Ocena wątku:
  • 1 głosów - średnia: 3
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Dzień i Noc
#1
No to postanowiłem napisać coś dłuższego, a to jest prolog tego czegoś...
Wstawiam to w dziale fantasy, ponieważ świat jest całkiem zmyślony, aczkolwiek w epoce aktualnej tego świata. Nie tworzyłem jakoś specjalnie mitologii i raczej ogólnie wszystko będzie działało na zasadzie improwizacji, co nie znaczy, że nieprzemyślanej. Magia istnieje, ale raczej na podstawie tła - po prostu coś tam takiego istnieje i może będzie pokazane. Tytuł roboczy.



Prolog




W tamtym czasie, kiedy zrozumiałem co on zamierza – kiedy uderzyła we mnie jasna świadomość jego celu, strącając w odmęt rozpaczy - objęło mnie bezgraniczne szaleństwo. Wiem, już dawno zbliżyłem się do kresu zdrowych zmysłów, jeszcze przed tym zdarzeniem, a nawet przez obłęd wcześniej już dotknięty i naznaczony. Obłęd, który chwytał za włosy i ciskał moją twarz w gnój, i toczył po nim, zdzierając mój pozostały szacunek do własnej osoby… Przepraszam… Wciąż, kiedy tylko pomyślę o tamtej nocy ogarnia mnie wściekłość, nie na niego, ale na samego siebie. Chciałabyś bym sobie wybaczył, pocieszałabyś, ale… Nie mogę. Rzucałem sobą o ściany nocy, wyjąc do księżyca jak zraniony wilk. Nie o ratunek mi chodziło, wołałem do pomiotów bólu, by zagotowały we mnie krew, by podgrzały duszę, która rozszarpałaby ściany mego ciała od środka. Wrzeszczałem do samotności, przeklinając wszystko dookoła. Wykrzykiwałem pytania, które mnie zabijały. Sfrustrowany odchodziłem od nadziei. Ułożyłem się pod skrzydłami ciemności, uspokajany jego delikatnym oddechem. Do tamtej pory myślałem, że znajduję się na dnie tego zamętu w moim umyśle, że sięgnąłem granicy obłąkania. Myliłem się. Egoizm dopuścił się awansu mojego pomylenia – przebiłem się przez dno, upadając w ocean prawdziwego szału.

Powinnaś się do mnie wtedy odezwać - powinnaś iść ze mną…
Powinnaś mówić!
Widziałem w twych oczach łzy… Dlaczego nic nie mówiłaś…?!
DLACZEGO MILCZAŁAŚ?!
Jestem przecież słaby… Jestem głupi bezgranicznie…
Nic nie zrobiłem.
Nic nie mogłem zrobić, bo mnie opuściłaś!
Zostawiłaś mnie…

Ta twoja duma. I moja piekielnie cholerna duma! Później już tylko istniałem w letargu – gdybym wtedy ruszył. A ruszyłem, gdy było już za późno…
Biegłem, mimo ukłuć w odrętwiałe plecy, jakby gwiazdy za wszelką cenę próbowały zwalić mnie w kałużę. Biegłem, mimo nagłego braku powietrza, jakbym w amoku przedzierał się przez dno oceanu. Biegłem, mimo zawirowań jakie toczył świat przed moimi oczyma.

Nadzieja. Próbowałem uśmiercić szept, który łgał mi do ucha. Wciskał mi kłamstwo, wydawałoby się całkiem racjonalne. To niemożliwe.
Rozpędzony sunąłem, pomimo uścisku strachu w żołądku, tak mocnego, jakby szpony tego przerażenia chciały wyrwać ze mnie flaki i zdusić całą determinację. Rozpaczliwie przecinałem rozlane cienie budynków, których obraz zmieszał się, tworząc, płynącą wraz ze mną, czarną plamę.
Nadzieja. Próbowałem uwolnić się z sideł rezygnacji, które chwyciły za serce. Odczuwałem wyczerpanie. To niemożliwe!
Wiatr smagał moją twarz, spowalniając szaleńczy bieg. Świstał mi do ucha, próbując zagłuszyć lament w mej głowie, bezsensowną modlitwę do wszystkich bogów – tych dobrych jak i złych. Modlitwa zamieniała się w przekleństwa, po czym przechodziła w desperackie prośby.
Nadzieja. Goniłem za ostatnią jej iskrą, która odlatywała gdzieś daleko, ukrywając się za nadchodzącymi chmurami. Nieuchwytne światło małego płomyka… TO NIEMOŻLIWE!

Uderzenie. Przenikliwy huk. Rozdzierający wszelki inny dźwięk trzask. Stanąłem sztywno, podczas gdy zlana w jedność smuga budynków płynęła wciąż rozpędzona prostą drogą ku zgaszonemu już płomieniowi. Deszcz urwał się z chmur, rozmazując czarny pejzaż miasta. Wraz z kroplami deszczu po twarzy spłynęły wrzące łzy. Kolejny grzmot. Otoczenie, niczym zwierciadło, rozleciało się na drobne kawałki. Bębny w głowie ucichły. W przypływie myśli, siejących mróz i gorączkę jednocześnie, zatonęła wszelka mantra oporu przeciw racjonalnym szeptom.
Nadzieja. Tliła się w oddali. Martwa. NIE!!!

Biegłem, mimo iż nie czułem nóg. Biegłem, pomimo zakrywających drogę łez. Biegłem do ciebie dzierżąc ból w płucach i sercu. Nie zwracałem uwagi na nic, ani na błyskawice rozpruwające niebo, ani na bijące we mnie krople, niczym igły wbijające się zawzięcie w ciało. W głowie świszczało mi jedynie echo niedawno oddanych strzałów. Biegłem, ponownie zaprzeczając prawdzie.

Byłaś, jak zawsze piękna. Twoje oczy, których spojrzenie potrafiłoby uspokoić rozwścieczonego niedźwiedzia, a rządnego krwi rekina wprawić w zakłopotanie - w tamtej chwili nie posiadały żadnego wyrazu. Niegdyś światło księżyca bladło w porównaniu ze srebrzystym blaskiem twych oczu, ale w tamtym czasie spowiła je mgła. Kiedy pachniałaś gniewem twój wzrok ostry i zdecydowany przecinał noc, dusił wszelką pewność siebie. Jednocześnie potrafił wprawić w płacz najtwardszą, wiecznie niewzruszoną skałę. Jednak wtedy był on całkiem pusty. Wcześniej były jak gwiazdy rozświetlające wypełniającą mnie ciemność. Nagle zgasły i ogarnął mnie paraliżujący strach – nieznany do tej pory.

Słyszałem każdą kroplę spadającą ze zmęczonego burzą nieba. Uderzały w ziemię potężnym basem. Z każdym dotknięciem ziemi rozpryskiwały się, tworząc rozpruwający trzask. Biły ziemię, jakby w rozpaczy i szaleństwie chciały zemścić się na niej, rozładowując swój niejasny gniew. Kolejne trafienia powodowały rozbłyski, smagające umysł, a jedynym ratunkiem przed omdleniem był twój zapach… Czułem jak mnie obejmujesz, podtrzymując przed upadkiem. Czułem twój delikatny dotyk na mojej twarzy. Ciepły pocałunek – ostatni, prawdziwy - mimo że wisiałaś w ramionach zabójcy. Włosy białe i lekkie jak zimowy wiatr, ciągnący za sobą płatki śniegu, zostały splamione krwią. Opadały ciężko w kałużę, jak lśniący wodospad, spadający do szkarłatnego jeziora.

Kiedy się, w jakimś stopniu, ocknąłem z tępego oszołomienia spojrzałem na postać, która cię trzymała. To był on. Ta sama dumna postawa – wyprostowany, spokojny… całkiem pozbawiony emocji. Puste oczy ukazywały jedynie jego zimne oblicze. Twarde spojrzenie bezlitosnego zabójcy. Próbowałaś mu pomóc, a drań cię po prostu zabił… Własną siostrę! Zawsze postępował cynicznie, ale ty go próbowałaś zrozumieć – ogarnąć jego niemoralne zamiary. Nie przypatrzyłaś się jednak drodze jaka wiedzie ku jego celowi. W tamtym czasie jedyne co mi przyszło na język to…

- Dlaczego…? – Deszcz ustał, a nas zalała fala ciszy. Staliśmy długi czas, wpatrując się w siebie. Chwilę później jednak wezbrał się we mnie gniew.
- Odejdź stąd. – Jego ostry i mroźny głos przeciął tę chwilową, głęboką ciszę, uwalniając ze mnie szał.
- Dlaczego ją zabiłeś?! Co ona miała wspólnego z twoimi chorymi planami?!
- Nic, po prostu stanęła mi na drodze. – Mówiąc to, spokojnie ułożył twoje ciało na ziemi. – Powinieneś ją pochować. – Po tych słowach odsunął się od ciebie, a we mnie zawrzała krew.
- Co ty pieprzysz?! Usunąłeś WŁASNĄ SIOSTRĘ jak cholerną przeszkodę?!
- Kochałem ją. Nie musisz więcej wiedzieć. Pochowaj ją tak jak na to zasługuje… Proszę. – Odwrócił się i, tak po prostu, chciał odejść…
- Prosisz…? PROSISZ?! Sukinsynu, zabiłeś ją! Idź do diabła! – Skoczyłem na niego z szaleńczym ogniem w oczach, pragnąłem go zabić, rozłupać mu czaszkę, wyrwać z niego flaki! Ale…

Obudziłem się przy tobie, jego już nie było, a niebo rozjaśnił krwawy wschód słońca.
Później jeszcze krzyczałem pełen złości i rozpaczy. Pochowałem cię, tak jak na to zasługujesz… W tamtym czasie nie myślałem o tym, ale teraz się zastanawiam jak, po tym wszystkim co zrobił ten chory człowiek bez duszy, jego oczy mogły nadal tkać łzy, kiedy ciebie obejmował…?



=====================================================

Głupie akapity... nie potrafię tego tworzyć...
---------------------------------------------
Odpowiedz
#2
Okey. Jest tu sporo przerostu formy nad treścią. W zasadzie forma jest rozdmuchana do granic możliwości, żeby powiedzieć że jeden kolo ciuknął jakąś dziewuszkę, a drugi na to patrzył i się wściekł.

No okey. To prolog i ma przede wszystkim zaciekawić, więc dobrze, że nie wywaliłeś od razu kawy na ławę. Chwała Ci za to, że nie przedstawiałeś swego multiuniwersum od pierwszego pierdnięcia jego stwórcy. (Szczerze nie cierpię takich wstępów)..

Fakt, że piszesz dobrze, a język masz bogaty, opisowy. Sceny też tworzysz ładnie i dynamicznie. Tyle, że tego też nie można nadużywać.

Forma powinna zawsze pełnić rolę służebną wobec treści. Nigdy odwrotnie, bo jeśli tak, to znaczy, że autor nie ma nic do powiedzenia i bije tylko literacką pianę. 

Mam nadzieję, że w twoim przypadku jest inaczej i masz do opowiedzenia dobrą historię.
Pozdrawiam serdecznie
corp by Gorzki.

[Obrazek: Piecz1.jpg]
Odpowiedz
#3
Nie muszę tłumaczyć się, że to wcale nie przerost formy nad treścią (tzn. może i racja, ale nie jest to tutaj moim zdaniem wielką skazą, efekt bardziej zamierzony) - prolog ma jednocześnie zaciekawić, nie oddając całej fabuły, a według mnie jedynie poprzez pokazanie dobrego stylu we wstępie można przyciągnąć czytelnika. Poza tym chciałem zaciekawić tajemniczym morderstwem, co być może nie udało mi się... Jest tu raczej sporo pokazane tak, by nie wyłożyć bezpośrednio żadnych informacji. Moim celem zawsze jest koniec, finał.
W każdym razie dzięki Gorzki. Będę pamiętał, by nie przesadzić.

Jeszcze jedno... Chciałem pokazać tu dwie ważne postacie, ukazując ich emocje, które są bardzo ważne. Każde zdanie jest obrazem uczuć. Na tym też będę się skupiał. Być może będzie w jakimś stopniu to psychologiczne.

No i to nie jest takie proste typu - Ktoś zabił moją przyjaciółkę/dziewczynę, więc się zemszczę - a przynajmniej nie miało takie być. Wink

No, ale będę uważać.
Odpowiedz
#4
Eee...chciałeś napisać wiersz, a wyszła ci proza?
To najgorszy tekst jaki czytałam, mimo że napisany bardzo poprawnie.
Po pierwszym akapicie okropnie mnie zemdliło od nadmiaru "achów" i "echów".
Za dużo patosu.
Zdecydowanie przerost formy nad treścią.
Ten patos tak rozlał się na cały tekst, że trudno się w ogóle skupić na fabule.
Znam kogoś, kto ma okropną składnię, ale pomysły ma za to bardzo dobre i w porównaniu z tą osobą, twój tekst spada poniżej normy, nawet poprawność tekstu go nie ratuje.
Więcej skupiasz się na egzaltacji niż na fabule.
Oto kilka synonimów, które charakteryzują ten tekst:
afektacja, bufonada, emfaza, manieryczność, patetyczność, pompatyczność, pretensjonalność, przesada.
Taka forma może i pasuje do krótszej formy, po prostu da się wtedy znieść to nadęcie, ale tyle tego w tak długim tekście, to zdecydowanie za dużo.
Antonia? - 35 lat i 60 kilogramów czystej skromności. Angel
Odpowiedz
#5
Ok, widać - ludziom chyba nie podoba się taki styl...
Widziałem trochę tekstów, które są nastawione na patetyczne opisy i mi się takie coś podoba. Tzn. szukałem podobnego stylu do mojego i znalazłem. I na podstawie znalezionych stwierdziłem, że ta moja pompatyczność jest jeszcze zbyt niska, a warsztat ubogi. Nawet nie potrafię pisać inaczej... Ale po co mam to zmieniać? Chcę to pokazać innym, ale robię to również dla siebie. Oczywiście, chyba należałoby lekko zahamować w zaplanowanym opowiadaniu, ale niekoniecznie całkowicie. (poza tym to tylko prolog z perspektywy tego bohatera - zbyt podniecającego się.)

W każdym razie dzięki za tę, niezmiernie duszącą krytykę.

(A, no tak - to Ty jesteś od tego gładkiego księżyca - już rozumiem Wink )
Odpowiedz
#6
Nie przesadzajmy. Nie miałem zamiaru Cię dusić. Też zdarzało mi się widywać teksty takim ozdobnym stylem pisane. To się sprawdza we fragmencie. Wiesz, jakiejś wstawce, pokazującej kunszt autora, ale większość to już bardziej "przyziemne" opowiadania.

Na plus jest niewątpliwie to, że z łatwością zmieniasz punkt widzenia. Potrafisz bawić się perspektywą spojrzenia na daną scenę. To bardzo dobrze. Twój tekst nie będzie przez to monotonny jak sprawozdanie. No ale nie zmienia to wcale faktu, że stosunek formy do treści musisz wyważać z aptekarską dokładnością, by nadmiar tej pierwszej nie szkodził dynamice tekstu.

Pozdrawiam Smile
corp by Gorzki.

[Obrazek: Piecz1.jpg]
Odpowiedz
#7
Nie chciałbym porównywać siebie do prawdziwych poetów - w sumie dlaczego nie...

Całkowicie Cię rozumiem. Chodziło mi raczej o prozę poetycką - opowiadanie dosyć spore, a tkane patetyzmem i barwnymi opisami. Sklepy cynamonowe Schulza.

Oczywiście nie chcę tutaj zawierać tego aż tyle, więc dostosuję się - po części - do rad. W każdym razie, nawet nie potrafiłbym pisać jak on. Ale próbuję.
Nie wzoruję się na nim, autor tych sklepów jest po prostu moim obrońcą.

Pomijając fakt, że nadwrażliwość narratora jest mi potrzebna do pewnego układu opowiadania. Kontrast.

Dzięki.
Odpowiedz
#8
Bardzo podoba mi się Twój styl. Akcja jest dynamiczna, opisy plastyczne. Jedyna rzecz, do której mogę się w tej kwestii doczepić, to interpunkcja.
Cytat:Widziałem w twych oczach łzy… Dlaczego nic nie mówiłaś…?!
DLACZEGO MILCZAŁAŚ?!
Wielokropek, znak zapytania i wykrzyknik. Czy to naprawdę konieczne? Osobiście nie przypada mi do gustu do połączenie. Podobnie z wielkimi literami, od zaznaczenia emocji, głośności wypowiedzi mamy znaki, opisy.
Tekst nie powala, ale nie jest też zły. Ot, do przeczytania. Skojarzył mi się w sumie z takim typowym, reklamowanym na prawo i lewo filmem w kinach XXI wieku Tongue
Pozdrawiam Smile
The Earth without art is just eh.
Odpowiedz
#9
Nie tłumacz swojego tekstu przed jego rozpoczęciem. Nigdy. Najlepiej nie rób też tego później. Zdecydowanie przerost firmy nad treścią.
Moim zdaniem uzywanie wielokropków, szaleńczych połączeń znaków interpunkcyjnych i pisanie wielkimi literami świadczy o tym, że autor nie potrafi przekazywać emocji w lepszy sposób. Taka desperacka próba poruszenia czytelnika. Tanie sztuczki imho.
Bohater nie może być wiarygodny gdy w takiej traumatyczne sytuacji myśli w taki sposób. Taki poetycki styl opisywania wydarzeń mógłby sprawdzić się w narracji trzecioosobowej. Największymi zaletami pisania z pierwszej osoby jest dynamika, żywe emocje, natychmiastowe, nieprzemyślane. Nie ma tu tego. Spróbuj przepisać to na narrację trzecioosobową - choćby po to by sprawdzić czy i tobie taka wersja nie przypadnie bardziej do gustu.

Do treści się nie odniosę bo praktycznie jej nie ma.
I don't mean to sound bitter, cold, or cruel, but I am, so that's how it comes out.
Odpowiedz
#10
Lexis:
Ciesze się, że istnieją ludzie, którym się styl podoba.
Co do interpunkcji - Wielkie litery, trójkropki, oraz połączenie ich z pytaniem oraz krzykaczem WEDŁUG MNIE stanowi czyste oddanie emocji. Ładnie wyglądają uczucia opisywane, ale przecież jest tego i tak nadmiar. Takie zastosowanie interpunkcji widziałem w niektórych treściach i naprawdę mnie przekonały - mówię o innych tworach, z powodów uspokajających negatywny odbiór odrębnego podejścia. Tak jak przyłożyłem Sklepy cynamonowe do nadmiernej pompatyczności, tak teraz składam inne teksty, które posiadały tę samą interpunkcję i wyrażenia bez opisowe. (No dobra, nie złożę, bo nie pamiętam przykładów, ale istnieją). Nawet jeśli ich nie byłoby to ja to czuję i tak pozostanie.
W każdym razie dziękuję Tobie.

Sithisdagoth:
Wytłumaczyłem zastosowanie wielkich słów - Zawarte są, ponieważ nie chciałem opisywać uczuć, z powodu pierwszej osoby.
Ale rozumiem, że taki ruch Tobie nie odpowiada - jest to Twoje zdanie. Moim zdaniem nie świadczy o tym, o czym napisałeś, ponieważ wydaje mi się, iż potrafię opisać uczucia lepiej od większości osób. Potrafię siebie ocenić. Jestem wobec siebie surowy, ale nie mogę zaprzeczyć tej umiejętności.
W jaki sposób myśli? Istnieją różni ludzie, którzy myślą różnie - sytuacje determinują emocje u ludzi podobnie, ale w dalszym ciągu jest to wachlarz możliwości.
Mogę sprawdzić trzecią osobę, by się przekonać ale nie zmienię tego. (Nie dlatego, że jestem przekonany o mojej racji - mogę się mylić - ale założyłem, że będzie to pierwsza osoba. Jest to potrzebne.)
Dziękuję za ocenę.
Odpowiedz
#11
Nie jestem całkowicie przeciwny wielkim literom. Trzeba z nich korzystać ostrożnie. Jeśli sypiesz nimi co kilka wersów to szybko spowszednieją i czytelnik przestanie nawet zwracać na nie uwagę. Przy takim fragmencie da się jeszcze twój styl znieść. Gdybym miał przeczytać tego sto stron... Szlag by mnie trafił. Twój bohater sprawia wrazenie egzaltowanego, ekstrawertyka, poetę-amatora. A to, ze tak żywo opisuje swoje emocje szybko staje się irytujące. Pozwól czytelnikowi domyślać się co bohater czuje na podstawie jego gestów i działań.
Korzystanie z patosu, takiej pretensjonalności jest jak jazda monocyklem po linie.
W 99.9% skutki są beznadziejne. Jeśli chcesz próbować wbić się w te 0.1%, którym się to udaje to próbuje dalej, ale droga jest daleka a jej końca możesz nigdy nie zobaczyć.
Jeśli chcesz stworzyć swój styl na podstawie czegoś co uznawane jest za błąd stylistyczny to wiedzy, że nie będzie łatwo.
I don't mean to sound bitter, cold, or cruel, but I am, so that's how it comes out.
Odpowiedz
#12
Nie jestem wielkim znawcą, ale nie wydaje mi się, żeby to było powszechnie uważane za błąd stylistyczny.
Bohater w tym prologu przemawia do mogiły, dosyć niedawno usypanej... Oddziałują na nim emocje.
Rozumiem Ciebie całkowicie i zamierzam w pewnym stopniu się opanować, ale nie rezygnować. Rozumiem obawy, teraz jednak nic na nie nie poradzę. Pozostaje czekać na kontynuacje, co do rad - wszystkie przemyślę i do niektórych się dostosuję.
Odpowiedz
#13
No a o tej mogile dowiaduję się dopiero teraz. W tekście chyba nie było o niej żadnej wzmianki. A to przecież ważna informacja. Skąd niby miałbym wiedzieć, że bohater stoi nad świeżym grobem?
corp by Gorzki.

[Obrazek: Piecz1.jpg]
Odpowiedz
#14
No a o tej mogile dowiaduję się dopiero teraz. W tekście chyba nie było o niej żadnej wzmianki. A to przecież ważna informacja. Skąd niby miałbym wiedzieć, że bohater stoi nad świeżym grobem? Mogłeś puścić na ten temat choćby linijkę. Czytelnik nie prorok, raczej sobie się tego nie domyśli.
corp by Gorzki.

[Obrazek: Piecz1.jpg]
Odpowiedz
#15
No a o tej mogile dowiaduję się dopiero teraz. W tekście chyba nie było o niej żadnej wzmianki. A to przecież ważna informacja. Skąd niby miałbym wiedzieć, że bohater stoi nad świeżym grobem? Mogłeś puścić na ten temat choćby linijkę. Czytelnik nie prorok, raczej sobie się tego nie domyśli.
corp by Gorzki.

[Obrazek: Piecz1.jpg]
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości