Ocena wątku:
  • 1 głosów - średnia: 4
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Namiętne Serca: Agape
#1
Natalia zawsze ubóstwiała mrok. Lubiła, gdy smętne cienie drzew owiewały sobą ponure uliczki. Uwielbiała, gdy deszcz lał się strugami, niczym masa noży wbijających się w glebę, która potem ociekała posoką. Kochała, jak kruki, zawodząc swymi skrzekliwymi głosami, siadały na strachu na wróble, którego zimne ślepia wpatrywały się tępo w przestrzeń. Tępo? Nie... z żądzą mordu.
Właśnie wracała z Janinką z treningu łyżwiarstwa figurowego.
– Cały czas nie wychodzą mi potrójne flipy... – westchnęła Janinka.
– Ja bym chciała za to umieć poczwórnego toeloopa... – westchnęła Natalia.
Wtem z bocznej uliczki wypadł jakiś golas w samej przepasce. Zaczął obłapiać Janinę i krzyczeć:
– Pomocy! Gdzie ja jestem?!
Dziewczyna zauważyła, że jegomość ma na plecach przepiękne, białe skrzydła. Od razu się w nim zakochała.
Dziewoje uznały, że pan ma nie po kolei w głowie. Zabrały go więc ze sobą do domu, by głodnego nakarmić i spragnionego napoić. Po drodze dowiedziały się, że ma na imię Michał i jest niebiańskim archaniołem.
W domu podały mu szklankę wody. Skutki odwodnienia mogą być tragiczne dla organizmu.
Michał zamiast wypić wodę jak człowiek, postawił szklankę na dywanie i jął chłeptać jak pies.
– Chłeptaj, Michale, chłeptaj – rzekła Natalia i z lubością go obserwowała.
Jej dłoń mimowolnie zacisnęła się. Już czuła, jak dzierży w niej pejcz.
Michał dostał zaraz po tym ubrania, w które chętnie się przyodział.
Janina zaczęła wypakowywać swój plecak po treningu.
– Och – archanioł wydał westchnienie zdziwienia. – Cóż to za przedziwne buty?
– To łyżwy... – wyjaśniła uprzejmie.
– Łyżwy... – powtórzył tępo. – Chodzenie w nich musi być bardzo niewygodne!
– W nich się jeździ. Po lodzie – tłumaczyła dalej.
Natalia zajrzała do lodówki.
– Kurczę, pusto w lodówce... trzeba pójść po zakupy.
Udali się we trójkę do pobliskiego supermarketu. Michał był wniebowzięty.
– Ileż tu jedzenia! – co rusz krzyczał i z emocji układał dłonie jak do modlitwy. – Jak tu pięknie!
Zwracał na siebie uwagę innych klientów.
Chciał od razu przystąpić do uczty, lecz dziewczęta wytłumaczyły mu, że najpierw za jedzenie trzeba zapłacić.
Podbiegł do stoiska z bułkami.
– Jakież pulchne te bułeczki! – wrzasnął. – Chcę taką bułkę, kupcie mi tę bułkę!
Z błagającym wyrazem twarzy wyciągnął dłoń z bułką. Janina wtedy zakochała się w nim po raz drugi tego dnia. Była to najprawdziwsza agape. Dziewczyna jednak nie mogła się doczekać do erosa.
Kupiły mu tę bułkę.
 
Michał był przywiązany do łóżka, Janinka przebrana w lateksowe łaszki stała nad nim z wielkim pejczem. DŁUGIM pejczem.
– Teraz wyznasz mi wszystkie swoje grzeszki! – powiedziała, mocno uderzając pejczem. – No, już! Spowiadaj się!
 
Janina obudziła się z krzykiem, cała spocona.
Poszła do łazienki i obmyła twarz.
– Za dużo erosa, za dużo erosa… – szepnęła do odbicia w lustrze.
Michał nocował dzisiaj u nich. Dziewczyna, chcąc nie chcąc, cały czas śniła zbereźne, pełne namiętności sny z udziałem jej i Michała.
Wyjrzała z łazienki do pokoju.
Spał jak suseł. Zwinięty milaśnie w kłębek niczym kuna. Agape. Zakochała się w nim po raz trzeci.
Natalia zaś w łóżku obok niego – rozwalona niczym rozwielitka.
Janinka podeszła do Michała.
Pragnęła ucałować go w czoło.
To agape.
Pragnęła uściskać go i nigdy nie puszczać.
To philos.
I pragnęła... oblizała dokładnie usta... zdzielić go pejczykiem.
Mmm... eros.
Nagle archanioł zmienił pozycję na łóżku. Janina podskoczyła jak na rozżarzonych węgłach. Jeszcze ją przyuważy. Jak go podgląda, jak go stalkuje, napastuje wzrokiem, roznegliżowuje w myślach, wywiera presję.
Uff... tylko zmienił ułożenie ciała na pościeli.
O, nie! On śpi goły!
Gdy przewracał się z boku na bok część kołdry odsłoniła jeden z jego nagich półdupków.
Janina w te pędy zasłoniła oczy.
Rumieńce, rumieńce, moc rumieńców!
Nadal nie patrząc, namacała coś miękkiego.
Czyżby to kołdra...? Musnęła nieco mocniej...
O Boże Przenajświętszy!
To jego pośladek!
Zasłoniła ręką usta. Och, niepoprawna, niepoprawna moja rączko! Zbeształa się w myślach.
Pewniejszym ruchem ramienia sięgnęła po kołdrę i zasłoniła rażącą nagość.
Uff... obyło się bez większych strat moralnych.
– Kocham cię, kocham cię... – wymamrotał przez sen.
Dziewczyna nie mogła uwierzyć własnym uszom! Ten przystojniacha, ciacho jakich mało i Herakles z klaty właśnie powiedział, że ją kocha!
Niemalże zemdlała, taka emocja targnęła jej ciałem. I nie dziwota, przeto właśnie wyznał jej miłość Dowódca Wojsk Anielskich. Archanioł Michał. Jej ulubieniec.
Musi przedstawić go rodzicom. I to bezzwłocznie. Jakiż zaszczyt jej się trafił.
Zaś Michał chrapał w najlepsze.
Chrap, Michale, chrap.
Nawet nie wiesz, co cię jutro czeka. Jakiż trud i znój wyłaniają się zza horyzontu.
 
Rankiem Natalia musiała odbyć poważną rozmowę z Janiną. Archanioł nadal spał. Biedak był zmęczony po niewyjaśnionym strąceniu z niebios.
– Jak to nie idziesz na trening?! – Natalia podparła się pod boki jak basza i wymierzyła w rozmówczynię spojrzenie nienawistnego rodzica.
– Jestem zakochana! – wrzasnęła skrzekliwie. – Nawet nie wiesz, jakie trele morele latają mi w brzuchu! Jakież emocje owiewają me mierne, nic nieznaczące ciałko! Czuję się jak chuda tyka otoczona przez Podmuchy Miłosnych Uniesień! Dziś w nocy Michał wyznał mi miłość! Muszę go przedstawić rodzicom! Już dzisiaj, bez zwłoki!
– Chyba nie chcesz mi wmówić, że ten wymoczek zawładnął twoim sercem – Natalia dalej drążyła dziurę w brzuchu.
– Wymoczek?! – prychnęła Janina. – Nie mów, że tobie się nie podoba!
Natalia również prychnęła, wyniośle.
– Taki sobie chłoptaś.
Na tym dysputa się zakończyła. Tego dnia Natalia sama poszła na trening łyżwiarstwa.
Janina przygotowała swemu ukochanemu jajecznicę.
Podała mu na drewnianej tacce. Chleb, jajecznica, sok mandarynkowo-truskawkowo-arbuzowy, sól – tak, żeby mógł do woli sobie dosolić (dobry myk, bo nie mógł jej pobić za to, że przesoliła jajka... chociaż... on to by mógł od czasu do czasu ją uderzyć...).
– Witaj, skarbie... – przywitała go w te słowy, gdy otworzył swe zlepione ślepka.
Michał wyjął śpiocha z kącika oka.
– Skarbie? Czemu tak dziwnie do mnie mówisz? Nie jestem chyba żadnym skarbem.
– No wiesz... gdy dwoje ludzi się kocha, to powinni do siebie miło mówić! Bo ty mnie chyba kochasz, tak czy nie?!
– Jesteś człowiekiem? – spytał Michał.
– Tak.
– Więc cię kocham. Tak zostałem zaprogramowany przez Boga.
Oczy dziewczyny przemieniły się w gwiazdy!!! Kocha ją i został tak zaprogramowany przez samego Najwyższego!
– Masz, jedz! – podała mu drewnianą tackę z jajecznicą.
– O, dziękuję, mam to zjeść? – przyjrzał się potrawie. – To wygląda jak żółta kupa! Mam jeść kupę?!
– To nie jest kupa! To ścięte jaja, ty patafianie! – szorstko zresponsowała.
Uraził ją niedocenieniem jej pichcenia.
– Hej! Mieliśmy do siebie miło mówić!
– Przepraszam, przepraszam! O ja głupiutka! Nie chcesz, nie jedz! Mogę ci zrobić rosołku albo pomidorowej!
Michał zaczął grymasić.
– I tak nie wiem, co to jest. No dobra, zjem to żółte coś. Hm, nawet dobre!
– Dosól sobie, kochanie! – wcisnęła mu w dłoń solniczkę.
Michał początkowo nie wiedział jak, ale szybko nauczył się z niej korzystać. Janina jak zahipnotyzowana patrzyła, jak z solniczki miarowo wylatuje biała substancja.
Syp, syp, syp... oblizała się zbereźnie.
Choć jajka robiła agape, to finalnie wyszedł z niej eros.
Tknęła ją nieczysta myśl, że wszystko sprowadza się do eros.
Gdy już zjadł, dziewczyna westchnęła z miłością. Jak on pięknie pobrudził się wokół ust przy jedzeniu! Tym razem przemawiała przez nią pełna i niepodzielna agape. Patrząc na jajka wokół jego warg, zakochała się w nim po raz czwarty.
– To teraz muszę cię przedstawić rodzicom!
– Co?! – Michał nie dowierzał. – Muszę znaleźć sposób, aby wrócić do nieba! Nie mam pojęcia, co się stało, że trafiłem do waszego, śmiertelnego świata. Chcę znów dowodzić niebiańskimi legionami! A nic nie robię, tylko siedzę i żrę jakieś ścięte jaja!
To moja miłość cię tu ściągnęła!
Pomyślała, lecz nie powiedziała na głos.
– Och, zdążysz tam wrócić! A etykieta wymaga, abyś poznał moich rodziców.
Michał zmarszczył się.
– Wy, śmiertelnicy, macie dziwne zwyczaje tutaj. Niech będzie... skoro takie panują u was zasady, to proszę bardzo, zapoznaj mnie ze swymi rodzicielami.
Poszli do sklepu z odzieżą.
Michał przebrał się najschludniej i najładniej jak umiał, a właściwie to przebrała go Janina. Nienaganny T-shirt z nowoczesnym napisem Quis ut Deus, schludny dżins. Przyduży, aby archanioł emanował luzackością (tę cechę cenił Zygmunt, ojciec dziewczyny) oraz skórzane buty o sportowym designie (matka Janiny, Elżbieta, ubóstwiała skórę opinającą się na stopach sportowców).
 
Dzyyyń, dzyyyń!
Zadzwonili do drzwi.
Otworzył Zygmunt. Zmierzył mężczyznę stojącego przed nim krytycznym wejrzeniem. Najdłużej jego wzrok zatrzymał się na dżinsach i stał się wtedy na chwilkę jakby mniej srogi.
– Kogóż to do nas przyprowadzasz? – spytał oschle.
– Tato, to mój nowy narzeczony! Michał! – Janina nie bawiła się w owijanie w bawełnę.
– Znowu? To już piąty w tym kwartale...
– Ale ten jest inny, ten...!
– Powtarzasz to za każdym razem. No nic... zapraszam, panie Michale. Chyba wypada, abyśmy się poznali co nieco.
– Dzień dobry – archanioł przywitał się z nowo poznanym człowiekiem.
Zasiedli przy stole we trójkę, Elżbieta na chwilę wyłoniła się z kuchni, aby przywitać jegomościa. Wymienili krótkie i nienarzucające się uprzejmości i matka Janiny ponownie zniknęła tajemniczo w czeluściach kuchni.
– To od kiedy się znacie? – spytał rzeczowo Zygmunt.
– Od wczoraj – rzekł Michał.
Dziewczyna zaśmiała się. Jej śmiech był bardzo zaraźliwy, więc wszyscy tutaj zebrani również lekko się zaśmiali.
– Och, przedni żart, Michale! Znamy się od roku!
– Jak to od roku?! Właśnie złamałaś czwarte i ósme przykazanie!
Janina kopnęła Michała pod stołem.
Nie wiedział, o co jej chodzi.
Do salonu weszła Elżbieta, niosąc na talerzu pokrojonego arbuza.
– Na pewno jesteś głodny, Michale...
Oczy Janiny zmieniły się w kosmicznych wielkości spodki.
– O, nie! Nie tym razem, nie ma mowy, nie-e! – wstała od stołu i stanęła pomiędzy nim, a matką.
Michał czuł się skonfundowany.
Janina na chwilę go przeprosiła i udała się na stronę z ojcem.
– Tato, nie tym razem, on jest inny! Nie zasługuje na to!
Zygmunt niespiesznie mlasnął wargami, znać było, że to co zaraz powie przyniesie mu ogromną satysfakcję.
– Michał jako twój przyszły mąż musi pomyślnie przejść Próbę Arbuza. Jeśli będzie zbyt głośno siorbał przy jedzeniu arbuza lub zbytnio pobrudzi stół, to nie otrzymacie mojego błogosławieństwa.
– Ale go się nie da jeść bez siorbania, ma w sobie zbyt dużo wody! Przez tę twoją Próbę Arbuza nigdy nie wyjdę za mąż! Nikt jeszcze jej nie przeszedł! Wiesz, ile związków mi się przez to posypało!
– Dokładnie siedemdziesiąt sześć! Michał jest siedemdziesiąty siódmy – Zygmunt popisał się zimną kalkulacją.
Ostatecznie stanęło na tym, że Michał miał zjeść arbuza.
Zygmunt wlepił w niego swój Szacujący Wzrok Zimnej Kalkulacji.
Pierwsze, co archanioł zrobił, to dźgnął owoc palcem.
– Hm... – zastanowił się na głos.
Poprzednio otrzymał sztućce, teraz nie. Domyślił się więc, że musi jeść rękoma. Taka dola.
Nieapetycznie zatopił palce w miąższu owocu i oderwał sobie kawałek.
– Nie, nie, kochanie... – Janina go upomniała – zatapiaj w niego zęby!
Michał pojął w lot. Jakby nie patrzeć bardzo szybko uczył się ludzkich zasad i obyczajów.
Zatopił więc weń kły.
Och, jak mokro!!!
Siorb, siorb, siorb!
Siorb!
Zygmunt spojrzał srożej, Michał nie przestawał intensywnie siorbać.
Oblał sokiem swojego nowego T-shirta.
Zygmunt trzasnął pięścią w stół.
– No nie! Z takim siorbaniem to możesz zapomnieć o mojej córce! Jesteś najgorszy z wszystkich siedemdziesięciu siedmiu kandydatów! Koniec! Nie będzie mojego błogosławieństwa!
Jako że Michał nie przeszedł Próby Arbuza, mogli teraz razem zasiąść do normalnego posiłku.
Zygmunt i Ela po jednej stronie stołu, archanioł i Janina po drugiej. Na stół podano zrolowaną iguanę, halibuta z miętą, sok malinowo-żurawinowy, pistacje w miodzie oraz naleśniki z rabarbarem i kminkiem.
– Wiem, że to może zbyt osobiste pytanie, lecz... – zwrócił się Zygmunt do Michała – czy ty i moja córka bawicie się w sado-maso?
Michał i Janina wymienili spojrzenia.
– Wiesz, co to jest sado-maso? – upewnił się Zygmunt.
– Akurat tak! – ucieszył się narzeczony, że może pochwalić się wiedzą. – Jezus Chrystus coś o tym ostatnio czytał i oglądał z pasją jakieś filmiki, więc wszyscy w niebie siłą rzeczy o tym słyszeli.
– W niebie? – tata z trudem przełknął iguanę. – Córko, czy ty przyprowadziłaś do mnie uciekiniera z zakładu psychiatrycznego?
– Nie, Michał ma po prostu bardzo specyficzne poczucie humoru – odparła.
– A te skrzydła na jego plecach, to... – zaczął ojciec.
– To taka nowa moda! – Janina weszła mu w zdanie.
Zygmunt spojrzał spode łba na córkę, oczy podkrążyły mu się co niemiara.
– Czy ty aby czasem nie przyprowadziłaś do mnie anioła?
Zapadła niezręczna cisza.
Wnet Zygmunt się zaśmiał.
– Och, oczywiście żartowałem! Cha, cha! Anioły przecież nie spadają ot tak z nieba! Cha, cha!
– No, nie! – przyznała Janina – Michał to najnormalniejszy chłopak!
Liczyła na to, że jeszcze przekona do niego rodziców, lecz Próba Arbuza świadczyła bardzo na niekorzyść. Niemalże niemożliwością było ponownie wkupienie się w ich łaski.
Nagle coś gruchnęło!
BUM!
Ściana domostwa runęła.
W powstałej dziurze ukazała się lewitująca Natalia.
Otoczona była przez purpurową, złowrogą aurę.
– Ona nie zasługuje na Michała! – wrzasnęła, opluwając sobie brodę. – Jej agape przyćmiewa erosa! Michał jest mój! Mój!!!
Janina nie mogła uwierzyć własnym oczom. Jej rodzice także.
– Ona jest opętana! – wrzasnął Zygmunt.
– Cóż za nieczysta siła... – mruknął Michał. – To nie jest opętanie! To Objawienie Kakofonii Duszy! Czerpie moc z własnych sił witalnych!
Janina nie mogła uwierzyć własnym oczom.
– Przecież mówiłaś, że Michał ci się nie podoba! – krzyknęła do przyjaciółki.
– Kłamałam, głupia! – Natalia znów się opluła z emocji.
Nagle zza jej pleców wyleciało osiem potwornych węgorzy płonących żywym ogniem.
– To Gorejące Żmije Erosa! – zląkł się Michał.
Węgorze potrafiły latać. Cztery z nich oplotło się wokół kostek Michała i jego przegubów. Pozostałe cztery uczyniły to samo z Janiną. Węgorze unieruchomiły swe ofiary, rozpościerając ich kończyny.
Zygmunt odpalił szybko smartfona i zaczął kręcić filmik. Natalii to nie przeszkadzało, wręcz napaliła się jeszcze bardziej.
Natalia podleciała do Michała. Jednym ruchem ramienia zdarła z niego T-shirta Quis ut Deus.
Na raz wtedy rozbrzmiała skądś francuska wersja Belle z Notre Dame de Paris.
Dziewczyna wysunęła niezwykle DŁUGI język (sięgał jej gdzieś do piersi) i oblizała nim nagi tors Michała.
Po tym ich twarze niebezpiecznie się zbliżyły.
– Cześć, Michaś! Chcę cię zjeść! – powiedziała zalotnie.
Belle nadal pięknie wybrzmiewała, podkreślając piękno ulotnej chwili. Natalia podjarała się na maksa.
– Na pomoc! Niech mi ktoś pomoże! – Michał zaczął wrzeszczeć (po upadku na ziemię stracił wszystkie niebiańskie moce).
W magiczny sposób w dłoni Natalii zmaterializował się POTĘŻNY pejcz. Zdzieliła nim Janinę.
– A tobą też się zajmę, maleńka! – oblizała się sprośnie. – Po kolei, po kolei! Jak tylko skończę z Michasiem, to nasze gołe klaty udadzą się w namiętny tan!
Natalia uwielbiała FOS*, również ten żeńsko-żeński.
Natalia zawsze ubóstwiała mrok.
Zaśmiała się zbereźnie pod noskiem. Wyjęła z pochwy nóż. Oblizała jego ostrze.
Zygmunt z pasją kamerował.
– Boisz się, Michaś? – spytała archanioła.
Cenzura, cenzura i jeszcze więcej cenzury.
 
Po wydarzeniach tamtego dnia w Janinę wstąpiła jakaś moc twórcza nie z tej ziemi. Przygotowała niesamowity układ na łyżwach do Belle, pełen agape i erosa. Dwie te emocje aż wylewały się z jej układu, gdy go odtwarzała na kolejnych etapach zawodów. Zdobyła również dzięki niemu pierwsze miejsce na podium Grand Prix.
A później przyszedł dołek weny.
Musiała chyba na swój odreagować napaść Natalii, a gdy już odreagowała, emocje opadły, niczym martwy gołąb upada na chodnik.
Michał po całym tym zajściu obraził się na obie dziewczyny i pomimo licznych telefonów od Janiny nie odzywał się. Agape i eros dziewczyny znalazły się w potrzasku, nie mogąc znaleźć ujścia.
Michał żył dalej na ziemi i oswajał się z tutejszymi zwyczajami.
Janina zaś zaczęła chodzić do baru i spijać się, już zawsze towarzyszyła jej melodia Belle. Nie mogła odżałować, że już nie kocha jej niebiański archanioł. Jej największe marzenie legło w gruzach, świat zapadał jej się pod stopami.
Pewnego dnia udała się nawet na Wzgórze Wisielców i pragnęła podjąć tam próbę samobójczą, lecz ostatecznie zdecydowała się pozostać żywym trupem.
Belle cały czas ją prześladowała.
Pewnego razu barman odważył się do niej zagadać (zazwyczaj nalewał jej tylko kolejne szoty, stroniąc od jej aury rozpaczy). W radiu akurat leciała Belle.
– Nie wygląda pani na szczęśliwą.
Prychnęła.
– Nic ci do moich problemów! – odwarknęła.
– Tak się składa, że mogę pomóc – zagadał śmiało. – Co się stało? Pieniądze, miłość, sława? Co poszło nie tak?
Barman miał czarne oczy, czarne włosy ulizane perfekcyjnie do tyłu i piekielnie czarny ubiór.
– Wystarczy jeden podpis i wszystkie problemy rozwiążą się same – podsunął jej pod nos cyrograf.
Do ręki włożył jej pióro.
Janina nie mogła się oprzeć, aby nie zbliżyć stalówki do papieru.
Dłoń przemożnie jej drżała!
Pióro zastygło nad kartką papieru!
Janina strzeliła sobie szota!
W radiu leciała Belle!
Z pióra zleciała kropla tuszu.
Kap!
 
KONIEC CZĘŚCI PIERWSZEJ

* FOS - parowanie się osobników tej samej płci
Jedząc arbuza nie zdawałem sobie sprawy, że to robię i kiedy już się zorientowałem, zauważyłem, że pożeram rafę kolorową na dnie oceanu.
Odpowiedz
#2
Cytat:Wnet z bocznej uliczki wypadł jakiś golas w samej przepasce!

Wnet --> Wtem
Bez wykrzyknika.

Ogólna uwaga dotycząca znaku wykrzyknienia - w prozie używamy go tylko w zapisie dialogowym, nigdy w opisach.


Cytat:Janinka przyuważyła, że jegomość ma na plecach przepiękne, białe skrzydła!

przyuważyła --> zauważyła
Bez wykrzyknika (uwaga jak wyżej Smile )


Cytat:W domu już podały mu najsampierw szklankę wody.

Bez "już" i "najsampierw".


Cytat:Michał był wniebowzięty!

Bez wykrzyknika Smile


Cytat:z wielkim pejczem. DŁUGIM pejczem.

---> z wielkim, długim pejczem.

Cytat:mocno uderzając pejczem po ciele archanioła
Bez "po ciele archanioła" (niepotrzebne dopowiedzenie)


Cytat:Janina obudziła się z krzykiem, cała spocona.

To zdanie powinno być poprzedzone enterem - wszak to nie kontynuacja fantazji Smile


Cytat:Nagle archanioł zmienił pozycję na łóżku! Janina podskoczyła jak na rozżarzonych węgłach!


Cytat:Gdy przewracał się z boku na bok część kołdry odsłoniła jeden z jego nagich półdupków!
Janina w te pędy zasłoniła oczy!
Rumieńce, rumieńce, moc rumieńców!

Cytat:O Boże Przenajświętszy!
To jego pośladek!


Cytat:Pewniejszym ruchem ramienia sięgnęła po kołdrę i zasłoniła rażącą nagość!


Cytat:Janina nie mogła uwierzyć własnym uszom! Ten przystojniacha, ciacho jakich mało i Herakles z klaty właśnie powiedział, że ją kocha!
Niemalże zemdlała, taka emocja targnęła jej ciałem! I nie dziwota, przeto właśnie wyznał jej miłość Dowódca Wojsk Anielskich! Archanioł Michał! Jej ulubieniec!
Musi przedstawić go rodzicom! I to bezzwłocznie! Jakiż zaszczyt jej się trafił!


Cytat:Oczy Janiny przemieniły się w gwiazdy!!! Kocha ją i został tak zaprogramowany przez samego Najwyższego!


Cytat:Nagle coś gruchnęło!!!
BUM!
Ściana domostwa runęła!
W powstałej dziurze ukazała się lewitująca Natalia!

Cytat:Dłoń przemożnie jej drżała!
Pióro zastygło nad kartką papieru!
Janina strzeliła sobie szota!
W radiu leciała Belle!

Usuń wykrzykniki! Wink


Cytat:– Dzień dobry – archanioł przywitał się z nowopoznanym człowiekiem

nowo poznanym


Cytat:Janiny oczy zmieniły się w kosmicznych wielkości spodki!
Oczy Janiny.
I bez wykrzyknika!

Cytat:Dziewczyna wysunęła niezwykle DŁUGI język
długi


Cytat:W magiczny sposób w dłoni Natalii zmaterializował się POTĘŻNY pejcz.

potężny


Cały tekst przejrzyj i skoryguj pod kątem powtórzeń. Strasznie dużo tej "Janinki" Smile

Powiem Ci, że ubawiłam się setnie przy Twoim opowiadaniu. Mimo licznych usterek (strasznie drażniące te wykrzykniki!!!!  Dodgy  ) , tekst jest lekki i zabawny. 
Pssst... Szkoda, że ocenzurowałeś to i owo Wink

Jeszcze tu wrócę. 
Jeśli zdecydujesz się nanieść poprawki, pomyślę nad oceną.
[Obrazek: oscar.jpg]
Odpowiedz
#3
Następnym razem nie będzie cenzury!  Wink
Poprawię niedługo.
Ale tymi wykrzyknikami to mnie zaskoczyłaś!
Zawsze z nich tak korzystałem, nie mogłyby zostać, tytułem wyjątku? Big Grin
Te wyrazy celowo pisałem dużymi literami, bo to miał być podtekst.
DŁUGI, POTĘŻNY... wiadomo, co mężczyzna może mieć długiego lub potężnego  Cool
Jedząc arbuza nie zdawałem sobie sprawy, że to robię i kiedy już się zorientowałem, zauważyłem, że pożeram rafę kolorową na dnie oceanu.
Odpowiedz
#4
Oki, niech te wielkie litery określające maczugę zostaną Smile
Ale wykrzykników jest zdecydowanie za dużo. Ja rozumiem, że to celowy zabieg, mający na celu podkreślenie satyrycznego charakteru utworu, ale.... Co za dużo, to niezdrowo.
Uwierz mi na SŁOWO Big Grin
[Obrazek: oscar.jpg]
Odpowiedz
#5
Dobra, posłucham mądrzejszych  Wink
Ograniczę wykrzykniki do minimum.
Jedząc arbuza nie zdawałem sobie sprawy, że to robię i kiedy już się zorientowałem, zauważyłem, że pożeram rafę kolorową na dnie oceanu.
Odpowiedz
#6
Widzę, że popracowałeś nad tekstem. No, teraz mogę z czystym sumieniem postawić 4/5.
Ależ masz odjechane pomysły Smile
Czekam na kolejne części.
[Obrazek: oscar.jpg]
Odpowiedz
#7
Pozwolę sobie być oszczędniejszy w słowach. Tekst a i owszem da się przeczytać, uśmiech pojawi się na chwilę, ale to w zasadzie wszystko. Nie powiem, zgrabnie napisany, ale brakuje mu czegoś. Może pewnej głębi?

Pozdrawiam serdecznie
corp by Gorzki.

[Obrazek: Piecz1.jpg]
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości