Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
1-sza powieść
#1
Słowem wstępu nigdy nie napisałem nic specjalnie długiego, gdyż nie bylem w tym zbyt dobry (raczej umysł ścisły), ale ostatnio mnie coś tchnęło i postanowiłem napisać opowiadanie. Nie jest ono długie, ani nie ma zakończenia (być może to dopiero początek Big Grin ) i nie umiałem wymyśleć żadnego tytułu, ale mam nadzieje, że ocenicie mnie sprawiedliwie i dacie znać jeśli mam do tego smykałkę.




Zwykle gwarny zamek, dzisiaj był jakby nieobecny, wszystkie pomieszczenia pootwierane na rozcież, a świece pozagaszane. Jedynie co jakiś czas widać nikłe światło od kryształów, które nigdy nie gasną. Pilnie strzeżony mur dziś jedynie obsiadły przez wrony, łypiące wzrokiem na lewo i prawo. Ciemne grube mury warowni zazwyczaj wyglądały złowrogo, ale w tej chwili skryte w cieniu chmur, wydawały się czarne jak noc, budząc lęk. Przerażały swoją niezwykła ciszą, która zaległa wszędzie dookoła na spalonej ziemi wokół zamku.
Kroki! Nie, wręcz bieg słyszalny wkoło i zwielokrotniony echem, we wszystkich komnatach. Posłaniec oddychał głęboko, ale spokojnie. Nerwowo oglądał się za siebie, ledwo zauważając przeszkodę w długim korytarzu, zwinnie ją minął i biegł dalej. Jedne, drugie drzwi, schody i znowu korytarz. Posłaniec biegł nie zwalniając. Nagle, korytarz zaczął się poszerzać, aż w końcu był tak szeroki, że musiały go podtrzymywać kamienne kolumny. Między którymi stały gigantyczne posągi, każdy inny, każdy w innej pozie. Każdy wyrażał inne emocje, ale wszystkie miały charakterystyczną cechę. Wszystkie postaci nosiły identyczne czarne płaszcze z kapturami, choć większość miała odkryte oblicze. Posłaniec dobiegł do masywnych czarnych, stalowych drzwi, wysadzanych szlachetnymi kamieniami i z wyrytym napisem głoszącym „Arwain Gates, lle y byddant yn dod â'r galon” i dużą płaskorzeźbą opiewającą twórcę tegoż to zamku, niezliczone lata temu. Stanął jak zauroczony nie ogarniając wspaniałości arcydzieła, jakie zobaczył. Po czym zaparł się mocno nogami i z całych sił naparł na drzwi spodziewając się, że są bardzo ciężkie, ale te rozwarły się z hukiem, który odbił się echem od murów. Zaskoczony posłaniec poleciał do przodu i byłby się wywrócił gdyby nie fakt, że był bardzo zwinny i jedynie oparł na chwile rękę o gruby karmazynowy dywan. Wyprostował się chcąc biegnąc dalej, choć po chwili zreflektował się i zaczął iść dostojnym acz stanowczym krokiem w stronę tronu stojącego na kilku stopniowym podeście.
Komnata była ciemna niczym nieoświetlona. Dawniej paliły się tu wielkie świeczniki przymocowany to kolumn po obu stronach długiego dywanu, ale teraz wszystkie się wypaliły, a nie miał ich kto zmienić. Teraz jedynie przez otwór w murze padało światło wprost na szczyt podestu. Wokół zawieszone były zdobyczne chorągwie, wszystkich pokonanych wrogów. Posłaniec idąc widział sztandar z wyszytym zamkiem ze strzelistą wieżą. Dawno temu był to symbol wojowniczego ludu kaltów, który przywędrował do cesarstwa wiele tysiącleci temu. Niestety setki lat temu zginął ostatni z człowiek z tego rodu. Chorągiew sprawiła, że poseł musiał się zatrzymać ze zdziwienia, mimo że nie było to przyzwoite czekać monarsze.
Tron nie był wygodny ani piękny, nie był też funkcjonalny. Nie dało się go przenieść, ponieważ była to lita skała wyrastająca z podłogi. Ktoś mógłby zapytać. Czemu władca takiego wspaniałego zamku nie kazał zrobić sobie tronu, który byłby wygodny, taki specjalnie dla niego? Odpowiedź jest prosta, chciano podkreślić, że z władzą, jaką się dostaje ciąży na człowieku wielka odpowiedzialność. Nikt jej nie powinien pragnąć dla swojej korzyści tylko dla swoich towarzyszy. Ale nie tylko władcy zamku chciano przypomnieć o jego obowiązkach. Wchodząc do tej komnaty czuć było nie przyjemny chłód ciągnący od kamiennych ścian. W ten sposób komunikowano każdemu kto tu wejdzie, że jeśli nie ma nic do powiedzenia nie powinien tu przebywać.
Dochodząc do tronu zlękniony posłaniec ujrzał starego człowieka, który lata świetności miał daleko za sobą. Nosił zbroję, choć nie była zbyt masywna. Patrzył przed siebie bystrym wzrokiem, a czarny płaszcz owijał mu się wokół nóg. Zupełnie posiwiałe włosy spięte rzemieniem, sięgały mu pasa przerzucone z lewej strony. Nos miał szpiczasty, a twarz szeroką z zapadniętymi policzkami. Spiczasta bródka, teraz zapuszczona, kiedyś musiała być starannie pielęgnowana. Wielki Młot, który stał oparty o tron był bardzo kunsztowną bronią z jednej strony miał obuch a z drugiej szpikulec do przebijania pancerzy, ale wyglądał dziwnie u boku starca. Długa rączka zakończona była kamieniem szlachetnym zielonkawej barwy, takiej samej jak oczy człowieka na tronie.
- Mistrzu - zaczął posłaniec, zwracając uwagę starca. - On nadchodzi…
Starzec spojrzał w górę swoim mądrym wzrokiem, powoli wstając odpowiedział.
- Niech wejdzie, jak tak tego pragnie - powiedział ostrym grubym tonem charakterystycznym dla niego. - Wtedy ten przeklęty zamek będzie nie tylko moim grobowcem. - Zarzucił młot na plecy odszedł do swoich komnat.
- Mistrzu z całym szacunkiem nie poddawaj się masz szanse wygrać.
- Ja tak, ale innych czeka zagłada. Po za tym, nigdy się nie poddałem, po prostu swoją śmiercią zbuduje nowy lepszy świat.
- Wybacz, ale nie rozumiem - przepraszał posłaniec.
- Nie musisz tego zrozumieć - odpowiedział mu mistrz. - A teraz idź, przekaż światu co się tu wydarzyło. Choć nikt ci nie uwierzy postaraj się, aby pamięć o nas nie wyblakła w dziejach historii.
- Tak, mistrzu - powiedział i odwrócił się idąc tą samą trasą, którą tu przyszedł.
Poseł oddalał się trwożnie, nie bacząc na otaczający go świat. Koń nie raz szturchany w żebra starał się biec jak jeszcze nigdy. Albowiem i on widział, co się wokół dzieje. Drzewa się przewracały, a ziemia wypala, niby ogniem, zamieniając się w piach bez życia. Nieliczne ptaki, które jeszcze zostały w tym miejscu, spadały z nieba niczym porażone piorunem. Kamienie pękały, a więc i prastara droga prowadząca do warowni zaczynała się zapadać pod swoim ciężarem. Nagle koń zarył kopytem w dziurę i złamał sobie nogę przewracając jeźdźca, który potoczył się obolały za pniak drzewa. Rumak natychmiast zdechł pod wpływem ów tajemniczej siły.
Jeden jeździec, a roztaczał mrok niczym setka, zmierzał szlakiem do zamku, mijając martwego konia posłańca. Zdawał się nie interesować małym człowieczkiem leżącym prze drodze. Ogier którym jechał był cały czarny, a przynajmniej kiedyś taki był, teraz jednak wyglądał jakby nikt mu nie dawał jedzenia od nie pamiętnych czasów piana leciała mu z pyska, a żebra wyraźnie mu wystawały. Wjechał przez otwarte wrota w głąb gigantycznej posiadłości mistrza. W tym momencie powietrze zaczęło gęstnieć, tak, że prawie nie dało się nim oddychać. Chmury skręcały się nad zamkiem w dużą spirale sięgającą coraz dalej od twierdzy. Gdy już nie dało się wytrzymać, dokładnie nad zamkiem w niebie pojawił się niewielki otwór, z którego padało jaskrawe światłe. Wkrótce runęła smuga energii wciskająca zamek do wnętrza ziemi. Poseł zobaczył jak warstwa po warstwie twierdza wyparowywała z powierzchni ziemi, zostawiając jedynie tron na szczycie oryginalnego wzgórza. Nie trwało to długo, a posłaniec, który wszystkiemu się przyglądał, nadal nie mógł w to uwierzyć. W pewnym momencie uderzyła go fala energii rozchodząca się z wybuchu, odbierając mu przytomność. Jedyne co jeszcze pamiętał to ból w plecach i z tyłu głowy.
Obudził się z dala na pustkowiu, a przynajmniej tak mu się wydawało, teraz musiał wypełnić misje.
Odpowiedz
#2
Cytat:(...)wy myśleć(...)
Big Grin taak, MY myśleć.

Cytat:Zwykle gwarny zamek, dzisiaj był jakby nieobecny, wszystkie pomieszczenia pootwierane na rozcież, a świece pozagaszane.
Gwarny zamek, dziś jest nieobecny... okej.
Jak mogą być pootwierane pomieszczenia? Jak już to drzwi.
Pozagaszane, też jakoś nie za bardzo mi leży, ale to pewnie tylko moje odczucie.

Cytat:Jedynie co jakiś czas 'było'widać nikłe światło od kryształów, które nigdy nie gasną.
Strasznie nieplastyczne to zdanie. Światło - może - bijące od kryształów.
Po tym zdaniu także widać, że nawet tekstu nie przejrzałeś po napisaniu.

Cytat:Ciemne grube mury warowni zazwyczaj wyglądały złowrogo, ale w tej chwili(,) skryte w cieniu chmur, wydawały się czarne jak noc, budzące lęk.
Zazwyczaj wyglądały złowrogo, ale dziś nie! Dziś tylko budziły lęk Wink. Złowrogi z budzącym lęk, ma wiele wspólnego.
A tak poza tym, czy jak coś jest 'czarne jak noc' to nie może być nadal złowrogie?


Cytat: Przerażały swoją niezwykła ciszą, która zaległa wszędzie dookoła na spalonej ziemi wokół zamku.
I znów potwierdzasz (a jednocześnie przeczysz Smile), że mury nadal były złowrogie. Więc jaki sens miało pisanie "Ciemne grube mury warowni zazwyczaj wyglądały złowrogo, ale w tej chwili(,) skryte w cieniu chmur"

Cytat:Kroki! Nie(!) Wręcz bieg(,) słyszalny wkoło i zwielokrotniony echem, we wszystkich komnatach.


Cytat:Posłaniec oddychał głęboko, ale spokojnie.
Gdy rzucasz hasło 'głęboko' to już wiadomo, że spokojnie. Jak byś rzucił 'płytko' to wiadomo byłoby, że niespokojnie.

Cytat:Nerwowo oglądał się za siebie
Damn. Wyobrażasz sobie kolesia, który spokojnie, z opanowaniem, miarowo oddycha, jednocześnie nerwowo oglądającego się za siebie? No może tak, ale daje to raczej efekt groteskowy, a po wstępie wnoszę, że Tobie zależało na wprowadzeniu grozy.

Cytat:ledwo zauważając przeszkodę w długim korytarzu, zwinnie ją minął i biegł dalej.
Najpierw jakieś komnaty, teraz korytarz. Nic, kompletnie nic nie widzę.

Cytat:Jedne, drugie drzwi, schody i znowu korytarz.
Big Grin Przecież wszystkie drzwi były pootwierane na oścież? Chyba, że Tobie nie chodziło o drzwi w pierwszym zdaniu.

Gdyby nie to, że jutro rano muszę wstać i iść na egzamin w ruchu drogowym, przeczytałbym do końca. Ale fakt ten, plus toporność tego tekstu, zmusza mnie do odłożenia w czasie tej lektury. Obiecuję, że jutro dokończę.

Tak uogólniając.
Już po pierwszych zdaniach, wyraźnie widać, że tekst jest nielogiczny i toporny. Moja rada: poczytaj trochę książek, potem jeszcze raz poczytaj, następnie spójrz na swój tekst, poczytaj trochę książek, jeszcze raz spójrz na swój tekst i jeśli wyda Ci się nielogiczny etc. przeredaguj, jeśli nie, patrz początek rady.

Pozdrawiam.


"Umierając we własnych łożach, za wiele lat, będziecie chcieli zamienić te wszystkie dni, na jedną szansę, jedyną szansę, aby tu wrócić i powiedzieć naszym wrogom, że mogą odebrać nam życie, ale nigdy nie odbiorą nam naszej wolności!" William Wallace
Odpowiedz
#3
Spodziewałem się błędów, ale ich ilość którą wyłapałeś trochę mnie przeraża i do tego z większością muszę się zgodzić. Co do książek, czytam ich dość sporo, ale nigdy nie miałem smykałki do ich pisania, jak już wspomniałem na początku.
Serdecznie dziękuje za uświadomieni mnie jakie błędy popełniam. Dotychczas parę osób, które już to czytało zupełnie nie zwróciło na to uwagi, bacząc jedynie na ortografię i interpunkcję.
Odpowiedz
#4
Cytat:Nagle, korytarz zaczął się poszerzać, aż w końcu był tak szeroki, że musiały go podtrzymywać kamienne kolumny.
Po pierwsze. Mi to brzmi jakby ten korytarz poszerzał się poprzez magię.
Po drugie. Słupy musiały podtrzymać... korytarz?!

Cytat:Jedne, drugie drzwi, schody i znowu korytarz. Posłaniec biegł nie zwalniając. Nagle, korytarz zaczął się poszerzać, aż w końcu był tak szeroki, że musiały go podtrzymywać kamienne kolumny.
Powtórzenia, które rażą Smile.

Cytat: Między którymi stały gigantyczne posągi, każdy inny, każdy w innej pozie. Każdy wyrażał inne emocje, ale wszystkie miały charakterystyczną cechę. Wszystkie postaci nosiły identyczne czarne płaszcze z kapturami, choć większość miała odkryte oblicze.
Może między nimi.
Nosiły nie pasuje do określenia posągu.
Te oblicze też jakoś mi nie pasuje. Pokaże Ci jak bym to napisał. Oczywiście to tylko moje zdanie Wink
"Między kolumnami znajdowały się gigantyczne posągi ludzi odzianych w czarne opończa. Postacie wyglądały jakby zastygły kilkaset lat temu, każda w innej pozycji i z inną emocją zachowaną na twarzy."

Cytat:Posłaniec dobiegł do masywnych(,) czarnych, stalowych drzwi, wysadzanych szlachetnymi kamieniami i z wyrytym napisem głoszącym „Arwain Gates, lle y byddant yn dod â'r galon” i dużą płaskorzeźbą opiewającą twórcę tegoż to zamku, niezliczone lata temu.

To co podkreślone, bym wywalił.
Może ta płaskorzeźba przedstawiała twórce, a nie opiewała?
"(...)niezliczone lata temu." - Co niezliczone lata temu? W tedy go opiewała? Czy wtedy twórca stworzył zamek?

Cytat:Stanął jak zauroczony nie ogarniając wspaniałości arcydzieła, jakie zobaczył.
Wzrokiem nie ogarniał czy umysłem? Jeśli umysłem to raczej jest to potoczne określenie.

Cytat:Po czym zaparł się mocno nogami i z całych sił naparł na drzwi spodziewając się, że są bardzo ciężkie, ale te rozwarły się z hukiem, który odbił się echem od murów.
Straasznie nieplastyczne. Widać też, że na siłę próbujesz upiększyć swoje dzieło. Nie lepiej napisać:
"Naparł na drzwi spodziewając się oporu, lecz go nie napotkał." Big Grin To tylko przykład ukazujący, że czasami lepiej napisać krótko i zwięźle, niż kombinować na siłę. Przypomniała mi się taka anegdotka. Nie pamiętam już gdzie ją widziałem/słyszałem, ale brzmiała mniej więcej tak:

Pewien student napisał książkę i zgłosił się z nią do swojego profesora z prośbą o korektę. Z racji tego, że profesor człek starszy, wzrokiem nie władający już perfekcyjnie poprosił ucznia o przeczytanie książki. No więc ten zaczyna:
- Miliony malutkich, błyszczących się, ciepłych kropel spadało z nieba niczym kule wystrzelone z armat. Z plaskiem padały na ziemie, i otaczającą je faunę i florę".
- Nie słyszę - odparł profesor.
- Miliony malutkich, błyszczących się, ciepłych kro...
- Głośniej!
- Miliony malutkich, błyszczą...
- Głośniej!!!
- Padał deszcz!
- No, czytaj dalej - uśmiechnął się profesor.
I tak z książki, która miała 600 stron zostało stron 400.

Wracając do zdania:
Cytat:Po czym zaparł się mocno nogami i z całych sił naparł na drzwi spodziewając się, że są bardzo ciężkie, ale te rozwarły się z hukiem, który odbił się echem od murów.
Można było to zapisać po prostu: Otworzył drzwi, które okazały się zadziwiająco lekkie.

Cytat:Zaskoczony posłaniec poleciał do przodu i byłby się wywrócił gdyby nie fakt, że był bardzo zwinny i jedynie oparł na chwile rękę o gruby karmazynowy dywan.
Znów:
"Zaskoczony (posłaniec zbędne, bo przecież wiemy, że o niego chodzi) stracił na chwilę równowagę (polecieć to można na skrzydłach na przykład) lecz... ( i tu coś fajnego Smile )"
Można też:
"Gdyby nie jego ponadprzeciętna równowaga, runąłby na ziemię."
A Ty robisz niepotrzebnie otoczkę.

Cytat:Wyprostował się chcąc biegnąc dalej, choć po chwili zreflektował się i zaczął iść dostojnym acz stanowczym krokiem w stronę tronu stojącego na kilku stopniowym podeście.
Big Grin Tak więc tego.
Czym się zreflektował?
Dostojnym krokiem? To raczej pasuje do grubego kupca niźli do posłańca.

Cytat:Komnata była ciemna(,) niczym nieoświetlona.
W komnacie było ciemno, wystarczy. Jeśli jednak chcesz masłować i maślanić to przed niczym powinien być przecinek.


Cytat:Dawniej paliły się tu wielkie świeczniki przymocowany to kolumn po obu stronach długiego dywanu, ale teraz wszystkie się wypaliły, a nie miał ich kto zmienić.
To co na czerwono chyba nie muszę komentować. Powiem Ci, że naprawdę się uśmiałem przy tym:" przymocowany to kolumn po obu stronach długiego dywanu, ale teraz wszystkie się wypaliły, a nie miał ich kto zmienić.

Cytat:Dawniej paliły się tu wielkie świeczniki przymocowany to kolumn po obu stronach długiego dywanu, ale teraz wszystkie się wypaliły, a nie miał ich kto zmienić. Teraz jedynie przez otwór w murze padało światło wprost na szczyt podestu.

Skąd te światło? Z innej komnaty? Tam miał kto wymienić, a tu się nie pofatygował? Straszny leń! Bo po opisie wnoszę, że ta komnata była gdzieś głęboko, gdzie światło słoneczne nie miało prawa dotrzeć.

Cytat:Niestety setki lat temu zginął ostatni z człowiek z tego rodu.

Cytat:Dawno temu był to symbol wojowniczego ludu kaltów, który przywędrował do cesarstwa wiele tysiącleci temu. Niestety setki lat temu zginął ostatni z człowiek z tego rodu
Powtórzenia.

Cytat:Chorągiew sprawiła, że poseł musiał się zatrzymać ze zdziwienia, mimo(,) że nie było to przyzwoite (kazać?) czekać monarsze.
Tajemniczą mocą go zatrzymała?

Cytat:Tron nie był wygodny ani piękny, nie był też funkcjonalny.
Po czym on wie, że ten tron nie był wygodny?
I co to znaczy, że nie był funkcjonalny? Nie miał wgłębienia na kufel? Podnóżków? Czy regulacji oparcia?


Cytat:Nie dało się go przenieść, ponieważ była to lita skała wyrastająca z podłogi. Ktoś mógłby zapytać. Czemu władca takiego wspaniałego zamku nie kazał zrobić sobie tronu, który byłby wygodny, taki specjalnie dla niego? Odpowiedźjest prosta, chciano podkreślić, że z władzą, jaką się dostaje ciąży na człowieku wielka odpowiedzialność.
Ahaa, uwierał w tyłek, bo był z kamienia. To co, że nie dało się go przenieść?
To, że dają mi kamienny fotel - według mnie - świadczy o tym, że mnie nie lubią, albo chcą pokazać, że władza to nie rarytasy i napchanie tylko siebie, ale ciężka praca dla ludu.

Cytat:Nikt jej nie powinien pragnąć dla swojej korzyści tylko dla swoich towarzyszy.
... Nie było tak od razu? Big Grin

Cytat:było nieprzyjemny chłód
Nie z przymiotnikami w stopniu równym piszemy razem.

Cytat:Dochodząc do tronu(,) zlękniony posłaniec ujrzał starego człowieka, który lata świetności miał daleko za sobą.
Nie wiem, czy postać posłańca, jest postacią główną, ale jeśli tak to jest strasznie płytki i niewiarygodny. Raz jest spokojny będąc niespokojny; następnie jest pewny siebie, dostojny; teraz jest zlękniony.


Cytat:Nosił zbroję, choć nie była zbyt masywna.
Napisałeś to tak, jakby wszystkie istniejące zbroje były masywne.
"Nosił lekką zbroję" - wystarczy.

Cytat:Patrzył przed siebie bystrym wzrokiem, a czarny płaszcz owijał mu się wokół nóg.
Tworzysz w głowie czytelnika obraz starca w zbroi, czyli opisujesz jego ubiór, za chwilę przeskakujesz do wyglądu (oczu), a następnie wracasz do ubioru. Czytający musi 'prze edytować' wygląd w głowie, a to nie jest dobre.

Cytat:Dochodząc do tronu zlękniony posłaniec ujrzał starego człowieka, który lata świetności miał daleko za sobą. Nosił zbroję, choć nie była zbyt masywna. Patrzył przed siebie bystrym wzrokiem, a czarny płaszcz owijał mu się wokół nóg. Zupełnie posiwiałe włosy spięte rzemieniem, sięgały mu pasa przerzucone z lewej strony. Nos miał szpiczasty, a twarz szeroką z zapadniętymi policzkami. Spiczasta bródka, teraz zapuszczona, kiedyś musiała być starannie pielęgnowana.
Kolorowa układanka : ) Była. Zdania pogrubione obok pogrubionych.

Cytat:(...)kamieniem szlachetnym zielonkawej barwy(...)
Szmaragdem?

Cytat:Zarzucił młot na plecy odszedł do swoich komnat.
Jakich komnat?

Cytat:Starzec spojrzał w górę swoim mądrym wzrokiem, powoli wstając odpowiedział.
- Niech wejdzie, jak tak tego pragnie
Patrzenie w górę przywołuję na myśl jakieś znudzenie, bezsilność, a on za chwilę mówi ostrym, grubym głosem, który kojarzy się raczej ze stanowczością.

Cytat:- Mistrzu(,) z całym szacunkiem(,) nie poddawaj się (,)masz szanse wygrać.

Cytat:(...)nowy(,) lepszy świat.

Cytat:- Nie musisz tego zrozumieć - odpowiedział mu mistrz.
podkreślone wywalić. Przecież wiadomo, że mistrz.

Cytat:A teraz idź, przekaż światu co się tu wydarzyło. Choć nikt ci nie uwierzy postaraj się, aby pamięć o nas nie wyblakła w dziejach historii.
Jak się głosi coś, co wszyscy uważają, za kłamstwa, to raczej nie ma wielkich szans, że zapisze się to w historii.

Cytat:- Tak, mistrzu - powiedział i odwrócił się idąc tą samą trasą, którą tu przyszedł.
Może, powiedział i wyszedł?

Cytat:Poseł oddalał się trwożnie, nie bacząc na otaczający go świat. Koń nie raz szturchany w żebra starał się biec jak jeszcze nigdy.
Niepłynnie 'przeszedł' z komnat na powietrze. : )

Cytat:Nagle koń zarył kopytem w dziurę i złamał sobie nogę przewracając jeźdźca, który potoczył się obolały za pniak drzewa. Rumak natychmiast zdechł pod wpływem ów tajemniczej siły.
Po pierwsze primo: Koń nie ma nóg Big Grin
Po drugie primo: Straszny brak plastyczności.
Po trzecie primo, ultimo: Dziwnie to sobie wyobrażam.

Cytat:(...)teraz jednak wyglądał jakby nikt mu nie dawał jedzenia od niepamiętnych czasów piana leciała mu z pyska
Teraz leciała mu piana z psyka? Czy od niepamiętnych czasów?

Zaraz, zaraz! Skoro koń zdechł od tajemniczej siły, dlaczego poseł przeżył?

Uff. Ostatnich kilka zdań czytałem jednym okiem, więc nie będę sie tam niczego czepiał.

Podsumowując:
Budowa, warsztat:
Tekst toporny strasznie. Nie chcę Cie urazić, ale dawno nie czytałem tak słabego, nielogicznego tekstu. Absurd, za absurdem, a to wszystko posmarowane masłem maślanym. Chciałem Ci pokazać jak widzi to zwykły czytelnik, co mu się tworzy w głowie. Bo Ty, jako autor, pisząc: "Stał w zamku", wyobrażasz sobie jak mniej więcej wygląda, czy ma okna, czy jest noc etc. Czytelnik też tworzy sobie pewną wizją. Ale gdy ja wyobrażę sobie, że jest dzień, a Ty za parę zdań napiszesz, że jest jednak noc to ej... Zwykły zjadacz chleba nie wiem co siedzi w Twojej głowie. Musisz mu to pokazać, ale nie wszystko, żeby miał czas na refleksje i sam wytężył wyobraźnie. Musisz podawać klucze, które otworzą w głowach czytelników odpowiednie szufladki ze skojarzeniami. "Majętny zamek" o wiele więcej mówi, niż zwykły zamek. Już można sobie wyobrazić jakieś luksusy, jest jakiś punkt zaczepienia. Piszesz, bardzo prostym językiem, nie potrzebnie upiększając tam gdzie jest to nie potrzebne, a skracając tam, gdzie przydałby się większy opis. Jest dużo błędów z interpunkcja, orty, ale ja nie jestem specjalistą, pokazałem Ci tylko co mi się rzuciło w oczy. Jak już napisałem, staram pokazać Ci jak reaguję czytelnik, na całą historię. No i jeszcze jedno. Rzecz, która najbardziej denerwuje. Nie sprawdzenie tekstu przed wrzuceniem. A, i jeszcze jedno. Jak wrzucasz tekst na forum to uracz go akapitami : ) znaczniki [ p ] i [ / p ] bez tych spacji pomiędzy nawiasami.

Bohaterowie:
Postacie są strasznie niewiarygodne. Posłaniec jest komiczny, wręcz groteskowy. Nic o nich nie wiemy, więc nie ma co tutaj komentować.

Fabuła:
A fabule za dużo nie można powiedzieć, początek wydawał mi się strasznie oklepany i nieoryginalny. Pod koniec zaciekawił mnie fakt, zniknięcia zamku, a został ten tajemniczy tron na skale, ale zniszczyłeś to tym:
"(...)teraz musiał wypełnić misje."
Takie banalne.

Według mnie to:
Cytat:"Albowiem i on widział, co się wokół dzieje. Drzewa się przewracały, a ziemia wypalała, niby ogniem, zamieniając się w piach bez życia. Nieliczne ptaki, które jeszcze zostały w tym miejscu, spadały z nieba niczym porażone piorunem. Kamienie pękały, a więc i prastara droga prowadząca do warowni zaczynała się zapadać pod swoim ciężarem."
jest najlepszym fragmentem tekstu. Plastycznie i z klimatem.

Czytaj jeszcze więc książek i prace tu, na forum, także ich opinie i rady innych. Przeglądaj http://www.inkaustus.pl/forumdisplay.php?fid=52
Ucz się, pisz, publikuj. Smile


Pozdrawiam serdecznie.

"Umierając we własnych łożach, za wiele lat, będziecie chcieli zamienić te wszystkie dni, na jedną szansę, jedyną szansę, aby tu wrócić i powiedzieć naszym wrogom, że mogą odebrać nam życie, ale nigdy nie odbiorą nam naszej wolności!" William Wallace
Odpowiedz
#5
Na początku wklejam zredagowany prolog. Wiem, że dużo nie zmieniłem, ale mam nadzieję, że jest ciut lepiej. Dalej zamieszczam kawałek w tej samej tematyce, który napisałem jakiś czas temu, ale po przeczytaniu kilku porad, jak i innych opowiadań ze strony, postanowiłem go poprawić. Tu również mam nadzieję, że w waszych oczach wypadnie lepiej i choć trochę wciągnie was jego treść.



Prolog

Zwykle gwarny zamek, dzisiaj był zupełne opustoszały, wszystkie drzwi były pootwierane na rozcież, a świece pozagaszane. Miejscami przebłyskiwało nikłe światło bijące od niegasnących kryształów. Pilnie strzeżony mur, dziś jedynie obsiadły przez wrony, łypiące wzrokiem na lewo i prawo. Ciemne grube mury warowni zazwyczaj wyglądały złowrogo, ale w tej chwili, skryte w cieniu chmur, wydawały się czarne jak noc. Przerażały swoją niezwykła ciszą, która zaległa wszędzie dookoła na spalonej ziemi wokół zamku.
Kroki! Nie! Wręcz bieg rozbrzmiewający wkoło i zwielokrotniony echem, we wszystkich komnatach. Posłaniec oddychał głęboko, aczkolwiek nerwowo oglądał się za siebie, zupełnie jakby się czegoś obawiał. Ledwo zauważył przewrócony stolik, nad którym przeskoczył. Minął jedne, drugie drzwi, schody i znowu korytarz, ale tym razem zaczął się on poszerzać, do momentu, w którym był tak szeroki, że strop musiały podtrzymywać kamienne kolumny. Między którymi stały gigantyczne posągi, każdy inny, każdy w innej pozie. Każdy wyrażał inne emocje, ale wszystkie miały charakterystyczną cechę. Przedstawieni ludzie odziani byli w identyczne czarne płaszcze z kapturami, choć większość miała odkryte oblicze. Posłaniec dobiegł do masywnych, czarnych, stalowych drzwi, wysadzanych szlachetnymi kamieniami i z wyrytym napisem głoszącym „Arwain Gates, lle y byddant yn dod â'r galon” i dużą płaskorzeźbą opiewającą twórcę tegoż to zamku, niezliczone lata temu. Stanął jak zauroczony nie mogąc napatrzeć się na arcydzieło, jakie zobaczył. Po czym zaparł się mocno nogami i z całych sił naparł na drzwi spodziewając się oporu, którego nie napotkał. Byłby się wywrócił gdyby nie jego ponad przeciętny zmysł równowagi. Wyprostował się chcąc biegnąc dalej, choć po chwili zreflektował się i zaczął iść dostojnym, acz stanowczym krokiem w stronę tronu stojącego na kilku stopniowym podeście.
W komnacie panował mrok, dawniej paliły się tu wielkie świeczniki przymocowane do kolumn po obu stronach długiego dywanu, ale teraz wszystkie się wypaliły, a nie miał ich kto zmienić. Teraz jedynie przez witraż w murze sączyło się światło wprost na szczyt podestu. Wokół zawieszone były zdobyczne chorągwie, wszystkich pokonanych wrogów. Posłaniec idąc widział sztandary wielu wrogów cesarstwa, ale również i jego sojuszników. Jeden z nich miał wyszyty zamek ze strzelistą wieżą. Był to symbol wojowniczego ludu Kaltów, który przywędrował do cesarstwa wiele tysiącleci temu. Niestety już dawno zginął ostatni człowiek z tego rodu. Chorągiew sprawiła, że poseł zatrzymał się ze zdziwienia, mimo, że nie było to przyzwoite, żeby monarcha musiał czekać.
Tron nie był wygodny ani piękny, nie był też funkcjonalny. Nie dało się go przenieść, ponieważ była to lita skała wyrastająca z podłogi. Ktoś mógłby zapytać. Czemu władca takiego wspaniałego zamku nie kazał zrobić sobie tronu, który byłby wygodny, taki specjalnie dla niego? Odpowiedź jest prosta, chciano podkreślić, że z władzą, jaką się dostaje ciąży na człowieku wielka odpowiedzialność. Nikt jej nie powinien pragnąć dla swojej korzyści tylko dla swoich towarzyszy, ale nie tylko władcy zamku chciano przypomnieć o jego obowiązkach. Wchodząc do tej komnaty czuć było nieprzyjemny chłód ciągnący od kamiennych ścian. W ten sposób komunikowano każdemu kto tu wejdzie, że jeśli nie ma nic do powiedzenia nie powinien tu przebywać.
Dochodząc do tronu, posłaniec ujrzał starego człowieka, który lata świetności miał daleko za sobą. Patrzył przed siebie bystrym wzrokiem, a zupełnie posiwiałe włosy spięte rzemieniem, sięgały mu pasa przerzucone z lewej strony. Nos miał szpiczasty, a twarz szeroką z zapadniętymi policzkami. Spiczasta bródka, teraz zapuszczona, kiedyś musiała być starannie pielęgnowana. Nosił lekką zbroję, która nie ograniczała ruchów, a do niej przypiął czarny płaszcz, który owijał mu się wokół nóg. Wielki Młot, który stał oparty o tron był bardzo kunsztowną bronią z jednej strony miał obuch a z drugiej szpikulec do przebijania pancerzy, ale wyglądał dziwnie u boku starca. Długa rączka zakończona była kamieniem szlachetnym zielonkawej barwy, takiej samej jak jego oczy.
- Mistrzu - zaczął posłaniec, zwracając uwagę starca i pochylając się w tradycyjnym geście - On nadchodzi…
Starzec spojrzał w górę swoim mądrym wzrokiem, poczym powoli wstał.
- Niech wejdzie, jak tak tego pragnie - powiedział ostrym grubym tonem charakterystycznym dla niego. - Wtedy ten przeklęty zamek będzie nie tylko moim grobowcem. - Zarzucił młot na plecy i rozprostował stare kości.
- Mistrzu, z całym szacunkiem, nie poddawaj się, masz szanse wygrać.
- Ja tak, ale innych czeka zagłada. Poza tym, nigdy się nie poddałem, po prostu swoją śmiercią zbuduje nowy, lepszy świat.
- Wybacz, ale nie rozumiem - przepraszał posłaniec.
- Nie musisz tego zrozumieć - odpowiedział. - A teraz idź, przekaż światu co się tu wydarzyło. Postaraj się, aby pamięć o nas nie wyblakła w dziejach historii.
- Tak, mistrzu - powiedział i odwrócił się idąc tą samą trasą, którą tu przyszedł.
Poseł oddalał się trwożnie, nie bacząc na otaczający go świat. Koń nie raz szturchany w żebra starał się biec jak jeszcze nigdy. Albowiem i on widział, co się wokół dzieje. Drzewa się przewracały, a ziemia wypala, niby ogniem, zamieniając się w piach bez życia. Nieliczne ptaki, które jeszcze zostały w tym miejscu, spadały z nieba niczym rażone piorunem. Kamienie pękały, a więc i prastara droga wiodąca do warowni zaczynała się zapadać pod swoim ciężarem. Nagle koń zarył kopytem w dziurę, łamiąc sobie nogę i zrzucając jeźdźca, który stoczył się obolały z traktu. Rumak, nim jeszcze upadł na ziemie, zdechł pod wpływem ów tajemniczej siły.
Jeden jeździec, a roztaczał mrok niczym setka, zmierzał szlakiem do zamku, mijając martwego konia posłańca. Zdawał się nie interesować małym człowieczkiem leżącym przy drodze. Ogier, na którym jechał był cały czarny, a przynajmniej kiedyś taki był, teraz jednak wyglądał jakby nikt mu nie dawał jedzenia od nie pamiętnych czasów. Wjechał przez otwarte wrota w głąb gigantycznej posiadłości mistrza.
W tym momencie powietrze zaczęło gęstnieć, tak, że prawie nie dało się nim oddychać. Chmury skręcały się nad zamkiem w dużą spirale sięgającą coraz dalej od twierdzy. Gdy już nie dało się wytrzymać napięcia, dokładnie nad zamkiem w niebie pojawił się niewielki otwór, z którego padło jaskrawe światło. Wkrótce runęła smuga energii wciskająca zamek do wnętrza ziemi. Poseł zobaczył jak warstwa po warstwie twierdza wyparowywała z powierzchni ziemi, zostawiając jedynie tron na szczycie oryginalnego wzgórza. Nie trwało to długo, a posłaniec, który wszystkiemu się przyglądał, nadal nie mógł w to uwierzyć. W pewnym momencie uderzyła go fala energii rozchodząca się z wybuchu, pozbawiając go przytomności.







Rozdział 1

Na kawałku przetartej skóry medytował groźnie wyglądający wojownik. Patrzył swoimi bystrymi oczami, będącymi niczym lód, na zachodzące słońce i myślał o nadchodzącej bitwie. Był już w podeszłym wieku, a wyraźnie zaznaczone rysy twarzy i ostre spojrzenie, świadczyły o jego bujnej przeszłości i przeżytych starciach. Ubrany był w nadzwyczaj cienką zbroję, ale patrząc na nią od razu wszyscy dostrzegali jej niezwykłą twardość, a mieniące się na niej wzory hipnotyzowały wrogów, sprawiając, że stawali się łatwym celem. Napierśnik nałożył na długi czarny płaszcz, który przykrywał nagolenniki i karwasze zrobione z tego samego nietuzinkowego materiału.
Klęczał na bardzo stromej skałce, wokół której usadowili się podwładni kapitana Fabiana Urlicza. Wszędzie dało się słyszeć jak szeptali o wojowniku. Mówili o nim z niezwykłym szacunkiem, ale najczęściej emanował od nich strach do tajemniczego nieznajomego. Bali się, że może ich słyszeć i mieli rację. Mógł wypowiedzieć zaklęcie, które umożliwiałoby mu słyszenie na bardzo wielkie odległości, ale nie robił tego. Jako wysłannik zakonu musiał sobą reprezentować wyższe standardy, a takie podsłuchiwanie jest wyjątkowo nieetyczne. Żaden z żołnierzy nigdy nie ośmielił się powiedzieć złego słowa na zakonnika, albowiem wszyscy znali legendy o ludziach skrytych pod czarnymi kapturami.
Znał wroga, z którym przyjdzie im się zmierzyć. Były to rogate humanoidalne stwory rdzawej maści. Ich twarze były szerokie, a z dolnej wysuniętej szczęki wystawały im kły. Zazwyczaj poruszały się na dwóch nogach podpierając się na bardzo mocno umięśnionymi rękach. Lecz gdy była taka potrzeba potrafiły również dzierżyć broń, którą wyprowadzały potężne ataki. Oprócz rogów miały również grzywy, idące od czubka głowy aż po dolną część pleców. Ciężki był to przeciwnik do pokonania, ale na szczęście głupi i niezbyt zwinny.
Myślał o ostatniej bitwie, do której przydzielił go mistrz i o tym, jaką haniebną porażkę wtedy odniósł.
- To już się nie powtórzy - powiedział na głos, będąc myślami w przeszłości. - Już nigdy! - Wykorzystując jeszcze ostatnie chwile przed walką, zaczął zbierać rozbiegane myśli. Gdy już się prawie skoncentrował, jeden z osobistych wysłanników Urlicza, krzyknął do niego:
- Hej! Katonie! Kapitan cię wzywa, nadchodzą!
- Już idę - odkrzyknął wojownik. „Czego ten staruch chce?”, pomyślał, prostując kości i zbierając swoje rzeczy. Przypiął swój długi ostry miecz do pasa, zwinął derkę i ostatni raz spojrzał na zachód, gdzie już było widać niezliczone pochodnie armii, z którą przyjdzie im się zmierzyć. Demony maszerowały wprost do doliny, w której kapitan chciał ich oskrzydlić. Zaciągnął kaptur na głowę i zeskoczył z kilkunasto metrowej skałki, ale już w powietrzu użył zaklęcia, które spowolniło go na tyle, że mógł łagodnie wylądować na ziemi.
- Mistrzu, musimy się śpieszyć! - powiedział zdziwiony, ale w tym momencie Katon przeszył go wzrokiem, że ten aż się skulił i spuścił wzrok na ziemię. Pewnie myślał, że zaraz zostanie zwęglony albo jeszcze gorzej, albowiem Katon nie lubił jak ktoś go pośpieszał.
- Co tak stoisz? Prowadź do namiotu Urlicza - wrzasnął z irytacją.
Wojownik wraz z wysłannikiem doszedł do pokaźnych rozmiarów namiotu, strzeżonego przez dwóch strażników, wyglądających na szczerze oddanych kapitanowi. Gdy chcieli wejść do środka, od razu zagrodzili im drogę.
- Stać, kto idzie? - warknął ten wyższy
- Przyprowadziłem Katona - powiedział, pokazując na swojego towarzysza.
- Można przejść - zakomenderował obojętnie, tym razem ten drugi. Po czym obaj, rozsunęli się wracając do swych kamiennych pozycji.
Wszedł do centralnej części namiotu, który został podzielony na trzy pomieszczenia. Z tego, co dało się zauważyć, ta część była najbardziej obszerna i rzucało się w niej w oczy umeblowanie niepasujące do polowych warunków, a przede wszystkim, duże biurko z haftowanym obrusem. „Niestety, ci nieszczęśni żołnierze musieli to wszystko taszczyć dla gbura, siedzącego w dużym fotelu za biurkiem. Zamiast tych wszystkich mebli, mogli wziąć na przykład więcej prowiantu i medykamentów, które na pewno bardziej się przydadzą po bitwie.” - westchnął.
Kapitan był już zupełnie siwy, na oko miał ponad pięćdziesiąt lat, ale wciąż nosił swoją grubą, misternie wykonaną zbroję płytową, ozdabianą srebrem i złotem przy krawędziach. Na wierzch narzucił płótno z wizerunkiem skrzydlatego konia. Od razu dało się po nim zobaczyć, że mimo wad, swoje stanowisko zdobył nie bez powodu.
- Wzywałeś mnie, kapitanie Urlicz - powiedział Katon, krzyżując ręce na piersi i pochylając głowę w tradycyjnym geście.
- Witaj. Tak, muszę z tobą koniecznie pomówić - zadeklarował poważnie, Fabian. - ale nie stój tak, ta rozmowa może nam chwilę zająć - Po czym pokazał na zdobione krzesło. „Pewnie ciężkie” - pomyślał Katon
- Wysłałem zwiadowców, aby ocenili siły wroga i raport, jaki dostałem… Jest, wyjątkowo niepokojący - powiedział, wyraźnie zdenerwowany. Spochmurniał, a zmarszczki na łysym czole opadły mu jeszcze niżej.
- Czy demony mają aż taką przewagę liczebną? - zapytał Katon nie mogąc się powstrzymując od śmiechu, patrząc na jego miny.
- Tutaj nie ma się z czego śmiać! - Buchnął ze złością kapitan, waląc pięścią w stół i gwałtownie wstając z taką prędkością, jakby jego wielka zbroja nic nie ważyła. Gdy się podniósł z fotela, dopiero dało się zauważyć, że ma ponad siedem stóp wzrostu, a i barkach był przynajmniej dwa razy szerszy od Katona. Na którym to jednak nie zrobiło większego wrażenia, chociaż sam miał ledwo pięć stóp wzrostu.
- Nasi ludzie odkryli obecność maga w siłach wroga. Nie znamy jego prawdziwych możliwości, ale jeden ze zwiadowców doniósł, że widział jak zabił kilku swoich podwładnych, jedynie wskazując na nich palcem - zadeklarował Fabian.
- To niedobrze - skłamał. Tak naprawdę ciesząc się z okazji starcia z innym potężnym magiem. Już od tak dawna nie miał okazji skrzyżować miecza z równym sobie przeciwnikiem, a jeśli wygra, to może nawet wielki mistrz zakonu dostanie raport o jego wyczynach!
- W każdym razie chciałem cię tylko ostrzec - powiedział Fabian wyrywając go z marzeń - Teraz chodźmy już na linię frontu, bo jeszcze spóźnimy się na bitwę.
Linia frontu była dobrze przygotowana. Wzdłuż całej doliny ustawiono wozy, a przed nimi gdzieniegdzie wykopano rowy, nawet w niektórych miejscach zaczęto wbijać zaostrzone pale w ziemię. Na lewym zboczu doliny ukryli się łucznicy, którzy mieli odciągnąć część bestii od frontu armii, zmuszając je do mozolnego marszu po stromiźnie. W lesie na prawym wzniesieniu stali kawalerzyści czekający w obwodzie, żeby zaatakować od flanki. Mieli zdziesiątkować wrogów, wjeżdżając klinem w plecy, rozdzielając ich na grupy, które będzie można łatwo wybić.
- Widzę kapitanie, że twoi ludzie ostatnio nie próżnowali. Zaledwie wczoraj przybyliśmy do tej doliny, a dziś już widzę klasyczną linię obrony - zagadnął Katon.
- W przeciwieństwie do ciebie moi ludzie harują cały czas a nie, siedzą na skale i gapią się na horyzont - żartował Fabian.
- Wygląda na to, że będzie to podręcznikowe starcie - powiedział wyraźnie zasmucony. - po takich przygotowaniach rozgromimy ich nawet, jeśli będzie im przewodził bardzo potężny czarnoksiężnik.
- Chyba sobie żartujesz, w życiu nie przeczytałem książki, więc podręcznikowe starcie to na pewno nie będzie - powiedział, znowu sobie dowcipkując. Katon chyba zaczął go w końcu rozgryzać. „Żartuje sobie, żeby się od stresować. Czyżby mi czegoś nie powiedział, czy on tak zawsze przed bitwą? Nie, na pewno się tak denerwuje przed każdą walką, w końcu do bitwy wystawia ludzi, a nie przedmioty, jak ktoś zginie, to będzie musiał powiadomić rodzinę poległego, o tym, co zaszło, a większość z nich zna pewnie osobiście. W końcu sam przyjmował ich na służbę”
- Co ty taki markotny? Przecież sam mówisz, że ta walka będzie prosta - zapytał Fabian, wyrywając współrozmówcę z zadumy.
- No właśnie, będzie aż za prosta. Tego pewnie nie zrozumiesz, ale dla mnie nie liczy się po prostu wygrana. Chciałbym zabłysnąć w oczach przełożonych. Nie jestem już taki młody, a jedyne, co o mnie Mistrz wie to to, że ostatnio nie wykonałem zadania.
- Ech, nigdy nie zrozumiem was zakonników, tylko jedno wam w głowie. Chwała, chwała, chwała! - burknął Urlicz - Lepiej zrobiłbyś coś pożytecznego i rzucił jakieś zaklęcie, które by ich trochę spowolniło. Tam, w tej dolinie - pokazał przestrzeń między dwoma stromymi zboczami - tak, żeby moi łucznicy mogli ich trochę przetrzebić.
- Da się zrobić, daj mi tylko chwilkę - mówiąc to strzelił z palców. Już miał rzucić jedno ze swoich zaklęć, gdy Fabian wrzasnął mu do ucha, zupełnie rozpraszając.
- Nie mamy chwili, spójrz nadchodzą! - wykrzyczał pokazując pierwsze szeregi rogatego pomiotu, wysuwające się zza linii drzew i wchodzące prosto do pułapki. Miały na sobie duże dobrze dopasowane zbroje, co było niezwykle dziwne, bo zazwyczaj idą do boju tylko z orężem, albo w zbrojach, które zabrali zabitym żołnierzom z poprzednich starć. „Ciekawe, co je zmusiło do zmiany swoich przyzwyczajeń, a przede wszystkim skąd te stwory wzięły takie pierwszo-rzędne uzbrojenie, którego sam cesarz czy król nie powstydziłby się dla swojej armii?” - pytał sam siebie Katon.
Demony szły na umocnioną linię frontu, jakby nigdy nic. Widać było też, jak kilka z nich, podczas marszu, zabawiało się w jakąś prymitywną grę. Maszerowały powoli będąc jeszcze poza zasięgiem, następnie, nad polem bitwy przeleciała fala szkarłatnej energii, która sunęła zza linii drzew z niezwykłą prędkością. Mogli ją zobaczyć nieliczni, w tym Katon, a jak tylko przeleciała nad wrogimi szeregami, wszyscy stanęli jak wryci i to w minimalnej odległości, tak, że pierwsze strzały wbijały się tuż przed nimi. Zakonnik właśnie namawiał Urlicza, żeby kazał zagrać sygnał do ataku, gdy nagle zobaczył, że fala sunęła dalej i już doleciała do pierwszych szeregów. Stojący tam żołnierze wzdrygnęli się gwałtownie. Po czym fala przeleciała przez niego.
- Stać! - Usłyszał głos, jakby z piekła rodem, gruby, siarczysty i przesycony rządzą mordu. Dreszcz przebiegł mu po plecach, ale i tak najszybciej się otrząsnąłem, w przeciwieństwie do stojących wokół, którzy wciąż byli w szoku.
- Co to było? - powiedział ze strachem w oczach Fabian.
- To najwyraźniej jest ten twój wrogi mag - zadowolony odpowiedział.
- Z czego ty się tak cieszysz?! - zdziwił się Urlicz - Przecież on pozabija nas wszystkich!
- Nie martw się, ja się nim zajmę, ty rób swoje. Nie chcę, żeby demony mi przeszkadzały w pojedynku z tym magiem. „W końcu godny przeciwnik” - ciągle zadowolony usiadł na kamieniu i zaczął ostrzyć miecz swoją ulubioną osełką, którą dostał dawno temu z okazji ukończenia akademii. Po wielu latach wygląda ciągle tak samo jak w momencie, kiedy mu ją wręczono, a ostrzy wciąż rewelacyjnie. Fabian jeszcze coś do niego mówił, ale go zignorował, myśl o walce zupełnie wypełniła mu umysł. Już sobie przygotował ponad tuzin znakomitych zaklęć, których mógł użyć na różnego rodzaju przeciwników. Nie mógł się doczekać pierwszej krwi i bardzo chciał sam przelać jej jak najwięcej. Zawsze przed bitwą czuł to podniecenie, ale tym razem miał nadzieję na godną walkę i być może honorową śmierć z lepszym od siebie. Ale szybko zgonił tę myśl, uważając, że to niemożliwe. Zamiast tego nakierował myślenie na to, jak napisze raport do Mistrza o swoim zwycięstwie i jakich wspaniałych sformułowań użyje, żeby nadać przekazowi inteligentny i filozoficzny wydźwięk. Zawsze tak robił, bo ciemnota pracująca w ich warowni, zazwyczaj nie znała większości specyficznych słów i aby zrozumieć treść musieli szukać w starych tomach i słownikach. Katon słyszał kiedyś historię o pewnym zakonniku, który napisał tak wyrafinowany raport o swoich poczynaniach, że przekazali go mistrzowi, bez wstępnej weryfikacji. Albowiem w żaden sposób nie mogli odszyfrować przekazu, jakim ich uraczył ten człowiek, a nie chcieli się ośmieszać brakiem umiejętności czytania.
Odpowiedz
#6
Cytat:...choć trochę wciągnie was jego treść....

Na razie to Ty pomyśl o tym, żeby się dało czytać, a nie o wciąganiu ;D

Cytat:Kroki! Nie! Wręcz bieg rozbrzmiewający wkoło i zwielokrotniony echem, we wszystkich komnatach.

Nie podobają mi się te trzy zdania. Mogłeś zasygnalizować, co znaczy te/to (nie mam zielonego pojęcia czy to czy te) "nie".

Cytat:Posłaniec oddychał głęboko, aczkolwiek nerwowo oglądał się za siebie, zupełnie jakby się czegoś obawiał.

Biorąc to na logikę, skoro miał dotrzeć do tego właśnie zamku, to czego mógł się obawiać?

Cytat:Minął jedne, drugie drzwi, schody i znowu korytarz, ale tym razem zaczął się on poszerzać, do momentu, w którym był tak szeroki, że strop musiały podtrzymywać kamienne kolumny. Między którymi stały gigantyczne posągi, każdy inny, każdy w innej pozie. Każdy wyrażał inne emocje, ale wszystkie miały charakterystyczną cechę. Przedstawieni ludzie odziani byli w identyczne czarne płaszcze z kapturami, choć większość miała odkryte oblicze.

"Minął jedne, drugie drzwi i schody. Stanął przed korytarzem, który poszerzał się wraz z długością. Przy końcu był tak szeroki, że ciężki strop musiały podtrzymywać kamienne kolumny. między nimi stały gigantyczne posągi, a każdy inny, każdy w innej pozie. Każdy też wyrażał inne emocje, ale wszystkie miały charakterystyczną cechę - przedstawieni ludzie mieli identyczne płaszcze z kapturami, choć i tak większość miała odkryte oblicza." - moja propozycja.


Cytat:Posłaniec dobiegł do masywnych, czarnych, stalowych drzwi, wysadzanych szlachetnymi kamieniami i z wyrytym napisem głoszącym „Arwain Gates, lle y byddant yn dod â'r galon” i dużą płaskorzeźbą opiewającą twórcę tegoż to zamku, niezliczone lata temu.

Co jak co, ale to zdanie mnie rozwaliło. Tu jest tyle przymiotników do tych drzwi, że aż głowa boli... Nie można było napisać "Posłaniec dobiegł do masywnych, stalowych drzwi"?

Cytat:Stanął jak zauroczony nie mogąc napatrzeć się na arcydzieło, jakie zobaczył.

Łącznie z poprzednią zmianą to zdanie bym wywalił.

Cytat:Po czym zaparł się mocno nogami i z całych sił naparł na drzwi spodziewając się oporu, którego nie napotkał.

Aha, dobra. To ja bym całość (te 3 zdania, do których się przyczepiłem) napisał tak: Posłaniec dobiegł do masywnych, stalowych drzwi, po czym zaparł się mocno nogami i z całych sił na nie naparł, spodziewając się oporu.

Wiem, że trochę to długie, ale lepiej tak, niż tak jak było.

Cytat:Wyprostował się chcąc biegnąc (biec, a nie biegnąc) dalej, choć po chwili zreflektował się i zaczął iść dostojnym, acz stanowczym krokiem w stronę tronu stojącego na kilku stopniowym podeście.

To on je już otworzył? Bo ja myślałem, że wywrócił się w drugą stronę, bo drzwi były zamknięte... No ale widocznie źle myślałem.





Ej no, nie ma takiego bicia! Ja nie mogę tu siedzieć w nieskończoność...

powiem tak:

Prolog tak samo toporny jak był (wbrew pozorom czytałem poprzedni)

Rozdział 1 już trochę lepszy, ale też na miano "przeciętnego" nie zasługuje.


PS. Komentuj innych a będziesz komentowany... jeszcze nie skomentowałeś nikogo...











"Człowiek rodzi się, by umrzeć."
Moje kreacje na Inku:
Jakub Wędrowycz - Polowanie na Czarownicę Pavlę (fanfiction)
Jakub Wędrowycz - Włamanie do aresztu (fanfiction)
Odpowiedz
#7
Jak sam stwierdziłeś jest trochę lepiej i to się liczy. Żeby robić małe postępy.
Co do komentowania to raz skomentowałem, ale ciężko mi coś mówić na temat prac innych, gdy sam nie pisze najlepiej.
Odpowiedz
#8
Mam nadzieję, że ekipa forum wybaczy mi ten mało merytoryczny komentarz.

Drogi użytkowniku

Takie tłumaczenia jak twoje niezmiennie mnie bawią i irytują [jednocześnie].
Komentując prace innych, sam poprawisz swój warsztat.
Wyłapując błędy w pracach pozostałych twórców, nauczysz się łatwiej dostrzegać je u siebie.
Sama nie jestem mistrzem interpunkcji, a tym bardziej pisania opowiadań, ale szanuję wysiłek, który inni włożyli w napisanie swoich utworów i kiedy tylko mam czas, czytam je i komentuję, bo wiem, że i mnie wyjdzie to na dobre.
Postawa, którą przyjmują niektórzy autorzy (m. in. ty), jest jedynie przejawem lenistwa i złej woli. Jesli nie czujesz się dobrze w warstwie technicznej tekstów, to komentuj fabułę.
Pomyśl czasem jak czułbyś się gdyby inni nie komentowali ciebie?

(Mimo wszystko) pozdrawiam
Kassandra

Kassandro, ostrzegam, że każdy kolejny post nie na temat tekstu będzie karany warnem/Archanioł
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości