Ocena wątku:
  • 1 głosów - średnia: 5
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Pomarańcz i błękit.
#1
Pozwalam sobie przedstawić wam taki mały tekst. Traktuję go jako rodzaj wprawki pisarskiej, bo długo już nic, co nie byłoby techniczne nie pisałem. Opowiadanko powstało pd wpływem krótkiej animacji, którą możecie znaleźć w necie. Życzę miłej lektury.

Pomarańcz i błękit

 Ktoś, kiedyś powiedział, że istnieje wiele równoległych wszechświatów i wszystko, co jest tylko prawdopodobne (a i to, co mniej prawdopodobne także) gdzieś się wydarza. Może w kilkuset światach nie zasiadam teraz do klawiatury, bo o tej porze zasypiam szczęśliwy, tuląc w ramionach jakieś piękne dziewczę. Może nawet istnieje uniwersum, gdzie do mojej piersi, łaskocząc puchatym uszkiem, tuli się niebezpiecznie zgrabna kocio - kobieca hybryda. Dokładnie taka, jak ze snów, które czasem przytrafiają mi się nad ranem. Udaję potem zwykle, że mi się nie przyśniły. W przeciwnym wypadku czułbym się zobligowanym do skorzystania z porady lekarza, o którego specjalności lepiej nie wspominać zbyt głośno.
 Przyjmijmy na potrzeby tej opowieści, że teoria wszechświatów równoległych jest prawdziwa. W sumie może i jest, nikt jak na razie nie dowiódł bowiem, że jest przeciwnie. Jeśli więc zdarzyć może się wszystko, to niech gdzieś w odmętach wszechświata istnieje całkiem niewielka planeta. Zapewne będzie krążyć wokół jakiegoś słońca, które najpewniej jest żółte i gorące. Może planeta ma księżyc, spoglądający z nocnego nieba na zakochanych, ale to akurat nie jest istotne dla naszej opowieści.
Wyobraźmy sobie, że glob ten dokładnie w połowie jest niebieski. Nie błękitny, ale zwyczajnie niebieski, jak powiedzmy przylaszczki wczesną wiosną. Mieszkają na nim istoty tejże barwy. Tylko nie wyobrażaj sobie zaraz kosmity na krótkich nóżkach z pękatą jak dynia głową. Nie, oni podobni są do nas, no może za wyjątkiem długich, takich trochę króliczych uszu. Są smukli i, co ważne, wyraźnie męscy. Noszą spodnie i kubraczki koloru blue, mają granatowe włosy i mieszkają w swoich szafirowych wioskach tudzież miasteczkach. I jest im ogólnie.... niebiesko.
Po przeciwnej stronie dominuje ciepły pomarańcz. Istoty są nieco drobniejsze, noszą ładnie skrojone sukienki i skrywają pod nimi całkiem apetyczne krągłości. Mówiłem już, że te kreacje są pomarańczowe? Mieszkanki tych stron są zazwyczaj radosne, powiedziałbym, nieco zadziorne nawet, a ich zgrabne puchate uszka przypominają trochę kocie.
Barwy nie przenikają się i nie mieszają, ponieważ oddziela je mur. Wysoka do nieskończoności (choć to bardzo specyficzna nieskończoność) szklana ściana. Wszyscy wiedzą, że jest nie do przebycia, bo tak jest i kropka.
Pusto jest więc pod szklanym murem, bo i kto by tam przychodził. Niebieskie istoty żyją swoimi niebieskimi sprawami, a pomarańczowe, tymi w kolorze dla nich odpowiednim, choć budzą się i zasypiają w rytmie tego samego dnia.

***
 Zmaterializował się, z braku lepszego, słowa po pomarańczowej stronie muru. Robił to codziennie, od zawsze. W dni parzyste, po jednej stronie szklanej ściany, w pozostałe oczywiście po przeciwnej. Materializacja sugeruje zwykle pojawienie się czegoś, jakiejś materii, masy, on był jednak złożony z pustki. Skondensowanej nicości, przyodzianej w wypłowiały nieco, czarny płaszcz.
Ruszył z wolna przed siebie. Dzień po dniu, przechodził wzdłuż muru cały obwód planety. Że niemożliwe? Ależ owszem. Pod warunkiem, że ma się swój własny, prywatny, czas. Zwykle nikogo nie spotykał. Nawet jeśli, to i tak był właściwie niewidzialny. Nie to, że chroniła go jakaś specjalna magia, po prostu umysły wszystkich istot rozumnych mają tę cudowną cechę, że skrupulatnie nie zauważają zjawisk, które nie mogą się zdarzyć. Przecież wszyscy wiedzą, że po świecie nie włóczą się wysokie, wypełnione pustką płaszcze.
- Jesteś moją śmiercią? - pod szklaną taflą siedziała pomarańczowa istotka. Zwieszone smętnie uszy sugerowały że nie jest to jej najszczęśliwszy dzień.
Zatrzymał się zaskoczony i automatycznie dostosował własny czas do tego obowiązującego.
- Takim wysokim szkieletem z kosą? - Błękitne światełka pod kapturem przygasły, co od biedy można było wziąć za przymrużenie oczu. Musiał się skupić, by dobrać właściwe słowa. Wiele stuleci minęło odkąd ostatnio używał mowy. - Znaczy antropomorficzną personifikacją zjawiska umierania?
- No tak - dziewczyna zaintrygowana uniosła wzrok. W kącikach wielkich pomarańczowych oczu lśniły krople łez.
- Nie sądzę - odparł. - Przynajmniej tak mi się wydaje. Ty mnie widzisz? - spytał trochę głupio.
- Tak. Przecież stoisz przede mną.
- Ludzie zazwyczaj mnie nie dostrzegają, bo ponoć nie mogę istnieć - wzruszył ramionami.
- Ale istniejesz, bo Cię widzę - pomarańczowa istotka zastrzygła uszami. - Chyba że jesteś tylko wytworem mojej wyobraźni.
- Raczej nie, choć pewnie trudno to udowodnić. - błękitne iskry rozjarzyły się jaśniej. - Jestem.... - poszukał w pamięci - Audytorem. Tak, to chyba najodpowiedniejsze słowo. Pilnuję, żeby rzeczy działy się jak trzeba.
- To dobrze - dziewczyna odetchnęła z ulgą. - Myślałam że moja śmierć zbyt się pośpieszyła.
- A miałaś zamiar dziś umierać?
- Nie - zaprzeczyła. - Oczywiście, że nie. Ale właściwie powinnam... chciałam... Nie, to pewnie wyda ci się głupie... - westchnęła. - Czuję, że zrobiłam coś strasznego.
Przyjrzała się uważnie, ale oczywiście nic nie dało się wyczytać z mroku pod kapturem.
- Wiesz, może opowiem ci wszystko od początku. No chyba, że się spieszysz.
- Nie sądzę. - Audytor wsunął sugestię dłoni w szerokie rękawy szaty i przysiadł na ziemi. Błękitne iskry znów przygasły. - Mam swój własny czas poza czasem - dodał tonem wyjaśnienia.

***

- Zaczęło się, gdy przyszłam tu w dzień swoich urodzin.
Audytor słuchał, malutkie supernowe rozjarzały się to przygasały, jakby w zamyśleniu przymykał ozy.
- Wiesz, ja... - westchnęła. - Ja nie jestem zbyt towarzyska. Łatwo się peszę, to jest okropne. Nigdy nie wiem co ze sobą zrobić, co powiedzieć - wyznała zmieszana - Wtedy, z nim tam, po drugiej stronie, było inaczej. To było takie naturalne, jakbym... No jakbym była tą lepszą sobą. Rozumiesz?
Audytor nie odezwał się, lecz skinął głową, że słyszy i pojmuje.

***

 Pustka nie ma w zwyczaju odpowiadać na pytania, nawet te egzystencjalne. Lśniąca ściana ciągnęła się aż po widnokrąg niema i doskonale obojętna. Właściwie nic nie miała do zaoferowania oprócz szkła, piasku pod nogami i nieba nad głową. Po przeciwnej stronie, zasnute mgiełką oddalenia majaczyły kontury niebieskiego miasta. Nie było w tym nic dziwnego, oczywiście wiedziała, że tam jest, bliskie i niedostępne jednocześnie.
 Drgnęła zaskoczona. Po drugiej stronie stronie stał on. Niebieski. Wiedziała jak wyglądali, każdy przecież wiedział. W końcu ich lekko rozmyte przez nierówności tafli zdjęcia zamieszczał każdy podręcznik geografii po pomarańczowej stronie uniwersum. Może po tamtej ktoś tak samo oglądał jej fotkę? Ten tutaj był jednak na wyciągnięcie ręki, choć przecież niedostępny. Miał przyjemny uśmiech i zmierzwione włosy. Więc i ona się uśmiechnęła. Coś mówił, ale przecież tafla izoluje każdy dźwięk. Wzruszyła ramionami i przyłożyła dłoń do ucha. Najwyraźniej zrozumiał, przygryzł w zamyśleniu kciuk i opuścił na moment uszy. Po chwili znów uśmiechnął się szelmowsko, pochuchał na szkło i zanim mgiełka się ulotniła, narysował kontur pisaka. Pod spodem napisał "Jutro?" i posłał jej kolejny uśmiech, tym razem taki jakby nieśmiały. Jak nie odpowiedzieć tym samym? Rozpromieniła buźkę i pomachała na pożegnanie, jakby robiła to od zawsze.
 Nazajutrz niemal przemocą powstrzymywała się by nie pobiec bladym świtem pod mur. Ubrała zwiewną pomarańczową sukienkę, która tak ładnie podkreślała kolor jej oczu. Zmusiła się, by zjeść musli na śniadanie, jak to przystoi grzecznej panience i poszła. Niby powoli, spacerkiem, ale przecież zdradzał ją ten miękki, taneczny krok, jakim chodzą szczęśliwe dziewczęta.
- Pytał serio? A może tylko zadrwił sobie? Może go tam wcale nie będzie?
Był. Siedział na piasku naprzeciw szklanej tafli. Pomarańczowe serce podskoczyło radośnie w piersi a uszy uniosły się na sztorc. Więc czekał!
Usiadła na przeciw.
- Jak się masz? - napisał. Pod spodem dorysował uśmiechniętą buźkę.

***

- Och. Pisaliśmy o wszystkim i o niczym. Mogłam być wreszcie sobą. On też mógł przestać udawać. To jak wyjść ze skorupy, która więziła cię całe życie. Rozumiesz?
Audytor skiną głową, albo przynajmniej tą częścią niczego, która skrywała się pod kapturem. Błękitne iskry przygasły.
- Staraliśmy się spotkać każdego dnia, choćby na krótką chwilę. - kontynuowała - Oczywiście nikt nie wiedział o naszej małej tajemnicy. Łatwo to ukryć, bo przecież nikt tutaj nie przychodzi.
Czarny kaptur znów pochylił się na znak zrozumienia.
- Wiesz, tak pragnę go dotknąć. Poczuć ciepło jego dłoni. Ale to niemożliwe. - wyznała. A kocie uszy zwisły smutno. - To chyba w tym naszym świecie straszne przestępstwo.
- Nic o tym nie wiem, by tak było - supernowe rozjarzyły się jaśniej. - Czemu tak sądzisz?

***

- Chciałabym.... - pisak zatrzymał się wpół zdania.
Narysował taki zabawny znak zapytania z oczyma. Jakby cały był skondensowanym oczekiwaniem.
- Ale wiesz, to jest głupie...
- Myślę, że nie jest. A nawet jeśli, to nie będę się śmiał.
- Obiecujesz?
Przyłożył dłoń do piersi.
- Chciałabym Cię dotknąć - napisała szybko.
- Też o tym marzę. Chciałbym poczuć jak pachną twoje włosy.
Dwie pary oczu spotkały się poprzez otchłań niemożliwości. Jedne prawie granatowe, drugie - pomarańczowe. Dłonie dotknęły tafli z dwóch przeciwnych stron.
- Jest taka zimna... - napisała pomarańczowa istotka.
- To nie może tak być, żeby rozdzielił nas głupi kawałek szkła! - odpisał Niebieski kładąc uszy po sobie.
- Co chcesz zrobić? - napisała dziewczyna, a lęk zmroził jej serce.
- Zobaczysz! Odsuń się!
Zacisnął palce w pięść, nabrał rozmachu i uderzył.
- NIE!- zdążyła jeszcze dopisać przerażona, ale on już nie czytał.
 Uderzał raz po raz. Tafla drżała, ale nie chciała ustąpić. Wreszcie na szkle pojawiła się rysa. Jeszce kilka ciosów i szkło rozprysnęło się z brzękiem. Nadzieja, jak kwiat, zakwitła na moment w duszy dziewczyny.
Mur jednak nie darmo zwany był niezniszczalnym. Tafla zafalowała i bezgłośna eksplozja odrzuciła ich od siebie. Gdy otrząsnęła się z piasku, zobaczyła, że wyłom zniknął bez śladu, a po drugiej stronie chłopak wpatruje się z niedowierzaniem we własne ramię, z którego w miejscu dłoni wisi jakiś krwawy strzęp. Z koszuli i paska od spodni udało mu się jakoś zaimprowizować opatrunek. Przez łzy widziała jego ściągniętą bólem twarz. Spróbował posłać jej uśmiech. Coś powiedział, oczywiście nie mogła usłyszeć. Potem pijany z osłabienia powlókł się ciężko w stronę miasta.
 Kolejne dwa dni stały się najstraszniejszymi w jej dotychczasowym życiu. Odchodziła z niepokoju od zmysłów. Czy dotarł do miasta? Czy ktoś mu pomógł? Wyobraźnia podsuwała straszliwe obrazy: że stracił przytomność, że wraz z krwią uszło z niego życie, że leży gdzieś na pustkowiu zimny i blady. Biegła po kila razy pod mur. Wpatrywała się w zamgloną, odległą perspektywę po drugiej stronie. Wracała i znów biegła.
 Spotkała go dopiero trzeciego dnia. Siedział oparty o taflę. Zmizerniały, z uszami smutno zwieszonymi. Uśmiechnął się blado gdy podeszła. Prawą rękę zawieszoną na temblaku oplatał gruby zwój bandaży. Nie umiała powstrzymać łez.
- Nie płacz - powoli stawiał koślawe, nierówne litery. - To już prawie nie boli.
- Przepraszam - odpisała.
- Za co?

***

- Czuję się tak strasznie winna. Gdyby mnie tam nie było... Gdybyśmy się nigdy nie spotkali - zaszlochała. - To przeze mnie on teraz cierpi. Powiedz. Powiedz mi dlaczego? - chwyciła poły czarnego płaszcza. - Dlaczego musimy być samotni. Po co stoi ten przeklęty mur?
Błękitne iskry przyciągały. Sprawiały wrażenie odległych galaktyki zagubionych w bezkresie. Może nawet i nimi były. Miała wrażenie, jakby mrok pod kapturem zawierał w sobie wszechświat wraz z całym czasem, jaki upłynął, i miał upłynąć aż sczezną słońca, a entropia uzyska swoją ostateczną wartość w wieczności. Światełka przygasły.
- Zapomniałem - wyznał Audytor. - To było tak dawno.
Wydawał się teraz jakiś taki zgubiony. Dziewczyna zrezygnowana opuściła ręce. Oparła czoło w miejscu, gdzie Audytor miałby pierś. O dziwo płaszcz nie zapadł się w sobie.
- Gdybym mogła, odcięłabym swoją rękę i podarowała zamiast tej, którą stracił - chlipnęła.
Poczuła dotyk widmowej dłoni na policzku. Był zadziwiająco ciepły. Koił.
- Posłuchaj mała istotko. Byłem tu od samego początku. Dzień po dniu, choć w moim własnym czasie wygląda to inaczej. Rozumiem cię. Wiem co to samotność. Czy nieskończoność to wystarczająco długo?
Skinęła głową. Płaszcz pachniał jak topniejący śnieg wiosną, a może bardziej jak powietrze po burzy. Audytor poszukał chwilę w fałdach swej szaty. Na widmowej dłoni, ciemniejszej tylko odrobinę od otaczającego powietrza leżał niebieski pisak. Taki jakich używa się do tablic lub szkła.
- Weź go - powiedział. - Jest poniekąd.... niezwykły. To co narysujesz na szkle stanie się materialne. Myślę, że to nieco lepsze rozwiązanie niż ucinanie sobie rąk? - Jedna miniaturowa galaktyka przygasła na mgnienie. Dziewczyna mogła by przysiąc, że Audytor puścił oczko. Uśmiechnęła się przez łzy.
- Od razu lepiej - ciepła, choć prawie niewidoczna dłoń starła ostatnią łzę płynącą po policzku. - Na mnie już pora - powiedział. Postąpił krok naprzód i zniknął, jakby wszedł w niewidoczną szczelinę przestrzeni.

***

- Teraz poproszę cię o coś - napisała. - Obiecaj, że zrobisz to, nawet, jeśli będzie wydawać się dziwne.
- Dobrze - pisanie lewą ręką nie wychodziło chłopakowi najlepiej. - Ufam ci.
- Zdejmij bandaż.
Posłał pytające spojrzenie, ale zachęcony uśmiechem zaczął rozwijać opatrunek. Kikut poznaczony ściegami szwów wyglądał makabrycznie. Zmusiła się, by nie odwrócić wzroku.
- Bardzo cię boli?
- Już nie - odpisał. - Co chcesz zrobić?
- Przyłóż go do tafli i nie odrywaj cokolwiek by się działo.
 Niebieski ostrożnie zbliżył zranione ramię. Szkło przyjemnie chłodziło. Dziewczyna kilkoma liniami, najlepiej jak umiała, dorysowała brakującą dłoń. Szkic zamigotał. Barwny błysk oślepił ich na moment. Oszołomiony chłopak z niedowierzaniem poruszył palcami, wreszcie ostrożnie położył je na szkle. Ich dłonie znów się spotkały, oddzielone jedynie cienką szklaną barierą.
- Dziękuję! - napisał. - Jak to zrobiłaś?
- Już teraz jest to bardzo długa historia - odpisała. - A to dopiero początek. Chcesz poczuć, jak pachną moje włosy?
- Jak? - Niebieski całą swą postacią wyrażał zaskoczenie. - Przecież wiesz, że to niemożliwe.
- A czy możliwe jest to, co zrobiłam przed chwilą? - narysowała pierwszą długą pionową linię. Zarys rozjarzył się błękitem.
- Co to będzie?
- Zobaczysz - Pomarańczowa naszkicowała kilka kolejnych linii, tym razem wysoko nad głową.
- Nie rób tego - chłopak dostrzegł cel pojawiający się w rysunku. - Nie chcę, żeby coś ci się stało.
- Wiesz, nawet gdyby cały świat miał się skończyć, przedtem choć na sekundę chcę wtulić się w twoje ramiona - napisała. - Chcesz zaryzykować?
Kontur drzwi lśnił barwnymi refleksami, jakby liniami płynęło gęste jak strop światło.
- Chcę - napisał Niebieski.
Oboje ujęli widmową klamkę.
Właściwie nic się nie zdażyło. Powietrze po drugiej stronie było tak samo ciepłe, wiał lekki wiatr. Wtuleni w siebie trwali w bezruchu jakby sam czas zatrzymał swój bieg.
- Wiesz już jak pachną moje włosy? - Niebieski po raz pierwszy mógł usłyszeć naprawdę jej głos. Wydawała się taka delikatna w tej swojej zwiewnej sukience, a futrzaste uszy łaskotały go przyjemnie w policzek.
- Myślę, że pomarańczą - odparł.
Za nimi mur zatrzeszczał. Po szkle rozbiegła się gęsta siatka spękań. Tafla zafalowała i rozsypała się na całej swej długości ze zbyt cichym, jak na tak wielkie zjawisko szelestem.
- No to teraz wiele się zmieni - dodał.
- Na pewno - uniosła głowę i uśmiechnęła się promiennie.

***

 Zmaterializował się, o ile można tak powiedzieć o skondensowanej pustce ubranej w czarny, nieco wypłowiały płaszcz.
- Czekałam na ciebie. - pomarańczowa istotka wstała z kamienia i otrzepała sukienkę. - Nie jesteś na nas zły za to? - wskazała stertę odłamków połyskujących na piasku.
Widmowa dłoń zanurzyła się w okruchach. Przesypywały się lśniąc jak drobne klejnoty.
Nie - odezwał się wreszcie. - Dając ci pisak, dałem również wybór. Ty zdecydowałaś jak go użyjesz.
- Ale ja chciałam narysować tylko jedno małe przejście...
- No cóż - supernowe zalśniły, jakby uśmiechnął się samymi oczyma. - Pewnie wkrótce ktoś postawiłby tu jakiś szlaban i budkę. Inny chciałby decydować, kogo przepuścić. Ktoś zacząłby robić na tym interes... To naturalna konsekwencja.
- Wiedziałeś, że tak się stanie?
- No cóż - westchnął. - To jedna z wielu możliwości, by rzeczy działy się właściwie.
- Chciałam ci podziękować - Pomarańczowa istotka skromnie spuściła wzrok. - No wiesz, za pisak, za magię, no i że nie pozwoliłeś mi zwątpić. - Postąpiła krok, objęła czarny płaszcz i przytuliła mocno policzek do kaptura. Pod nim błękitne iskry jakby zamgliły się nieco.

KONIEC
corp by Gorzki.

[Obrazek: Piecz1.jpg]
Odpowiedz
#2
(27-04-2017, 00:14)gorzkiblotnica napisał(a): Nie, to pewnie wyda ci się głupie... -westchnęła.
Zabrakło odstępu między myślnikiem a słowem.

(27-04-2017, 00:14)gorzkiblotnica napisał(a): Po przeciwnej stronie, zasnuty(e) mgiełką oddalenia majaczyły kontury niebieskiego miasta.
Liczba mnoga się nie zgrała.

(27-04-2017, 00:14)gorzkiblotnica napisał(a): Miał przyjemny uśmiech i zmierzwione, włosy.
Przecinek zbędny.

(27-04-2017, 00:14)gorzkiblotnica napisał(a): Jeszce kil(k)a ciosów i szkło rozprysnęło się z brzękiem.
Literka się zgubiła.

Szczerze mówiąc jestem zaskoczony.
Zaskoczony pozytywnością tego opowiadania. Niewiele na forum uświadczysz takich tekstów. Autorów bardziej pociąga ciemność...  Wink
A i pisanie o sprawach pozytywnych w interesujący sposób nie jest łatwe. Tym bardziej doceniam.
Widzę w tym metaforę tęsknoty za bliskością, do czegoś co wydaje się nieosiągalne.
Tekst bardzo miły i fabularnie i narracyjnie. Praktycznie bezbłędny. Miła odmiana po mrokach fantasy Wink

Pozdrawiam Serdecznie
Odpowiedz
#3
@Gorzkibłotnica

Świetnie napisane. Fabularnie me gusta. Właściwie poziom druku, po poprawieniu literówek może ślij do gazety. Wychodzi nowy Fantom, myślę, że tam można spróbować.

http://www.magazynfantom.pl/

No i teoria świató równoległych, jest nie tylko w książkach takich jak "Burza" Parowskiego, czy "Człowiek z wysokiego zamku" Dicka ale też najzupełniej poważnie.
Hugh Everett III (ur. 11 listopada 1930, zm. 19 lipca 1982) – amerykański fizyk, który opracował kwantową teorię wielu światów.
Odpowiedz
#4
Dziękuję Gunar za korektę. Takie rzeczy są ważne szczególnie dla dyslektyka takiego jak ja. Niebiosom niech również będą dzięki za edytory tekstu, dzięki którym nie muszę się już tak straszliwie wstydzić jak dawniej Wink

No cóż miło spotkać się z pozytywnym odbiorem swojej pisaniny. Tym bardziej, że wracam do pisania fabularnego po dość długiej przerwie, gdzie produkowałem teksty techniczno - naukowe (o ile tak nazwać można podręczniki). Obawiałem się, że już zatraciłem umiejętność pisania opowiadań.

Przyznam wam się, że jestem niepoprawnym wielbicielem happy endów. Już tak mam i raczej nic na to nie poradzę. Nieco mroku w opowieści musi być, ale nawet po najciemniejszej nocy nastaje świt. Nieważne, jak długo by ta noc trwała. Nawet w najgorszych czasach pogardy i upodlenia są ludzie (może elfy, czy krasnoludy Wink ) w których duszach tli się jeszcze ogień. On pełga gdzieś w opowieściach, pieśniach, często zduszony. Nadchodzi wreszcie moment, kiedy wybucha. Żadna tyrania się wówczas nie ostanie. To bywa najlepszy moment wielu opowieści. Ludzie mają bowiem ten motyw wkodowany głęboko w swych umysłach.

Nasi autorzy forumowi często zapominają o tej prawidłowości, choć stara jest jak świat.

Co zaś do mojego opowiadania: Tak Rebel, sporo o tej teorii światów równoległych czytałem. Daje się to nawet ponoć udowodnić matematycznie. Pewna grupa uczonych obstaje, że jest to faktycznie możliwe. No cóż, nie obalono chyba nigdy tej teorii, można więc powiedzieć naukowo: Nie ma przesłanek by sądzić, że jest nieprawdziwa.

To moje opowiadanie jest prawie bajką. W zasadzie można by opowiedzieć je dzieciakowi na dobranoc. No OK, scena, gdzie tafla odcina chłopakowi dłoń jest może nieco brutalna, ale i w bajkach (szczególnie tych starszych) takie rzeczy się zdarzają. No cóż, już taki ze mnie niepoprawny bajkopisarz.

Przyznam Wam się, że chciałem w tym opowiadaniu przetestować koncepcję swego rodzaju "sterylności" opisu. Właściwie bowiem pozwoliłem sobie zarysować jedynie kontury świata i postaci.Postaci nie mają imion, a jeśli lepiej się przyjrzeć, to właściwie rozmowa pomiędzy audytorem i Pomarańczową odbywa się.... No właśnie gdzie? Jedynym punktem odniesienia jest szklany mur gdzieś obok, no i może kamień na którym w ostatnim fragmencie bohaterka siedziała....
Zabawne prawda? Resztę dopowiedziała Wasza wyobraźnia. Prawda? Wink

Opowiadanie najprawdopodobniej pójdzie do redakcji "Ziemi Odrowążów", więc istnieje prawdopodobieństwo, że pokaże się faktycznie w wersji drukowanej.

No i się rozpisałem. W każdym razie jeszcze raz dziękuję za wpisy i czas poświęcony na czytanie.
corp by Gorzki.

[Obrazek: Piecz1.jpg]
Odpowiedz
#5
Nie odniosę się do animacji, o której wspominasz, ponieważ zwyczajnie jej nie znam i nie wiem na podstawie czego mogłabym ją wyszukać.


Podoba mi się klimat tego opowiadania - ciepły, bajkowy - tak samo jak pomysł, na którym opiera się akcja.


Cytat:
Dokładnie taka, jak ze snów, które czasem przytrafiają mi się nad ranem.
Cytat:
Istoty są nieco drobniejsze, noszą ładnie skrojone sukienki i skrywają pod nimi całkiem apetyczne krągłości. Mówiłem już, że te kreacje są pomarańczowe? Mieszkanki tych stron są zazwyczaj radosne, powiedziałbym, nieco zadziorne nawet, a ich zgrabne puchate uszka przypominają trochę kocie.
W moim odczuciu ta mało subtelna seksualizacja nie służy tekstowi, przede wszystkim dlatego, że seksualność w Twoim opowiadaniu nie odgrywa większej roli. Takie wzmianki bez odpowiedniego tła bardziej zniesmaczają niż bawią.

Podobnie brakuje funkcji narratorowi z pierwszej sceny. Rozumiem, że opowiadanie osadzone w takich realiach wymaga pewnego wprowadzenia, nie wydaje mi się, żeby to była najlepsza droga. Choć może dlatego, że opowiadający pojawia się tylko po to, by zaraz zostać porzuconym. Gdyby pojawił się jeszcze raz, powiedzmy na końcu, powstałaby kompozycja klamrowa. Pierwszy fragment zyskałby wtedy i na funkcji i na elegancji, choć oczywiście to tylko swobodna sugestia.


Dajesz do zrozumienia, że planeta jest okrągła i podzielona równo na pół. Później jednak pojawia się stwierdzenie:
Cytat:
choć budzą się i zasypiają w rytmie tego samego dnia.
I od razu przychodzi mi na myśl, że chyba jednak nie tego samego, skoro żyją po przeciwnych stronach globu i powinno mieć to jakieś konsekwencje. Nie wiem, czy to zaledwie niejednoznaczne zdanie, czy moje czepialstwo, ale zgrzytnęło mi to. Choć konwencja bajkowa może oczywiście wytłumaczyć wszystko.


Mam wrażenie, że twoja kreacja Audytora się nieco rozjeżdża. W jednej chwili kreujesz go jako byt niecodzienny, zjawisko nadprzyrodzone - i rzeczywiście obraz płaszcza wypełnionego pustką robi na mnie wrażenie niesamowite i to jest w ogóle świetne - a w następnej staje się on dziwnie... ludzki? Traci nagle te niezwykłe właściwości, które dopiero co tak starannie odmalowywałeś. Nie mówię, że nadanie mu bardziej ludzkich właściwości to zły ruch, ale przejście od tajemniczej zjawy do niezbyt wygadanego powiernika było chyba zbyt gwałtowne. Dialog to zdecydowanie najsłabsza część tekstu - zwyczajnie w niego nie wierzę, tak samo zresztą jak w kolejne (ale opisy są dobre, to muszę zaznaczyć dla równowagi).


Ostatnia rzecz, którą muszę skrytykować to scena urwania ręki. To raczej nierealistyczny obraz, wręcz komiczny. Generalnie ludzie (choć może tu powinnam wycofać zarzut, bo istoty, które opisujesz nie są do końca ludźmi) po utracie kończyny kończyny wiją się z bólu, wrzeszczą... Tymczasem twój bohater wciąż stoi i daje radę jedną ręką zacisnąć pasek nad kikutem, a później jeszcze się uśmiechnąć, żeby odmaszerować w stronę horyzontu...


Może i krytyka zajęła zdecydowanie większą część mojej wypowiedzi niż pochwały, ale wrażenia po przeczytaniu mam pozytywne. Wink
Odpowiedz
#6
Odpowiem od tyłu...

Nie wiem, czy byłeś kiedyś świadkiem tego jak ktoś utracił część ciała. Ja byłem... No przynajmniej w kwestii palców (pracuję na warsztacie z obrabiarkami). Scenę utraty ręki urwanej w rzeczywistości przez taśmociąg w drugim zaś przypadku przez niewypał znam z opowieści. Zaręczam Ci, że nikt nie wił się tam z bólu. Scenę, zaś w której chłopak wpatrywał się w dłoń już bez kciuka (bo urwany kciuk został w rękawicy wkręconej w maszynę) widziałem na własne oczy. To było coś pośredniego między szokiem a zdziwieniem. Serio. Zaś kwestia zrobienia sobie opaski uciskowej na uciętej kończynie też znam z opowieści. Człowiek utracił dużą część dłoni w sieczkarni. Zrobił sobie opaskę z paska i poszedł po pomoc do sąsiada. Inny zaś po wypadku na pile tarczowej obandażował się i pojechał autobusem do poradni chirurgicznej. Pamiętaj, że takie traumatyczne wydarzenie powoduje potężny wyrzut adrenaliny do krwi. Zwykle przez jakiś czas ofiara nie czuje nawet zbyt wielkiego bólu. Ten przychodzi później, kiedy "schodzą" skutki stresu. Tak, że akurat w tym epizodzie możesz mi uwierzyć, że wiem o czym piszę, bo to właściwie moje doświadczenia. No i uwierz, nie krzyczą.... no przynajmniej ja się z żadnymi wrzaskami nie spotkałem, a zdarzyło mi się opatrywać delikwenta bez dwóch palców.

No i w żadnym miejscu nie powiedziałem, że nadal stał. Wziąwszy pod uwagę, że dziewczynę odrzuciło od muru, jego raczej też. Minęła chwila, zanim dziewuszka się pozbierała i mogła cokolwiek zobaczyć. Czyli on również miał chwilę by ochłonąć. Że nie opisałem tego drastycznego fragmentu "obcinania" dokładnie? Owszem, ale to w końcu nie jest horror. Nie mniej jednak upływ czasu zaznaczyłem. Krzyku zaś mur nie przenosi, więc nic nie mogła usłyszeć Wink. Przecież opis zrobiony jest z jej punktu widzenia. Widzi to wszystko przez taflę szkła.

Że zrobił sobie jakiś tam prowizoryczny opatrunek. Powiedzmy, że tam podobnie jak u nas, mają kursy pierwszej pomocy. Pod murem był sam. Miał dwie możliwości, albo jakoś krwawienie zatrzymać, albo się wykrwawić.

A że próbował się uśmiechnąć? No cóż. Po drugiej stronie była dziewczyna którą kochał i ona biedna szalała przecież z przerażenia. Każdy odpowiedzialny facet zdobył by się na taki gestWink. No chyba, że jest totalną ...... No właśnie. Nie użyję, bo zbyt dosadne Wink

Audytor... No cóż. Twoje zarzuty wskazują, że wyszedł dokładnie taki jaki chciałem. Niezwykły, nieco nadprzyrodzony i... zagubiony. Stąd to trochę bezradne "Zapomniałem". Tu akurat zarzut uznam za komplement, bo dokładnie to chciałem osiągnąć. Audytor nie miał być z samego założenia "wymiataczem" Miał być bardzo ludzki.

Nie mniej szanuję twoje zdanie. Pozwolę się sobie zapytać, co masz na myśli, pisząc, że w dialogi z opowiadania nie wierzysz? Tu bowiem mnie zaintrygowałeś i widzę pole do poprawy swojego warsztatu.

Mur z mojego opowiadania przebiega wzdłuż równika, dlatego też dni następują równolegle jak np. dla mieszkańców Ameryki południowej i północnej. Takie zdanie jest więc jak najbardziej usprawiedliwione. Tak jak sugerujesz, byłoby, gdyby przebiegał wzdłuż przeciwległych południków.

Cytat:W moim odczuciu ta mało subtelna seksualizacja nie służy tekstowi, przede wszystkim dlatego, że seksualność w Twoim opowiadaniu nie odgrywa większej roli. Takie wzmianki bez odpowiedniego tła bardziej zniesmaczają niż bawią.

No i znów kwestia gustu. Pozwolę się jednak nie zgodzić, ze zdaniem, że seksualność w opowiadaniu nie istnieje, jak w każdej praktycznie bajce. Jest niejako motorem działań postaci. Och, oczywiście nie jest tak oczywista, ale jest. Czyż pragnienie poznania zapachu drugiej osoby nie jest wystarczająco, hmm zmysłowe?  Zwrotu "apetyczne krągłości" użyłem zaś z pełną premedytacją Wink . W końcu dziewczęta je po prostu mają i to odróżnia je od chłopców Wink. Inna sprawa, że wspomnienie o kobieco - kociej hybrydzie jest "oczkiem" puszczonym do ludzi, którzy znają moje pozostałe opowiadania.

Narrator: No cóż. Potrzebny był do przedstawienia tła opowiastki. Na końcu mógłby powiedzieć co najwyżej: "I żyli długo i szczęśliwie", no ale to byłoby przecież zbyt trywialne. Gdybym zaś napisał cokolwiek innego, po prostu zepsułbym efekt zakończenia.

Doceniam twój gust, odmienny w wielu szczegółach od mojego. Doceniam Twoją wrażliwość literacką. Tym bardziej cieszy mnie, że mimo wszystko, po przeczytaniu masz pozytywne wrażenia. Krytyka ma zaś to do siebie, że zmusza do przemyśleń, dlatego jest tak cenna. 
Dziękuję za lekturę opowiadania i słowa komentarza
Pozdrawiam serdecznie.

Co zaś do animacji, tu jest link: https://www.youtube.com/watch?v=DRkgH7Uu-hA
corp by Gorzki.

[Obrazek: Piecz1.jpg]
Odpowiedz
#7
"Mieszkają na niej istoty tejże barwy"
Na "nim", bo wcześniej piszesz o globie, nie planecie.

Fajny klimacik. Jestem zaskoczona, że ten tekst wyszedł spod Twoich zacnych palców Wink Jest taki puszysty i kolorowy - tak go odbieram.
Odpowiedz
#8
A tak. Faktycznie, przeoczyłem. Poprawiam i dziękuję za wskazanie błędu.


Zaskoczona? Czyżby tekst nie przypominał w niczym mojej dotychczasowej pisaniny?

Może się zmieniłem przez te ostatnie lata, gdy pisałem głównie teksty naukowo - techniczne. A może się po prostu starzeję Wink

Puszysty, a owszem jak moi bohaterowie Wink.

Dziękuję za miły komentarz i....
Pozdrawiam serdecznie.
corp by Gorzki.

[Obrazek: Piecz1.jpg]
Odpowiedz
#9
Może to przez te kolory. Gdybym nie widziała obok tekstu Twojego nicku, pomyślałabym, że autorką jest kobieta. I nie odbieraj tego jako coś złego. To świadczy o elastyczności Twojego umysłu Wink
Odpowiedz
#10
To co napisałaś, jest dla mnie wielkim komplementem. Nie żebym chciał zmieniać płeć. Dobrze mi bowiem w skórze faceta. Zawsze jednak z trudem przychodziło mi tworzenie żeńskich postaci. No wiesz, takich, żeby były wiarygodne. Dla faceta to spory ambaras. Wszak kobiety myślą w sposób bardziej... hmmm... barwny? nieoznaczony? spontaniczny? My zaś w taki mocno zogniskowany. Naprzeciw waszego, nasz sposób myślenia jest po prostu sztywny.
Dlatego cieszę się w dwójnasób, szczególnie z tego, że moja "Pomarańczowa" jest wystarczająco kobieca Wink.

Pozdrawiam serdecznie.
corp by Gorzki.

[Obrazek: Piecz1.jpg]
Odpowiedz
#11
Forst av alt: w tytułach nie pisze się kropek!

"Pomarańcz i błękit" + "pod wpływem krótkiej animacji" = widziałam tę animację.

To, że chłopak składał się z nicości, już od samego wspomnienia wydało mi się mocno naciągane, bo wiedziałam, że polecisz w uczuciowy ton, do którego pustka mi po prostu nie pasuje. Podobnie jak słuchanie. W pustym pokoju ściany może i są, ale słowa albo się odbijają, albo mijają obojętnie. Czasem jakby wchłaniają, ale nie wypluwają nic w zamian. Niby napisałeś: "Pustka nie ma w zwyczaju odpowiadać na pytania, nawet te egzystencjalne", ale jakoś żadnego powiązania z tym zdaniem nie widzę.
Co do braku lepszego słowa - "pojawił się" by rozwiązało sprawę. Tongue

Kurczę no, napisane jak zwykle w Twoim stylu, ale oryginalna animacja przemawiała do mnie bardziej. Rozumiem, że ma być milutko itd., ale to nie mój rodzaj literatury. Ten wstęp wydaje się zbyteczny, może inaczej bym odebrała, gdyby na końcu też pojawiły się jakieś słowa od autora. Pointy też za specjalnie nie wyłapuję, możliwe, że popadłam w jakiś antytwórczy sceptycyzm. I szereg tak oklepanych zabiegów, że aż mnie wykręca: "jesteś moją śmiercią?"; dziewczyna zaintrygowana trudnymi słowami; "istniejesz, bo cię widzę" ("cię" w prozie małą literą); "opowiem wszystko od początku"; itp., chociaż Ty akurat pracujesz na takich zabiegach, nieraz wychodzi oryginalnie, jednak tutaj mi wyjątkowo nie podchodzą. Może mam takie wrażenie przez książki, które ostatnio czytałam, idk.

No, ale ludziom się podoba, więc widać jest dobrze. Smile
Odpowiedz
#12
Hmm... Pustka powiadasz? No cóż, jest pustka i pustka, zależy jak się patrzy Wink. Czym innym jest pustka pod murem czy w pustym pokoju, czym innym ta wypełniająca płaszcz Wink.

Jak Ty mnie zawsze rozgryziesz... Tak miało być milutko, jakoś tak nie lubię paskudnych zakończeń Wink. Może w życiu mam za bardzo pod górkę Wink.

A zabiegi literackie? Bel, pisarstwo ma jakieś parę tysięcy lat, więc chyba nic całkiem nowego nie wymyślę. Co najwyżej uda mi się poskładać znane kawałki w całość. Raz lepiej, raz gorzej.

Dziękuję za przemyślenia i ślad zostawiony pod moją pisaniną Wink
corp by Gorzki.

[Obrazek: Piecz1.jpg]
Odpowiedz
#13
Podoba mi się. Utwór ma w sobie dużo dojrzałości i subtelności.

Nie czepiałabym się postaci tego kapturowca, on chyba jest tu jakby Bogiem, bytem doskonałym, który jest pustką, ale akurat jemu niczego nie brakuje - taki paradoks. Jakby zna te istoty, ale nie chce ingerować, jednak wreszcie decyduje się im nieco pomóc, ale tak, żeby to one wykonały całą robotę. I to moim zdaniem jest w porządku, bo to fantastyka w luźnej, metaforycznej konwencji, trochę przywodzącej na myśl przypowieść.
Jakiejś nieodpowiedniej seksulaizacji postaci nie widzę, moim zdaniem też jest ok, pokazane są , znowu metaforycznie, powiedzmy, że różnice damsko-męskie. Wszystko jest w bardzo delikatnym tonie.

Jeden z moich ulubionych wokalistów rege( Kamil Bednarek) śpiewa, że gardzi ludźmi, którzy mają brudną wyobraźnię. Ale to opowiadanko dowodzi, że twoja wyobraźnia jest czysta, niczym piękny, szlachetny kryształ.


Pozdrawiam
Smile
"To właśnie ja.
Przez ten świat idę odważnie.
Gardzę tymi, którzy mają brudną wyobraźnię."
Odpowiedz
#14
Cytat: Jeden z moich ulubionych wokalistów rege( Kamil Bednarek) śpiewa, że gardzi ludźmi, którzy mają brudną wyobraźnię. Ale to opowiadanko dowodzi, że twoja wyobraźnia jest czysta, niczym piękny, szlachetny kryształ.
.

No bez takich, bo spłonę rumieńcem jak panienka. Albo zacznę się zastanawiać, czy nie próbujesz mnie urabiać Wink. W końcu jesteś specem od psychiki.

Bogiem? Raczej nie... Kapturowy jest raczej strażnikiem. No przynajmniej tak sobie go sobie wyobrażam. Nie jest wszechmogący... mocy ma tylko tyle ile .... no przynajmniej w miarę.

Miło usłyszeć dobre słowo za które dziękuję. Dziękuję też za czas spędzony przy moim tekście.

Zapraszam do moich pozostałych tekstów i...

Pozdrawiam serdecznie Wink
corp by Gorzki.

[Obrazek: Piecz1.jpg]
Odpowiedz
#15
Cytat: No bez takich, bo spłonę rumieńcem jak panienka. Albo zacznę się zastanawiać, czy nie próbujesz mnie urabiać Wink. W końcu jesteś specem od psychiki.

Nie płoń rumieńcem, bo w sumie, nie wiem jaka jest twoja wyobraźnia w ogóle. Wiem tylko, że literacką wyobraźnię masz czystą.


Cytat: Zapraszam do moich pozostałych tekstów

Dziękuję za zaproszenie. Jednak przyszłam tutaj na forum do szerszego grona społeczności. Miło jest sobie porozmawiać we dwoje, ale jednak forum kojarzy mi się z większą grupą. Szukam miejsca, gdzie jest że tak powiem, większy przepływ ludzi i większe zainteresowanie wzajemnie sobą.

Pozdrawiam zatem
i wyruszam w drogę.
"To właśnie ja.
Przez ten świat idę odważnie.
Gardzę tymi, którzy mają brudną wyobraźnię."
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości