W krzakach rośnie gatunek pokrzywy - dzikie zioło.
Wzięte w zęby dno kwiatowe puszcza śladową ilość soku jak pamięć.
Byliśmy przy pierwszych ścieraniach naskórka, bez poczucia wstydu, z tej samej ulicy. Wystarczało powiedzieć - chodź, i kładłaś się, wykluwałaś na wcześniej wydeptanej zieleni. Obok gniazdowały ptaki, niektóre tak jak my tylko jeden sezon.
Wiem, że potrafisz mieć mnie przy powitalnym dzikim winie wzdłuż płotu, podzielić się z tą podprowadzoną komuś, dla mnie blondynką. Załopotała, otwierają mi się oczy na wiatr pomiędzy palcami. To dobra kobieta. Z grzebiących w ziemi, moich plecach i włosach.
Dopijemy popołudniową sąsiedzką herbatę, jej piegi wyjdą na rójkę.
Zaparzy się dla mnie, zielona.