22-12-2017, 14:12
(22-12-2017, 14:07)BEL6 napisał(a): Do zakończenia miałam w głowie, że to bardzo dobry tekst. Tylko nie rozumiem za cholerę, po co w zakończeniu wracać do tego ojca. Ale może to kwestia dłuższego wyjaśnienia, nie wiem. Podobała mi się opowieść, nie podobało mi się zakończenie.
Bel! Dzięki
Rozwiązanie tego dylematu jest proste: w pierwszej wersji opowiadania końcówka była inna.
Oto ona:
[Pólnica - alternatywna wersja zakończenia]
Drzewa rozdrapały niebo do czerwoności, aż lunęło lodowatym deszczem, ścieżki zamieniły się w rwące strumienie. Ślizgał się po uciekającej spod stóp ziemi, zderzał z drzewami zagradzającymi mu drogę. Las zwodził go, igrał w berka i podchody, zastawiał pułapki.
Zatrzymał się, dysząc ciężko. Nagle tuż przy uchu usłyszał głos Zofki. Aż podskoczył z przerażenia.
– Nie jesteś dobrym człowiekiem. Oszukałeś mnie, a teraz poniesiesz za to karę. Zabiorę twoją duszę, zagnieżdżę się w twojej głowie, będę patrzeć na świat twoimi oczami. Będę czuć twoją gorycz i wściekłość, nienawiść i pogardę – szeptała swoim niewyraźnym, dyszącym głosem.
Obejrzał się. Jej oczy były całkiem czarne, nie było w nich światła. Uroczne oczy.
– Nie kochałeś mnie – wyświszczała z pogardą. – Zawsze kochałeś tylko siebie… Dlatego zabiłeś ojczyma…
Próbował coś z siebie wydusić, gdy nagle jej twarz zaczęła się zmieniać. Skóra sczerniała, skurczyła się, odsłaniając nagą szczękę, a postać nienaturalnie wydłużyła się i straciła proporcje. Oto stała przed nim maszkara odzwierciedlająca wszystkie jego lęki, wyobrażenia o smerti, biła i welyka…
– Zzza ccco…? – wyjąkał, struchlały ze strachu, gdy jej długie, ostre szpony dotknęły jego piersi.
Padł na kolana i po raz pierwszy od dawna zaczął się modlić.
A las wył i ujadał do utraty tchu, szarpiąc się z wichurą; nie słychać było nic więcej.