Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Ślepota kontrolowana
#1
Witam wszystkich. Przedstawiam Wam dzisiaj tekst, który napisałem pod wpływem chwili, a konkretnie po wysłuchaniu radiowych wiadomości... Opowiadanie wylało się ze mnie i sam nie wiem, czy jest to dawka goryczy, czy smutku lub żalu... czy też wszystkiego po trochu. W każdym razie jestem bardzo "uczulony" na zachowania przedstawione w opowiadaniu. Bardzo. I bardzo mnie one bolą.

Przyjemnej lektury życzę.
Pozdrawiam.

___________________________________________________

- Czekaj tu! Tylko nigdzie się nie oddalaj - polecił wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna stojącej obok małej dziewczynce. - Tatuś zaraz wróci.
Dziecko spojrzało na twarz ojca, nieznacznie skinęło głową i wzrokiem powędrowało za oddalającą się i znikającą za sklepowymi drzwiami barczystą sylwetką.
Jako że był środek lata - swoją drogą wyjątkowo upalnego - dziewczynka miała na sobie kremową sukienkę sięgającą do kolan, w kilkunastu miejscach ozdobioną rysunkowymi różami w ostrej, czerwonej barwie. Włosy miała spięte w koński ogon, który, niczym brunatna tafla lustra, odbijał poszczególne słoneczne promienie.
Jednak było coś, co w jej aparycji psuło cały ten letni, dziecięcy urok. Wyraz jej twarzy. A raczej jego brak. Oczy tego dziecka nie wyrażały ani radości, ani też smutku. Nie mówiąc już o ustach, a co dopiero o całokształcie. Malowało się tam jedynie zobojętnienie: zaczynając od brody, a na czole kończąc.
Miała luźno opuszczone ręce, które zwisały wzdłuż ciała jak dwie nieżywe kłody. Jej prawa stopa, z nieco uniesioną piętą, z uporem starała się wydrążyć dziurę w płycie chodnikowej; wyglądało to tak, jakby dziewczynka była czymś zawstydzona. Jakby biła się z myślami.
Teraz - przeszło jej przez głowę. - Może mnie nie dogoni.
Dokładnie w tym momencie szklane drzwi, za którymi chwilę wcześniej zniknął ojciec dziecka, ponownie się otworzyły. Z wnętrza wyłonił się ten sam barczysty mężczyzna, prężnym krokiem zmierzający w stronę córki. W lewej ręce niósł papierową torbę wypełnioną po same brzegi rozmaitymi produktami; nie zabrakło oczywiście wystających szyjek i stukotu butelek pełnych piwa. W prawej dłoni zaś trzymał niewielkiego, podłużnego batona.
- Masz - burknął do dziewczynki, wyciągając w jej stronę rękę z batonikiem. Dziewczynka uniosła wzrok i spojrzała mężczyźnie prosto w oczy. - Na co się tak gapisz? Bierz!
Drobna rączka małej powędrowała w kierunku batona i niepewnie wysunęła go spomiędzy palców ojca.
- Idziemy do domu - stanowczym tonem syknął mężczyzna i, wypychając dziecko przed siebie, przelotnym spojrzeniem obdarzył przyglądającą się im starszą kobietę, siedzącą na ławce po przeciwnej stronie ulicy.

Gdy weszli do bloku, w którym mieszkali, zegar na wieży ratuszowej wybijał pierwszą po południu. Odgłos ten niósł się po korytarzu stłumionym echem, któremu wtórował dźwięk kroków dziewczynki i jej ojca.
Sama klatka schodowa wyglądała dosyć schludnie, choć nie idealnie. W niektórych miejscach można było dostrzec płaty odłażącej od ściany farby, zarysowania czy zwykłe zabrudzenia; dodatkowo w powietrzu unosił się dziwny, nieco drażniący zapach. Ale poza tym całość prezentowała się całkiem porządnie.
Na każde z pięter przypadały dwa mieszkania, zaś na każdym półpiętrze znajdowało się duże, dwuskrzydłowe okno, wpuszczające wystarczająco światła, aby w dzień oświetlić część piętra wyższego, i część niższego.
Dziewczynka, wraz ze swoim ojcem oczywiście, mieszkała na najwyższym piętrze budynku. Naprzeciw ich mieszkania znajdowała się „spokojna przystań” pewnej nikomu nieprzeszkadzającej, starszej pani. Była to konserwatywna wdowa, wybywająca z domu o siódmej rano i wracająca około południa, religijna i wyjątkowo uprzejma. Nigdy też nie wtrącała się w nieswoje sprawy. Można by rzecz: sąsiadka idealna.
Tamtego dnia, dokładnie w chwili, gdy mężczyzna wraz z córką wchodzili na schody prowadzące na ich piętro, owa kobiecina wybierała się do koleżanki na codziennie pogaduchy, czy - jak kto woli - ploteczki. Miała na sobie czarną spódnicę i bawełnianą koszulę w tym samym kolorze.
- Dzień dobry - bąknął mężczyzna.
- Witam - odparła sąsiadka, mijając na schodach dziewczynkę i jej ojca; rzuciwszy dziecku dobrotliwe spojrzenie, uśmiechnęła się i wolnym krokiem zeszła niżej, znikając z oczu sąsiadom.
Stając przed drzwiami do mieszkania, ojciec włożył podłużny, metalowy klucz do dziurki i przekręcił dwukrotnie.
- Na co czekasz? - Spojrzał na córkę, ruchem oczu pokazując jej wejście do mieszkania.
Dziecko, ściskając w dłoni papierek po zjedzonym batoniku, weszło do domu, nie oglądając się za siebie. Mężczyzna wszedł za nią. Na jego ustach rozkwitł blady uśmiech.

Na parapecie, przy oknie znajdującym się na półpiętrze poprzedzającym ostatnie piętro bloku, w który mieszkał mężczyzna i jego córka, siedział anioł. Była to kobieta o kruczoczarnych włosach, ubrana w długą, również czarną jak smoła szatę. Z jej pleców wyłaniały się skrzydła, także w czarnej jak noc barwie. Ciało stworzenia - ramiona, łydki, uda - pokryte było ewidentnie świeżymi siniakami.
Anioł ściskał w dłoni kawałek szkła, po którym spływała szkarłatna ciecz. Krew.
Na ścianie, nieopodal okna, przy którym siedziało to stworzenie, wydrapane były dwie kreski. Pod nimi zaś można było dostrzec rozmazaną tę samą... szkarłatną substancję.


Mieszkanie, zamieszkiwane przez mężczyznę i jego córkę, wyglądało jak melina. Walające się po podłodze butelki po piwie i wódce, porozrzucana bielizna i inne części ubioru, a także unosząca się w powietrzu nieprzyjemna woń alkoholu i potu... a między tym ośmioletnia dziewczynka. Półsierota. Półsierota, której matka wyszła pewnego dnia z domu i nigdy nie wróciła.
Podobno.

Wspinająca się po schodach sąsiadka, która wracała właśnie z koleżeńskich plotek, już na półpiętrze słyszała męskie krzyki dochodzące z mieszkania, naprzeciwko którego mieszkała. Między tymi krzykami dało się również usłyszeć dziewczęce piski. Z jednej strony rozdzierające serce, a z drugiej...
Pokręciwszy tylko głową z dezaprobatą, kobieta zamknęła się w swojej „spokojnej przystani”.

Czarny anioł stał pod ścianą i obok utworzonych już kresek kawałkiem szkła wydrapywał kolejną. Z jego oczu, niczym z górskiego potoku, wylewały się ohydnie czarne łzy.

Sąsiadka podlewała właśnie stojące na korytarzu kwiaty, dumnie wznoszące się ponad białe doniczki, gdy zamek w drzwiach mieszkania naprzeciwko zazgrzytał. Po chwili w progu stanęła mała dziewczynka. Miała podbite oko i skaleczoną, spuchniętą wargę.
- Wracaj do środka. - Z wnętrza dobiegł kobietę męski głos. - Ja pójdę.
Dziecko cofnęło się, jakby ukłute w brzuch czymś gorącym, a w zamian przy drzwiach pojawił się barczysty mężczyzna.
- Dzień dobry - wycedził przez zęby.
- Witam...

Tydzień później.
Anioł siedział skulony na parapecie. Spomiędzy jego ud wypływała strużka krwi. Tak samo jak z porozcinanych warg, ramion i łydek. Po chwili wstał i zbliżył się do ściany, na której teraz widniało już osiem kresek. Z trudem podniósł rękę i kawałkiem zakrwawionego szkła dodał do grupy kolejne dwie linie: jedną równoległą do pozostałych i kolejną, przekreślającą je wszystkie. Była to ostatnia czynność jaką wykonał... zanim upadł.

Przed blokiem, w którym mieszkał ojciec i jego córka, stała karetka z bezdźwięcznie mrugającymi kogutami. Obok niej zaparkowany był radiowóz.
- Czy w tym domu działy się wcześniej jakieś dziwne rzeczy? Krzyki? Dziwne odgłosy? - wypytywał policjant, stojąc u progu mieszkania konserwatywnej sąsiadki, patrząc starszej kobiecie prosto w oczy.
- Panie... Ja już stara jestem, słuch mam słaby. Niczego nie słyszałam - odparła skrzekliwym głosem. - Mój Boże... Kto by pomyślał! Taka tragedia...
Bujaj w obłokach, bo tylko w ten sposób możesz wznieść się na wyżyny swoich możliwości.
...warto pamiętać.



Odpowiedz
#2
Nie oglądam TV i nie śledzę wiadomości, więc nie wiem, do jakich wydarzeń nawiązuje opowiadanie.
Jest zgrabnie i pomysłowo napisane, przy tym smutne. Wywołuje melancholię. To dobrze, są święta, można sobie porozmyślać o ludzkiej naturze, o tym jak bardzo jesteśmy niedoskonali.
Odpowiedz
#3
Hm, temat poważny, a czasem masz takie wstawki, jakby humorystyczne, co trochę mi przeszkadza, bo psuje odbiór, jakbyś sam nie wiedział, czy chcesz to całkiem na serio pokazać.

Niestety, tak jest. Ostatnio czytałem, jak ktoś czterem pijanym facetom zwrócił uwagę w tramwaju i został pobity przy cichym zezwoleniu reszty pasażerów... Ludzie mają w poważaniu obce sobie osoby, a czasem nie tylko obce.

A co do tekstu jeszcze. Ten anioł, to matka jak rozumiem? Czy symbolizuje tę dziewczynkę? No mniejsza z tym, ale siedział na tym oknie i były dopiero dwie kreski, po tygodniu już 10, czyli cała akcja trwała trochę ponad tydzień? W sensie, że dość szybko ojciec zakatował córkę. Mało głębi temu nadałeś, ot, szybko i niedokładnie, a można to było lepiej zrobić, żeby wzbudzało większe emocje, bo tu jest sucho strasznie.

Pozdrawiam
Lovercraft

"Każda godzi­na ra­ni, os­tatnia zabija."
Odpowiedz
#4
Dziękuję za odpowiedzi.

_________________________

Tu już nawet nie chodzi o ramy czasowe, szybko czy nie... Chodziło raczej o to, że brak jakichkolwiek ludzkich odruchów ze strony innych ludzi tylko potęguje i jakby przybliża w czasie coś, czego można było uniknąć.

Pozdrawiam Smile.
Bujaj w obłokach, bo tylko w ten sposób możesz wznieść się na wyżyny swoich możliwości.
...warto pamiętać.



Odpowiedz
#5
(07-04-2012, 09:18)writerPiotr napisał(a):
___________________________________________________

- Czekaj tu! Tylko nigdzie się nie oddalaj - polecił wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna stojącej obok małej dziewczynce szyk zdania!. - Tatuś zaraz wróci.
Dziecko spojrzało na twarz zgrzyta ta twarz ojca, nieznacznie skinęło głową i wzrokiem powędrowało za oddalającą się i znikającą nagromadzenie imiesłowów daje nieciekawy efekt za sklepowymi drzwiami barczystą sylwetką.
Jako że był środek lata - swoją drogą wyjątkowo upalnego - dziewczynka miała na sobie kremową sukienkę sięgającą do kolan, w kilkunastu miejscach ozdobioną rysunkowymi różami w ostrej, czerwonej barwie. Włosy miała spięte w koński ogon, który, niczym brunatna tafla lustra zadziwiające porównanie, odbijał poszczególne słoneczne promienie.
Jednak było coś, co w jej aparycji psuło cały ten letni, dziecięcy urok. Wyraz jej twarzy. A raczej jego brak. Oczy tego dziecka nie wyrażały ani radości, ani też smutku. Nie mówiąc już o ustach, a co dopiero o całokształcie bleee słowo. Malowało się tam jedynie zobojętnienie: zaczynając od brody, a na czole kończąc. i bleee zdanie
Miała luźno opuszczone ręce, które zwisały wzdłuż ciała jak dwie nieżywe kłody kłody nie sa luźne. Jej prawa stopa, z nieco uniesioną piętą, z uporem starała się wydrążyć dziurę w płycie chodnikowej; wyglądało to tak, jakby dziewczynka była czymś zawstydzona. Jakby biła się z myślami.
Teraz - Przeszło jej przez głowę. - Może mnie nie dogoni.
Dokładnie w tym momencie szklane drzwi, za którymi chwilę wcześniej zniknął ojciec dziecka, ponownie się otworzyły. Z wnętrza wyłonił się ten sam miał się zmienić w sklepie? barczysty mężczyzna, prężnym krokiem zmierzający w stronę córki. W lewej ręce niósł papierową torbę wypełnioną po same brzegi rozmaitymi produktami; nie zabrakło oczywiście wystających szyjek (!!!)i stukotu (stukot wystawał???) butelek pełnych piwa. W prawej dłoni zaś trzymał niewielkiego, podłużnego batona.
- Masz - burknął do dziewczynki, wyciągając w jej stronę rękę z batonikiem. Dziewczynka uniosła wzrok i spojrzała mężczyźnie prosto w oczy. - Na co się tak gapisz? Bierz!
Drobna rączka małej powędrowała w kierunku batona i niepewnie wysunęła go spomiędzy palców ojca.
- Idziemy do domu - stanowczym tonem syknął mężczyzna i, wypychając dziecko przed siebie, przelotnym spojrzeniem obdarzył przyglądającą się im starszą kobietę, siedzącą na ławce po przeciwnej stronie ulicy. okropnie to zdanie mętne

Gdy weszli do bloku, w którym mieszkali, zegar na wieży ratuszowej wybijał pierwszą po południu. Odgłos ten niósł się po korytarzu stłumionym echem, któremu wtórował dźwięk kroków dziewczynki i jej ojca.
Sama eeee tam klatka schodowa wyglądała dosyć schludnie, choć nie idealnie. W niektórych miejscach można było dostrzec płaty odłażącej od ściany farby, zarysowania czy zwykłe zabrudzenia; dodatkowo w powietrzu unosił się dziwny, nieco drażniący zapach. Ale poza tym całość prezentowała się całkiem porządnie.
Na każde z pięter przypadały dwa mieszkania, zaś na każdym półpiętrze znajdowało się duże, dwuskrzydłowe okno, wpuszczające wystarczająco światła, aby w dzień oświetlić część piętra wyższego, i część niższego.
Dziewczynka, wraz ze swoim ojcem oczywiście (przypis dla głuptaka?), mieszkała na najwyższym piętrze budynku. Naprzeciw ich mieszkania znajdowała się „spokojna przystań” pewnej nikomu nieprzeszkadzającej, starszej pani. Była to konserwatywna wdowa, wybywającaz domu o siódmej rano i wracająca około południa, religijna i wyjątkowo uprzejma zdanie informacyjnie jak choinka bożonarodzeniowa. Nigdy też nie wtrącała się w nieswoje sprawy. Można by rzecz: sąsiadka idealna.
Tamtego dnia, dokładnie w chwili, gdy mężczyzna wraz z córką wchodzili na schody prowadzące na ich piętro, owa kobiecina wybierała się do koleżanki na codziennie pogaduchy, czy - jak kto woli - ploteczki. Miała na sobie czarną spódnicę i bawełnianą koszulę w tym samym kolorze.
- Dzień dobry - bąknął mężczyzna.
- Witam - odparła sąsiadka, mijając na schodach dziewczynkę i jej ojca; rzuciwszy dziecku dobrotliwe spojrzenie, uśmiechnęła się i wolnym krokiem zeszła niżej, znikając z oczu sąsiadom.
Stając przed drzwiami do mieszkania, ojciec włożył podłużny, metalowy klucz do dziurki i przekręcił dwukrotnie.
- Na co czekasz? - Spojrzał na córkę, ruchem oczu pokazując jej wejście do mieszkania.
Dziecko, ściskając w dłoni papierek po zjedzonym batoniku, weszło do domu, nie oglądając się za siebie. Mężczyzna wszedł za nią. Na jego ustach rozkwitł blady uśmiech.

Na parapecie, przy oknie znajdującym się na półpiętrze poprzedzającym ostatnie piętro bloku, w który mieszkał mężczyzna i jego córka, siedział anioł. Była to kobieta o kruczoczarnych włosach, ubrana w długą, również czarną jak smoła szatę. Z jej pleców wyłaniały się skrzydła, także w czarnej jak noc barwie. Ciało stworzenia - ramiona, łydki, uda - pokryte było ewidentnie świeżymi siniakami. kiepściutki opis.
Anioł ściskał w dłoni kawałek szkła, po którym spływała szkarłatna ciecz. Krew.
Na ścianie, nieopodal okna, przy którym siedziało to stworzenie, wydrapane były dwie kreski. Pod nimi zaś można było dostrzec rozmazaną tę samą... szkarłatną substancję. bleeeeeeee


Mieszkanie, zamieszkiwane hmmm przez mężczyznę i jego córkę, wyglądało jak melina. Walające się po podłodze butelki po piwie i wódce, porozrzucana bielizna i inne części ubioru, a także unosząca się w powietrzu nieprzyjemna woń alkoholu i potu... a między tym ośmioletnia dziewczynka. Półsierota. Półsierota, której matka wyszła pewnego dnia z domu i nigdy nie wróciła. Ten akapit to z braku czasu czy chęci taki jest?
Podobno.

Wspinająca się po schodach sąsiadka, która wracała właśnie z koleżeńskich plotek, już na półpiętrze słyszała męskie krzyki dochodzące z mieszkania, naprzeciwko którego mieszkała. zapamiętam na pewno Między tymi krzykami między krzykami??? dało się również usłyszeć dziewczęce piski. Z jednej strony rozdzierające serce, a z drugiej...
Pokręciwszy tylko głową z dezaprobatą, kobieta zamknęła się w swojej „spokojnej przystani”.(cudzysłów mnie zastanawia - to nie była spokojna czy nie była przystań?)

Czarny anioł stał pod ścianą i obok utworzonych już kresek kawałkiem szkła wydrapywał kolejną. szyk zdania Z jego oczu, niczym z górskiego potoku, porównanie z czapy wylewały się ohydnie czarne łzy.

Sąsiadka podlewała właśnie stojące na korytarzu kwiaty, dumnie wznoszące się ponad białe doniczki jacie!, gdy zamek w drzwiach mieszkania naprzeciwko zazgrzytał. Po chwili w progu stanęła mała dziewczynka. Miała podbite oko i skaleczoną, spuchniętą wargę.
- Wracaj do środka. - Z wnętrza dobiegł kobietę męski głos. - Ja pójdę.
Dziecko cofnęło się, jakby ukłute w brzuch czymś gorącym chyba miałeś wenę na porównania dalekich skojarzeń, a w zamian przy drzwiach pojawił się barczysty mężczyzna.
- Dzień dobry - wycedził przez zęby.
- Witam...

Tydzień później.
Anioł siedział skulony na parapecie. Spomiędzy jego ud wypływała strużka krwi. Tak samo jak z porozcinanych warg, ramion i łydek. Po chwili wstał i zbliżył się do ściany, na której teraz widniało już osiem kresek. Z trudem podniósł rękę i kawałkiem zakrwawionego szkła dodał do grupy kolejne dwie linie: jedną równoległą do pozostałych i kolejną, przekreślającą je wszystkie. Była to ostatnia czynność jaką wykonał... zanim upadł.

Przed blokiem, w którym mieszkał ojciec i jego córka, stała karetka z bezdźwięcznie mrugającymi kogutami. Obok niej zaparkowany był radiowóz.
- Czy w tym domu działy się wcześniej jakieś dziwne rzeczy? Krzyki? Dziwne odgłosy? - wypytywał policjant, stojąc u progu mieszkania konserwatywnej sąsiadki, patrząc starszej kobiecie prosto w oczy.
- Panie... Ja już stara jestem, słuch mam słaby. Niczego nie słyszałam - odparła skrzekliwym głosem. - Mój Boże... Kto by pomyślał! Taka tragedia...

Pomysł ciekawy, ekspresywny.
Wykonanie - niechlujne.
Do całkowitej redakcji! Marsz!
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt. [L. Wittgenstein w połowie rozumiany]

Informuję, że w punktacji stosowanej do oceny zamieszczanych utworów przyjęłam zasadę logarytmiczną - analogiczną do skali Richtera. Powstała więc skala "pozytywnych wstrząsów czytelniczych".
Odpowiedz
#6
Dziękuję za odpowiedź, Nataszo. Faktycznie, zastanowię się nad wyszczególnionymi zdaniami.

Pozdrawiam Smile.
Bujaj w obłokach, bo tylko w ten sposób możesz wznieść się na wyżyny swoich możliwości.
...warto pamiętać.



Odpowiedz
#7
Piotr!
Potraktuj to opowiadanie jak szkic roboczy.
Zrób z tego coś dobrego. Pomysł z personifikacją cierpień dziecka jest najważniejszym atutem - zrób to porządnie - eksploruj go, nadaj mu większa wagę. Opisów molestowania dzieci jest mnóstwo (takich samych).
Przenieś punkt ciężkości na Anioła (moim zdaniem)
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt. [L. Wittgenstein w połowie rozumiany]

Informuję, że w punktacji stosowanej do oceny zamieszczanych utworów przyjęłam zasadę logarytmiczną - analogiczną do skali Richtera. Powstała więc skala "pozytywnych wstrząsów czytelniczych".
Odpowiedz
#8
Szczerze mówiąc napisałem to, żeby... powiedzmy dać upust swoim pewnym emocjom. I frustracjom. No ale gdy tylko znajdę więcej czasu, na pewno usiądę nad tym i dopracuję.

Dziękuję za zainteresowanie Smile.

Pozdrawiam i wesołych świąt życzę.
Bujaj w obłokach, bo tylko w ten sposób możesz wznieść się na wyżyny swoich możliwości.
...warto pamiętać.



Odpowiedz
#9
Wesołych.

----------------

dodam - masz kontrapunkt - postać bogobojnej staruszki sąsiadki i dziwnego czarnego anioła. Pomiędzy nimi jest dziewczynka. To oś opowiadania. Wykorzystaj swój pomysł.
Protestuje przeciwko wrzucaniu sfrustrowanego literackiego byleca
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt. [L. Wittgenstein w połowie rozumiany]

Informuję, że w punktacji stosowanej do oceny zamieszczanych utworów przyjęłam zasadę logarytmiczną - analogiczną do skali Richtera. Powstała więc skala "pozytywnych wstrząsów czytelniczych".
Odpowiedz
#10
Wzruszająca historia. Troche nie rozumiem, czemu anioł w niej opisany jest upadły. Przeżywał to, co działo się z dziewczynką, więc bardziej chyba pasowałby na jej anioła stróża...
Błędy wytknął ktoś przede mną, więc nie będę powtarzać.
Popracuj nad tym tekstem. Przedstawia problem aktualny w XXI wieku i przemawia...
Pozdrawiam Smile
The Earth without art is just eh.
Odpowiedz
#11
(07-04-2012, 13:03)Lexis napisał(a): Wzruszająca historia. Troche nie rozumiem, czemu anioł w niej opisany jest upadły. Przeżywał to, co działo się z dziewczynką, więc bardziej chyba pasowałby na jej anioła stróża...
Błędy wytknął ktoś przede mną, więc nie będę powtarzać.
Popracuj nad tym tekstem. Przedstawia problem aktualny w XXI wieku i przemawia...
Pozdrawiam Smile

Anioł stróż - ok. Idąc tym tropem - anioł stróż (w moim mniemaniu skromnym) umiera razem z tym, kogo pilnuje... Upada Wink.

I dziękuję za odpowiedź.

Pozdrawiam i wesołych świąt życzę.
Bujaj w obłokach, bo tylko w ten sposób możesz wznieść się na wyżyny swoich możliwości.
...warto pamiętać.



Odpowiedz
#12
Wzajemnie Wink
The Earth without art is just eh.
Odpowiedz
#13
Stróż
Stróż
Stróż
Stróż
Stróż
Stróż
Stróż
Stróż
Stróż
Stróż

(struż jest od strugać)
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt. [L. Wittgenstein w połowie rozumiany]

Informuję, że w punktacji stosowanej do oceny zamieszczanych utworów przyjęłam zasadę logarytmiczną - analogiczną do skali Richtera. Powstała więc skala "pozytywnych wstrząsów czytelniczych".
Odpowiedz
#14
JJJJJJJJJJJJJJJJJJJJJJJJaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Matko Bosko Kochano!!! Big Grin Nigdy mi się błędy ortograficzne nie zdarzają, a w każdym razie rzadko... Ludzie... coś dzisiaj ze mną jest nie tak Tongue.

Bardzo przepraszam, już poprawione.
Bujaj w obłokach, bo tylko w ten sposób możesz wznieść się na wyżyny swoich możliwości.
...warto pamiętać.



Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości