06-12-2018, 15:41
Poeci włóczą się po nocach, krzycząc hosanna na widok ulicznic. Do domniemanego szczęścia wystarczy im kiepskie wino i ten cholernie nadęty księżyc, nawet jeśli coś gnębi, uwiera pod podszewką.
A dookoła przechowalnie mięsa, osiedlowa garmażerka. Całkowicie nieważne, że gdzieś tam grają podzwonne dla baletmistrzów z artretyzmem i ich przyciasnych poglądów w temacie jezior i łabędzi. Albo biją na trwogę — kogo to obchodzi kiedy ciemność wykreśla granice światła, gdy wódka tak ostra a łzy takie sztuczne. Szczególnie w kontekście ust na ustach, niezmywalnych znaków na lustrze.
Czyli garść niebieskiego mchu pod głowę, pomięty papieros, bo noc taka zimna. Kopiowy ołówek i już można pisać podręczniki do miłości i szczęścia.
Niegramatycznie - ale jaka potęga słowa.
A dookoła przechowalnie mięsa, osiedlowa garmażerka. Całkowicie nieważne, że gdzieś tam grają podzwonne dla baletmistrzów z artretyzmem i ich przyciasnych poglądów w temacie jezior i łabędzi. Albo biją na trwogę — kogo to obchodzi kiedy ciemność wykreśla granice światła, gdy wódka tak ostra a łzy takie sztuczne. Szczególnie w kontekście ust na ustach, niezmywalnych znaków na lustrze.
Czyli garść niebieskiego mchu pod głowę, pomięty papieros, bo noc taka zimna. Kopiowy ołówek i już można pisać podręczniki do miłości i szczęścia.
Niegramatycznie - ale jaka potęga słowa.