Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Grafomania dla księgowych.
#1
Do napisania artykułu skłonił artykuł pana Dariusza Śnieżki "Dawni autorzy o grafomanii" i gorąca, miejscami nazbyt gorąca, dyskusja na innim forum.
Tekst pana Dariusza Śnieżki wymaga, przynajmniej z mojego punktu widzenia, myślowej fatygi, ale wart jest wysiłku. Szło dość mozolnie i bardzo się ucieszyłem, kiedy na zakończenie rozważań przeczytałem o Kajetanie Jaksie-Marcinkowskim — super-grafomanie Kongresówki. Postać ta budzi moją sympatię i w znaczący sposób dodaje kolorytu czasom, kiedy Polacy pokonywali trudno dostrzegalną granicę między młodymi a dawnymi laty. Na zakończenie przybliżę nieco postać Poety.



Grafomania i ja

Jeżeli coś piszę, to znaczy, że jestem świetny i co najważniejsze wybijam się ponad innych. Skoro jestem świetny, mogę zabrać głos w dyskusji i stwierdzić, że mój interlokutor nie ma pojęcia, o czym mówi. Ogólność stwierdzenia sprawia, że nie muszę już niczego więcej dowodzić. Mogę zadać cios łaski i dobić pacjenta, zwracając uwagę aby "czytał ze zrozumieniem". Mogę pójść dalej, się intelektualnie sprężyć i wykazać, że oponent etycznie stoi w hierarchii niżej, albo w ogóle (i obiektywnie) nisko. W ostateczności mogę użyć broni masowej zagłady i po prostu nazwać go grafomanem.
Przedstawiłem postawę tyleż powszechną, co skrajną. Dyskusja w takiej formie, lepiej powiedzieć pyskówka, odrzuca istnienie problemu, na czoło wysuwając ego tych, którzy rozpoczęli niefortunną rozmowę. Konflikt w wersji złagodzonej pojawia się, kiedy grono współdyskutantów, najczęściej osób piszących jakieś teksty, poruszy kwestię grafomanii (ot tak, dla przedłużenia rozmowy) i ktoś zacznie odnosić przemyślenia, ewentualnie wnioski, do swojej osoby.
Trudno mi niekiedy powstrzymać żal za czymś utraconym, kiedy miłość własna okazuje się tym uczuciem, które dominuje i przytłacza zarówno chęć wyrażenia siebie, jak i pragnienie tworzenia, tworzenia i tworzenia... bez końca, choćby za cenę łatki grafomana.


Percepcja grafomanii

"Grafomania" grecki rodowód posiada. Powstała z połączenia "gráphein" – pisać i "mania" – szaleństwo. Pragnę podkreślić ową arystokratyczną greckość pochodzenia. Miłośnicy antyku z pewnością docenią fakt, że z wulgarnym łacińskim językiem plebsu nasze, jakże pożyteczne, słówko nie ma nic wspólnego. Wszak to greka była językiem ludzi wykształconych, ludzi potrafiących docenić piękno słowa i potrafiących się owym pięknem posługiwać.
Określenie ma wydźwięk pejoratywny. Trochę dziwne, prawda? Kiedy pisanie i szaleństwo pod rękę ze sobą chodzą, powinno zaiskrzyć. Nawet, jeżeli powstanie gniot, odrobina szaleństwa pomiędzy wierszami sprawia, że czytelnik znudzony od lektury nie wstaje. No, ale świat się po raz kolejny pomylił, nazwanie kogoś grafomanem oznacza to, co oznacza i mało kto skojarzy ów akt z manifestacją przyjaznych uczuć. Mocne, bo arystokratyczne, słowo boleśnie godzi w ego, pozostawia paskudne rany, które goją się długo, a u niektórych goić się nie chcą wcale. Znacznie bezpieczniej jest zwyzywać od grafomanów kogoś, kto niczego nie napisał, ewentualnie ma głęboko gdzieś to, co napisał, ewentualnie ma dystans do tego, co napisał, ewentualnie... ma na głowie poważniejsze sprawy. Że co? Nie można nazwać grafomanem kogoś, kto niczego nie napisał? Ależ można. My nie takie rzeczy ze szwagrem po pijaku robili... jednak w stosunku do ludzi przekonanych, że piszą Literaturę (przez wielkie "L"), trzeba uważać. Mądre słowo na literę "g" przybiera wówczas wydźwięk skrajnie pejoratywny. Już chyba mniej prowokujące, mniej okrutne, jest użycie innych słów na literę "g", ewentualnie powiedzenie facetowi wprost, że nie zna się na samochodach. W euroatlantyckiej kulturze obelga równoznaczna z zakwestionowaniem pierwszorzędnych cech płciowych, innymi słowy werbalna kastracja towarzyska, ale niech tam... Lepiej powiedzieć, że gość nie zna się na samochodach, niż nazwać grafomanem.
A przecież grafomania jest jedynie kompulsywnym pragnieniem pisania czegoś, co autor uważa za utwory literackie.
Ciocia Wikipedia jątrzy, podgrzewa nastroje.
Cytat:W większości wypadków pojęcie to dotyczy natręctwa pisarskiego występującego u osób, o których sądzi się, że nie mają odpowiedniego talentu. Jednak grafomania nie musi wiązać się z brakiem predyspozycji pisarskich, może wynikać z rozmijania się z percepcją sztuki i literatury właściwej dla danej epoki. Grafomania jest bardziej zauważalna u autorów, którzy łączą przymus pisania z dążeniem do upowszechniania swoich utworów, mimo negatywnej oceny ich poziomu artystycznego.
Dostrzegam wprawdzie światło w tunelu: "grafomania nie musi wiązać się z brakiem predyspozycji pisarskich", ale spróbujcie powiedzieć tak komuś, kogo nazwano grafomanem... Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy, to powszechność. Jeżeli zostałeś nazwany grafomanem, nie ulega najmniejszej wątpliwości, iż wszyscy twierdzą, że nie masz "odpowiedniego talentu" a "negatywna ocena poziomu artystycznego" ma zakres ogólnogalaktyczny. Jedynie ci najwytrwalsi, ci o prawdziwym charakterze, potrafią sobie powiedzieć, że "rozmijają się z percepcją sztuki i literatury właściwą dla danej epoki"... i niech się dana epoka martwi, co z tym fantem zrobić.
Po raz kolejny światło w tunelu okazuje się światłem nadjeżdżającego pociągu. Nazwijmy rzecz po imieniu: określenie jednostki mianem "grafoman" jest równoznaczne z wykluczeniem tejże jednostki ze struktur społecznych, z dyskryminacją, z segregacją jak również z masturbacją. Wnoszę, o ustanowienie (przynajmniej na terenie Wspólnoty Europejskiej) zakazu używania słowa "grafoman" w stosunku do osób fizycznych, podmiotów prawnych i... ryb lądowych. Skoro karalne jest zwrócenie się do kogoś na przykład "ty pedale" albo "ty czarnuchu", tym bardziej karalny powinien być zwrot "ty grafomanie".
Ufff!
Nie, to jeszcze nie koniec. Teraz spróbujemy po chłopsku. Pilipiuk, a podejdź do płota!
Za ocenę czegoś, na przykład dzieła literackiego, ludzie zwykli uważać ustawienie tego, co się ocenia, w jakiejś hierarchii. Jak wyżej, to lepsze, jak niżej, to gorsze. Milcząca większość stawia sprawę nieco inaczej: jak moje wyżej, to ja jestem lepszy, jak niżej to, niestety, jestem gorszy i koniecznie trzeba ów stan rzeczy zmienić.
Uzbrojony w taką metodologię, inną niestety nie dysponuję, postaram się przeanalizować przydatność grafomanii na terenie jednego z krajów Zjednoczonej Europy... konkretnie Polski (niewielki typowy kraj, dobry przykład do rozważań). Za oczywiste uważam, że materiałem mogą być wyłącznie książki Andrzeja Pilipiuka, który korzystając z faktu, że zakaz używania zwrotu "grafoman" nie został jeszcze ustanowiony, sam siebie grafomanem nazwał.
Archaiczna wrażliwość — cecha naszych praprzodków, zepchnięta w najgłębsze zakamarki umysłu — jest czymś, co dostrzegam, co sobie cenię. Stary miły mojemu sercu fotograficzny statyw, kupiony na dzikim wschodzie za trzy ruble, pięćdziesiąt kopiejek, do nowego aparatu już nie pasuje, ale po prostu lubię, kiedy jest w plecaku. Robert Storm pracowicie odnawia znalezioną na strychu figurkę. Warto czy nie warto? Znakomita większość ludzi (wiek człowieka nie gra chyba roli) rzuciłoby ją w ogień — w opowiadaniu rzeczy mają inną wartość niż ta, wyznaczona przez specjalistów od marketingu. Przyjemne uczucie, kiedy ktoś zauważy oczywistość, o której inni już dawno zapomnieli.
Dom — pojęcie "dom" w kategoriach atawizmu. Nie rezydencja, nie siedziba, ale schronienie. Miejsce, gdzie jest dobrze i bezpiecznie. Ech, zatrzymać się w bieszczadzkiej bazie namiotowej. Ech, przemokniętego, śmierdzącego NS'a przerobić na lokum dobre i bezpieczne. A jak dziewczyny się potem fajnie przytulały przy ognisku... Weźmy na warsztat czteroksiąg o pannach Kruszewskich. Księżniczka Monika buduje sobie chałupkę z desek. Skromną, jednak przyjazną. Dziedziczki wznoszą okazałe dworzyszcze. Skala przedsięwzięcia inna, ale potrzeba posiadania domu w obu przypadkach wydaje się identyczna. Czy taka sama, jak potrzeba praprzodka, który ze skór i kości mamutów wznosił swój pierwszy szałas? Wierzę, że taka sama. Dobrze mi z moją wiarą.
Można by pisać o przyjaźni, o poświęceniu, które z odwiecznego pragnienia, aby człowieczy gatunek przetrwał, wyrasta. Można by pisać o poczuciu sprawiedliwości, które się nijak ma do tego, o czym mówią paragrafy i regulaminy. Nie, nie zamierzam tworzyć peanów na cześć Autora wojsławickich kronik. Zakładając, że ilość idzie w parze z potrzebą, której źródła w głębi duszy szukać należy, twórczość Andrzeja Pilipiuka spełnia rygory grafomanii. No chyba, że założymy wariant pesymistyczny, że praprzyczyny poszukamy w relacji Klient-BankKlienta-StanPosiadania. W wariancie pesymistycznym, owej twórczości grafomanią nazywać nie można. To jest po prostu codzienność — nic więcej.
Gdzie kończy się granica pisarstwa, a zaczyna grafomania? W przyrodzie stany skrajne mają charakter asymptotyczny. Nigdy nie jest tak, żeby nie mogło być bardziej... nawet czarną dziurę postrzegamy jedynie, jako horyzont zdarzeń. Na szarą strefę kategorii estetycznych patrzę podobnie, jak na horyzont zdarzeń — wiem, że i tak nie zobaczę, co jest po drugiej stronie, ale mimo wszystko podskakuję jak mysikrólik, zaglądam tym wyższym przez ramię, zobaczyć próbuję. Czytam więc Pilipiukową grafomanię i łatwo odróżniam miejsca, gdzie wewnętrzną potrzebę pisania determinował stan bankowego konta od miejsc, gdzie wewnętrzną potrzebę determinował... determinowało... Co determinowało? Dobrze byłoby nazwać, jednak nie potrafię. Kilka książek odrzuciłem po pierwszym rozdziale. Kilka przeczytałem i stwierdziłem, że kiepskie. Ale facet bardzo dużo napisał i przynajmniej miałem w czym wybierać. Dobrze mi pośród Pilipiukowych okruchów normalności. Grafoman czy nie — sprawa drugorzędna, nad którą się nie zastanawiam i zastanawiać nie zamierzam.


Grafomania i "Dawni autorzy..."

Słowo "grafomania" należy rzecz jasna odnosić do kwestii poruszanych w artykule "Dawni autorzy o grafomanii", nie do samego artykułu ani tym bardziej Autora, Boże broń. Ponieważ nie każdy będzie skłonny przeczytać pracę obszerną i formalnym językiem napisaną, pozwolę sobie wyartykułować kilka przemyśleń, okraszając tekst cytatami.
Tytułowi "dawni autorzy" pojawiają się w drugiej części opracowania. Na samym początku w oczy się rzucają trudności w precyzyjnym określeniu, co jest grafomanią.
Cytat:...grafomania jest zjawiskiem, które nie da się adekwatnie opisać w języku analizy tekstu. Paradoksalnie - jej precyzyjne narzędzia, jeśli nie współpracują z innymi, są w stanie uzasadnić jedynie potoczne użycia terminu, jak to się dzieje wówczas, gdy po lekturze czegoś słabego parskniemy z irytacją „toż to grafomania”.
Na podobne problemy natrafiają próby określenia, co grafomanią nie jest. Kryzys pojęciowy będzie głębszy, jeżeli zaczniemy się zastanawiać, czy łatkę grafomanii (pozwolicie, że będę używać sformułowania "łatka" zamiast "piętno") przyklejać należy do utworu, czy do twórcy.
Rozważania prowadzone są z rozmachem jednak w dużym przybliżeniu można je sprowadzić do pytania: co decyduje o byciu grafomanią, artystyczny poziom dzieła, czy motywacja autora? Ja, na własny użytek, doszedłem do wniosku, że "artystyczna mizeria" wydaje się kryterium bardziej subiektywnym, zależnym i od metodologii, i od gustu oraz wiedzy oceniającego, podczas gdy wewnętrzny przymus, owo "pisarskie natręctwo", określa postawę w sposób w miarę jednoznaczny, a na pewno bardziej obiektywny. Ciekawa wydała mi się uwaga zaczerpnięta z Platońskich Dialogów, konkretnie z Iona. Twórczość artystyczną, zwłaszcza tę z górnej półki, Filozof uważa za jakąś postacią dewiacji. Nie tylko Platon łączył działalność pisarską z szaleństwem. Jest to pogląd dość powszechny w każdych czasach. Czy w takim razie grafomanię należy interpretować jako dewiację dewiacji? Problem do rozważenia po kilku głębszych.
Jeszcze bardziej łaskawy dla twórców jest Milan Kundera. Poniżej dwa cytaty z Księgi śmiechu i zapomnienia:
Cytat:Kobieta, która pisze do swego kochanka cztery listy w ciągu dnia, nie jest grafomanką, lecz zakochaną kobietą.

Nie jest grafomanią pragnienie pisania listów, dzienników, kronik rodzinnych (a więc dla siebie lub swych najbliższych), lecz jest nią pragnienie pisania książki (czyli posiadania publiczności, nieznanych czytelników). Pod tym względem namiętność taksówkarza i Goethego jest identyczna. To, co odróżnia Goethego od taksówkarza, nie jest inną namiętnością, lecz tylko innym skutkiem tej namiętności.
Dlaczego akurat taksówkarza, a nie księgowego? Nic to, przyjmijmy, że pod hasłem "taksówkarz" kryje się platońska idea twórcy niższych lotów. "Mój kolega Goethe" powie sobie roznamiętniony pasją tworzenia taksówkarz. Pocieszające, prawda?
Jeszcze bardziej pocieszająca może sie nam wydać postawa autorów dawnych.
Cytat:Polski „grafoman” (jako skrót od grafomaniak) wchodzi do obiegu w 1899 r., (w „Tygodniku Ilustrowanym”, ale już Sienkiewicz w r. 1901 obdarzył nim Wyspiańskiego po premierze Wesela).
Wyspiański grafomanem... i to jeszcze nazwany przez człowieka, który sprzedał największą jak dotąd liczbę książek. Mocne.
Rekapitulując: to, co napisano powyżej, skłania mnie ku twierdzeniu, że pojęcie grafomanii odnosimy w znacznie większym stopniu do autorów niż do ich dzieł. Chyba słusznie. Teraz drugi początek kija (każdy kij, jak wiadomo, ma dwa początki) czyli Uniwersum, w którym grafomania istnieje, ewentualnie, bez którego zaistnieć by nie mogła.
Cytat:...grafomania, po to, by zaistnieć jako zjawisko społeczne, potrzebuje właśnie salonu, czyli aktu oceny i gestu wykluczenia.
Akt oceny i gest wykluczenia wydają się oczywiste. Znacznie większy problem jest z owym salonem. Co może być wyróżnikiem takiego salonu? Powszechna akceptacja? Wyrażenie brzmi równie głupio jak "prezydent wszystkich Polaków". Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że każdy periodyk mniej lub bardziej ze sztuką powiązany (nie tylko w Polsce) usiłuje pełnić rolę owego salonu, oczywiście negując prawo konkurencji do bycia salonem. Taki salon odpada. Co zatem? Internet? Fora literackie?
Cytat:Nie jest też chyba „bastionem grafomanii” internet i cała ta blogowa pisanina. Sfera, w której każdy może publikować, jest dla grafomana rajem tylko na pozór, zaś w istocie rzeczy - piekłem anonimowości. Pozostać jednym z setek tysięcy blogerów - to dla grafomana raczej ponura perspektywa. Internet jest egalitarny, grafomania nie może żyć bez hierarchii; internet zaciera granice pomiędzy pismem i głosem, grafomania już w samej swojej nazwie wyróżnia piśmienne utrwalenie. Prawdziwy grafoman nie bloguje (i nie umieszcza wierszy na stronie domowej) po to, żeby się wypisać, tylko jeśli już się pojawia, to z nadzieją na zaproszenie do prawdziwego salonu („może mnie zauważą”?), bo przecież krytycy, badacze literatury także do sieci zaglądają.
Dla mnie uwaga o tyle cenna, że sam nigdy nie doszedłem do podobnych wniosków, a te wydają mi się godne wzięcia pod rozwagę. Z jednej strony pisać i publikować może każdy, z drugiej — egalitarność zabija grafomanię. Czy tak jest? Czy tak było przed kilkuset laty? Mam jedno, ale z mojego punktu widzenia poważne zastrzeżenie. Internetu nie uważam za uniwersum na tyle charakterystyczne dla czasów współczesnych, aby bez zastrzeżenia przyjmować powyższe tezy. Znamiennie brzmią podane w tym samym opracowaniu liczne opinie autorów dawnych. Stanisław Herakliusz Lubomirski, czy biskup Ignac (Krasicki) w podobnym tonie kwękają, że za sprawą ksiąg drukowanych powszechność literatury niskich lotów staje się nie do zniesienia. Zastanawiam się, czy owo "piekło anonimowości" nie jest sformułowaniem nieco na wyrost?


Kajetan Jaxa-Marcinkowski

Na zakończenie pozwolę sobie zaprezentować osobę wspomnianego przeze mnie grafomana-nad-grafomany Kajetana Jaxę-Marcinkowskiego. Współcześni postrzegali go mniej więcej tak:

[Obrazek: Kajetan_Jaxa-Marcinkowski.jpg]

Obrazek namalował tuszem pan Jakub Kajetan Sokołowski, nadworny grafik Krasińskiego (Wincentego, ojca Zygmunta). Dla mnie rewelacja! Więcej w nim informacji na temat grafomanii, niż w niejednej mądrej książce.
Pan Kajetan Jaksa-Marcinkowski nie pozostawił po sobie dzieł na miarę wieszcza. Nie oznacza to, że pisał jakoś szczególnie kiepsko. Spotkałem się nawet z opinią, że prezentowany przez niego poziom artystyczny nie odbiegał od średniej epoki (epoki klasycystycznej rzecz jasna). W cyklu napisanym przez Mariana Brandysa "Koniec świata szwoleżerów" ów bywalec salonów zajmuje poczesne miejsce. Wydaje mi się, że to raczej megalomania Poety, a nie artystyczny dorobek, stała się przyczyną tego, jak postrzegali go współcześni... swoją drogą, czy to jedyny taki przypadek w historii literatury?
Kpiono z niego powszechnie. Wincenty Krasiński, z właściwą sobie gracją słonia w składzie porcelany, szczuł na siebie nawzajem wszystkich, którzy przewinęli się przez jego literacki salon. Dziwne nie jest, że pan Kajetan stawał się raz za razem obiektem niewybrednych dowcipów. Nieporównanie lepszej próby były numery, które wywijał artyście pan Generał Franciszek Morawski, wydaje się, że bliski przyjaciel grafomana. W ramach swoich żartów potrafił sfinansować i szumnie wystawić sztukę "Pszonka", ale jako człowiek dużej inteligencji i ostrego języka miał też znaczny udział w kpinach z nieszczęsnego Jaxy. Poniżej cytuję generalski wiersz, którym był łaskaw otworzyć list do swego przełożonego Wincentego Krasińskiego:
Cytat:Kochany Jenerale
Niepiękney, chociaż modney uległszy chorobie,
Siedzę na urynale i zgadniesz, co robię,
Czyli raczey w klasycznym przemawiaiąc tonie
Nadymam się iak Iowisz, siedzący na tronie.
Marszczę brew, gniewnie w koło rzucaiąc zrzenice
I okropną pod sobą tworzę nawałnicę
Tysiąc wichrów z Eola iaskini wypada
Ryczy burza i Echo Echu odpowiada
Leci deszcz! Lecą gromy! A Jaxa zdumiały
Pędzi swoią Naiadę w nowe pole chwały
I mieszcząc nocną urnę w ręku tey biedaczki
Dodaie do rzek swoich wielki potop sraczki.
Dla tych, co nie załapali wszystkich subtelności, owe "rzeki" w ostatnim wersie są aluzją do sztandarowego Jaxowego utworu "Rzeki polskie". Gdyby komuś było mało, polecam utworek nieco większej wartości, tego samego autora, zamieszczony na końcu artykułu. Tytuł wiersza "Do milczącego Jaksy". Oba wierszyki urokliwe, dobrze oddają stosunek otoczenia do poety. Ech, lepiej nie uchodzić za grafomana, niezależnie od czasów w jakich przyjdzie człowiekowi żyć.


Konkluzja

Na zakończenie grzechem byłoby jeszcze raz nie zacytować Autora artykułu:
Cytat:...grafomania sprawia wrażenie rodzinnego problemu samej literatury. Teraz można dodać: to zadawniona waśń i często - jak to domowy konflikt - bezwzględna.
Nic dodać, nic ująć. Pomimo arystokratycznego rodowodu, określenia "grafoman", "grafomański" o wiele lepiej sprawdzają się w proletariackich przepychankach niż na literackim parnasie. Tak to już ten świat urządzony. Arystokratą się po prostu jest lub nie jest — rodowód nie zawsze ma znaczenie, a proletariusze wszystkich krajów... no i mamy to, co mamy. Swój grafomański ponad wszelką wątpliwość tekst zakończę pytaniem: czy pojęcie grafomanii jest na tyle jednoznaczne i precyzyjne, aby w dyskusjach o literaturze warto było się nim posługiwać?



PS.
Pisząc artykuł nie używałem emotikonów. Wynika to z faktu, że musiałbym wstawić znaczną liczbę uśmiechów i mrugnięć, zaciemniając tekst. Mam nadzieję, że nie zrozumiecie mnie opatrznie.
Odpowiedz
#2
Ano bardzo fajny ten artykulik. Grafomanami przecie wszyscy jeno jesteśmy. Co zaś do Pilipiuka, jestem fanem jego pisania. No przynajmniej większości. Jak bowiem wiadomo pisarz też miewa kredyty do spłacenia.... No ale Pilipiuka cenię właśnie za to, że opowiada historie swojskie. Czasem niestworzone, a jednak swojskie. I jak tu nie pokochać sympatycznej (prawie) wampirki z opowieści o siostrach Kruszewskich. Dzięki dobremu Bogu są jeszcze autorzy którzy po prostu opowiadają .... Tak jak dawniej się opowiadało
corp by Gorzki.

[Obrazek: Piecz1.jpg]
Odpowiedz
#3
Grafomania uzyskała znaczenie pejoratywne tak głębokie, że jest już tylko memem na złe pisanie, choć słowo można tłumaczyć różnorako.
Zgadzam się z Gorzkim, że wszyscy jesteśmy grafomanami w sensie potrzeby, manii pisania.
Wynika z tego, że grafomania jest siłą napędową twórczości literackiej.
Tym bardziej, że tak naprawdę podział na lepszą i gorszą literaturę jest cholernie subiektywny, pomijając warunki brzegowe, czyli chłam z jednej strony i niedoceniony geniusz z drugiej.
Geniusz zostanie doceniony kiedyś tam w czasie.

Ja grafomanię wyczuwam instynktownie, ale oczywiście mogę ją mylić z dziełem genialnym, wyprzedzającym epokę.
Nie wspominam o gniotach, których autorzy mają pretensje do wielkości.
Kiepski wiersz, bądź opowiadanie, wcale nie musi grafomanią. Bywa nieudanym dziełem.

Jerzy

Jeżeli coś piszę, to znaczy, że lubię to robić.

A Pilipiuk, to grafoman, którego uwielbiam czytać.
Ma tysiące wielbicieli, nie znam statystyk, może nawet i miliony.
No to jak zaklasyfikować taką grafomanię?!?!?
Odpowiedz
#4
Ojej... Szczepanie, świetny ten Twój felieton.
Ale według mnie mogłeś go uzupełnić o więcej przykładów... Noż, wybacz Mirandzie, ale na studiowaniu filologii (polskiej) spędziła długie lata i wiele grafomańskich dzieł przeanalizowała... Ot, choćby z okresu baroku... Ale nie tylko Smile
Zaraz odezwą się oburzeni, ale... Muszę, bo się uduszę! Wczesna twórczość pana Mickiewicza to dla mnie czysta grafomania... Noż...
Ale mniejsza o większość. Pochylę się niżej nad Twoim tekstem, gdy będę w lepszej kondycji umysłowej... Obiecuję.

Zauważyłam też trochę usterek interpunkcyjnych, których nie omieszkam Ci wytknąć, Monsieur.
[Obrazek: oscar.jpg]
Odpowiedz
#5
(16-02-2018, 23:59)Miranda Calle napisał(a): Ale według mnie mogłeś go uzupełnić o więcej przykładów...
Czy o więcej? Trzeba ostrożnie - zrobi się długie i jeszcze bardziej męczące. Można by wykorzystać lepsze przykłady. Te które wziąłem, wynikały zarówno z mojej sympatii do osoby generała Franciszka Morawskeigo - stąd Jaxa, jak również z lektury Końca świata szwoleżerów. Ale jeden lub dwa grafomańskie teksty więcej uwzględnić można. Czekam niecierpliwie na jakieś fachowe informacje.

(16-02-2018, 23:59)Miranda Calle napisał(a): Noż, wybacz Mirandzie, ale na studiowaniu filologii (polskiej) spędziła długie lata i wiele grafomańskich dzieł przeanalizowała...
Ciężki kawałek chleba. Czy to prawda, że mogą od tego rozboleć zęby?

(16-02-2018, 23:59)Miranda Calle napisał(a): Ot, choćby z okresu baroku...
Literatura ekstremalna. Z tamtego okresu zdecydowanie bardziej wolę muzykę.

(16-02-2018, 23:59)Miranda Calle napisał(a): Ale nie tylko Smile
Masz na myśli literaturę neopaleolitycznej kultury forów literackich?

(16-02-2018, 23:59)Miranda Calle napisał(a): Zaraz odezwą się oburzeni, ale... Muszę, bo się uduszę! Wczesna twórczość pana Mickiewicza to dla mnie czysta grafomania...
No cóż, niejaki Kajetan Koźmian rzucał na Wieszcza gromy i nie wszystkie były wyrazem pychy oraz czystej i bezinteresownej zawiści.

(16-02-2018, 23:59)Miranda Calle napisał(a): Ale mniejsza o większość. Pochylę się niżej nad Twoim tekstem, gdy będę w lepszej kondycji umysłowej... Obiecuję.
Czekam niecierpliwie.

(16-02-2018, 23:59)Miranda Calle napisał(a): Zauważyłam też trochę usterek interpunkcyjnych, których nie omieszkam Ci wytknąć, Monsieur.
Tym  bardziej czekam. Ostatnio znowu trochę przycichłem, ale winien jest Poeta - główny bohater moich opowieści. Rozgrzebałem spory tekst na temat miłości polsko-ukraińskiej, a podobno prawdziwego faceta poznaje się po tym, że kiedy zaczyna, to równiez kończy Smile
Odpowiedz
#6
Zanim przejdę do obiecanych konkretów, chciałabym podziękować za artykuł Śnieżki. Można powiedzieć, że przetłumaczyłeś jego wywody na normalny język - cześć Ci za to i chwała Smile

Wracając do tematu... Oprócz wczesnego Mickiewicza, do grona grafomanów "podręcznikowych" zaliczyłabym F.Dzierżykraja Morawskiego i S. Witwickiego. I pamiętajmy - uspokajając potencjalnych oburzonych - "grafomania nie musi wiązać się z brakiem predyspozycji pisarskich".

A tak na marginesie, ogromnie podoba mi się ten cytat Kundery "Kobieta, która pisze do swego kochanka cztery listy w ciągu dnia, nie jest grafomanką, lecz zakochaną kobietą". No właśnie. Póki pisze do kochanka, grafomanii nie stwierdzimy. Ale jeśli zacznie publikować tę korespondencję np. na blogu? Też nie będzie spełnionej głównej przesłanki świadczącej o grafomanii.
To samo tyczy się wszelkiej maści utworków, których pełno na forach literackich. Póki autor traktuje swoją twórczość z przymrużeniem oka, nie pretendując do tytułu artysty, wszystko jest ok.

Drugą kwestią, którą poruszyłeś w swoim felietonie, jest jakość tzw. mainstreamowej prozy, którego naczelnym przedstawicielem uczyniłeś pana Pilipiuka. I oto nasuwa się pytanie: czy warto pisać arcydzieła, których nikt nigdy nie przeczyta, czy "produkować" dla mas, by miały co czytać w autobusie? O ile z pierwszej działalności nie ma grosza, to z drugiej - a i owszem. Czy pisanie gniotów wpływa ujemnie na wizerunek pisarza? Z pewnością. Ale jeśli te gnioty są kupowane i czytane - to już zmienia postać rzeczy. Historia go oceni za kilkadziesiąt, kilkaset lat. A teraz ma z czego żyć. Poza tym, z tego co mi wiadomo, nie pretenduje do literackiego Nobla. 



Cytat:Ostatnio znowu trochę przycichłem, ale winien jest Poeta - główny bohater moich opowieści. Rozgrzebałem spory tekst na temat miłości polsko-ukraińskiej, a podobno prawdziwego faceta poznaje się po tym, że kiedy zaczyna, to równiez kończy [Obrazek: smile.gif]

Ano, czekam Smile



I jeszcze parę uwag korektorskich.

Cytat:Jeżeli coś piszę, to znaczy, że jestem świetny i,[+] co najważniejsze,[+] wybijam się ponad innych. 
Przecinki.

Cytat:Mogę pójść dalej, się intelektualnie sprężyć i wykazać, że oponent etycznie stoi w hierarchii niżej,[-]  albo w ogóle (i obiektywnie) nisko. 
Bez przecinka.


Cytat:Lepiej powiedzieć, że gość nie zna się na samochodach,[-] niż nazwać grafomanem.
Bez przecinka.


Cytat:Nazwijmy rzecz po imieniu: określenie jednostki mianem "grafoman" jest równoznaczne [zarówno] z wykluczeniem tejże jednostki ze struktur społecznych, z dyskryminacją, z[-] segregacją,[+] jak również[i] z masturbacją.
"Zarówno..., jak i..." (kolokacja). Bez "z".



Cytat:Wnoszę,[-]  o ustanowienie (przynajmniej na terenie Wspólnoty Europejskiej) zakazu używania słowa "grafoman" w stosunku do osób fizycznych, podmiotów prawnych i... ryb lądowych.
Bez przecinka.


Cytat:Nawet czarną dziurę postrzegamy jedynie, jako horyzont zdarzeń. 
Wielka litera.


Cytat:Rozważania prowadzone są z rozmachem,[+] jednak w dużym przybliżeniu można je sprowadzić do pytania:,[+] co decyduje o byciu grafomanią,:[b][+] [/b]artystyczny poziom dzieła,[-] czy motywacja autora? 
Przecinek. Przecinek zamiast dwukropka. Dwukropek zamiast przecinka. Bez przecinka.


Cytat:Twórczość artystyczną, zwłaszcza tę z górnej półki, Filozof uważa za jakąś postacią [formę] dewiacji. 
Jakąś postacią ---> formę.


Cytat:Poniżej dwa cytaty z "Księgi śmiechu i zapomnienia"
Tytuł w cudzysłowie.
[Obrazek: oscar.jpg]
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości