Ocena wątku:
  • 1 głosów - średnia: 4
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Ahoj, Milton!
#1
Milton był naprawdę zdolnym dzieckiem. Posiadał wszystkie cechy, które sprawiają, że duma rodziców pęcznieje jak balon. Albo purchawka tuż przed rozsianiem zarodników. Albo coś jeszcze bardziej okrągłego i grubego. Jak na przykład… Milton.
Tak, pomimo niewątpliwych zdolności humanistycznych, matematycznych, pianistycznych, recytatorskich, informatycznych i technicznych – naprawdę niebywałych jak na jedenastoletniego chłopca – Milton, rozpieszczony przez obrzydliwie bogatych rodziców jedynak, nie ustrzegł się jednej wady.
Był gruby.
Mimo niewątpliwych sukcesów i systematycznych zwycięstw w niezliczonych konkursach (od recytatorstwa, poprzez szachy aż do konstrukcji samolotu-zabawki), jego waga kładła się cieniem na ścianę obwieszoną dyplomami i półkami uginającymi się od pucharów. Zwłaszcza jak stanął pod światło.
Przewidywali mu karierę lekarza, prawnika i nawet pilota, ale przestali spekulować zaraz po tym, gdy jeden z ich znajomych, w stanie nietrzeźwym, zaczął sugerować, że Milton to do samolotu może i owszem, ale raczej w formie bagażu. Bynajmniej nie podręcznego.
Od tamtej pory nadgorliwi rodzice próbowali wiele terapii odchudzających, odwiedzili tuzin lekarzy i dietetyków, ale jedynym sukcesem było chwilowe zaprzestanie tycia. Mniej więcej przez tydzień. Natknęli się też na kilku naciągaczy, którzy zwietrzyli u rodziców chłopca pokaźną gotówkę i nie omieszkali uszczknąć dla siebie jej cząstki.
- Próbowaliśmy już wszystkiego – żaliła się jego matka na rodzinnej kolacji, która raz w miesiącu odbywała się u teścia, który pół życia spędził na morzu. Powszechne są stereotypy, że stary marynarz ma siwą brodę, pali fajkę i mówi głosem Louisa Armstronga przy tym mając zęby przetrzebione szkorbutem. Takie jest wyobrażenie marynarza. I niech mnie kule biją, ale dziadek Miltona wyglądał identycznie.
Hej, beczkę rumu!
Milton siedział grzecznie między rodzicami, przystrojony w skrojony na miarę garnitur („To już trzeci w tym roku, a mamy dopiero czerwiec” – powiadał jego ojciec. Zwłaszcza w czerwcu…).
Stukot sztućców roznosił się echem po pokoju upstrzonym licznymi pamiątkami z morskich wypraw dziadka. Nie mogło zabraknąć statku umieszczonego w butelce. Mama Miltona zawsze zastanawiała się jak oni go tam wkładają, ale nie mają śmiałości spytać. W tym domu zawsze czuła się nieswojo. Wydawał jej się niehigieniczny, a o szczególny wstręt przyprawiała ją nieodłączna fajka dziadka, którą zawsze trzymał w ustach. A palił ją bardzo rzadko. Mama Miltona zastanawiała się czy też się z nią kąpie. O ile się w ogóle kąpie.
- Dieta śródziemnomorska, dieta Atkinsa, dieta niskotłuszczowa, bezwęglowodanowa, białkowa, proteinowa, wegańska… - kontynuowała matka.
- A czy dzieciak po prostu próbował nie żreć? – spytał dziadek.
Sztućce zamilkły, rodzice też. Miltonowi z wrażenia udko kurczaka upadło z łoskotem na talerz rozbryzgując dookoła kropelki tłuszczu, w tym na swój nowy garnitur. Ojciec zgrzytnął zębami.
A to dopiero czerwiec.
- Mówię poważnie – upierał się dziadek. – Dzieciak jest gruby jak kuter pełen śledzi!
- Ależ tato… - zaprotestował ojciec Miltona.
- Przynajmniej nie śmierdzi jak kuter pełen śledzi… - Żachnęła się matka.
- Ależ kochanie… - uspokajał ojciec Miltona, którego doświadczenie w łagodzeniu napięcia między żoną i własnym ojcem, uprawniało go do wystartowania w konkursie na dyplomatę.
Dziadek-marynarz zupełnie nie przejął się aluzją szytą grubymi nićmi i spojrzał najpierw na małego Miltona, a później na rodziców.
- Zostawcie go u mnie na tydzień, a zobaczycie błyskawiczne efekty – złożył propozycję i w napięciu wyczekiwał na jakąkolwiek reakcję.
Rodzice podniesionym szeptem zaczęli omawiać tę kwestię, a w tym czasie dziadek podszedł do Miltona i zanurzył dłoń w jego czarnych włosach.
- He he – zaśmiał się tak, jak tylko marynarz potrafi – ilekroć na ciebie patrzę, łezka mi się w oku kręci. Odżywają wspomnienia…
- Widzisz, oni się lubią – zaargumentował ojciec swojej żonie, która najwyraźniej zaczęła się przekonywać do zostawienia chłopca pod opieką dziadka. – To tylko tydzień. Minie jak z bicza strzelił.
- Tak, chłopcze – kontynuował dziadek, kierując swój wzrok na ścianę pełną starych fotografii. – Gdy na ciebie patrzę, to przypominam sobie jak dwadzieścia trzy lata temu… Ha! Pamiętam to jak dziś… Dwadzieścia trzy lata temu polowaliśmy na wieloryba w Zatoce Perskiej…
- O nie! – pisnęła matka.
- Ależ kochanie…

** ** **

Po wielu godzinach rozmów, które były trudniejsze niż relacje na linii USA-ZSRR w latach sześćdziesiątych, w końcu mama Miltona dała się przekonać, ale postawiła kilka warunków. Po pierwsze Milton miał się codziennie kąpać. Dziadek też. Ponadto dziadek miał się pozbyć fajki. I nie mógł przeklinać.
Jednak po kolejnych twardych negocjacjach, które skończyły się na tym, że dziadek przysłał pocztówkę ze zdjęciem pieczonego prosiak z jabłkiem w ryjku, a z tyłu było napisane: „Chromolę wasze warunki”, matka postanowiła skapitulować.
- Twój ojciec jest niemożliwy! – syknęła.
- Ależ kochanie…

** ** **

Tydzień bez Miltona był dla rodziców wyjątkowo trudny. Ojciec zachowywał zewnętrzny spokój, ale w środku czuł niewymowny strach. Wiedział, że jeśli chłopcu coś się stanie, to odpowiedzialność spadnie na niego.
Mamę Miltona dręczyły noc po nocy niespokojne i szalone sny, których bohaterem był jej jedyny syn. W jednym z nich pływał w morzu, gdzie zauważył go kuter rybacki, po czym zaatakowano go harpunami, a gdy już się nie ruszał, to jedna osoba z załogi zeszła ze statku, żeby zamocować liny, a gdy zaczęli wciąganie go na pokład, to Milton przeważył i zatopił okręt. Podczas gdy statek tonął, Milton zawinięty linami odwrócił się brzuchem do góry i okazało się, że w buzi trzymał jabłko. Po chwili z jabłka wyszedł strasznie spasiony robak, który miał twarz Miltona, a w buzi trzymał fajkę i krzyczał: „Hej, beczkę rumu!”. Zaraz potem nad jabłkiem pojawił się samolot, który zabrał Miltona-robaka na pokład, ale nie minęła chwila i pojawił się przy nim pilot z wagą, zważył pół-dziecko, pół-stawonoga, a gdy zobaczył ile pokazuje wskazówka, nakazał przenieść go do luku bagażowego, bo był grubszy niż przepisy przewidują. Kiedy już znalazł się wśród bagaży, drugi pilot nadał przez głośniki komunikat, że samolot jest przeciążony i zaczyna spadać, więc trzeba wyrzucić wszystkie bagaże. Tak oto Milton-spasiony-robal wylądował na bezludnej wyspie razem z porozrzucanymi tu i ówdzie walizkami i torbami. Niektóre z nich się otworzyły i dookoła walały się sterty ubrań. Po chwili na wyspie pojawił się elegancko ubrany mężczyzna i zapytał Miltona-spasionego-robala którędy do Opery w Sydney, a wtedy Milton ogłuszył go kawałkiem połamanego drzewa, starannie rozebrał z garnituru, po czym faceta zjadł. Mlaskał w obrzydliwy sposób i oblizywał łapy, mówiąc przy tym, że to już czwarty w tym roku, a przecież dopiero czerwiec.

** ** **

Mama Miltona obudziła się w swoim łóżku zlana zimnym potem. Dyszała ciężko i rozglądała się panicznie po ciemnej sypialni. Spojrzała na zegarek. Była trzecia w nocy. Odwróciła się w kierunku swojego męża, który leżał do niej plecami przykryty satynową pościelą. Szturchnęła go kilka razy, aż w końcu się obudził.
- O co chodzi? – zapytał lekko się podnosząc, ale nie otworzył oczu.
- Nienawidzę cię – syknęła.
- Ależ kochanie…

** ** **

Po długich siedmiu dniach wreszcie minął tydzień. Niektórym te siedem dni upływa stosunkowo szybko, ale dla rodziców Miltona każdy dzień składał się z dwudziestu czterech morderczych godzin, a tydzień mnożył te godziny przez siedem.
Wniosek: czas jest względny.
Tym bardziej, że w ciągu tego długiego tygodnia nie mieli żadnych informacji o Miltonie. Owszem, dzwonili. I owszem, dziadek odbierał. Ale jedyne co mówił to: „wszystko w porządku” i odkładał słuchawkę. Nie pozwalał też odwiedzać chłopca, więc czekanie było jedyną czynnością jaka im pozostała.
- On go na pewno głodzi – mówiła mama Miltona z pełnym przekonaniem.
- Trzyma go w piwnicy o chlebie i wodzie – twierdziła innym razem.
- Czerstwym, oczywiście – dodawała.
- Upija go rumem, żeby nic nie pamiętał – snuła przypuszczenia.
- Ależ kochanie… - uspokajał ją mąż, ale nie przynosiło to żadnych rezultatów oprócz docinek na temat ojca-marynarza i zgubnych efektów obcowania z takim człowiekiem.
Rwała sobie włosy z głowy i biadoliła. Dla niej ten tydzień był czasem oczekiwania na syna. Dla ojca Miltona był to czas oczekiwania aż jego żona przymknie jadaczkę.

- Możecie przyjechać – odezwał się w końcu dziadek. Oczywiście drogą telefoniczną. Nie czekając ani chwili rodzice Miltona wsiedli do samochodu i ruszyli „ratować syna” (jak to określiła matka) lub też po „odzyskanie dawno utraconego spokoju” (wersja ojca, rzecz jasna). Kiedy dotarli pod dom, oboje wysiedli z auta i matka Miltona rozpoczęła szaleńczy bieg do drzwi. Gdy się otworzyły, jej oczom ukazał się niezwykły widok. Milton był grubszy o co najmniej dziesięć kilo, w ustach trzymał fajkę i zaraz po ujrzeniu matki rzekł:
- Mamo! Chcę być marynarzem! Do stu piorunów!
Gdy w drzwiach pojawił się również tata Miltona, zobaczył jak jego żona bezwładnie osuwa się na podłogę.

** ** **

- Omamy wzrokowe, paranoja i ataki histerii – podsumował lekarz w miejscowym szpitalu psychiatrycznym. Mama Miltona siedziała na krześle i otępiałym wzrokiem gapiła się w ścianę naprzeciwko.
- Wyjdzie z tego? – zapytał ojciec, spoglądając na nią z lekkim niesmakiem.
- Musimy ją zatrzymać jakiś czas na obserwację…
- Oczywiście – przytaknął tata Miltona – gdyby trzeba było przyjrzeć się jej nieco dłużej, rzecz jasna pokryję wszelkie koszty. – Dokończył z delikatnym uśmiechem na ustach i spojrzał na swojego syna. Milton po tygodniu u dziadka schudł prawie trzy kilogramy i wyglądał dużo lepiej. Marzenia o karierze pilota znów nabierały realnych kształtów.
- No, synku, pożegnaj się z mamą i idziemy – powiedział tata Miltona, po czym spojrzał na swojego ojca marynarza – dobra robota, tato.
- Mówisz o Miltonie czy o jego mamie? He, he – zaśmiał się, jak to tylko marynarze potrafią i skierował się do wyjścia.
- Ahoj, mamo – pożegnał się Milton.
- Ahoj, Milton – powiedziała mama.
Hej, beczkę rumu!
Life is what happens to you when you're busy making other plans ~ J. Lennon
[Obrazek: Piecz1.jpg]
Odpowiedz
#2
Doooobre Big Grin Podobały mi się pociski na mamę Miltona i w ogóle jest postać była zabawna, dziadek też niezły. No i oczywiście biedny ojciec - głos rozsądku, ten który chciał mieć święty spokój.

Jedyne co mi zgrzyta to końcówka. Mogłeś uciąć w momencie, gdy mama trafiła do szpitala po tym, jak zobaczyła Miltona z fajką Big Grin takie niedopowiedzenie byłoby fajne.
Odpowiedz
#3
(20-10-2012, 12:09)Laj napisał(a): jego waga kładła się cieniem na ścianę obwieszoną dyplomami i półkami uginającymi się od pucharów. Zwłaszcza jak
półki uginające się

(20-10-2012, 12:09)Laj napisał(a): żaliła się jego matka na rodzinnej kolacji, która raz w miesiącu odbywała się u teścia, który pół życia spędził na morzu.
nie podoba mi się podwójne 'który' - mogłeś napisać np. tak:
żaliła się jego matka na rodzinnej kolacji odbywającej się co miesiąc u teścia, który pół życia spędził na morzu.

(20-10-2012, 12:09)Laj napisał(a): mówi głosem Louisa Armstronga przy tym mając zęby przetrzebione szkorbutem
zamieniłbym tu szyk:
mówi głosem Louisa Armstronga, mając przy tym zęby przetrzebione szkorbutem

(20-10-2012, 12:09)Laj napisał(a): Mama Miltona zastanawiała się czy też się z nią kąpie. O ile się w ogóle kąpie.
się, czy
Poza tym, trochę dużo 'się' - nie wiem, czy to błąd, niemniej mogło być tak:
mamę Miltona zastanawiało, czy też kąpie się z nią

(20-10-2012, 12:09)Laj napisał(a): Miltonowi z wrażenia udko kurczaka upadło z łoskotem na talerz rozbryzgując dookoła kropelki tłuszczu, w tym na swój nowy garnitur.
Udko chyba było w negliżu, nie w garniturze Wink Podmiotem nie jest Milton, więc końcówka zdania nie odnosi się do niego. Poza tym znów konstrukcja zdania jest nieco koślawa. Ja bym napisał:
Milton z wrażenia upuścił udko kurczaka na talerz, obryzgując swój nowy garnitur kropelkami tłuszczu.

(20-10-2012, 12:09)Laj napisał(a): spojrzał najpierw na małego Miltona, a później na rodziców.
Z tego co zauważyłem, to sedno opowieści kręci się wokół grubego Miltona. Pozostaw go zatem grubym, a nie małym.

(20-10-2012, 12:09)Laj napisał(a): Mamę Miltona dręczyły noc po nocy niespokojne i szalone sny, których bohaterem był jej jedyny syn. [...] Mlaskał w obrzydliwy sposób i oblizywał łapy, mówiąc przy tym, że to już czwarty w tym roku, a przecież dopiero czerwiec.
Pozwoliłem sobie zaznaczyć cały sen matki - mam wrażenie, że pisała go inna osoba. Zdania zdecydowanie za długie, przynajmniej jeden przypadek jak z udkiem (chodzi o podmiot), ogólnie fragment słabo napisany.

(20-10-2012, 12:09)Laj napisał(a): Po długich siedmiu dniach wreszcie minął tydzień.
Dobrze, że nie po krótkich ośmiu ;]

(20-10-2012, 12:09)Laj napisał(a): Niektórym te siedem dni upływa stosunkowo szybko, ale dla rodziców Miltona każdy dzień składał się z dwudziestu czterech morderczych godzin, a tydzień mnożył te godziny przez siedem.
Ojej - masło maślane razy dwa. Rozumiem, rodzicom Miltona czas ciągnął się jak guma balonowa, ale sposób w jaki to napisałeś woła o pomstę do nieba. Poza tym określenie, że dla nich dzień ma 24h itd, nie powoduje wrażenia napięcia czy oczekiwania.

(20-10-2012, 12:09)Laj napisał(a): Milton po tygodniu u dziadka schudł prawie trzy kilogramy i wyglądał dużo lepiej.
Milton to grubas. Potworna beczka - tak? Zatem informacja, że schudł trzy kilo rujnuje ów obraz. Trzy kilo to dużo, czy mało? Trudno powiedzieć Smile Więc unikaj takich określeń. Napisz, że schudł dużo, niech czytelnik już sobie dopowie czy to było trzy, czy pięć kilo.


Co do samego tekstu, to oczywiście kwestia gustu. Mnie akurat nie rozśmieszył. Nie rozumiem też podkreślania czerwca jako akcentu humorystycznego.
Odpowiedz
#4
Tekst jest dobry i dobrze się go czyta. Ma w sobie dozę niewymuszonego humoru, oraz parę nagięć w stosunku do rzeczywistości.Wink
Jak to się stało, że matka Miltona wpadała w taką histerię z powodu tygodniowej nieobecności dziecka w domu? Wnioskuję, że to ze wzg. na specyficzny charakter dziadka.
Naciągane też mi się wydaje to, że wylądowała po tym wszystkim w szpitalu psychiatrycznym. Owszem, można mieć pewne zaburzenia obsesyjno - kompulsywne, ale czy skutki musiały być aż tak drastyczne?
Z pewnością można to uzasadnić czymś, co wcześniej zaistniało w życiu bohaterki, ale nie ma nic wspomnianego w tekście na ten temat(może i nie powinno)

"Milton po tygodniu u dziadka schudł prawie trzy kilogramy i wyglądał dużo lepiej."

Zgadzam się z przedmówcą, co do tej kwestii, lepiej nie określać, a zostawić to w gestii czytelnika.

Ogólnie ciekawe opowiadanie, przy którym warto się zatrzymać, co chyba nie jest czymś wyjątkowym w przypadku Twoich tekstów 4/5Smile
[Obrazek: Piecz2.jpg]






Odpowiedz
#5
Super, jak zwykle nie zawodzisz Smile Czyta się przyjemnie, podobał mi się klimacik, ode mnie 4/5
Odpowiedz
#6
Uważam, że 3 kilogramy w tydzień to sporoSmile I z pewnością to dobry prognostyk na przyszłość - stąd ta powszechna radość.
Matka była z gatunków bardzo przejmujących się, a że to w końcu opowiadanie w dziale humorystycznym, to występują pewne wyolbrzymienia, więc matka w kaftanie nie powinna dziwić Tongue
Life is what happens to you when you're busy making other plans ~ J. Lennon
[Obrazek: Piecz1.jpg]
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości