Ocena wątku:
  • 2 głosów - średnia: 2.5
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
[18+] Poławiacze snów
#1
Boże kochany, co za oczy!
Jakby ktoś wlał krople Morza Sargassowego wokół czarnego punktu źrenicy. Odrobina najczystszych wód świata z porażającym jasno-błękitem. Niesamowity okaz akwamarynu.
Dla mnie najczystsze, bo Morze Weddella jest tylko destylowaną wodą.
No więc spojrzałem w nie i wielki kamień wpadł mi do żołądka.
- Słuchasz, co mówię? - Jan szturchnął mnie w bok. Kurwa, mać, co się dzieje? - Przecież widzę gdzie patrzysz. Ładna.
Ładna? Śliczna! Miękki owal twarzy, prosty nos i uroczy układ górnej wargi, która dziwnie układa się przy uśmiechu. Zostaje tylko taki dzyndzelek, który otula jedynki. Śmieszny i uroczy. Dziwny.
Jasne, niezbyt długie włosy, ułożone w poprawną grzywkę małolaty. Snujące się niefrasobliwie za uchem i na karku
Aż chce się je wziąć w usta i odgarnąć z szyi. Niemniej po takim zabiegu mokre włosy przyklejają się do skóry i nijak je ruszyć. Nie rozwiązywalny dylemat.
- Do dupy z tobą, słuchasz co się mówi? Patrzysz na nią jak sroka w gnat. - Znajomy żachnął się niecierpliwie. - Dzisiejszy wykład był raczej listą pobożnych życzeń, a nie konstruktywną propozycją. To nie przejdzie. Dawne czasy „se ne wrati”. - Ale faktycznie ładna - dodał, cmokając.
Ładna, idioto?! Cudna.
Jestem na kilkudniowym szkoleniu nauczycielskim o tematyce „Rola szkoły we współczesnym wychowaniu młodzieży. Wytyczne i prawo”. Nawet opiekunem tego szkolenia i jednym z wykładowców. Chyba nie najlepszym, sądząc ze słów Jana – szpakowatego gościa po sześćdziesiątce, wicedyrektora gimnazjum.
Siedzimy teraz w restauracji hotelowej. Jest dziewiętnasta dwadzieścia i możemy na luzie wypić parę drinków. Sala jest pełna, bo obok naszego szkolenia mają tu miejsce inne kursokonferencje i zapewne uczestniczką jednego z nich jest siedząca stolik dalej, kobieta.
Z tym oczami.
Niby rozglądającymi się wokół, uśmiechająca się tak zniewalająco (dzyndzelek), a jakby nieobecna... rozkojarzona...
Kilka razy wydawało mi się, że patrzy na mnie. Odruchowo prostowałem plecy (przystojniak taki), poprawiałem fryzurę, przybierałem mądry wyraz twarzy i starałem się przykuć jej wzrok, moim i... i jej uciekał gdzieś dalej. Nie zatrzymywał się na mnie, nie czułem nawiązania sławnego kontaktu wzrokowego i idącego za nim, równie sławnego, kontaktu ferromonicznego - emocjonalnego.
Aż wstała od stolika i wtedy zrozumiałem.
Teraz musisz być moja.


Śmiałem się jak wariat. Zakrztusiłem wreszcie, rozkaszlałem i spojrzałem na panią psycholog. Siedziała sztywno z zaciętym wyrazem twarzy.
- To właśnie jeden z objawów, panie Piotrze. W osobowości borderline mieści się również paragelia – zasyczała, patrząc na mnie z nienawiścią. Brzydkie uczucie u osoby tej specjalizacji.
Przed chwilą skłoniłem ją do opowieści o samobójczej próbie, kiedy zostawił ją narzeczony. Nawet miałem łzy w oczach, a potem ten śmiech.
Zupełnie niekontrolowany, bo wyobraziłem sobie tą ładną dziewuszkę, jak opiera zdjęcie tego idioty o szklankę, wyciska gorączkowo tabletki z listków i łyka pośpiesznie. Pewnie, żeby się nie rozmyślić.
Do dupy z takimi psychologami, którzy pozwalają na zamianę ról.
- Zaburzenia osobowości, alkoholizm, ADHD, depresja afektywna, dwubiegunowa, nadmierna empatia połączona z nadmierną brutalnością. Wszystko razem i każde z osobna. Kto rozwiąże ten węzeł, Piotrze? - Westchnęła, wsuwając dokumentację do szarej koperty.
- Pewien starożytny wódz znalazł na to sposób, droga terapeutko. - Przesłałem jej uśmiech numer trzy, czyli optymizm połączony ze zrozumieniem.
- Świat kiedyś za płacze przez ciebie. Albo ty zapłaczesz, zamiast się śmiać.
Westchnęła znowu. Przejebana ta jej robota.


Kolejny drink przy hotelowym barku. Walić tę konferencję!
Wziąłem ją za rękę, przykładając kciuk do wewnętrznej strony przegubu. Puls przyśpieszony, czyli jest dobrze.
- Opowiedziałeś mi tyle pięknych rzeczy. Tyle poezji. Twoja twarz jest męska i często się śmiejesz. Pachniesz tym czymś...To cudowne. - Przejechała znowu dłonią po moim pysku. Dobrze, że się ogoliłem.
Popatrzyłem w te oczy. Przepiękne. Rozmarzone, roztopione w lagunach myśli i uczuć. Tam na dnie schorowani na rozedmę płuc i chorobę kesonową poławiacze pereł, wyciągają przy każdym nurkowaniu kilkanaście małży, aby żyć nadzieją na znalezienie najcenniejszych pereł. Tych naturalnych, nieoszlifowanych.
Jak ona.
Ścisnąłem jej dłoń.
- Chodź ze mną do pokoju, Julio.
Podniosła się cały czas, trzymając moją rękę.
- Dobrze. Prowadź.


Trzymała mój nabrzmiały członek, kciukiem przesuwając po jego czubku. Z dziurki wypływała jeszcze przezroczysta maź, którą rozsmarowywała kolistymi ruchami.
- Szkoda, że go nie widzę – szepnęła mi do ucha.
- Ale czujesz jego ciepło i tętno?
- Tak. Ale tak bardzo chciałabym zobaczyć. Jego i ciebie. Tak wiele rzeczy nie widziałam. Tak bardzo mi brakuje ich obrazu. Teraz twojego. Było cudownie – dodała, obwodząc językiem moje ucho.
Przekręciłem się na bok i spojrzałem w jej płynne, błękitne tęczówki. Zrobiło mi się straszliwie żal. Żal życia Julii w mroku, przez który nigdy nie przebije się obraz sennych lagun, pereł wyjętych z małża, który wydaje ostatni krzyk, kiedy brutalnie rozwierają mu skorupę. Szeroko otwartych oczu pod wodą morza Sargassowego, które widzą przenikające promienie słońca, załamujące się w ławicy srebrnych ryb.
- Od kiedy jesteś niewidoma?
- Od zawsze.


Sięgnąłem za siebie. Przy łóżku był stolik, na którym stał talerz z małżami w winie. Zamówiłem, bo jakoś mi te małże pasowały. Czyżby ze względu na perły?
Wymacałem widelczyk.
Dziewczyna leżała, uśmiechając się lekko do swoich myśli. Ciekawe jakich? Rozchylone uda pokryte były zaschniętą spermą.
Zarzuciłem na nią nogę, przyciskając mocno do łóżka. Przedramię położyłem na jej piersiach, dłonią zasłaniając usta. I też docisnąłem z całej siły.
- Cooo rooobłysz! - zabulgotała.
- Tak bardzo mi ciebie żal, Julio – powiedziałem, wbijając precyzyjnie widelczyk w jej oko.
Gwałtownie sprężyła się, szarpnęła straszliwie, ale trzymałem mocno. Wargi rozchyliły się spazmatycznie i wbiła zęby w moją dłoń.
Z oczodołu trysnęła krew.
- Po co ci takie piękne oczy, Julio? - szepnąłem. - Tak bardzo mi ciebie żal – powtórzyłem.
Odpowiedz
#2
Końcówka opowiadania ewidentnie mi się nie podobała. Nie pasujesz Mirku do takich klimatów. No ale za to jakieś trzy czwarte opowiadania jest "prawdziwe miodzio. Całkiem sympatyczny bohater. Ładnie prowadzona akcja. Trochę tajemnicy... No może scena erotyczna zbyt dosłowna, jak na moje zdanie. A tu końcówka, która zupełnie do reszty nie pasuje.  Zresztą... Możliwe, że ja po prostu nie lubię thrillerów.

jak zwykle całoś napisana technicznie tak jak lubię, no a z fabułą, to mi się w sumie wolno nie zgodzić.

Pozdrawiam serdecznie.
corp by Gorzki.

[Obrazek: Piecz1.jpg]
Odpowiedz
#3
Och jakże ciężko mi się czytało od połowy. Początek zapowiadał romantyczny podryw nastolatki przez starszego pana, jakieś tabu. Ale późniejsza obsceniczna dosłowność odrzuciła mnie od tekstu. Jak i brutalny psychopatyczny koniec. Pamiętam poprzednie Twoje teksty (Robot), ten trzeba jak najszybciej wymazać z mojej pamięci. Nie widzę sensu pisania takich rzeczy. Najmniejszego.

Pozdrawiam.
Odpowiedz
#4
Sens jest. To tekst dedykowany, i nie wiesz, co kłębi się wokół Ciebie.
Wyjście z własnej, szklanej gabloty może owocować różnymi doświadczeniami.
Trzeba tylko rozumieć, że świat jest różnorodny i wielokrotnie złożony.
Zapomnij o tym czytaniu, Rebel.
Odpowiedz
#5
A mi się podoba. Właśnie dlatego, że początek różni się diametralnie od finału - zmylony czytelnik niczego się nie spodziewa. Choć faktycznie odruchowo odrzuca, to ma to swój efekt, który odciska się na czytelniku. Nie powiem, może też ujęłabym scenę erotyczną inaczej, ale to już gestia Twojego wyobrażenia Mirku.
Jedno zastrzeżenie, typowo techniczne: "depresja afektywna, dwubiegunowa" - z tego, co miałam na psychiatrii - nie słyszałam ani nie znalazłam nic o depresji afektywnej, a tym bardziej dwubiegunowej. Smile Generalnie, to wystarczy napisać choroba afektywna dwubiegunowa - bo charakteryzuje się ona naprzemiennymi stanami manii (nienaturalnie podwyższony nastrój, chory uważa, że świat leży u jego stóp i może wszystko itd.) i stanami depresyjnymi, choć na ogół to depresja jest główną składową - stanowi większość, więc jak ktoś ma afektywną, to raczej mu nie dopiszą do diagnozy depresji, bo to element tej choroby.
Odpowiedz
#6
Nie znam się, Karen.
Spotkałem się dokładnie z takim określeniem u lekarza, więc funkcjonuje ono w medycznej terminologii.
Tu nie chodzi o osobowość psychopatyczną, tylko skrajnie niestabilną.
Ktoś tego nie załapał i nie załapał metafory niestabilności.
Dla mnie jest oczywiste, że tego typu osobowości nie wtykają widelcy w oko.
Chodzi o metaforyczną skrajność reakcji. Takiej chwilowej.
Naprawdę tego nie widać?
Załamka.
Odpowiedz
#7
Cytat:- Świat kiedyś za płacze przez ciebie. Albo ty zapłaczesz, zamiast się śmiać.
Razem?

Technicznie bez zarzutu. Ale podzielam odczucia RebelMac, obsceniczność i brutalność odrzuca. Żałuję, ze doczytałem do końca. Totalnie nie w moim guście ani klimacie.
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości