Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Proditores
#1
Mała informacja:

wiem że moja interpunkcja nadal leży ale teraz jest czysto moja Smile
dla odmiany chciałem spróbować pisania pierwszoosobowego.
krytyka bardzo mile widziana.
Życzę miłej lektury mam nadzieję że nie będzie katorgą. Smile


Rok 1692 – Prolog.

Tak naprawdę mnie tutaj nie ma. Nie czekam na powóz, który spóźnia się już dobre pięć minut. Nie narzekam z powodu deszczu, dudniącego tak mocno, że nie jestem w stanie usłyszeć własnych myśli. Nie istnieję już w tym ciele, jestem martwy, choć nadal żyję.

Blisko czterysta lat temu, na ziemi pojawiło się wyjątkowe dziecko, posiadało ono rzadki dar pozwalający na przemieszczenie duszy do dowolnego organizmu poprzez kontakt wzrokowy. Musiało się to odbyć przy świetle księżyca i tylko z woli nosiciela. Początkowo kościół uważał to za błogosławieństwo, dar od boga. Wyjątkowe dziecko już w wieku dojrzewania okrzyknięto nowym zbawicielem, lecz dar żył swoim własnym życiem. Do raz opanowanego ciała nie mogła już powrócić żadna dusza, była ona skazana na obserwowanie swojej cielesnej powłoki aż po kres jej żywota. Natomiast sama powłoka odczuwała chorobę straszną i nieuleczalną. Na całym ciele pojawiały się czarne plamy i pęknięcia, organy powoli wymierały odmawiając posłuszeństwa, ciało nie akceptując duszy intruza dążył do samo zagłady. Początkowo efekt „dotyku diabła” występował po wielu miesiącach, lecz każde kolejne przeniesienie skracało ten czas. Mieszczanie odsuwali się od Zbawiciela uważając go za siewcę zła i zniszczenia. Papież August XVI nie mogąc pozwolić na dalszy rozwój takiej sytuacji, wraz z radą kościoła ekskomunikował niedawnego wybrańca, ogłaszając go bluźniercą i zdrajcą. Niedługo później został on pojmany przez Inkwizycję i stracony następnego dnia przez powieszenie. Dusza wybrańca została już na zawsze uwieziona w martwym ciele, nie mogąc nawiązać kontaktu wzrokowego. O wyjątkowym darze zapomniano na wiele lat...

Nazywam się Yang, przez wiele lat byłem wychowankiem Nowego Kościoła. Uczono mnie zabijania z użyciem najrozmaitszych sztuk walki i oręża, począwszy od różnych mieczy, sztyletów, a skończywszy na kuszach, czy truciznach. Uczęszczałem na wykłady manipulacji umysłem, sytuacji politycznych, w tym powiązań poszczególnych rodzin, a nawet obycia. Najlepsi nadworni szpiedzy uczyli mnie sztuk kamuflażu i złodziejstwa. Każdy z nas miał wpajane, że zmiana ciała następuję tylko w ostateczności, była to niezwykle użyteczna rada, dopiero z perspektywy czasu widzę, ile czasu zaoszczędziłem dla każdej z nowych powłok. W wieku dwudziestu jeden lat, kiedy to zakończyłem naukę byłem „Zbawicielem” doskonałym, gotowym podjąć się każdej misji zleconej przez jego ekscelencje Piusa VI. Średnio raz na kilka miesięcy zjawialiśmy się u jego niego po kolejne zlecenia. Zazwyczaj były to czysto dyplomatyczne misje, polegające na wykorzystaniu osób bliskich ważnej osoby i nakierowania jej poglądów na tok myślenia Nowego Kościoła. Zdarzały się także poważniejsze zlecenia, odpowiednia osoba musiała dopuścić się mordu i doprowadzić do wojny, czy też zemsty ze strony rodziny zamordowanego. Blisko pięć lat straciłem zaślepiony ideologią Nowego Kościoła i dopiero teraz przejrzałem na oczy.

Nazywam się Yang należą do klanu Proditores – zdrajców, zajmuję się tropieniem i mordowaniem zbawicieli Nowego Kościoła.


Rok 1699 – Hrabia Kenzo.

Opowiadania mieszczan, które od kilku dni śledziłem z należytą uwagą, traktowały o niejakim Hrabim Kenzo. Ów Dżentelmen, dręczony dziwną chorobą, zmagał się z czarnymi bliznami, pokrywającymi jego ciało. Wyglądało to wręcz na elementarny przykład Zbawiciela, zbyt często używającego daru. Zaniepokojony jego obecnością, dokonałem dokładnego zwiadu.
Niestety, nie udało mi się ustalić celu jego wizyty, żadna z ważnych osób przebywających w Londynie nie kwalifikowała się do „nawrócenia” przez Nowy Kościół. Wydało mi się to niepokojące, a nawet niebezpieczne. Zbawiciel, który utracił kontrolę zmieniając zbyt często powłoki, stanowił nie lada problem. Mógł pomieszać plany nie tylko mi, ale i Nowemu Kościołowi. Za pewne przysłali by Inkwizycję, która po szybkich oględzinach całego miasta, wyeliminowała by problem, czy dwa. Nawet, jeśli pan Kenzo należał do Proditores i tak należało go usunąć. Problem postanowiłem rozwiązać osobiście i to najszybciej jak się da. Przybycie Inkwizycji, oznaczałoby pożegnanie z Londynem, a zdążyłem już przywyknąć do tej mglistej mieściny.

Szybkim krokiem przemierzałem wąskie uliczki Londynu. Padający deszcze niemal całkowicie zagłuszał stukot obcasów, błyskawice uderzały w oddali, z trudem rozjaśniając granatowe niebo. Parasolka kryjąc staranie ułożone włosy, kołysała się na wietrze - cudna pogoda - pomyślałem. Powłoka którą przyszło mi posiadać, jeszcze nie tak dawno, należała do młodej duszyczki o wdzięcznym imieniu Elizabeth. Dobór wcale nie był przypadkowy, bowiem słodka Eliz była właścicielką całkiem powabnego kąska. Długie kasztanowe włosy, zwinnie powiewające na wietrze. Pełne uśmiechu oczy, zdolne zahipnotyzować niejednego nieszczęśnika. Niemalże idealnych rozmiarów biust, przyciągający spojrzenie przypadkowo spotkanych dżentelmenów. Wszystko ładnie zapakowane bogatą, w falbanki i wstążeczki suknią, stanowiło niebezpieczną broń. Broń, która w walce z moim następnym celem miała okazać się dużo potężniejsza od miecza, czy kuszy.

Powoli zbliżałem się do posiadłości Hrabiego. Zwolniłem przybierając bardziej kobiecy krok, którego zresztą nauka niegdyś okazała się niezłym wyzwaniem. Dwa betonowe lwy, pilnujące głównej bramy, powitały mnie w swej niewzruszonej pozie. Przemknąłem obok, czym prędzej zmierzając prosto ku przeznaczeniu. Kołatka przypominająca postać granulacja, z oporem uległa drobnej rączce. Echo poniosło trzask, drzwi otworzyły się niemal natychmiast. Pojawił się wysoki lokaj, powitał mnie uprzejmie, poprosił o parasolkę i płaszcz, po czym zdecydowanym tonem zasugerował, że Hrabia znajduję się w biblioteczce. W ślad za lokajem przechodziłem przez kolejne bogato zdobione korytarze, z zachwytem podziwiając portrety przodków, po uwieszane na ścianach. Wydawały się niemal posiadać cząstkę właściciela, kawałek jego duszy. Wiele tygodni minęło mi na rozmyślaniu na tematy związane z nieśmiertelnością. Nie było nieba, piekła zresztą też nie, jedynie prości ludzie, mamieni ideologią Nowego Kościoła wierzyli w te, jakże próżne błahostki. Dusza po śmierci umierała wraz z ciałem, uwieziona w nim na wieki, to było pewne, ale co się działo z tymi, których ciała został przejęte. Doprawdy zastanawiające, czy samotna duszyczka, wypchnięta siła może znaleźć ukojenie w obserwacji bliskich. Czy portrety tych dostojnych osobników, posiadają cząstki ich właścicieli, wiele jeszcze musiałem się nauczyć.
- Witaj, Elizabeth. - Tajemnicze słowa wypełniły pomieszczenie, wyrywając mnie z zamyślenia. Wystraszony oderwałem wzrok od jednego z portretów. Hrabia, powolnym krokiem zbliżył się, ujął moją dłoń całując ją delikatnie.
- Witaj, kochany. - Opuszek palca delikatnie maznął jego usta. – nic już więcej nie mów najdroższy. Gestem ręki odesłał lokaja. Jego oczy pożerały moje ciało, minęła zaledwie krótka chwila, nie wytrzymał. Zbliżył się obejmując mnie swym silnym ramieniem wokół tali i złożył namiętny pocałunek na delikatnych ustach panienki. Ujął mą dłoń, ciągnąc mnie do wielkiego pomieszczenia. Na środku stał malutki stoliczek, na którym samotnie migotało światełko, ledwie rozpraszając mrok panujący wewnątrz. Nie opodal stoliczka znajdowała się otomana z wieloma kolorowymi poduszkami. W oddali udało mi się dostrzec regały, wypełnione wieloma księgami. Pocałował mnie ponownie, po czym pchnął na miękkie posłanie, a sam zaczął zrzucać z siebie odzienie. Po chwili byłem już pewien, jego tors przecinała długa na około łokieć czarna bruzda. Stał przede mną Zbawiciel.
- Spokojnie kwiatuszku, to tylko stare znamię, jeszcze z czasów wojny z dzikusami. - Wyjaśnił pospiesznie, zauważywszy moje zaciekawienie. Kiwnąłem głową, oblewając policzki rumieńcami.
- Miły mój. Mógłbyś pomóc damie w potrzebie? - rzuciłem czarująco, starając się odpiąć klamry pantofelków. Szybko znalazł się u moich stóp, próbując poluzować zaczepy. Zwinnym ruchem wyjąłem mała zatrutą igiełkę, schowaną w spince do włosów, po czym ręce powędrowały w stronę jego głowy. Delikatnie muskałem jego policzek, jednocześnie drugą ręką zadając cios. Osunął się w tył, a pełne zaskoczenia oczy, próbowały odnaleźć zrozumienie, wpatrzone w triumf malujący się na mojej twarzy. Trucizna działa błyskawicznie niosąc ze sobą wieczny sen. Wstałem chowając igłę, a następnie zabrałem się za targanie ciała Hrabiego na miękkie posłanie. Okazało się to nie lada wyzwaniem dla nieumięśnionych rączek panienki. Podczas gdy Kenzo wygodnie wypoczywał, otulony poduszkami, potargałem włosy, poprawiłem dekolt, po czym rozcierając kropelki potu udałem się w stronę korytarza. Lokaj znalazł mnie zadziwiająco szybko, spokojnie wytłumaczyłem, że Hrabia zaniemógł, prosząc jednocześnie o odprowadzenie do drzwi. Nie zadając żadnych pytań, skinął głową, po czym ruszył wskazując drogę. Wracałem tymi samymi korytarzami, nadal obserwowany, nadal czując się tak nieswojo. Kolejny raz zebrało mi się na przemyślenia, lecz tym razem bliżej związane z przyszłością, z kolejnymi celami. Dotarliśmy do drzwi, podał mi parasolkę, pomógł nałożyć płaszcz, po czym grzecznie pożegnał przepraszając w imieniu Hrabiego. Na zewnątrz powitał mnie blask księżyca, przestało padać, burza najwyraźniej nie dotarła aż tutaj, wieczór zapowiadał się na iście magiczny, nic nie mogło popsuć piękna dzisiejszej nocy.

oOo

Proditores, gdy stałem się jednym z nich, przez kilka miesięcy szukałem swojego miejsca na ziemi. Nigdzie tak naprawdę nie czułem się bezpieczny, wieczne zaszczuty, poszukiwany. Czując oddech Inkwizycji na plecach, mogłem tylko uciekać. Stałem się zwierzyną, będąc jednocześnie łowcą. Wiele myśli krążyło mi po głowię, często zastanawiałem się co jest prawdą, a co tylko złudzeniem. Czy my istoty Boskie, jeśli tylko mogę tak nazwać siebie i mi podobnych, kierujemy się własną wolą. Ile człowieczeństwa zostaje w duszy, która nawet nie pamięta jak wyglądała. Z trudem przypominam sobie swoje imię.

oOo

Minął już ponad tydzień od śmierci Hrabiego Kenzo. Dochodzenie nie trwało długo, lekarz przysłany przez szeryfa, po oględzinach stwierdził zgon z przyczyn naturalnych. Panienka oczywiście już nigdy nie wróciła do domu, rodzina cały czas rozwieszała plakaty, władze nawet zaproponowały wsparcie, lecz jak dotąd okazywałem się dużo sprytniejszy. Przywykłem do tej nad wyraz ładnie wyglądającej powłoki, nie prędko planując zmianę.
Słońce zawieszone wysoko na niebie, delikatnie prażyło skórę. Dzisiejszy dzień jak każdy inny zamierzałem przeznaczyć na zbieraniu plotek w terenie. Podczas dwóch lat tropienia Zbawicieli, nauczyłem się, że nieważne kogo by się szpiegowało, pożyteczniejsze informację zawsze znajdzie się na ulicy. Rynek znajdujący na środku miasta, dotarcie tam nie zajęło mi sporo czasu. Powoli dochodziło południe. Rynek był wręcz przepełniony ludźmi, jak i magią oferowanych towarów. Kupcy przekrzykiwali się, w wiecznie trwającej bitwie o klienta. Każdy, kto miał choć odrobinę złota, mógł się poczuć jak Bóg. Wystarczyło wyciągnąć błyszczącą monetę, by w kilka minut pozyskać nowych przyjaciół i doradców, którzy najlepiej wiedzieli czego w tym momencie potrzebujesz. Od czasu do czasu zatrzymywałem się by posłuchać, rożnego rodzaju historie o zdradach, kradzieżach, czy choćby poprzyglądać się kłótni sprzedawców. Jak do tej pory nic szczególnego nie zwróciło mojej uwagi, jedynie udało mi się kupić nowy szal, w całkiem okazyjnej cenie. Mijały minuty, godziny targ powoli przygasał, chowając swoje dobra na dzień kolejny, nagle pewien szczegół odwrócił moją uwagę. Pospiesznie przeciskając się przez powoli malejący tłum, opuściłem targ nerwowo się rozglądając. Stanąłem jak wryty bowiem to co ujrzałem było jak powracający koszmar. Naprzeciwko mnie stał niski mężczyzna, ubrany w długie czerwone szaty, przewiązane złotym sznurem. Stał do mnie tyłem, na razie jeszcze mnie nie zauważywszy, ale bardzo dobrze wiedziałem co mnie czeka. Szybko odwróciłem się torując sobie drogę łokciami, zacząłem się przeciskać, musiał szybko wydostać się z tego miejsca, zniknąć, zapaść pod ziemię. Fale myśli zalewały mój umysł. Czerwone szaty zdobione złotymi akcentami należały do Inkwizycji. Ślepi mnichów od najmłodszych lat szkolonych tylko w jednym celu. Wyszukiwaniu dusz posiadających dar. Istniały tylko dwa powody, dla których Inkwizycja mogła zjawić się właśnie w Londynie. Pierwszy, mało prawdopodobny, to narodziny dziecka obdarzonego darem. Drugi bardzo kłopotliwy, to pogłoski o Zbawicielach – Proditores. Pewien nie byłem tylko jednego, chodziło o Hrabiego Kenzo, moją osobę, czy też kogoś trzeciego, o kim jeszcze nie wiedziałem. Szaleńczy bieg całkowicie odebrał mi siły, mogłem mieć jedynie nadzieje, że mnie nie znajdą, że zdołam uciec.

Rok 1699 – Inkwizycja.
...
Don't get too close
It's dark inside
It's where my demons hide...


"The Edge... there is no honest way to explain it because the only people who really know where it is are the ones who have gone over."
Odpowiedz


Wiadomości w tym wątku
Proditores - przez Magiczny - 15-01-2012, 16:47
RE: Proditores - przez Kandara - 15-01-2012, 18:31
RE: Proditores - przez Magiczny - 15-01-2012, 19:24
RE: Proditores - przez 4710 - 15-01-2012, 20:39
RE: Proditores - przez haniel - 16-01-2012, 23:43
RE: Proditores - przez Magiczny - 16-01-2012, 23:53
RE: Proditores - przez haniel - 17-01-2012, 00:00
RE: Proditores - przez Magiczny - 17-01-2012, 00:14
RE: Proditores - przez haniel - 17-01-2012, 00:17
RE: Proditores - przez Natasza - 17-01-2012, 00:28
RE: Proditores - przez Magiczny - 17-01-2012, 00:35
RE: Proditores - przez Fiteł - 19-01-2012, 19:53
RE: Proditores - przez Ascex3k - 20-01-2012, 14:40
RE: Proditores - przez Mirrond - 21-01-2012, 17:06
Dalszy ciąg Proditores - przez Magiczny - 25-01-2012, 16:51
RE: Dalszy ciąg Proditores - przez Magiczny - 28-01-2012, 17:53
RE: Proditores - przez haniel - 25-01-2012, 17:48
RE: Proditores - przez Magiczny - 25-01-2012, 18:45
RE: Proditores - przez Kandara - 25-01-2012, 22:10
RE: Proditores - przez haniel - 28-01-2012, 18:58
RE: Proditores - przez Natasza - 28-01-2012, 19:18
RE: Proditores - przez Magiczny - 28-01-2012, 19:26
RE: Proditores - przez haniel - 28-01-2012, 19:38
RE: Proditores - przez Magiczny - 28-01-2012, 19:51
RE: Proditores - przez Predator - 12-02-2012, 16:00
RE: Proditores - przez Magiczny - 12-02-2012, 18:29
RE: Proditores - przez kapadocja - 12-02-2012, 19:37
RE: Proditores - przez Predator - 12-02-2012, 20:03
RE: Proditores - przez Magiczny - 11-04-2012, 15:16

Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości