Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Łowca: Ultraviolet (tytuł roboczy)
#1
Witam. Z powodu wielu pomniejszych składowych, nie udzielałem się na forum od czasów napisania pierwszego posta w dziale "Przedstaw się". Teraz jednak powracam i zamierzam zarówno zamieszczać swoje wypociny, jak i komentować prace innych (głównie od strony fabularnej, ponieważ za wielkiego znawce polszczyzny się,niestety, nie uważam). Na pierwszy ogień pragnę wysłać moje najnowsze dzieło, które dopiero rozpoczynam. Zdaję sobie sprawę, że pierwsza część jest dość krótka i próżno w niej szukać akcji, ale obiecuję, że w miarę pisania będę nad tym pracował Wink.
Tak więc zapraszam do lektury i ostrego oceniania.

***

1

- Ultraviolet – rozległ się po pomieszczeniu subtelny, kobiecy głos.
Średniego wzrostu blondynka, z włosami spiętymi w kok, siedziała za niewielkim biurkiem. Hebanowy blat był zawalony stertą papierów, podpisanych imionami i nazwiskami uczniów szkoły. Pośród nich wyłaniała się niewielka plakietka; Marlena Szczygiel, Psycholog szkolny.
- Z tego co udało mi się usłyszeć, jest to nazwa promieniowania przechodzącego do naszej atmosfery wraz z promieniami słonecznymi, czy jakoś tak. Nie rozumiem jednak dlaczego rzucasz tym wyrazem na przywitanie.
Piętnastoletni Eryk drapał krótkie lecz gęste włosy, jednocześnie krążąc turkusowymi oczami po gabinecie psychologa. Od jego ostatniej wizyty nic się tu nie zmieniło; ściany tak samo blade, masy papierów stały na swoim miejscu nienaruszone, a kubki po kawie walały się po kątach. Przyzwyczaił się już zarówno do tego pomieszczenia, jak i przeciągających się rozmów z Marleną, lubiącą informować go stopniowo, bez jakiegokolwiek pośpiechu, ciągle zważając na szczegóły. Nie lubił tego. Był typem osobowości, którego ogarniało znudzenie, podczas konieczności spędzania czasu na długich konwersacjach. Czuł się lepiej, gdy jasno wyłożone informacje, zwane przez niego, roboczo, kartami, otwierały mu umysł do działania.
- Jak zwykle przechodzisz do tematów powszechnych, które każdy słyszał w telewizji. Nigdy głębiej nie patrzysz na to, co mam ci do przekazania – zareagowała z udawanym wyrzutem, na beznamiętną odpowiedź Eryka.
Zawód psychologa pełniła dopiero od trzech lat, a Hoefkens nie należał do ludzi, których łatwo rozgryźć. Pomimo młodego wieku, myślał inaczej niż jego rówieśnicy, czy nawet starsi od niego ludzie. Wyzbycie się emocji, zimna aura i wypowiedzi często balansujące na granicy ironii, a zamierzonej odpowiedzi, z jednej strony ją przerażały. Z drugiej jednak niesamowicie intrygowały. Dzięki temu, czuła radość z tego, że los złączył ze sobą ich ścieżki. Lepszego ucznia nie mogła sobie wymarzyć.
- No tak. Zapomniałbym, że rozmawiam z tobą. Jeżeli rozmawiam z moją panią psycholog, to przecież oczywistością jest to, że nie chodzi o badanie szkodliwego wpływu promieni ultrafioletowych na rozmnażanie słoni indyjskich. O nie! Zapewne ci, ultrafioletowi, to kolejny miejski gang, u którego zasilę czarną listę.
Kolejną zaskakującą rzeczą dla Marleny było to, że taki odludek, który w trakcie przerw między lekcjami siada gdzieś w kącie, skrupulatnie coś notując, lub od biedy słuchając muzyki, jest wstanie się nakręcić. Plucie jadem i składanie zdań złożonych, których rzekomo nienawidzi, były dla niej codziennym doznaniem w rozmowach z Erykiem.
- Ultraviolet, mój drogi – zaczęła miłym głosem – to nie żaden gang, a zwyczajna organizacja naukowców-skurwysynów – z jej ust przekleństwa zawsze brzmiały dziwnie przyjemnie; w takim stopniu, że człowiek nazwany skurwysynem, mógł się lepiej poczuć na duchu. – Nie zdajesz sobie nawet sprawy, jak namnożyli się w ostatnich latach na terenach Krakowa. Badania jakie zazwyczaj przeprowadzają, dotyczą ewolucji ludzkiej - wliczając w to zdolności psychokinetyczne. Oczywiście wszystko za pośrednictwem mutagenów i narkotyków. Rolę królików doświadczalnych najczęściej pełnią naukowcy dobrej woli oraz dzieci i młodzież, ze względu na zwiększone w okresie dojrzewania, możliwości rozwoju…
- Pewnie mam im współczuć? – chłodno zareagował na rewelacje Marleny.
- Byłoby miło z twojej strony. Eksperymenty na dzieciach uchodzą w końcu za, niehumanitarne…
- … powiedziała osoba, która wręczyła mi „Księgę Iluzji”. Dziwnym trafem należącą do zbioru ksiąg zakazanych jednej z lepiej strzeżonych krakowskich bibliotek. Zapewne również z powodów, niehumanitarnych, jak to ujęłaś – kolejna szybka pyskówka. Standard rozmów z Hoefkensem.; złapie za każde wypowiedziane przez ciebie słowo i skonfrontuje z czynami, wykorzystując ten niezdrowy związek przeciwko tobie.
- Na twoim poziomie powinieneś już rozróżniać psychokinetykę ze zdolnościami zmysłowymi, do jakich należy iluzja. Dzięki której do tej pory żyjesz, warto dodać.
Składna wypowiedź ma to do siebie, że potrafi Eryka na chwilę zająć. Jego wysokie ambicje i nadzwyczajne zdolności szybkiej analizy, to bez wątpienia atuty, ale również dwie najlepsze drogi do zamknięcia jadaczki, z których Marlena zdawała sobie sprawę i korzystała przy każdej dobrej okazji.
- Poza tym, po twojej ostatnie „brawurowej” akcji ze Scizorem, powinieneś raczej szczególniej słuchać tego, co mam ci do przekazania. Chyba że znowu wolisz improwizować i otrzeć się o śmierć – zgasiła go kompletnie, przesyłając iluzyjny uśmieszek, przesuwając jednocześnie wzrok na czoło i prawą pierś.
Chłopak tylko syknął pod nosem, obracając się nieznacznie od stołu. Próbował, dość nieudolnie, zakryć dłonią niewielkiego guza na czole. Cały czas miał w pamięci wyprawę do bazy modliszek, gdzie szef gangu, nijaki John Scizor, przywalił mu łokciem w głowę, po czym ciął go ostrzem po prawej stronie klatki piersiowej. Gdyby nie zdolności witakinetyczne Marleny, zapewne skończyłby jako trup.
- Dobra, przejdź już do rzeczy, bo znowu opuszczę całą lekcję – kolejna lekceważąca odpowiedź, którą w tym przypadku, należy jednak traktować jako małe zwycięstwo nauczyciela nad uczniem.
- A więc chcesz konkretów – zareagowała rozpromieniona pani psycholog, opierając podbródek na złączonych dłoniach. – Prześlizgniesz do jedynego znanego mi laboratorium UV, skrót od ultraviolet, gdybyś przypadkiem tego nie wywnioskował, gdzie wykradniesz kilka informacji. To będzie również dla ciebie dobry sprawdzian. Ocenisz jaki postęp uczyniłeś, przy opanowywaniu iluzji – uśmiechnęła się znacząco w kierunku ucznia, czekając na odpowiedź.
- Tylko kradzież informacji – zaczął lekceważąco, starając się jednocześnie by głos był spokojny. – Wolałbym żebyś bardziej sprecyzowała to, co mam ci przynieść. Nie chciałbym ponownie kończyć zadania, mając świadomość, że gna za mną cała banda uzbrojonych po uszy mafiosów.
- No już tak nie przesadzaj – zaśmiała się pod nosem. – Modliszki to tylko zbiór pionków. Ultrafioletowi mają nieporównywalne lepsze systemy obronne, niż zielone insekty. A pragnę dodać, że ostatnim razem skończyłeś z ręką w nocniku tylko dlatego, że lekceważąco potraktowałeś odprawę i moje wskazówki. Dotyczącą w sporej części sposobów na niepostrzeżone wtargnięcie do bazy wroga.
- Konkrety – zdawał się ignorować to co mówiła Marlena, spoglądając nieznacznie na zegarek naścienny, który jakimś cudem umknął mu przy wstępnej analizie pomieszczenia. - Cholerstwo jak zwykle spóźnione – pomyślał, przypominając sobie, że za dwadzieścia pięć jedenasta była wtedy, gdy otwierał drzwi do gabinetu.
- Wszystko masz na tej kartce – oznajmiła psycholog, chwytając za jeden z setek walających się po biurku papierów.
- Że też jeszcze się w tych papierach nie pogubiłaś. Naprawdę podziwiam – uśmiechnął się od ucha do ucha, odbierając informacje. Marlena spojrzała tylko w stylu „przymknij się”, jednak nie zdecydowała się na odpowiedź. Eryk wiedział, że zwrócenie uwagi na bałagan, zaboli ją najbardziej. – Tak więc, mogę już iść?
- Weź zejdź mi z oczu. Zwolnienie z lekcji masz w środku – rzuciła obojętnie, przyglądając się papierom na biurku. Mogła je pochować w jednej z pustych szafek, jednak dochodząc do wniosku ile zajęłoby jej roboty chodzenie w te i z powrotem, odrzuciła tę myśl jak najszybciej. W końcu, co jej gówniarz będzie dyktował, jak ma układać notatki?
Hoefkens wstał z krzesła, jednocześnie składając papier w niewielki kwadrat, który umieścił w jednej z kieszeni czarnej bluzy. Błyskawicznie przemieścił się w kierunku drzwi, które bez najmniejszych trudności otworzył.
- No to do jutra – pożegnał się, przechodząc za próg.
- Jeszcze jedno – zatrzymała go przed zamknięciem drzwi. – Tym razem postaraj się nikogo nie zabić.
- Jasne – odpowiedział poważnym tonem, co dodało komizmu jego wypowiedzi. – Postaram się – zakończył z uśmiechem, zamykając drzwi do gabinetu.
Odpowiedz
#2
Cytat:- Z tego co udało mi się usłyszeć, jest to nazwa promieniowania przechodzącego do naszej atmosfery wraz z promieniami słonecznymi, czy jakoś tak. Nie rozumiem jednak dlaczego rzucasz tym wyrazem na przywitanie.
Okropnie sztywna i niewiarygodna wypowiedź. Skoro już musisz umieścić informację o tym, czym jest ultraviolet (dlaczego taka pisownia?) to zrób to w jakiś inny sposób. Ewentualnie po prostu przez tekstem opowiadania zamieść definicję.

Cytat:- Poza tym, po twojej ostatnie „brawurowej” akcji ze Scizorem, powinieneś raczej szczególniej słuchać tego, co mam ci do przekazania.
Raczej szczególniej? Nie rozumiem. Dziwnie to brzmi.

Cytat:Cały czas miał w pamięci wyprawę do bazy modliszek, gdzie szef gangu, nijaki John Scizor, przywalił mu łokciem w głowę, po czym ciął go ostrzem po prawej stronie klatki piersiowej.
W tym przypadku odpowiednie słowo to: niejaki Big Grin Śmieszna pomyłka xD

Cytat:- Weź zejdź mi z oczu.
Zbyt potoczne dla prozy IMHO.

Przeraziła mnie sztywność wypowiedzi bohaterów. Musisz popracować nad dialogami, bo brzmią bardzo oficjalnie i nienaturalnie.
Druga sprawa to interpunkcja. Sądzę, że nie rozróżniasz dwukropka i średnika Tongue Poza tym radzę zaczerpnąć nieco informacji na temat stawiania przecinków. Pojawiają się u Ciebie tam, gdzie być nie powinny, a gdzie powinny – nie ma ich.
O fabule się nie wypowiem, bo tak, jak mówiłeś – za mało tekstu, by mieć jakiekolwiek zdanie. Aczkolwiek mnie ten tekst raczej średnio porwał, szalał nie będę Tongue
Odpowiedz
#3
Cytat: Był typem osobowości,
- Był typem osobowości? Moim zdaniem dość słabe określenie...

Dialog sztywnawy. Fragment imho słabo sprawdzi się jako rozpoczęcie opowieści. Początek jest bardzo ważny i powinien w pewnym sensie definiować całość. Lubię gdy autorzy zaczynają opowiadania (akcja, fantastyka) od fragmentów bardziej dynamicznych. "Film powinien zaczynać się od trzęsienia ziemi, potem zaś napięcie ma nieprzerwanie rosnąć." - Hitchcock miał tu wiele racji, a tyczyć się to może nie tylko filmów. Tutaj napięcia nie ma niestety. Na pewno nie każdy podziela moje zdanie, ale mam nadzieję, że ta uwaga ci się przyda. Zarys historii mało mnie zaciekawił, postacie są dość typowe. Zastanów się nad tym, jakim językiem będziesz pisał (narracja). Proponuję jednolitość w tej kwestii. Czasami dziwne wydaje się być to, że zdania typu: "umknął mu przy wstępnej analizie pomieszczenia" stoją obok "zgasiła go kompletnie". Zobaczymy co będzie dalej.
I don't mean to sound bitter, cold, or cruel, but I am, so that's how it comes out.
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości