Ocena wątku:
  • 1 głosów - średnia: 5
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Przebiśnieg
#1
Nie wiem, jaki jest kolor tego deszczu i jaki on jest.
Świąteczny na pewno, choć w kontekście Bożego Narodzenia, głupio to brzmi.
W zasadzie powinien być biały i wolno spadać. Zamarznięty w kryształach.
Zakrywać szarość, psie kupy na trawnikach i przynieść jakąś ulgę skołowanemu światu.
Mnie też.
A on jest na początku czarny.
Bo jest noc, więc zlewa się z barwą tego czasu.
Potem przezroczysty, kiedy spotyka się z szybą samochodu.
Taki kameleon mojej egzystencji i sam już nie wiem, jakim jestem deszczem.


Pukanie w drzwi samochodu budzi mnie z drzemki. Jedynej przyjaciółki, która zaprasza mnie w najpiękniejszy świat nieobecności.
Dobrze, że zgasiłem silnik po dogrzaniu się.
- Dokumenty proszę. – Policjant ma znudzoną minę i pewnie szlag go trafia na dyżur w wigilię. - Dlaczego pan tu śpi w samochodzie? Święta są. Ludzie zgłosili sytuację.
Oczy mam zaropiałe i trochę cuchnę. Mój dom jest dwieście metrów stąd, ale nie mam prawa wstępu.
Nawet umyć się nie mogę. Taki los kataryniarza w poście, który pomylił zapusty z czasem popiołu.
Chyba święta mi się pomyliły, choć pogoda podobna.
- Mieliśmy informację, że od kilku dni stoi w lesie samochód z przebywającą tam osobą. Pan pozwoli z nami.


Deszcz pada nieustannie. Nie umiem go rozszyfrować.
Co chcesz mi powiedzieć?
Znany mi szpital, choć wspomnienia o nim łaskoczą mój brzuch, jak motyle w czasie burdelowych wariacji.
Psychiczna perwersja i wyuzdanie. Osobowościowy pornos
- Proszę tu podpisać. Tu dmuchnąć. Tam stanąć. Dotąd przejść. Się zatrzymać...
- Mogę do kibla?
Wychodzę z dyżurki, słuchając narzekań policjanta i pielęgniarki na świąteczne obowiązki zawodowe.
Wymykam się poza teren szpitala i uciekam na rynek miasteczka.
Jest bus, więc wracam.
Do domu?


Długo i czujnie obserwowałem samochód. Czy gdzieś się nie czają.
Pewnie im się nie chciało.
Odpalam i przestawiam auto bardziej w głąb lasu.

"Schody do nieba". /Dźwięk mojego telefonu./

Cholera, kto mnie znowu budzi?! Jestem wściekły, bo sen jest moją najwyższą wartością. Oszukańczy i nie przynoszący wypoczynku, ale zawsze sen.Takie małe nieistnienie.
Natrętny dźwięk dzwonka telefonu, nie pozwala się zapaść. To melodia „Schody do nieba”.Szalenie symptomatyczny kawałek.
- Synu, tak się martwimy, co się z tobą dzieje. Tata prosi o opamiętanie. Da się, a przecież wiesz, że jemu można wierzyć.
- Mama?
- A kto? Nie poznajesz?
Chrząkam, aby odwlec odpowiedź. Doskonale wiem, że ona. Ale nie mam pojęcia, co mam odpowiedzieć.
Mam nieodparte wrażenie, że ona wszystko wie. Nawet dalej widzi, niż teraźniejszość.
- Mamo, będzie dobrze. Nie przejmuj się... Halo... halo... coś przerywa...
To najprostszy sposób wybrnięcia.
- Halo... synu... jesteśmy.
Z ulgą rozłączam się.
I nagle uświadamiam sobie, że obydwoje nie żyją już od dwudziestu lat.
Patrzę na telefon, gorączkowo wciskam przyciski połączeń i nie ma tam nic.


Czas zamienia się w biały deszcz.
Nareszcie.
Ukryty głęboko w lesie mogę czasami wyjść i patrzeć na wirujące kłębki mojego zapomnienia.
Tu mnie jeszcze nie znaleźli, albo nie chcą znaleźć.
Nawet Morfeusz mnie opuścił i rzuca jakieś ochłapy powidoków, nie dających czegokolwiek, poza kolejnymi telefonami.
Przyjaciół i wrogów.
Sami są czasami nieświadomi swojej roli.
Klękam w białym puchu i nacieram twarz. Potem rozsuwam bluzę i doświadczam ciało, zimnem.
Pomaga na chwilę.

"Schody do nieba".

- Dlaczego dzwonisz? Jesteś ukrytym demonem mnie samego. Nikt nie lubi własnych demonów.
- Bo Cię kocham.
Wcieram kolejną porcję śniegu.
- Chcesz mnie zabić?
- Jeśli będzie trzeba...?
Nawet widzę ten nierozumiejący uśmiech.
Chce mnie. Mojego, chorego, ja.
Nie mogę oddać tej resztki. Tylko tyle mi zostało.
Dlatego nie istniejesz, choć jesteś.
- Połączenie zakończone – mówi mechaniczny głos w słuchawce.




Ale laskę przyjęli w „Groszku”!
Wysoka, kształtna i wzbudza chęci (chuci).
Nawet pyszczycho ma ładne. Cud mniemany w pańskim Jeruzalem.
I pogadać można.
Po natarciu śniegiem, wytarciu ręcznikiem, dezodorancie „Old Spice” i jeszcze kilku sztuczkom, odważam się wyjść do ludzi, drugiego dnia świąt.
Zresztą muszę, bo..., trzeba się kontaktować z przedstawicielami swojego gatunku.
Ileż można żyć w lesie?
Dziewczę jest trochę głupie, ale nie to stanowi o istocie jej atrakcyjności.
A powinno.

"Schody do nieba"

- Dlaczego jesteś? Dlaczego to robisz? Dlaczego cierpię i tak niewiele mogę?
- Nie wiem. Nieba bym ci przychylił, a daję piekło.
- Dajesz.
Cisza w słuchawce. Zbyt długa i boję się, że jej już tam nie ma.
Że rozłączyła się i powiedziała „Dość”.
- Jesteś?
- Jestem.
Z ogromną ulgą wyłączam się.


Mam letnie opony, a tu śnieg. Szykuje się taniec pingwina na szkle, ale coś muszę zrobić.
Gdzieś jechać, coś powiedzieć, kogoś oszukać.
Najlepiej siebie.
Powiedzieć, że może będzie dobrze, że się ogarnę.
Wyjdę z tej leśnej głuszy, ominę policajów i dojadę do jakiegoś miejsca w przestrzeni i czasie.

"Schody do nieba".

- Skrzywdziłeś nas. Mnie, dzieci i własny świat.
- Wiem, ale nie dało się inaczej go urządzić. Nie rządzę sobą i własnymi uczuciami.
One są. Przypływają jak nieuchronny prąd morza. Są niezmienne.
Otaczają mnie i mówią: Jesteś mały. Leśny ludek, który walczy o przetrwanie.
Rąbie drwa, aby wydobyć z nich trochę ciepła.
Ucieka przed władzą, a ona ma rację ze swoim prawem.
Odbiera telefony, choć nie korzysta z rad mądrzejszych.
Mówi: Mogłeś mieć wiele, a masz tylko drwa.
Spłoną.
- Ale teraz są. Teraz płynie Golfsztrom.
- Jak chcesz.


Odpaliłem maszynę.
Strasznie ciężko ją zatankować, gadając półgębkiem z pracownikiem stacji.
Kierować oddech na ścianę i trzęsąc się ze strachu, że wykona jakiś telefon.
Podobno mam farta. Kiedy widać już dno, jakaś łapka wyciąga mnie z otchłani i mówi, że jeszcze nie czas.
Zobaczymy.
Na razie trzeba mi dużo świątecznego śniegu.
Odpowiedz
#2
Znów zaskakująco dobry tekst, chociaż niewątpliwie trudny. Czytając mam wrażenie, że zaglądam do światów w których nigdy nie byłem. Trudne to światy, zawiązane zdaje się, w węzeł znacznie bardziej skomplikowany niż ten gordyjski.

Słowem - kolejne dobre opowiadanie na Twoim koncie.

Pozdrawiam serdecznie.
corp by Gorzki.

[Obrazek: Piecz1.jpg]
Odpowiedz
#3
Dzięki, Gorzki.
Moim zdaniem, nie sztuka napisać tekst z rekwizytami i wydarzeniami.
Trochę taki reportaż.
Tu nie ma ani jednej nazwy przedmiotu, czy miejsca dotyczącego problemu.
A jednak każdy wie, o co chodzi.
Opisać sprawę przez metafory, symbole czy drobne, a znaczące wydarzenia.
A węzeł? Jak to węzeł - sam się kiedyś rozwiąże.
Trochę na kolanie pisany, to jest trochę niedociągnięć, ale u mnie to norma.
Odpowiedz
#4
Powiedziałabym, że to kawał naprawdę dobrej prozy. Ale to nie byłoby fair. Tak jak zachwyt nad zdjęciami z konkursu World Press Photo.
[Obrazek: oscar.jpg]
Odpowiedz
#5
Następny będzie o umieraniu.
Zgodnie z prośbą i życzeniami dla mnie.
Dzięki.
Odpowiedz
#6
(28-12-2017, 18:42)mirek13 napisał(a): Następny będzie o umieraniu.
Zgodnie z prośbą i życzeniami dla mnie.
Dzięki.

Jeśli następny będzie z dedykacją dla mnie, to poproszę o miłości.
When we dance, angels will run and hide their wings...
[Obrazek: oscar.jpg]
Odpowiedz
#7
Twój "skil" moim zdaniem, to właśnie umiejętność pisania tekstów emocjonalnych. Nie będę Ci kadził, ale przede wszystkim, nawet gdybym nie zgadzał się absolutnie z punktem widzenia przedstawionym w tekście, to zazwyczaj i tak mi się on podoba. Po drugie, Miejsca i przedmioty tam są, ale "w domyśle". Istnieją nienachalnie, tak właśnie jak lubię. Wyobraźnia dobudowuje je gdzie trzeba. Po prosty taką masz smykałkę.
No ale starczy tego podkadzania.

Mirando, Mirku.... Prosiłbym jednak bez wbijania sobie szpilek. Nawet w sposób subtelny. Naprawdę, bardzo proszę.

Pozdrawiam serdecznie.
corp by Gorzki.

[Obrazek: Piecz1.jpg]
Odpowiedz
#8
Krótko, bo piszę popsutym długopisem Wink.
Mam wrażenie, że więcej tu poezji, niż w niejednym (także Twoim) wierszu. Piękna, melodyjna opowieść, i to opowieść wigilijna. Od tej dickensowskiej odróżnia ją otwarte zakończenie. Bohater - Przebiśnieg (kurczę, tytuł rewelka), czeka na swój oczyszczający, kojący śnieg, na wiosnę.
Bardzo dobra, klimatyczna proza.
Odpowiedz
#9
Koleżanka długo w tym kosmosie, bo nie widziałem ostatnio.
Ruskie długopisy często się psują.
Poezji, powiadasz... Ratoń?
Jak widać, wigilie bywają różne.
Dzięks.
Odpowiedz
#10
Cytat:Ruskie długopisy często się psują.
Jedna Niemka mi popsuła Big Grin
Cytat:Ratoń
To wiele wyjaśnia...
Odpowiedz
#11
Suty jej wykręcić za to szkodnictwo!
Odpowiedz
#12
Kiedy ja ją uwielbiam...
Odpowiedz
#13
Pomijając wszystko, to wszystkie Niemry są paskudne, a to uwielbienie to obrzydliwy kosmopolityzm i brak patriotyzmu.
Odpowiedz
#14
Odszczekaj, bo to cudna istota. A co do braku patriotyzmu, to jest nawet gorzej - jestem za pomocą puszczy i uchodźcom...
Odpowiedz
#15
To się dobrze nawet składa.
Ja jestem uchodźcą w Puszczy Świętokrzyskiej.
Jak widać z tekstu. Blush
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości