Ocena wątku:
  • 2 głosów - średnia: 3
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Opowieści z Kimiro
#31
[...]
W księżycowym jasnym blasku
widziałam ciemne krople krwi,
co po twej dłoni na piasek spływały

Odpowiedz
#32
No cóż, dziękuję wszystkim, że subtelnie dali mi znać, że jestem beznadziejna.
W księżycowym jasnym blasku
widziałam ciemne krople krwi,
co po twej dłoni na piasek spływały

Odpowiedz
#33
[...]
W księżycowym jasnym blasku
widziałam ciemne krople krwi,
co po twej dłoni na piasek spływały

Odpowiedz
#34
(30-03-2012, 22:31)Kandara napisał(a):
Rozdział VII



Murahito Isamo, młody człowiek niepozornego wzrostu i dość mizernej postury, stał na podwyższeniu werandy, trzymając w ręku złożony wachlarz. Obszerne szaty z długimi, szerokimi rękawach i takimi samymi nogawkami, przez które przewleczono jedwabne sznurki, sprawiały, że wyglądał na tęższego niż był w istocie. Trójkątna twarz, o wyraźnie zarysowanych, wysokich kościach policzkowych, błyszczących oczach, zadartym nosie oraz szerokich ustach przybrała wyraz poważny i srogi. Za plecami miał na wpółuchylone shoji, prowadzące do niedużej, pustej sali narad, przed sobą wielki, brukowany plac, wypełniony uzbrojonymi mężczyznami. Za otaczającym go niewysokim, pokrytym ciemnobrązowymi dachówkami murkiem rozciągały się trzy zamkowe ogrody, odpowiadające poszczególnym porom roku. Długi szpaler obsypanych różowymi kwiatami drzew wiśniowych ciągnął się daleko w głąb jednego z nich. Drobne, delikatne płatki wirowały w podmuchach słabego, chłodnego wiatru, po czym opadały na ziemię. Nagie konary licznych palmowych klonów, zbędny przecinek wystawały ponad ogrodzenie parku jesiennego, natomiast zwisające, niemal dotykające ziemi gałęzie wierzb płaczących, ze strefy letniej, przewieszały się przez granice swojego terytorium.
W miejscu gdzie szczyt góry Ichimiku, na której zbudowano posiadłość przechodził w strome zbocza znajdował się kolejny kamienny, mocno przysadzisty mur. W pewnej odległości od niego zaś jeszcze jeden, wyraźnie wyższy od pozostałych, nierówny. Masywne ściany, wraz z wystającymi ponad nie drewnianymi wieżami, to pięły się ku górze, to znów opadały w dół po stoku, zamykając cały teren posesji potężnym pierścieniem, utworzonym z idealnie do siebie przylegających głazów. o kurczę, świetny opis. Statyczny, co często zniechęca współczesnego czytelnika, ale moim zdaniem piękny. Gratuluję.
Żadne z tych umocnień, ogrodów czy budynków nie nosiło znamion wcześniejszej walki, śladów jakiegokolwiek oporu stawianego przez poprzednich mieszkańców warowni. Zupełnie Jakby przejęcie nigdy się nie wydarzyło, nie było wojny, bitwy i rzezi jaka potem nastąpiła. Wszystko wydawało się nienaruszone, pozostawione na swoim miejscu, idealnie wkomponowane w zamkową przestrzeń. Nawet stojący na werandzie członek rodu Murahito oraz zgromadzona na głównym placu armia pasowały tutaj doskonale.
- Od dawna wiadome było, że ten dzień nastąpi - zagrzmiał nagle dowódca. - Trzeba dokończyć, to, co zaczęliśmy jesienią zeszłego roku. Zmiażdżyć tych pozbawionych wszelkiego honoru niedobitków, co wymsknęli się nam rąk i ośmieli sprzeciwić się rządom naszego pana na tych terenach. Należy przejąć, lub zrównać z ziemią wszystkie ich zamki, ich samych pozabijać, a z ich czaszkami wybrukować wszystkie ulice w Erikawie. - Wyciągnął przed siebie dłoń i rozkładając wachlarz zatoczył szerokie koło. - Samozwańczej stolicy, zamieszkałej przez samozwańczego daimyo, kogoś, kto gdyby miał chociażby blade pojęcie o tym, czym jest wstyd i postępowanie godne prawdziwego samuraja, już dawno popełniłby seppuku. Tymczasem, Ashida Akinori nie tylko ośmiela się żyć, ale także posiadać armię i odgrażać się, że wyrzuci stąd nas, prawdziwych władców tych ziem, a wkrótce i całego Kimiro.
Odpowiedziały mu gromkie, pełne pasji okrzyki. Stojący z tyłu włócznicy rytmicznie uderzyli trzonkami swoich broni o bruk podwórca. Generał z trudem stłumił uśmiech. Cieszyło go to, co widział i słyszał. A widział wierne i gotowe na wszystko wojsko klanowe. Teraz, po oczyszczeniu jego szeregów ze wszelkiego rodzaju zdrajców, nieudaczników i tchórzy, mógł z całą pewnością stwierdzić, że zebrali się tutaj tylko najwierniejsi i najbardziej lojalni wojownicy. Nawet jeśli jeszcze tydzień temu, którykolwiek ze gromadzonych tu mężczyzn myślał o zdradzie, albo zatajeniu przed nim czegokolwiek, teraz zapewne nie ma już podobnych pomysłów. Jedynie, bowiem głupiec nie zrozumiałby przesłania, jakie niosło ze sobą ukrzyżowanie, powieszenie, lub ścięcie stu pięciu podkomendnych, w tym czterdziestu dwóch samurajskich oficerów. Z tych ostatnich, zaledwie trzy osoby otrzymały łaskawą możliwość popełnienia seppuku. Chociaż Isamo w głębi duszy nadal żałował zmarnowanej szansy na ostateczny upadek klanu Sugiatni, a tym samym szybkiego przejęcia ich ziem, to jednak humor dostojnika znacznie się polepszył. W momencie kiedy spadła głowa ostatniego nieudacznika, a stada wron wzbiły się w powietrze ponad polem, na które wyrzucono ciała skazańców, poczuł w sobie jakąś nową energię. "Co się odwlecze, to nie uciecze" powtarzał w myślach raz po raz, spokojnie obserwując jak wygłodniałe, czarne ptaszyska szarpią zwłoki. Widok ten nie robił na nim większego wrażenia, odór rozkładającego się ciała także mu nie przeszkadzał. Podobne obrazki widywał już wiele razy. Wszakże po każdej wielkiej i małej bitwie, pozostawało na polu przynajmniej kilka tysięcy poległych.o.O mała bitwa? kilka tysięcy? to jaką oni mają populację? Większości nieszczęśników nie grzebano. Zwykle nie było na to czasu, zresztą tym kto przejmował by się najemnym motłochem?pomieszać składnia nieco Ci się Wink
Nim okrzyki umilkły generał, lekko zadzierając szyję, spojrzał wysoko ponad zebranymi wojownikami i konarami wojownicy i konary jakoś tak mi nie współgrają ogrodowych drzew, aby utkwić wzrok w jakimś odległym, wyimaginowanym punkcie. Niezmiernie rzadko pozwalał sobie na podobne rozprężenie, a i nawet teraz w ciemnych, zimnych oczach nie było rozmarzenia. Jego miejsce zajęła bowiem wyraźna groźba, przestroga skierowana ku wszystkim tym, którzy ośmieliłby się stanąć mu na drodze, przeszkodzić w dalszych podbojach w imię klanu Murahito. "Wkrótce po was przyjdziemy, możecie być tego pewni, tak samo jak tego, że po dniu nastaje noc, a ta noc będzie dla was bardzo długa."
Przeniósł wzrok na zebranych. Na samurajów, najemników, a nawet chłopów gotowych oddać życie, za roszczenie władzy pana Murahito Masahiro, a tym samym przyczynić się walnie do wzrostu łask swego dowódcy u głowy rodu. Te zaś z kolei miały otworzyć mu w przyszłości otworzyć drogę ku sukcesji, jako że stary stryj wciąż pozostawał bezdzietny...
"Nie zapędzaj się tak" przywołał do porządku własne myśli, kiedy poczuł, że wyobraźnia wyraźnie wymyka mu się spod kontroli. "Nie myśl o rzeczach tak odległych, aby nie zaniedbać, tego, co teraz leży przed tobą." Poskutkowało. W jednej chwili znów znalazł się na placu zarówno ciałem, jak i duchem.
Ponownie uniósł dłoń, a wówczas umilkły ostatnie okrzyki, plac uspokoił się, a na surowej twarzy zwierzchnika pojawił się nikły uśmiech. Wolnym krokiem ruszył wzdłuż werandy, zszedł po niskich, drewnianych stopniach, a następnie zaczął krążyć pomiędzy szeregami. Nigdy, jeśli nie liczyć oficerów, przesadnie nie interesował się podwładnymi. Nie starał się zapamiętać ich twarzy, czy nazwisk, to nie było mu do niczego potrzebne. Mijał więc jakby od niechcenia kolejnych żołnierzy, na żadnym nie zatrzymując dłużej swego spojrzenia. Dotarł do końca pierwszego rzędu, powoli odwrócił się na pięcie i ponownie zagłębił się drugie się spokojnie można wywalić po między pomiędzy kolumnami. Większość zebranych wyraźnie górowała nad nim wzrostem, niektórym sięgał zaledwie do ramion, przez co chcąc, nie chcąc spoglądali nań z góry. Nie przejmował się tym, w końcu to oni drżeli pod spojrzeniem jego bystrych, czarnych oczu. To jego gniew wywoływał u nich przerażanie i to jego głosu słuchali z najwyższym przejęciem. Wszystko było zatem na swoim miejscu.
Trzeci rząd, czwarty, piąty... Powoli przechadzał się po między kolejnymi szeregami niby to w zamyśleniu uderzając wachlarzem o wewnętrzną stronę lewej dłoni. Przegląd, był tylko czystą formalnością, czymś, co powinien wykonać, chociażby tylko po to, aby wzmóc strach, a tym samym dyscyplinę w oddziałach. Przy czym chodziło mu głównie o najemników i rekrutujących się z chłopstwa włóczników, którzy za sprawą osobistego rozkazu także zjawili się teraz na placu. Nawet bowiem jeśli nie zwracał na nich większej uwagi, to doskonale wiedział, że nic zjadłaś "nie działa" tak dobrze na motywację i morale wojowników, jak widok dowódcy oraz świadomość, chociażby złudna, że obserwuje on osobiście każdego z nich.
Zanim jednak doprowadził do końca ową formalność, usłyszał jakiś doniosły, nieco natarczywy głos, powtarzający w kółko:
- Pilna wiadomość dla generała Murahito!
I z każdą chwilą przybliżający się coraz bardziej. Isamo stłumił przekleństwo cisnące mu się na usta. Nie lubił podobnych niespodzianek, nienawidził kiedy ktokolwiek przeszkadzał mu w tym, co akurat robił, zwłaszcza jeśli przebywał w obecności podwładnych. Zirytowany prychnął pod nosem kiedy śpieszył w kierunku niskiego pawilonu, o lekko spadzistym dachu zamakającym dziedziniec od północy. Niektórzy z pośród zgromadzonych wojowników wymienili między sobą ukradkowe, pytające spojrzenia, ale nikt nie odważył się odezwać ani słowem. Niemalże dokładnie w tej samej chwili, w której dowódca na nowo zajął swoje miejsce poprzednie miejsce, na placu zjawił się ubrany w podróżny strój mężczyzna. Przybysz zatrzymał się gwałtownie, padając na kolana przed dowódcą. Ten dał dłonią znak, że pozwala mu mówić.
- Nazywam się Kagawa Tadamasu i mam dla ciebie, panie pilną wiadomość - wygłosił nie podnosząc oczu.
- To już słyszałem - syknął lodowato dostojnik. - Jeśli to list, a nie przekaz ustny, to podejdź tutaj i podaj mi go.
Posłaniec natychmiast zerwał się z klęczek, zbliżył się do stopni werandy, po czym, wykonując kolejny głęboki ukłon oddał oficerowi jakąś złożoną czterokrotnie kartkę papieru. Dowódca Drugiej Armii klanu Murahito ujął ową owe można sobie odpuścić - kontekst jasno wskazuje, o co chodzi rzecz w obie dłonie. Nie od razu ją jednak rozłożył, gdyż widok niewielkiego symbolu nakreślonego nań symbolu sprawił, że w jego serce wstąpiła nowa fala złości. Doprawdy, spodziewał się wszystkiego, tylko nie tego. Klnąc w duchu otworzył wreszcie list, a kiedy już go przeczytał jego twarz stała się czerwona.
- Gdzie on teraz jest? - zapytał, kierując gniewne spojrzenie na doręczyciela.
- Mój pan zatrzymał się mieście, w Gospodzie Tańczących Żurawi.
W głosie Tadamasu było coś takiego, że Isamo z trudem zapanował nad gwałtowną chęcią skrócenia go o głowę.
- Wracaj i powiedz, że jeszcze dzisiaj przybędę, by go powitać.

*

Przeczytałam, póki co, fragment i shame on me, że nie zrobiłam tego wcześniej. Wyrobiłaś się, Twoje opowiadanie stało się płynniejsze. Jest kilka niedoróbek, ale w porównaniu z tym, co było wcześniej, poczyniłaś olbrzymie postępy. Jak tylko znajdę wolną chwilę z radością przeczytam dalej. Dobra robota, Kandaro!
Marks BorderPrincess napisał(a):Kto tam był sędzią, bo czegoś nie czaje. Skoro Laik zaledwie kopnął w udo, a Andrzej trafił z pięści w twarz, to czemu Laik wygrał turniej?

Odpowiedz
#35
Cytat:Wszakże po każdej wielkiej i małej bitwie, pozostawało na polu przynajmniej kilka tysięcy poległych.o.O mała bitwa? kilka tysięcy? to jaką oni mają populację?

Po pierwsze: to "Azja", a Azjatów zawsze było wielu. Naprawdę, populacja XVII wiecznej Japonii była liczniejsza od populacji państw Europejskich w tamtym okresie. A skoro Kimiro jest wzorowane na Nipponie...
Po drugie: Niestety, nie mogę teraz znaleźć źródła, ale kiedy to pisałam sprawdziłam dane na temat niektórych bitew... Jestem pewna, pod Sekigaharą (1600r) poległo ładne parę tysięcy. Ok, to była bitwa ostrzygająca. A i zdaje się, że w jakiś starciu pomiędzy siłami Ody Nobunagi, a klanem Hojo było parę tysięcy trupów... Ale teraz to już w sumie nic nie wiem.

Cytat: po czym, wykonując kolejny głęboki ukłon oddał oficerowi jakąś złożoną czterokrotnie kartkę papieru. Dowódca Drugiej Armii klanu Murahito ujął ową owe można sobie odpuścić - kontekst jasno wskazuje, o co chodzi rzecz w obie dłonie.

Wynikać, wynika, ale jak dla mnie bez tego słówka zdanie brzmiałoby dziwnie.

Cytat:Przeczytałam, póki co, fragment i shame on me, że nie zrobiłam tego wcześniej. Wyrobiłaś się, Twoje opowiadanie stało się płynniejsze. Jest kilka niedoróbek, ale w porównaniu z tym, co było wcześniej, poczyniłaś olbrzymie postępy.

Jak dla mnie największą niedoróbką w tym opowiadaniu jest tempo akcji... Zaraz, zaraz co ja mówię, jakiej akcji? (Ale to powinno się zmienić)

Cytat:Przeczytałam, póki co, fragment i shame on me, że nie zrobiłam tego wcześniej. Wyrobiłaś się, Twoje opowiadanie stało się płynniejsze. Jest kilka niedoróbek, ale w porównaniu z tym, co było wcześniej, poczyniłaś olbrzymie postępy. Jak tylko znajdę wolną chwilę z radością przeczytam dalej. Dobra robota, Kandaro!

Dzięki! Tylko hum... jak to napisać... zaczynam odczuwać presję. A i jeszcze:

Cytat: o kurczę, świetny opis. Statyczny, co często zniechęca współczesnego czytelnika, ale moim zdaniem piękny. Gratuluję.

O, a jednak komuś się to spodobało Smile
W księżycowym jasnym blasku
widziałam ciemne krople krwi,
co po twej dłoni na piasek spływały

Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości