Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Bezdomny Jarek.
#1
Notka od Autora: Wszelkie powtórzenia słowne jak i prosty sposób narracji jest wykonany specjalnie.

Szósta rano gdy spod sterty kartonów w delikatnym deszczu, wstaje On. Przeciąga się beztrosko, głośno przy tym ziewając i spogląda leniwym wzrokiem na przechodniów biegnących do pracy. Już po kilku chwilach z przemytą twarzą w deszczówcę, poprawia kurtkę i czapkę która zakrywa ostatnie ciemne włosy na jego głowie.


Dzisiaj w kroplach tego deszczu widzi całkowicie inne odbicia tych samych ludzi co wczoraj. Wczoraj było dla większości lepiej. Dzisiaj idą przygnębieni i zdenerwowani, śpieszą się potrącając co jakiś czas barkiem bezdomnego. Dlatego właśnie Jarek postanowił być tym kim jest i nie żałuje swojej decyzji. W butach przemokniętych od deszczu i kurtcę dziurawej która ukrywa stary sweter, czuje się najlepiej. Czuje się wolny i nieograniczony niczym prócz potrzebą jedzenia i picia.

Wokół betanowych kolosów, nachylających się nad nim i jakby szyderczo drwiących " Jesteś nikim i niczym. Nikt Ciebie nie szanuje i wszyscy się Ciebie wstydzą, bo jesteś brudny i niezadbany" Jednak w kącikach ust Jarka widać całkowicie co innego. To jest tak rzadko spotykany szczery uśmiech, nie zmęcony żadnym zbędnym pragnieniem czy potrzebą. Ten uśmiech to malowidło przedstawiające stan jego duszy. Jest czyste jak czyste było płótno na którym powstawał obraz. Teraz też jest czyste, chodź ciało brudne i ubrania zlepione potem i kroplami deszczu. Jego stan i rześkie kroki idące śmiało pod prąd pędzących do roboty śmiertelników, wręcz denerwują swoją obojętnością dla świata.


Inni jego znajomi nie są tak radośni, chodź nie ma dnia gdy świat nie kołysał by się, a noc nie miała zwrotnego zakończenia. Niestety Oni stracili ten lekki chód i uśmiech duszy wybijający jak źródło z ziemi, na twarzy. Wybrali model bezdomnego pijaka. Ale nie Jarek... Jarek idzie do piekarni, czując na twarzy krople deszczu i pierwsze promyki słońca. Zaczyna myśleć o świerzym chlebie i mleku. Stać go. Bo są też tacy co widzą takich jak Jarek.


Wszedł do piekarni gdzie od razu wszyscy spojrzeli na niego, jakgdyby był nosiciele naprawdę ciężkiej choroby. Jarek nie robiąc sobie nic, nawet uśmiechając się do nich serdecznie, skłonił się do kolan i powiedział.

- Ja tylko na chwilę, po chleb.-

Z kolejki nie zostalo nic, tylko biedna eskpedientka drżąc kolanami, gdyż wszak przyzwyczajona do obracania się w śród młodych i pięknych, stała i z ciężkim bóle zapytała.

- Krojony czy cały?-

Pare minut później Jarek poszedł też po mleko. Miał taki swój sklep, gdzie sprzedawca jako jedyny lub jeden z nielicznych, uśmiechał się do niego i z pełną prawdziwą życzliwością sprzedawał mu mleko i życzył dobrego dnia. Bezdomny lubił tego człowieka, bo jemu też się nie przelewało i mimo że miał sklep, to w środku nadal był zwykłym człowiekiem, tak jak Jarek. Jeździł zwykłym samochodem, miał zwykłą żonę i małą zwykłą ale i tak piękną, dwójkę dzieci. Miał zwykłe mieszkanie i zwykły wygląd ale właśnie ta jego zwyczajność imponowała Jarkowi. Jarek dla samego siebie też był zwykłym człowiekiem i w żaden sposób nie czuł się gorszy, a czasem nawet wydawało mu się, że jest szczęśliwszy od niektórych ludzi. Na przykład takich co to nocami, opierając się o barrierkę, wymiotowali w pięknych lakierkach i bluzkach z dziwnymi znaczkami. Wydawało mu się nawet, że był szczęśliwszy od tych par które idąc wyglądały jakby wyjęte z najszczęśliwszej bajki, a za rogiem, jedno drugiemu do gardła skakało i nawet mówiąc w tym samym języku, nic nie rozumiało.

- Dzięńdobry Panie sprzedawco, przyszedłem po mleko.-

- Cześć Jarek! Dobrze wyglądasz... -

Gdy wyszedł ze sklepu, z siatką w której miał chleb i mleko, spojrzał w górę ulicy. Tam dalej był las. Nie był tak olbrzymi jakby chciał Jarek, bo kilka godzin marszu prowadziło do ulicy, ale miał w sobie to czego nie miało miasto. Miał w sobie spokój i porządek. Coś takiego co powodowało, że jego uśmiech stawał się nie wyjątkowy ale całkowicie normalny. W tej Ciszy Jarek widział dom i prawdziwe życie.

Jednak gdy szedł ulicą, zobaczył na ziemi banknot który był lekko przemoknięty od mokrego chodnika. Jego oczy wpatrywały się w niego dłuższą chwilę, w ten kawałek papieru. Bezdomny pamiętał czas gdy ten przedmiot w jego życiu budził go rankiem i usypiał wieczorem. Pamiętał go dobrze, dlatego wyciągnął rękę... .


cdn.
https://horyzontrpg.com
System fabularny space-apo. Indi.
Odpowiedz
#2
Smile
Spodobało mi się. Ktoś taki jak Jarek przydałby się w XXI wieku.
Cała prawda- bezdomny, a potrafi być szczęśliwszy od bogaczy...
The Earth without art is just eh.
Odpowiedz
#3
Deszcz przestał padać a słońce podniosło się wystarczająco wysoko aby "poranni" ludzie zobaczyli twarz bezdomnego który patrząc się na stuzłotowy banknot, płakał. Jego usta śmiały się a język mruczał jakąś piosenkę. Łzy spływały mu po policzkach a dłoń drżała, jakiś somochód najechał na kałuże i go ochlapał.

Wszyscy się śpieszyli, inni specjalnie szli do pracy wolno, bo wiedzieli, że i tak nic się nie zmieni. Dzień jakby przyspieszył w jego oczach. Światła samochodów, dźwieki budzącego się miasta, wszystko przyspieszyło a Jarek znowu zobaczył swój dawny poranek na 6 piętrze szklanego bloku. Gdy wstawał budzony dźwiękiem elektrycznego budzika, a na wieszaku wisiał schludny garnitur który pachniał nawet z tej odległości, sukcesem.

Czuł ten kawałek papieru, taki delikatny, a przez to budzący obrzydzenie. Śmiał się przez łzy, śmiał się z tej chwili w jego życiu gdy myślał, że stracił wszystko. A to po prostu była lekcja którą musiał przeżyć. Tamte życie nie należało do niego, tamte chwile nie były jego. Zawsze czuł się źle w tych czarnych wypastowanych butach, które słychać było za każdy razem gdy szedł długim korytarzem do gabinetu szefa.

Dopiero teraz trzymając ten przedmiot zrozumiał, że to ktoś inny zadecydował czym On sam ma się kierować w życiu. Że to nie była jego decyzja, ani nie jego sukces. Dopiero teraz gdy zyskał życie, mógł to zrozumieć.

Na ustach jego, ciche słowa szukały ujścia...

Nie mam nic
Co mógłbym stracić
Żyje dniem

Żyje dniem
Dzisiaj dopiero mam w płucach tlen..
.

Schował banknot do prawej kieszeni i powolnym, niczym nie zmąconym krokiem, skierował się do lasu. Wśród nieprzychylnych spojrzeń czystych ludzi, jego kroki nie odrywały się od ziemi. Zaczął szorować, jakby był strasznie opciążony, tym samym jednak, Jarek kurczowo pokazywał jak bardzo teraz czuje przywiązanie do Ziemi. Do Dnia w którym stał się człowiekiem idącym tam gdzie chce, a biorącym to co jest mu pisane.

... Bo mówili
Nic na siłę
Nic na siłę

Bo szczęście jest jak słońce
Po nocy się zjawi


A banknot delikatnie kołysał się w dziurawej kieszeni, powoli wylatując.

c.d.n.
https://horyzontrpg.com
System fabularny space-apo. Indi.
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości