Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
„Bez nazwy, bo kogo to obchodzi”
#1
Jestem niepraktykującym alkoholikiem, który przegrał życie. Pozdrawiam serdecznie.

„Bez nazwy, bo kogo to obchodzi”

Siedzę na schodach prowadzących do kina starego jak świat położonego prawie, że w centrum znienawidzonego przeze mnie miasta. Lekko mi już szumi w głowie, bo wcześniej wypiłem kilka kolejek piwa. Siedzę sam, jak zawsze i obserwuję ludzi chodzących w ten wieczór. Każdy przechodzi obok mnie, patrząc przy tym jak na wariata, bez litości i współczucia, no bo jak to tak można siedzieć samemu wieczorem na schodach w centrum miasta? Psychopata i gwałciciel na bank. Pies was jebał. Każdy z nich chodzi ze sztucznie przyklejonym uśmiechem wyglądając przy tym jak pajac. Może mają szczęśliwe życie, może mają radochę z życia, a może chcą dać pozór marnego szczęścia. Nie chcą wyglądać jak przegrani w moim typie. Patrząc tak na tą niekończącą się paradę pajaców próbuję z zakątków umysłu wygrzebać ostatnią radosną chwilę w moim życiu. Coś co dało mi choć przez chwilę poczucie, że jestem kimś. Ale nic mi nie przychodzi do głowy. Samotne dni, samotne noce, poranki na kacu, pisanie marnych wierszy, wysyłanie maili z rękopisami do wydawnictw literackich, które zawsze głucho bez odpowiedzi umierają gdzieś w przestrzeni. Zero. Null. Kurwa. Nawet pies z kulawą nogą nie przystanie, żeby obwąchać moją dłoń. To wszystko nie ma sensu. Zaczyna kropić deszcz. Trzeba się gdzieś ruszyć, bo jedna z niewielu rzeczy których nienawidzę to siedzieć i moknąć. Chodzić i moknąć w deszczu to tak, ale siedzieć bezczynnie i pozwalać Bogu szczać na ciebie to przesada. Wstaję i ruszam bez celu. Jest piątek, patrzę na zegarek, dochodzi osiemnasta. Piątek? Osiemnasta? Samemu? Czas gdzieś zakotwiczyć. Pierwsze co mi przychodzi do głowy to przeczytana gdzieś w internecie wiadomość, że w galerii sztuki nowoczesnej dzisiaj jakiś wernisaż. Dobra, pójdę i tak nie mam nic ciekawego do roboty. Akurat nie mam daleko do tej Galerii. Idąc bez pośpiechu dochodzę na miejsce w miarę szybko. Zapalam jeszcze przed wkroczeniem do środka papierosa i podczas palenia zauważam, że wernisaż zaczyna się tak jak zwykle. Darmowy poczęstunek winem. Alleluja! Dopalam papierosa, wchodzę do środka i wypijam pierwszą lampkę wina. Rozglądając się dookoła widzę same bufoniaste i nadęte twarze pseudo-artystów.  Przychodzą tutaj tylko po to, żeby jebnąć parę zdjęć swoimi wspaniałymi telefonami, wrzucić na Facebooka i zaistnieć wśród swoich znajomych jako ludzie obeznani ze sztuką. Ale ja wiem swoje, wy głupie barany. Po krótkim czasie dostrzegam, że powoli zaczyna brakować wina w lampkach. Wypijam szybko ostatnie dwie pełne i krążę jeszcze chwilę po Galerii Bufonów. Nie dla mnie to miejsce. Odkąd tutaj przychodzę to właściwie tylko po to, żeby załapać się na darmowy alkohol. Nie chodzi o to, że sztuka mnie gówno obchodzi, w końcu sam jestem poetą w tym gównianym świecie, ale wernisaże to największy bubel wszech czasów. W końcu postanawiam wypalić z tego miejsca. Po drodze chwytam jeszcze trzy lampki i opuszczając miejsce wypijam szybkimi haustami i wyrzucam szkło na trawnik. Idę dalej. Godzina zleciała niesamowicie szybko nie przyswajając żadnych informacji na temat wernisażu początkującego artysty. Centrum pustoszeje powoli. Ludzie albo zasiedli w domach przed telewizorem pozwalając powoli swojemu ciału i duszy umierać oglądając bzdurne programy albo siedzą rozsiani po knajpach. Zrobię to samo. Po drodze wchodzę do sklepu i kupuję browar. Wychodząc ze sklepu otwieram i powoli spijam sobie szukając knajpy z jeszcze jednym wolnym miejscem siedzącym. Dochodzę do jednej z takich. W środku pełno osób. Za dużo. Zbyt kurewsko dużo osób. Tępych lub pijanych. Albo tępych i jednocześnie pijanych. Zgroza. Idę dalej. Dochodzę do jednej z tych, która zapełnia się dopiero tuż przed zamknięciem, a wystrojem stara się upodobnić do zamordowanych czasów PRL-u. Wchodzę, zamawiam piwo i krocząc do wolnego miejsca siedzącego mijam grupkę młodych facetów pijących wódkę.
- Smacznego życzę. - mówię w geście kultury.
Tylko jeden ma odwagę mi odpowiedzieć.
- Dziękujemy, bierz kieliszek i napij się z nami! - wykrzykuje radośnie jedyny odważny. No nic, podziękować mam? Idę do baru, proszę o kieliszek, wracam do nich, nalewają mi do pełna, wychylam przedtem stukając się z nimi w jakimś bzdurnym toaście i idę w końcu usiąść samotnie. Pijąc i raczej nie myśląc zauważam przy sąsiednim stoliku piękną kobietę. Piękna w moim poczuciu szczęścia pewnie zajęta. Wstaję i podchodzę do niej.
- Dobry wieczór, ja tylko podszedłem po to, żeby powiedzieć, że twój uśmiech zniewala mnie z nóg.
- Dziękuję bardzo. - wypowiedziawszy te słowa pokazuje mi dłoń na której na serdecznym palcu spoczywa obrączka zaręczynowa.
- Spodziewałem się tego.
- Nie szkodzi, lubię zbierać komplementy.
Sranie w banie, gówno mnie to obchodzi. Przegrany wracam na swoje miejsce. Pijąc piwo zaczynam się zastanawiać nad sobą samym. Dochodzę do wniosku, że to nie miejsce dla mnie na tą noc i nie ta godzina. Wypijam i wychodzę. Szukam miejsca gdzie znajdę ludzi przychylnym wzrokiem patrzących na mnie. A są to dziwki, autsajderzy i bezdomni. Dziwki, bo zawsze z przyjemnością porozmawiają o normalnych rzeczach, które nie leżą na płaszczyźnie seksualności. Autsajderzy, bo tak samo jak ja są wykluczeni ze społeczeństwa. A bezdomni, tak jak ja, tylko, że w przeciwieństwie do nich mam gdzie mieszkać, są samotni. Skończyły mi się fajki, a przed powrotem do domu muszę skombinować na powrót i do zapalenia przed snem dwa papierosy. Podchodzę pod wejście do jednej knajpy. Jedna twarz wygląda znajomo.
- Ooo, wielki powrót? - pyta się. Znajoma dziwka, nigdy nie skończyłem z nią w łóżku, ale znam.
- Tutaj mam zakaz wstępu. Ale poczęstuj mnie papierosem. - odpalam i częstuje mnie. Gdzieś po drodze mijam grupkę napitych młokosów i też biorę papierosa. Po krótkiej wymianie zdań jeden z nich wyjmuje flaszkę wódki i prosi mnie żebym się z nim napił. Czemu miałbym odmówić. Biorę łyk, oddaję butelkę, żegnam się życząc przy tym miłej nocy i oddalam się. Rzadko można spotkać takich ludzi na swojej drodze. Częściej niż takich spotykałem ludzi, którzy dużo mniej życzliwym okiem na mnie patrzyli. W oczach płonęła im nienawiść zwiastująca, że jak szybko nie odejdę walną mnie w pysk i poślą na matę jednym zręcznym ciosem. A ja jako, że nie jestem zbyt dobrze zbudowany, ani silny, ani nie jestem zwolennikiem przemocy, bym nie wstał i nie zainicjował bójki. Zmęczony na to jestem. Krążąc jeszcze chwilę po mieście, udaję się na autobus. Wsiadam w pierwszy lepszy i jadę do domu. Położyć się spać i umrzeć w poczuciu kolejnego chujowego, przegranego dnia. Rano obudzę się na kacu, będę z nim walczył cały dzień, a po tygodniu znowu wyjdę z domu, żeby wystrzelić sobie kolejny pocisk prosto w łeb. I to się chyba nigdy nie skończy. Ale sam sobie taki świat stworzyłem. I razem z moją ostateczną śmiercią zniszczę go. I wtedy na pewno będę gnił w stanie pośmiertnym w poczuciu, że coś osiągnąłem. Ale na tą chwilę jeszcze będę długo czekać. Chyba, że sam zrobię krok ku unicestwieniu samego siebie. Amen.
"Każdy ma ochotę się napić, tylko nie każdy o tym wie."
Odpowiedz
#2
Kartka świąteczna od alkoholika. Wszystko kręci się tylko wokół picia, orbita wytyczona ruchem butelki od ręki do ust. Poczucie przegranej doskwiera szczególnie w święta, kiedy wszyscy z przylepionymi do ust uśmiechami składają sobie "serdeczne" życzenia. Lepiej być samotnym?
Ciekawa narracja, szczera i bezpretensjonalna. Kawał dobrego mięcha.

Co do strony technicznej: kuleje interpunkcja i brakuje światła (następnym razem pamiętaj o akapitach).

A co do tytułu, byłby świetny, gdybyś zmienił "bez nazwy" na "bez tytułu".
[Obrazek: oscar.jpg]
Odpowiedz
#3
Co do akapitów, to w sumie można Mirando wybaczyć. Tutejszy edytor z upodobaniem je zżera przy wstawianiu.... Trzaby powalczyć, ale czwykle to i ja nie mam na to siły Wink

Tekst napisany świetnie. Coraz bardziej podoba mi się ta twarda, bezkompromisowa narracja bez udziwniania. Za to napewno duży plus. Choć prawdę mówiąc nie przepadam za tekstami, które kręcą się wokół butelki. Może dlatego, że sam takowego świata właściwie w ogóle nie znam i nie rozumiem? Trochę szokuje Jednoznacznie negatywne nastawienie bohatera do ludzi. Choć zapewne z psychologicznego punktu widzenia jest interesujące.

Pozdrawiam serdecznie.
corp by Gorzki.

[Obrazek: Piecz1.jpg]
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości