Ocena wątku:
  • 3 głosów - średnia: 4
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Rozgrzesz mnie
#31
Sprawdziłem w słowniku. Rzeczywiście jest takie słowo , choć widzę je pierwszy raz. Zawsze można się czegoś nowego nauczyć Wink

Nigdy bym się nie domyślił, że to wiersz o masturbacji Big Grin

A merytorycznie co do komentarzy pod tekstem na ten temat:
masturbacja to nie alkoholizm, nie jest nałogiem choć może się nim stać (tak samo jak oglądanie porno, robienie zakupów czy sprawdzanie nowych postów na fejsie).
To "czynność autoerotyczna" jak to się ładnie po naukowemu nazywa Tongue

Czy jest grzechem?
Pismo nie poświęca tej tematyce ani jednego zdania. Uprzedzając, Onan został pokarany za stosunek przerywany a nie za masturbację Big Grin
Tak więc wszelkie etyczne oceny tego zjawiska to ekstrapolacje innych zasad.

Pozdrawiam
Odpowiedz
#32
Kolego ostatnia cząstka - czy chcesz, czy nie spada na ten tekst jak chorągiew na Zagłobę herosa ze Zbaraża - i czyni tak, że odbieram to jak pisałem.
Zmień to a tekst straci.
Odpowiedz
#33
(13-03-2018, 11:41)Polliter napisał(a): Rozgrzesz.
Spomiędzy palców nieczystych,
ze splotów warkoczy
okoliczności

nanizanych
jak paciorki przemykające,
jak łzy gipsowych dziewic,
w rękach mruczących modlitwy
i kiwających się sierot.

Rozgrzesz,
ześlij poczucie winy.
1. aby wzmocnić, trza by było zapętlić.

Ześlij 
poczucie winy,
żal. Rozgrzesz. 

-----------
żal, zwłaszcza w (mówiąc ogólnie) teologicznym ujęciu- niekoniecznie jest tożsamy z poczuciem winy. Poza tym pętla tu aż się prosi. 

2. coś tam w komentarzach pisał Gunnar o "onanizmie" i Onanie- ok, ale zważ waćpan na tzw kontekst dalszy, jeśłi mówimy o "autoerotyzmie, a raczej źródle nauki KRK. Od zaranie, opierając się na źródle biblijnym, erotyka ma prowadzić do poczęcia- inaczej--- nie powinno się zakłócać poczęcia. Stąd grzech Onana to  nie tyle stosunek przerywany (jak wynika z tekstu w [i]Rdz 38, 6-10), ale unikanie zapłodnienia po prostu. Etyczna, moralna ocena autoerotyzmu, wychodząca z gruntu i fundamentu biblijnego, wynika właśnie z samego unikania zapłodnienia. Można nawet topornie powiedzieć--- z samego marnowania nasienia. [/i]

 "Juda wziął dla swego pierworodnego syna, Era, żonę imieniem Tamar. Ponieważ Er, pierworodny syn Judy, był w oczach Pana zły, Pan zesłał na niego śmierć. Wtedy Juda rzekł do Onana: "Idź do żony twego brata i dopełnij z nią obowiązku szwagra, a tak sprawisz, że twój brat będzie miał potomstwo".  Onan wiedząc, że potomstwo nie będzie jego, ilekroć zbliżał się do żony swego brata, unikał zapłodnienia, aby nie dać potomstwa swemu bratu.  Złe było w oczach Pana to, co on czynił, i dlatego także zesłał na niego śmierć. " (Rdz 38, 6-10). 

 (tu ewentualne odniesienia do innych tłumaczeń żeby nie było, że tylko jedno. Poza tym, zważywszy że jest pewna trudność z przekładami, coś takiego, jak stosunek przerywany jest pojęciem współczesnym, nieznanym w czasach, w których redagowano Genesis.  Konkret pouczenia ma na celu zwrócenie uwagi na to, że współżycie ma prowadzić do poczęcia potomstwa. I uwaga- choć się to wydaje nieważne, to i samo niezastosowanie się do prawa lewiratu jest tu mocno podkreślone, a i zlekceważenie polecenia ojca,. Lewirat w tamtych czasach miał naprawdę istotne, praktyczne znaczenie- Kobieta nie pozostawała sama, była pod opieką innego mężczyzny, z rodziny. Onan zwyczajnie, znając prawo, które mówiło, że dziecko, które spłodzi z żoną brata, będzie traktowane jako dziecko jego brata, a nie jego, Onana, zwyczajnie... unikał dopełnienia obowiązku- wynikającego z samego prawa i polecenia ojca. Więzi rodzinne, ale i sojusze rodowe, związane małżęństwem dzieci, były bardzo istotne w tamtym czasie, a i długo potem.

Ba, w jakimś sensie--- już szerzej patrząc--- w kontekście "rozszerzonego lewiratu", albo lewiratu jako punktu wyjścia możemy spojrzeć na samo powierzenie przez Jezusa, już w Nowym Testamencie, z Krzyża, swej Maryi Janowi, prawdopodobnie, może i też dalekiemu krewnemu, co może pozwolić na szersze spojrzenie w określenie "umiłowany uczeń" , choć to akurat nierozstrzygnięte i nie do rozstrzygnięcia za pomocą źródłowego tekstu, więc samo zaprzyjaźnienie się, bardzo bliska relacja może być traktowana jak pokrewieństwo. Albo zwyczajnie. Matkę, ostatnią wolą, umierający oddaje pod opiekę temu, kto Mu najbliższy, komu najbardziej ufa. Tak, celowo tutaj nie wspominam o teologicznym, szerszym wyjaśnieniu Testamentu z Krzyża, a i podaję czysto ludzkie, w duchu tamtego czasu i kontekstu wyjaśnienie. Od razu powtarzam, że z braku krewnych--- gdyby byli blisko owi mityczni bracia rodzeni, a nie kuzyni- bo innych nazw na stopień pokrewieństwa hebrajski i aramejski nie miał niż brat- to nonsensem by było, gdyby nie innym, a Janowi powierzono samotną Matkę.  Czy Jan Ewangelista był krewnym dalekim Jezusa?  To, jak pisałem, nie jest powiedziane, rozstrzygnięte. Na pewno był jedyny zaufanym, najbliższym  w pobliżu, komu można było przekazać Matkę pod opiekę.  Ba, wspomniany Jakub, brat Pański, późniejszy święty, autor jednego z Listów, na pewno akurat w okresie działalności Jezusa był co najmniej w konflikcie z Nim. Inaczej, na pewno nie był Jego zwolennikiem, więc pewnie i tu trudno byłoby po ludzku myśleć o prośbie o opiekę nad Matką, w duchu solidarności rodzinnej, w duchu "lewiratu szerszym, bardzo rozszerzonym kontekstem pojmowanego.  Jakub, jak wynika z Listów Pawłowych,  dopiero po tym, gdy ukazał mu się Zmartwychwstały uwierzył i stał się Jakubem, znanym jako autor Listu i jedna z postaci z Dziejów Apostolskich)

Onan- po pierwsze nie wykonał polecenia ojca, nie wypełnił prawa lewiratu. Inna rzecz, że samo zbliżenie, patrząc w źródło biblijne, miało cel zapłodnienia. I w Biblii nie musiało być nic, Gunnarze, o autoerotyzmie, skoro samo "unikanie zapłodnienia było przekroczeniem Prawa. Idąc tym torem, wychodząc od Biblii jako podstawy moralnej, fundamentu-- każde celowe unikanie zapłodnienia jest nieczyste moralnie. Tak, nawet osławiony kalendarzyk nie jest metodą "antykoncepcyjną", ale ... metodą pomagającą "znaleźć najlepszy czas na poczęcie, na powstanie nowego życia". To tak na szybko.
To, jak na erotyzm,autoerotyzm patrzy człowiek z innym fundamentem etycznym, ideologicznym itp, to już inna rzecz. Jeśli jego spojrzenie na świat wychodzi z innego źródła, to i inna jest świadomość "dobra i zła" w indywidualnie traktowanych detalach. 

3.
Znowu do Pollitera. Tak naprawdę to ja tu w ogóle nic nie widzę o "autoerotyzmiie". Raczej to dopowiedzenia z "komentarzowej dyskusji" Więc jeśli miało być o "marszczeniu męskości", to ... warto jeszcze przysiąść nad tekstem. Tylko po co?  Raz- samo pisanie, tworzenie jest samogwałtem, bywa. I nic nowego tu, jak wiesz nie powiedziałem, bo wiele "w tym temacie" utworów powstało. Dwa? Ja to cały czas czytałem i czytać zamierzam jako wołanie o żal, poczucie winy wobec "etycznie/"wyznaniowo": grzechu-subiektywnie" nie-grzechu" w ogóle.  Spłycanie do jednego, swoją drogą dopiero w komentarzach "wydyskutiowanego" "konkretu" spłyca, a nawet pieprzy utwór i jego wymowę. Mówiąc wulgarnie- nawet Pegazowi marszcząc ogóra, zwanego koniem, skrzydeł lirycznych się nie rozłoży. Parsknie i się zwałaszy, albo skobyli--- jako kolejny dowód na płeć kulturową, czy inny gender. Ok, poniosło mnie (wiesz, Pegaz na gazie! Cool ).

Poważnie jednak o wiele lepiej, a poza tym szerzej wybrzmi utwór jako odniesienie, aluzja do jakiegokolwiek grzechu-niegrzechu, winy-niewiny, przekroczenia/nieprzekroczenia prawa/normy.  Tak, także jako wołanie do kogokolwiek rozgrzeszającego. Toż przecież w utworze nie ma jednoznacznie zawołania do Absolutu, kogoś Transcendentnego. Oki, rozgrzeszenie może się pierwotnie z takim kojarzyć, ale ... czyż nie mogę wołać "Rozgrzesz mnie" do np. Mojej Kobiety? Nawet wtedy, gdy brzmi to (bo w emocjach) czasami absurdalnie, kompletnie bez sensu itp? Ale jest ludzkie... Wołam do jak najbardziej po ludzku traktowanej kobiety (ale przecież to może być niekoniecznie kobieta, może być po prostu człowiek. Zwykły ktoś, niekoniecznie przyjaciel, przyjaciółka. I wcale nie musi być więź erotyczna, choć się w tekście może nasuwać najszybciej, przy pobieżnym, albo pierwszym wejściu)
4. Dla mnie ten utwór- napisany przez Człowieka, który wykazywał się już i umiejętnością wnikliwego czytania, a i uważnego stosowania swej wnikliwości u innych, we własnych tekstach- ciągle jeszcze nie wyszedł na poziom gotowca. Zwłaszcza--- utwierdziły mnie w tym dopowiedzenia komentarzowe. Ok, wielość interpretacji tylko dodałoby znaczenia i mocy tej publikacji, ale ... póki co... widzę tylko wersję nieco ponad warsztatową. 2/5. Gdybym Cię ocenił wyżej, wtedy zaprzeczyłbym aprobacie w innych miejscach. Zbyt Cię szanuję i coraz bardziej cenię, abym tu nie był surowy--- biorąc pod uwagę szerszy Twój Kontekst Tutaj, Polliterze. Jednak za tę moją surowośc. przepraszam.  Ale wkurzyłeś mnie trochę, bo ... jak widzę zajawkę na dobry wiersz, ale potem.... ech... no,  zgrzytam zębami... Tymi paroma, co mi zostały...


P>S_
I jeszcze co do "owego niszczenia nasienia"---- prace redakcyjne, docieranie do najstarszych wersji tekstu--- nie pozwala jednak jednoznacznie stwierdzić, czy owo "wylewanie nasienia" jest uzupełnieniem późniejszych redakcji, czy  też było zawarte w najstarszych znanych tekstach. Oczywiście i bez wspomnienia o "ziemi" można się domyślać. Jednak, pojawiające się wyjaśnienie z Wikipedii o "stosunku przerywanym" jest tu uproszczeniem.Tak, tak to można odczytać, ale ... idzie przede wszystkim o "niechęć do zapłodnienia" w ogóle w szerszym znaczeniu, choć nie wolno zapomnieć o "olaniu" obowiązku z lewiratu wynikającego. Chociaż? Tak po ludzku, można Onana zrozumieć, gdy się pomyśli o tym, jak się czuje człowiek, który wie, że dziecko, które spłodzi, nie będzie traktowane jako jego, ale ... zmarłego brata.

Inna rzecz, że hasło z wikipedzi o Onanie jest nazbyt skrótowe i ... poszło na skróty. można nawet powiedzieć, że sam autor definicji ze źródłami zrobił stosunek przerywany, a przynajmniej na skróty. Zwłaszcza skróty myślowe. Potem niestety wiele tekstów opiera się na tylko wikipedzi. Ciekawe, że ta w przypisach podane źródło, które... chyba przez Autora definicji nie zostało uważnie przeczytane.
[Obrazek: Piecz2.jpg]
Odpowiedz
#34
A gdzie reszta Twoich zębów, Monsieur? Zjadłeś je na śpiewaniu poezji?
[Obrazek: oscar.jpg]
Odpowiedz
#35
(24-03-2018, 21:40)Miranda Calle napisał(a): A gdzie reszta Twoich zębów, Monsieur? Zjadłeś je na śpiewaniu poezji?

Jurek Bożyk niech będzie odpowiedzią na ZADdane pytanie     Tongue Heart Cool
[Obrazek: Piecz2.jpg]
Odpowiedz
#36
No, Monsieur.... Powazna sprawa. Znasz Miriam? Big Grin
[Obrazek: oscar.jpg]
Odpowiedz
#37
(24-03-2018, 22:19)Miranda Calle napisał(a): No, Monsieur.... Powazna sprawa. Znasz Miriam? Big Grin

Miriam, w kontekście literacki, tylko Przesmycki!

Imienia żeńskiego Miriam, tak mi drogiego,  z racji mojego wyznania, w kontekście całej dyskusji, tu nie będę sugerował, bo czułbym się z tym nienajlepiej. Już i tak w poprzedni komentarzu, nieco dalej pojechałem i trochę mi z tym "nie bardzo. Wolę więc pozostać na poziomie - w tym miejscu- Przesmyckiego, gdy mowa  Miria-mie.

A Przesmycki już za samo doprowadzenie do wydania Kazi Zawistowskiej ma u mnie szacun. Szkoda tylko, ze dziś ją usiłują zrobić samobójczynią, choć żadne źródła wiarygodne jednoznacznie o tym nie piszą. Pozostają zagadki, domysły niedopowiedzenia i ewentualne interpretacje, albio plotki z plotek... A i już znalazłem inne kiedyś "herezje" o jej byciu "Les", co ... po prostu mnie rozbroiło swego czasu, ówiąc delikatnie... Ba, jeszcze byłem w stanie zrozumieć domniemania o romansie z Tetmajerem, gdzie platonicznej i mocnej fascynacji na pewno nie można zaprzeczyć, ale ... niekoniecznie poszło dalej.  Co do wciskania w LGTB tych sławnych, którzy już nie żyją, więcej sensownych przesłanek jest u Konopnickiej, alei u niej --- jak stwierdził kiedyś mój nieżyjący Profesor WW,  przyjaciel--- warto zachować powściągliwość zanim się jednoznacznie coiś powie i stwierdzi. Bo samo nazywanie Pietrkiem  Marii Dulębianki jeszce niczego nie dowodzi, ani nie zaprzecza tylko i wyłacznie bliskiej przyjaźni, choć- oczywiście--- nie zaprzecza jakiejś głebszej relacji, intymniejszej. Ale co nie ziostało dowiedzione w pełni nie może być pewnikiem, musi pozostać jako niedopowiedzenie--- 
[Obrazek: Piecz2.jpg]
Odpowiedz
#38
Myślałam o Miriam tej https://pl.m.wikipedia.org/wiki/Wszystko_o_Miriam Smile
[Obrazek: oscar.jpg]
Odpowiedz
#39
Chmurny, masturbacja była tylko punktem wyjścia, napisałem gdzieś wcześniej, że ten tekścik dotyczy ogólnie poczucia winy, definicji grzechu, tego czym jest i czy warto liczyć się z czymś tak niezdefiniowanym, tak nienamacalnym jak grzech.
"Trzepanie kapucyna", "marszczenie Freda", "rękodzieło", "Złota rączka" czy jak to tam nazwiemy, reprezentatywnie pokazuje głupotę pojęcia grzechu i, jak wspomniałem, było tylko punktem wyjścia, który rozwinął się w dużo szerszy przekaz.

Cała dysputa o Onanie, przyznam, z lekka mnie zdziwiła, bo podczas pisania ta postać nie przyszła mi do głowy ani razu. No, ale nie odpowiadam za to do jakich wniosków dojdzie czytelnik podczas lektury. Ja tylko napisałem tekst, od interpretacji jest czytelnik.

Dziękuję za fajną dyskusję pod tym tekścikiem, wszelkie uwagi i rozbudowane interpretacje. Dla każdego autora są one bezcenne.

Pozdrawiam.
"Umysł jest jak spadochron, nie działa, jeśli nie jest otwarty" - Frank Zappa
Odpowiedz
#40
(24-03-2018, 21:34)chmurnoryjny napisał(a): 2. coś tam w komentarzach pisał Gunnar o "onanizmie" i Onanie- ok, ale zważ waćpan na tzw kontekst dalszy, jeśłi mówimy o "autoerotyzmie, a raczej źródle nauki KRK. Od zaranie, opierając się na źródle biblijnym, erotyka ma prowadzić do poczęcia- inaczej--- nie powinno się zakłócać poczęcia. Stąd grzech Onana to  nie tyle stosunek przerywany (jak wynika z tekstu w [i]Rdz 38, 6-10), ale unikanie zapłodnienia po prostu. Etyczna, moralna ocena autoerotyzmu, wychodząca z gruntu i fundamentu biblijnego, wynika właśnie z samego unikania zapłodnienia. Można nawet topornie powiedzieć--- z samego marnowania nasienia. [/i]

Onan- po pierwsze nie wykonał polecenia ojca, nie wypełnił prawa lewiratu. Inna rzecz, że samo zbliżenie, patrząc w źródło biblijne, miało cel zapłodnienia. I w Biblii nie musiało być nic, Gunnarze, o autoerotyzmie, skoro samo "unikanie zapłodnienia było przekroczeniem Prawa. Idąc tym torem, wychodząc od Biblii jako podstawy moralnej, fundamentu-- każde celowe unikanie zapłodnienia jest nieczyste moralnie. Tak, nawet osławiony kalendarzyk nie jest metodą "antykoncepcyjną", ale ... metodą pomagającą "znaleźć najlepszy czas na poczęcie, na powstanie nowego życia". To tak na szybko.
To, jak na erotyzm,autoerotyzm patrzy człowiek z innym fundamentem etycznym, ideologicznym itp, to już inna rzecz. Jeśli jego spojrzenie na świat wychodzi z innego źródła, to i inna jest świadomość "dobra i zła" w indywidualnie traktowanych detalach. 

To prawda, dokonałem pewnego skrótu myślowego z przymrożeniem oka Smile

Oczywiście nie chodziło o stosunek przerywany, ale nie chodziło również o to że "unikanie zapłodnienia było przekroczeniem Prawa"
W tym konkretnym przypadku chodziło o unikanie spełnienia przepisu prawa o wzbudzeniu potomka zmarłemu bratu. Uniknąć wypełnienia tego prawa można było odmawiając współżycia albo w sposób jaki wybrał Onan. Nie zginął więc za "marnowanie nasienia", bo owo "marnowanie" było tylko obraną przez niego metodą na zaniechanie wypełnienia obowiązku prawno-religijnego. Wnioskowanie z tego przypadku, że samo "marnowanie nasienia" to ciężki grzech to już daleko idąca interpolacja. Zaś wnioskowanie, że erotyzm jest tylko w celu poczęcia, a nie przyjemności to już mocne intelektualne nadużycie prowadzące do takich absurdalnych poglądów jak "odczuwanie przyjemności ze współżycia jest grzechem". Co już jest totalnym nieporozumieniem i wynaturzeniem średniowiecznej myśli religijnej działającej wbrew naturze człowieka danej od Stwórcy.

" że ten tekścik dotyczy ogólnie poczucia winy, definicji grzechu, tego czym jest i czy warto liczyć się z czymś tak niezdefiniowanym, tak nienamacalnym jak grzech.
(...), reprezentatywnie pokazuje głupotę pojęcia grzechu i, jak wspomniałem, było tylko punktem wyjścia, który rozwinął się w dużo szerszy przekaz."


Grzech jest bardzo zdefiniowany (przestąpienie prawa Bożego - bo to kategoria religijna) i bardzo namacalny. Co innego dysputy o tym czy dane zachowanie jest grzechem czy nie jest.

Dla osób niewierzących to oczywiście głupota. Skoro nie wierzą w dawcę prawa, to jaki byłby sens uznawanie kategorii grzechu, który jest złamaniem praw danych przez istotę, w której istnienie nie wierzą.

Dla wierzących negacja kategorii grzechu jest objawem degrengolady moralnej - nie ma grzechu - nie ma odpowiedzialności przed żadną wyższą siłą - "jedzmy i pijmy..." "hulaj dusza..." etc. etc. 
Odpowiedz
#41
Cytat:Grzech jest bardzo zdefiniowany (przestąpienie prawa Bożego - bo to kategoria religijna) i bardzo namacalny.

Wiesz, trudno nazwać czymś namacalnym takie, przykładowo, grzeszne myśli. Kto nas może zweryfikować z naszych myśli? Bóg? W jaki sposób, skoro nie mamy wpływu na to jakie myśli nas nachodzą? Żeby był grzech musi być świadome działanie, a jak świadome jest to, że nagle "brzydko pomyślimy" o kobiecie, którą właśnie minęliśmy na ulicy albo nieładna myśl, gdy znajdziemy portfel? Owszem większość z nas go odda, ale pierwsza myśl (nieświadoma), by go sobie przywłaszczyć może nam mignąć niezależnie od nas. I co, wtedy jest grzech? To miałem na myśli pisząc o niezdefiniowaniu i nienamacalności. To nie tylko przestąpienie prawa bożego, to też jego interpretacja, a ta może być różna. Już samo to, że jeden ksiądz za jakiś grzech da nam rozgrzeszenie, a inny (za ten sam grzech) nam go nie udzieli. A przecież obaj są przedstawicielami Bożymi, jego personelem naziemnym.

No, ale my tu znowu o religii, a powinno być chyba o moim tekście. Smile
"Umysł jest jak spadochron, nie działa, jeśli nie jest otwarty" - Frank Zappa
Odpowiedz
#42
(03-04-2018, 18:18)Polliter napisał(a):
Cytat:Grzech jest bardzo zdefiniowany (przestąpienie prawa Bożego - bo to kategoria religijna) i bardzo namacalny.

Wiesz, trudno nazwać czymś namacalnym takie, przykładowo, grzeszne myśli. Kto nas może zweryfikować z naszych myśli? Bóg? W jaki sposób, skoro nie mamy wpływu na to jakie myśli nas nachodzą? Żeby był grzech musi być świadome działanie, a jak świadome jest to, że nagle "brzydko pomyślimy" o kobiecie, którą właśnie minęliśmy na ulicy albo nieładna myśl, gdy znajdziemy portfel? Owszem większość z nas go odda, ale pierwsza myśl (nieświadoma), by go sobie przywłaszczyć może nam mignąć niezależnie od nas. I co, wtedy jest grzech? To miałem na myśli pisząc o niezdefiniowaniu i nienamacalności. 
To się nazywa niedoskonałość.

(03-04-2018, 18:18)Polliter napisał(a):  Już samo to, że jeden ksiądz za jakiś grzech da nam rozgrzeszenie, a inny (za ten sam grzech) nam go nie udzieli. A przecież obaj są przedstawicielami Bożymi, jego personelem naziemnym.
To, że "personel naziemny" różnie sobie interpretuje nie wpływa na boski ogląd sprawy, podobnie jak różne stosowanie tego samego przepisu w różnych urzędach nie zmienia istoty prawa, które może być dobrze albo źle stosowane.

(03-04-2018, 18:18)Polliter napisał(a): No, ale my tu znowu o religii, a powinno być chyba o moim tekście. Smile
Jeśli tekst skłania do intelektualnych dyskusji, to chyba dobrze o nim świadczy Wink
Odpowiedz
#43
Sama myśl na wstępie jest jak pokusa, uleganie jej, pójście jej tropem prowadzi do przekroczenia pewnej, przyjętej, wyznawanej normy etycznej. Wielu świętych na przyklad było dręczonych rozmaitymi myślami i są pewnym rodzajem przykladu, sposobu radzenia sobie. Walczyli na przykład z myślami, które podsuwały się nagle. Różnie, odwracaniem uwagi za pomocą siolniejszej modlitwy, zajęciem się czymś innym, zamiast kontynuowania, rozwijania myśli. Sama tzw. grzeszna myśl, nie jest jeszcze grzeszną na samym wstępie. Załóżmy, że jest to życzenie komuś czegoś złego, najgorszego, na przykład życzenie śmierci komuś. Tylko odbywające się na przestrzeni własnych myśli (myśli, to nie tylko erotyczne odniesienie). Ot, na wstępie impuls, "nie wiadomo skąd, choć wiadomo, bo z jakiejś przyczyny myśl sioę zrodziła, boć ktoś czymś nam zawinił/niezawinił", więc kusi zemsta, choćby tylko życzeniem komuś czegoś złego. Szybkie odejście od tego nie przekracza granicy etycznej, bo jest zwyczajnie odejściem od pokusy,zerwaniem z nią. Kontynuacja, zatapianie się w takiej pokusie,pójście za nią jest wykroczeniem etycznym, grzechem. W teologii moralnej zwraca się jeszcze uwagę nie tyle na ciężar "gatunkowy" grzechu, ale i na min. okoliczniości, które temu towarzyszą, indywidualne predyspozycje, uwarunkowania. I choć dane zło, jest zawsze złem, to jednak już inaczej wygląda sprawa co do wykonawcy i okoliczności, mówiąc po krótce
[Obrazek: Piecz2.jpg]
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości