Ocena wątku:
  • 1 głosów - średnia: 2
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Ścieżki krwi- Inspiracja grą BloodRayne i nie tylko
#16
No i kolejny smoczek padł.
Powtarzasz ciągle ten sam błąd. Powtórzenia. (Powtarzasz powtórzenia? Jak to głupio brzmi, nie ważne.)
Ciekawy był ten przerywnik z goblinami. Nieźle naśmiewasz się z kanonu fantasy. "Chcesz coś kupić?". Ten tekst mnie rozwalił.
Mówię to zawsze i powtórzę jeszcze raz. Czekam na więcej.
Odpowiedz
#17
Powinieneś słyszeć jak to czytam Big Grin Głos Goblina spowodował, że zacząłem się śmiać przez pięć minut Big Grin dopiero potem mogłem czytać dalej xD
Odpowiedz
#18
Szkoda że nie da się wstawić tu audiobooków. Czasem modulacja głosu mogła by mocno zmienić utwór. No i dyslektycy mieli by z górki.
Oczywiście był by to dodatek do tekstu. Big Grin
Odpowiedz
#19
W sumie to nie taki głupi pomysł, gdyby jeszcze istniała taka opcja. Wiadomo, że można by było coś takie wrzucić do sieci i dać tutaj linka, ale kto wie? Może kiedyś?
Odpowiedz
#20
Odcinek7: Powinność Elfa



Erica



Pamiętam dzień, gdy Kael opuszczał Dragonar. Czułam się źle, byłam przybita. Poszłam na spacer, aby ochłonąć. Wiedziałam, że musiał wrócić do siebie, ale chciałam żeby tu był. Ten świat byłby bezpieczniejszy, gdyby on pozostał na tronie. Musiałam się jakoś ogarnąć, ruszyłam w drogę. Pragnęłam odnaleźć samą siebie, czułam cholerną pustkę.
Na kilka miesięcy udało mi się zapomnieć o wampirze, który skradł moje serce. Dopiero ta rozłąka mi to uświadomiła. Wędrując z łukiem w dłoni walczyłam z każdym łotrem, jaki mi się napatoczył. Zaczęłam pracować jako łowca nagród.
Pewnego dnia natrafiłam na ślad grubszej afery. W jednej z tawern dostrzegłam pewnego wampira. Byłam pewna, że to jeden z nich, bo emanowała z niego ta uwodzicielska aura. Siedząc przy stoliku przyglądałam się białowłosemu jegomościowi, który nawet ubranie miał nietutejsze. Niczym się nie krępował, chociaż wiedział, że wszyscy się w niego wpatrują. Dostałam od kelnerki kielich wina i upiłam łyk nie spuszczając wzroku z wampira.
Kilka minut później do tawerny wszedł przedstawiciel Czerwonych Smoków. Był ubrany w ich charakterystyczną zbroję. Miał czerwone włosy zasłaniające część twarzy. Usiadł naprzeciw gościa z innego świata.

- Witaj, Smoku.- Rzekł wampir.
- Witaj, Wampirze.
- Po, co mnie tu wezwaliście?

Smok zmrużył oczy i nachylił się do swego rozmówcy.

- W twoim świecie jest coś, na czym bardzo zależy memu panu.
- Co to takiego?
- Kiedyś, król Kael przekazał przedstawicielowi twej rasy, bardzo potężne artefakty. Ten imbecyl chciał posiąść Smocze Kryształy tylko po to, by hodować zasrane truskawki…- Mówiąc to Smok potrząsnął głową.- Mniejsza z tym. Mój pan chce, abyś odnalazł te artefakty i przekazał mu je. Bądź pewny, że sowicie cię wynagrodzi.
- Kim jest twój pan?- Spytał wampir.
- Jest istotą tobie podobną.

Otworzyłam szeroko oczy ze zdumienia. Jakiś wampir przedostał się do Dragonaru i przejął władzę nad Czerwonymi Smokami? Wsłuchując się w treść tej rozmowy omal nie zniszczyłam kielicha z winem.

- Ile mam czasu?
- Niewiele. Brak Smoczych Kryształów powoduje naruszenie bariery między wymiarowej. Wiele istot stąd bezwiednie będzie teleportowanych do twojego świata.
- Cholera!
- Przybędziemy niebawem i sprawdzimy jak ci idzie.
- Dlaczego właśnie mnie wybraliście?
- Bo tylko ty masz możliwości, aby zdobyć te artefakty.

Więcej już nie musiałam wiedzieć. Wyszłam z tawerny i ruszyłam na spotkanie z Boginią Śmierci, Veressą. Wciąż zamieszkiwała w pałacu Złotych Smoków. Nie opuszczała rezydencji Kaela ani na krok. Opowiedziałam jej wszystko czego się dowiedziałam. Jak się okazało Veressa podejrzewała, że coś jest nie tak już od jakiegoś czasu.
Złote Smoki wybrały mnie, abym dowiedziała się, kim jest przywódca Czerwonych Smoków. Niestety, moje wysiłki spaliły na panewce i nie udało mi się nic ustalić. Działalność złych Lewitanów przybierała na sile. Elfy, Ludzie, Smoki i nieliczne Krasnoludy zjednoczyły siły przeciw wspólnemu wrogowi. Rozpoczęła się wojna, którą przegrywaliśmy. Z każdym dniem ginęło wielu z nas. Verassa poprosiła mnie, abym sprowadziła Kaela do Dragonaru. Przyjęłam propozycję Bogini z entuzjazmem, sama ucieszyłam się, na myśl o tym, że go znów zobaczę.
Przeszłam przez bramę między światami. Znalazłam się w jakimś małym lasku i usłyszałam odgłosy walki. Po usłyszeniu głosu jednego z mężczyzn zorientowałam się, że to Kael. Zaczaiłam się niedaleko, a to co zobaczyłam przeraziło mnie. Czerwony smok, którego widziałam w karczmie kończył rzucać zaklęcie Czarnego Pacierza. Nasza nadzieja skamieniała na moich oczach. Wiedziałam, że jedynym sposobem na ocalenie wampira jest zabicie, tego kto rzucił czar.

- Ty! Stój!- Zawołałam.
- Co? Jesteś Elfem, skąd ty tutaj?- Spytał.
- Nie twoja sprawa! Szykuj się na śmierć.
- Ha! Zobaczymy, kto kogo wykończy.

Na takie okazje miałam przygotowane kilka magicznych strzał. Specjalne zaklęcie stworzone przez Złote Smoki i Veressę, zostało wymyślone po to, aby wzmocnić arsenał elfickich łuczników. Jedna strzała w samo serce i po moim przeciwniku. Odskoczyłam bardzo szybko, aby uniknąć ciosu rywala. Wyjęłam strzałę i wycelowałam.

- Ty chyba sobie żartujesz? Co chcesz zrobić? Zabić mnie?
- Zmów paciorek smoczku.

Lewitan ruszył na mnie, a ja wystrzeliłam. Smok zatrzymał się rycząc z bólu. Samuel padł na ziemię sycząc ze złości. Jego ciało zaczęło dymić i po chwili zajęło się ogniem. Kilka sekund później nic już po nim nie zostało. Spojrzałam w kierunku Kaela, który właśnie wstawał. Widząc, że żyje uśmiechnęłam się pod nosem.



Dwie Godziny Później



Siedzieliśmy w komnacie Kaela. Miał tam kilka małych tronów, które nazywał fotelami i jakieś magiczne zwierciadło, które pokazywało wiele obrazów, a Kael zmieniał je przy użyciu dziwnie wyglądającej różdżki.

- Więc tak się sprawy mają.- Powiedział.- Szkoda, że nie wiesz kim jest ten krwiopijca, który dowodzi czerwonymi.
- Przepraszam. Nawaliłam.
- To nie twoja wina. Gość jest dobrze przygotowany.
- Tak, to prawda.

Siedzieliśmy obok siebie na czymś, co Kael nazywał sofą. Wpatrywaliśmy się w siebie. Nie mogłam się oprzeć i pogładziłam go po twarzy. Wampir wsunął rękę w moje włosy i złożył pocałunek na moich ustach. Chwilę później odpłynęliśmy na fali rozkosznych cielesnych uciech.


Koniec odcinka siódmego
Odpowiedz
#21
Ciekawe. Kolejna bohaterka doda różnorodności.
Odpowiedz
#22
To na pewno. Kolejne odcinki, będą powoli wyjaśniały pewne tajemnice i akcja nabierze tempa Smile
Odpowiedz
#23
Czytałam Twoje opowiadanie, od deski do deski. Jeszcze te ostatnie rozdziały mi zostały. Puki co oto kilka rad jakie dla ciebie wyłuskałam:
Nadawaj imina postaciom, które są mało istotne. Bo przy opisach jakich łebków zaplątujesz się do tego stopnia, że w pewnym momencie już nie wiem o kogo chodziHuh.

Mógłbyś pobawić się w nadawanie nazw rasom i podgatunkom wampirów. Jak w każdym społeczeństwie są równi i równiejsi. Wink A taki zabieg byłby dość ciekawy. I uchroniłby Cię przed kolejnymi powtórzeniami.

Używasz za dużo wyrażeń typu: "pewna", "kolejny", "i" itp. To sprawia, że z akapitu robi się raczej bełkot niż ciekawy tekst.

Na początku Twój bohater opisywał o swoim nawróceniu. Sądzę, że trochę mało miejsca na to poświęciłeś w tamtym miejscu. Mogłeś np. nadać jej imię i wrzucić z dwa zdania na jej temat, które mogły by sugerować jakimi uczuciami ją darzy.

W pewnych momentach jest u Ciebie zbyt krwiście i flakowato. Chodzi mi o sceny walk i załatwiania delikwentów. Tekst o latających członkach jest trochę słaby i płaski. Sądzę, że mógłbyś to lepiej ubarwić, tak aby pobudzić wyobraźnię czytelnika.

Fajnie by było jakby te rozdziały były bardziej rozbudowane. Głównie chodzi mi tu o sceny akcji, jak: walki, wysadzenie laboratorium, nawalanka ze sługusami Artemisa itp.

Masz dziwnie ulokowane opisy ubioru i wyglądu postaci. Nie musisz używać ciągle wyrażenia typu: "miał na sobie..." albo "był ubrany w ...." to trochę kaleczy całą scenerią. Może pobaw się w nadawanie znaczeń ubiorom przyrównując je do żywiołów czy też klimatu metropolii w której to wszystko się rozgrywa.

Na razie tyle. Później napiszę Ci jeszcze.

Na koniec mogę zasugerować Ci zapoznanie się z książkami Anny Rice. Ona bardzo dobrze radzi sobie z narracją pierwszoosobową. Masz wrażenie, że wampir opisujący swoje życie rozmawia bezpośrednio z tobą. Sądzę, że przydało by się abyś zapoznał się z twórczością autorów, którzy piszą w tych klimatach. Może Ci to pomóc w pisaniu.


Ocena:

3/10
Nie wszyscy mogą być aniołami, ale każdy może być człowiekiem.

Odpowiedz
#24
Odcinek8: Tożsamość


Kael



Noc zagościła nad kwiecistą doliną, po której szliśmy razem z Kate. Była piękna, taka czysta i niewinna. Biała suknia ślubna ciągnęła się po zielonej trawie. Księżyc oświetlał jej cudną opaloną twarz. Uśmiechała się tak, jak zawsze to robiła. Spojrzałem w jej zielone oczy. Światło gwiazd odbijało się od nich. Po policzku mej ukochanej spłynęła łza. Była to łza szczęścia. Palcem prawej dłoni wytarłem jej cieknącą stróżkę. Ona zrobiła to samo. Zorientowałem się, że i ja płakałem ze szczęścia.
Trzymając się za ręce zmierzaliśmy ku kaplicy, w której czekał na nas kapłan mający udzielić nam ślubu. Biała kaplica wyglądała jak śliczny pałacyk z bajek Disneya. Nic złego nie mogło się wydarzyć. Łysy kapłan wyciągnął do nas ręce i powitał w świątyni.
Wnętrze Bożego Domu, było barwne. Ściany i sufit ozdobiony freskami. Ławki zostały przyozdobione białym prześcieradłem i czerwonymi różami. Ksiądz kiwnął głową na znak, że chce już zacząć. Spojrzałem na Kate i uśmiechnąłem się. Wypowiedziałem swoją część przysięgi, teraz przyszła kolej na moją przyszłą żonę. Ona zamilkła wpatrzona w kapłana. Zerknąłem w tamtą stronę i zobaczyłem, że zamiast duchownego stoi krótko ścięty mężczyzna w garniturze. Wyciągnął rękę do Kate i uśmiechnął się odsłaniając ostre jak brzytwa zęby.
Byłem przerażony. Strach sparaliżował moje ruchy. Dopiero w tedy zobaczyłem, że wygląd kaplicy uległ zmianie. Ławki miały teraz czarne okrycia i czarne róże. Freski nie przedstawiały już życia Jezusa, tylko moje. Zobaczyłem siebie wśród jakichś mężczyzn. Miałem czarny płaszcz i miecz. Walczyłem z potworami.
Moja Katy stała już na zewnątrz w objęciach krwiożerczej bestii. Wpatrzona w niego jak w obraz, nie wiedziała co jej grozi. Ten złożył pocałunek na jej szyi i oboje zniknęli w mroku. Ruszyłem za nimi, ale wejście kaplicy zawaliło się. Sufit spadał na mnie. Otoczyła mnie ciemność…
Usłyszałem muzykę. Konkretnie piosenkę Almost Lover, którą śpiewała zjawiskowa dziewczyna o blond włosach sięgających za kark, głębokich niebieskich jak ocean oczach. Czerwona bluzka, którą miała na sobie dokładnie przylegała do ciała i podkreślała jej krągłości. Czarne obcisłe jeansy, nadawały jej figurze idealne kształty. Poruszała się z prawdziwym wdziękiem i uwodziła każdym krokiem, spojrzeniem, a nawet słowem, jakie wypowiadała.
Dziewczyna śpiewała na scenie jakiegoś lokalu. Byłem wpatrzony w nią jak w obraz. Nic nie miało znaczenia. Tylko ona, tylko ta piękna dziewczyna się dla mnie liczyła. Pragnąłem jej. Blondynka podeszła do mnie z uśmiechem ukazującym śnieżnobiałe zęby.

- Jestem Martha.- Powiedziała, a jej głos wdarł się do mojej podświadomości, a potem wypełnił już całe ciało.
Kochaliśmy się namiętnie, aż w końcu dziewczyna obnażyła kły i wbiła je w moją szyję.

- AAAAAAAAAA!!!- Wrzasnąłem wybudzając się z koszmaru.


Zobaczyłem Erikę. Elfka przyglądała mi się przestraszona. Siedziała obok mnie okryta szmaragdową kołdrą. Wziąłem kilka oddechów i uspokoiłem się.

- Wszystko gra?- Spytała Elfka.
- Tak… Teraz już tak.- Odetchnąłem z ulgą.
- Miałeś zły sen prawda?
- Zły? Erico, on był okropny, straszny. Nie chciałbym przeżywać tego na nowo. Te obrazy z przeszłości mnie wykończą. Martha nigdy nie da mi spokoju, po tym co się stało.
- Opowiedz mi o tym.

Wstałem i nalałem sobie whisky do szklanki. Zerknąłem pytająco na moją towarzyszkę, ale pokręciła głową. Siadłem ponownie koło niej i wziąłem łyk alkoholu.

- Wszystko zaczęło się w maju 2008 roku. Tamtego dnia ja i Kate, moja narzeczona mieliśmy wziąć ślub. Wszystko oczywiście się pochrzaniło, bo na naszej drodze stanął Dracke Kayne, wampir, który uwiódł moją przyszłą żonę, a potem pozostawił martwą gdzieś w lesie. Kiedy ją znalazłem, byłem zrozpaczony. Uciekłem, kiedy usłyszałem czyjeś kroki. Czułem się jak ostatni śmieć. Niczym w hipnozie skierowałem się do jakiegoś klubu, gdzie spotkałem Marthę. Uwiodła mnie i kiedy skończyliśmy się kochać zmieniła mnie w wampira. Jak się okazało Dracke i Martha byli rodzeństwem. Nienawidziłem jej i jego. Miałem ochotę ich pozabijać. Obiecałem sobie, że nigdy jej nie ulegnę. Jakiś czas później wzięła mnie podstępem, skosztowałem jej krwi i stałem się marionetką w jej rękach. Po niedługiej przerwie spróbowała swoich sił po raz trzeci, tym razem jednak tylko po to, abyśmy mogli być razem. Kiedy się z nią przespałem miałem dość samego siebie. Chciałem ze sobą skończyć, ale uratowali mnie ci, którym na mnie zależało. Kilka miesięcy temu Martha powróciła. Ciągle zastanawiałem się co tak naprawdę do niej czuję. Miłość, nienawiść, pociąg? Postanowiłem, że będziemy razem, coś się między nami rodziło. To były wspaniałe chwile.
- A więc zakochałeś się w niej.
- Tak. Tylko, jak powraca twoja dawna miłość, wszystko zmienia się o sto osiemdziesiąt stopni.
- Dawna miłość?
- Okazało się, że Kate, żyje. Pokusa była zbyt duża. Tęskniłem tyle czasu. Sądziłem, że jej nie ma, że jej nigdy nie zobaczę. Udałem się na spotkanie i tam to się stało. Zdradziłem Marthę.- Przełknąłem ślinę, głos powoli zaczynał mi drżeć.- Odszedłem od Marthy… Wyznałem jej wszystko. Ledwo uszedłem w tedy z życiem.
- Chciała cię zabić?
- A dziwisz jej się?

Erica zamyśliła się nie mówiąc ani słowa. Wyrwała mi szklankę z whisky i jednym haustem wypiła całą resztę.

- Poczekaj? To wampiry mogą śnic?- Nagle zmieniła temat.
- Tylko niektóre.- Odparłem.
- To znaczy?- Mówiąc to nalewała sobie kolejna porcję Whisky.
- Tylko Pradawni i Czystokrwiści mają sny.

Erica wypluła porcję napoju, który nabrała do ust. Spojrzała na mnie zaskoczona.

- To znaczy, że ty…
- Teoretycznie tak. Jednakże moja krew została skalana przez krew innego rodu. Mój ojciec jest jednym z Pradawnych. Kiedy się urodziłem użył swych ksiąg, aby zmienić mnie w człowieka i przywrócić w odpowiednim czasie. Po co, to zrobił nie wiem, ale sprawy potoczyły się nie po jego myśli.
- Opowiedz mi o świecie wampirów.

- Cała hierarchia zaczyna się od Pradawnych. To oni stoją najwyżej i są to płodne wampiry. Pełna ilość Pradawnych wampirów nie jest znana. To osoby, które zostały pochowane na przeklętym cmentarzu. Dracula, był pierwszym pradawnym. To on odrodził się jako wampir. Pierwszym Nieuamrłym był Judasz, ale to nie ważne. Miejsce, gdzie Dracula dokonał przemiany nazwano właśnie Cmentarzem Przeklętych. Każdy, którego tam pochowano zmieniał się w wampira, jakimś dziwnym trafem nie wielu się tam przewinęło. Chyba.. Wracając do tematu, dzieci pradawnych to wampiry Czystej Krwi. Te również mogą mieć dzieci. Nieco niżej stoją wampiry stworzone z ludzi, poprzez ugryzienie. Przez pewien czas sądziłem, że ja jestem takim krwiopijcą. Tego typu wampiry są podzielone na dwa typy. Płodni mężczyźni i bezpłodne kobiety. Są jeszcze Dhampiry, czyli pól ludzie pół wampiry. Powstają kiedy mężczyzna wampir zapłodni ludzką kobietę, albo kiedy ludzki mężczyzna zapłodni Pradawną, bądź wampirzyce Czystej Krwi. Te dwa przypadki zdarzają się niezwykle rzadko.
- Ciekawe. Niezwykle ciekawe.
- Poczekaj… Który dziś mamy?- Spojrzałem na telefon i zobaczyłem datę. Był 13 maja, a to oznaczało, że czekał mnie zjazd łowców. – Posłuchaj Erico, ja muszę załatwić coś bardzo ważnego. Zrobimy tak. Dam znać Adamowi, Pamiętasz go prawda?- Elfka skinęła głową.- Spotkasz się z nim. Zabierze cię do Paryża , do rezydencji de Kvatch. Dołączę do ciebie później zgoda?
- Zgoda.


XXX



Właśnie obrabowałem kolejnego mieszkańca Tokio, kiedy zobaczyłem czarną limuzynę podjeżdżającą niedaleko. Zatrzymała się zupełnie, jakby czekała specjalnie na mnie. Wyszedłem ostrożnie z zaułka i przyjrzałem się stojącej przede mną maszynie. Przyciemniona szyba nieco się uchyliła i usłyszałem męski głos.

- To ty, poszukujesz pary Japończyków na motorze?
- Tak, ja.
- W takim razie, to ciebie szukam. Wsiadaj, byle szybko.

Wydawało mi się to bardzo podejrzane. Miałem wątpliwości, czy powinienem wsiąść do tego samochodu. Kiedy tak się zastanawiałem usłyszałem ponownie głos starca.

-Wsiadaj głupcze! Rób co mówię, a odzyskasz pamięć!


Nie czekając dłużej wsiadłem do pojazdu. Wewnątrz było ciemno, bardzo ciemno. Przez szyby nie przechodziło, żadne światło, nawet obicia, były czarne jak węgiel. Siadłem koło białowłosego osobnika. Mężczyzna nie był Japończykiem. Jasny garnitur, który nosił podpowiedział mi, że facet może być jakimś biznesmanem.

- Witaj chłopcze. Nazywam się Artemis. Przyjechałem, aby pomóc ci odkryć twoje przeznaczenie.

Mężczyzna uścisnął mi dłoń i ruszyliśmy dalej.


Jechaliśmy wydawało się nie tak krótko, ale mnie się dłużyło. Artemis spuścił szybę i zobaczyłem, że na zewnątrz panuje już ciemność. Zatrzymaliśmy się niedaleko jakieś polany. W oddali widziałem dom.

- Tam znajdziesz dwójkę, którą szukasz. Gwarantuję, że taka terapia szokowa momentalnie przywróci ci pamięć. Kiedy skończysz znajdziesz mnie w hotelu w centrum Tokio.
- Ale jak ja się tam dostanę?
- Nie będziesz miał z tym żadnego problemu. Zmykaj.

Artemis zostawił mnie przy polanie i odjechał. Co miałem począć? Ruszyłem w kierunku tamtejszego domu. Idąc dostrzegłem dym unoszący się z komina. To był znak, że ktoś tam jest. Podekscytowany ruszyłem przed siebie. Rozpierała mnie energia, w duchu cieszyłem się jak dziecko, które ma zaraz otrzymać najnowszą zabawkę, albo najbardziej pożądaną grę komputerową.
Zatrzymałem się kilka metrów dalej. Ogarnął mnie dziwny niepokój. Chciałem podejść do drzwi, ale te otworzyły się po chwili, a w progu stanęła dwójka młodych osób. Tych samych, których widziałem wcześniej w barze.
Dziewczyna miała szeroko otwarte oczy i wpatrywała się we mnie ze zdziwieniem i przerażeniem. Chłopak odsunął dziewczynę i stanął przed nią. Zacisnął pięści i szykował się do ataku.

- Zaraz… Chwila. Ja chcę tylko, pogadać.
- Ty chcesz pogadać?- Spytał chłopak.- Tylko nie wciskaj nam kitu, że po to wróciłeś z zaświatów, żeby pogadać. Dlaczego nie ma tu Kaela, pogoniłby cię, tak jak to zrobił ostatnio.
- Kael? Zaraz… Znam to imię.
- No pewnie, że je znasz. To w końcu twój brat!

Powoli w moim umyśle wszystko zaczęło się układać. Obrazy z przeszłości ukazywały się przed moimi oczami niczym slajdy puszczane z nadmierną prędkością.

- Nie wiem co tu robisz Xavier, ani jak wróciłeś, ale obiecuję ci, że ani ty, ani żadne Czerwone Smoki nie opanujecie świata!
- Xavier! Masz natychmiast opuścić to miejsce słyszysz!?- Wrzasnęła dziewczyna.
- Tak.. Teraz już wszystko pamiętam. Jestem Xavier. Moja rodzina adoptowała tego kretyna, gdy jako niemowlę został podrzucony. Ty jesteś Shin, a ty Kumiko. Nareszcie odzyskałem pamięć i pomszczę śmierć Arazora, Pana Czerwonych Smoków!

Shin wyskoczył na mnie odsłaniając kły. Zrobiłem unik wymijając pięść wampira. Chwyciłem rękę chłopaka, podrzuciłem w górę i kopnąłem go z wyskoku. Umarlak uderzył w ścianę budynku.

- Shin!- Krzyknęła Kumiko.
- Co się stało? Twój chłopak za mało wpił, czy jak.

Moje ciało przeszyła energia. Ognista poświata otoczyła mnie. Japonka cofnęła kroku zasłaniając twarz. Ziemia lekko się zatrzęsła. Shin wstał i ponownie ruszył w moim kierunku. Wyciągnąłem do niego rękę, a ogień spowił jego ciało. Wampir wrzasnął. Chłopak spalał się na moich oczach.

- Nie, Shin! Nieee!!!- Krzyknęła wampirzyca.- Ty draniu! Pożałujesz tego.
- To się okaże.
- Kumiko… Ucie… Kaj!!! Argh!!

Shin spalił się żywcem, o ile on tak do końca żył. Jego towarzyszka wbiegła do domu. Ruszyłem za nią. Przerażona wbiegła na górę, a ja podążyłem jej śladem. Kiedy dotarłem do drzwi, były zablokowane. Cofnąłem rękę i wystrzeliłem kulę ognia. Wszedłem do środka. Było ciemno, a w powietrzu unosiła się woń magii. Dziewczyny nie było w środku. Ulotniła się.

- Cholera! Co to jest?

Przykucnąłem i sięgnąłem po jakiś nadpalony kawałek papieru. Odwróciłem go i zobaczyłem zdjęcie Kaela. Uśmiechnąłem się i zgniotłem fotografie.

- Dopadnę cię braciszku. Dopadnę i zabiję!


Koniec odcinka ósmego




Odpowiedz
#25
Muszę przyznać że zaiste monumentalne dzieło tworzysz. Tłum bohaterów wiele wydarzeń itd. Podziwiam Twoją wytrwałość. Mam również nadzieję że w tej opowieści jest plan. Myślę że silną stroną tego dzieła jest swoista logika wydarzeń, ich związek przyczynowo skutkowy itd. Było jednak coś co sprawiło że po wnikliwym przeczytaniu pierwszych rozdziałów, pozostałe przeczytałem niestety dość pobieżnie...
Przede wszystkim grzechem pierworodnym jest to że powstała z inspiracji grą i sposób prowadzenia narracji jest również taki jakbyś grał. (Prawdopodobnie lubisz, i grywasz lub grywałeś w gry RPG). Zaręczam Ci że styl narracji taki jak stosuje się w grach jest zupełnie nieodpowiedni do opowieści. Trzeba z tym walczyć jak z ogniem.
Po drugie, może i niekoniecznie fortunnym zabiegiem jest prowadzenie narracji pierwszoosobowej. To dość trudny styl, utrudnia zastosowanie niektórych zabiegów literackich. Wiele się w tym opowiadaniu dzieje, ale często wartkiej akcji nie towarzyszy adekwatny jej dynamizm. Trza Ci nad tym popracować.
Dialogi zaś u Ciebie stoją już na dość dobrym poziomie. Stosujesz tam takie dość surrealistyczne wstawki humorystyczne. To stanowczo na plus, ale nad przypisami do dialogów warto Ci się ciut zatrzymać.
Co do innych, typowo warsztatowo-gramatycznych grzeszków, wypowiedzieli się już wyczerpująco moi przedmówcy. Warto wziąć sobie do serca to co radzili. Ja zaś ze swej strony pozwolę się popastwić nad małym fragmentem Twojego tekstu:

" Noc zagościła nad kwiecistą doliną, po której szliśmy razem z Kate. Była piękna, taka czysta i niewinna. Biała suknia ślubna ciągnęła się po zielonej trawie. Księżyc oświetlał jej cudną opaloną twarz. Uśmiechała się tak, jak zawsze to robiła. Spojrzałem w jej zielone oczy. Światło gwiazd odbijało się od nich. Po policzku mej ukochanej spłynęła łza. Była to łza szczęścia. Palcem prawej dłoni wytarłem jej cieknącą stróżkę. Ona zrobiła to samo. Zorientowałem się, że i ja płakałem ze szczęścia. .

Pierwsze zdanie "Noc zagościła nad kwiecistą doliną, po której szliśmy razem z Kate." Niby w porządku, ale... nie bardzo gramatycznie jest chodzić "po dolinie". Lepiej "iść doliną"

Kolejne zdanie: " Była piękna, taka czysta i niewinna." może odnosić się zarówno do Dziewczyny, jak i doliny, a kiedy bardzo się uprzeć, to nawet i do nocy.

"Biała suknia ślubna ciągnęła się po zielonej trawie" No tu stanowczo zwrot "ciągnęła się" jest co najmniej zgrzytem Ciągnąć może się bowiem np glut, albo i barani flak Smile

"Księżyc oświetlał jej cudną opaloną twarz". : w księżycowym świetle nie widać kolorów.

"Uśmiechała się tak, jak zawsze to robiła" - a jak robiła to zawsze? Taki zwrot nie pobudzi wyobraźni czytelnika.

"Palcem prawej dłoni wytarłem jej cieknącą stróżkę. " no i znowu niezbyt szczęśliwy zwrot "cieknąca stróżkę"....

No i widzisz... scenę wymyśliłeś sobie ładną, ale opis skiepściłeś stosując nieadekwatne zwroty. Mówiąc obrazowo miał być erotyk, a wyszedł niemiecki pornol. Jeśli miałbym napisać taką scenę (choć przecież żaden ze mnie autorytet, a grafoman jeno) zrobiłbym to tak:

"Nagrzane minionym dniem kwiaty, roztaczały cudowną woń, gdy szliśmy pośród drzew, dnem doliny, pod krystaliczną, wygwieżdżoną kopułą nocnego nieba. Kate sprawiała dziś wrażenie uosobienia piękna i niewinności, w bieli ślubnej sukni, której tren niczym obłok płynął ponad chłodną, wilgotną od rosy trawą. Spojrzałem w jej oczy, w których zakochały się gwiazdy. W kącikach lśniły brylanty łez. Łez szczęścia. Dotknąłem jej opalonego policzka zabierając jeden z tych klejnotów. Ona uczyniła to samo. Dopiero teraz spostrzegłem, że ja również płaczę."

To tylko przykład, zakładam że Root lub Erazmus którzy są specjalistami od takich klimatów ujęli by to znacznie lepiej. Ale mam wrażenie że rozumiesz o co mi chodzi. Pisanie to gra na wyobraźni czytelnika. A wyobraźnia lubi być czarowana.
Pozdrawiam serdecznie.
corp by Gorzki.

[Obrazek: Piecz1.jpg]
Odpowiedz
#26
Dzięki bardzo za komentarz. Przyznam szczerze, ze Twoja wersja opisu sceny ze snu Kaela, bardzo mi się podoba. Wiem, o co Ci chodzi i postaram się to poprawić przy następnych razach.

Pozdrawiam

Ps. Kolejny epizod już niebawem.
Odpowiedz
#27
Odcinek9: Uciec od przeszłości cz. I



Rayne



Wystawny bankiet w hotelu Red V zaczął się punktualnie. Otaczało mnie wielu ludzi, których nie znałam. Na takich imprezach z rzadka bywały nieznaczące płotki. To moje pierwsze zaproszenie, na tego typu imprezę. Wszyscy zebrani dobrze się znali i podzieleni na różne grupy rozmawiali między sobą na najróżniejsze tematy. Popijając wytrawne wino przyglądałam się uważnie zebranym. Miałam ważne zadanie do wykonania, ale póki co mojego celu nie było jeszcze w hotelu. Sala, w której się znajdowaliśmy była świetnie oświetlona i bardzo jasna. Kolor ścian, aż raził w oczy. Między gośćmi lawirowali kelnerzy oferujący różnorodne przekąski. Kiedy jeden z nich podszedł do mnie odmówiłam skosztowania znajdujących się na tacy specjałów.

W pewnym momencie na sali nastąpiło wielkie poruszenie. Wszyscy zaczęli się nerwowo rozglądać, nawet ja się obejrzałam, bo osoba, która właśnie weszła nie była człowiekiem, tylko wampirem. Moim oczom ukazała się kobieta w czerwonej sukni o sięgających do ramion jedwabistych blond włosach i błękitnych oczach. Poruszała się płynnie i miało się wrażenie, jakby wampirzyca unosiła się w powietrzu. Wytężyłam słuch i usłyszałam szeptania gości.

- Czy to ona?
- Tak. To na pewno Martha Kayne.
- Co ona tu robi?
- Jakim prawem?
- To zniewaga… Ona jest szpiegiem.

Niby zebrani byli szanowanymi na świecie łowcami wampirów, a szeptali takie rzeczy wiedząc, że przedstawicielka jednego z najsłynniejszych wampirzych rodów z pewnością ich usłyszy. Nie mnie jednak oceniać ich zachowanie. Czystokrwista rozglądała się uważnie, jakby kogoś szukała. Spojrzała na mnie i uśmiechnęła się z wymuszoną uprzejmością. Z pośród łowców i łowczyń wyłonił się mężczyzna o długich blond włosach, białym garniturze i czarnej koszuli. Wampirzyca podeszła do niego.

- Witaj Alex.
- Martha. Co tu robisz?
- Dobrze wiesz.
- Nie ma go tutaj. Jeszcze nie dotarł.
- W takim razie zaczekam tu na niego.- Powiedziała stanowczo wampirzyca.
- Przepraszam, może pomóc?- Spytałam podchodząc do rozmawiającej dwójki.
- Nie, Rayne. Możesz odejść.- Odparł łowca.

Odeszłam nieco dalej i stanęłam pod ścianą. Popijając wino nie spuszczałam wzroku z nieproszonego gościa. Atmosfera na imprezie zaczęła być nieciekawa. Martha wiele ryzykowała przychodząc tutaj, niezależnie od tego jaki miała powód. Za chwilę miało się rozpocząć uroczyste przemówienie gościa specjalnego. Wszyscy czekali z niecierpliwością.


Kael


Byłem już spóźniony. Nie miałem tego w naturze, ale szczerze to nie chciało mi się tam iść. Najchętniej pojechałbym do Paryża razem z Ericą. Szedłem ulicami miasta, gdy nagle podjechała czarna limuzyna. Drzwi otworzyły się, a męski głos zaprosił mnie do środka. Z początku nie chciałem wsiadać, ale facet nie dawał za wygraną.

- Wsiadaj!
- Dobra, dobra.

Usiadłem obok mężczyzny, który miał na sobie czarny płaszcz i szary golf. Podał mi rękę mówiąc.

- Severin z organizacji Brimstone.
- Kael de Kvatch. VHO

Ruszyliśmy dalej. Severin milczał dłuższą chwilę. Twarz miał zamyśloną, wyglądało jakby nie wiedział od czego ma zacząć.

- Po co mnie wciągnąłeś do swojej bryki?- Spytałem.
- Nie mam dobrych wieści.
- To znaczy?
- Masz przyjaciół w Japonii prawda? Kumiko i Shina.
- Zgadza się.- Odparłem zastanawiając się do czego zmierza.- Coś się stało?
- Tak. Shin nie żyje, a Kumiko zniknęła.

Wezbrał we mnie gniew. Rzuciłem się na łowcę łowcę. Chwyciłem Severina za płaszcz i przycisnąłem go do drzwi samochodu. Kierowca zatrzymał się. Przedstawiciel Brimstone spojrzał na faceta za kółkiem i dał mu znak, aby jechał dalej.

- Gadaj co wiesz! Mów!
- Spokojnie de Kvatch. Mówi ci coś imię Xavier?

Puściłem łowcę i otworzyłem szeroko oczy ze zdumienia. Poczułem przeszywający mnie dreszcz. Zamyśliłem się, a moja ręka zaczęła drżeć. Severin dotknął mego ramienia i powiedział.

- Z tego co ustalił nasz agent w Tokio, to właśnie Xavier odpowiada za śmierć Shina. Widziano go, jak rozmawiał z Artemisem.
- To, to bydle żyje? Jakim kurwa cudem?!
- Mamy go na oku.
- Idioci! Nie wicie nawet z kim macie do czynienia. To nie jest wampir. To jeden z przedstawicieli smoczej rasy. Jest nieprzewidywalny.
- Opowiesz mi coś o nim?
- Nie!- Ryknąłem na łowcę.- Jedź do hotelu. Muszę tam znaleźć tego gościa z Ligi Światłości!

Kilka chwil później dotarłem na miejsce. Przed hotelem ktoś stał. To była kobieta z dwoma mieczami. Czarna długa suknia z rozcięciem z boku, sporym dekoltem i rude sięgające karku włosy. To na pewno była Rayne. Podszedłem powoli, w pewnej chwili zorientowałem się, że dhampirzyca zniknęła. Rozejrzałem się nerwowo, ale nikogo nie zauważyłem. Chwilę później zostałem przyciśnięty do ściany, a przy mojej szyi znajdowało się ostrze błyszczącego miecza.

- Ktoś ty?- Spytała ruda.
- Ależ powitanie… Możesz łaskawie opuścić ten scyzoryk? Jeszcze się skaleczysz.
- Nie kpij sobie ze mnie. Źle na tym wyjdziesz.
- Jesteś Rayne, prawda?
- Najpierw odpowiedz na moje pytanie wampirze.- Powiedziała Rayne.
- Nazywam się Kael de Kvatch. Jestem z VHO.

Dhampirzyca opuściła ostrze. Rozejrzała się dookoła i powiedziała do mnie szeptem.

- Posiadam coś, co może cię zainteresuje. Smocze kryształy.

Złapałem rudą za ramiona i pełen nadziei w głosie spytałem dhampirzycy.

- Masz moje klejnoty? Gdzie?
- Sądziłam, że klejnoty masz na miejscu.- Odparła Rayne uśmiechając się.
- Ładny dowcip. To gdzie masz Smocze kryształy?
- W bezpiecznym miejscu. Słuchaj na zjeździe jest jeszcze jeden wampir, a właściwie wampirzyca.

Wziąłem głębszy wdech i patrząc Rayne prosto w oczy powiedziałem z zaskoczeniem w głosie.

- Martha Kayne.
- Tak. Szuka kogoś.
- Może mnie.
- Chyba powinieneś…
- Nie, Rayne. Nie zamierzam jej nawet oglądać. Znając życie chce mnie zabić.

Z hotelu wybiegł mężczyzna, rozpoznałem go. Malcolm Jones biegł co sił, żeby tylko być jak najdalej od Red V. Kiwnąłem porozumiewawczo do Rayne i oboje ruszyliśmy na uciekającego łowcę.

- Ty! Stój!- Krzyknąłem uderzając gościa w twarz.

Malcolm przeturlał się po ulicy. Stanęliśmy nad człowiekiem i czekaliśmy na jego reakcję. Ten przyglądał się nam nieco zaskoczony.

- Kim jesteście?- Spytał.
- Twoim koszmarem.- Odparła Rayne.
- Gadaj co cię łączy z Artemisem i co do tego ma Dragonar.

Łowca otrzepał swój czarny garnitur i przyjrzał mi się przestraszony. Domyślił się kim jestem. Wstał, a nogi trzęsły mu się jak galareta.

- Mów!- Syknąłem.
- Ja… Artemis… On nas wybrał…
- Możesz jaśniej?- Spytała Rayne.
- Artemis to twój szef, ale kto stoi wyżej? Kto dowodzi Smokami?

Rayne, spojrzała na mnie zdziwiona. Widać, że miałem więcej informacji niż ona. Zaszła Malcolma od tyłu i przystawiła mu miecz do gardła.

- Nie zabijajcie mnie… Powiem… Ja miałem zlikwidować najważniejszych łowców, a naszym dowódcą jest wampir imieniem… A…- Malcolm nie skończył bo coś trafiło prosto w jego serce. Rayne zdążyła odskoczyć.
- Cholera!- Warknąłem.
- Zaraz… Co on powiedział?- Spytała Rayne.
- Że miał zlikwidować łowców?

Spojrzeliśmy po sobie, a potem w kierunku Red V. Nagle wewnątrz budynku nastąpiła eksplozja. Szyby wyleciały, wnętrze zajęło się ogniem. Stojące niedaleko samochody również uległy zniszczeniu. Postanowiliśmy ruszyć łowcom z pomocą, ale przed nami stanął blond włosy jegomość w czerwonej zbroi.

- Królu Kaelu. Pora się pożegnać.
- Paradise!- Syknąłem przez zaciśnięte zęby.



Ciąg dalszy nastąpi…
Odpowiedz
#28
Ojej. Szkoda że mnie tak dawno nie było bo ominęła mnie lektura. Cóż. Moja starta.
Teksty nabrały tempa. I szczerze mówiąc nie spodziewałem się takiego zakończenia balangi łowców.
I na koniec. Proszę, nie przestawaj pisać w pierwszej osobie.
Odpowiedz
#29
Odcinek10: Uciec od przeszłości cz. II



Kael



Zrobiło się dość gorąco. Ogień oświetlał nasze twarze i wywoływał uczucie ukłucia na skórze. Mogłem opanować pożar, ale nie miało to najmniejszego sensu, bo zadziałałoby to, tylko częściowo. Paradise uśmiechał się złowieszczo. Pewność siebie wypełniała go całego. Rayne dobyła swoich ostrzy i była gotowa do walki. Oczy Czerwonego Lewitana zabłysły w poświacie płomieni.

- Nie. Rayne, nie ryzykuj życia bez potrzeby.
- Więc co według ciebie mam zrobić?
- Wejdź do hotelu i znajdź kogoś żywego.

Dhampirzyca milczała chwilę, ale potem kiwnęła głową i pobiegła do hotelu. Paradise ruszył w jej kierunku. Powstrzymałem go zadając cios nogą z wyskoku prosto w twarz wojownika z Dragonaru. Rayne wbiegła do środka.

- No dobrze królu. Pokonałeś Gabriela i pozbyłeś się Samuela, ale mnie nie pokonasz.
- A propos twoich towarzyszy, gdzie ten czwarty?
- Poleciał po najlepszego z nas.
- Xavier.- Wyszeptałem.
- Właśnie.

Zdjąłem marynarkę i podwinąłem rękawy białej koszuli. Brak miecza był całkowicie nie na miejscu, ale i bez niego trzeba sobie radzić. Smok ruszył na mnie. Zablokowałem jego cios , zasłaniając twarz ręką. Szybkim ruchem skontrowałem i trafiłem smoka w podbródek. Nasze ruchy zaczęły nabierać tępa. Paradaise wycelował i trafił mnie w brzuch z taką siłą, że zgiąłem się wpół i plunąłem krwią. Powoli wracałem do siebie, ale otrzymałem jeszcze silnego kopniaka w twarz, co wyrzuciło mnie prosto na stojący niedaleko samochód. W ostatniej chwili zsunąłem się z auta, dzięki czemu uniknąłem kolejnego ataku. Lewitan wbił się kolanami w maskę srebrnego mercedesa. Szybko odskoczyłem i splunąłem na jezdnię.
- Potrafisz tylko uciekać?- Spytał smok.
- Nie, ale nie ukrywam, że ta umiejętność bardzo się przydaje.
- Ha! Też mi coś.

Smok ruszył do ataku, ja zniknąłem z jego pola widzenia. Wojownik zatoczył się po wykonaniu zamachu i okręcił się kilkakrotnie uważnie się rozglądając. Zmieniłem się w mgłę, więc mnie nie widział. Zakradłem się i zadałem silny cios nogą w kark przeciwnika. Mój rywal wrzasnął i padł na kolana. Wyskoczyłem, chcąc go przygwoździć nogami do ziemi. Lewitan jednak wykonał szybki obrót i odepchnął mnie na znaczną odległość. Zdołałem jednak wykonać salto i zgrabnie wylądowałem na ziemi. Po ruchach wiatru zorientowałem się, że smok jest blisko. Uniosłem rękę w górę zasłaniając prawą stronę twarzy i tym samym zablokowałem kolejny cios zadany nogą rywala. Dragonarski wojownik zniknął i wykonał szybkie uderzenie w podbródek. Padłem na ziemię, ale szybko wstałem. Zablokowałem kolejny cios łapiąc w dłoń pięść smoka.
Lewitan warknął rozwścieczony. Potraktowałem rozwścieczonego smoka porcją kopniaków. Zamroczony, zatoczył się do tyłu. Smok z trudem wracał do normalności, więc postanowiłem kuć żelazo póki gorące. Wyskoczyłem i w locie zadałem kilka ciosów w twarz. Chwyciłem głowę przeciwnika i skierowałem ją na swoje kolano. Paradaise odzyskał sprawność i zemścił się szybkim i prostym ciosem głową uderzając w mój nos.
Stróżka krwi pociekła i wpadła mi do ust. Splunąłem na ziemię i zakląłem pod nosem. Sądziłem, że taki cios bardziej mi zaszkodzi. Wniosek, że smok nie jest jeszcze w pełni sił. Zaczęliśmy chodzić w kółko nie spuszczając z siebie wzroku. Analizowałem każdy ruch ciała przeciwnika starając się wyczuć odpowiedni moment do ataku.

- To, może powiesz mi kto wami dowodzi.
- Chciałbyś wiedzieć co?- Paradaise najwyraźniej był tym typem, który lubi droczyć się z innymi.
- Nie wkurzaj mnie smoczku.
- Nie nazywaj mnie smoczkiem! Nienawidzę tego!
- Oj biedny… Czyżbym wjechał smoczkowi na psychę? Oj biedulka.
- Nie drwi… Pożałujesz.

Paradaise był mocno podburzony, więc postanowiłem wykorzystać tą sytuację. Gdybym go teraz zaatakował, to na pewno popełniłby, jakiś błąd. Tak… To jest bardzo dobry pomysł.- Pomyślałem.

- Mroku co miażdżysz świat ten przepiękny. Zgiń i przepadnij w blasku mej chwały. Siły Światłości niech cię pochłoną. Rozgonią chmury, przesłonią gwiazdy. Potęgo Światła. Najświętsza mocy, przybądź z nicości dla mej pomocy. Oślep tych ślepców siłą swej prawdy. Rozgoń mrok serca wszystkich mych wrogów! Light Lord!
- Jasna cholera!!!- Wrzasnął smok.

Jasne światło uderzyło w mojego przeciwnika. Potężna dawka migoczącej bieli gwarantowała mi perfekcyjny atak z zaskoczenia. Ślepy smok, nie był wstanie zablokować mych ruchów. Uderzyłem go najpierw z pieści w twarz, ten wykonał pełny obrót i zatoczył się do tyłu. Kiedy miał się przewrócić znalazłem się tuż za nim i kopnąłem smoka w plecy. Wojownik wzbił się w powietrze. Zebrałem wszystkie siły i wyskoczyłem w górę. Splatając dłonie, uderzyłem przeciwnika w głowę, a ten wbił się w ziemię. Smok zrobił spore wgniecenie w jezdni. Z daleka dobiegło mnie wycie syren.

- Dość długo jechali. Muszę się spieszyć i wykończyć go nim tu dotrą.

Nagle usłyszałem krzyk Rayne i zobaczyłem ją wyskakującą z okna. Dziewczyna wpadła wprost na mnie. Dhampirzyca była w niemałym szoku.


Rayne



Kael na pewno świetnie się bawił tocząc walkę z tym blondwłosym kolesiem. Po wejściu do płonącego budynku starałam się odnaleźć jakieś tlące się tu jeszcze życie. Widziałam tylko po przygniatane i rozerwane ciała. Wokoło było pełno płomieni, na które musiałam uważać. Usłyszałam jakiś hałas na górze. Spostrzegłam odstający drąg od naderwanej balustrady. Był to ryzykowny zabieg, ale jednocześnie jedyny sposób, na dotarcie na górę. Po wykonaniu perfekcyjnego skoku znalazłam się tam, gdzie chciałam się znaleźć.
Moich uszu dobiegł dźwięk kroków. Spojrzałam za siebie i zobaczyłam zamaskowanego faceta z jakimś urządzeniem w ręku.

- Ty! Coś za jeden?- Spytałam.
- Ja? Nikt ważny. Miałem tylko sprawdzić podziemia budynku, które są nienaruszone. Jeszcze.
- No tak specjalny schron, ale jak to jeszcze nie naruszony?
- Sądziłem, że będzie tam to, czego szukam, ale niestety niebyło.
- Jesteś człowiekiem.- Powiedziałam.
- Istotnie.

Przyjrzałam się urządzeniu, które facet trzymał w ręku. To był detonator. Cofnęłam kroku. Każdy ruch przeciwko niemu, mógł go sprowokować. Gdyby, nie fakt, że otaczały mnie języki ognia zaryzykowałabym taki ruch. Rozejrzałam się i spostrzegłam okno. Kto wie, może ten maniak ma na sobie też jakieś fajerwerki. Oprócz nas w hotelu nie było nikogo żywego.

- Szykuj się na mocne buuuuum!
- Po moim trupie złamasie. Zarzuciłam łańcuch w kierunku okna i zaczepiłam i drąg nad nim. Odepchnęłam się i wyskoczyłam przez okno.

Lot był bardzo przyjemny. W ostatniej jego fazie dostrzegłam zaskoczoną twarz Kaela i wpadłam na niego. Wstałam i patrzyłam przerażona.

- Co się stało?- Spytał.
- Zabierajmy się stąd! Zaraz nastąpi kolejny wybuch.


Kael



Nie zdążyłem nawet zareagować po słowach dhampirzycy. Wiedziałem jednak jedno. Musiałem przesłuchać Czerwonego Smoka. Pierwszą myślą, było zabranie go. Wszystko trwało dosłownie ułamek sekundy, a nie zdążyłem zrobić nic, bo nastąpiła kolejna eksplozja, która odrzuciła nas na sporą odległość. Wciąż słyszałem syreny, które zbliżały się. Wstrząsy, które nastąpiły po eksplozjach z pewnością przeszkadzały w dotarciu na miejsce. Rozejrzałem się. Rayne była obok mnie. Przyglądała się wielkim płomieniom przed nami. Nigdzie jednak nie było Paradise’a. Zaniepokoiło mnie to.
Chwilę później usłyszałem jak Rayne krzyczy.

- Uważaj!

Dhampirzyca odepchnęła mnie na bok, a sama została porażona magicznym promieniem Czerwonego Smoka. Moja towarzyszka padła w konwulsjach na ziemię. Nie znałem tej techniki. Nie miałem pojęcia co zrobić, ale chwilę potem wszystko się uspokoiło. Rudowłosa pół wampirzyca straciła przytomność.

- Rayne! Rayne!- Krzyczałem.- Słyszysz mnie! Rayne!
- Powodzenia królu Kaelu. Niebawem znowu się zobaczymy.

Paradise odleciał gdzieś. Nie obchodziło mnie to. Wziąłem Rayne na swoje barki i poczułem jak uginają mi się kolana. Jednak ustałem na nich. Spojrzałem na płomienie rozświetlające mrok jednej z najczarniejszych nocy w moim życiu.

- Nie martw się Rayne. Przeżyjesz. Obiecuje ci.



Ciąg dalszy nastąpi…




Odpowiedz
#30
Jej, widać że masz wenę. Ale to nie zawsze dobrze. W walce zrobiłeś masę powtórzeń, przez co nie czyta się jej wygodnie. Lepiej zostawić tekst na jakiś czas, przeczytać i poprawić to, co się nie podoba. No i w akapicie Rayne zjadłeś raz myślnik w środku wypowiedzi. No i nie wiem po co ten drugi zamachowiec, ale ok. To twój tekst.
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości