Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Kluczyk
#1
13 lipca 1958r.
Dziś znów będę miał szansę poznać bliżej moją jedyną wnuczkę. Kevin postanowił niedawno, że zostawi ją u mnie na kilka tygodni okresu wakacyjnego. Z początku chętnie przystałem na jego propozycję, jednak z czasem ogarnęły mnie wątpliwości. Przecież Nora nie pała do mnie zbytnią sympatią. Gdyby tylko moja świętej pamięci małżonka żyła… Ona na pewno wiedziałaby, co powinienem zrobić. Jak przygotować dom na wizytę małej.

Tymi słowami Liam Turner zakończył ostatnią stronę swojego dziennika. Wyćwiczonym przez długie lata ruchem dłoni wygładził okładkę zeszytu, zerkając na dębowy zegar w rogu gabinetu. Dochodziła siódma wieczorem, jego syn powinien już dawno być na miejscu.
- Pewnie Stella znowu zapomniała czegoś z domu i musieli zawracać- zaśmiał się cicho, poklepując starego labradora po łbie.- Twoja pani też często wywijała takie numery. Byliśmy w połowie drogi a tu bam, przypomniała sobie baba o ciastach na parapecie. I nie działały już na nią żadne argumenty, trzeba było wracać.
Nagle zagrzmiało. Pies zaskomlał głośno i schował się pod biurkiem. Pamo nie bał się wielu rzeczy, wokół niego mogłyby buchać płomienie, a on i tak zachowałby stoicki spokój i spał w najlepsze. Burza była jednak jego piętą Achillesa. Wystarczyła niewielka błyskawica na niebie, aby wypłoszyć go z parteru.
- Tato! Znowu zasnąłeś? Szybko, podaj mi jakieś koce. Nora jest cała mokra!- krzyczał Kevin już w progu. Liam uśmiechnął się leciutko, podpierając laską.- Tato! Chyba nie chcesz mieć na wakacje pod dachem chorej siedmiolatki.
- Idę już, idę- mruknął, wyciągając z szafy trzy duże ręczniki.- Przypominam ci, że nie jestem już tak młody i zwinny, jak ty.
Krewni powitali się prędko, osuszając mokre ciała ręcznikami. Nora stała pomiędzy nimi, wpatrując się ze strachem w dziadka. Liam uśmiechał się do niej tak serdecznie, jak tylko umiał, jednak to było na nic. Dziewczynka schowała się za matkę i raz jeszcze wytarła włosy ręcznikiem.
- W walizce są wszystkie potrzebne jej rzeczy, ubranka, zabawki, szczotka…
- Kochanie, musimy już iść. Jesteśmy spóźnieni- westchnął Kevin, pociągając małżonkę lekko za łokieć.
- Wiem, ale nie możemy zostawić twojego ojca bez żadnych wskazówek- poirytowała się.- Gdyby Nora zachorowała…
- Nie martw się, Stello- przerwał jej spokojnie Liam, kładąc ręce na ramionach kobiety.- Nie zostaję z małym dzieckiem po raz pierwszy. Poradzimy sobie. Prawda, Noro?
Dziewczynka zasępiła się mocniej, wtulając w mokrą spódnicę matki. Jej gesty wyraźnie wskazywały na to, że nie ma najmniejszej ochoty zostawać w tym domu ani minuty dłużej. Jednak kto przejmował się humorami siedmioletniej jasnowłosej?
1.
Nora nie miała apetytu. Poskubała kromkę chleba, którą Liam zrobił zgodnie z jej instrukcjami, i zamknęła się w swoim pokoiku na piętrze. Izba nie była tak przytulna, jak te, w których spała dotychczas. Ogromne drewniane łóżko zajmowało całą długość pokoju. Obok niego stała niewielka szafka. W przeciwległym rogu ulokowano skrzynię na ubrania oraz nagie, stare biurko. Świeca przy oknie dawała wystarczająco dużo światła, aby mała mogła się upewnić, czy w żadnym z kątów nie czyha na nią potwór.
Przebrana już w swoją ulubioną piżamkę, zmówiła modlitwę i ułożyła się pod kołdrą. Trudno jej było zasnąć. Wciąż przewracała się z boku na bok, nie mogąc znaleźć odpowiedniej pozycji. Po kilkudziesięciu minutach wicia się niczym dżdżownica do jej uszu dotarły jakieś dziwne dźwięki. Niby to uczty, jednak miały w sobie nieznane jej nuty. Dziewczynka słyszała niby to głosy, ale jednak śpiewy. Niby muzykę, ale jednak naturę. Zaintrygowana odrzuciła przepoconą pościel i otworzyła okno na oścież. To, co zobaczyła, zaparło jej dech w piersiach.
W dalekiej części ogrodu, tej, do której nigdy nie potrafiła się dostać, jaśniało tysiące kolorowych światełek. Unosiły się to w górę, to opadały w dół. Nora wpatrywała się zafascynowana tak długo, aż dojrzała poruszające się w blasku świateł sylwetki. Pomachała w ich stronę w nadziei, że ktoś ją dojrzy i zabierze w centrum wydarzeń, lub chociaż poinformuje o tym, co się dzieje. Rezultaty były w istocie zupełnie inne. W ogrodzie zapanował mrok. Na nic były nawoływania i przeprosiny. Siedmiolatka znów pozostała sama z dziadkiem. Zamknęła okno i wróciła do łóżka, zasypiając po dłuższym czasie.
2.
Zbudziło ją słońce, wpadające nachalnie przez odsłonięte okienko. Nora przeciągnęła się, wracając myślami do uczty, którą udało jej się zaobserwować. Kierowana jakimś dziwnym impulsem, przysiadła na parapecie i ponownie otworzyła okno. Tym razem poczuła delikatny opór, a do uszu dotarły metaliczne brzdęki. Zerknęła na zewnętrzną część parapetu, zauważając leżący na niej kluczyk. Nie zastanawiając się za długo, wzięła go do ręki i obejrzała dokładnie. Był nieco większy od tych, jakie używali jej rodzice, pobłyskiwał rozmaitymi odcieniami brązu. Na główce miał wyrytą pewną sentencję, jednak dziewczynka nie potrafiła jej przeczytać.
- Nora, wstałaś już?- Liam zapukał delikatnie do drzwi.
- Tak…- odchrząknęła, po czym dodała pewniej:- Tak, zaraz zejdę na dół.
Dziewczynka poczekała, aż kroki na schodach umilkną, następnie szybko ubrała się, uczesała i skierowała do wyjścia. Po chwili cofnęła się jednak po kluczyk i wybiegła z pokoju.
3.
Jedną z pasji Liama były szachy. W jego biblioteczce porozkładane były liczne plansze. Niektóre leżały na stosach grubych książek, które niemal krzyczały, że zaraz się przewrócą, inne zakrywały kawałki podłogi, tworząc niezwykły dywan w czarno-białą kratę. To jednak w niczym nie przeszkadzało, starszy mężczyzna nazywał to chaosem uczonego. Potrafił przesiedzieć w tym pomieszczeniu cały dzień, zapominając nawet o jedzeniu.
- Te plansze kupiła mi twoja babcia na pięćdziesiąte urodziny. Pamiętam tamtą zimę bardzo dobrze, ciebie nie było jeszcze na świecie. Waleria poruszyła chyba całą rodzinę, aby znaleźli te szachy. Pewnie myślisz teraz, że przesadzam. Ale nie przesadzam! Przesadnością byłoby kupienie tych zwykłych pionków. To jest jeden z dziesięciu egzemplarzy, jakie dotarły na angielski rynek.
Nora ziewnęła cichutko, szukając jakiegoś miejsca, w którym mogłaby usiąść. Długie wypowiedzi dziadka bardzo ją nużyły, natomiast kluczyk w kieszeni zaczynał ciążyć coraz bardziej. Ciekawość zżerała jej młode serduszko tak mocno, że w końcu zapomniała udawać zainteresowania. Dziadek zauważył to dość prędko i uśmiechnął się delikatnie. Iskierki, które pojawiły się w jego oczach z samego rana, ustąpiły miejsca daleko idącemu zamyśleniu.
- Pewnie wolałabyś się pobawić na dworze, a nie siedzieć w domu ze starym prykiem i rozmawiać o szachach.
Siedmiolatka spojrzała na krewnego jakby obwieścił jej właśnie, że ma osiem nóg, piętnaście rąk i zamierza ją zjeść na obiad. Jęknęła, szukając w myślach jakiegoś usprawiedliwienia, które nie byłoby jednocześnie zbyt dużym kłamstwem.
- Och, no nie przejmuj się już. Wiem, że młodzieży nie interesują takie rzeczy. Idź, pobaw się.
- Dobrze, dz… dziadku. Dziękuję- powiedziała cichutko, obracając się na pięcie.
4.
14 lipca 1958r.
Zapisanie nowej strony zawsze kojarzyło mi się z rozpoczęciem nowego rozdziału, nowy zeszyt natomiast skłaniał mnie do refleksji na temat mojego dotychczasowego życia. Kiedy tak patrzę na Norę, przypominają mi się czasy, kiedy sam byłem małym brzdącem. Podobnie jak ona biegałem beztrosko po ogrodzie z kluczykiem w dłoni, szukając do niego właściwej dziurki. Żyłem wtedy w swoim świecie, szukałem krasnali i wróżek. Wierzyłem, że one istnieją. Przecież żaden człowiek nie wymyśliłby ich sobie tak po prostu.
Kluczyk Nory jest bardzo podobny do tego mojego, różni się jedynie kolorem. Mój był szary. Znalazłem go na parapecie w swoim pokoju. Kiedy wyjrzałem wtedy przez okno, dojrzałem setki kolorowych światełek w ogrodzie. Zawołałem radośnie w ich stronę, że chcę przyłączyć się do zabawy. Te jednak zniknęły. Pozostał jedynie kluczyk. Spędziłem długie tygodnie na poszukiwaniu drzwi, które można by było nim otworzyć, a kiedy w końcu je znalazłem (była ta stara furtka w dalekiej partii ogrodu), nakryła mnie matka. Dała mi klapsa i powiedziała, że dziadek nigdy nie pozwalał jej tutaj wchodzić, więc i mnie nie wolno. Zabrała mi tajemniczy przedmiot, zamykając w pokoju na tydzień.


Liam zamknął notes, zerkając ponownie przez okno. Mimo tego, że widział przez nie znaczną część ogrodu, nigdzie nie dojrzał swojej wnuczki. Wystraszony nie na żarty, no bo co by powiedział swojemu synowi, gdyby Nora zaginęła, skierował się do drzwi. Gdzieś w głębi duszy poczuł znajome ciepło poszukiwań; nadzieję, że chociaż tej oto dziewczynce uda się spełnić marzenie.
5.
Nora spędziła długie minuty na włóczeniu się po hektarach posiadłości w nadziei, że znajdzie jakiś składzik na narzędzia, może nawet skrzynię, albo chociaż mapę. Wokół widziała jedynie drzewa, krzewy, drzewa, drzewa i jeszcze trochę drzew i kwiatów. Już chciała rezygnować, kiedy dojrzała mur porośnięty bluszczem. Kierowana tym samym impulsem, co rankiem, podeszła do niego, dostrzegając furtkę. Popchnęła metalowe drzwiczki z całej siły, ale były zamknięte. Wtedy stało się to, co zapoczątkowało godziny, które pozostały w jej pamięci już na zawsze. Wsunęła stary kluczyk we właściwy otwór i zamek ustąpił! Radość dziewczynki była nie do opisania. Wkroczyła niepewnie do tajemniczej części posiadłości.
Dźwięki uczty znów dotarły do jej uszu. Słońce schowało się gdzieś daleko za chmurami, sprawiając, że jedynym źródłem światła były lampiony zawieszone na grubych konarach wierzb. Drzewa rosły w rządku przez całą długość ogrodu z wyjątkiem polany, która była centrum zabawy. Na ściętych pniach ustawiono misternie rzeźbione misy z pożywieniem oraz napoje. Nie to jednak przykuło uwagę małej dziewczynki.
Wszystko: drzewa, krzewy, mur i pnie, były przystrojone cudownymi kwiecistymi girlandami. Ich słodki zapach unosił się wysoko i daleko, wszystkie motyle nadlatywały w jego kierunku. To jednak wciąż nie było to, co przykuło uwagę małej dziewczynki.
Pośród drzew wirowały wróżki! Nora nie mogła uwierzyć własnym oczom. Skrzydlate postacie trzymały się za ręce, nucąc swoje piękne pieśni. Tak nieskazitelne, że żaden człowiek nie byłby w stanie ich powtórzyć. Dziewczynka przestraszyła się, że jeśli zostanie zauważona, tajemnicze stworzenia znów uciekną. Stało się jednak inaczej. Dwie kobiety ubrane na różowo porwały ją za ramiona, wciągając w wir zabawy.
Najpierw tańce, potem zabawa w berka, w chowanego, śpiewy i tańce, chwila na skosztowanie magicznych specjałów. Nora była wniebowzięta. Zupełnie zapomniała o upływie czasu. Bawiła się jak nigdy w życiu. Chciała zadać wróżkom tyle pytań, jednak te zawsze przykładały palec do ust i zabierały ją w inną część ogrodu.
W końcu nadeszła i pora na ciuciubabkę. Dwie dziewczynki ubrane w niebieskie szaty zakryły oczy Nory fioletową szmatką, która w dotyku zdawała się być zrobiona z liści i wody. Tak przyjemnego dotyku materiału jeszcze nigdy nie czuła. Rozproszona tym co nieco, zdezorientowana nadchodzącymi ze wszystkich stron śpiewamy i śmiechami, nie zorientowała się, kiedy opuściła polanę. Zbliżyła się do jednej z wierzb zbyt mocno, uderzając głową w jedną z gałęzi. Upadła. Wraz ze zniknięciem odgłosów uczty, pojawił się krzyk Liama. Staruszek zauważył otwartą furtkę i zbliżył się do swojej wnuczki, która odzyskała w tym czasie przytomność.
- Noro, nic ci nie jest?
- Nie, chyba nie… Tylko troszkę boli mnie głowa.
- Co robiłaś w tej części ogrodu? Myślałem, że furtka jest zamknięta- zapytał, pomagając wnuczce podnieść się na nogi.
- Nie słyszałeś tej muzyki? Nie widziałeś świateł? Tutaj były prawdziwe wróżki, dziadku!- wykrzykiwała, odwracając się co chwilę w nadziei, że dojrzy jeszcze jakiekolwiek pozostałości po uczucie.- One tutaj były…
Liam zaśmiał się pod nosem, udając, że nie wierzy wnuczce. Poczuł na własnej skórze, jak ciężko jest żyć z przekonaniem, że istoty nadludzkie naprawdę istnieją. Przez lata był szykanowany z tego powodu. Nawet kiedy zaprzestał o tym mówić, ludzie nie zapomnieli. Co niektórzy do tej pory patrzyli na niego z pogardą, szepcząc sobie coś na ucho. Nie chciał, aby taki los spotkał córkę jego syna. Zdradził go jednak ten charakterystyczny błysk w oku.
- Nie udawaj, że mi nie wierzysz, dziadku. Widzę, że wiesz coś na ten temat- mruknęła Nora, kiedy zamykali furtkę. Nie zakluczyli jej, ponieważ tajemniczy przedmiot z parapetu zniknął bez śladu.
- Kochanie, nawet, gdyby te istoty istniały naprawdę, lepiej byłoby dla ciebie, gdybyś nie mówiła o nich głośno. Może zapracujesz sobie tym na ich ponowne odwiedziny?
Dziewczynka zamyśliła się tak głęboko, że nie powiedziała już ani słowa do kolacji, podczas której przyznała dziadkowi rację. W trakcie posiłku gawędziła z krewnym radośnie, śmiała się i żartowała. Zupełnie jak nie Nora, myślał Liam. Cieszył się jednak z przemiany, jaka zaszła w siedmiolatce. Wiedział już, że od tej pory będą bliżej siebie. A wszystko za sprawą tajemniczego klucza, pojawiającego się w tym domu co dwa pokolenia.
The Earth without art is just eh.
Odpowiedz
#2
Bardzo ładne, nastrojowe opowiadanie. Przeczytałem z przyjemnością.
Odpowiedz
#3
Wlazł kotek na płotek i mruga
ładna to bajeczka niedługa...

No właśnie. Opowiastka ładna sama w sobie. Wygląda na wstęp do czegoś większego, a tu ciach i koniec. Niestety.

Opowiadanie jest takie brązowo - złote. Nawet kiedy jest o deszczu, pachnie słońcem. Nie udziwniasz też nadmiernie. To dobrze.

No a na koniec, pozwól, czepnę się jednak jakiegoś szczegółu. Tak dla zachowania pozorów.
"Na ściętych pniach ustawiono misternie rzeźbione misy z pożywieniem oraz napoje."

właśnie to pożywienie mi tu nie pasuje, bo wyobraźnia podsuwa mi tu przed oczy prozaiczny talerz pożywnego kleiku, albo kaszki manny (błeeee), a ty miałaś, zakładam na myśli jakieś magiczne specjały. Prawda.

No i pisząc coś następnego warto by zwolnić nieco. Pobawić się trochę opisem (w tym przypadku np tańców, czy samych wróżek pewnie to takie panny ze skrzydełkami i wielkimi oczyma, jak w grafikach mangowych? Bo tak jak powyżej, to było rachu - ciachu i po wszystkim.

No ale ogólnie opowiadanko przyjemne. Troszkę zatrąca "Zaczarowanym ogrodem" odrobinkę wstępem do "Opowieści z Narni". Czyli klimatami które lubię, mimo że facet jestem.
Pozdrawiam serdecznie.
corp by Gorzki.

[Obrazek: Piecz1.jpg]
Odpowiedz
#4
Dziękuję bardzo za komentarze! Big Grin
I dobre słowa.
To opowiadanie tak naprawdę było jedynie pracą domową, która, według kryteriów ustalonych przez nauczycielkę, nie miała być tak długa, jak powyższa. Mimo wszystko polonistka przebolała jakoś trzy strony zapisane maczkiem i postawiła mi piątkę. Również czuła, że jest to wstęp do czegoś dłuższego. Prawdopodobnie dlatego, że nie przywykłam do pisania krótkich form, a zawsze porywałam się na dłuższe, ambitnie nazywane przeze mnie i moich znajomych książkami już po dziesięciu stronach Shy
Cytat:No a na koniec, pozwól, czepnę się jednak jakiegoś szczegółu. Tak dla zachowania pozorów.
"Na ściętych pniach ustawiono misternie rzeźbione misy z pożywieniem oraz napoje."

właśnie to pożywienie mi tu nie pasuje, bo wyobraźnia podsuwa mi tu przed oczy prozaiczny talerz pożywnego kleiku, albo kaszki manny (błeeee), a ty miałaś, zakładam na myśli jakieś magiczne specjały. Prawda.

No i pisząc coś następnego warto by zwolnić nieco. Pobawić się trochę opisem (w tym przypadku np tańców, czy samych wróżek pewnie to takie panny ze skrzydełkami i wielkimi oczyma, jak w grafikach mangowych? Bo tak jak powyżej, to było rachu - ciachu i po wszystkim.
Od teraz kleik i kaszka będą mnie prześladować w każdym opisie jedzenia Undecided Będę musiała nad tym mocno popracować.
Pozdrawiam Smile
The Earth without art is just eh.
Odpowiedz
#5
Te same spostrzeżenia. Akcja kończy się jakby za szybko wobec długości utworu. Przynosi on na myśl te same skojarzenia o których mówi Gorzki. I jeszcze coś:

"- Kochanie, musimy już iść. Jesteśmy spóźnieni - westchnął Kevin, pociągając małżonkę lekko za łokieć.
- Wiem, ale nie możemy zostawić twojego ojca bez żadnych wskazówek- poirytowała się.- Gdyby Nora zachorowała…
- Nie martw się, Stello- przerwał jej spokojnie Liam, kładąc ręce na ramionach kobiety."
Może nieco lepiej byłoby, gdyby wprowadzić drobne, na pozór nieistotne zmiany. To znaczy: jedne słowa zastąpić innymi, a gdzie indziej dodać do tekstu nowe:
- Kochanie, musimy już iść. Jesteśmy spóźnieni - westchnął Kevin, pociągając małżonkę lekko za łokieć.
- Wiem, ale nie możemy zostawić twojego ojca bez żadnych wskazówek- poirytowała się Stella - Gdyby Nora zachorowała…
- Nie martw się, Stello- przerwał jej spokojnie Liam, kładąc ręce na ramionach synowej.
Bo "...kładąc ręce na ramionach kobiety..." może dać do zrozumienia że stosunki Liam - jego synowa są zbyt chłodne a oni są dla siebie zbyt obcy.

"Po kilkudziesięciu minutach wicia się niczym dżdżownica do jej uszu dotarły jakieś dziwne dźwięki." To brzmi jak zapowiedź utworu grozy a chyba nie taki był twój zamysł?
Może zamiast tego napisz: Po kilkudziesięciu minutach niespokojnego przewracania się z boku na bok...?

"- Och, no nie przejmuj się już. Wiem, że młodzieży nie interesują takie rzeczy." Załóżmy że to nie błąd logiczny. Jeśli Liam z miłości do siedmiolatki mówi o niej pieszczotliwie "młodzież" należałoby to zasugerować.
Może kiedyś przeczytam ciąg dalszy.
Odpowiedz
#6
Zdążyłam całkowicie zapomnieć o tym opowiadaniu!
Co mogę powiedzieć po tak długim czasie... Teraz napisałabym ten tekst zupełnie inaczej. Skupiłabym się bardziej na relacji dziewczynki z dziadkiem, to pewne, ale także na opisie baśniowego świata, który odegrał tu kluczową (hehe) rolę. Boli mnie też, że w tamtym czasie wyjątkowo ustosunkowałam się do narzuconego limitu stron. Chociaż z drugiej strony może to tylko silniejszy impuls teraz, aby wrócić do tego opowiadania?
Dzięki za komentarz i przypomnienie!
Pozdrawiam
Angel
The Earth without art is just eh.
Odpowiedz
#7
Życzę powodzenia i wytrwałości w zmaganiu się z "oporem materii" jeśli chodzi o warsztat - no, może raczej niekoniecznie aż do złamania pióra, albo podziurawienia nim kartki papieru. Wink
Pozdrawiam.

Ucz się, ucz
Nauka to jest potęgi klucz.
Wiele zaś kluczy zdobędziesz
klucznikiem zostaniesz - lub woźnym. Wink
Odpowiedz
#8
Nie mieszałbym "izby" z "pokojem", zdecydował się na jedno (generalnie wygląda to jak powtórzenie - łatwe do uniknięcia zresztą - a nawet gorzej). Izba jest trochę przestarzała, nawet jeśli nie oficjalnie, to w optyce większości dziś - tak. Minimum nie stawiałbym tych pojęć tak blisko siebie. Widzę, że Nora trafiła gdzieś na pipidówę, pod dach zacofania (bo i skrzynia na ubrania jest i świeca) a skoro tak, podkreśliłbym to jeszcze dosadniej odpowiednio wcześnie.

Cytat: Niby to uczty, jednak miały w sobie nieznane jej nuty. Dziewczynka słyszała niby to głosy, ale jednak śpiewy. Niby muzykę, ale jednak naturę. Zaintrygowana odrzuciła przepoconą pościel i otworzyła okno na oścież. To, co zobaczyła, zaparło jej dech w piersiach.
Ten kawałek mi się nie podoba. Dźwięki uczty?? No dobra, na upartego mogę sobie wyobrazić takie dźwięki, ale brzmi to śmiesznie; jeszcze w połączeniu z nieznanymi nutami. Opis jest jasny, ja wiem, co chce nam powiedzieć, ale forma jest dziwna. "niby" na pewno powtórzone z rozmysłem, ale również mnie razi. Szczególnie dziwnie wypadają głoso-śpiewy. O wiele ciekawiej jest z muzyko-naturą, to już jest nawet fajne i zdolny jestem wyobrazić sobie takie zjawisko. W następnym zdaniu z kolei wykluł się rym Smile
Cytat:Unosiły się to w górę, to opadały w dół.
Ejże. A można się unosić w dół, a opadać w górę? Tongue
Cytat:Nora wpatrywała się zafascynowana tak długo, aż dojrzała poruszające się w blasku świateł sylwetki. Pomachała w ich stronę w nadziei, że ktoś ją dojrzy i zabierze w centrum wydarzeń, lub chociaż poinformuje o tym, co się dzieje. Rezultaty były w istocie zupełnie inne. W ogrodzie zapanował mrok. Na nic były nawoływania i przeprosiny. Siedmiolatka znów pozostała sama z dziadkiem. Zamknęła okno i wróciła do łóżka, zasypiając po dłuższym czasie.
Zdecydowanie prosi się o rozwinięcie. Już to czytelnika chwyta ciekawość, a tu klops. Cała osobliwość gaśnie, zanim się na dobre rozpoczęła. I nie mówię tu o widowisku, jakie zoczyła mała bohaterka - mogło sobie gasnąć, proszę bardzo. Ten akapit jest jak bardzo ubogi bryk wydarzeń, a ja bym tu widział pełną, szczegółową i wprowadzającą w nastrój relację. Obiecującą zrazu, a na koniec zostawiającą i Norę, i czytelnika w niedosycie. Czytając...
Cytat:Na nic były nawoływania i przeprosiny.
...odnosimy takie naprawdę mętne tego wrażenie. O wiele silniej zadziała dialog. Krok po kroku niech się to rozegra, a lepiej wessie odbiorce.
Cytat:Nora przeciągnęła się, wracając myślami do uczty, którą udało jej się zaobserwować.
No widzisz. Uczta jest nadal abstrakcją. To były jakieś tam kicające światełka, a po jakimś czasie i kształty, które (też nie wiada dokładnie) po jakimś czasie znikły. Nie musimy wiedzieć, co to było, ale przydałoby się widzieć to, co widziała Nora przynajmniej.
Cytat:Kierowana jakimś dziwnym impulsem, przysiadła na parapecie i ponownie otworzyła okno.
Nie wiem, czy był do tego potrzebny jakiś impuls, w dodatku dziwny (no to twoja bohaterka i twoja historia, w porządku). Ja bym to wykreślił, albo uściślił, że tym impulsem była przebudzona na nowo ciekawość, nadzieja...
Cytat:Tym razem poczuła delikatny opór, a do uszu dotarły metaliczne brzdęki.
Jaki opór??
Do uszu już dotarły, osobiście bym wyeliminował to powtórzenie, użył innego zwrotu Tongue
Cytat:Zerknęła na zewnętrzną część parapetu, zauważając leżący na niej kluczyk. Nie zastanawiając się za długo, wzięła go do ręki i obejrzała dokładnie. Był nieco większy od tych, jakie używali jej rodzice, pobłyskiwał rozmaitymi odcieniami brązu.
No i tak... Nic o oporze. Abstrakcja. Brzdęk? Skąd? Z daleka, z bliska, lewa, prawa? Zgaduję, że to ten kluczyk brzdęknął. Generalnie chciałem zauważyć, że można tu trochę poskracać - same zdania, nie relację wydarzeń, ją z kolei bym może nawet rozwinął i ubogacił. "Na zewnętrznym parapecie dostrzegła kluczyk (tu, o ile to potrzebne i zgodne z faktami, jakieś: którego, mogła przysiąc, jeszcze przed chwilami tam nie było; którego nie pamiętała z nocy; który tłumaczył brzęknięcie... no nie wiem Smile ). Wzięła go i obadała dokładnie. Przeciętny, nowoczesny klucz o polorze brązu"
Nie idzie o to, że napisane jest szpetnie a ja to zaraz bym zrobił z tego arcydzieło. Jakoś mi po prostu to zerkanie zauważania branie do ręki et te te te wypada nienajlepiej. Takie trochę ''podszedł, za prawą nogą ciągnąc lewą, i zatrzymał się u drzwi. Wyciągnął rękę, której dłonią nacisnął klamkę, tę zaś potem pociagnął do siebie, a gdy drzwi ani drgnęły, pojął, że należy je jednak pchnąć" i tak dalej. A to po prostu otwieranie drzwi.
No więc tutaj z kolei trochę celebrujesz, przedłużasz, ale imo niepotrzebnie. Przydałoby się coś takiego, ale wcześniej, w scenie z "ucztą".
Cytat:Niektóre leżały na stosach grubych książek, które niemal krzyczały, że zaraz się przewrócą, inne zakrywały kawałki podłogi, tworząc niezwykły dywan w czarno-białą kratę.
Hm. Po pierwsze, to cokolwiek dziwne, no ale cóż, widocznie dziadek miał być dziwny.
Po drugie. Plansze na stosach książek, a te książki wyglądały, jaky zaraz miały się przewrócić? Ale co to znaczy zatem?? Bardzo to nieistotne, rozumiem, ale mnie zagięło i zgłupiałem.
Te kawałki podłogi zakryte planszami... No też dziwne. Jak dla mnie to po prostu bałagan, więc niezupełnie na miejscu jest tu "niezwykły dywan w czarno-białą kratę". Nie, to zwykły bajzel Smile Co innego opinia dziadka, a co innego narratora czy Nory.
Cytat:Te plansze kupiła mi twoja babcia na pięćdziesiąte urodziny. Pamiętam tamtą zimę bardzo dobrze, ciebie nie było jeszcze na świecie. Waleria poruszyła chyba całą rodzinę, aby znaleźli te szachy. Pewnie myślisz teraz, że przesadzam. Ale nie przesadzam! Przesadnością byłoby kupienie tych zwykłych pionków. To jest jeden z dziesięciu egzemplarzy, jakie dotarły na angielski rynek.
Podkreśliłem, co mi poraziło Smile Jeśli mnie spytać, można by to wyeliminować. Więc zaznaczam.

Siedmiolatka? Młodzież?

Generalnie pojawia się w trakcie czytania wiele zastrzeżeń ode mnie, ale ograniczając się do minimum:
Cytat:Rozproszona tym co nieco, zdezorientowana nadchodzącymi ze wszystkich stron śpiewamy i śmiechami, nie zorientowała się, kiedy opuściła polanę.
co nieco to jada puchatek. w tym kontekście lepiej się spisze samo nieco.
zdezorientowana-zorientowała się
rozumiem, że rozproszył ją delikatny dotyk materiału, dezorientowały śpiewy, ale no zakryte oczy też nie pomagały.
Cytat:Zbliżyła się do jednej z wierzb zbyt mocno, uderzając głową w jedną z gałęzi.
Jasiu, co ci się stalo w głowę?
Uderzyłem się galęzią
Jak?!
Zbyt mocno (albo za bardzo raczej) zbliżyłem się do wierzby...

Tongue
Nie wiem, czy jesteś w stanie to tak odebrać, jak ja. Ale to no... wypada komicznie trochę.
Cytat:Staruszek zauważył otwartą furtkę i zbliżył się do swojej wnuczki, która odzyskała w tym czasie przytomność.
No to upadła czy omdlała aż?

Czemu ciągle ta uczta?? To niedorzeczne określenie, już od początku tekstu. Niechby ktoś zaaranżował ucztę pełną gębą, zakrył ją ścianą przed twoimi oczyma, kazał nasłuchiwać i orzec, co może się znajdować za ścianą, raczej nie powiesz "uczta". Krzątanina, zabawa, tańce, bal.

Zakluczyć Smile Dzięki, nie miałem pojęcia wcześniej o tym wyrazie.


No moja ogólna opinia wygląda tak, że tekst wydał mi się napisany porządnie jedynie na początku. Dalej już trochę się śpieszyłaś i nie wyszło mu to na dobre. Sam pomysł, niestety, ale nie ma w sobie nic szczególnego. Nic nie szkodzi, gdyby tylko wykonanie było na medal. I to nad tym właśnie najbardziej boleje. Poza tym motywy dziadka są niemądre. Jego nauka dla wnuczki powinna obejmować tylko fakty. Powinien jej jawnie uwierzyć, ale pouczyć też, poradzić, aby nie afiszowała się ze swoją wiedzą. Jeśli nie wprost (tłumacząc, że przysporzy JEJ to problemów) to jakoś okrętką, wskazując, że nie można zdradzić tajemnicy wróżek. Bo on już sam dobrze wie, jak zadziałało na niego niedowierzanie innych. Nie powinien więc powielać tej postawy, to niemądre. A finał nie do końca przekonał mnie, co do jego planu działania.
A, no i kolejny przykład macoszego podejścia - wróżki. Kompletny brak opisu. To dużo odbiera. Nie musisz koniecznie odmalować nam ogrodu tak, żeby stanął przed oczami jak żywy, ale jednak jakiś tam wysiłek ku temu byłby nie tylko mile widziany, ale, jeśli mnie pytać, wymagany.

Średnio wyszło Sad
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości