niż po.

"Starzec patrzył jeszcze przez chwilę na szare drzwi, za którymi zniknęła jego powierniczka. "
You'll never shine
Until you find your moon
To bring your wolf to a howl.
--- Saul Williams
Odpowiedz
#26
Faktycznie, rozdział inny od pozostałych.
Ale nie znaczy, że gorszy.
Ciekawie go zbudowałeś: rozmowa dwojga ludzi, która wiele daje do myślenia i tylko pozornie coś wyjaśnia Smile.
Podoba mi się dynamika zachowania pana Beskuni: od chłodnego profesjonalizmu i wyrachowania, przez zmęczonego życiem człowieka, któremu ciążą podjęte decyzje do postawy odpowiedzialnego "szefa" wielkiego projektu.
Bardzo fajnie i plastycznie to opisałeś.

Poniżej kilka rzeczy, których nie wyłapał Root:

Cytat:Wyobraź sobie te głodne, wściekła tłumy uciekający z wybrzeży i terenów aktywnych tektonicznie?

Cytat:To oni poparli ten plan, to oni uratowali ludzkość i to oni będą żyć
Skoro wcześniej pisałeś o nich "Oni", to wydaje mi się, że tu powinieneś się trzymać tego samego schematu, bo chyba mowa o tej samej grupie ludzi?

Cytat:nie było na nim widać już tych uczuć które chwilę wcześniej kazały mu to wszystko powiedzieć.
Brak przecinka przed "który".

Kończąc, zgodzę się z przedmówcą, że po raz kolejny zaostrzasz jedynie apetyt na ciąg dalszy i podgrzewasz ciekawość czytelników Smile.
Mam nadzieję, że nie każesz nam długo czekać na ostatni rozdział...
[Obrazek: eyes480c.jpg]

Mruczę, więc jestem!



Odpowiedz
#27
Jednak troszkę się to wydłuży. Mam nadzieję, że nie zanudzę wszystkich. Całość będę zmieniał nieco (głównie o cyfry chodzi). Tym razem jeszcze nieco "ubarwiłem" fabułę. Nowy wątek. Ale mam nadzieję, że pozwoli mi to lepiej zakończyć fabułę. Myślę, że nadal jedna lub dwie części jeszcze do napisania.
Ten fragment jest jeszcze przed "leżakowaniem" ale jestem ciekaw (jak zwykle) waszych opinii.


****
Gęsta mgła sprawiała, że wielkie okna dookoła mostka „Arki 006” wyglądały niczym porzucone przez malarza szare płótna rozpięte na sztalugach. Widoczność wynosiła niewiele ponad dziesięć metrów. Mark spojrzał na ekranik radaru – znowu tylko szumy.
- Pieprzona tandeta! Czy to kiedykolwiek dobrze działało? - zapytał.
- Tak, w czasie testów próbnych, potem już tylko teoretycznie. - Igor przytaknął kapitanowi.
- Zamelduj z terminala, dryfujemy jak wielka kłoda, jeszcze na kogoś wpadniemy.
- Na pewno nas zobaczą na radarach.
- Chyba, że mają taki sam sprzęt jak my. Zgłoś to.
- Ta jest. - Podwładny posłusznie wystukał kilka komend na klawiaturze.
Kilka chwil później, na ekranie pojawił się zwięzły komunikat.
- Zmieniamy pozycję. - Na pulpitach, sterowanych zdalnymi sygnałami z dowództwa ożyło kilka wskaźników.
- Będą nas holować?
- Nie – w głosie Igora pojawiła się nutka niedowierzania. - Płyniemy na własnym napędzie.
- Przecież trzeba godzin, żeby to gówno nas ruszyło o kilometr. Co oni kombinują?
- Nie wiem skipper. Ale może to już koniec? Od tygodnia nie było fal tektonicznych, a temperatura się nie podnosi. Wczoraj nawet było nieco chłodniej.
- Chłodniej? Trzydzieści sześć stopni to chłodno? No, ale masz rację. Może Słonko się uspokoiło i wracamy do domu?
- Tylko czemu nas nie holują? - Sternik nie dawał za wygraną.
- Może mają za mało statków, a nawet na tym malutkim silniczku podpłyniemy kilka kilometrów do brzegu.
- No to będzie co świętować! Chyba ma pan rację, płyniemy prosto na zachód!
W sterówce zapadła cisza. Obaj chyba nie mogli uwierzyć w to co się dzieje. Od niemal dwóch miesięcy dryfowali po Pacyfiku. Wszystko co przewidzieli jajogłowi się sprawdziło. Dwa dni po tym jak zostali odholowani na głęboką wodę zaczęły się trzęsienia ziemi. O większości dowiedzieli się tylko z komunikatów. Tylko dwie większe fale tsunami, zakołysały wielkim statkiem nie czyniąc mu najmniejszej szkody. Upały stały się nieznośne, nawet na pięćdziesiątym równoleżniku, temperatura dochodziła do niemal czterdziestu stopni Celsjusza. Teraz wyglądało na to, że wszystko się kończy. Wracali do „domu”. To znaczy do tego co zastaną na lądzie. Obaj zdawali sobie sprawę, że świat nie będzie już taki jak dawniej. Zmieni się wszystko. Ale im się udało, przeżyli, a wraz z nimi trzydzieści milionów ludzi zamkniętych wewnątrz kolosa na którym pełnili służbę.
Kolejne wachty wyglądały inaczej. W miejsce wyćwiczonej rutyny i znudzenia, pojawiło się napięcie i zdenerwowanie. Ludzie spędzali na mostku więcej czasu niż musieli. Zwłaszcza przed południem, gdy podnosiła się mgła, niektórzy zamiast odpoczywać czy spać przychodzili by popatrzeć na wyłaniający się horyzont. Jakby w nadziei, że zobaczą jakiś ślad lądu. To, że GPS wskazywał, że nadal są setki mil od najbliższego brzegu wcale im nie przeszkadzało.
Mark, zastanawiał się czemu to robią, czemu on sam uczestniczy w tym niemym rytuale. Mimo iż u wszystkich dało się wyczuć poddenerwowanie, to jednoczenie bardzo często się uśmiechali. Widać było, że pojawiła się jakaś nowe uczucia, że czekają na to co ma się wydarzyć, może i z obawami ale także z wielką nadzieją. Przeglądali mapy z pozycjami jednostek. Wszystkie powoli zmierzały ku brzegom. Cała operacja miała potrwać jeszcze całe tygodnie, ale coś wreszcie zaczęło się dziać.
Drugiego dnia, po południu, przyszły nowe rozkazy. Dwa okręty stanowiące eskortę miały odpłynąć pełną prędkością i udzielić pomocy uszkodzonemu transportowcowi. Arka 006, zwana „Trzecią Lożą Vipów” miała podążać nadal wyznaczonym kursem. Mieli na pokładzie sporą ilość możnych tego świata w specjalnym pionie, wyposażonym w dodatkowe systemy zabezpieczające i ratunkowe. Na świecie zawsze istnieli ci „równiejsi”.
Gdy następnego dnia przyszedł na swoją wachtę, płynęli już od niemal sześćdziesięciu godni z pełną prędkością, wynoszącą całe cztery węzły. Pierwszy zdał krótki meldunek i zaoferował filiżankę ciepłej kawy.
- Przez tą przeklętą mgłę nic nie widać. A radar cały czas pokazuje tylko szum.
- Chyba wiedzą gdzie nas prowadzą. Przecież mają pozycję z GPS.
- No tak, ale lubię wiedzieć co się wokół dzieje, a z tym mlekiem wokół nie zobaczylibyśmy Everestu gdyby wyrósł przed nami. Trzydzieści mil na południe płynie „132-druga”. To zaopatrzeniowiec, pewnie nasze zaplecze, przynajmniej tak było cztery godziny temu.
- Jak chcesz to, sprawdź na mapach gdzie są.
- Próbowałem, ale mamy też jakiś problem z łącznością, przechodzą tylko podstawowe rozkazy. Pasma dodatkowe są niedostępne. Pewnie coś nawaliło.
- Co? To znaczy, że teraz jesteśmy i ślepi, i głusi? - Wcale nie podobała mu się ta sytuacja.
- Na to wygląda. - Pierwszy dopił swoją kawę jednym haustem i zasalutował na pożegnanie. Najwyraźniej nie miał zamiaru ryzykować, że rozdrażnienie kapitana skupi się na jego osobie.
Chwilę później pojawił się też Igor i zmienił sternika.
Po kilkudziesięciu minutach Mark usłyszał pierwszy, jeszcze bardzo słaby, sygnał.
- Co to było? - zapytał jakby chciał się upewnić, że nie tylko jego uszy coś wychwyciły.
- Nie wiem, tak jakby sygnał przeciwmgielny. Może wrócił któryś z okrętów eskorty i daje nam...
- Cicho! - Kapitan podbiegł do schodów, wspiął się na nie szybko i otworzył luk na mostek zewnętrzny.
Przez chwile gorące wilgotne powietrze niemal odebrało mu dech w piersiach. Nie wiedział nawet skrawka morza przesłoniętego gęstą, mlecznobiałą zasłoną, ale w górze dało się już dostrzec zarys Słońca. Jeszcze godzina i mgła opadnie. Jednak, teraz wpatrywanie się w nieprzeniknioną biel, w której nie dawało się dostrzec żadnego punktu odniesienia sprawiało wręcz fizyczny ból. Wytężył słuch, a nawet przymknął oczy by umysł mógł skupić się na tym jedynym użytecznym zmyśle.
Po chwili dało się słyszeć bardzo cichy, niski odgłos. Wydawał się, że dobiera ze wszystkich kierunków.
- Włączyć sygnał! Silniki stop! Spróbuj wywołać ich przez radio lub komunikator. - krzyknął w otwarty luk.
Ciszę rozszarpał bardzo głośny basowy dźwięk. Potem kolejny. Na dole na mostu zaroiło się od ludzi. Głowa pierwszego pojawiła się w zejściówce.
- Można kapitanie?
- Wchodź. Słychać sygnał przeciwmgielny. Ktoś jest blisko. A my nic nie widzimy.
- Kapitanie – odezwał się w interkomie głos Igora. - Nikt nie odpowiada. Co gorsza system sterowania też nie działa! Silnik nie reaguje na polecenia! Nadal płyniemy całą naprzód.
- Pierwszy, do maszynowni, wyłącz ręcznie silnik!
- Tak jest.
- Cholera nic nie widzimy nic nie słyszymy! Co tu się dzieje!?
- Kapitanie, jeśli to „132-ka” to mam pewien pomysł. Znam ich kapitana. To stary wyjadacz z marynarki wojennej.
- Rób co możesz! Już do ciebie idę.
Znowu odezwał się sygnał przeciwmgielny, tym razem wydając z siebie szereg dłuższych i krótszych sygnałów. Gdy Mark podszedł do stanowiska sternika, zobaczył jak tamten wydaje kolejne polecenia.
- Mors. - To jedno słowo wyjaśniało wszystko. Dopiero gdy skończył popatrzył na kapitana. - Trochę zardzewiałem pod tym względem, ale nic innego nie mamy.
Czekali w skupieniu, cisza wydawała się przedłużać w nieskończoność. Dopiero kilka minut później znowu dało się słyszeć basowe pomrukiwanie odległej jednostki. Kapitan patrzył jak sternik zapisuje coś na kartce. Widać było że poświęca całą uwagę, żeby dobrze odczytać wiadomość. Gdy skończył, podbiegł do stołu na mapy i zaczął na nim coś szybko rysować.
- Uderzymy w nich za pół godziny – powiedział jednym tchem. - Zmieniają kurs na południe, proszę byśmy próbowali uciekać na północ. U nich też nie działa ani radar, ani komunikacja.
Przez chwilę wpatrywał się natarczywie w zwierzchnika.
- Mało czasu, może się nie udać...
Kapitan spojrzał na naszkicowany kurs i chwycił za komunikator.
- Pierwszy! Obróć śrubę na sto osiemdziesiąt stopni. Parkins pomóż mu!
Od sześcioosobowej grupki załogantów, obserwujących całe zajście w nabożnym milczeniu, oddzielił się niski łysawy mężczyzna i podbiegł do włazu prowadzącego do maszynowni.
Niecałe dwie minuty później, Pierwszy zameldował:
- Kurs zmieniony, Parkins spiął sterowanie silnika na krótko, mamy 110% mocy.
- Dobrze. Teraz możemy się już tylko modlić.
***
Czterdzieści minut później, gdy promienie słońca rozproszyły już całkowicie mgłę młody oficer francuskiej marynarki wojennej, patrzył przez peryskop jak dwa kolosy przepływają obok siebie.
- Udało im się, panie kapitanie. Minęli się dosłownie o parę metrów. Ale udało im się! - Uśmiechnął się do dowódcy.
- Świetnie. Pomysłowi dranie.
- Kapitanie chciałbym z panem porozmawiać na osobności – głos łysiejącego jegomościa w cywilnym garniturze, wskazywał na to, że rozwój sytuacji nie przypadł mu do gustu.
- Dobrze panie Jurgen, zapraszam do mojej kajuty. Pierwszy, przejmujesz dowództwo. Płyńcie za „006”. Bosman wykonać wcześniejsze rozkazy.
Masywny mężczyzna z krótko przystrzyżoną blond fryzurą, tylko skinął głową w odpowiedzi. Gdyby Jurgen był wojskowym, lub gdyby choć dokładniej przyglądał się przez ostatnie dwa miesiące temu jak działa okręt na którym się znalazł, może uznał by to za dziwne odstępstwo od przyjętych standardów. On jednak uważał, że jest ponad to wszystko.
Gdy tylko weszli do kapitańskiej kajuty, gospodarz zamknął drzwi i wskazał krzesło na przeciw biurka.
- W czym mogę pomóc?
- Ta Arka musi zatonąć.
- 006? - kapitan wyglądał na rozbawionego, co najwyraźniej poirytowało rozmówcę.
- Dostał pan rozkaz żeby udzielić mi wszelkiej pomocy!
- A pan chce zatopić jednostkę z trzydziestoma milionami ludzi na pokładzie? - głos kapitana nie zmienił barwy nawet o ton.
- Nie ja! Dowództwo. Miałem to panu przekazać gdyby doszło do takiej sytuacji. - Jurgen sięgnął do wewnętrznej kieszeni marynarki i podał kapitanowi zalakowaną kopertę. - To pańskie nowe rozkazy.
Juste, wziął kopertę podniósł ozdobny nóż do papieru z blatu biurka, po czym niemal z namaszczeniem najpierw otworzył kopertę i powoli rozwinął wyjęty papier. Cywil siedział za wszelką cenę próbując zachować spokój.
- Tak... „Konieczne unicestwienie...”, „Dla dobra ogółu...”, „Niezbędne ofiary...”. „Storpedować”? O nawet mamy „w ostateczności... taktyczną broń nuklearną...”.
- To nie jest zabawne kapitanie! To pańskie rozkazy! Ma pan obowiązek je wykonać!
- Tak, rozkazy... Tyle, że ja widzę tu mały problem...
- Jaki problem!? - Widać było, że cywil jest coraz bardziej zdenerwowany tą rozmową i nonszalancką postawą oficera.
- Nie kojarzę admirała o nazwisku Stock wśród moich przełożonych, może i coś mi tam świta jeśli chodzi o armie sprzymierzone, ale nie zmienia to faktu, że to okręt Republiki Francuskiej i ów jegomość niekoniecznie może mi wydawać rozkazy.
Jurgenowi na chwilę zabrakło słów. Poruszał bezgłośnie ustami tak jakby chciał coś powiedzieć. Dopiero po chwili udało mu się uspokoić i oświadczyć tonem nieznoszącym sprzeciwu:
- To jedne z członków sztagu generalnego Nowych Sił Zbrojnych! Głównodowodzący wszystkich sił morskich!
- Jak mówiłem, nie znam tego pana. A ja i moja załoga składaliśmy inną przysięgę. - Kapitan pieczołowicie złożył kartkę z rozkazem i wsuwał ją na powrót do koperty.
- Miałem nadzieję, że do tego nie dojdzie. - Jednak w głosie cywila nie było słychać żalu.
Sięgnął ponownie za połę marynarki i wydobył mały pistolet który wycelował w kapitana.
- Jestem zmuszony przejąć dowodzenie na tym statku!
- Okręcie panie Jurgen. To jest okręt, nie statek. Powątpiewam więc, by był pan w stanie sam nim sterować, podobnie jak w to, by był pan w stanie tą zabaweczką sterroryzować całą załogę. - kapitan wsunął złożoną kopertę do szuflady biurka.
- Na mocy uprawnień nadanych mi przez nowy rząd...
- Niech pan już z tym skończy. Naprawę myślał pan, że nie wiem co się święci na pokładzie mojego okrętu?
- Nakazuję panu przekazanie załodze rozkazów – Jurgen recytował formułkę jakby dziesiątki razy powtarzał ją stojąc w wystudiowanej pozie przed lustrem – wydanych, przez...
- Bosman! - Krzyknął kapitan.
Do kajuty błyskawicznie wdarło się trzech ludzi. Jedne z nich chwycił cywila za rękę i wykręcił ją tak, że pistolet upadł na podłogę, drugi przystawił broń do skroni Jurgena.
- Wszystko w porządku, panie kapitanie? - Zapytał stojący za swymi podwładnymi bosman.
- Tak, zaprowadźcie naszego gościa do jego kajuty. Przeszukajcie ja, może mieć tam więcej takich zabawek. - Kapitan wstał zza biurka i podniósł z dywanu pistolet. - Potem zostaw dwóch ludzi pod drzwiami. Od teraz jest pan więźniem, panie Jurgen. Po powrocie na ląd będzie pan musiał sporo wytłumaczyć.
- Pożałuje pan tego kapitanie! - Groźba nie zabrzmiała jednak przekonująco.
Just Janko.
Odpowiedz
#28
No no, Janku, technothriller się z tego robi. A miała być parodia, tak? Wink Podoba mi się, czekam na zakończenie. Z tego to się już książka zrobiła, co?

Chochły i sugesty:

- Ta jest. - Podwładny posłusznie wystukał kilka komend na klawiaturze. - "Tajest" lepiej by brzmiało, imho. Chyba że miało być "tak"?

Kilka chwil później( )na ekranie pojawił się zwięzły komunikat.

Na pulpitach, sterowanych zdalnymi sygnałami z dowództwa(,) ożyło kilka wskaźników.

- Nie wiem(,) skipper

- Może mają za mało statków, a nawet na tym malutkim silniczku podpłyniemy kilka kilometrów do brzegu. - Nie rozumiem sensu tego zdania? Gdyby było napisane tak:

- Może mają za mało statków, a - nawet na tym malutkim silniczku - podpłyniemy kilka kilometrów do brzegu.

staje się chyba trochę bardziej czytelne, ale wciąż nie widzę związku...

Dwa dni po tym(,) jak zostali odholowani na głęboką wodę zaczęły się trzęsienia ziemi.

Tylko dwie większe fale tsunami( )zakołysały wielkim statkiem(,) nie czyniąc mu najmniejszej szkody.

Upały stały się nieznośne, nawet na pięćdziesiątym równoleżniku( ) temperatura dochodziła do niemal czterdziestu stopni Celsjusza.

"To znaczy do tego(,) co zastaną na lądzie."

Ale im się udało, przeżyli, a wraz z nimi trzydzieści milionów ludzi zamkniętych wewnątrz kolosa(,) na którym pełnili służbę. - zapisałbym to tak:


Ale im się udało. Przeżyli, a wraz z nimi trzydzieści milionów ludzi zamkniętych wewnątrz kolosa, na którym pełnili służbę.

Tutaj trochę wstecz, bo odniosłem wrażenie, że Arka (mimo tego, że pamiętałem, że to wielgachne statki) to jakiś mały kuter... Może tutaj: - Przecież trzeba godzin, żeby to gówno nas ruszyło o kilometr. Co oni kombinują? - zamiast "gówna" wstawić "wielką krowę" Smile albo coś w ten deseń? To podkreśli rozmiar Arki, a powyższe zdanie (to o trzydziestu milionach) będzie bardziej wyraziste, chyba...? Smile

niektórzy zamiast odpoczywać czy spać przychodzili(,) by popatrzeć na wyłaniający się horyzont.

To, że GPS wskazywał, że nadal są setki mil od najbliższego brzegu wcale im nie przeszkadzało. - że, iż. Osobiście strasznie nie lubię używać słowa , dlatego staram się unikać zdań z podwójnym że Smile

Widać było, że pojawiła się jakaś nowe uczucia, - chochlik pokorekcyjny, jak mniemam?

może i z obawami (-) ale także z wielką nadzieją.

zwana „Trzecią Lożą Vipów” miała podążać nadal wyznaczonym kursem. Mieli na pokładzie sporą ilość możnych tego świata - gryzie.

płynęli już od niemal sześćdziesięciu godni - ten sam chochlik, jak mniemam Smile

Trzydzieści mil na południe płynie „132-druga”. - yyy, jak to się czyta? Sto trzydzieści dwa druga? Jeśli to liczebnik porządkowy, i w dodatku nazwa statku, to... nie mam pojęcia jak to zapisać, szczerze mówiąc. Porządkowe piszemy z kropką, ale znowu w tekstach nie używa się liczb, oprócz dat i godzin - ALE to jednak nazwa własna... yyy... Poddaję się. Napisz do Miodka Smile

- Co? To znaczy, że teraz jesteśmy i ślepi, i głusi? - Wcale nie podobała mu się ta sytuacja. - ponieważ na początku dialogu nie było wspomniane, kto mówi pierwszy, za bardzo nie wiem kim jest ten "on"...

- Na to wygląda. - Pierwszy dopił swoją kawę jednym haustem i zasalutował na pożegnanie. - teraz już wiem Big Grin Ale to musztarda po obiedzie...

Chwilę później pojawił się też Igor i zmienił sternika. - nie pasuje mi ten akapit. Przerzuciłbym to, jako zakończenie poprzedniego po prostu. I bez "też" - chyba będzie płynniej.

Przez chwil(ę) gorące(,) wilgotne powietrze niemal odebrało mu dech w piersiach. - jeśli przez chwilę, to "odbierało". Odebrało na chwilę.

"ale w górze dało się już dostrzec zarys Słońca." - o ile się orientuję słońce piszemy małą, są jakieś wyjątki, ale nie jestem pewien... Aż sobie zaraz poczytam.

O! I już wiem! Wyrazy: słońce, ziemia, gwiazda piszemy małą literą, jeśli występują w zdaniu jako rzeczowniki pospolite. np. Wczoraj słońce mocno grzało.

Jednak teraz wpatrywanie się w nieprzeniknioną biel, w której nie dawało się dostrzec żadnego punktu odniesienia(,) sprawiało wręcz fizyczny ból.

A może tak: Teraz jednak wpatrywanie się w nieprzeniknioną biel, w której nie dawało się dostrzec żadnego punktu odniesienia, sprawiało wręcz fizyczny ból.

Wytężył słuch, a nawet przymknął oczy(,) by umysł mógł skupić się na tym jedynym użytecznym zmyśle.

Wydawał(o) się, że do©iera ze wszystkich kierunków.

Spróbuj wywołać ich przez radio lub komunikator( )- krzyknął w otwarty luk.

Ciszę rozszarpał bardzo głośny basowy dźwięk. - może jednak rozdarł?

- Można(,) kapitanie?

- Cholera(,) nic nie widzimy(,) nic nie słyszymy! Co tu się dzieje!?

- Kapitanie, jeśli to „132-ka” - j.w.

- Kapitanie, jeśli to „132-ka”(,) to mam pewien pomysł.

Czekali w skupieniu. Cisza wydawała się przedłużać w nieskończoność. - tak lepiej imho.

Widać było(,) że poświęca całą uwagę, żeby dobrze odczytać wiadomość.

Niecałe dwie minuty później( )Pierwszy zameldował:

Czterdzieści minut później, gdy promienie słońca rozproszyły już całkowicie mgłę(,) młody oficer francuskiej marynarki wojennej( )patrzył przez peryskop(,) jak dwa kolosy przepływają obok siebie.

- Kapitanie(,) chciałbym z panem porozmawiać na osobności

Płyńcie za „006”. - chyba jednak lepiej byłoby pisać Płyńcie za szóstką., tudzież Szóstką. Ładniej to wygląda wizualnie i nie traci się płynności czytania, kiedy mózg próbuje dobrać odpowiednią formę liczebnika, w czym jeszcze przeszkadza cudzysłów... To samo może zastosuj do tej "132-dwójki"?

Gdyby Jurgen był wojskowym( )lub gdyby choć dokładniej przyglądał się przez ostatnie dwa miesiące temu(,) jak działa okręt(,) na którym się znalazł, może (uznałby) to za dziwne odstępstwo od przyjętych standardów.

wskazał krzesło (naprzeciw) biurka.

- 006? - (K)apitan wyglądał na rozbawionego, co najwyraźniej poirytowało rozmówcę.

Juste( )wziął kopertę(,) podniósł ozdobny nóż do papieru z blatu biurka, po czym (-) niemal z namaszczeniem (-) najpierw otworzył kopertę i powoli rozwinął wyjęty papier. - do tego NAJPIERW otworzył kopertę i rozwinął papier, a później co zrobił? Nie ma tej informacji.

Cywil siedział(,) za wszelką cenę próbując zachować spokój. - trochę niezgrabne. Może siedział bez ruchu albo w napięciu?

- Tak... „Konieczne unicestwienie...”, „(d)la dobra ogółu...”, „(n)iezbędne ofiary...”. „Storpedować”? O, nawet mamy(Smile „w ostateczności... taktyczną broń nuklearną...”.

- To jedne z członków sztagu generalnego Nowych Sił Zbrojnych! - jeden

Kapitan pieczołowicie złożył kartkę z rozkazem i wsuwał ją na powrót do koperty. - wsunął

Sięgnął ponownie za połę marynarki i wydobył mały pistolet(,) który wycelował w kapitana. - w tym fragmencie ogólnie dużo kapitanów i cywili Smile

- Okręcie(,) panie Jurgen. To jest okręt, nie statek. - uśmiałem się Big Grin

(K)apitan wsunął złożoną kopertę do szuflady biurka. - wsunął powtórzone

- Bosman! - (k)rzyknął kapitan.

- Wszystko w porządku, panie kapitanie? - (z)apytał stojący za swymi podwładnymi bosman.

Przeszukajcie j(ą), może mieć tam więcej takich zabawek.

- Pożałuje pan tego(,) kapitanie! - Groźba nie zabrzmiała jednak przekonująco. - może coś jak:

- Pożałuje pan tego, kapitanie! - odszczeknął się Jurgen. Groźba ta nie zabrzmiała jednak przekonująco.
You'll never shine
Until you find your moon
To bring your wolf to a howl.
--- Saul Williams
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości