Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Konsultacje literackie Gunnar-Kotkovsky
#16
Gruntownie przeglądnąłem poprzedni wątek (obecnie ukryty), w którym prowadziliśmy konsultacje i wynotowałem sobie co już przerabialiśmy.

1 rozdział - całość
4 rozdział - fragment
6 rozdział - całość
7 rozdział - całość
8 rozdział - większość
14 rozdział - całość
15 rozdział całość
Odpowiedz
#17
Cytat:Tak, tylko wtedy sam "las" musi iść na początek zdania "Z lasu dobiegał tylko..." bo inaczej będzie kulawo.

No, chyba istostnie tak.

Cytat:Podkreśla spartańskie warunki. Siedzi też w domyśle na ziemi/po "turecku".
Mnie, mimo wszystko "klocek" kojarzy sie z wymiarami 10x10 cm. Wink Może więc raczej pniak, lub obrobiony pniak?

Cytat:Słowo "nagle" jest oczywiste, lecz w moim mniemaniu dodaje dramatyzmu sytuacji

Może i tak. Może znajdź tez bardziej odp. synonim, wyraz bliskoznaczny na to iż ...strzała ugodziła go w szyję. Bo ugodzic to można mieczem, toporem itp. a strzała, choć "delikatniejsza" wydaje się tu za subtelna.

Cytat:Skróty słuszne, ale tu stawiam na dramatyzm sytuacji. Czytelnikiem ma wstrząsnąć opis postaci, do której poczuł sympatię. Ma być jak najbardziej obrazowa, "filmowa". I z relacji kilku osób wiem, że zabieg się w tym miejscu udał. Niektórzy po przeczytaniu 1 rozdziału mieli wręcz pretensje, że uśmierciłem takiego sympatycznego chłopaka
Hmm, no to może usuń jedynie przymiotnik "ciemna" by okroić zdanie ze zbytecznych słów ile się da a i  zachowac dramatyzm sceny? A skoro czytelnicy polubili jednego z twoich bohaterów znaczy to może że chyba udało sie Tobie stworzyć postać z krwi i kości? Żyjącą, realną, nie zaś tzw. papierową, płaską. Przynajmniej w pewnym stopniu. A to chyba jakoś świadczy o twoim potencjale pisarskim.


Cytat:Chyba zrezygnuje z kotłowaniny, na rzecz pospolitej walki.

Ale też jakoś nie wyobrażam sobie
zdań:
Ujrzał pospolitą walkę; Ujrzał walkę.

Cytat:Zewsząd nadciągali ubrani na czarno, zamaskowani bandyci, dzierżący miecze i topory.

Zewsząd nadciągali ubrani na czarno, zamaskowani bandyci,   dzierżąc miecze, topory.

Uwzględniając całą scenę bitwy, wszystkie tworzące ją zdania to ostatni przecinek zamiast "i" zdynamizowałby chyba tempo akcji?

Cytat:Dobre zakończenie tekstu też jest sztuką. Ostatnie zdanie nie może sprawiać wrażenia, że tekst został urwany, nawet jeśli autor zostawia czytelnika w samym środku akcji. Ostatnie zdanie już się raczej nie zmieni, choć pomyślę nad tym jeszcze.
Ja tak tego zdania, po sugerowanej zmianie bym nie odbierał.

Jesteś pewien że drugiego rozdziału nie przerabialiśmy? Na pewno w pierwszym poście, który Tobie napisałem wytykałem Ci żartobliwie "multi kulti" w nazewnictwie, jak i wprowadzanie nazw, które wg. mnie kojarzą się powszechnie ze współczesnością. Pamiętasz? Napewno zaś jeśli już jakiś rozdział przerabialiśmy to w całości a nie np. w 1/4, lub 3/4. Jesśi już coś pomijałem milczeniem to uznałem że nie trzeba w danym miejscu nanosić poprawek. Albo też ewentualne z nich dotyczyć mogły czegoś, co już wspomniałem, a co wydawało się sprawą trzeciorzędną. Choć osobiście, gdybym był autorem twej powieści też bym docyzelował.
[i]Pozdrawiam również.
Smile[/i]
Odpowiedz
#18
(14-04-2018, 19:30)Kotkovsky napisał(a): A skoro czytelnicy polubili jednego z twoich bohaterów znaczy to może że chyba udało sie Tobie stworzyć postać z krwi i kości? Żyjącą, realną, nie zaś tzw. papierową, płaską. Przynajmniej w pewnym stopniu. A to chyba jakoś świadczy o twoim potencjale pisarskim.
Jeśli uda się w czytelniku rozbudzić sympatię do stworzonego bohatera to jest niewątpliwie sukces.

(14-04-2018, 19:30)Kotkovsky napisał(a):
Cytat:Chyba zrezygnuje z kotłowaniny, na rzecz pospolitej walki.

Ale też jakoś nie wyobrażam sobie
 zdań:
Ujrzał pospolitą walkę; Ujrzał walkę.
W sensie: słowo "walka" jest pospolite Wink

(14-04-2018, 19:30)Kotkovsky napisał(a):
Cytat:Zewsząd nadciągali ubrani na czarno, zamaskowani bandyci, dzierżący miecze i topory.

Zewsząd nadciągali ubrani na czarno, zamaskowani bandyci,   dzierżąc miecze, topory.

[i]Uwzględniając całą scenę bitwy, wszystkie tworzące ją zdania to ostatni przecinek zamiast "i" zdynamizowałby chyba tempo akcji?[/i]
Można spróbować.

(14-04-2018, 19:30)Kotkovsky napisał(a):
Jesteś pewien że drugiego rozdziału nie przerabialiśmy? Na pewno w pierwszym poście, który Tobie napisałem wytykałem Ci żartobliwie "multi kulti" w nazewnictwie, jak i wprowadzanie nazw, które wg. mnie kojarzą się powszechnie ze współczesnością. Pamiętasz? Napewno zaś jeśli już jakiś rozdział przerabialiśmy to w całości a nie np. w 1/4, lub 3/4. Jesśi już coś pomijałem milczeniem to uznałem że nie trzeba w danym miejscu nanosić poprawek. 
A chyba, że tak.
To jak teraz zrobimy? Wracamy jeszcze do jakichś rozdziałów z zakresu 1-15, czy rozkminiać już 16-ty?
Odpowiedz
#19
Cytat:To jak teraz zrobimy? Wracamy jeszcze do jakichś rozdziałów z zakresu 1-15, czy rozkminiać już 16-ty?

   A mógłbyś jeszcze raz sprawdzić dokładniej wszystkie korekty dotyczące pierwszych rozdziałów? Do rozdziału poświęconego spotkaniu Arkusa i Christiana ze zbójami przed ze sceną z wilkami. Bo rozdziały 2 i 3 omawialiśmy chyba głównie pod kątem nazewnictwa. Poza tym wszystkie pozostałe rozdziały, także 5, oraz 9 -13 też przecież omawialiśmy???
   Mógłbyś też jeszcze raz pokazać pierwszą połowę rozdziału 1, którą ukryłeś? Mam coś dla Ciebie a łatwiej będzie mi to opisać, gdy przypomnę sobie dokładniej o co chodziło.


Cytat:Jeśli uda się w czytelniku rozbudzić sympatię do stworzonego bohatera to jest niewątpliwie sukces.

Ciekawe jak przekonująco udowodnisz to że później go wskrzesiłeś. Wink
Odpowiedz
#20
(22-04-2018, 15:38)Kotkovsky napisał(a):
Cytat:Jeśli uda się w czytelniku rozbudzić sympatię do stworzonego bohatera to jest niewątpliwie sukces.

Ciekawe jak przekonująco udowodnisz to że później go wskrzesiłeś. Wink
Jest o tym w "spowiedzi giermka" Wink

(22-04-2018, 15:38)Kotkovsky napisał(a):
Cytat:To jak teraz zrobimy? Wracamy jeszcze do jakichś rozdziałów z zakresu 1-15, czy rozkminiać już 16-ty?

   A mógłbyś jeszcze raz sprawdzić dokładniej wszystkie korekty dotyczące pierwszych rozdziałów? Do rozdziału poświęconego spotkaniu Arkusa i Christiana ze zbójami przed ze sceną z wilkami. Bo rozdziały 2 i 3 omawialiśmy chyba głównie pod kątem nazewnictwa. Poza tym wszystkie pozostałe rozdziały, także 5, oraz 9 -13 też przecież omawialiśmy???
   Mógłbyś też jeszcze raz pokazać pierwszą połowę rozdziału 1, którą ukryłeś? Mam coś dla Ciebie a łatwiej będzie mi to opisać, gdy przypomnę sobie dokładniej o co chodziło.
Streszczenie i wyniki dokładnego przeglądu przesłałem na priv.
Odpowiedz
#21
Już jestem. Smile Przepraszam za długą nieobecność tutaj. O co mi chodziło? Rzecz dotyczyła tekstu piosenki w tym rozdziale. Konkretniej, o ile dobrze pamiętam tego czy można łączyć w literaturze (jakiejkolwiek natury) opis wewnętrznego stanu danej osoby z opisem przyrody. Bodajże wyraziłeś tutaj sceptycyzm, lub zdanie o własnym braku takich umiejętności? Cóż, nie od razu Kraków zbudowano.
Moim zdaniem dobrym przykładem, na którym możesz się wzorować jest twórczość Staffa. On po prostu umiał łączyć w/w opisy! Oto wybrane tego typu przykłady z pośród wielu innych, jakie pozostawił po sobie:


RZEŹBIARZ

Mistrz uczuł w swojej prsi dech nieskończoności
Potężny jak ocean, gdy się pianą zwełni.
Chciał wyrzucić z swej głębi moc życiowej pełni,
Której orkan wezbranej potęgi zazdrości.

I w głazie dłonie jego młodzieńca wykuły,
Który ludzi miał uczyć zwycięstw, dumy, chwały!
Posągu człon drgał każdy siłą napęczniały,
Szałem nadmiaru grały w nim wszystkie muskuły.

A ten, co pierwszy ujrzał boskość w mistrza tworze,
Padł na twarz, zatrwożony, szepcąc ciche modły:
„W proch przed tobą mocarze niech padną najpierwsi!"

Mistrz zmarszczył brwi, odtrącił zgiętego w pokorze
I widząc, jak moc rzuca siew słabości podłej,
Młotem strzaskał posągu granitowe prsi!...



LIST Z JESIENI


Czekam listu od ciebie... Tam Południa słońce
I morze mówi z tobą... U mnie długa słota,
Samotność, jesień, chmury i drzewa wiednące...
Dziś pogoda... lecz słońce chore — jak tęsknota...

Nim wyślesz, włóż list w trawę woinną albo w kwiaty,
Bo tu żadne nie kwitną już... Niech go przepoi
Spokój, woń słońca, szczęście twej bliży i szaty -
Albo go noś godzinę w fałdach sukni swojej...

A papier niechaj będzie niebieski... Bo moze
Znów przyjdą chmury szare, smutne, znów na dworze
Słota łkać będzie, kiedy list przyjdzie od ciebie;

Skarzyć się będą drzewa, co więdną i mokną
A ja, samotny, może znów będę przez okno
Patrzał za małym skrawkiem błękitu na niebie...


NA RUINIE

Woda wiedziała więcej o nas niż my sami:
Że to ostatnia nasza schadzka pod drzewami
Wysokimi nad rzeką, która w wolnym biegu
Fal odbijała nasze postacie na brzegu,
Siedzące w ostatniego słońca bladym blysku
Na chwastami obrosłym swiątyni zwalisku.
W głębokim bezprzeczuciu słuchaliśmy w ciszy
Szumu drzew, w którym dusza zadumana słyszy,
Za czyrn tęskni, jak w chmurach plynqcych wysoko
Wszystkich kształtów dopatrzy się marzące oko.
Lecz woda znała przyszłość, jawiąc nam rozlewne
Odbicia nasze, zmienne i chwili niepewne,
Zwierciedląc usta nasze w swej ciemnej głębinie,
Złączone w pocałunku pierwszym na ruinie.
Odpowiedz
#22
(03-06-2018, 19:18)Kotkovsky napisał(a): Już jestem. Smile Przepraszam za długą nieobecność tutaj. O co mi chodziło? Rzecz dotyczyła tekstu piosenki w tym rozdziale. Konkretniej, o ile dobrze pamiętam tego czy można łączyć w literaturze (jakiejkolwiek natury) opis wewnętrznego stanu danej osoby z opisem przyrody. Bodajże wyraziłeś tutaj sceptycyzm, lub zdanie o własnym braku takich umiejętności? Cóż, nie od razu Kraków zbudowano.
Z tego co pamiętam, to chodziło chyba o techniczne opisywanie muzyki: niskie tony, skoczne dźwięki etc.
Odpowiedz
#23
Przyznam, już nie pamiętam. Możliwe też że chodziło o to, o czym napisałem i zarazem o to o czym ty piszesz teraz. Ale w ostateczności odnosiło się to chyba do tego, co dzieje się w ludzkim wnętrzu, świecie ludzkich uczuć, emocji, myśli.
Odpowiedz
#24
(13-06-2018, 19:12)Kotkovsky napisał(a): Przyznam, już nie pamiętam. Możliwe też że chodziło o to, o czym napisałem i zarazem o to o czym ty piszesz teraz. Ale w ostateczności odnosiło się to chyba do tego, co dzieje się w ludzkim wnętrzu, świecie ludzkich uczuć, emocji, myśli.

W "Szepcie" dosyć często daję wgląd w wewnętrzne przeżycia postaci. Czasami są całe akapity ich przemyśleń i rozterek Wink
Odpowiedz
#25
Cytat:W "Szepcie" dosyć często daję wgląd w wewnętrzne przeżycia postaci. Czasami są całe akapity ich przemyśleń i rozterek [Obrazek: wink.gif]

Wnioskuję że odnośnie samego opisu sceny śpiewu i muzyki w karczmie chodziło chyba jednak o przeżycia wewnętrzne i muzykę zarazem. Możesz zresztą sam to sprawdzić, także po własnych dawnych wypowiedziach.
O ile też jesteś zainteresowany mam chyba dla Ciebie kolejny db. przykład wiersza. Tym razem muzyczny.
Odpowiedz
#26
1. Po deszczowych dniach miesiąca Nenegar nastał upalny Szariwar. Skąpane w słońcu zielone łąki i wzgórza Likarii sprawiały wrażenie krainy harmonii i wiecznej szczęśliwości (...wrażenie Arkadii?? - tylko nam jeszcze tutaj brakuje sieci sklepów; no chyba że wyjśsnisz w przypisie, bo chyba mało kto zna pierwotne znaczenie tej nazwy Wink ). Wśród szerokich rozlewisk delty Vermissy, w mieście Essen, życie (życie w Essen) toczyło się dość leniwie. Hodowcy winorośli doglądali upraw na wzgórzach otaczających deltę. Jedynymi interesującymi wydarzeniami były wizyty zagranicznych statków kupieckich w miejscowym porcie./ - (tu może myślnik i rozszerzenie zdania, lub nw. zdanie?) przybywały aż z zagranicy! Na trawiastym wzgórzu (wzniesieniu/ pagórze/ pagórku) za miastem, przed rodową rezydencją Galileich siedziało dwóch starszych mężczyzn. Jeden z nich miał długą, siwą brodę, drugi starannie ogolony, był trochę niższy od gospodarza.
– No to powiedz stary przyjacielu, co tam słychać w stolicy? – Likarius Galilei podał rozmówcy pełny kielich słodkiego wina.
– Nastały ciężkie czasy – westchnął profesor Rotoi. – O ile tu, wybacz, na prowincji możecie jeszcze sycić się pozorami spokoju, to w stolicy narasta napięcie.
Likarius rozsiadł się wygodniej w wiklinowym fotelu gładząc bujną brodę. Drewniana altana porośnięta bujnymi pędami winorośli chroniła ich głowy (osłaniała) przed ostrym słońcem.
– Cóż to zaprząta uwagę Beresteczka? Czyżby sytuacja w Kreonii?
– Nie tylko, choć to nasze największe zmartwienie. – Rotoi delikatnie upił trochę (łyk) wina (trunku). – Już od jesieni płoną tam stosy, a na nich wszyscy parający się magią, bądź tylko w imię doraźnych politycznych interesów o to oskarżeni.
– Słyszałem, że ta zionąca żądzą mordu organizacja ma poparcie Wielkiego Patriarchy z Rhynn.
– W rzeczy samej. A wydawał mi się rozsądnym człowiekiem. – Rotoi zamyślił się patrząc jak trunek skrzy się w kielichu.
– Myślisz, że zbliża się wojna?
– Gorzej przyjacielu. – Profesor podrapał się po łysiejącej głowie otoczonej diademem siwych włosów (podrapał sie po łysinie okolonej siwym włosem).
Likarius uniósł brwi w geście zdziwienia.
– Inkwizycja chce rozszerzyć działalność na nasz kraj. Amiriańska mniejszość rośnie w siłę i ma w naszym Senacie kilku wpływowych przedstawicieli.
– Ale niby jak chcieliby wtargnąć do nas bez wojny? – Możliwość taka wydała się Likariusowi nieprawdopodobna.
– Może w to nie uwierzysz, ale amirianici uwiedli swoją retoryką wielu prawomyślnych senatorów, a nawet część mieszczaństwa i pospólstwa (z/ wespół z pospółstwem).
– Niemożliwe! – Likarius uderzył pięścią w stół. Zreflektował się zrazu widząc poważną twarz profesora. – Przepraszam, ale jak mogło do tego dojść?
– Widzisz mój drogi, Likaria widziana z perspektywy Essen jest prostsza. Niestety rzeczywistość jest o wiele bardziej złożona. Przywódcy Inkwizycji nie są głupimi fanatykami – Rotoi wziął głębszy oddech – na nasze nieszczęście. Nie wszczęli prześladowań religijnych. Wyznawcy innych religii padają ofiarą, o ile parają się magią albo z innych względów są niewygodni. Wiesz, że zanim zaczęło się to szaleństwo, Kreonia i tak nie była spokojna, a napaści opryszków władających pewnymi aspektami Sztuki były na porządku dziennym. Inkwizycja powstała i przejęła władzę pod hasłami zaprowadzenia porządku. Może to wydawać się dziwne, ale nawet niektórzy, dla nich pogańscy kapłani poparli Inkwizycję. A w ich najwyższej radzie zasiada jeden kapłan boskiego ognia.
– A więc nie walczą z innymi bogami tylko z magią? – Niebieskie oczy Likariusa lśniły w jasnej twarzy otoczonej siwymi włosami (siwizną) jak dwa szafiry leżące w (wśród) śniegu.
– Tak i dlatego część naszych senatorów i naszego społeczeństwa nie widzi w nich zagrożenia. – W głosie profesora słychać było strapienie.
– A co na to Arcykapłan Beresteczka? – Likarius był pewien, że najwyższy duchowny rodzimych kultów nie dał się porwać temu szaleństwu.
– Milczy – powiedział krótko Rotoi. Po chwili dodał: – Dasz wiarę, że niektórzy z naszych duchownych, aż palą się do stawiania stosów? Choć trzeba dla przeciwwagi przyznać, że są i tacy, którzy publicznie potępiają Inkwizycję, nawet wśród samych amirianitów. – Rotoi oddał sprawiedliwość stanowi kapłańskiemu, który tylko nosił pozory jednolitości.
Obaj pogrążyli się w zamyśleniu.
– A gdzie twój pierworodny (twa latorośl - to nada żartobliwy ton przyjacielskiej rozmowie)? – Profesor Rotoi przerwał milczenie, zmieniając temat.
– Arkus? A pewnie razem z Christianem grasują gdzieś na wzgórzach za miastem.
– Cieszy się z wyjazdu na studia do Beresteczka? – spytał profesor Rotoi, który był jednocześnie ministrem handlu i rektorem Uniwersytetu Beresteckiego (minister handlu i rektor w jednej osobie/ zarazem).
– Tak, cieszy się – odpowiedział Likarius zdając sobie sprawę, że tak naprawdę nie wie, co o wyjeździe myśli jego syn. Od śmierci matki ich kontakt znacznie osłabł.

Likaria wzięła swą nazwę od imienia jej pierwszego władcy? A "ten Likarius" to jej potomek i nawet o tym nie wie? Wink
Odpowiedz
#27
Dzisiaj dopiero zauważyłem, że pojawił się tutaj nowy post.
No ładnie, mam prawie 2 miesięczne opóźnienie Big Grin
Przepraszam za gapiostwo. Postaram się dzisiaj lub jutro odpowiedzieć.
Odpowiedz
#28
(01-07-2018, 11:01)Kotkovsky napisał(a): 1. Po deszczowych dniach miesiąca Nenegar nastał upalny Szariwar. Skąpane w słońcu zielone łąki i wzgórza Likarii sprawiały wrażenie krainy harmonii i wiecznej szczęśliwości (...wrażenie Arkadii?? - tylko nam jeszcze tutaj brakuje sieci sklepów; no chyba że wyjśsnisz w przypisie, bo chyba mało kto zna pierwotne znaczenie tej nazwy Wink ). 
Likarii- Arkadii - za dużo było by tych "iiii" Wink


(01-07-2018, 11:01)Kotkovsky napisał(a): Likarius rozsiadł się wygodniej w wiklinowym fotelu gładząc bujną brodę. Drewniana altana porośnięta bujnymi pędami winorośli chroniła ich głowy (osłaniała) przed ostrym słońcem.
Dobra propozycja, kupuję Smile

(01-07-2018, 11:01)Kotkovsky napisał(a): – Może w to nie uwierzysz, ale amirianici uwiedli swoją retoryką wielu prawomyślnych senatorów, a nawet część mieszczaństwa i pospólstwa (z/ wespół z pospółstwem).

(...)

– A więc nie walczą z innymi bogami tylko z magią? – Niebieskie oczy Likariusa lśniły w jasnej twarzy otoczonej siwymi włosami (siwizną) jak dwa szafiry leżące w (wśród) śniegu.
Też dobre.

(01-07-2018, 11:01)Kotkovsky napisał(a): – A gdzie twój pierworodny (twa latorośl - to nada żartobliwy ton przyjacielskiej rozmowie)? – Profesor Rotoi przerwał milczenie, zmieniając temat.
Dobre, dobre. Czujesz klimat Smile

(01-07-2018, 11:01)Kotkovsky napisał(a): Likaria wzięła swą nazwę od imienia jej pierwszego władcy? A "ten Likarius" to jej potomek i nawet o tym nie wie? Wink
W zasadzie to w drugą stronę. Imię wzięło się od nazwy kraju, podobnie jak Teresa (co oznacza mieszkankę wyspy Thera - czyli obecnego Santorynu).

Dziękuję bardzo za poświęcony czas i cenne uwagi.

Pozdrawiam Smile
Odpowiedz
#29
tekst źródłowy do dalszej analizy (rozdział II, część 2 i 3):

2. Christian padł w trawę ciężko dysząc. Koszula przylepiła mu się do mokrych od potu pleców. Wypuścił z ręki drewniany miecz.
– Jeszcze raz – wysapał stojący nad nim Arkus.
– Nie, już nie dam rady – zaprotestował Christian łapiąc oddech po każdym słowie.
Arkus stał nad nim jeszcze chwilę, po czym legł obok w soczyście zieloną trawę. Wpatrywali się w błękitne niebo, po którym przesuwały się samotne baranki.
– Musimy dużo ćwiczyć, żeby zostać rycerzami. – Arkus uniósł się na łokciach patrząc na przyjaciela.
– Ja i tak nie zostanę rycerzem.
– Dlaczego? – zapytał Arkus.
– Ty chodzisz na lekcje fechtunku, a mój ojciec uważa, że to strata czasu.
– Dlatego ćwiczymy, pokazuję ci wszystko czego się uczę. – Arkus zdjął przez głowę koszulę. Słońce szybko wysuszyło jego mokre od potu ciało.
– Ale i tak nie będę rycerzem – powtórzył Christian.
Arkus znowu spojrzał na niego pytająco.
– Ojciec nigdy by mi na to nie pozwolił, mam zostać hodowcą winorośli, handlarzem winem jak on. Zresztą i tak mieszczanin nie może być rycerzem – przypomniał niemal z nutką rozczarowania ocierając usta wierzchem dłoni. Na wargach został mu słonawy posmak.
Christian dotknął czułej różnicy pomiędzy nimi. On był synem dorabiającego się na winie mieszczanina, którego rodzice byli biednymi chłopami z podesseńskiej wsi; Arkus szlachcicem od pokoleń, którego rodzina wytwarza znane w całym regionie wino. Mimo, że ich przyjaźń była bardzo silna, gdzieś wisiała nad nimi ta różnica pochodzenia – jak jakieś fatum. Arkus zresztą nie lubił wracać do tej kwestii, dlatego tę uwagę pominął milczeniem. W końcu po chwili zastanowienia rzekł:
– Kto się na polu bitwy wykaże odwagą, tego król może pasować od razu. – Arkus wstał podnosząc drewniany miecz.
– Tak, ale po studiach wolałbym być urzędnikiem na dworze, więc i tak chyba nie będę rycerzem.
– Będziesz czy nie, umiejętność posługiwania się mieczem na pewno ci się przyda. No dalej, jeszcze raz. – Arkus pociągnął przyjaciela za rękę.
– No dobrze. – Christian niechętnie poddał się jego woli.
23 Szariwar
3. Rezydencja Galileich zwykle była bardzo spokojnym miejscem, a wręcz, jak uważał Arkus, nudnym. Tym razem z okazji wizyty profesora Rotoi ożywiła się za sprawą uwijającej się służby, która gruntownie wysprzątała i przyozdobiła wszystkie komnaty i korytarze. Arkus wolał spędzać czas poza rezydencją. Często wykradał się z Christianem do esseńskich karczm i na wiejskie zabawy. Likariusowi nie podobało się to zbytnio, ale nie wypominał tego synowi. Zdawał sobie sprawę, że jego pierworodny chadza własnymi ścieżkami. Zresztą wystarczająco było zajęcia z młodszym rodzeństwem Arkusa – dwoma braćmi i trzema siostrami. Chociaż całą piątką zajmowały się niańki i prywatni nauczyciele, jak to było w zwyczaju na bogatych szlacheckich dworach, Likarius wolał osobiście doglądać wychowywania swoich latorośli.
 
Uroczysta uczta rozpoczęła się. Na szczycie stołu zasiadł gospodarz – Likarius Galilei. Naprzeciwko honorowy gość – profesor Rotoi. Po prawicy gospodarza najznamienitsze osobistości Essen – Starosta miasta z małżonką, Wyższy Kapłan Arveny, kilku szlachciców i mieszczan spod znaku winorośli. Wśród tych ostatnich znalazł się ojciec Christiana wraz z synem. Po lewej wszystkie dzieci Likariusa, a także kapitan Straży Miejskiej Essen z żoną. Dwóch paziów uzupełniało kielichy gości, a służba wnosiła kolejne potrawy. Na stole zagościła zupa warzywna podbita kaszą, wędzone ryby, pieczone mięso przepiórcze, kosze jabłek i gruszek, winogrona i figi na srebrnych i cynowych półmiskach. Każdy z gości mógł wybrać pomiędzy trzema rodzajami sosów do mięsa stojących na stole w małych dzbankach z barwionego szkła. Do picia – wino, miód, maślanka i mleko. Na deser kilka rodzajów ciast. Nie mogło też zabraknąć małych marynowanych cebulek – przysmaku dworu Galileich. Rozmowy zdominowały bieżące problemy miasta i przygotowania do Festiwalu Arveny. Gdy główne dania zostały skonsumowane, do jadalni wprowadzono muzyków, którzy umilali proces trawienia zebranym. Na zakończenie występów wykonali jedną z bardziej znanych beresteckich pieśni – Pieśń Uzurpatora:
 
Dzielny rycerz, rosły Boragus królom służył
Imię jego odwagą i honorem brzmiało
Gdy się tą służbą wielce utrudził i znużył
Pragnienie władać tronem w nim zamieszkało
 
Ziele wrzuciła w płomienie wiedźma stara
Wzięła miecz z czaszką smoka w rękojeści
Gdy za usługę dał jej srebrnego denara
Szeptając oznajmiła mu takowe wieści:
 
„Nadejdzie twój wielki dzień w pełni księżyca
I sam na swe skronie włożysz złotą koronę
Gdy strzaskana zostanie książąt potylica
I wszystkich co mogliby wziąć ich w obronę”
 
Niedługo wzeszła twarz księżyca pozłacana
Tego dnia wielka bitwa wielu uciszyła
Ostrym toporem czaszka króla rozpłatana
Złoty tron królestwa nagle opustoszyła
 
Na tę chwilę czekał smoczy miecz Boragusa
Sześciu monarchy synów na jednym kamieniu
Zginęło z  ręki zdradzieckiego sługusa
Co potem poddawał lud wielkiemu cierpieniu
 
Aż powstał Ethelred i mu rzucił wyzwanie
A zdrajca Boragus z furią nań uderzył
W dniu gdy wypadło ich bitewne spotkanie
Niewiele brakło, by go Ethelred nie przeżył
 
Lecz dzięki swemu sprytowi życie ocalił
Na koniec w pojedynku ubił potwora
Którego zwłoki lud śpiesznie na rynku spalił
Tak kończąc los Boragusa Uzurpatora BŁYSK DIALOGI
 
– Piękna pieśń – westchnął profesor Rotoi, gdy umilkły jej ostatnie dźwięki. – Opowiada historię Likarii.
– To wydarzyło się naprawdę? – zaciekawił się Christian.
– Tak młodzieńcze – powiedział bardzo poważnie Rotoi. – To historia sprzed ponad stu lat. Gdy król Likarii, Snofru Długoręki, zginął w bitwie, jego marszałek zamordował sześciu małoletnich książąt i obwołał się królem. Rozpętał też prześladowania zwolenników dynastii.
– Ale Ethelred go pokonał?
– Tak, ale zanim to zrobił musiał wydostać się z wielu zasadzek. Boragus chciał go zabić, bo był bratankiem króla Snofru i naturalnym następcą tronu. W końcu Ethelred w uczciwym pojedynku zabił uzurpatora.
– I co było dalej? – dopytywał z rosnącym zaciekawieniem Christian. Pytał w zasadzie za dwóch. Wyraz twarzy Arkusa również zdradzał wielkie zainteresowanie, jak zresztą wszystkim, co związane było z królami, rycerzami i bitwami.
– Lud obwołał go królem. Ethelred to dziadek miłościwie nam panującego króla Conoriusa.
– Tak, nasz wspaniały król Conorius – rzekł kapitan Straży włączając się do rozmowy. – On sam jak i jego ojciec, i dziadek byli wielkimi wojownikami.
Twarze Arkusa i Christiana wyrażały zachwyt opowieścią profesora. Wyglądali jak małe dzieci słuchające barwnych historii na dobranoc opowiadanych przez piastunki.
– A co się stało z mieczem? – zapytała korzystając z okazji pochodząca z Beresteczka żona starosty. Dobrze znała tę pieśń i zawsze ją to intrygowało. A tak uczona osoba jak profesor Rotoi mogła zaspokoić jej ciekawość.
– Miecz zyskał miano Zabójcy Książąt. Była to piękna klinga z czarnego żelaza, którego głowicę rękojeści stanowiła stylizowana czaszka smoka. Nie wiadomo co się z nią stało po śmierci Boragusa. Podobno Ethelred kazał miecz połamać i przetopić.
– Istnieje też możliwość – do rozmowy włączył się kapłan – że król Ethelred urzeczony pięknem tego narzędzia zbrodni zaniechał jego zniszczenia i przekazał w depozyt Świątyni Pana Światła. Niestety zaginął on w czasie wielkich niepokojów w początkach panowania króla Conoriusa.
Arkus uśmiechał się patrząc na siedzącego naprzeciwko kapłana. Jego biała szata nie była praktyczna przy ucztowaniu. Rękawy nosiły ślady jasnobrązowego sosu do mięsa, a na wysokości piersi w biały materiał wpiło się kilka kropel wina. Arkus tylko czekał kiedy zamaszyście gestykulujący podczas rozmowy duchowny przewróci na siebie kielich z winem, koło którego niebezpiecznie blisko łopotał, jak żagiel handlowego statku, biały rękaw jego szaty.
– To prawda – przyznał Rotoi – tak też mogło być. Jakkolwiek dziś nikt nie wie gdzie znajduje się miecz i czy w ogóle jeszcze istnieje.
– Wtedy robiono wspaniałe ostrza, nie to co ostatnio sprowadzono z Kurgan. – Kapitan po tych słowach wrzucił do ust lśniące winogrono.
– Mówisz o tych mieczach dla Straży kapitanie? – podchwycił temat Likarius Galilei.
– Tak, nie minęło pół roku, a rękojeści zaczęły rdzewieć i się rozpadać – mówił z dezaprobatą kapitan.
– To czemu nie zakupiono dla straży likaryjskich wyrobów? – Profesor Rotoi zainteresował się miejscowym problemem.
Kapitan spojrzał wymownie na starostę. Ten zmieszał się, nagle sobie uświadamiając, że większość biesiadników utkwiła w nim wzrok.
– Były tańsze – powiedział ściszonym głosem starosta – ale to nie oznacza, że miały prawo się rozpaść – dodał zaraz, odzyskując powoli pewność siebie. – Po prostu zostaliśmy oszukani. Kupiec, który je dostarczył został obciążony kosztem wymiany uzbrojenia.
– I tak po prostu zaakceptował karę? – zapytał z subtelnym uśmiechem profesor, który jako minister handlu dostrzegł pewną nieścisłość w wypowiedzi starosty.
– Rzeczywiście profesorze. Wyraziłem się, jakby problem został już załatwiony – sprostował Starosta. – Kupiec ten odwołał się do arbitrażu książęcego, powołując się na przepisy handlowe. Czekamy na orzeczenie, ale nie wątpimy, że będzie korzystne dla miasta. – Starosta mówił z rosnącą pewnością siebie.
– Oczywiście kochany. – Żona starosty pogładził go po ramieniu. – Ale w dzisiejszy wieczór powinny naszą uwagę przykuwać przyjemniejsze rzeczy. Lordzie Galilei – zwróciła się do gospodarza – czy moglibyśmy jeszcze usłyszeć jakąś balladę?
– Oczywiście. – Gospodarz uśmiechnął się szeroko, po czym skinął na majordomusa. Ten poszedł po muzyków do bocznej sali, gdzie posilali się po występie. Szybko przegryźli ostatnie kęsy i wzięli do ręki instrumenty. Granie na tak zacnym dworze było nie tylko zaszczytem, ale i niecodziennym zarobkiem, i wiązało się ze spełnianiem każdego muzycznego życzenia gospodarza. Zaraz więc jadalnię rezydencji znów wypełniła muzyka i dźwięczny śpiew.

PS: Przygotowuje nowe "wydanie" internetowe Szeptu Gromu, z grafikami, dodatkami i innymi bajerami Wink

Pozdrawiam
Odpowiedz
#30
Cytat:Wśród szerokich rozlewisk delty Vermissy...

Może nie warto skreślać sł. "rozlewisk", ale ono i delta kojarzą się z poprzednim.


Cytat:
Cytat:Kotkovsky napisał(a): Likarius rozsiadł się wygodniej w wiklinowym fotelu gładząc bujną brodę. Drewniana altana porośnięta bujnymi pędami winorośli chroniła ich głowy (osłaniała) przed ostrym słońcem.
Dobra propozycja, kupuję [Obrazek: smile.gif]

A jakiej używają waluty w Likarii? Wink

1. Po deszczowych dniach miesiąca Nenegar nastał upalny Szariwar. Skąpane w słońcu zielone łąki i wzgórza Likarii sprawiały wrażenie krainy harmonii i wiecznej szczęśliwości (...wrażenie Arkadii?? - tylko nam jeszcze tutaj brakuje sieci sklepów; no chyba że wyjśsnisz w przypisie, bo chyba mało kto zna pierwotne znaczenie tej nazwy Wink ). Wśród szerokich rozlewisk delty Vermissy, w mieście Essen, życie (życie w Essen) toczyło się dość leniwie. Hodowcy winorośli doglądali upraw na wzgórzach otaczających deltę. Jedynymi interesującymi wydarzeniami były wizyty zagranicznych statków kupieckich w miejscowym porcie./ - (tu może myślnik i rozszerzenie zdania, lub nw. zdanie?) przybywały aż z zagranicy! Na trawiastym wzgórzu (wzniesieniu/ pagórze/ pagórku) za miastem, przed rodową rezydencją Galileich siedziało dwóch starszych mężczyzn. Jeden z nich miał długą, siwą brodę, drugi starannie ogolony, był trochę niższy od gospodarza.
– No to powiedz stary przyjacielu, co tam słychać w stolicy? – Likarius Galilei podał rozmówcy pełny kielich słodkiego wina.
– Nastały ciężkie czasy – westchnął profesor Rotoi. – O ile tu, wybacz, na prowincji możecie jeszcze sycić się pozorami spokoju, to w stolicy narasta napięcie.
Likarius rozsiadł się wygodniej w wiklinowym fotelu gładząc bujną brodę. Drewniana altana porośnięta bujnymi pędami winorośli chroniła ich głowy (osłaniała) przed ostrym słońcem.
– Cóż to zaprząta uwagę Beresteczka? Czyżby sytuacja w Kreonii?
– Nie tylko, choć to nasze największe zmartwienie. – Rotoi delikatnie upił trochę (łyk) wina (trunku). – Już od jesieni płoną tam stosy, a na nich wszyscy parający się magią, bądź tylko w imię doraźnych politycznych interesów o to oskarżeni.
– Słyszałem, że ta zionąca żądzą mordu organizacja ma poparcie Wielkiego Patriarchy z Rhynn.
– W rzeczy samej. A wydawał mi się rozsądnym człowiekiem. – Rotoi zamyślił się patrząc jak trunek skrzy się w kielichu.
– Myślisz, że zbliża się wojna?
– Gorzej przyjacielu. – Profesor podrapał się po łysiejącej głowie otoczonej diademem siwych włosów (podrapał sie po łysinie okolonej siwym włosem).
Likarius uniósł brwi w geście zdziwienia.
– Inkwizycja chce rozszerzyć działalność na nasz kraj. Amiriańska mniejszość rośnie w siłę i ma w naszym Senacie kilku wpływowych przedstawicieli.
– Ale niby jak chcieliby wtargnąć do nas bez wojny? – Możliwość taka wydała się Likariusowi nieprawdopodobna.
– Może w to nie uwierzysz, ale amirianici uwiedli swoją retoryką wielu prawomyślnych senatorów, a nawet część mieszczaństwa i pospólstwa (z/ wespół z pospółstwem).
– Niemożliwe! – Likarius uderzył pięścią w stół. Zreflektował się zrazu widząc poważną twarz profesora. – Przepraszam, ale jak mogło do tego dojść?
– Widzisz mój drogi, Likaria widziana z perspektywy Essen jest prostsza. Niestety rzeczywistość jest o wiele bardziej złożona. Przywódcy Inkwizycji nie są głupimi fanatykami – Rotoi wziął głębszy oddech – na nasze nieszczęście. Nie wszczęli prześladowań religijnych. Wyznawcy innych religii padają ofiarą, o ile parają się magią albo z innych względów są niewygodni. Wiesz, że zanim zaczęło się to szaleństwo, Kreonia i tak nie była spokojna, a napaści opryszków władających pewnymi aspektami Sztuki były na porządku dziennym. Inkwizycja powstała i przejęła władzę pod hasłami zaprowadzenia porządku. Może to wydawać się dziwne, ale nawet niektórzy, dla nich pogańscy kapłani poparli Inkwizycję. A w ich najwyższej radzie zasiada jeden kapłan boskiego ognia.
– A więc nie walczą z innymi bogami tylko z magią? – Niebieskie oczy Likariusa lśniły w jasnej twarzy otoczonej siwymi włosami (siwizną) jak dwa szafiry leżące w (wśród) śniegu.
– Tak i dlatego część naszych senatorów i naszego społeczeństwa nie widzi w nich zagrożenia. – W głosie profesora słychać było strapienie.
– A co na to Arcykapłan Beresteczka? – Likarius był pewien, że najwyższy duchowny rodzimych kultów nie dał się porwać temu szaleństwu.
– Milczy – powiedział krótko Rotoi. Po chwili dodał: – Dasz wiarę, że niektórzy z naszych duchownych, aż palą się do stawiania stosów? Choć trzeba dla przeciwwagi przyznać, że są i tacy, którzy publicznie potępiają Inkwizycję, nawet wśród samych amirianitów. – Rotoi oddał sprawiedliwość stanowi kapłańskiemu, który tylko nosił pozory jednolitości.
Obaj pogrążyli się w zamyśleniu.
– A gdzie twój pierworodny (twa latorośl - to nada żartobliwy ton przyjacielskiej rozmowie)? – Profesor Rotoi przerwał milczenie, zmieniając temat.
– Arkus? A pewnie razem z Christianem grasują gdzieś na wzgórzach za miastem.
– Cieszy się z wyjazdu na studia do Beresteczka? – spytał profesor Rotoi, który był jednocześnie ministrem handlu i rektorem Uniwersytetu Beresteckiego (minister handlu i rektor w jednej osobie/ zarazem).
– Tak, cieszy się – odpowiedział Likarius zdając sobie sprawę, że tak naprawdę nie wie, co o wyjeździe myśli jego syn. Od śmierci matki ich kontakt znacznie osłabł.

Likaria wzięła swą nazwę od imienia jej pierwszego władcy? A "ten Likarius" to jej potomek i nawet o tym nie wie? Wink

2. Christian padł w trawę ciężko dysząc. Koszula przylepiła mu się do mokrych od potu (spoconych) pleców. Wypuścił z ręki drewniany miecz (Drewniany miecz wypadł mu z ręki).
– Jeszcze raz – wysapał stojący nad nim Arkus.
– Nie, już nie dam rady – zaprotestował Christian łapiąc oddech po każdym słowie.
Arkus stał nad nim jeszcze chwilę, po czym legł obok w soczyście zieloną (soczystą) trawę. Wpatrywali się w błękitne niebo (błękit nieba), po którym przesuwały się samotne baranki.
Sympatyczne, zgodne z faktem określenie  acz pasujące raczej do bajki. Może skłębione, kłębiące się chmury, lub zwyczajniej obłoki, obłoczki? Smile
– Musimy dużo ćwiczyć, żeby zostać rycerzami. – Arkus uniósł się na łokciach patrząc na przyjaciela.
– Ja i tak nie zostanę rycerzem.
– Dlaczego? – zapytał Arkus.
– Ty chodzisz na lekcje fechtunku, a mój ojciec uważa, że to strata czasu.
– Dlatego ćwiczymy, pokazuję ci wszystko czego się uczę. – Arkus zdjął przez głowę koszulę. Słońce szybko (wnet) wysuszyło jego mokre od potu ciało.
– Ale i tak nie będę rycerzem – powtórzył Christian.
Arkus znowu spojrzał na niego pytająco.
– Ojciec nigdy by mi na to nie pozwolił, (Tu może podział zdania? A jeśli nie to czuję że zamiast , wartoby raczej wstawić ; . Po to by jaśniej podzielić zdanie na dwa składnik. To z powodu dwóch czasowników jeden po drugim) mam zostać hodowcą winorośli (mam hodować winorośl) , handlarzem (handlować) winem jak on. Zresztą i tak mieszczanin nie może być rycerzem (wojować - za dużo tu "rycerzy" Wink ) – przypomniał niemal z nutką rozczarowania ocierając usta wierzchem dłoni. Na wargach pozostał mu słonawy posmak.
Christian dotknął czułej różnicy pomiędzy nimi. On był synem (On, syn...) dorabiającego się na winie mieszczanina, którego rodzice byli biednymi chłopami z podesseńskiej wsi; (A tu może podział zdania kropką?) Arkus był zaś szlachcicem od pokoleń (I Arkus,/ - szlachcic z dziada pradziada, którego (tak samo tu?) rodzina (- jego/ którego rodzina) wytwarzała znane w całym regionie (na cały region) wino. Mimo, że ich przyjaźń była bardzo silna, to jednak gdzieś wisiała nad nimi ta różnica pochodzenia – jak jakieś fatum (Łączyły ich jakże zażyła przyjaźń a mimo to wisiała nad nimi owa/ nieszczęsna różnica - stan urodzenia). Arkus zresztą nie lubił wracać do tej kwestii, dlatego tę uwagę pominął milczeniem (...dlatego zbył tę uwage milczeniem/ przemilczał był ją). W końcu (tu przecinek) po chwili zastanowienia rzekł:
– Kto się na polu bitwy wykaże odwagą, tego król może pasować od razu. – Arkus wstał podnosząc drewniany miecz (atrapę broni/ oręża).
– Tak, ale po studiach wolałbym być urzędnikiem na dworze, więc i tak chyba nie będę rycerzem (Zamiast "kolejnego rycerza" wstawiłbym może wielokropek, bo Arkus przerywa przyjacielowi ciut zniecierpliwony acz kierując się db. wolą Wink ).
– Będziesz czy nie, umiejętność posługiwania się mieczem na pewno ci się przyda. No dalej, jeszcze raz. – Arkus pociągnął przyjaciela za rękę.
No dobrze. – Christian niechętnie poddał się jego woli.
Ostatnie wypowiedź Christiana może być, ale równie dobrze może jej nie być - może nawet bez niej zakończenie rozdziału będzie ciut lepsze?
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości