Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
[+18] Implozja
#1
Kiedy spadła ostatnia gwiazda, mrok pochłonął cały jej świat. Na początku czuła niedowierzanie, potem wściekłość, rozpacz i rezygnację; wreszcie doszła do wniosku, że są dużo większe tragedie, na przykład globalne ocieplenie, głodujące dzieci czy znęcanie się nad zwierzętami.

Kiedy zintegrowała w sobie to przekonanie, nawet bezsmak jedzenia przestał dokuczać. Zresztą procesy przeżuwania, łykania, trawienia i defekacji stały się tak pracochłonne i bezproduktywne, że wkrótce przerzuciła się na kroplówki. Nim jelita ostatecznie przestały się buntować, wydalała z siebie kilkanaście razy dziennie żółtą, cuchnącą pianę.
Czuła do siebie odrazę. W lustrze widziała coraz bardziej obcą postać. Patrząc na dawne zdjęcia, nie rozpoznawała siebie. "Tak dobrze żarło i zdechło" - konstatowała w chwilach, gdy czuła się nieco lepiej.

Najtrudniejsze były pierwsze chwile po przebudzeniu. Sny ciężkie jak z ołowiu trzymały ją mocno w swoich okowach, a gdy puszczały, do głosu dochodził ból. Stawy i kręgosłup dokuczały mocno, ale najgorsze były mdłości. Każdy zapach wywoływał odruch wymiotny. 
Czasem, stojąc pod prysznicem, nie wytrzymywała i rzygała do brodzika, aż do spazmów, do skurczu gardła. To był pierwszy zwiastun migreny. Ból czaił się podstępnie, gdzieś z tyłu gałek ocznych, zaczynał od pojedynczych ukłuć, niby impulsów elektrycznych. Potem pojawiały się fotopsje, atak rozwijał się szybko i bezlitośnie obejmował kleszczami lewą stronę twarzoczaszki. Wyłączała światło, zasłaniała okna i z miską przy łóżku dogorywała, na przemian wymiotując i łykając metadon. Horror trwał wiele godzin, nim wreszcie, wycieńczona walką z własnym organizmem, zapadała w czarną dziurę bez snów.

Zredukowana do worka kości, mięśni i innych niepotrzebnych bebechów, nie od razu zauważyła, że z jej skórą coś się dzieje. Dawniej bardzo dbała o ciało, pielęgnowała, sprawiała sobie przyjemność, ale teraz nawet nie patrzyła na siebie. Dopiero, gdy skóra zaczęła swędzieć i łuszczyć się, zwróciła uwagę na drobne krostki pod kolanami i piersiami.
Jezu, jak to swędziało. Drapała się bez przerwy. Zdrapywała strupy, nim zdążyły zaschnąć. Płatki żółknącej, suchej skóry zalegały na podłodze, w pościeli, wszędzie. Nie chciało jej się sprzątać, bo i po co? Ciągle tylko leżała, patrząc w śnieżący telewizor i drapała. Dzień i noc drap-drap-drap. Krzepnąca krew i limfa wsiąkały w ubrania i przysychały, tworząc jednolitą warstwę skóro-bawełny. Czuła niejaką ulgę, odrywając tkaninę od ciała - ból dawał chwilę ulgi od swędzenia. Ogłupiałe neurony podpowiadały przyjemność, oszukując mózg.

To nie był żaden manifest ani sygnał ostrzegawczy ze strony organizmu, tylko regularna autodestrukcja. Pogodziła się z tym, że zaczyna się rozpadać. Na niczym jej nie zależało, wszystko stało się takie obojętne. Utraciła  umiejętność odczuwania przyjemności. Świat był szary i nijaki.

Czasem, gdy swędzenie chwilowo mniej dokuczało, brała dildo i poruszając miarowo, próbowała sobie przypomnieć, co kiedyś czuła, mając w sobie prawdziwego penisa. Twardego, pulsującego męskiego członka. Penetrowała brutalnie waginę i anus, czasem udawało jej się nawet poczuć coś na kształt podniecenia płciowego, ale potem tylko upokorzenie i wstręt. Myślała nawet, żeby się obrzezać i nigdy już nie mieć pokus, ale było z tym tyle zachodu! Ostrzenie skalpela, gotowanie narzędzi, cięcie, szycie, odkażanie, sprzątanie tego bajzlu po zabiegu...

Otrzeźwienie przyszło nieoczekiwanie. Przebłysk, myśl, jak objawienie we śnie. 

Skoncentrowana na czekającym ją zadaniu, przestała odczuwać ból, swędzenie i mdłości. Adrenalina buzowała jej w żyłach, wróciła chęć życia.

Przygotowała kilka ampułek pankuronium, eter, strzykawki, skalpel i trochę medycznego szajsu, który wyniosła ze szpitala po tym jak ją zwolnili. Oprócz tego wzięła skrzynkę z narzędziami.

Pamięć tamtego wieczoru pełna jest czarnych dziur, brakuje odpowiedzi na wiele pytań. Niczego nie była pewna. Czy w samochodzie tego mężczyzny naprawdę grała muzyka symfoniczna, czy to tylko figiel wyobraźni? Padał deszcz czy tylko się jej zdawało? Miarowe szemranie kropel, ta cała mokra muzyka, cisza nasączona deszczem, zapach mokrych drzew?
Zapamiętała natomiast dokładnie jego oczy. W ciepłym świetle mijanych latarni gazowych miały piękny, granatowy odcień. Dawno już nie widziała innych barw niż szarości. Opowiadał jej jakieś nieistotne historie, trochę flirtował. A potem nie mówił już nic.
Pisk opon na wilgotnej jezdni. Nagłe hamowanie.

Tak, chyba jednak naprawdę padało. Pamięta, jak jego nogi ślizgały się w błocie, gdy wlokła go do szopy.

Rozebrała go, a potem za pomocą specjalnego mechanizmu, podwiesiła przy ścianie i przybiła gwoździami.
Konstrukcja ciała nie ułatwia sprawy. Są z tym same problemy. Trzeba mieć rozeznanie, gdzie można przebić tkankę, żeby nie wywołać krwotoku. Ale ona to wiedziała.

Kiedy był już przytwierdzony, obcięła mu język. W tej okolicy, pełnej dzikich zwierząt, nikt nie zwracał uwagi na nieartykułowane wycie.
Potem usiadła i zapaliła papierosa. Zmęczyła się tym dźwiganiem, ale energia jej nie opuszczała. "Pierdolony spaślak" - pomyślała z niechęcią, patrząc na nieprzytomnego, nagiego mężczyznę wiszącego na ścianie.

Po chwili odpoczynku zaaplikowała wisielcowi zastrzyk z atropiny. Ocknął się gwałtownie, spazmatycznie poruszając głową. Zaczął straszliwie wyć, kiedy zorientował się w swoim położeniu. 
Spokojnie przeczekała atak, pozwalając mu oswoić się z sytuacją.

- Najpierw przyjemność czy ból? Co byś wolał? Ach, no tak. Nie możesz przecież odpowiedzieć. Wobec tego zadecyduję za ciebie.
Przygotowała sildenafil, wstrzyknęła mężczyźnie. Poruszył się nerwowo, patrząc na nią szeroko otwartymi oczyma. Próbował coś powiedzieć, ale z jego gardła wydobywał się tylko charkot.
- Nie denerwuj się... - Powiedziała pieszczotliwym tonem. - Zaraz będziesz miał ostatnią przyjemność w życiu.
Ujęła jego prącie i pieściła dłońmi i ustami, aż zaczął sztywnieć.  Sildenafil działał.
- Nawet teraz ci staje, łachudro... - skonstatowała szyderczo, spoglądając na więźnia. Z oczu ciekły mu łzy.
- Chcesz mnie wziąć na litość? O nie, skarbie... Zaraz wyssę cię aż do ostatniej kropli...
Kiedy skończyła, płakał jeszcze rozpaczliwiej. Erekcja wciąż trwała, ale nie było czasu na dalsze zabawy, trzeba było realizować kolejne punkty programu.
- Może pobawimy się w dentystę, kotku? 
Przystawiła niewysoką drabinkę do wiszącego i założyła mu własnoręcznie skonstruowany mechanizm, który uniemożliwiał zamknięcie ust, składający się z poprzecznego drewnianego kołka, wkładanego między górną a dolną szczękę, z mocowaniami na głowie. Na widok pilnika w jej ręku, puściły mu zwieracze. 
- Zesrałeś się, co? Chcesz żebym cię nakarmiła twoim gównem? - wrzeszczała na niego. Drżał na całym ciele, oczy wyszły mu z orbit, gdy próbował zaczerpnąć powietrza. Dusił się.
- Eee! Tylko mi tu nie umieraj! Jeszcze nie skończyliśmy!
Dała mu chwilę, żeby doszedł do siebie, potem zaczęła piłowanie, nie zważając na wrzaski. Krwawienie nie było zbyt obfite dzięki odpowiednio dobranej dawce desmopresyny. Kiedy więzień zemdlał, uznała, że należy się jej odpoczynek.

Usiadła na zakurzonym krześle i przymknęła oczy. Była potwornie zmęczona i miała ochotę zdrzemnąć się choć przez chwilę, ale smród fekaliów był tak intensywny, że zbierało jej się na wymioty. 
Energia, która ją rozpierała, gdzieś się ulotniła. 
Nie tak to miało wyglądać. Spodziewała się większych emocji, satysfakcji. Dobrej zabawy. A zamiast tego siedziała w starej szopie z facetem bez języka i zębów, przybitym do ściany, który płacze i robi pod siebie.

- No, kotek, kończymy zabawę. - Oznajmiła, widząc że wraca do przytomności. - Cieszysz się? 

Zebrała swoje rzeczy, spakowała do torby. Poszła zanieść ją do samochodu i po chwili wróciła, taszcząc karnister benzyny. Mężczyzna na ścianie zaczął jęczeć.
- Chyba nie myślałeś, że cię wypuszczę? Nie jesteś aż tak głupi, prawda?

Najpierw oblała paliwem ściany i szpargały zalegające w szopie, potem wspięła się na drabinkę. Przyglądała mu się przez chwilę z bliska i pokonując obrzydzenie pogłaskała po twarzy. Poczuła ukłucie żalu. 
- Może w domu czeka na ciebie jakiś pies albo kot? Trochę szkoda. Szkoda, że akurat na ciebie trafiło.

A potem, patrząc w oczy mężczyzny, wylała na niego to, co zostało w karnistrze. 

Na niebie znów pojawiły się gwiazdy. Płonęły czerwonym blaskiem.
[Obrazek: oscar.jpg]
Odpowiedz
#2
W Klinice Neurochirurgi przeżyłem szok.

Nie odwróciłem wzroku, aż minęliśmy się.

Zobaczyłem transportowaną na łózku kobietę, z połową głowy.

Miała ona kształt piłki, ze spuszczonym powietrzem, wgniecionej do środka z częścią mózgową.

Jeżeli nie żyła z tym od dziecka, to co kierowało, odpowiadało za jej funkcje życiowe, myślenie.

Do dziś czasem mi się przypomina. Ludzie są okaleczani w różny sposób i z tym funkcjonują.

Nic więcej nie powiem o tekście.
Odpowiedz
#3
Ludzie bywają okaleczeni w różny sposób... Te psychiczne dewiacje bywają znacznie gorsze od cielesnych. Trudniejsze do zdiagnozowania i niemożliwe do wyleczenia...
Kiedy byłam w szpitalu, miałam na sali kobietę z sondą żołądkowa. Dzień i noc patrzyła na nas bez słowa, ale te rurki w nosie i worek na szyi mówił za nią. Nikt jej nie odwiedzał, chociaż miała rodzinę.
Gorzej niż bezpański pies...
Kto był tutaj tak naprawdę chory?
[Obrazek: oscar.jpg]
Odpowiedz
#4
Obrzydliwie dobry tekst. I nie dlatego, że uważam taki mechanizm (tę swoistą implozję - swoją drogą świetny tytuł) za możliwą, psychologicznie prawdopodobną. Mnie chodzi o to, że utwór został tak napisany, że każde zdanie jest wiarygodne. Od turpistycznych opisów chorującego ciała, po zapis makabrycznych czynności. Czytam, widzę, wierzę - nie ma tu miejsca na powiątpiewanie. To sztuka.
Brzydki, świetny tekst, jeśli wiesz co mam na myśli.
Odpowiedz
#5
Tak, wiem, co masz na myśli. Dziękuję. Czasem udaje się nawet pisanie na kolanie Wink
[Obrazek: oscar.jpg]
Odpowiedz
#6
1. Nie wyjaśniłaś, o co chodzi z ostatnią gwiazdą.
2. Za szybko przeszłaś z leżącej, zniechęconej osoby, która spędzała czas na drapaniu i oglądaniu tv do psychopaty. To, że ból zaczął sprawiać jej przyjemność nijak nie uzasadnia myśli, że cudzy ból także sprawi jej przyjemność. To byłby dobry motyw do rozwinięcia, gdybyś tylko zaczepiła się o wiarygodny powód rozwoju psychopatii.
3. Nie nazwałabym zwykłego szukania ulgi w bólu jakimkolwiek przejawem autodestrukcji. Do tego słowa potrzebne jest mocne, wiarygodne spaczenie. Przypomina mi się opko Autoliza autorstwa milion.
4. Najpierw napisałaś, że używa dildo, żeby sobie przypomnieć przyjemność, a potem, że chce się obrzezać, aby nie mieć więcej pokus. Więc ten fragment to była pokusa czy neutralne emocjonalne działanie, mające na celu wywołać jakąś emocję? Co innego jakbyś rozpisała, że myśl o obrzezaniu dała jej przyjemne dreszcze, a potem rozpisała fantazje o okaleczeniu. To by uwiarygodniło poprzednie działania.
5. Koleś pojawił się z pupy. Nie ma żadnego powodu, żeby wprowadzać drugą postać, a nawet jeśli by to zrobić, to jest ona wprowadzona dość nieudolnie, bo szukając z początku wyjaśnienia, kto to, po co itd., już na wstępie wiadomo, że to tylko narzędzie do pokazania sceny tortur.
6. Używanie słów "konstrukcja, maszyna; coś, służące czemuś" (w tym tekście: specjalny mechanizm, gdzie słowo mechanizm sugeruje, że konstrukcja jest ruchoma) w ogóle nie pobudza wyobraźni. Kołek w gębie już lepiej, ale ciężko mi ten obraz zespolić.
7. Końcówka nie ma nic wspólnego z początkiem. Ogółem to tak napisałaś chyba tylko, żeby napisać coś, co teoretycznie powinno być straszne. Jakieś tortury, jakaś obrzydliwość, jakaś psychopatia i jakieś symboliczne zakończenie pijące do początku (gwiazdy), które nic nie wnosi i nie wiadomo, po co się tu w ogóle znalazło, bo ciężko do czegokolwiek w tekście to dopiąć. Nudny, nie wnoszący nic utwór, o którym łatwo zapomnieć. Gdybyś mocno rozbudowała (bo z tego pomysłu masz materiału na dobrze rozpisane 12 stron) i odpowiednio zagrała skojarzeniami i powiązaniami, mogłoby wyjść coś ciekawego. A tak to tu nic tak naprawdę nie ma. Jakiś pomysł co najwyżej. Nic więcej.
Odpowiedz
#7
Dziękuję Bel! Faktycznie, nie klei się i nawet nie próbuję się usprawiedliwiać ani bronić. Ten tekst napisałam za szybko i nie uleżał mi się... Co nie znaczy, że go nie podpicuję - uwagi konkretne już mam Smile
[Obrazek: oscar.jpg]
Odpowiedz
#8
Spróbuję się wypowiedzieć. Uczucia, które kolejno się pojawiały. Z początku, to było takie prawdziwe i ludzkie. Chodzi mi o opisy cierpienia, choć pozbawione nadziei, zawierały w sobie taki czarny humor. Widziałem w rodzinie, miałem kilka przypadków, nowotwór, cukrzyca itp. Byłem zdumiony, że nawet przy amputacji kończyn, mój krewny był pełen humoru, jak wspomniałem wisielczego, ale zawsze, i on teraz najlepiej daje sobie radę i nawet jest jeszcze bardziej wesoły jak był, a jest bez nóg i z piętnem śmiertelnej choroby. Więc pierwsza połowa, jak najbardziej pozytywnie. A ta ludzka strona w opisach kojarzy mi się z jakiegoś powodu, z czeskim pisarstwem. Kiedy ludzie zachowują twarz nawet w najgorszych chwilach - myślałem sobie, dopóki nie nastąpiła druga część opowiadania. Rozpad ciała niczym w kinach Cronnenberga, taki body horror zamienił się w torture, porn gore. Nie lubię takich szokujących obrazów, ale opisy były skonstruowane porządnie, dosłowność opisów, na pewno ucieszy fanów tego typu klimatów.
Wady, w sumie jest jeden i to poważny. Przejście między pierwszą częścią i drugą. Byłem naprawdę zagubiony, nie wiedziałem co się dzieje. Wstała z łóżka i to się dzieje później? Flashback? Chory sen? Musiałem aż się cofnąć i powoli czytać jeszcze raz. Przydałby się jakiś interwał, dobitnie oddzielający te dwie historie. Albo opisać to w bardziej jasny sposób. Pierwsza część mogłaby być opisana w zwartej ścianie tekstu, wiadomo, teraz jest przejrzyście i ładnie, ale moim zdaniem w tym wypadku przydałoby się, coby tekst był niekomfortowy w czytaniu. Czy się podoba czy nie, nie można zarzucić tekstowi, że jest nudny. Nie lubię przemocy, a ciężko oderwać oczy przy czytaniu. To jak z wypadkiem na drodze. Nikt się nie przyzna, że pociąga go makabra. Jak to ujął Platon, lepiej śnić mordy, niż samemu stać się sprawcą.
Podsumowując, na pewno tekst nie jest pozbawiony sensu, choćby pierwsza część i przejmująca samotność ciężko chorej bohaterki, za każdym razem jak sam chce się nad sobą użalać, przypominają mi się tacy ludzie, naprawdę samotni i porzuceni. A druga część, no cóż nie będę na siłę dorabiał ideologi, bo bym musiał każdemu Piło podobnemu utworowi przypisywać głębię filozoficzno - psychologiczną, ale pytanie nasuwa się stare jak świat, czemu ludzie to robią i czy to są jeszcze ludzie? Czy oglądanie przemocy i wszystkiego odrażającego, co wzbudza szok, przynosi katharsis, czy znieczula i oswaja z przemocą. Może sam spróbuję coś brutalnego napisać? Aż się boję.
Dobry tekst, ładnie napisany i gdyby poprawić jedną całkiem istotną wadę, byłoby naprawdę porządnie.
Pozdrawiam
Odpowiedz
#9
Ojej, aż mi wstyd, że dopiero teraz zauważyłam Twój komentarz, Ahab... Wiesz, ostatnio mam trochę chaotyczny okres w życiu, nie ogarniam całej tej rzeczywistości.
Cieszę się, że dostrzegłeś, iż historia przeze mnie opisana podszyta jest czarnym humorem.
No i potem "porn gore" - rozwaliłeś mnie tym określeniem. Wiesz, mam więcej tego typu opowiadań, ale nie nadają się do publikacji na VA. Jest inny portal, na którym można poczytać te historie, zainteresowanych odsyłam na PW.
Mimo że w czasie lektury miałeś mieszane uczucie, całość oceniłeś mimo wszystko na plus. Pomyślę jeszcze nad nim.
Pozdrawiam serdecznie Smile
[Obrazek: oscar.jpg]
Odpowiedz
#10
Witam. Mam tak samo, chaos i nieogar, tutaj można się nawet zrelaksować na czytaniu amatorskich pisarzy. I szczerze jest masa wartych przeczytania tekstów. Powinno się wydawać w formie e - booka albo na papierze antologie pisarzy amatorów, jest dużo zabawy z czytania, tylko, że jest to inny rodzaj przyjemności jak przy czytaniu uznanych pisarzy. To jakby porównać czekoladę najwyższej jakości do produktu czekoladopodobnego. Mam kolegę, który nie znosi czekolady, a lubi te czekoladopodobne. Albo porządna droga Whisky, a bimber pędzony przez dziadka Stasia w stodole na wsi, za parę zł. Wrażenia inne, ale efekt końcowy podobny. Uśmiech na twarzy i tak jest. W moim wypadku, zacząłem pisać, bo gdzieś usłyszałem, że takie hobby twórcze jak malowanie, rysowanie i pisanie jest, no pomagające, i faktycznie można się jakoś odprężyć, i jest fajne uczucie jak coś wychodzi.
..."ale nie nadają się do publikacji na VA" - Czemu? Myślałem, że wystarczy dać +18 i ewentualnie zapowiedzieć makabrę, ew, jeszcze zaznaczyć, że się nie chciało nikogo obrazić i że to nie na faktach ani nie ma związku z prawdziwymi osobami, czy coś.
Jak coś jest naprawdę złe, to wiesz z ... nie ukręci się nic, ale jak widać potencjał z wadami, to na pewno warto poprawić.
Pozdrawiam
Odpowiedz
#11
Zapoznałam się z tekstem skuszona tytułem i dopiskiem [+18], spodziewając się garści makabry i może wyuzdania. Na pewno się nie zawiodłam, ale muszę przyznać, że tekst zaspokoił moje oczekiwania w 50%. Gdyby skończył się przed zabójstwem, byłoby to 100%. Z drugiej strony, moje oczekiwania to moje oczekiwania, a nie obietnice Autora Wink

Zaczynając od opisu bohaterki - moim zdaniem idealnie ujęta degradacja ciała, ból, marazm, wypływająca z niego rezygnacja i powoli rozkruszająca się psychika. Czułam tę niechęć do wszystkiego i wstręt, przez chwilę udało mi się z nią utożsamić i szczerze mówiąc, chciałam jak najszybciej "uciec z jej głowy". Coś potwornego, bardzo obrazowe opisy.

Druga część tekstu i morderstwo wg mnie odarły opowiadanie z całej magii, którą zachłysnęłam się na początku. Trochę zaczęłam się czuć jak podczas oglądania kiepskiego gore, gdzie mam przypadkiem wrzucony podmiot, który od pierwszej chwili pojawienia się na ekranie ma być tylko kawałkiem mięsa. Piłowanie zębów faktycznie nieprzyjemne, ale cała reszta nie wydawała mi się możliwa i realna, może dlatego, że nie do końca rozumiałam motywy bohaterki. Średnio czułam też przerażenie ofiary i zabrakło mi bardziej naturalnego klimatu psychodelii, w którą zostałam trochę zbyt gwałtownie wtrącona. Ogólnie, za mało było w tym autentyczności.

Szukałam nawiązania do gwiazd z początku opowiadania i mam wrażenie, że rozumiem przesłanie tekstu, ale nie potrafię ocenić postępowania bohaterki. Po prostu wiem o niej zbyt mało, a treść skręca o 180 stopni i bezpowrotnie nie mam czasu nadrobić "naszej znajomości" Wink

Podsumowując - pierwsza część na pewno zostanie ze mną na długo i cieszę się, że ją przeczytałam. Chciałabym umieć w taki sposób budować klimat wewnętrzny postaci w podłych okolicznościach, chapeau bas Wink
Odpowiedz
#12
Dziękuję serdecznie, Eiszeit. Szczególnie, że to właściwie tekst terapeutyczny i nie oczekiwałam pozytywnego odbioru. Miało być obrzydliwie, psychodelicznie i sadystycznie - i cel został osiągnięty. Czy bohaterkę da się lubić, czy można jej współczuć? A przede wszystkim, czy warto zawierać z nią bliższą znajomość? Raczej nie. Jak z żadnym bohaterem, którego stworzyłam Smile
[Obrazek: oscar.jpg]
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości