tu byliśmy do dziś
przeprowadzasz nas z marca do lutego
w metrowych zaspach grzęzną nogi na schodach
strącasz mnie z ramion i muszę czepiać się ścian
by nie upaść niżej
znów się mijamy przy kolejnych półsłówkach
półobrotach gdy próbuję zawrócić
po wciąż świeżych śladach odnaleźć tamte miejsca
stół dwa puste krzesła obok
nadszedł czas rozwiązań podskórnych cięć
i burz pod sufitem
rozkołysany żyrandol jak wahadło
odlicza kroki do drzwi
na ścianie marcowa odwilż
soplami dosięga podłogi
są zimne i śliskie zimne i śliskie
okno niebezpiecznie otwiera się na ulicę
przeprowadzasz nas z marca do lutego
w metrowych zaspach grzęzną nogi na schodach
strącasz mnie z ramion i muszę czepiać się ścian
by nie upaść niżej
znów się mijamy przy kolejnych półsłówkach
półobrotach gdy próbuję zawrócić
po wciąż świeżych śladach odnaleźć tamte miejsca
stół dwa puste krzesła obok
nadszedł czas rozwiązań podskórnych cięć
i burz pod sufitem
rozkołysany żyrandol jak wahadło
odlicza kroki do drzwi
na ścianie marcowa odwilż
soplami dosięga podłogi
są zimne i śliskie zimne i śliskie
okno niebezpiecznie otwiera się na ulicę