Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
„The Simple Life”, czyli najważniejsze, żeby mówili
#1
Błyśnięcie fosforyzującym tipsem do kamery, zarzucenie platynowym włosem, przypadkowe wyeksponowanie lateksowej bielizny. Brak bielizny. Bieganie w pocie czoła za obiektywem i ustawianie się, niby to od niechcenia, najlepszym profilem w celu utrwalenia pieczołowicie konserwowanej pod kilkucentymetrową warstwą tygodniowego makijażu urody. Profanowanie sfery sacrum, spędzenie nocy z nieswoim partnerem, opowiedzenie kompromitującej historii o przyjacielu. Każdy ma swoje sposoby, by zaistnieć w showbiznesie. A cel jak się okazuje, uświęca wszelkie środki.
Można zainteresować ludzi niebanalnym stylem życia. Wszystko jedno, czy płynącym z przekonań, czy też przyjętym na potrzeby zwrócenia na siebie uwagi. Każda motywacja jest dobra. Jeśli jest skuteczna. Mentorką w tej dziedzinie pozostaje Reni Jusis, propagująca intensywnie ekologiczny styl życia. Je wyłącznie żywność organiczną, swoim dzieciom nie podaje żadnych leków, używa tylko pieluch tetrowych, mydła z proszku, pierze w orzechach i stosuje jedynie własnej, naturalnej roboty peelingi. I może nie jest to łatwe, może mało skuteczne, ale medialnie – idealne! Poza tym trudno o lepsze rozwiązanie jeśli się nie chce chodzić do sklepu. I trudno tym samym o większy potencjalny target tego stylu. Jako eko człowiek poszłabym jednak trochę dalej. W końcu ludzie mają więcej wad niż tylko lenistwo. Czemu więc ograniczać liczbę potencjalnych fanów? Propagowałabym więc rozgniatanie puszek, ale wzajemnie na swoich głowach w ramach rozwiązywania rodzinnych problemów oraz segregację śmieci…między najbardziej znielubionych sąsiadów, na zasadzie Kowalskiemu podrzucam szkło, Nowakowi na wycieraczkę plastik itp. Wszyscy by o mnie nie tylko mówili, co jest w gruncie rzeczy najważniejsze, ale za te rozwiązania wręcz by mnie pokochali! Bo kto mógłby pozostać obojętny na moją ekologiczną i jakże modernistyczną, bądź co bądź, prawdziwość?
Jako inną metodę budowania swojej marki można wybrać drogę lansu Joanny Horodyńskiej. I znaleźć sposób na gwiazdy, wciąż dziwnym trafem bardziej znane od siebie. Na ich sławę wpływu wprawdzie się nie ma, ale podobnie jak pani Joasia można by im pomagać być znanym z tego, że źle wyglądają. Dobre i to. Wystarczy być cierpliwym. I tak metodą eliminacji, bez brzydkiego wskazywania na siebie palcem, stać się najlepiej ubraną osobą w kraju. A potem w Europie, w końcu na świecie! A jak udostępnią Kosmos to i tam dotrzeć! Do tego czasu jak pani Joasia balansowałoby się na krawędzi snobizmu i światowej mody, krytykując każdego, kto wyjdzie na ulicę. Bez odpowiedniej metki oczywiście. Obserwować, plotkować, poddawać bezlitosnej krytyce – mam kilka sąsiadek o podobnych zainteresowaniach. Nieświadome kobiety zamiast występować na salonach Warszawki w roli ekspertek, siedzą z nosami rozpłaszczonymi na okiennych szybach i marnują swój potencjał. Nieoceniona strata dla showbiznesu…
Kiedy prowadzony styl życia okazuje się dla mediów zbyt nudny i nie ma chętnych do posłuchania rewelacji na temat sąsiadki spod piątki – zabawa się kończy. Nie pozostaje nic innego, jak lansować się po trupach. Dosłownie. Historia rodziców Madzi pokazuje, że makabryczny lans także może być niezwykle skuteczny. Zaczyna się od tragicznej śmierci ich córeczki. I co by w tej historii nie było prawdą, jak wielka tragedia by się nie działa, szkoda by tego szumu medialnego nie wykorzystać. Więc wykorzystują. Najpierw wprawdzie podchodzą do mediów z dystansem, poniekąd ich unikają. Kasia na oficjalnej konferencji nie wypowiada nawet słowa. Jednak cicha woda brzegi rwie. Kobieta woli zapewne zachować posiadane informacje na program o większej oglądalności. I tym, o czym trudno jej było mówić oficjalnie wśród dziennikarzy, dzieli się przed całą Polską z Ewą Drzyzgą. Wkrótce nekrobryci opanowują zupełnie prasę, telewizję, Internet. O swoim smutku nie zapominają mówić do żadnej z mijanych po drodze kamer. Nawet ilość łez jest jakby odliczona, żeby do żadnego obiektywu nie zabrakło. Zmiany koloru włosów, image-u, przeprowadzki, próby samobójcze – już nikt nie wie, co jest prawdą, ale czy to wciąż jest w tej historii najważniejsze? Faktem jest, że rodzice Madzi to jedni z najbardziej znanych obecnie ludzi w kraju. Co się dziwić - takiego trzymania w napięciu oraz ciągłych zwrotów i tak wartkiej akcji sam Quentin Tarantino by się nie powstydził...
Jeśli mimo niepodważalnej efektywności przywołanych form promocji nie posiada się dość odwagi na wstąpienie w szeregi nekrobrytów, bez zainteresowania podchodzi się do czyjegoś ubioru, a tak właściwie nie ma się żadnych zainteresowań to w showbiznesie wciąż można znaleźć swoje miejsce. W najbardziej zatłoczonej grupie nicobrytów, wśród takich sław jak Jola Rutowicz, Dominika Wodzianka-Zasiewska, czy światowej klasy - Paris Hilton. Nie zasłynęły dzięki swoim talentom, pasjom, ciekawym poglądom. Są znane…bo po prostu są. I starają się by nikt o tym fakcie nawet na chwilę nie zapomniał. Stawiają przede wszystkim na kontrowersje. Od wyglądu począwszy. Mniej lub bardziej czerpią z tradycji lalki Barbie, jedna idąc bardziej w konwencję businesswoman, druga –propagując ciemniejszą wersję zabawki (dosłownie i w przenośni), trzecia – prezentując równie kuse jak lalka stroje. Lub ich brak. Jak w jednym z odcinków „Kuby Wojewódzkiego”, kiedy Dominika Zasiewska ściąga kolejno koszulki klubów piłkarskich, aż pozostaje w studio zupełnie topless. Nie ma się oczywiście co nad moralnością tej sytuacji zastanawiać. Jak goły biust jest w cenie, to się go sprzedaje. Proste. Poza tym zdesperowana nicobrytka (a zdesperowana ze względu na brak jakichkolwiek umiejętności jest każda) nie ma takich małostkowych dylematów. Tym bardziej, że ciało, to często jedyne, co może zaoferować. Każda więc pamięta, by odkrywać przed obiektywem to i owo oraz regularnie zapominać bielizny. Business is business.
Poza tym każda nicobrytka ma swój rekwizyt, stanowiący niejako jej wizytówkę. Jola ma różowego kucyka, Wodzianka – dzbanek z wodą, a Paris – pasującego do dnia, stroju i nastroju czworonogiego pupilka. Na którego to jedynie mój kot spogląda z podziwem i zazdrością. Uzupełnieniem wizerunku są oczywiście liczne skandale, których planowanie spędza zapewne nie jednej nicobrytce sen z powiek. Bo wybrana przez nią forma lansu nie polega wbrew pozorom na ciągłej zabawie i odpoczynku. Bycie nicobrytką także zobowiązuje. Przede wszystkim do większej niż w innych grupach kreatywności. Sprawę ułatwia znacznie zamiłowanie do używek, które dopełnia idealnie skandalicznego, więc medialnego zarazem, obrazu własnej marki. Jazda pod wpływem alkoholu, narkotyki, w końcu problemy z prawem – kontrowersyjne tematy to niezwykle rozchwytywane kąski medialne. Nie ma więc co dumać nad zdrowiem. Skandale pozwolą zarobić wystarczająco dużo pieniędzy, by zainwestować w przyszłości w dobrego lekarza.
Chwytliwym tematem na pierwsze strony gazet jest także seks i mężczyźni. A nicobrytki posiadając tę wiedzę, „nie wahają się jej używać”. Szczególnie Paris Hilton, która znana jest z bardzo…rzeczowego podejścia do mężczyzn. Nie mylić z konkretnym. Po co się ograniczać, angażować w jakieś związki, zakochiwać, kiedy miłość zupełnie nie jest w modzie i nikt o niej pisać nie chce? Dziś chętniej niż o uczuciach mówi się o robieniu lodów. A temat choć wielu nicobrytkom nie jest obcy, trudno w nim o lepsze ekspertki od Grycanek. Stąd i one pojawiają się ostatnio w zaszczytnych szeregach nicobrytek, szusując po salonach Warszawki niczym wielkoformatowe gwiazdy. Podobno jednak nie samymi lodami torują sobie drogę do sławy, bo w gruncie rzeczy mają wiele talentów. Jedna Grycanka uwielbia gotować, druga tańczy salsę. Dziwne, ja też to potrafię, a jakoś nikt mnie nie zaprasza…
Bardzo skuteczną formą promocji własnej osobowy okazuje się także ostentacyjny tumiwisizm medialny, czyli tzw. lans na …nielans. Czyli, że niby nic. Że sława nie uderza do głowy. Że pozostaje się obojętnym na swoją popularność. A tym szczerzej to brzmi, kiedy ma się już w garażu swoje wymarzone czerwone Ferrari. I parę innych drobiazgów. Kuba Wojewódzki osiągnął w tej kategorii mistrzostwo. Choć zupełnie niepotrzebnie startował, bo jako juror wielu talent show zbudował solidną rozpoznawalność na kompetencji i trafności uwag. Uparł się jednak widocznie, żeby mieć więcej. A „im więcej ciebie tym mniej”, jak ostrzegała Natalia Kukulska. Kierowany jednak kantowskim imperatywem Kuba postanawia ostatecznie podjąć drugi etat jako…pajac. W swoim autorskim programie. Niezwykle często przypomina w nim o ambiwalentnym stosunku do sławy. Powtarza, że „naprawdę nie chce być gwiazdą”, trawestując słowa popularnej reklamy leku na zgagę, w której aktor próbując ukryć przed kobietą swoje złe samopoczucie przekonuje ją, że „naprawdę lubi miętę”... Kuba chce pozostać prostym, szczerym człowiekiem. I rzeczywiście, zgodnie z planem co tydzień udowadnia jak wielkim jest…prostakiem. Derywat wprawdzie trochę mu się pomylił, ale bez wnikania w szczegóły. Showman konsekwentnie wybiera model prawdziwości, jaka uzupełnia tę drugoetatową tożsamość. I gwałci co tydzień uszy słuchaczy monotematyczną listą pytań, bez względu na to, czy gościem jego programu jest wybitny reżyser, wspaniała aktorka, czy piłkarz. Najczęściej wszystko kręci się wokół seksu. Ale że niby to zupełnie naturalnie toczące się rozmowy, zupełnie przypadkowo wpadające na ten sam tor. Żadne tam udawanie, granie, desperacka próba zwrócenia na siebie uwagi Po prostu „lans na nie lans” na światowym poziomie…
W showbiznesie jest miejsce dla każdego, kto ma parcie na szkło. A kluczem do sukcesu jest jedynie wybranie najlepszej dla siebie formy lansu. „Starsza pani musi więc zniknąć” – myślę spoglądając przez okno na wracającą z zakupami starszą sąsiadkę. Popyt rodzi podaż, a że ostatnio tragedia dobrze się sprzedaje, nie ma się co rozczulać. Szczególnie, kiedy celem jest popularność i kilka okładek poczytnych czasopism. Część dramatycznych scen planuję rozegrać bezpośrednio pod siedzibą telewizji. Co by za daleko nie mieli, a i żeby włos mi się nieefektownie nie rozwichrzył od zbyt długiego czekania na możliwym wietrze. I choć kontrowersje może budzić wybrana droga do sławy, to przecież nie o jakość się rozchodzi, a o ilość informacji przekazywanych przez media. Bo najważniejsze, by mówili. Nie ważne co. I nie ważne za jaką cenę.



ami-zprzymruzeniemoka.blogspot.com
Odpowiedz
#2
O, Bracie...
Ze względu na brak informacji pozwolę sobie zwracać się do Ciebie w rodzaju męskim. Tak mi jest po prostu wygodniej.

Przede wszystkim: forma.
W takiej formie z jaką tu mamy do czynienia nie da się tego czytać. Tekst jest zbyt zbity, przeciętny czytacz nie jest w stanie przerżnąć się wzrokiem przez zwarte szeregi linijek. Kurde, ale ze mnie grafoman.

Cytat:Błyśnięcie fosforyzującym tipsem do kamery

Chryste, Panie... Wiesz, co oznacza, że coś "fosforyzuje"? Pokrótce "świeci w ciemnościach". Przed kamerami jako żywo za wiele ciemności nie ma, przepraszam cię bardzo a więc - błąd rzeczowy.

Cytat:zarzucenie platynowym włosem

Jednym? Big Grin
Tak, tak, wiem. Czepiam się.

Cytat:przypadkowe wyeksponowanie lateksowej bielizny. Brak bielizny.

Raczej "braku". Wydaje mi się, że to powinno się odmieniać przez przypadki, jako odniesienie do poprzedniego zdania.

Cytat:w celu utrwalenia pieczołowicie konserwowanej pod kilkucentymetrową warstwą tygodniowego makijażu urody.

Jak by to... Nie wiem, co próbowałeś tu zrobić, ale zrobiłeś to źle.

Cytat:Profanowanie sfery sacrum, spędzenie nocy z nieswoim partnerem, opowiedzenie kompromitującej historii o przyjacielu.

Co to jest? "Profanowanie sfery sacrum" to potworek stylistyczny. Nie ma prawa bytu, jest po prostu straszny. Tak samo spędzanie nocy z nieswoim partnerem. Trzeba to zmienić.

Cytat:A cel jak się okazuje, uświęca wszelkie środki.

Stare, wyświechtane i zużyte jak uda kobiety lekkich obyczajów po dwudziestu latach praktyki. Takiego zwrotu się nie powinno używać w tego typu tekstach.

Cytat:Wszystko jedno, czy płynącym z przekonań, czy też przyjętym na potrzeby zwrócenia na siebie uwagi. Każda motywacja jest dobra. Jeśli jest skuteczna.

A zdań złożonych w szkole nie nauczyli robić? Postaw przecinki a nie kropki, co?

Cytat:Mentorką w tej dziedzinie pozostaje Reni Jusis, propagująca intensywnie ekologiczny styl życia

Panie, kto cię gramatyki uczył? "Mentor" to nauczyciel, mistrz. Myślę, że tutaj bardziej by pasowało jakieś "prym wiedzie" albo inne... Na pewno nie mentor. Mistrzowie Jedi byli mentorami, nie Reni Jusis.

Cytat:Je wyłącznie żywność organiczną, swoim dzieciom nie podaje żadnych leków, używa tylko pieluch tetrowych, mydła z proszku, pierze w orzechach i stosuje jedynie własnej, naturalnej roboty peelingi.

Oj... "Mydło z proszku"... Znaczy co? Proszkiem do prania je myje? A ta "własna, naturalna robota" jest... przerażająca.

Cytat:I trudno tym samym o większy potencjalny target tego stylu.

Ja się pytam: Jaki, kurna, "target"? To nie łatwiej napisać "cel"? Jesteśmy przecież polakami i piszemy po polsku!


Wytrzymałem tylko do końca pierwszego akapitu.
Człowieku, tego się nie da czytać! To jest cios w twarz dla czytelnika!
Nie obchodzi mnie, jak głęboką myśl w tym zawarłeś, dopóki forma nie stanie się bardziej strawna a styl bardziej przejrzysty ja tego nie przeczytam do końca. Widywałem książki Dukaja napisane lżejszym językiem.

Pozdrawiam
T.
Kobieto, puchu marny! Ty...
Jesteś jak zdrowie! Ile cię trzeba cenić ten tylko się dowie,
kto cię stracił...
Dziś piękność Twoją widzę i opisuję, bo tęsknię po Tobie.
Odpowiedz
#3
Doceniam komentarz i dziękuję za niego, ale nie mogę się zgodzić ze wskazanymi uwagami.

Co do uczenia mnie zdań złożonych - nie wiem po co ta kąśliwa uwaga. Interpunkcja jest narzędziem ekspresji i bez tej wiedzy z Twojej strony nie rozmawiałabym o miejscu stawiania kropek.

Co do "braku bielizny" - konsekwentnie wszystkie wyrażenia pisane są w mianowniku. Więc niestety, Twoja propozycja zgwałciłaby niejedne polonistyczne uszy.

Słowo mentor znaczy dokładnie to, co napisałeś. I właśnie jego użycie pozwala nacechować wypowiedź ironią.

Z kolei "targetu" (widniejącego zarówno w słowniku języka polskiego jak i w słowniku wyrazów obcych Polaku!) nie można zastąpić wyrazem "cel", bo z tym słowem zdanie brzmiałoby dość głupio (proponuję podstawić...). Mogłam oczywiście wybrać sformułowanie "grupa docelowa", albo zdecydować się na inny synonim. Naprawdę jednak chcemy rozmawiać o moich stylistycznych wyborach?

I tak bym mogła komentować każdą Twoją uwagę, mniej lub bardziej sensowną, szkoda jednak naszego czasu. Bo wniosek jest taki, że mamy zupełnie różne style literackie i mój Ci zwyczajnie nie odpowiada. Poprzestanie na takim zdaniowym komentarzu miałoby zdecydowanie więcej sensu. I wartości.

Pozdrawiam!
ami-zprzymruzeniemoka.blogspot.com
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości