Ocena wątku:
  • 1 głosów - średnia: 5
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
[18+] Domino
#1
      Klnąc w myślach, na czym świat stoi, zbiegał po schodach szklanego biurowca. Nie był zainteresowany skorzystaniem z windy. Biuro znajdowało się na szóstym piętrze, więc kolejno pokonywane stopnie nie mogły go w żaden sposób zmęczyć. W odbiciu szyb obserwował swoją sylwetkę odzianą w nienaganny brązowy garnitur. Dotarłszy na parter, opuścił pospiesznie budynek, z trudem powstrzymując się od głośnego trzaśnięcia drzwiami. Gniew zjadał go od środka niczym pasożyt i rósł z każdą sekundą, osiągając rozmiary gigantycznego robaka, który wijąc się gdzieś pomiędzy sercem a wątrobą, powoli wysysał wszystkie soki. Krew mknęła w żyłach z prędkością światła, a tętno przyspieszyło do granic wytrzymałości.
         Na ogorzałej twarzy pojawiły się kropelki potu. Wytarł je niedbałym gestem.
        Zatrzymał się przy samochodzie. Z kieszeni marynarki wydobył elektroniczną sziszę, po czym zaciągnął się chemicznym dymem najmocniej, jak potrafił. Auto zaginęło w chmurze białego oparu, by po chwili znowu objawić światu swoją szarą, metaliczną barwę. Solidna dawka nikotyny jeszcze kilkukrotnie zagościła w jego płucach, dopóki nie zaczął kaszleć i pluć gęstą śliną. Przez moment stał bez ruchu. Poczuwszy, że jest w stanie prowadzić, usiadł za kierownicą.

●●●

     Przez nieznacznie uchyloną szybę wdzierał się szum ulicy oraz warkot mijanych samochodów. Po kilku minutach jazdy domknął okno, bo październikowe powietrze szybko wyziębiło wnętrze pojazdu. Prowadził jedną ręką, drugą stukając nerwowo w drążek biegów.
          ─ Mógłbym go zajebać ─ wysyczał przez zaciśnięte zęby. – Albo przynajmniej złamać mu nos.
         W jego głowie ciągle rozbrzmiewał głos prezesa, tłukąc się wewnątrz czaszki, jakby chciał  wybić w niej dziurę i wydostać się na zewnątrz. Treść zawarta w świeżym wspomnieniu nie była pochwałą ani nawet spokojnym przekazem. Drugi po bogu – jak nazywano w firmie głównodowodzącego – warczał i szczerzył kły niczym drapieżnik żądny krwi. Zdawać się mogło, że z powodu niedbale wykonanego miesięcznego raportu, byłby w stanie obedrzeć żywcem ze skóry, a potem zjeść winowajcę na surowo. Przez blisko godzinę torturował słownie, miażdżył krytyką oraz niewybredną mimiką i chamskimi uwagami.
        – Zmienię pracę przez tego chuja. – Mężczyzna ciągle nie potrafił się uspokoić. Poniżenie, jakiego doświadczył ze strony szefa zupełnie zawładnęło jego myślami.
         Co jakiś czas odzywał się sygnał jego komórki. Wreszcie zerknął na wyświetlacz. Matka. „Pewnie zlew się znowu zapchał albo odkurzacz nie działa” – pomyślał, głośno westchnąwszy.
         Nie oddzwonił. Otrzymał ostatnio mandat za przekroczenie prędkości i wolał nie ryzykować kolejnego. Poza tym osiedle, na którym mieszkała, znajdowało się niedaleko, więc postanowił ją odwiedzić. Od śmierci ojca widywali się w miarę regularnie, lecz niezbyt często. Permanentny brak czasu pokonał ich. Pocieszał się w duchu, że matka ma przyjaciółkę w osobie sąsiadki z naprzeciwka, dzięki czemu nie doskwiera jej samotność.
         Z zamyślenia wyrwał go głośny dźwięk klaksonu. Spojrzał przed siebie i spostrzegł, że światło na skrzyżowaniu zmieniło się na zielone. Zanim  ruszył, ponownie jego słuch zaalarmowało głośne trąbienie.
         – No, jadę! Przecież, kurwa, jadę! – wrzasnął, ruszając z piskiem opon.
         Zerknął w lusterko. Auto poruszające się za nim prowadziła kobieta, kręcąca z niezadowoleniem głową. Zdjął stopę z pedału gazu. Samochód począł toczyć się po jezdni dużo wolniej niż pozwalały przepisy. Długo nie musiał czekać, żeby usłyszeć znajomy klakson.
        – A trąb, głupia pizdo… trąb! – Wykrzywił usta z szyderczym uśmiechu, po czym namacał potencjometr radioodbiornika.
      Zupełnie obca mu piosenka rozbrzmiała głośno, niemal rozsadzając kabinę pojazdu. Kiedy wreszcie kobiecie udało się wyprzedzić uciążliwego kierowcę, pokazała przez szybę dłoń z wyeksponowanym środkowym palcem. Mężczyzna odwzajemnił się tym samym.
        Nie ściszając muzyki, jechał dalej.

●●●

        Melodia płynąca z głośników powoli przegrywała z irytującym hałasem. Na początku starał się nie zwracać uwagi. Próbował dodatkowo zagłuszać dźwięki docierające z zewnątrz nieporadnym śpiewem. Wreszcie dał za wygraną i spojrzał w lusterko. Niebieskie światło uderzyło po oczach z siłą zmuszającą do zmrużenia powiek.
          – Pogotowie… – wyszeptał.
       Natychmiast zjechał na pobocze. Nieśmiało, z miną wyrażającą skruchę, spojrzał na wyprzedzającą karetkę. Ratownik, siedzący obok kierowcy, patrzył na niego wzrokiem przeszywającym na wskroś, pukając się palcem w czoło.
         – Idiota – burknął pod nosem. – Przecież dałem im przejechać. Po co te gesty?
         Ściszył radio, po czym ruszył niespiesznie.

●●●

       Pokonał szybkimi susami kilkadziesiąt stopni i wreszcie stanął przed właściwymi drzwiami. Drugie piętro bloku z wielkiej płyty. Tutaj się wychował. Chciał nacisnąć przycisk dzwonka, lecz przypomniał sobie, że matka nigdy tego nie lubiła. Zapukał.
       Po chwili w drzwiach ukazała się sąsiadka. Na jego widok błyskawicznie zalała się łzami.
       – Ja do ciebie dzwoniłam z komórki twojej mamy – łkała, otwierając drzwi na oścież. – Ale nie odbierałeś…
       – Co się stało? – zapytał. Nie czekając na odpowiedź wbiegł do środka.
       W mieszkaniu zastał ratowników pogotowia. Zgromadzeni w salonie, spoglądali na starszą kobietę, która leżała nieruchomo na kanapie.
       – Co się stało? – ponowił pytanie. – Jestem synem – dodał.
       – Zawał serca – usłyszał w odpowiedzi. – Pańska mama odeszła przed chwilą.
       – Róbcie coś! Ratujcie ją! – wykrzyczał. – Może reanimacja? Boże… cokolwiek!?
       Na chwilę zapadła krępująca cisza, po czym jeden z ratowników powoli, artykułując bardzo wolno słowo po słowie, wyjaśnił:
       – Nic się nie da zrobić. Próbowaliśmy wszystkiego. – Głośno westchnął, wzruszając ramionami. –  Przyjechaliśmy o kilka minut za późno.
      Zrozpaczony syn przyjrzał się rozmówcy, po czym zamarł bez ruchu. Przypomniał sobie tę twarz. I zaczął płakać. Wszystko zaczęło się układać w jedną całość niczym puzzle. A raczej gigantyczne domino, którego ostatnia kostka właśnie runęła z hukiem.

KONIEC
[Obrazek: Piecz1.jpg]
Odpowiedz
#2
Jest to moje pierwsze spotkanie z Twoją prozą i muszę stwierdzić, że zrobiłeś na mnie wrażenie.
Od strony językowej bezbłędnie, ponadto duży plus za monologi. Ani odrobiny sztuczności.

Kurczę, naprawdę umiesz budować napięcie.
Uwielbiam nieszczęśliwe zakończenia, więc masz już we mnie fankę Smile
[Obrazek: oscar.jpg]
Odpowiedz
#3
Znaczy, zakończenia idzie się domyślić mniej więcej od nieodebranego telefonu, ale to żaden błąd. Napięcie zbudowałeś odpowiednio, a akcja wygląda bardzo prawdopodobnie. Czyli jak dla mnie wszystko tak jak być powinno. Przesłanie powinno brzmieć "Przepuszczaj karetki pacanie" i jest jak najbardziej słuszne. Nie wiem jak w miejscach, gdzie mieszkacie, ale u mnie już się ludzie nauczyli. Ustępują wzorowo.

Pozdrawiam serdecznie.
corp by Gorzki.

[Obrazek: Piecz1.jpg]
Odpowiedz
#4
Dziękuję Wam za opinie.

Zdaję sobie sprawę, że miniaturka nie jest najwyższych lotów. Cóż, nie pisałem od prawie trzech lat, więc muszę zacząć niejako wszystko od początku. Kroczek po kroczku. I może jakoś da się napisać bardziej ambitny tekst. Na razie będę się doskonalił w krótkich formach.

Pozdrawiam
[Obrazek: Piecz1.jpg]
Odpowiedz
#5
Wiesz. To trochę jak z jazdą na rowerze. Pisania się nie zapomina Wink
corp by Gorzki.

[Obrazek: Piecz1.jpg]
Odpowiedz
#6
Dziwne, że przeoczyłem ten tekst, myślałem, ze w obyczajówkach jestem na bieżąco.
No to jedziemy Wink
(03-01-2018, 18:47)anarchist napisał(a):       Klnąc w myślach na czym świat stoi, zbiegał po schodach szklanego biurowca. Zaniechał jazdy windą. Pracował na szóstym piętrze, więc kolejno pokonywane stopnie nie mogły go w żaden sposób zmęczyć.
To nie błąd, ale trzy czasowniki z tą samą końcówką blisko siebie brzmią jak bliskie powtórzenia.

(03-01-2018, 18:47)anarchist napisał(a): Gniew zjadał go od środka niczym pasożyt i rósł z każdą sekundą, osiągając rozmiary gigantycznego robaka, który wijąc się gdzieś pomiędzy sercem a wątrobą, powoli wysysał wszystkie soki. Krew mknęła w żyłach z prędkością światła, a tętno przyspieszyło do granic wytrzymałości. (...)
Solidna dawka nikotyny jeszcze kilkukrotnie zagościła w jego płucach, dopóki nie zaczął kaszleć i pluć gęstą śliną. (...)
W jego głowie ciągle rozbrzmiewał głos prezesa, tłukąc się wewnątrz czaszki, jakby chciał  wybić w niej dziurę i wydostać się na zewnątrz. Treść zawarta w świeżym wspomnieniu nie była pochwałą ani nawet spokojnym przekazem. Drugi po bogu – jak nazywano w firmie głównodowodzącego – warczał i szczerzył kły niczym drapieżnik żądny krwi. Zdawać się mogło, że z powodu niedbale wykonanego miesięcznego raportu, byłby w stanie obedrzeć żywcem ze skóry, a potem zjeść winowajcę na surowo. Przez blisko godzinę torturował słownie, miażdżył krytyką oraz niewybredną mimiką i chamskimi uwagami.
i wiele innych... Wink
Piękne zdania.

(03-01-2018, 18:47)anarchist napisał(a): Na ogorzałej twarzy pojawiły się kropelki potu. Mężczyzna wytarł je niedbałym ruchem (gestem) ręki.
Opisujesz cały czas jednego osobnika więc dopowiedzenia wydają się zbędne.

(03-01-2018, 18:47)anarchist napisał(a): Z kieszeni marynarki wydobył elektroniczną sziszę, po czym zaciągnął się chemicznym dymem. I to najmocniej jak potrafił.
Zbędne słówka.

(03-01-2018, 18:47)anarchist napisał(a): Czas, a raczej jego permanentny brak, pokonał ich.
To wiadomo o co chodzi i nie ma błędu ale na moje ucho nie komponuje się to zdanie z sąsiednimi.

(03-01-2018, 18:47)anarchist napisał(a): Melodia płynąca z głośników powoli zaczęła przegrywać (przegrywała) z irytującym hałasem.

(03-01-2018, 18:47)anarchist napisał(a): Na początku starał się nie zwracać na to uwagi. Próbował dodatkowo zagłuszać dźwięki docierające z zewnątrz swoim nieporadnym śpiewem.

(03-01-2018, 18:47)anarchist napisał(a):  Ściszył radio, po czym ruszył niespiesznie. I w takim tempie kontynuował jazdę.
To drugie zdanie do usunięcia albo przerobienia.

Opowiadanie życiowe i z morałem. Bardzo przypadło mi do gustu.
Co do formy widać talent. Może dawno nie pisałeś, ale tak trzy czwarte tekstu jest świetna. Te naprawdę dobre zdania przeplatają się ze słabszymi, których większość wynotowałem.
Posiłkując się przykładem Gorzkiego, wsiadłeś an rower, niekiedy się chyboczesz, ale jak się jeździ z pewnością nie zapomniałeś.
Na tę chwilę dałbym tak 3-3,5 gwiazdki. Jeśli miałbyś ochotę doszlifować tekst, by całość brzmiała tak dobrze jak zdania nad którymi się zachwycałem, to 5 gwiazdek murowane Wink
Choć nie wiem czy jest jakaś motywacja, bo posiadająca o wiele łaskawsze ode mnie oko Miranda już maksymalnie zagwiazdkowała Big Grin

Pozdrawiam
Gunnar
Odpowiedz
#7
Smile 
Dziękuję bardzo i po dwakroć dzięki za cenne uwagi. Tak jak sądziłem, przedobrzyłem z kilkoma zdaniami. Muszę nad stylem popracować, tylko jakoś tematów do pisania brak. To pewnie dlatego, że nudną mam robotę  Smile.

Pozdrawiam
[Obrazek: Piecz1.jpg]
Odpowiedz
#8
(13-02-2018, 11:31)Gunnar napisał(a): Choć nie wiem czy jest jakaś motywacja, bo posiadająca o wiele łaskawsze ode mnie oko Miranda już maksymalnie zagwiazdkowała Smile

Bo Miranda odgrywa tutaj rolę dobrego policjanta Wink

Z uwagami Gunnara się zgadzam, zeby nie było... 
Ale tekst świetny.
[Obrazek: oscar.jpg]
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości