Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Kotły zgazowujące.
#1
Tym razem nie będzie kontrowersyjnie. Ot kawałek popularyzatorsko - techniczny. Chyba na czasie, bo dużo teraz mówi się o jakości powietrza. Ciekawe, czy jest zapotrzebowanie na takie teksty.



Sezon grzewczy mamy w pełni. Każdy grzeje się czym może, niektórzy zaś uniemilają przy tym życie wszystkim wokoło pakując w piec co popadnie i trując dymem wszystkich wokoło.

Zanim przejdę do rzeczonych w tytule kotłów zgazowujących, o których naczytałem się na internetowych stronach wiele bzdur, chciałbym, uprzedzając podejrzenia, stwierdzić: Nie jestem sprzedawcą ani producentem kotłów, czy innych urządzeń grzejnych. Nie jestem z nimi związany żadnymi interesami. Jestem zaś inżynierem energetykiem i procesy związane z grzejnictwem są mi znane zarówno od strony praktycznej, jak i teoretycznej. Jestem też od lat z górą dziesięciu szczęśliwym użytkownikiem kotła zgazowującego na drewno. Postanowiłem więc zadać kłam internetowym legendom i zamieścić garść fachowej i sprawdzonej wiedzy na temat tych urządzeń.

Komu, komu, bo idę do domu....
Wielu handlowców, którzy zazwyczaj skończyli kurs pod tytułem: "Jak sprzedać Eskimosom śnieg" będzie kocioł zgazowujący przedstawiało jako szczyt ekologicznego luksusu. Niemal objawienie dla środowiska dla wszystkich i wszędzie. Niestety, jak zwykle, wprowadzają w błąd. Kocioł na drewno nie sprawdzi się wszędzie. W niektórych miejscach może być wręcz przeraźliwie kłopotliwy.

W tym miejscu chcę zaznaczyć, że nie jestem ekooszołomem i nie wieszam przysłowiowych "psów" na wszystkich paliwach kopalnych. Ogrzewanie domu bowiem ma być przede wszystkim ekonomicznie uzasadnione i nieuciążliwe dla otoczenia, jak i samego użytkownika. Są to warunki równorzędne.

Na początek odniosę się do spalania węgla. Wyznaję zasadę, mniej ważne jest co się pali, ale jak się pali. Czyli w jakich warunkach i z jaką sprawnością.

Węgiel jest paliwem dosyć trudnym. By spalić go ze sprawnością powyżej 80% i przy małej ilości zanieczyszczeń, trzeba zachować odpowiednie warunki. Przede wszystkim w piecu musi być stosunkowo wysoka temperatura 60 - 80° i odpowiedni naddatek powietrza. Zarówno pierwotnego, jak i wtórnego. Nawet w starym kotle z górnym spalaniem można palić czysto, ale wymaga to dużo zachodu. No i trzeba się tego nauczyć. Żle prowadzony proces spalania (zbyt mała ilość powietrza i niska temperatura) powoduje, że kocioł pracuje ze sprawnością rzędu 30% zatruwając atmosferę toksycznym dymem. Zawarte w nim substancje są palne i można by je w kotle dopalić odzyskując ciepło. Nie dość, że się truje, to i pieniądze przez komin się puszcza.

Przy tak małej sprawności, lepiej byłoby ten węgiel spalić w elektrowni, bo tam pył i zanieczyszczenia są ze spalin filtrowane, a mieszkanie prądem ogrzewać. Wbrew pozorom, jeśli policzyć wszystkie koszty związane z opalaniem węglem, łącznie z usuwaniem popiołów, może się to rozwiązanie okazać nawet tańszym, a na pewno bardziej ekologicznym.

Jeszcze gorszym paliwem do domowego kotła jest miał węglowy. Przede wszystkim jest to paliwo bardzo podatne na oszustwa. Nieuczciwy sprzedawca dosypuje do niego piasku w dosyć odważnych proporcjach, a przynajmniej porządnie zlewa go wodą, by wydatnie zwiększyć masę. Nawet, jeśli dostaniemy paliwo przyzwoitej jakości, to i tak nadaje się ono tylko do kotłów ze spalaniem górnym i układem napowietrzania zrobionym tak, żeby był w stanie "przedmuchać" warstwę takiego paliwa. Miał rozżarza się i mimo ustania dopływu powietrza czas jakiś jeszcze gazuje. Smolisty dym wydostaje się przez komin do atmosfery. Jeśli wtedy uchylimy drzwiczki pieca, lub włączy się ponownie wentylator, mieszanka gazów z powietrzem w komorze spalania najprawdopodobniej wybuchnie. Domowe kotły na miał mają tendencję do strzelania. Może to stać się nawet przyczyną uszkodzeń komina. Możliwe jest zmniejszenie tego ryzyka przez zastosowanie sterowników PID regulujących nadmuch płynnie, jednak by tego wybuchania uniknąć użytkownicy często zwilżają miał wodą przed rozpalaniem. Taktyka jest z gruntu zła. Wodę tą bowiem trzeba odparować, a na to idzie sporo energii ze spalania samego miału. Poza tym woda ze związkami siarki może wykraplać się w kominie, prowadząc do szybkiej jego degradacji: na zewnątrz komina pojawiają się cuchnące smołą brązowe zacieki, a zaprawa murarska staje się krucha i osypliwa. Moim skromnym zdaniem miał nadaje się do spalania jedynie w wyspecjalizowanych kotłach pyłowych, lub takich z napowietrzanym rusztem ruchomym. Spalanie go zaś w domowym kotle powoduje więcej kłopotów niż oszczędności.

Ze znanych mi technologii spalania węgla, na dzień dzisiejszy, najczyściej, ale też z najwyższą sprawnością pracują kotły podajnikowe z rusztem retortowym. Oczywiście pod warunkiem właściwego ustawienia parametrów spalania. Najgorzej zaś popularne "śmieciaki" rusztowe z górnym spalaniem. Sterowanie elektroniczne nadmuchu wcale im wbrew pozorom nie pomaga...

Jaki więc sposób ogrzewania wybrać? To zależy od wielu czynników. Przede wszystkim od tego, jak dobrze ocieplony jest budynek, jak wielki ma metraż, gdzie się znajduje, a nawet jak duże masz podwórko.

Wybór kotła powinien być poprzedzony wykonaniem dokładnych obliczeń zapotrzebowania budynku na ciepło. Należy to zrobić porządnie, najlepiej zaś zlecić specjaliście od audytu energetycznego. Wszystkie bowiem znane mi metody przybliżone (w tym szczególnie te stosowane przez sprzedawców kotłów) zawyżają haniebnie wynik. W obliczeniach trzeba uwzględnić trzy podstawowe składowe:
- ciepło tracone przez przegrody budowlane (ściany, okna, sufity);
- ciepło tracone na wentylację ( są na to specjalne normy ile powietrza musi być wymienione w ciągu godziny dla danego rodzaju pomieszczenia;
- ciepło potrzebne do podgrzania ciepłej wody użytkowej (o ile ma być grzana z kotła);
- dodatkowy uzysk ciepła z gotowania, pracy urządzeń, czy przebywania osób w pomieszczeniach (tak, człowiek też jest źródłem ciepła)

Mając już wykonane rzetelnie obliczenia wybierz z typoszeregu kocioł odrobinę mniejszy (powiedzmy, że zapotrzebowanie domu na ciepło wynosi 19kW a w typoszeregu są kotły 20 i 18kW, wybierz ten mniejszy). Wydaje się nielogiczne? Niekoniecznie. Kocioł pracuje zawsze z tym wyższą sprawnością im bliżej mocy znamionowej. Nie wierz sprzedawcy, że jeśli kupisz większy, to będzie pracował lepiej bo będzie miał lżej. To wierutne łgarstwo. Po pierwsze taki zbyt duży kocioł pracuje nieekonomicznie. Po drugie jest uciążliwy, ponieważ zachodzące przy zdławionym ciągu procesy niepełnego spalania są źródłem większej ilości dymu. Po trzecie wreszcie, pracujący wiecznie ze zmniejszoną mocą kocioł ulegnie wcześniej zużyciu na skutek korozji niskotemperaturowej i kondensacji kwaśnych skroplin. Kocioł zaś mniejszy, przez większość czasu pracuje z mocą bliższą znamionowej. Nie musisz się obawiać, tym bardziej, że zapotrzebowanie na ciepło budynku liczy się standardowo dla 20°C wewnątrz i - 20°C na zewnątrz. Takie mrozy mamy zaledwie kilka nocy w roku. Nawet jednak, gdyby temperatura spadła poniżej - 30°C, to i tak nie grozi Ci zamarznięcie, bo kocioł zawsze daje się nieco przeciążyć (co jest mniej szkodliwe niż praca z obciążeniem za małym), budynek ma pewną, sporą pojemność cieplną, wreszcie w największe mrozy można odrobinę przymknąć wentylację (tylko nie w łazience i kuchni). Tak więc kocioł wybieraj nieco mniejszy niż wyjdzie to z obliczeń.

Jakie paliwo wybrać, oto jest pytanie...
W tym miejscu warto zastanowić się znów nad trzema aspektami:
- koszty ogrzewania paliwem;
- koszty instalacji;
- wygoda użytkowania.

Niewątpliwie najlepiej byłoby, gdyby paliwo było tanie, instalacja urządzeń grzewczych prosta i niedroga, a użytkowanie ograniczało się co najwyżej do ustawienia komfortowej temperatury. Tak dobrze niestety nie ma. Zwykle paliwa tanie albo wymagają dość kosztownych instalacji, lub są uciążliwe dla środowiska.

Energia elektryczna jest dosyć droga, ale instalacja grzejników prosta i niekosztowna. Eksploatacja sprowadza się w zasadzie do ustawienia zadanej temperatury na sterowniku. Jeśli zajmujesz mieszkanie bez centralnego ogrzewania w budownictwie wielorodzinnym, lub posiadasz śliczny, maleńki i dobrze ocieplony domek jednorodzinny, energia elektryczna może być rozwiązaniem dla Ciebie. W związku z dobrym ociepleniem i niewielkim metrażem koszty ogrzewania mogą okazać się do zaakceptowania.

Jeśli mieszkasz w domu jednorodzinnym w zwartej zabudowie osiedlowej a na dodatek posiadasz maleńkie podwórko, na którym szeroko można się tylko uśmiechnąć, odradzam Ci spalanie paliw stałych. Potrzeba na nie dość dużo miejsca do składowania (szczególnie drewno) trzeba pozbywać się znacznych ilości popiołu (szczególnie węgiel) a z komina wydostają się dymy potrafiące skutecznie zatruć życie właścicielowi i sąsiadom (szczególnie miał). O ile w pobliżu prowadzona jest sieć gazownicza, warto się do niej podłączyć i ogrzewać gazem. Jeśli jest taka możliwość, warto rozważyć przyłączenie budynku do miejskiej sieci ciepłowniczej. Gdy w/w nie ma można rozważyć zakup instalacji grzewczej ze zbiornikiem LPG lub na olej opałowy, niestety paliwa te są dosyć drogie. Można również rozważyć instalację kotła podajnikowego na pelet w ostateczności zaś na ekogroszek. Koszt ogrzewania będzie mniejszy, ale trzeba się będzie "uganiać" z popiołem (szczególnie w przypadku kotła na ekogroszek).

Inne możliwości daje dom z rozległą posiadłością na wsi. Tu można pozwolić sobie na ogrzewanie biomasą. Jest ona opłacalna, pod warunkiem, że można ją pozyskać w pobliżu. Jeszcze lepiej, gdy w bezpośredniej bliskości znajduje się zakład przeróbki drewna (np. tartak). Może on stanowić źródło tanich odpadów drzewnych. Drewno można pozyskiwać również z nadleśnictwa, lub nawet z własnej działki leśnej.

Drewno jest dosyć pracochłonnym materiałem opałowym. Trzeba je pozyskać, przewieźć i odpowiednio rozdrobnić, czyli pociąć na odpowiednie kawałki i porąbać. Im więcej z tych czynności wykonasz sam, tym więcej zaoszczędzisz. Kupowanie gotowego drewna "kominkowego" nie jest najtańszą opcją.

Drewno jest materiałem mocno higroskopijnym. Pozyskane z lasu może zawierać nawet do 60% wody w swojej masie. Wysuszone zaś przez rok pod wiatą na już tylko 8 - 15% wody. Jego wartość opałowa rośnie wówczas dwukrotnie w stosunku do wyjściowej. Oczywiście można by je dalej dosuszać, ale jest to już bezcelowe. Po pierwsze, trzeba by to już robić sztucznie z użyciem źródeł ciepła. Po drugie, jak się okaże, pewna niewielka zawartość wody jest konieczna do utrzymania prawidłowego procesu spalania w kotle zgazowującym.

Jak więc zauważyłeś, palenie mokrym drewnem się nie opłaca, ponieważ zużyjesz go znacznie więcej. Nie opłaca się rownież palenie drewna w kotłach rusztowych przeznaczonych na węgiel. Po prostu sprawność takiego procesu będzie żałośnie mała, a kocioł i komin "zarośnie" smołą.

Drewno warto spalać w kotłach zgazowujących. Proces spalania przebiega tam w dwóch etapach: W górnej komorze (zgazowującej) pod wpływem wysokiej temperatury drewno ulega pirolizie ulegając odgazowaniu i stopniowemu zwęglaniu z udziałem niewielkiej ilości powietrza wstępnego. Gazowe, gorące produkty pirolizy trafiają do specjalnej żaroodpornej dyszy, gdzie po zmieszaniu z powietrzem wtórnym ulegają spaleniu. Zwęglone drewno dopala się nad dyszą dostarczając ciepła potrzebnego do ciągłego zapłonu gazów w dyszy. Ciepło od gorących gazów spalinowych odbierane jest w wymienniku ciepła (najczęściej płomieniówkowym). Z komina przy prawidłowej pracy kotła wydostają się w zasadzie tylko para wodna i dwutlenek węgla.

Tyle teorii a co z praktyką?
Przede wszystkim kocioł zgazowujący nie może pracować w niskich temperaturach. Jeśli ustawisz na sterowniku 40, czy 50°C, smołę z wnętrza kotła będziesz ciosał siekierą. Minimalna temperatura kotła nie powinna być mniejsza niż 75°C. Zakładam, że w tej chwili właśnie chwyciłeś się za głowę, bo jak tak gorącą wodę doprowadzić do grzejników. Nie trzeba, ale o tym - potem.

Komora załadunkowa kotła napełniona jest drewnem. Jeśli nadmuch ustaje, paliwo przygasa powoli, destylując nadal smołę, ale bardzo krótko. Nie jest to groźne, bo o ile temperatura jest wysoka, to smoła spłynie ze ścianek kotła i odparuje trafiwszy na rozżarzone węgle i ceramikę ognioodporną na dnie kotła. Po ponownym załączeniu wentylatora powstałe w ten sposób gazy zostaną przepchnięte przez strefę żaru i spalą się w dyszy. Należy dbać jedynie o utrzymanie tej żarzącej się warstwy przez ustawienie częstych (nawet co dwie minuty) i krótkich (kilkanaście sekund) przedmuchów. Istnieje wtedy pewność, że gazy w dyszy zapalą się zaraz po starcie wentylatora. Regulatory PID nadają się do tego celu znacznie gorzej. Wprawdzie zmniejszają stopniowo moc nadmuchu gdy temperatura kotła zbliża się do zadanej, co jest korzystne, to po ponownym włączeniu startują również powoli. Węgiel drzewny zgromadzony na dnie kotła potrzebuje zaś możliwie silnego podmuchu by się rozżarzyć i zapalić powstający gaz. Zbyt mała ilość powietrza powoduje, że przez długi czas gaz jest zbyt zimny by się zapalić. Trafia on do komina, gdzie osadza się w postaci smoły. Z mojego doświadczenia wynika, że kotłem zgazowującym lepiej steruje prosty sterownik dwustawny.

Bardzo ważnym zagadnieniem dla prawidłowej pracy kotła zgazowującego jest ustawienie stosunku powietrza pierwotnego do wtórnego. Jeśli powietrza pierwotnego jest zbyt mało, węgle na dnie kotła nie będą miały wystarczająco wysokiej temperatury do zapłonu gazów, jeśli powietrza wtórnego będzie zbyt mało, gazy się nie dopalą. W obu przypadkach kocioł nie będzie miał mocy i będzie się straszliwie smołował. Właściwie stanie się bowiem wytwornicą smoły i dziegciu. Prawidłowe ustawienie stosunku powietrza pierwotnego do wtórnego można poznać po tym, że w popielniku pali się płomień o kolorze od jasnożółtego, po lilowo - niebieski. Kolor płomienia zależy od zawartości żywicy i etapu spalania. Przy dużej zawartości żywicy lub na początku spalania płomień jest zbliżony do żółtego, w dalszym etapie staje się podobniejszy do gazowego - lilowy. Płomień może zaniknąć na samym końcu spalania, kiedy dopala się już tylko odgazowany węgiel drzewny. Jest to zjawisko normalne.

Płomień nie zapali się, jeśli paliwo jest zbyt wilgotne, lub nadmiernie przesuszone (poniżej 10% wilgotności). O drugi przypadek nie należy się martwić. Do tak niskiej zawartości wilgoci nie uda się doprowadzić susząc drewno na powietrzu. Właściwą wilgotność drewno uzyskuje po roku suszenia pod wiatą. Słowo "wiata" jest kluczowe. Nie przykryte drewno będzie zamakać od deszczu, a zamknięte w pomieszczeniu nie będzie przesychać. Najlepsza do suszenia i przechowywania drewna jest zadaszona ale otwarta ze wszystkich stron wiata. W prawidłowo pracującym kotle ściany komory zgazowywania są pokryte cienką warstewką płynnej smoły, natomiast w popielniku nie może być jej w ogóle. Ścianki i żaroodporne cegły powinny mieć kolor szary od osadzonych drobinek popiołu. Jeśli jest tam smoła, należy znaleźć przyczynę złej pracy kotła. Zazwyczaj jest to zbyt mokre paliwo, albo źle ustawiony stosunek powietrza pierwotnego do wtórnego. Smoła w komorze popielnika świadczy bowiem o tym, że płomień w dyszy się nie pali.

Niezbędne minimum.
Jak wspomniałem, kocioł zgazowujący musi pracować przy temperaturach nie mniejszych niż 75°C. Zasilanie grzejników czynnikiem tak gorącym byłoby niewygodne, a nawet ryzykowne. Temperaturę czynnika trzeba więc obniżyć. Najprostszą i stanowiącą niezbędne minimum jest zastosowanie w instalacji czterodrożnego zaworu mieszającego. Jet to proste urządzenie, w którym zależnie od położenia łopatkowej przegrody następuje mieszanie gorącej wody wychodzącej z kotła z chłodną, wracającą z grzejników. Tworzą się wówczas dwa obiegi: Pierwszy z kotłem i ewentualnie zasobnikiem CWU, pracująca na wysokiej temperaturze, i drugi, z grzejnikami - na temperaturze niższej. Sterowanie zaworu może odbywać się ręcznie, lub być w pełni zautomatyzowane. Dodatkową zaletą takiego rozwiązania jest to, że do kotła wchodzi woda o wyższej temperaturze niż ta wracająca z grzejników. Chroni to dodatkowo kocioł przed korozją niskotemperaturową. Wbrew powszechnym ale całkowicie błędnym informacjom, zawór czterodrożny nie zmniejsza sprawności instalacji. Nawet, poprawiając warunki pracy kotła, powoduje jej zwiększenie.

Wersja de lux.
Najwyższą sprawność kocioł uzyskuje pracując pełną mocą przez cały czas do całkowitego spalenia całego wsadu paliwa. Takie warunki można mu zapewnić instalując akumulator ciepła. Jest to zbiornik wodny o znacznej pojemności (przyjmuje się jeden metr sześcienny na każde dziesięć kilowatów mocy kotła). Spalając paliwo, kocioł dostarcza ciepło do grzejników, a nadwyżkami ogrzewa wodę w akumulatorze ciepła. Po zakończeniu palenia dom można ogrzewać zgromadzonym w akumulatorze ciepłem. Rozwiązanie jest więc bardzo dobre, niestety kosztowne i wymagające sporo miejsca. O ile koszty nie są aż tak duże, bo można wykorzystać różnego rodzaju zbiorniki technologiczne ze złomu, o tyle brak miejsca w kotłowni może być sporym problemem. Nie mniej jednak instalacja z akumulatorem ciepła jest najkorzystniejsza do współpracy z kotłami wsadowymi na paliwa stałe.

Jak w tym palić?
Metody są w zasadzie dwie: Można zgodnie z instrukcją producenta otworzyć specjalną klapę w górnej części komory zgazowywania i obydwoje drzwiczek. Następnie ułożyć nad dyszą nieco podpałki i drobno porąbanego paliwa, dopełnić drewnem i podpalić od spodu. Zamyka się drzwiczki komory zgazowywania, te zaś od popielnika pozostają otwarte. Wentylatora nie należy włączać. Kocioł pali jak zwyczajny rusztowy ciągnąc powietrze przez popielnik. Należy poczekać aż paliwo się rozpali i temperatura wody zacznie wzrastać. Z reguły trwa to 20 - 30 minut. Po tym czasie należy zamknąć popielnik, zasunąć klapę rozpalania i włączyć wentylator. Po chwili można uchylić lekko drzwiczki popielnika i zajrzeć, czy pod dyszą jest płomień. Choć można to stwierdzić i bez zaglądania, gdyż prawidłowo spalający kocioł huczy w bardzo charakterystyczny sposób. Oczywiście drzwiczki te należy zamknąć, podczas pracy kotła muszą być one zamknięte. Próba zasunięcia klapy i włączenia wentylatora przy otwartych drzwiczkach wentylatora sprawi, że kocioł "strzeli" płomieniem.

Powyższą metodę stosuję zazwyczaj, gdy kocioł jest wyczyszczony i nie ma w nim popiołu i pozostałego z poprzedniego palenia węgla drzewnego. Jeśli jest nagarniam go nad dyszę. Kładę na nim kawałek podpałki i zapalam przy zamkniętej klapie rozpalania i drzwiczkach popielnika. Wentylatora nie włączam. Ciąg powietrza wywołany działaniem komina wciąga płomień w dół przez dyszę, węgiel drzewny zapala się i rozżarza. Teraz dokładam nieco drobnego opału i zapełniam komorę zgazowywania drewnem. Po zamknięciu jej drzwiczek załączam od razu wentylator. Metoda jest o tyle lepsza, że nie trzeba czekać aż kocioł się rozpali, by zamknąć co trzeba, oraz mniej smoły trafia do komina, ponieważ proces zgazowywania następuje od pierwszej chwili.

Opał najlepiej dokładać, kiedy poprzednia porcja już się całkowicie spaliła i na dnie pieca pozostaje już tylko trochę rozżarzonych węgli. Trzeba je nagarnąć nad dyszę i napełnić komorę spalania drewnem. Jeśli by się dymiło, można otworzyć klapę do rozpalania (trzeba oczywiście pamiętać, by ją po dołożeniu opału zamknąć). Ja zazwyczaj nie otwieram. Kiedy żaru jest niewiele, dokładane drewno praktycznie nie dymi. Podczas dokładania wentylator nadmuchowy musi być koniecznie wylączony. Chyba że posiadasz kocioł z wentylatorem wyciągowym, wtedy lepiej go włączyć.

Opał dokłada się zazwyczaj dwa, najwyżej trzy razy na dobę. Komorę zgazowującą ładuje się do pełna. Nie ma co bawić się z dorzucaniem po kilka kłód, jak do kominka, no chyba, że ktoś lubi mieszkać w kotłowni.

Prawidłowo używany kocioł zgazowujący brudzi się nieznacznie, nie mniej jednak co dwa - trzy tygodnie trzeba go wyczyścić. Proces ten obejmuje przetkanie specjalną tarczą lub szczotką płomieniówek i usunięcie popiołu z komory zgazowywania i popielnika. Tego popiołu po wskazanym czasie jest zazwyczaj nie więcej niż wiadro. Czyści się oczywiście kocioł po wygaszeniu i ostudzeniu do temperatury niższej niż 30°C. W wyższych pozostałości smoły w płomieniówkach mogą się kleić.

Popiół w przeciwieństwie do węglowego stanowi doskonały nawóz mineralny na grządki lub trawnik. Posiada odczyn zasadowy, przeciwdziała więc zakwaszaniu gleby.

Reasumując.
Prawidłowo zainstalowany i obsługiwany kocioł zgazowujący na drewno może przynieść znaczne oszczędności w kosztach ogrzewania. Ja pozyskuję drewno z nadleśnictwa. Kupuję zarówno iglaste, jak i liściaste. Przewożę własnym transportem i tnę oraz rozdrabniam we własnym zakresie. Koszty ogrzewania wychodzą wówczas 1100 - 1300 zł za sezon. Czyli relatywnie tanio. Posiadam jednak własną piłę spalinową i tarczową, oraz łuparkę hydrauliczną. Na sezon spalam około 15 metrów przestrzennych drewna. Przygotowanie go zajmuje mi zazwyczaj około tygodnia. Zlecenie zaś tych czynności, lub zakup drewna już przygotowanego (tzw. "kominkowego") znacznie te koszty podniesie.

Niewątpliwą wadą opalania drewnem jest potrzeba jego suszenia a co za tym idzie, zapewnienia odpowiedniej, przeznaczonej na to przestrzeni. Musisz mieć miejsce na zgromadzenie drewna na dwa sezony, bo kiedy jedno dosycha i się sezonuje Ty palisz drugim. Wymaga to kubatury około 40 metrów sześciennych najlepiej pod wiatą. Dlatego pisałem, że jeśli posiadasz maleńkie podwóreczko, lub nie masz go wcale, to kocioł zgazowujący nie jest rozwiązaniem dla ciebie. Sprawdzi się zaś najlepiej na terenach wiejskich, gdzie wokół znajdują się obszary leśne. Przyjmuje się, że paliwa typu biomasa są opłacalne, jeśli odległość ich transportu jest nie większa niż 30 km.

Ciekawą alternatywą dla kotła zgazowującego może być podajnikowy kocioł na pelet, albo przynajmniej takowy palnik zainstalowany w drzwiczkach dowolnego kotła. Jest ekologiczny i odnawialny (w przeciwieństwie do ekogroszku), jednocześnie działa w pełni automatycznie. Opał dostarczany jest w wygodnych workach i nie wymaga suszenia. Potrzeba więc dużo mniejszej powierzchni do składowania.... No ale to już temat na następny artykuł.
corp by Gorzki.

[Obrazek: Piecz1.jpg]
Odpowiedz
#2
Ciekawa lektura, zawsze fajnie dowiedzieć się czegoś nowego. Można palić drewnem jak w zamierzchłych czasach i to jest gites.

Pozdrawiam.
Odpowiedz
#3
Metoda nie tak stara, bo opracowana u początków ubiegłego wieku, ale odznaczająca się znacznie większą sprawnością, niż spalanie bezpośrednie (np. w kominku).

Dzięki za wpis i pozdrawiam serdecznie Smile
corp by Gorzki.

[Obrazek: Piecz1.jpg]
Odpowiedz
#4
Sposób ogrzewania domu jest istotny nie tylko z punktu widzenia ekonomicznego i ekologicznego. Ale w artykule nie widzę (starawa jestem, więc może dlatego) informacji o niezbędnej i koniecznej izolacji budynku, by uniknąć strat ciepła.
Bardzo dobry artykuł. Co prawda, w domu mam ogrzewanie najbardziej nieekonomiczne, jakie może być, ale za to ekologiczne, ale zawsze warto dowiedzieć się czegoś nowego. Być może na starość wyprowadzę się poza miasto i wtedy taka wiedza bardzo mi się przyda.
[Obrazek: oscar.jpg]
Odpowiedz
#5
Oczywiście rezystancja cieplna budynku (ściany dach ale też okna, drzwi zewnętrzne i podłogi na gruncie) uznaję za oczywistość. Warto również pomyśleć o wentylacji z rekuperatorem. Jeszcze nie mam, ale planuję. A jaki system ogrzewania masz? Elektryczny?
corp by Gorzki.

[Obrazek: Piecz1.jpg]
Odpowiedz
#6
Nie tylko system ogrzewania, w ogóle wszystko mam na prąd. Na szczęście jeszcze mnie stać na takie luksusy Smile
[Obrazek: oscar.jpg]
Odpowiedz
#7
Wbrew pozorom to nie całkiem tak. Jeśli podliczyć koszty, to w małym, dobrze ocieplonym mieszkaniu ogrzewanie elektryczne może okazać się ekonomicznie uzasadnione. Jest przy tym ekologicznie dobre. Ponieważ spalenie węgla w elektrowni jest znacznie lepszym rozwiązaniem niż w kiepskiej jakości kociołku. Jeśli zastosować zaś rozwiązania prosumenckie (własne panele fotowoltaiczne) robi się rozwiązaniem zeroemisyjnym i naprawdę tanim w eksploatacji. Niestety koszty instalacji o odpowiedniej mocy są dość znaczne. Warto również pomyśleć o wentylacji z rekuperacją. Da się w ten sposób ograniczyć zapotrzebowanie na ciepło nawet o 40%. Tak więc nie uznałbym tego za zbędny luksus, ale dość rozsądny wybór.
corp by Gorzki.

[Obrazek: Piecz1.jpg]
Odpowiedz
#8
(20-03-2017, 23:28)gorzkiblotnica napisał(a): Wbrew pozorom to nie całkiem tak. Jeśli podliczyć koszty, to w małym, dobrze ocieplonym mieszkaniu ogrzewanie elektryczne może okazać się ekonomicznie uzasadnione. Jest przy tym ekologicznie dobre. 

W przypadku małego mieszkania - tak. Ale nie w dużym domu Dodgy Ale oczywiście, jest to rozwiązanie słuszne z punktu widzenia ekologii. Ekonomicznie nie bardzo, ale na szczęście zimy mamy łagodne i niezbyt długie.
[Obrazek: oscar.jpg]
Odpowiedz
#9
Jeśli duży dom, to warto rozważyć pompę ciepła. Ale taką pobierającą ciepło z gruntu lub wód gruntowych. Daje to przebicie 1 : 3 lub nawet 4. Znaczy, że z kilowata prądu uzyskuje się 3 do 4 kilowaty ciepła. Pompa ma jeszcze tą zaletę, że latem może robić za klimatyzator. Niestety koszty instalacyjne są duże. Nie warto jednak iść na skróty i kupować pompy pobierającej ciepło wprost z powietrza. Nie sprawdzają się jako ogrzewanie mieszkania w naszym klimacie.
corp by Gorzki.

[Obrazek: Piecz1.jpg]
Odpowiedz
#10
Ano. Dlatego rozważam przeprowadzkę do kraju o bardziej przyjaznym klimacie Smile
[Obrazek: oscar.jpg]
Odpowiedz
#11
Ja zaś dla odmiany bardzo źle znoszę gorący klimat. Górna granica mojej tolerancji to jakieś 25 stopni C. Powyżej 30 straszliwie się męczę. Znacznie lepiej znoszę zimno.
corp by Gorzki.

[Obrazek: Piecz1.jpg]
Odpowiedz
#12
Może Islandia? Wink Uwielbiam tę krainę...
[Obrazek: oscar.jpg]
Odpowiedz
#13
Hmm. Ponoć mają tam gejzery i sporo geotermii. W sumie ciekawe. Mają też niestety bardzo mało lasów, a to mniej ciekawe.

Co zaś do przeprowadzki... Tu raczej nie planuję. Zbudowałem jakby nie było sobie dom, a to trochę przywiązuje jednak do miejsca Wink.
corp by Gorzki.

[Obrazek: Piecz1.jpg]
Odpowiedz
#14
Mają tam też zorzę polarną, która jest warta wszystkiego, co w życiu można przeżyć. To zjawisko tak zmysłowe, że nie da się go opisać słowami. Słoneczny wiatr wybrzmiewa symfonią dźwięków, a zmieniające się barwy przywodzą na myśl obrazy ekspresjonistów.
[Obrazek: oscar.jpg]
Odpowiedz
#15
Znaczy, spodziewam się. Zorzę polarną widziałem tylko na filmie, a to nędzna namiastka. Kolory jonizacji zaś zdażyło mi się oglądać w warunkach laboratoryjnych podczas pracy z wysokimi napięciami. Ładne są Wink. Nie mniej jednak, pewnie ciekawe to doświadczenie mieć taką zorzę za oknem.
corp by Gorzki.

[Obrazek: Piecz1.jpg]
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości