Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
ŻYWOTY ŚWIĘTYCH KRÓW
#1
Onego czasu kursowało powiedzenie: śpiewać każdy może. A dzięki wyrażeniu o generalskiej buławie drzemiącej w tornistrze, do grupy przeciętniaków dołączyli ludzie nazywający siebie uciśnionymi. Poniżanymi, gnębionymi, skrzywdzonymi niesłusznie.
Raptem okazało się, że nie ma miernot, zakompleksionych nieudaczników, że z klęczek powstało sporo zarozumialców; za grosz nie mają słuchu, ich podgardlany chryp przypomina wokalizę astmatycznej wrony, ale za to jakimi  wygórowanymi ambicjami dysponują! Jakimi zasobami osobistej kultury rozporządzają! Jaką subtelnością, inteligencją i kunsztownym taktem władają! No i jakim perfekcyjnym brakiem samokrytycyzmu mogą się poszczycić!
Dlaczego, gdy wydrze się taki na scenicznych deskach i zaśpiewa bezzębnym falsetem, to od razu myśli, że jest co najmniej Kiepurą?
Czemu śni o słynnych piosenkarzach padających przed nim na wznak? Dlaczego tapla się w iluzorycznych marzeniach o tym, że owi trubadurzy ustawią się do niego w hołdowniczych kolejkach po autograf?
Z jakiego powodu  prześladuje go las wyciągniętych rąk z mikrofonami, a w marzeniach widzi, jak rozsiada się na telewizyjnej kanapie i łaskawie udziela wywiadów?
Dlaczego mamy same perły i ani jednego wieprza? Miliardy kopii Bergmanów i Fellinich, zwały Koperników, pęczki, Einsteinów i Leonardów?
Dzisiaj każdy może być kim chce. Dla chcącego, nic trudnego. Geniuszem może być lada głąb.  O ile ma w sobie ikrę do tupeciarskiego życia. Jeżeli  dysponuje słoikiem wazeliny, dał się zbadać pod kątem odpowiednich pleców, ma lojalny umysł i posiada dryg do pędzenia publicznego żywota. Gdyż są to nieodzowne warunki osiągnięcia sławy, pozycji, bogactwa.
Może być, a więc nim jest. Jest, przy czym zręcznie zapomina, że osiągnięcie prestiżu wymaga wysiłku, morderczej harówy, a Wielka Improwizacja nie narodziła się ad hoc. Pokutuje wśród nich myśl, że cóż w tym wielkiego być mądrym i z nudów machnąć Pana Tadeusza? Jaka to sztuka zaiwaniać jak Chopin? Zrobić pstryk i od niechcenia upichcić Dziady?
Jakikolwiek ktokolwiek może być autorytetem, guru, wyróżniającym się specem. Zatem można wyrzeźbić następną odzywkę: „nie istnieją rzeczy nieosiągalne”. Toteż dla niektórych nie ma barier, hamulców, wszystko jest dozwolone, obdarzone  cudem charyzmy i wyposażone w potencjał.
A co z politycznymi znachorami? Z pogłowiem niedzielnych reformatów czyniących z siebie błaznów po to, by - bodaj na moment - mieć szansę wystąpienia przed szerszym audytorium? By pojawić się w światłach jupiterów? Na chwilę wyrwać się z niebytu i powrócić do niego w sromocie?
Co drugi, ledwo piśmienny, przedzierzgnął się w partyjnego filologa, co trzeci okazuje się nałogowym jurystą, co czwarty - byłym uczonym najwyższej próby, a kilku łysych sympatyków Hitlera ogłosiło, że są większymi patriotami od Mickiewicza.
Następni pochwalili się, że są zawołanymi konstytucjonalistami, ekspertami od wycinki  przyrody, szkolnictwa czy medycyny dla lewackich frajerów.
Choć w swoim nieszczególnym życiu dorobili się małoważnych stanowisk  i jakkolwiek znają się na prawie i sprawiedliwości tak jak Van Gogh na zamiataniu, to przecież zajmują, piastują i dzierżą, bo nikt nie jest w stanie powstrzymać ich pędu do błyszczenia! 
Oto nareszcie, jako finansowi ozdrowieńcy, łaskawcy gotowi do otrzymywania należnych splendorów, staną w rzędzie ludzi przyzwoitych, ludzi, którym się w końcu powiodło, którzy odkują się za wszystkie cienkie lata i ofiarują swoim prześladowcom wdowi grosz niespodzianych wynagrodzeń i będą ich spróchniałą deską ratunku zmieniając im poharatany i ziewający byt w tarantelę karnawałowych podskoków.
*
O zjawisku wchodzenia do naszego życia ludzi o marnym rozeznaniu potrzeb i oczekiwań społecznych, o masowym nadejściu ludzi mających zgubny wpływ na jego kształt i decydujących  o jego przebiegu, nie sposób milczeć. 
Nie sposób też zabierać sensowny głos w tej sprawie. Nie ma nawet jak, gdyż  jakiekolwiek próby rozpoczęcia merytorycznej, uargumentowanej faktami dyskusji o nieparlamentarnym (w parlamencie!) stylu prowadzenia rozmów, znajdują finał zaraz po starcie.
W rezultacie zamiast rzeczowej wymiany argumentów, sejmowe dialogi kończą się pyskówką polegającą na wzajemnym przerzucaniu się impertynencjami. Na złośliwym niedopuszczaniu do polemik.
Zwieńczone ogólną obstrukcją, wywrzaskiwane z nonszalancją ocierającą się o prymitywizm, o słowną niewybredność graniczącą z brakiem politycznego rozsądku, świadczą o upośledzeniu  samozachowawczego instynktu. Instynktu nakazującego językową rozwagę. Moderację ordynarnych wystąpień.
*
Co prawda charyzma stworzonych przez nas świętych krów jest kabotyńska, a potencjał naciągany, lecz kto by się tym frasował; w samo zachwycie poszliśmy ździebko dalej i zdania o wszechmocy słabeusza stały się tradycyjnym zawołaniem naszej relatywnej obyczajowości. 
Obecnie istniejący świat został sklecony dla egoistycznych, zapatrzonych w siebie kibiców. Dla biernych uczestników prawdziwego życia: neutralnych jajcarzy – hedonistów. Dla jednakowo niepowtarzalnych, odbitych w tysiącach identycznie uśmiechniętych  egzemplarzy. Został ofiarowany ludziom dążącym do wygodnictwa.  Do tego, by było lekko, łatwo i przyjemnie. Reszta może odejść i nie utrudniać dostępu do radochy.
Niestety, ich programowy prymitywizm odzwierciedla rzeczywistość życzeniową. Teoretyczną, zeszmaconą i wyzutą z nadziei. Przetrzepaną niewielkimi osiągnięciami. Wytarganą za ośle uszy przez wiatr historii.
 
Odpowiedz
#2
Wszystko prawda, ale co z tego wynika i jakie są środki zaradcze?
[Obrazek: oscar.jpg]
Odpowiedz
#3
Miranda Calle

Męczy mnie i denerwuje zadawane po moim artykuliku pytanie podobne do Twojego: „Wszystko prawda, ale co z tego wynika i jakie są środki zaradcze?” Drażni, bo wynika z niego, że artykulik NIE ZOSTAŁ ZROZUMIANY. Bo jeżeli piszę, co jest złe, to wystarczy tego nie robić. I to są „środki zaradcze”
Odpowiedz
#4
Mam nadzieję, że to nie jest objaw starczej sklerozy Mirandowej Smile Niemniej nie widzę żadnych rozwiązań w tekście. Pozwolę sobie zaproponować własne. Wszak publicystyka powinna pobudzać samodzielne myślenie.

Moja propozycja to powrót do idei pozytywistycznych. Przede wszystkim praca u podstaw. Że szczególnym uwzględnieniem dzieci i młodzieży. Zapomnijmy o bezstresowym wychowaniu i dążeniu do idei społeczeństwa socjalnego. Należy wyrobić w najbardziej reprezentatywnej grupie naszego społeczeństwa nawyk pracy. Odebrać nienależne zasiłki. Zaostrzyć środki wychowawcze. Ograniczyć dostęp do Internetu. Wprowadzić środki prewencyjne. Uczyć pracą. Od najmłodszych lat wyrabiać w dzieciach etos pracy.
[Obrazek: oscar.jpg]
Odpowiedz
#5
Miranda Calle
Jakże cieszy mnie ten wachlarz możliwości! Nie pozostaje nic innego, jak zakasać rękawy i puścić się na hazard WDRAŻANIA. Sęk w tym, że co zdanie, to racja, a u nas obowiązuje zasada, że jak kto ma rację, tego należy rozdeptać.
Więc praca i edukacja od podstaw oraz inne „szlachetne potrzeby” nadają się do demagogicznego strzępienia języka. Wobec tego domagajmy się włączenia naszego narodowego sportu (patriotycznych pyskówek) do olimpijskich dyscyplin.
Odpowiedz
#6
Odpowiem słowami Indiry Gandhi: Wolność nie znaczy, że można poruszać się po niewłaściwej stronie ulicy.
Ja też bardzo żałuję, że moich postulatów nie da się wdrożyć. Niemniej, Kowalscy kiedyś za nas zadecydowali tak, a nie inaczej, więc jest jak jest. Ot, demokracja.
[Obrazek: oscar.jpg]
Odpowiedz
#7
Miranda Calle
Praca od podstaw, a zwłaszcza edukowanie ubogich duchem, to jak najbardziej chwalebny sposób na wyjście z powszechnej głupoty. Jednakowoż kogo ta edukacja ma dotyczyć? Dureń nigdy się nie przyzna do swoich umysłowych braków, a przekonywać do oświaty ludzi przeświadczonych o jej konieczności jest zwykłą stratą czasu. Howgh.
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości