Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
W maluszkowym świecie /part three/
#1
Wykonałem szybki unik i ostrze minęło mnie o kilka milimetrów. Ze świstem przecięło powietrze i poczułem jego ruch wokół błękitnej stali. Taki przeciąg śmierci.
Sam pchnąłem od dołu, ale odbił w błyskawicznej osłonie i poszedł flintą.
I odskok.
Krążyliśmy wokół siebie jak samce w tańcu godowym. Dwóch durnych kogutów, walczących o tę samą kurę. Na naturę nie poradzisz.
Lało. Deszcz spływał strugami po twarzy, z włosów robił strąki przyklejone do skóry. Kicha z tymi pawimi piórami w takim deszczu.
Końcem języka zebrałem kroplę płynącą mi do kącika ust i ruszyłem dalej w kołowrót śmierci. Stopami badałem grząski teren, ale patrzyłem uparcie w jego twarz. Bardzo znajomą.
Boże, skąd ja go tak dobrze znam?
Uważałem na oczy. To one mówią najwięcej. Reagują pierwotnie i niezależnie od woli właściciela. Tuż przed atakiem zwężają się źrenice.
To też pierwotny znak. Jak cel naszej walki.
I zobaczyłem. Skoczył, a ja wykonałem głęboki skłon i wyprowadziłem pchnięcie od dołu. Poczułem jak klinga miecza wchodzi w miękkie tkanki, rozrywa je i usłyszałem jej zgrzyt na kręgosłupie.
I zmętniały te oczy.
Kurewsko znajome.
*
- Panie… No, ocknij się pan!
Otrzepałem się i rozejrzałem z leksza nieprzytomnie.
Mały rynek z pięknym ratuszem. Renesansową bryłą z naleciałościami późniejszych okresów. Jego monumentalizm i gabaryty aż nie pasują do małego, pięciotysięcznego miasteczka.
Bo duży jest ten budynek. Masywny, z wysoką wieżą i musi budzić respekt.
Przy jego zachodniej ścianie z dwoma figurami świętych, stworzono kącik rekreacyjno - wypoczynkowy. Kilka stylizowanych na dziewiętnasty wiek, ławek, tuje w donicach i drewniany płotek. Taka mała iluzja odosobnienia i relaksu.
Mżyło. Upierdliwie nawilżało ubranie i włosy. Pewnie stąd to moje wrażenie deszczu we śnie, bo chyba przysnąłem na tej ławce.
Stał nade mną. Wysoki sześdziesięciolatek w poplamionej, niebieskiej kurtce z logo „adidasa”. Raczej nie był jej pierwszym właścicielem, bo wyglądał jak ostatnie dziecko stróża. Zarośnięty, w zza dużych, powykrzywianych półbutach i spodniach wymiętych, jakby z dupy psa je wyjął.
Typowy żul.
- O co chodzi?
- Mówię już do pana trzeci raz, a pan gdzieś pływasz. Ma pan pożyczyć dwa złote?
- A oddasz? – Parsknąłem krótko.
- Jak postanowisz pan spędzić życie na tej ławce, to tak. Widzę pana siedzącego tu już od paru godzin, więc kiedyś oddam.
Przyjrzałem mu się uważniej. Składnie gadał i nawet niegłupio. W mętnych oczach były jakieś błyski. Inteligencji?
- Życie można spędzić wszędzie. Na przykład taki Diogenes…
- Mówię o ławce, nie o beczce.
No, proszę. Wie!
- Słuchaj. – Obcesowo przeszedłem na „Ty” – Można żyć gdziekolwiek. Pytanie brzmi: Po co?
- A ty nie masz po co? – W tonie głosu był cień współczucia. Też przeszedł na „Ty” – To smutne. Ja żyję żeby się napić. Jak się napiję, to jest mi obojętne, gdzie żyję. Trochę myślę i jest mi dobrze. Potem zasypiam. Budzę się i chcę się napić. Czyli ciągle mam po co żyć.
- To nazywasz życiem?
- Dobre, jak każde inne. Ty siedzisz od kilku godzin na ławce. Gdzieś odpadasz myślami, chyba przysypiasz. Tak jest lepiej?
Westchnąłem. Jest trochę racji w tej żulowej filozofii.
Usiadł koło mnie. Zaśmierdziało.
- Czekam – powiedziałem w przestrzeń.
- Długo czekasz. Oby warto było. Czekanie to strata czasu. Świat gna do przodu. Gdzieś się ludzie bawią, kochają, mordują. Coś robią, a ty czekasz… Na co? Kobieta?
Skinąłem głową.
- Żeby chociaż warta była twojego czekania. Pewnie się teraz pindrzy, ciuchy przebiera, perfumy wylewa, abyś miał poczucie sensu tego czekania. O której ma przyjść?
- Dwie godziny temu.
- Aaaa… - Podparł brodę dłońmi, łokcie oparł na udach i zapatrzył się w przestrzeń. - To cię olała. Więc na co jeszcze czekasz?
Wzruszyłem ramionami.
- Może coś jej wypadło.
Zaśmiał się krótko, gardłowo.
- Życie jest jak to miasteczko. Ma wzloty i upadki. Przez chwilę było stolicą Rzeczpospolitej. Tu powstało jedno z największych dzieł muzycznych. Ma piękny pałac, który teraz niszczeje. Teraz jest tylko senną dziurą, z pięknym rynkiem i kilkoma starymi uliczkami. Młodzi stąd uciekają. O, widzisz tę szkaradę betonową pomiędzy renesansowymi kamieniczkami? Plomba darowana przed wojnę – dentystę. Ludzie ciągle grzebią we własnym życiu i otoczeniu. Lepiej lub gorzej. Pogrzeb i ty zamiast czekać bez sensu.
- Ona jest dobra i śliczna. Warto poczekać.
- Jak te kamieniczki? Z piękną fasadą, zdobioną rzeźbionymi gzymsami i kwiatami w oknach? Wiesz, kto to był Patiomkin i co robił na drodze przejazdu carycy Katarzyny? Nic się nie zmieniło… Patrz…
Z bramy jednej z tych urokliwych kamieniczek wyszła kobieta. Stała chwiejnie. Płowe strąki oblepiały jej nabrzmiałą twarz. Ubrana była w kurtkę aż świecącą od tłustego brudu i czarne leginsy, które prześwitywały na przetarciach. Miały też kilka dziur i raczej nie były one wynikiem celowego działania współczesnych dyktatorów mody. Młode, zgrabne dziewczyny ganiają teraz w takich podartych portkach, ale ta nie była ani młoda, ani zgrabna.
Pani żulowa.
- Helka, chodź no tu! – krzyknął mój towarzysz.
Ta rozejrzała się nieprzytomnie i zlokalizowała wołającego.
Czego chcesz, Profesor? – Podeszła wolno – Ten kto? Nie znam. Kurwa, dopiero się obudziłam. Masz co, bo mnie pali?
- Przyjezdny, to bądź miła i nie klnij. Pan może postawi.
Wzruszyła ramionami.
To co? – zapytał, patrząc na mnie – Może postawisz i przyłączysz się do nas?
Wyjąłem stówę i dałem miejscowej piękności.
- Kup trzy flaszki i jakąś przepitkę. – Spojrzałem jej w oczy. Kurwa, ładne miała.
Uśmiechnęła się, prezentując imponujące ubytki w uzębieniu. Większe niż ten rynek. Zakręciła się jak fryga i pobiegła do sklepu. Nie ma to jak odpowiednia motywacja.
- Profesor? – Spojrzałem na niego z pytaniem – Skąd taka ksywa?
Opuścił głowę. Zauważyłem, że drżały mu ręce i ramiona. To pewnie stan przeddelirczny.
- Kiedyś byłem profesorem w tutejszym liceum. Wszystko było dobrze. A potem też siadłem na tym rynku i czekałem na nią.
- Też nie przyszła. – Bardziej stwierdziłem, niż zapytałem.
Podniósł głowę i spojrzał mi w twarz.
- Otóż przyszła, chłopie. I została moją żoną.
Musiałem mieć głupią minę, bo się roześmiał.
- Była jak ten Patiomkin, Helka i kamienice razem wzięte. Piękna fasada i brud wewnątrz. Śmieci i gnojówka. Jest teraz burmistrzem tego zasranego miasteczka.
Podniósł się i przeciągnął.
- Idzie Helka. Chodź, ma w domu śliczną córkę. Ta zawsze jest chętna, jeśli dasz jej drugą stówę, którą widziałem w twoim portfelu. – Westchnął. – Czekanie to strata czasu – dodał, rozglądając się wokół.
Wstałem również. Zmierzchało. Wilgotna, granitowa kostka rynku odbijała światło dopiero co włączonych latarni. Takich śmiesznych, rosochatych. Dwie na jednym, kutym słupie. Wyglądały jak widły Neptuna. Ryneczek tonął w uroczym, romantycznym półmroku.
Było pusto. Życie przeniosło się do tych bram i mieszkań.
- To chodźmy – powiedziałem.
*
Klęczałem przy nim, patrząc jak strużka krwi sączy się spod palców zaciśniętych na brzuchu. Podobna wypływała z ust.
Dlaczego ja cię tak dobrze znam, a nie wiem, kim jesteś?
Szeptał coś bezgłośnie. Pochyliłem się.
- Powiedz mi, jakie to uczucie zabić część siebie?
I umarł.
Odpowiedz
#2
Mocna historia i mocno niedopracowana. Czemu brakuje wskazania motywu? Metaforyczne samobójstwo jakiejś części siebie nie usprawiedliwia wprowadzenia bohaterki pt. "żulica". Nic nie wiadomo o kobiecie, która nie przyszła na spotkanie i przybliżenia powodów jej nieobecności.
Miranda nie będzie się wypowiadała o niedociągnięciach technicznych, bo jako nowicjuszka czuje się niezręcznie Smile
[Obrazek: oscar.jpg]
Odpowiedz
#3
O wprost przeciwnie. Motyw jest na swoim miejscu. Mirek nie pisze jednak oczywistych oczywistości. No fakt, może zamiast "Żulica" ładniej byłoby "Żulietta", tak jakby bardziej światowo Wink.

Kobieta na którą czekał bohater jest nieistotna. W kontekście tego opowiadania ma znaczenie jedynie to, że nie przyszła. W "tu i teraz" bohatera tylko to się liczy.

Do uniwersum Mirka trzeba się ciut przystosować. To nie jest Mirando ładny świat. Gdyby opowiedzieć w nim bajkę o krasnoludkach i sierotce Marysi, to pewnie wredne pokurcze wydymały by dziewczynkę, nie patrząc na to że nieletnia. No może potem, w przypływie litości, jakoś by jej tam pomogli się ustawić. Taki już Mirków świat, taka jego uroda.

Nie mniej jednak teksty potrafi pisać klimatyczne i za to Go cenię.

Miałem się przyczepić do sceny walki, że bardziej psychologiczna niż dynamiczna, no ale to przecież nie opowiadanie akcji.

Pozdrawiam serdecznie.
corp by Gorzki.

[Obrazek: Piecz1.jpg]
Odpowiedz
#4
Cytat:O wprost przeciwnie. Motyw jest na swoim miejscu. Mirek nie pisze jednak oczywistych oczywistości.

Miranda jest prostą kobietą (primo voto: Calle), więc z góry przeprasza, że nie zrozumiała tego i owego Smile
Ale będzie wdzięczna za wskazówki, by zrozumieć tę interesującą historię z Mirkowego świata. Dlaczego według pana Latarnika Gorzkiego Płaza motyw jest na swoim miejscu? Miranda zrozumiała, że bohater zabił część siebie, ponieważ dostał brzydkiego kosza od ukochanej. Ale skąd się nagle wzięła Żulietta? Czy to alter ego Ukochanej bohatera? Podobnie jak Żul jest alter ego bohatera? 
Mała główka Mirandy pracuje teraz na najwyższych obrotach...
[Obrazek: oscar.jpg]
Odpowiedz
#5
No cóż. Nie sądzę, że aż tak prostą... Kobiety nie bywają proste Wink.

Żulietta? A to tylko taka gra słów. Żul - Żulietta. W sumie ładniej niż Żulica. Nawet nie mój patent, tylko z "Baśni o Ludziach z tąd". Kogo zabił metaforycznie bohater? O ile jestem w stanie prawidłowo podążać po niebotycznych mostach szaleństwa ukrytych w umyśle autora, to lepszą część siebie. Tą która wierzy w różne fajne rzeczy na tym świecie. A Żul i Żulietta? No cóż, fajna para. Ale oni w tej historii byli realni. Ktoś przecież musi być filozofem, a może czasem i antyfilozofem.

Pozdrawiam serdecznie.

P.S. Czemu nazywałaś mnie Płazem? Zaręczam, nie jestem oślizły Wink.
corp by Gorzki.

[Obrazek: Piecz1.jpg]
Odpowiedz
#6
Mirek właśnie podąża do IV Rzeszy, więc nie zajmie wyczerpującego stanowiska. Później. Niemniej, Gorzki, wskaż naszej koleżance jakieś moje najmniej oburzające Cię teksty, aby wyrobiła sobie zdanie o potwornych meandrach mojego myślenia i pisania. Jakieś wcześniejsze się znajdą, bo te ostatnie strasznie Cię oburzały, Gorzki.
A z tymi krasnalami przesadziłeś. W ramach pełnej empatii każdy miał prezerwatywę i na wszelki wypadek podali jej jeszcze tabletkę "Dzień po".
To dobre krasnale były. (Już widzę jak zgrzytasz na mnie zębami)
Ale muszę Ci przyznać, że znasz mnie już nieźle. Dobrym tropem podążasz w analizie opka i znaczeniu postaci. Koleżanka chyba hołduje klasycznej konstrukcji: Akcja, wyjaśnianie łopatologiczne wszystkiego i wszystkim.
Tu to tak nie działa, Mirando.Najważniejszy jest psychologiczny rys postaci ujawniający się w ich dialogach i zdarzeniach. Nigdy w opisach narratora, bo to za proste i znamionuje słabe pióro.
Ale dzięki za zajrzenie i działania poszukiwawcze. Cenna cecha.
Pozdro.
Odpowiedz
#7
(19-03-2017, 23:29) pid=\141990' napisał(a):No cóż. Nie sądzę, że aż tak prostą... Kobiety nie bywają proste [Obrazek: wink.gif].
Dominującą cechą kobiet jest bezmyślność, a Miranda nie jest wyjątkiem Smile
Cytat:P.S. Czemu nazywałaś mnie Płazem? Zaręczam, nie jestem oślizły [Obrazek: wink.gif].
Mam nieodparte wrażenie, że pingwin ma w swoim pudełku żabę na drugie śniadanie Smile
Cytat:Niemniej, Gorzki, wskaż naszej koleżance jakieś moje najmniej oburzające Cię teksty, aby wyrobiła sobie zdanie o potwornych meandrach mojego myślenia i pisania. 
Miranda sama poszuka, ale dziękuje za dobre chęci Smile
Cytat:Koleżanka chyba hołduje klasycznej konstrukcji: Akcja, wyjaśnianie łopatologiczne wszystkiego i wszystkim.

Tu to tak nie działa, Mirando.Najważniejszy jest psychologiczny rys postaci ujawniający się w ich dialogach i zdarzeniach. Nigdy w opisach narratora, bo to za proste i znamionuje słabe pióro.
Koleżanka lubi pomyśleć nad tekstem dłużej niż czas potrzebny na jego przeczytanie, więc pudło, Mistrzu Pióra. 
I, na nieszczęście, lubi także pozastanawiać się nad motywacją bohaterów. 
I wymyśliła coś takiego: Bezimienny zabił, bo kobieta go zostawiła. Jest romantykiem, cierpiącym niemłodym Werterem, Gustawem z współczesnych "Dziadów". Motyw porzuconego kochanka nie jest taki nowy, więc Ameryki kolega nie odkrył. Ale nie o to chodzi, by zawracać kijem Wisłę, tylko by zapodać temat w ciekawej formie - i to się, owszem, udało (skromnym zdaniem nowicjuszki).
[Obrazek: oscar.jpg]
Odpowiedz
#8
Nikt Ameryki odkrywać nie zamierzał. Jeśli tego poszukujesz musisz udać się do czytelni Urzędu Patentowego.
Po prostu dobrze jest napisać, co odwiecznie w ludzkiej duszy gra.
Toś Zosia - Samosia? To poszukaj.
I mam nieodparte wrażenie, że skądś Cię znam, Mirando. Te poglądy o kobietach choćby...
Odpowiedz
#9
(20-03-2017, 11:40)mirek13 napisał(a): I mam nieodparte wrażenie, że skądś Cię znam, Mirando. Te poglądy o kobietach choćby...

Miranda też ma takie wrażenie w przypadku około 70 proc. użytkowników portali literackich Wink
[Obrazek: oscar.jpg]
Odpowiedz
#10
Okey. Faktycznie zbyt z tymi krasnoludkami przesadziłem. Nie, w Twoim przypadku nie zgrzytam. Czasem się nie zgadzam, no ale takie prawo czytelnika. Zresztą sam wiesz jakie tematy naprawdę mnie wk... wiają Wink.

Zaręczam Mirando, że w pudełku nie ma płaza. To pudełko w którym jest soczek z Windowsa. Pingwinek wszak jest symbolem Linuxa, a całoś symbolizuje wojnę tych dwóch systemów (ja windowsa nie używam, a nawet poniekąd zwalczam).
corp by Gorzki.

[Obrazek: Piecz1.jpg]
Odpowiedz
#11
Nie łapiesz się do tych 70%.
Ale nie martw się, nie przeszkadza mi to.
Odpowiedz
#12
(21-03-2017, 00:06)mirek13 napisał(a): Ale nie martw się, nie przeszkadza mi to.

Niczym się nie martwię, tak już mam.


(20-03-2017, 21:43)gorzkiblotnica napisał(a): Zaręczam Mirando, że w pudełku nie ma płaza. To pudełko w którym jest soczek z Windowsa. Pingwinek wszak jest symbolem Linuxa, a całoś symbolizuje wojnę tych dwóch systemów (ja windowsa nie używam, a nawet poniekąd zwalczam).

Pięknie się zatem różnimy  Smile Niemniej, zawsze zastanawiałam się, co Tux chowa w swoim pudełku...
[Obrazek: oscar.jpg]
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości