Ocena wątku:
  • 1 głosów - średnia: 4
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Pólnica
#1
[z dedykacją dla Mistrza Happy Endów]

Marko od dzieciństwa miał tylko jedno marzenie: mieszkać w lesie. Tylko tam był bezpieczny, nikt się nad nim nie znęcał i nie wyśmiewał z jego jąkania. I jedzenia było pod dostatkiem: ryby, dzikie owoce, rośliny, jaja ptaków i węży. W domu zawsze był głodny. Mieszkał z ojczymem, który bywał bardzo agresywny. Marko często musiał uciekać przed jego gniewem. Nieraz mieszkał w lesie kilka dni.

Bardzo nie lubił miasta, z jego wszechobecnym brudem, smrodem i brzydotą. A przede wszystkim nieprzebraną ciżbą wulgarnych, śmierdzących, wrzeszczących ludzi, których bał się jak ognia.
Traf chciał, że to właśnie ogień odmienił jego życie. Wiecznie pijany ojczym spłonął wraz z całym dobytkiem, czyli zapluskwionym materacem, który służył mu za stół, łóżko i ubikację.

I tak oto Marko stał się panem swojego losu.
Ze znalezionych na wysypisku strzępów plandek sklecił tipi – swój pierwszy prawdziwy dom. Nieopodal odkrył legowisko sarny. Gdy przechodził, uciekła w popłochu. Potem wołał do niej, a ona odpowiadała, tak jak konie, które kiedyś hodował dziadek. Marko zżywał się coraz bardziej z naturą. Lubił słuchać wiatru, uczył się mowy ptaków, rozmawiał z drzewami. Kiedy był smutny, obejmował je, wyraźnie czuł emanująca z nich energię. Oswajał stworzenia leśne, które miały łagodną naturę, a drapieżnym nie wadził. Nie wchodził też w drogę Stolemom, nie zapuszczał się w pobliże ich siedlisk w wysokich partiach gór. Słyszał czasem ich nawoływania, gdy szli na polowanie. Na wszelki wypadek chronił się wtedy w jaskiniach, gdzie olbrzymy nie miały dostępu. 

W noc przesilenia letniego, gdy księżyc świecił równie mocno jak słońce, Marko spotkał przechadzającą się po uroczysku młodą kobietę. Przestraszył się, że to demon, którym w dzieciństwie straszyła go mama. 
– Strzeż się Pólnicy, bo jej uroda urzeka każdego mężczyznę, który później z tęsknoty marnieje i umiera! – zabrzmiały mu w głowie pamiętne słowa. 
Nieznajoma wyglądała jednak na bardziej wystraszoną od niego. Patrzyła mu prosto w oczy takim samym wzrokiem jak sarna, którą spotkał przy swoim tipi. 

Aż mu się w głowie zakręciło od tego chabrowego spojrzenia… I wtedy, nieoczekiwanie dla samego siebie, poczuł nagłą chęć poznania jej. 
– Kim jesteś i co tu robisz? – zapytał cicho i ze zdumieniem zauważył, że nie zająknął się ani razu.
– Zofka – szepnęła, niewyraźnie wymawiając głoski.
– Marko – przedstawił się i parsknął śmiechem. 
Spojrzała zdumiona. Zaczął chaotycznie tłumaczyć swoją nagłą wesołość, przepraszał. Paplał szybko, nie zacinając się, aż wreszcie wywołał uśmiech na jej twarzy.
– Czego ty tu po nocy szukasz, dziewczyno? – zapytał.
– Ano, jajów nietoperza, ogonów żaby… – odpowiedziała, patrząc w ziemię.
– Żarty się ciebie trzymają – zachichotał. Tak mu było lekko przy tej dziwnej dziewczynie!

Od tamtej pory zaczęła go odwiedzać prawie codziennie. Przynosiła jedzenie, którego smak przypominał mu potrawy z dzieciństwa: proziaki, mastyło, czasem knysze z twarogiem, cebulą i ziemniakami.

A potem pierwszy raz w życiu dane mu było dotknąć kobiecego ciała. Zdumiała go gładkość i ciepło jej skóry.
Tamtego wieczora niebo miało kolor oberżyny. Brzozy drapały je swoimi nagimi, suchymi gałęziami. Las pluł czerwienią zachodzącego słońca. 
– Czy jesteś dobrym człowiekiem, Marko? – zapytała, gdy ułożył ją na trawie.
– Tak! – potwierdził pospiesznie, kładąc się koło niej.
– Jesteś? – powtórzyła, patrząc mu prosto w oczy.
Skinął głową niecierpliwie, pochłaniając ją wzrokiem.
– Powiedz... – poprosiła jeszcze raz, oddając mu się cała.
Ale on już upajał się jej bliskością, zapominając o całym bożym świecie...

Nad ranem usłyszał, jak mamrotała przez sen coś jakby modlitwę. I poczuł tak wielką czułość, aż ścisnęło go za gardło.
U schyłku lata namówiła go na wykopanie ziemianki i podpowiedziała, jak to zrobić. Wykopał jamę głębokości do pasa, zaraz za wąwozem, na niewielkim wzgórzu. Położył podłogę z desek. Sufit ocieplił kołdrami z wełny mineralnej. Dach dobrze wzmocnił, a ściany wyłożył płytami. 
Jesień przeszła szybko, nadchodziła zima. Niemal z dnia na dzień liście zapłonęły czerwienią, tracąc barwę szmaragdu, a powietrze wypełniła ostra wilgoć. Korony sosen oplotła posępna mgła. Marko miał wrażenie, że drzewa szepczą, knując z wiatrem. Zofka przestała go odwiedzać.
– Tam gdzieś wysoko, nad kłębowiskiem chmur, na pewno świeci słońce – pocieszał się w myślach.

Pierwszej listopadowej nocy las nagle zgęstniał, zbliżały się demony. Marko posłyszał ich dzikie, pełne nienawiści wrzaski. Zrozumiał, że jego kryjówka została odkryta. Że nie ma już domu. Przypomniały mu się lata spędzone z ojczymem, ciągły strach. I poczuł bezsilność – nawet tu, z dala od siedlisk ludzkich, nie było mu dane zaznać spokoju. Opuścił legowisko i ruszył przed siebie. Byle dalej.

Drzewa rozdrapały niebo do czerwoności, aż lunęło lodowatym deszczem, ścieżki zamieniły się w rwące strumienie. Ślizgał się po uciekającej spod stóp ziemi, zderzał z drzewami zagradzającymi mu drogę. Las zwodził go, igrał w berka i podchody, zastawiał pułapki. 
Zatrzymał się, dysząc ciężko. Nagle tuż przy uchu usłyszał znajomy głos. Aż podskoczył z przerażenia.

– Zabiłeś mnie, a teraz ja zabiorę twoją duszę do piekła. Będziemy płonąć w nim razem...
Obejrzał się. Ujrzał potwornie zniekształconą twarz ojczyma. Ziała pustką w miejscu oczu, spalone fragmenty skóry zwisały z czaszki. 
Próbował coś z siebie wydusić, gdy nagle jego wizja zaczęła się zmieniać. Skóra potwora sczerniała, skurczyła się, odsłaniając nagą szczękę, a postać nienaturalnie wydłużyła się i straciła proporcje. Oto stała przed nim maszkara odzwierciedlająca wszystkie jego lęki, wyobrażenia o smerti, biła i welyka…

– Zzza ccco…? – wyjąkał, struchlały ze strachu, gdy długie, ostre szpony demona dotknęły jego piersi.
Padł na kolana i po raz pierwszy od dawna zaczął się modlić.
Las wył i ujadał do utraty tchu, szarpiąc się z wichurą. Marko był pewien, że to już koniec, gdy nagle posłyszał nawoływanie.
Ktoś wołał jego imię!
Głos był coraz bliżej, wiatr zelżał, a powietrze zapachniało słodko ozonem.

Kiedy odważył się wreszcie otworzyć oczy, ujrzał ukochaną twarz.
– Jesteś wolny – powiedziała Zofka, obejmując go – żałowałeś prawdziwie, zostało ci odpuszczone. Chodźmy do domu…
[Obrazek: oscar.jpg]
Odpowiedz
#2
(22-12-2017, 00:50)Miranda Calle napisał(a):
Tylko tam był bezpieczny, nikt się nad nim (nie) znęcał i nie wyśmiewał z jego jąkania.
Słówko umknęło.

(22-12-2017, 00:50)Miranda Calle napisał(a):
Na wszelki wypadek uciekał wtedy do jaskiń, gdzie olbrzymy nie miały dostępu. 
Nie ma tu błędu, ale moim skromnym zdaniem brzmiałoby lepiej "Na wszelki wypadek chronił się wtedy w jaskiniach, gdzie (...)"

(22-12-2017, 00:50)Miranda Calle napisał(a):
Jesień przeszła szybko, nadchodziła zima. Niemal z dnia na dzień liście zapłonęły czerwienią, tracąc barwę szmaragdu, a powietrze wypełniła ostra wilgoć. Korony sosen oplotła posępna mgła. Marko miał wrażenie, że drzewa szepczą, knując z wiatrem. 
Piękny opis.

(22-12-2017, 00:50)Miranda Calle napisał(a):
Pierwszej listopadowej nocy las nagle zgęstniał, zbliżały się demony.
Od mroku nie uciekniesz Wink Ciekawa wersja święta zmarłych Big Grin Choć tu bardziej pasowałoby, określenie mojego znajomego "wglebowziętych". A w fantasy to, co w glebę weszło, może i wyleźć Big Grin 

(22-12-2017, 00:50)Miranda Calle napisał(a):
Obejrzał się. Ujrzał potwornie zniekształconą twarz ojczyma. Jego twarz ziała pustką w miejscu oczu, spalone fragmenty skóry zwisały z czaszki. 
Bliskie powtórzenie.

(22-12-2017, 00:50)Miranda Calle napisał(a):
Las wył i ujadał do utraty tchu, szarpiąc się z wichurą. 
Piękne zdanie.

Happy End się chyba udał Wink

Pozdrawiam
Odpowiedz
#3
Gunnar, serdecznie dziękuję! Twoje poprawki są jak najbardziej na miejscu.
Ciekawe, czy mój happy end spodoba się Mistrzowi Happy Endów Wink

A potem wstawię alternatywne zakończenie heh... Bo w pierwszej wersji tekstu bynajmniej nie było różowo.
[Obrazek: oscar.jpg]
Odpowiedz
#4
Do zakończenia miałam w głowie, że to bardzo dobry tekst. Tylko nie rozumiem za cholerę, po co w zakończeniu wracać do tego ojca. Ale może to kwestia dłuższego wyjaśnienia, nie wiem. Podobała mi się opowieść, nie podobało mi się zakończenie.
Odpowiedz
#5
(22-12-2017, 14:07)BEL6 napisał(a): Do zakończenia miałam w głowie, że to bardzo dobry tekst. Tylko nie rozumiem za cholerę, po co w zakończeniu wracać do tego ojca. Ale może to kwestia dłuższego wyjaśnienia, nie wiem. Podobała mi się opowieść, nie podobało mi się zakończenie.

Bel! Dzięki Smile
Rozwiązanie tego dylematu jest proste: w pierwszej wersji opowiadania końcówka była inna.
Oto ona:

[Pólnica - alternatywna wersja zakończenia]

 Drzewa rozdrapały niebo do czerwoności, aż lunęło lodowatym deszczem, ścieżki zamieniły się w rwące strumienie. Ślizgał się po uciekającej spod stóp ziemi, zderzał z drzewami zagradzającymi mu drogę. Las zwodził go, igrał w berka i podchody, zastawiał pułapki. 
Zatrzymał się, dysząc ciężko. Nagle tuż przy uchu usłyszał głos Zofki. Aż podskoczył z przerażenia.

– Nie jesteś dobrym człowiekiem. Oszukałeś mnie, a teraz poniesiesz za to karę. Zabiorę twoją duszę, zagnieżdżę się w twojej głowie, będę patrzeć na świat twoimi oczami. Będę czuć twoją gorycz i wściekłość, nienawiść i pogardę – szeptała swoim niewyraźnym, dyszącym głosem.
Obejrzał się. Jej oczy były całkiem czarne, nie było w nich światła. Uroczne oczy.

– Nie kochałeś mnie – wyświszczała z pogardą. – Zawsze kochałeś tylko siebie… Dlatego zabiłeś ojczyma…
Próbował coś z siebie wydusić, gdy nagle jej twarz zaczęła się zmieniać. Skóra sczerniała, skurczyła się, odsłaniając nagą szczękę, a postać nienaturalnie wydłużyła się i straciła proporcje. Oto stała przed nim maszkara odzwierciedlająca wszystkie jego lęki, wyobrażenia o smerti, biła i welyka…

– Zzza ccco…? – wyjąkał, struchlały ze strachu, gdy jej długie, ostre szpony dotknęły jego piersi.
Padł na kolana i po raz pierwszy od dawna zaczął się modlić.
A las wył i ujadał do utraty tchu, szarpiąc się z wichurą; nie słychać było nic więcej.
[Obrazek: oscar.jpg]
Odpowiedz
#6
No tak i to jest prawdziwa Miranda Big Grin

Muszę trochę popolemizować z Bel Wink
Drugie zakończenie jest bardzo naturalne i widać, że "pierwotne", dobrze wpisuje się w całość.
Ale to z heppy endem wcale w mojej ocenie nie jest gorsze - powrót osoby ojca - jak uosobienia dziecięcej traumy jak najbardziej uzasadniony. Co prawda można by się spierać o to czy bohater zasługiwał na przebaczenie i czy nie "wykpił" się zbyt łatwo, ale to już inny poziom filozoficznej refleksji.
Odpowiedz
#7
(22-12-2017, 14:23)Gunnar napisał(a): No tak i to jest prawdziwa Miranda Big Grin



Niom. Nie da się ukryć, hehe Big Grin
[Obrazek: oscar.jpg]
Odpowiedz
#8
Gunnarze, z czym Ty chcesz ze mną polemizować? Napisałam, że mi się nie podoba, a Ty, że Ci się podoba. To nie jest kwestia dyskusyjna.

Mirando, rozwinę swoją myśl:
Narracja była tak poprowadzona, że morderstwo zupełnie mi nie pasowało do głównego bohatera, a podczas pytania, czy jest dobrym człowiekiem, nie pomyślałam o ojcu. Tak samo jak "zabiłeś mnie" potraktowałam jako potępieńczy jęk przywidzenia, a nie stwierdzenie faktu. Bo psychologia postaci wydawała mi się inna. Widziałam nieraz opowiadania, w których takie rzeczy jak mieszkanie z ojcem i pożar były wspomniane mimochodem, bardziej do zapełnienia miejsca niż przedstawienia czegokolwiek. Podobnie jak różne słowa demonów i zwid, które najczęściej nie były zgodne z prawdą literacką. Wtedy to było tak samo pobieżnie traktowane jak tutaj, stąd - czytelnik raczej się nie domyśli, że faktycznie zamordował ojca. Prędzej myślałam, w pierwszym zakończeniu, że męczyło go sumienie, że ojca nie uratował albo nie pochował. To już prędzej.
Drugie zakończenie też mi się nie podoba, ale jest wzmianka o morderstwie z perspektywy teoretycznie osoby postronnej i to technicznie stawia to zakończenie wyżej. Nie widzę też problemu, żeby połączyć oba zakończenia, bo właściwie wcale się aż tak nie różnią. Wtedy pewnie już by mi się bardziej podobało, bo wiedziałabym - jako czytelnik - na czym stoję. A tak jestem rozdarta i nic w sumie nie wiem ani nie rozumiem. To są moje odczucia. Brakuje mi szerszego opisu motywów postaci w tym temacie. Z drugiej strony, skoro to ma być baśń, to i tak nie mam co dyskutować.
No, ale pomijając zakończenie, szybko poprowadzony, skokowo wręcz, opis historii bohatera mi się podobała.
Tyle ode mnie. Dałabym 4 gwiazdki, gdybym była krytykiem.
Odpowiedz
#9
Bel,
polemika dotyczyła tylko zasadności przywołania postaci ojca, a nie kwestii podoba/nie podoba bo jak wiadomo "o gustach się nie dyskutuje" Wink

Pozdrawiam Serdecznie
Odpowiedz
#10
(22-12-2017, 18:03)BEL6 napisał(a): Gunnarze, z czym Ty chcesz ze mną polemizować? Napisałam, że mi się nie podoba, a Ty, że Ci się podoba. To nie jest kwestia dyskusyjna.

Mirando, rozwinę swoją myśl:
Narracja była tak poprowadzona, że morderstwo zupełnie mi nie pasowało do głównego bohatera, a podczas pytania, czy jest dobrym człowiekiem, nie pomyślałam o ojcu. Tak samo jak "zabiłeś mnie" potraktowałam jako potępieńczy jęk przywidzenia, a nie stwierdzenie faktu. Bo psychologia postaci wydawała mi się inna. Widziałam nieraz opowiadania, w których takie rzeczy jak mieszkanie z ojcem i pożar były wspomniane mimochodem, bardziej do zapełnienia miejsca niż przedstawienia czegokolwiek. Podobnie jak różne słowa demonów i zwid, które najczęściej nie były zgodne z prawdą literacką. Wtedy to było tak samo pobieżnie traktowane jak tutaj, stąd - czytelnik raczej się nie domyśli, że faktycznie zamordował ojca. Prędzej myślałam, w pierwszym zakończeniu, że męczyło go sumienie, że ojca nie uratował albo nie pochował. To już prędzej.
Drugie zakończenie też mi się nie podoba, ale jest wzmianka o morderstwie z perspektywy teoretycznie osoby postronnej i to technicznie stawia to zakończenie wyżej. Nie widzę też problemu, żeby połączyć oba zakończenia, bo właściwie wcale się aż tak nie różnią. Wtedy pewnie już by mi się bardziej podobało, bo wiedziałabym - jako czytelnik - na czym stoję. A tak jestem rozdarta i nic w sumie nie wiem ani nie rozumiem. To są moje odczucia. Brakuje mi szerszego opisu motywów postaci w tym temacie. Z drugiej strony, skoro to ma być baśń, to i tak nie mam co dyskutować.
No, ale pomijając zakończenie, szybko poprowadzony, skokowo wręcz, opis historii bohatera mi się podobała.
Tyle ode mnie. Dałabym 4 gwiazdki, gdybym była krytykiem.

Bel, zawsze ceniłam Twoją krytykę. I cieszę się, że znów jesteś, mam nadzieję, że na dłużej... Nie patyczkujesz się, dajesz konkretne uwagi. 

Co do niedopowiedzeń, braku wyjaśnienia motywów... Cóż, taka już moja uroda, taki mój styl.

Cztery gwiazdki! Heh... Smile
[Obrazek: oscar.jpg]
Odpowiedz
#11
Mnie tam zakończenie się podoba. No ale to żadne zaskoczenie. Czasem nawet morderstwo bywa uzasadnione.

Fakt, że w tym opowiadaniu akurat dosyć trudno wywnioskować, że owa śmierć, nie była przypadkiem. Faktycznie bardziej wygląda to na wypadek losowy w którym chłopak zwyczajnie nie udzielił pomocy. Moim zdaniem warto by iść w tę właśnie stronę. No ale Twoje opowiadanie i twój pomysł. Jak zwykle u Ciebie mocno niedomówione.

Jeśli się dobrze zastanowić, szczęśliwe zakończenie bardziej by pasowało do takiej właśnie "połowicznej" winy. Wartało by taką scenę właśnie w tym pożarze nadbudować. Tekstowi by zapewne nie zaszkodziło.

Reasumując fajny pomysł, fajne opowiadanie. Jak widzisz, szczęśliwe zakończenia nie gryzą Wink.
corp by Gorzki.

[Obrazek: Piecz1.jpg]
Odpowiedz
#12
(22-12-2017, 23:41)gorzkiblotnica napisał(a): Mnie tam zakończenie się podoba. No ale to żadne zaskoczenie. Czasem nawet morderstwo bywa uzasadnione.

Fakt, że w tym opowiadaniu akurat dosyć trudno wywnioskować, że owa śmierć, nie była przypadkiem. Faktycznie bardziej wygląda to na wypadek losowy w którym chłopak zwyczajnie nie udzielił pomocy. Moim zdaniem warto by iść w tę właśnie stronę. No ale Twoje opowiadanie i twój pomysł. Jak zwykle u Ciebie mocno niedomówione.

Jeśli się dobrze zastanowić, szczęśliwe zakończenie bardziej by pasowało do takiej właśnie "połowicznej" winy. Wartało by taką scenę właśnie w tym pożarze nadbudować. Tekstowi by zapewne nie zaszkodziło.

Reasumując fajny pomysł, fajne opowiadanie. Jak widzisz, szczęśliwe zakończenia nie gryzą Wink.

Prezent się udał? Powiedz, że tak! Smile
[Obrazek: oscar.jpg]
Odpowiedz
#13
A pewnie że się udał Wink
corp by Gorzki.

[Obrazek: Piecz1.jpg]
Odpowiedz
#14
Heart
[Obrazek: oscar.jpg]
Odpowiedz
#15
Cytat:...A potem wstawię alternatywne zakończenie heh... Bo w pierwszej wersji tekstu bynajmniej nie było różowo.
A kto mówi że happyend musi być banalny, kiczowaty, naiwny etc.?
Nie musi być różowo, lecz po co zaraz czarno, szaro i ponuro? Smile
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości