Ocena wątku:
  • 1 głosów - średnia: 4
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Marek
#1
Zabrałam się na pisanie (wreszcie) i naskrobałam początek czegoś dłuższego, choć na razie trudno mi powiedzieć jak długie to będzie. Oceniając, weźcie więc poprawkę na to, że nie jest to jeszcze całość fabularna, a jedynie niewielka jej część. Mimo wszystko mam nadzieję, że Wam się spodoba i życzę miłej lektury Smile


Marek wcisnął spocone ubranie do metalowej szafki. Nie sądził,by był sens prania go przed następnym meczem. Zwłaszcza, że i tak pewnie całe spotkanie spędzi na ławce rezerwowych. Nie grał zbyt dobrze w nogę, a do KS “Zosia” uczęszczał tylko dlatego, że bardzo chciał zbudować nieco lepszą sylwetkę. I trochę się socjalizować. Matka mu kazała. Całe liceum był z boku, do nikogo się nie odzywał, siedział w kątach z słuchawkami na uszach, w ostatnich ławkach malował farbkami figurki z “Władcy Pierścieni” albo oglądał japońskie kreskówki na telefonie. Podobały mu się te rysowane dziewczyny z różowymi włosami, białymi podkolanówkami i kocimi uszami. Były takie nieskomplikowane, urocze i niezwykle sympatyczne. Westchnął ciężko, kierując się pod zagrzybiały prysznic, z którego ciekła żółtawa, zimna woda. Miał wrażenie, że panuje tu obieg zamknięty, i to, co spłynie do odpływu wylewane jest później na nieszczęsnych sportowców.
- Nieźle ci dzisiaj poszło, stary - Brajan wszedł pod prysznic obok. Był odzwierciedleniem marzeń Marka o idealnym wyglądzie. To wprost niemożliwe, żeby istniał tak doskonały człowiek. Umięśniony, wysoki, o nieziemskim uśmiechu i idealnie zadbanym zaroście. Gdyby Marek był gejem, to bez wątpienia by się w nim zakochał.
- Dzięki - odburknął. - I tak nie zagram w meczu.
- Każdy kiedyś zaczynał.
- Nie zależy mi - odparł, chcąc jak najszybciej opuścić łazienkę i uciec do swojego samochodu.

Wczołgał się do mini coopera. Nie znosił tego auta. Rodzice byli obrzydliwie bogaci, ale nigdy nic mu nie kupowali. Na osiemnaste urodziny postanowili sprawić mu prezent, którego znajomi mieli zazdrościć. Tymczasem Marek wcale nie był szczęśliwy z samochodu, na który zawistnie patrzyły wszystkie dziewczyny, a który pogardliwym spojrzeniem obrzucali faceci, mijani na drodze. Włączył radio. Trójka - nie lubił, ale słuchał, bo dobrze jest słuchać Trójki w samochodzie albo w kuchni, od razu człowiek lepiej wygląda. Wolałby posłuchać RMF Maxxx, ale to jakoś tak nie wypada.
- Hej, stary - Brajan zastukał w szybę. Prześladował go, czy co? - Podrzuciłbyś mnie na uczelnię? Mam dzisiaj jeszcze jeden wykład.
- Jasne - mruknął Marek. Brajan studiował na AGH. Socjologię. Nie dostał się na wymarzony kierunek techniczny, chyba dlatego, że nie zdał z matematyki, ale stwierdził, że AGH po prostu dobrze brzmi. Tak przynajmniej opowiadał, kiedy stali w korku, chociaż Marek nie bardzo słuchał, bo zajęty był panicznym wręcz pilnowaniem sprzęgła. Gdyby zagasł mu samochód, to byłby jego towarzyski koniec, podważenie jego męskości. Wyrzucił kolegę na przystanku autobusowym, przerywając jego historię z imprezy integracyjnej, na której trzymając jedną ręką drzwi toalety, uprawiał namiętną miłość ze spragnioną bliskości koleżanką. Nierozważna, ale za to romantyczna. Marek, mimo lekkiego obrzydzenia, jakie czuł dla owej sytuacji, zazdrościł mu bardzo. Chociaż on wolałby jednak więcej fajerwerków. Jakieś świece, albo płatki róż rozrzucone po mieszkaniu, ładna dziewczyna z kolorowymi włosami, kolczykiem w pępku i krępującym tatuażem z delfinkiem na stopie.
“Kogo ja oszukuję…” - mruknął, przełączając na RMF Maxx.

***

Marek wpatrywał się zafascynowany w usta Magdy. Były tak napęczniałe, jak gdyby w każdej chwili mogły eksplodować, oblewając wszystko lepkim sokiem. Chodziła z nim na ćwiczenia. Właściwie pojawiła się ni stąd ni zowąd tydzień temu z tymi swoimi ustami i falującym dekoltem, w którym trzymała długopis, tusz do rzęs i dowód osobisty. W czasie zajęć rysowała w zeszycie pornograficzne komiksy z pokracznymi, humanoidalnymi postaciami o twarzach wykładowców. Czasami podpierała brodę i siedziała, gapiąc się w zegar, bezgłośnie odliczając sekundy. Nikt właściwie nie zwracał na nią specjalnej uwagi, ona też nie starała się nawiązać kontaktu. Żyła w swoim świecie, nawijając włosy na palec i wyglądała, jakby istniała tylko na ćwiczeniach. Popisywała listę obecności samym imieniem, pięknym, pochylonym pismem, a gdy chodziła, wyglądała raczej, jakby płynęła przez duszny korytarz uczelni. Może by mu się nawet podobała, gdyby nie była taka dziwna.
- Cześć - rzuciła między jednym a drugim mlaśnięciem w przerwie miedzy zajęciami. Wyglądała jakby żuła to słowo razem z gumą owocową. Ładnie pachniała, jak plac zabaw za domem i szafka w kuchni babci, gdzie trzymała landrynki, Xanax i syrop na kaszel.
- Cześć - odparł Marek.
- Jestem Madzia - wyciągnęła dłoń o długich palcach i krótkich, oskubanych paznokciach z resztkami czarnego lakieru.
- Marek.
Zapadła cisza. Trzy oddechy; wdech, wdech, wydech. Za szybko, pomyśli, że jest zdenerwowany.
- Miło mi - ledwo zmieściła te słowa w balonowych ustach. Marek zaczynał się zastanawiać czy żuła usta czy gumę. Ciekawe czy smakuje tak samo, jak pachnie.
W pewnym momencie Magda po prostu odwróciła się i poszła. Marek zauważył, jak krótką miała spódniczkę i westchnął. Gdyby tylko nie była taka dziwna…

***
- Mareczku, zjedz trochę zupki - babcia postawiła przed nim talerz ogórkowej. - No jak tam przygotowania do matury?
- Ja już nie chodzę do szkoły, babciu - krzyknął Marek, starając się przebić przez jazgot telewizora, w którym ktoś odmawiał różaniec. - Studiuję. Kulturoznawstwo.
- Teraz to ci młodzi sobie wymyślają. Medycynę byś studiował, albo prawo. No dobrze, a na religię chociaż chodzisz?
- Nie ma religii na studiach, babciu. Możesz przyciszyć telewizor?
- Jezu drogi, na psy schodzi ta Polska. W ogóle nie dbają o tę młodzież.
Mieszkanie babci było ciasne i duszne. No i potwornie brzydkie. Babcia nie otwierała okien, bo bała się przeziębienia. Miała koc z tygrysem rozłożony na skrzypiącym tapczanie, meblościankę wykończoną błyszczącą okleiną, sztuczne kwiatki w szklance na telewizorze i portret wujka Józka, którego zapomniała zdjąć po pięćdziesiątym szóstym.
- Masz tam jakąś pannicę?
- Nie, babciu. Zresztą to nie twoja sprawa.
- Bardzo dobrze, Mareczku. Teraz te dziewuchy takie głupie. Pstro mają w głowie, włosy farbują, twarz sobie dziurawią. Wczoraj mi jakaś pani w przychodni mówiła, że jej wnuczka to nawet jest lesbijką!
Marek to w sumie nawet lubił lesbijki, zwłaszcza te animowane. Ale oczywiście nie powiedział o tym babci. Zamiast tego w zamyśleniu dmuchał w zupę, która i tak już dawno temu ostygła. Nie mógł się pozbyć myśli o Brajanie. Idealnie średnio inteligentny, nikt nie oczekiwał od niego więcej, niż był w stanie zrobić, posągowo przystojny, bez skaz, które kurtuazyjnie określa się jako ciekawą urodę, ładnie się uśmiechał, mocno ściskał rękę na powitanie i nosił obcisłe podkoszulki z dekoltem w serek. Odzwierciedlał niespełnione marzenie Marka o byciu aktywną społecznie jednostką z mnóstwem fałszywych znajomych i przelotnych znajomości w toalecie.
- Babciu, czy ja jestem jakiś dziwny?
- Mareczku, co to za pytanie, oczywiście, że nie! Twój dziadek, ten to dopiero dziwak. Zawsze nosił ze sobą wiatrówkę, nawet do spożywczego. Raz chciał zastrzelić kota sprzedawczyni, bo wszedł na ladę. Jak braliśmy ślub po drugim rozwodzie, to kłócił się urzędniczką, że źle przeczytała jego nazwisko i w końcu wyszedł z sali.
Marek nie znał dziadka i w sumie się z tego cieszył. Dziadek żył, ale jaki czas temu wyemigrował do Kenii, argumentując to chęcią napisania przewodnika. W efekcie słuch po nim zaginął. Czasem przysyłał tylko skóry upolowanych przez siebie zwierząt, głównie guźców (nielegalnie), które babcia starannie czyściła i rozkładała na podłodze w sypialni.
- Chcesz jakiś podwieczorek? - postawiła na stole kubełek lodów i herbatniki Petite Beurre, które w dzieciństwie Marek lubił roztapiać w herbacie. Obserwował z fascynacją, jak ich miękkie fragmenty pływają w szklance, by osiąść w końcu na dnie. Pijąc, trzeba było uważać, żeby jednego z nich nie połknąć - obrzydliwe. Chłopak wbił łyżkę w skostniałą śmietankową bryłę i zrezygnowany nawet nie zaprotestował, kiedy babcia polała ją syropem wiśniowym, którego przecież nienawidził. Kolejny raz nie udowodnił swojej męskości.

***

Magda siedziała na fotelu z nogą na nogę. Miała na sobie kocie uszy i mundurek szkolny, jak postaci z jego ulubionych kreskówek. Dmuchała balon ze swoich ust i malowała paznokcie. Czarne włosy spływały falami na podłogę, na której rozsypany był cukier puder albo amfetamina. Trudno powiedzieć, biorąc pod uwagę energię, jaką wkładała w każdy swój ruch. Patrzyła na niego spod długich, czarnych rzęs i dmuchała balon coraz intensywniej. Pędzelek sunął już nie po jej paznokciach, a po przedramionach, malując grube, czarne kreski. Wreszcie, kiedy Marek ośmielił się wydusić z siebie jakiekolwiek przywitanie, usta pękły z ogłuszającym hukiem, a Magda roztrzaskała się na miliony odłamków lustra, oblepionych słodką gumą balonową.

***
Marek obudził się niemal z palpitacjami serca. Huk ust dziewczyny był w rzeczywistości hałasem, jaki pod blokiem wydawała śmieciarka, opróżniająca kubły pod blokiem. Wstał wciąż mając przed oczami roztrzaskaną na kawałki Madzię.
W przedpokoju minął się przelotnie z siostrą. Hania miała osiemnaście lat i choć była przeciętnej urody, nie narzekała na brak towarzystwa. Kręciła włosy przed lustrem, trzymając między wargami wsuwki.
- No i po co się tak pindrzysz? - zgryźliwie warknął Marek.
- Odwal się. Ja przynajmniej mam dla kogo - wysyczała przez zęby.
Chłopak Hani był koszmarny. Chodził w koszulach w kratę, miał kudłatą brodę, był od niej starszy o pięć lat i Marek mógłby przysiąc, że bierze narkotyki. Hania nigdy tego nie potwierdziła, a zawsze, gdy to sugerował, wydzierała się na niego wniebogłosy. Poznała go na dziwnym koncercie zespołu, którego muzyka bazowała na okropnych, wibrujących dźwiękach i epileptycznych światłach. To stanowiło dla Marka wystarczający dowód jego szemranej osobowości. Poza tym był modelem. Który normalny facet, nie-pedał chciałby być modelem? Oczywiście, gdyby ktoś spytał, Marek nie miał nic do pedałów, tak się tylko zastanawiał.
- Przyprowadzasz dzisiaj tego lumpa?
- A bo co? Daj mu wreszcie spokój, cała rodzina go lubi, jest inteligentny, kulturalny i dobrze wychowany, nie to, co ty.
- Uważaj lepiej, bo cię zaciąży i urodzisz brodate dziecko.
Poszedł do kuchni, żeby zaparzyć kawę. Trzy łyżeczki Tchibo sypanej, trzy łyżeczki cukru, woda, mleko w proporcjach 1:2. Do tego paczka Delicji, najpierw czekolada, później biszkopt, na końcu galaretka. Komputer i rundka w grze przed zajęciami. Prysznic miał zamiar wziąć po treningu, bo i tak wybierał się po wykładach do “Zosi”.
- Wychodzę - Hania trzasnęła drzwiami. Znowu zostawiła piasek z butów na płytkach.

***
“Kurwa, mogłem się umyć” - pomyślał. Magda siedziała w ostatnim rzędzie na niewielkiej auli i oglądała serial na laptopie. Na rozkładanym stoliku położyła jeszcze buty i kubek z Colą z McDonalda. Marek przysiadł się bez słowa, ciesząc się po cichu, że jej usta były na swoim miejscu. Wyglądała, jakby nie spała od tygodnia.
- Kiepska noc? - szepnął Marek. Madzia wzruszyła ramionami, wydymając błyszczące usta. Wetknęła między zęby kciuk i zaczęła obgryzać resztki lakieru, które pewnie mieszały się z gumą w jej ustach. Ohyda. Profesor prowadzący wykład sam nie wydawał się być szczególnie zainteresowany tematem, czytał coś ze slajdów na prezentacji non stop zaciskając krawat pod szyją.
O Boże. To chyba najpiękniejszy widok na świecie. Magda zebrała włosy i zaczęła je wiązać w kucyka z tyłu głowy. Marek podziwiał jej alabastrową szyję, na której po muśnięciu czarnego kosmyka wystąpiła gęsia skórka. Wyglądała, jakby była zrobiona z lukru - błyszcząca, trochę lepka i niewątpliwie bardzo słodka. Przy obojczyku pewnie była trochę gorzka od duszących perfum o zapachu lilii, a na karku mogła mieć metaliczny posmak od ciężkiej biżuterii, która go oplatała. Kiedy jej się przyglądał, widział cieniutkie, fioletowe żyłki, które rozgałęziały się w niezwykle subtelną pajęczynę, miejscami rozkwitając czerwonymi plamkami pękniętych naczynek. Na lewym uchu miała bliznę, pewnie po źle zrobionym kolczyku, która ściągała delikatną skórę i błyszczała śliską, nierówną tkanką.
- Pierdolę to - warknęła Magda, pakując laptopa do torby. - Nie spędzę tu ani minuty dłużej.

***
- Hej, stary - Brajan zdjął koszulkę, żeby się przebrać.
Marek podniósł głowę znad sznurówek i mruknął coś niewyraźnie.
- Robisz coś jutro wieczorem?
- W zasadzie to nic konkretnego.
- No to wpadaj do mnie na domówkę. Rodzice wyjechali na miesiąc do Stanów, cały dom pusty. Będzie kilku chłopaków z klubu, trochę osób z mojego roku.
- Jasne, wpadnę. Dzięki. Stary. Mogę… kogoś przyprowadzić?

***
Brajan mieszkał właśnie tak, jak to wyobrażał sobie Marek. Nowy dom prosto od dewelopera, identyczny jak trzy domy obok i cztery naprzeciwko. Mikroskopijny ogródek z równiutko przystrzyżoną trawą i chartem na długich nogach, który wyglądał jak wycięty z papieru. Kiedy otworzył drzwi, uderzył go duszący zapach wydychanego alkoholu i marihuany, którą z pięciolitrowej butelki paliły trzy dziewczyny z rumianymi policzkami i kropelkami potu, perlącymi się na skroniach.
- Cześć, Marek - Brajan klepnął go w ramię. Miał błyszczące oczy i mokre plamy na koszuli. - Przyszedłeś sam?
- Magda trochę się spóźni. Musiała zostać dłużej na uczelni.
W domu panował półmrok, a z kiepskiej jakości głośników wylewała się muzyka, gęsta i lepka, wypełniająca każde zagłębienie w ciele. Ciężkie basy wpływały pod skórę i do żołądka, wypełniały usta i wciskały się pod paznokcie. Może i było to przyjemne, ale na pewno nie na trzeźwo. Marek nalał do kwadratowej szklanki przyniesionego ze sobą Jacka Danielsa, który był ciepły, gorzki i pachniał jak stara woda kolońska. Tak czy inaczej, Marek czuł się wyjątkowo męski, udając że wcale nie jest mu niedobrze, kiedy wlewa w siebie złocisty alkohol. Na krześle obok dosiadła się śliczna blondynka. Na dekolcie miała tatuaż z hinduskim wzorem. Ładny.
- Hej – uśmiechnęła się, szukając czegoś w torebce.
- Cześć.
- Beznadziejna impreza – mruknęła. – Sam przyszedłeś?
- Nie. Za godzinę powinna przyjść moja znajoma.
- Fajnie. Ja muszę tu być czy tego chcę czy nie. Jestem siostrą Brajana. Przyrodnią.
Położyła na laminowanym blacie kartę płatniczą z delfinkami i zaczęła przeszukiwać portfel.
- Ja znam go z klubu sportowego. Z „Zosi” - wyłamywał sobie palce. Rozmawianie z ludźmi nie należało do jego mocnych stron.
- Nie wyglądasz na sportowca – uśmiechnęła się, unosząc kąciki ust ze srebrnymi kolczykami. Wyjęła jeszcze pięćdziesiąt złotych i wyprostowała je starannie.
- A ty nie wyglądasz na jego siostrę – Marek zerknął na Brajana, który w przedpokoju nachylał się do dwóch roześmianych koleżanek w skórzanych spódniczkach.
- No cóż, pozory mylą – wycisnęła z listka trzy białe tabletki z przedziałką i rozgniotła je nadgarstkiem. Pochyliła się nad stołem ze zwiniętym banknotem i wciągnęła proszek. To, co zostało, wzięła na palec i wtarła w dziąsła. Zobaczyła, że intensywnie jej się przygląda.
- Leci ci krew z nosa – powiedział i wyszedł do przedpokoju.

Po trzech godzinach Magdy dalej nie było. Marek snuł się od pokoju do pokoju, przyglądając się temu, jak imprezują studenci. Kilka osób grało na Xboksie, ktoś tańczył wyjątkowo niezgrabnie, siostra Brajana wciąż siedziała na krześle w kuchni, wpatrując się w swoje odbicie w szybie piekarnika, a sam organizator zaszył się w którymś z pokoi na piętrze. To były bogate dzieciaki. Przynosiły drogie wódki i narkotyki, o których ktoś jego pokroju mógłby tylko pomarzyć. Tabletki od rodzinnego psychiatry. Ekologiczna marihuana. Amfetamina z dwoma procentami kokainy, którą ktoś przywiózł z Warszawy. Palili tylko Lucky Strike’i, a jedna dziewczyna z oczami jak dwie czarne dziury zaciągała się Black Devilami, wypuszczając dym wąską smużką. Marek czuł, że się upija. Stukot obcasów zlewał mu się w jednostajny marszowy rytm, a liczba osób w domu wydała mu się tak przytłaczająca, że nie potrafił przejść przez pomieszczenie bez obijania się o wszystkich dookoła. Kilka osób próbowało do niego zagadać, ale nie był zbyt skory do rozmowy.
- Przepraszam za spóźnienie – Magda wyłoniła się przed nim jak spod ziemi gdzieś koło trzeciej. – Miałam sporo rzeczy do załatwienia.
Wyglądała olśniewająco. Jej pomalowane na czarno powieki wyglądały jak dwie gniewne galaktyki, a czerwone usta niemal skapywały z jej białej twarzy. Trochę za bardzo wypływała z czarnej, bandażowej sukienki, miała zbyt wysokie obcasy i za długie paznokcie. Nalała sobie wódki do kieliszka, potem jeszcze raz i kolejny.
- Dzięki że przyszłaś – bąknął Marek.
- Dzięki za zaproszenie – wyjęła z biustonosza woreczek z półprzeźroczystymi kartonikami. – Chcesz? – wsunęła jeden pod język. Magda pachniała jak słodkie kwiaty z lepkim pyłkiem, który przykleja się do palców i trochę jak lakier do włosów. Chciał. Ale ona już nie słuchała, odwróciła się i pobiegła na schody, siadając okrakiem na poręczy. Miała ciężkie powieki i wyciągała przed siebie dłonie, próbując złapać przechodzących ludzi za kołnierze, ale nikogo nie udało jej się sięgnąć. Muzyka stawała się coraz gęstsza, a w powietrzu czuć było narastającą senność. Magda zeskoczyła z barierki i złapała Marka za ramiona wciągając do salonu. Przywarła do niego swoim ciepłym, miękkim ciałem i wtuliła twarz w jego ramię, odciskając na koszuli swoją szminkę i tusz do rzęs. Marek kiwał się niezdarnie, wdychając zapach jej włosów i liliowych perfum. Lilie kojarzyły mu się z cmentarzem, choć chyba niesłusznie. Magda, on i obezwładniająca muzyka. Magda, on, narkotyki i alkohol. Niczego więcej nie potrzebował do szczęścia.

Poranek pachniał bzem i trawionym przez kilkadziesiąt organizmów alkoholem. Dzień rozpoczynał się w rytmie miarowych, ciepłych oddechów, nieartykułowanych pomruków i melodyjki granej przez samochód z lodami. Lilie. Magda. Marek otworzył oczy i mało co nie rozpłakał się ze szczęścia. Na antresoli w pokoju Brajana leżała z nim Magda, przytulająca do siebie kołdrę. Spała w rozpiętej na plecach sukience i w szpilkach. Tusz do rzęs osypał jej się na policzki ciemną mgiełką, a na szyi czerwieniło się uczulenie od naszyjnika z nieszlachetnego materiału. Marek zdjął jej delikatnie wisiorek i schował do kieszeni. Wstał, żeby umyć zęby, wolał zrobić to zanim Magda się obudzi.
Would you like to say something before you leave?
Perhaps you'd care to state exactly how you feel?
We say goodbye before we've said hello
I hardly even like you
I shouldn't care at all

Odpowiedz
#2
"Zosia" Big Grin

Spostrzeżenia Marka odnośnie przystojnego kolegi wydają mi się okrutnie niemęskie. Faceci nie zwracają uwagi na piękny uśmiech innych facetów, a już na pewno nie dopuszczają myśli, że mogliby się w nich zakochać, gdyby byli kobietami Big Grin Dlatego te spostrzeżenia wypadły sztucznie - tak kobieco. Potem też fantazje Marka na temat zapachów, to że potrafi rozróżnić Lilię od innego kwiatka, albo skojarzyć zapach lakieru do włosów. No, ale może to taki niezwykły facet, ten Marek Wink

Cytat:Włączył radio. Trójka - nie lubił, ale słuchał, bo dobrze jest słuchać Trójki w samochodzie albo w kuchni, od razu człowiek lepiej wygląda. Wolałby posłuchać RMF Maxxx, ale to jakoś tak nie wypada.

Co ma wygląd do słuchania konkretnej stacji radiowej? I czemu RMF Max nie wypada?

Cytat:Dziadek żył, ale jaki czas temu wyemigrował do Kenii,
To dziwnie brzmi - żył, ale wyemigrował. Może lepiej od razu napisać, ze dziadek żył od pewnego czasu na emigracji.

Ogólnie, tematyka o nastolatkach mi nie podchodzi. Pewnie za stara jestem. Trochę za mało się tu dzieje, żeby mnie zaintrygować, wciągnąć. Chociaż bardzo fajnie stworzyłaś postać Madzi, jest bardzo plastyczna i charakterystyczna, niemal czułam owocowy zapach jej gumy do żucia. Gdyby opowiadanie miało iść w jakimś kryminalnym, strasznym lub fantastycznym kierunku, mogłoby być ciekawe, ale sam wstęp nie satysfakcjonuje mnie wystarczająco Cool
Buźka Angel
Odpowiedz
#3
Czarownico, dziękuję pięknie za opinię!
Ten Marek to właśnie taki miał wyjść, nie do końca męski. Co do stacji radowej - "wygląda" w towarzystwie, wychodzisz na człowieka na poziomie. Oczywiście to żart, każdy słucha czego lubi, ale niektórzy (jak Marek) uważają, że słuchając poważniejszego radia, automatycznie stają się ludźmi na poziomie Wink
Dzięki za poświęcony czas <3
Would you like to say something before you leave?
Perhaps you'd care to state exactly how you feel?
We say goodbye before we've said hello
I hardly even like you
I shouldn't care at all

Odpowiedz
#4
Całość czyta się sprawnie, bo napisana jest lekkim jak sądzę piórem. Gdzieniegdzie może bym poskracał, lub inaczej podzielił zdania stawiając kropkę, lub średnik. Na przykład tu:
Cytat:Marek nalał do kwadratowej szklanki przyniesionego ze sobą Jacka Danielsa, który był ciepły, gorzki i pachniał jak stara woda kolońska.
Wyrzuciłbym "który".
Nie wiem czy świadomie przekręciłaś pisownię imienia kolegi gł. bohatera? To chyba jakaś ksywa bo pisze się Brian. Dobre są też wcięcia u początku każdego akapitu. Tak jak napisała Czarownica: opis Magdy i jej zachowania wydaje się być w dużej mierze obrazowy. Tak samo scena ze spotkania u babci, jej osoba - tu bym dopracował interpunkcję.
Patrz:
- Ja już nie chodzę do szkoły, babciu! - krzyknął Marek, starając się przebić przez jazgot telewizora, w którym ktoś odmawiał różaniec. - Studiuję! Kulturoznawstwo!
- Teraz to ci młodzi sobie wymyślają. Medycynę byś studiował, albo prawo. No dobrze, a na religię chociaż chodzisz?
- Nie ma religii na studiach, babciu! Możesz przyciszyć telewizor??!
- Jezu drogi, na psy schodzi ta Polska! W ogóle nie dbają o tę młodzież.
Wykrzykników nie było. Czasem może warto postawić obok siebie dwa, trzy znaki zapytania, może i wykrzykniki by np. wierniej oddać choćby zniecierpliwienie Marka. o co też kropka przed drugim myślnikiem? Nie jestem też pewien, ale słowo "Studiuję" z racji tego że jest tuż za nim winno być chyba z małej litery?
Podobnie obrazowa jest scena z zabawy.
Po twoją lekturę sięgnąłem by rzucić okiem na świat określonej grupy osób, z którym co dzień każdy z nas styka się, np. na ulicy; mimo ze sam nie chcę się wcale identyfikować z tym, co bohaterowie tutaj sobą reprezentują.
Odpowiedz
#5
Kotkovsky - masz mnie, interpunkcja, to mój słaby punkt Wink
Co do Brajana - celowo, to trochę ironizowanie z wszechobecnej mody na zagraniczne imiona, które częto brzmią po prostu głupio i niekiedy (o zgrozo!) rzeczywiście zapisywane są fonetycznie.
No i ja również nie identyfikuję się z bohaterami, to tylko takie moje obserwacje świata, trochę w krzywym zwierciadle.
Pięknie dziękuję za opinię <3
Would you like to say something before you leave?
Perhaps you'd care to state exactly how you feel?
We say goodbye before we've said hello
I hardly even like you
I shouldn't care at all

Odpowiedz
#6
Hej Czarownico zbyt surowo oceniasz facetów. No może nie powiedziałbym, że mógłbym się w jakimś zakochać, gdybym (tfu) był pedałem. Ale zapachy rozpoznaję dosyć dobrze, a juz szczególnie lilie, róże, jaśmin.... Powiem więcej, zapachy są dla mnie bardzo ważne. fantazjowanie na temat zapachów nie jest wcale takie odosobnione... Wiem coś o tym Wink.

Oczywiście żaden facet się do tego nie przyzna. Tym bardziej wrażliwy.. Taki musi się w dwójnasób ukrywać.

Katniss.

Fajne to opowiadanko. Dość trafnie diagnozuje problemy introwertyków. Wiesz, nie mów nikomu, ale cokolwiek się z Markiem utożsamiłem.

Słowem, kawałek naprawdę dobrego pisania.
corp by Gorzki.

[Obrazek: Piecz1.jpg]
Odpowiedz
#7
Lekkie, dobrze napisane opowiadanie. Podoba mi się Smile

Chociaż odnoszę wrażenie, że to nie koniec. Nie wiemy dlaczego Marek został zaproszony na tę imprezę. Jakiś ukryty motyw? A może jego kolega miał zapędy gejowskie? Nie, przecież się nie przywalał. Madzia bardzo plastyczna, chciałoby się lepiej wykorzystać jej potencjał.

Pozdrawiam
The Earth without art is just eh.
Odpowiedz
#8
Bardzo fajne, realistyczne opowiadanie. Postaci są dobrze skonstruowane i czuć w tym wszystkim dbałość o szczegół. Jestem ciekaw, jak to się dalej rozwinie.

Cytat:Nie sądził, że jest sens prania go przed następnym meczem.
Napisałbym:
Nie sądził, by był sens prania go przed następnym meczem.

Cytat:“Kurwa, mogłem się umyć” - pomyślał.
Big Grin
To zdanko wywołało we mnie autentyczną radość.

Cytat:To były bogate dzieciaki. Przynosili drogie wódki i narkotyki, o których ktoś jego pokroju mógłby tylko pomarzyć
Parę zdań wcześniej pisałaś, że on przyniósł Jacka Danielsa, który jest uznawany za raczej drogi alkohol Wink Czyli coś tu się nie zgadza.

Pozdrówka! Angel
Odpowiedz
#9
Teraz dopiero zauważyłam. Te dzieciaki przynosiły, a nie przynosili.
Smile
Odpowiedz
#10
Gorzki, pięknie dziękuję!
Lexis, to rzeczywiście nie koniec, ale jak na razie stoi w miejscu, nie wiem jak długo Wink
Hanzo, co do pieniędzy - masz rację, pewnie byłoby go stać. Ale żeby załatwić sobie drogie narkotyki trzeba mieć minimalny skill socjalny i jakieś kontakty (nie wiem tego z autopsji, oczywiście Big Grin), a Markowi tego brakuje Tongue
Czarownico, rzeczywiście, już poprawiam.
Would you like to say something before you leave?
Perhaps you'd care to state exactly how you feel?
We say goodbye before we've said hello
I hardly even like you
I shouldn't care at all

Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości