Ocena wątku:
  • 1 głosów - średnia: 5
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
FABRYKA PARTACZY
#1
Na temat szkolnictwa wylano już niejedną cysternę krokodylich łez. Za problemy z nim związane brało się wiele rządzących ekip, lecz żadna nie potrafiła się z nimi uporać w całości.
Udawało się tylko połowicznie. Tak samo jak w innych dziedzinach życia. Choćby ze służbą zdrowia, kulturą lub nauką.

Co i rusz przychodzili nowi fachowcy. Z furią rozgrzebywali problem i po wyczerpaniu się entuzjazmu, przygaszeni, zrezygnowani, bezradni – kończyli w martwocie niesławy.

Po nich przybywały hufce następnych amatorów renowacji zgliszcz. Złotorączkowców uzbrojonych w rewelacyjne pomysły na uzdrowienie charłaczej służby zdrowia, kultury lub nauki. I tak dookoła Wojtek.

Porzućmy jednak energiczne szlochy o niegdysiejszych śniegach. Wyobraźmy sobie, że wróciliśmy w przytulne ramionka PRL-u. Na jej bogoojczyźniane łono.  
*
Wyobraźmy sobie, że w trosce o ekonomiczny los przyszłego emeryta wykonano milowy krok. Pedagodzy nazywani uczonymi w niewiedzy zadecydowali, by pogonić kota małolatom: zmusić bobaski do rezygnacji ze swawolnego dzieciństwa i obciążyć je zwiększonym poborem edukacji.

Początki bywały niewesołe. Rodzice dwoili się i troili, by dzieciątko wzrastało ku chwale domowego ogniska. Dbali, chuchali, strzepywali mu spod nóg byle paproch.

Chcieli posłać je do konserwatorium dla wcześniaków, ale zrezygnowali, gdyż ludzie z kuratorium dowiedli na własnych przykładach, że nauka nie ma nic wspólnego ze szmalem, a przeciwnie; człowiek z ukończonym fakultetem ma słabe szanse w ubieganiu się o dobrze płatną synekurę.
*
Malec trafia do podstawówki, gdzie jako kandydat na przyszłego noblistę, olimpijczyka lub partyjnego mózgowca przechodzi krótki kurs pitolenia o rzeczywistej Historii. 

Facetki i kolesie z budy wypłukują mu z głowy to, co wyniósł z domu i ośmieszają to, co chce mu wpoić szkoła. W rezultacie czego zarażają go swoimi przekonaniami.

Tłumaczą, że międzyludzkie więzi, bezinteresowna miłość, lojalne zachowania, sumienie wyskubane z egoizmu, są to pieprzenia zgredów, nic nie warte zlewki uprzedzeń, guseł i rodzicielskich tyrad.

Lekcje są zbieżne z nieciekawym programem, więc  dopiero na przerwach coś się dzieje, ktoś komuś w łeb strzeli, w kiblu można odetchnąć, fajno jest. Tu zaś co? Profesor Głąb utrudnia konwersację na odlotowe tematy; drętwy facio przędzie nudne story o myszowatym Popielu. Nieproszony, wcina się ze swoimi wykładami w konkretną gadkę o dupie Maryni, nie ma więc klimatu do solidnej rozmowy.

Tak więc razem z mleczakami wyrzynają się uczniom koślawe poglądy na świat; od razu ugruntowane, bezdyskusyjne i oparte o solidne fundamenty ze światłej ignorancji.

Nareszcie pociechy kończą edukację, a jako osoby urodzone pod gwiazdą wykształconych na opak, na chama wdzierają się do populistycznych elit i stają się zblazowanymi bykami z pieluchami w zębach.
Odpowiedz
#2
Kawał felietonu, panie Owsianko. Z rozmachem, erudycyjnym zacięciem, czarnym humorem i dystansem.

W kwestii formalnej chciałabym wtrącić swoje trzy grosze. Szczerze przyznam, że nie wiem, jak obecnie wygląda sprawa edukacji szkolnej, ale za moich czasów schyłku zapyziałego Pi-er-elu to była naprawdę ważna sprawa. I wspominam z rozrzewnieniem zaangażowanie belfrów, olimpiady naukowe, niezapowiedziane klasówki, wizytacje, a nawet apele z okazji święta patrona. Nikomu nie przyszłoby do głowy zakładanie kosza na śmieci na głowę nauczyciela, choć pomysły mieliśmy dość odważne. To była młodość, której teraz nie mają okazji zaznać przedstawiciele tzw. młodego pokolenia. Chyba trzeba im współczuć.

Daję 5/5 i nominację do tekstu miesiąca.
[Obrazek: oscar.jpg]
Odpowiedz
#3
Gdyby to było takie proste. Nasze pokolenie Mirando miało szczęście funkcjonować jeszcze w okresie przed rewolucją informacyjną. Wtedy po pierwsze miało sens nauczanie informacji no i ta informacja była w miarę trwała. Rozwój zaś w większości dziedzin następował z prędkością na tyle znośną, że programy nauczania mogły za tym nadążyć...

Teraz w zasadzie szkoła stoi na poważnym rozdrożu. Informacja jest tak łatwo dostępna, że w zasadzie nie ma sensu jej uczyć. Wypadało by zaszczepić w uczniach pewien głód rzetelnej informacji i metodologię jej obróbki. No właśnie ale jak zaszczepić zamiłowanie do Nauki i rzetelnej wiedzy, kiedy ma się za konkurencję Facebuki istagramy i inne podobne badziewo? Jak "zmusić ludzi, żeby informację obrabiali a nie kopiowali? Czy wreszcie filmik obejrzany na yutube jest tak samo wartościowy jak samodzielnie wykonane doświadczenie?

Tak, że problem jest nie w tym jak kto próbuje reformować, ale raczej jaki ogólny kierunek przybrać, żeby z jednej strony nie zatracić naturalnej ciekawości dziecka, z drugiej zaś wypuścić człowieka wrażliwego i otwartego na świat z właściwie ukształtowanym systemem moralnym. Tak, że szkoła już nie będzie taka jak za naszych czasów. Musi być inna, bo i świat się zmienił...

Mówię to z całą odpowiedzialnością, jako nauczyciel z prawie ćwierćwiecznym stażem Wink

Pozdrawiam
corp by Gorzki.

[Obrazek: Piecz1.jpg]
Odpowiedz
#4
No właśnie: co robić? Według mnie przez informatyzację zubożały stosunki rodzinne... Międzyludzkie nie. Jeśli potrafi się korzystać z wirtualnych mediów. A potrafi ten, kto zna mechanizmy funkcjonowania ludzkiej psychiki. A kto zna? Tylko ten, kto ma pogłębioną wiedzę.
I tutaj wielka odpowiedzialność spoczywa na nas - pedagogach, terapeutach, rodzicach. Kto ma wskazać drogę poznania świata młodym ludziom? Kto ma wskazać alternatywę? Zamiast utyskiwać na łatwość pozyskiwania informacji, na płyciznę emocjonalną, powinniśmy swoją wiedzę upowszechniać.
Może nie jest to dobry pomysł, by powoływać się na kulturę popularną w tym miejscu, ale ostatnio odświeżyłam sobie film " Stowarzyszenie Umarłych Poetów", stąd ten entuzjazm Smile
Młodzi ludzie łakną autorytetów tak samo jak my, "starzy", kiedyś. Autorytety to jedna z podstawowych potrzeb człowieka.
Bo autorytety kształtują naszą osobowość.
[Obrazek: oscar.jpg]
Odpowiedz
#5
Dyskusja zapowiada się cacy, ale chciałbym ją rozszerzyć o nowy felieton EDUKACJA MALUCZKICH.

Gorzki

a może edukować na FB?
Odpowiedz
#6
Jak edukować, to tylko na VA Big Grin
[Obrazek: oscar.jpg]
Odpowiedz
#7
Media społecznościowe a tym bardziej FB nie mają żadnej funkcji edukacyjnej. Nawet więcej - są w takiej roli ewidentnie szkodliwe. Pokazały to dobitnie doświadczenia ze sztuczną inteligencją. Program z natury przecież neutralny uczył się tam najgorszych ludzkich cech z rasizmem i faszyzmem włącznie.

Ano właśnie - autorytetów. Edukacja to w dużej mierze kontakt uczeń - mistrz. To byłby w pewien sposób powrót do takiego naturalnego wzorca edukacyjnego, tylko jak to pogodzić z szybkością zmian?
corp by Gorzki.

[Obrazek: Piecz1.jpg]
Odpowiedz
#8
Nie bez przyczyny powoływałam się właśnie na "Stowarzyszenie Umarłych Poetów"... Autorytetu nie zdobywa się siłą, tylko serdecznością, szczerym zainteresowaniem, rozbudzaniem ciekawości, najlepiej w sposób niekonwencjonalny. Młodzież dawniejsza nie różniła się od obecnej - każdy młody człowiek jest ciekawy życia i możliwości, jakie ono oferuje. Każdy niezdemoralizowany młody człowiek dąży do osiągnięcia pewnego poziomu wiedzy, bo podświadomie zdaje sobie sprawę z tego, że wiedza to potęga. Tajemny krąg, do którego dostaje przepustkę.

Przesadzasz z tą szybkością zmian. W ostatnich dwudziestu latach doprawdy nie wydarzyła się żadna rewolucja. Ot, zmieniły się nieco nośniki informacji, ale generalnie życie nadal toczy się intensywnie w tzw. wirtualu. Ten kanał trzeba mądrze wykorzystać.
[Obrazek: oscar.jpg]
Odpowiedz
#9
Oj Mirando.... Znów nie tak prosto. Za moich czasów szkolnych, żeby zdobyć jakiś specyficzny schemat, czy kartę techniczną jakiegoś elementu odbywałem nieraz kilkutygodniową pielgrzymkę po bibliotekach. Teraz mam to w kilkanaście sekund na swoim komputerku... Ogromna część tego czego o swoim zawodzie nauczyłem się w szkole jest już nieaktualna. Książki zaś o technikach i sprzęcie komputerowym stają się przestarzałe jeszcze zanim je wydrukują..

Cytat: Każdy niezdemoralizowany młody człowiek dąży do osiągnięcia pewnego poziomu wiedzy, bo podświadomie zdaje sobie sprawę z tego, że wiedza to potęga. Tajemny krąg, do którego dostaje przepustkę.

Oj wydaje mi się, że nader optymistyczna to wizja... Z moich doświadczeń wynika, że w przypadku sporej grupy młodych ludzi to dążenie ogranicza się do pytania, jak łatwo skombinować dużo kasy i zaliczyć co ładniejsze laski....

Największym problemem jaki widzę w związku łatwością dostępu do informacji, to to, że ludzie przestali ją świadomie obrabiać, a stosują metodę kopiuj - wklej.
corp by Gorzki.

[Obrazek: Piecz1.jpg]
Odpowiedz
#10
No widzisz... Ja mam na co dzień do czynienia z dorosłymi zaburzonymi. Nie będę dyskutować, co jet łatwiejsze. Ale faktem jest, że do nikogo nie przemawiają argumenty siłowe. Każdy człowiek potrzebuje przede wszystkim wysłuchania, zrozumienia.

Łatwość dostępu do informacji - to prawdziwy problem. Nigdy jeszcze nie było tak trudno dostać się do wiarygodnych źródeł, jak teraz. I naszą rolą jest uświadamianie i wskazywanie drogi jej poszukiwania. Nauczanie, że nie można ślepo wierzyć we wszystko, czym bombarduje nas Internet.
[Obrazek: oscar.jpg]
Odpowiedz
#11
(28-03-2018, 00:12)Miranda Calle napisał(a): No widzisz... Ja mam na co dzień do czynienia z dorosłymi zaburzonymi. Nie będę dyskutować, co jet łatwiejsze. Ale faktem jest, że do nikogo nie przemawiają argumenty siłowe. 
Nie wyobrażam sobie „karcenia” dorosłych. Targania Macierewicza za uszy. W tym wieku zakreślanie granic dopuszczalności zachowań jest co najmniej nonsensem. Natomiast wyobrażam sobie w tej roli – rodziców. Kiedy robi to za nich nauczyciel, mamy do czynienia z domowymi zaniedbaniami wychowawczymi.
Odpowiedz
#12
Cały myk polega na tym, że nawet Macierewicza da się przerobić na baranka Smile Inaczej ta cała resocjalizacja nie miałaby żadnego sensu.
A to tak tylko na marginesie, bo felieton dotyka problemu edukacji, nie reedukacji.
I oczywiste jest, że wszystkie zaburzenia mają źródło w domu rodzinnym.
[Obrazek: oscar.jpg]
Odpowiedz
#13
Ano mają. Ja nie mam dzieci to się wypowiadać nie mogę. Aczkolwiek podziwiam mojego kumpla. Ma bardzo ogarniętą córkę, teraz już nastolatkę. Podglądałem jego metody wychowawcze. Niby proste triki a skuteczne. A z drugiej strony znam domy, gdzie sobie wychowują terrorystę na własnej piersi. Gorzej, że ja to muszę potem korygować...

A w resocjalizację to tak naprawdę nie bardzo wierzę... No ale może jednak się mylę.
corp by Gorzki.

[Obrazek: Piecz1.jpg]
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości