13-02-2018, 20:12
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 13-02-2018, 20:30 przez Marcin Sztelak.)
Jeden z braci Karamazow był sukinsynem, teza łatwa do udowodnienia. A tu wciąż pada, za przyczyną moich dziurawych butów i nagromadzenia cumulonimbusów.
Czas uciekać, zza rogu korytarza tłumek kolarzy w obcisłych spodenkach. Proste skojarzenie z baletem i bladość na twarzy zakwita. Takie jezioro łabędzie na peleton i bidon. Z napojem energetyzującym. Jakby prąd miał coś wspólnego z tym szaleństwem. Tymczasem pod sklepem na bieżąco rozgrywa się scena Szekspirowska albo zwyczajne mordobicie.
Kwestia smaku i paru dupereli zbędnych do życia.
Jestem chory na paragrafy, tkwią drzazgą w oku. Przez tę ślepotę nie trafiam do ubikacji, ustawicznie potykam się na progu. A wczoraj, przykładowo, spędziłem noc w cudzym łóżku. Zresztą może była to izba wytrzeźwień, dla wytrawnych holików.
Skutek był raczej odwrotny, zataczam się pomiędzy piwnicą a strychem. Prawdopodobnie to będzie jakieś sto lat bieganiny.
Zważywszy na nagie fakty. A listonosz zamurował wyjścia ewakuacyjne, których tu nigdy nie było.
Czas uciekać, zza rogu korytarza tłumek kolarzy w obcisłych spodenkach. Proste skojarzenie z baletem i bladość na twarzy zakwita. Takie jezioro łabędzie na peleton i bidon. Z napojem energetyzującym. Jakby prąd miał coś wspólnego z tym szaleństwem. Tymczasem pod sklepem na bieżąco rozgrywa się scena Szekspirowska albo zwyczajne mordobicie.
Kwestia smaku i paru dupereli zbędnych do życia.
Jestem chory na paragrafy, tkwią drzazgą w oku. Przez tę ślepotę nie trafiam do ubikacji, ustawicznie potykam się na progu. A wczoraj, przykładowo, spędziłem noc w cudzym łóżku. Zresztą może była to izba wytrzeźwień, dla wytrawnych holików.
Skutek był raczej odwrotny, zataczam się pomiędzy piwnicą a strychem. Prawdopodobnie to będzie jakieś sto lat bieganiny.
Zważywszy na nagie fakty. A listonosz zamurował wyjścia ewakuacyjne, których tu nigdy nie było.