Ocena wątku:
  • 1 głosów - średnia: 1
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Wiedźma
#1
Na początku chciałabym powitać wszystkich zgromadzonych. Przedstawiam fragment moich wypocin. Być może jestem tylko domorosłą grafomanką, jednak zostawiam to Waszej ocenie. Szczerze powiedziawszy nie liczę na obiektywne opinie. Bardziej interesują mnie subiektywne komentarze.
Co prawda fragment nie został jeszcze dokończony, aczkolwiek postanowiłam go zaprezentować światu. Pewnie sami wiecie jakie to uczucie, kiedy coś pojawi się w głowie... Rozsądek podpowiada, aby to zostawić na kila dni żeby się "przegryzło", ale cóż...



Prolog
Na małym stoliku leżały znane jej narzędzia. Tasak, nożyce ogrodowe, niewielka piła do drewna i nożyczki krawieckie. Wszystko tak stare i zniszczone jak twarz kobiety stojącej naprzeciw czarnej szyby.
Pomieszczenie, w którym przebywała było wyłożone zszarzałymi kafelkami. Tylko jedna ściana została w całości pokryta stalowymi szafami i półkami. Dziś, jednak było tutaj coś jeszcze Ogromny gar postawiony na przenośnym palniku do połowy wypełniony białymi kawałkami trudnej do zidentyfikowania substancji.
Prokurator patrzył z zaciekawieniem jak stara wolnymi, aczkolwiek bardzo zdecydowanymi ruchami zaczęła podwijać rękawy. Jakby przygotowywała się do rozbierania świątecznego indyka. Później wszystko potoczyło się bardzo szybko.
Kiedy kobiet wzięła w swoją drobną i pokrytą ciemnymi, świadczącymi o wieku dłoń ogromny tasak. Gapie, których ona sama nie była w stanie zobaczyć zamarli. Nikt nie wierzył, że rzeczywiście to zrobi. Najbardziej wątpił w to prokurator, którego zdaniem był to tylko teatrzyk mający na celu uchronienie syna przed karą.
Mężczyzna parzył na to, co prawda z obawą, jednak był pewien, że staruszka wyglądająca bardziej na dobrotliwą babcię niż seryjną morderczynię pod presją sytuacji przyzna się do kłamstwa. Jego rozmyślania przerwał, jednak głuchy dźwięk. Patrzyła jak kobieta po raz drugi podnosi rękę i z impetem wbija tasak w bark leżących przed nią zwłok kloszarda.
Ciało stało już w prosektoriom od kilku dni wiec krew wypływająca z rozcięcia była nie jasnoczerwona, ale brązowawa. Sączyła się powoli kapiąc na sterylnie czystą podłogę. W końcu kobieta nie chcąc męczyć się z nożem szybko wykręciła rękę tak, że słychać była trzask pękających kości. Niestety pozbawiona skóry kończyna nie dawała za wygraną.
Ku jeszcze większemu obrzydzeniu zgromadzonych dobrotliwa babcia puściła rękę, która zawisła bezwładnie na krańcu wysokiego stołu umocowana jedynie na ścięgnach. Delikatnie zgięte palce zamoczyły się w kałuży krwi. W końcu przy pomocy jednego ruchu nożyc ogrodowych kończyna upadła głucho na podłogę.
Obecna podczas „pokazu” policjantka nie wytrzymała i powstrzymując napływające do ust wymiociny pobiegła do łazienki.
Ciało bezdomnego wyglądało teraz jak ścierwo rozebranego przez wprawionego rzeźnika wieprza . Stara przepiłowała kości a mięśnie i skórę wrzuciła do gara wypełnionego sodą kaustyczną. Jej dobrotliwa twarz teraz pokryta była plamami krwi tak samo jak ręce i ciemny wełniany sweter. Przenosząc części ciała do parującego gara drewnianymi klapkami brodziła w zasychającej na podłodze krwi.
Później uprzątnęła miejsce pracy. Kości ułożyła w jednym rzędzie razem z wnętrznościami. Nawet wiekowy pan prokurator, który w swoim życiu wiedział już wiele nie mógł patrzeć na to jak podnoszone jelita zsuwają jej się z małych dłoni.
Rozparcelowanie człowieczego ciała zajęło jej nieco ponad piętnaście minut. Nikt, jednak nie wszedł tam przez kilka następnych godzin dopóty, dopóki kobieta nie zaczęła formować z cuchnącej masy ugotowanej w garze małych, tłustych kuleczek.

Przeklęta
Tego dnia Leonarda Cianciulli miała raz na zawsze odciąć się od przeszłości stając się Leonardą Pasardi. Na ceremonię zaślubin zaproszonych było tylko kilka najbliższych osób. Znajdowali się wśród nich przyjaciele i rodzina Rafaela Pansardiego. Nikt więcej, to miał być tylko ich dzień.
W niewielkim pokoiku wyłożonym bladoniebieska tapetą stała dwudziestojednoletnia dziewczyna o lekko brązowych policzkach. Patrzyła na swoje odbicie w lustrze zastanawiając się nad tym czy teraz jej życie się zmieni. Być może dla jej rówieśniczek bycie żoną średnio bogatego urzędnika nie jest najbardziej wygórowanym z marzeń, jednak Leonardzie nic więcej nie było potrzebne.
Jej suknia była przepiękna pomimo tego, że skromna i prosta. Dziewczyna nigdy nie pragnęła tego, aby czyjkolwiek wzrok skupiał się właśnie na niej, jednak dziś mogła pozwolić sobie na tę wspaniałą suknię. To był przecież ten moment. Miała rozpocząć nowe życie zapominając o dotychczasowych sprawach, dlatego również ona musiała się zmienić. Ta prześliczny strój miała być jej pierwszym krokiem ku szczęściu.
- Naprawdę pięknie wyglądasz.- W uchylonych drzwiach stała Rosa, przyjaciółka Leonardy jeszcze z dziecięcych lat. Pomimo tego, że już dawno wyprowadziła się z nich rodzinnego miasteczka utrzymywały stały kontakt. Nie mogło jej zabraknąć również dziś, kiedy w końcu młoda kobieta miała zejść z dotychczasowej ścieżki swojego życia i wkroczyć w nowy, lepszy świat.
W oczach Rosy pojawiły się łzy. Patrzyła na czarne, gęsto opadające na ramiona panny młodej loki. Pięknie kontrastowały z bielą sukni. Patrzyła na jej lekko zdezorientowaną i przerażoną twarz, która pierwszy raz w swoim życiu miała być w centrum zainteresowania nie z powodu wizyty w szpitalu.
Dotknęła jej gorącej dłoni nie tylko po to, aby dodać jej otuchy, ale również utwierdzić w przekonaniu, że teraz wszystko będzie wyglądało inaczej.
-Wkładaj pantofle, już czas.
Co prawda powinien zrobić to ojciec, jednak pannę młodą ze schodów sprowadziła jej przyjaciółka. Na dole stała rodzina pana młodego. Jego rodzice z zachwytem patrzyli na Leonardę. Być może nie była pięknością, jednak jej syn nie mógł trafić na lepszą kobietę. Łagodne usposobienie, skromność i usłużność wyróżniały się w postaci tej tajemniczej dziewczyny.
Pomimo tego, że miała dopiero dwadzieścia jeden lat była idealną kandydatką na żonę dla ich syna, który jak by nie było szczególnie ostatnimi czasy, po utracie dobrze płatnej posady w przedsiębiorstw transportowym stał się bardzo nerwowy. Często wyżywał się na podstarzałych już rodzicach. Jego ojciec za każdym razem zdawał sobie pytanie, dlaczego nic z tym nie robi, mógłby go przecież wyrzucić z domu. Nie pozwalała mu na to, jednak duma i powszechny szacunek. Takie sprawy nie mogą wychodzić poza mury domu.
Gdy tak patrzyli na swoją przyszłą synową zdawali sobie sprawę z tego, że dzięki niej ich koszmar się skończy. Nie będą musieli wysłuchiwać krzyków i obelg pijanego do cna Rafaela. Młodzi wyprowadzą się do ufundowanego przez nich i gości weselnych domu. Być może państwo Pansardi łudzili się, że ich syn się zmieni.
Ozdobione świeżymi kwiatami i wstążkami auto narzeczonych zatrzymało się na skraju brukowanej drogi przy kościele pod wezwaniem Najświętszej Marii Panny. Nie była to świątynia ogromna, jednak dwie wysokie wieżyczki świadczyły o jej gotyckim charakterze.
Zaraz za trzymającymi się pod ręce narzeczonymi po usypanej ze złotego piasku drodze szli zaproszeni goście. Gdy Leonarda stanęła przed ołtarzem podniosła wzrok na rzeźbę przedstawiająca Matkę Boską z miłością patrząca na małego Jezusa. Czy tak wygląda prawdziwa rodzicielska miłość? Czy może ta kochać potrafi tylko Bóg?
Gdy rozległ się głos dzwonów wszyscy powstali i uczynili znak krzyża.
-Biorę ciebie, Leonardo za żonę i ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz to, że cię nie opuszczę aż do śmierci.- Dziewczyna patrzyła na twarz swojego wybranka. Z pierwszej ławki dochodził odgłos płaczu wzruszonej matki Rafaela. Nie wiedzieć, czemu nie miała nic przeciwko małżeństwie swojego syna z nią, prostą dziewczyną, która o swojej przeszłości nie chciała mówić zbyt wiele. Szybko wprowadziła ją w grono swojej rodziny i znajomych. Długo przed oficjalnymi zaręczynami mówiła o niej, jako o przyszłej synowej.
Leonarda nie chciał się, jednak nad tym zastanawiać. Rafael pomimo tego, że piętnaście lat od niej starszy jawił się , jako uosobienie spokoju. Często spędzali długie wieczory spacerując krętymi uliczkami miasteczka. Były to pierwsze chwile, w których niedoceniona w dzieciństwie Leonarda zaczęła zdawać sobie sprawę z tego, że również jej należy się coś więcej od życia.
















Odpowiedz


Wiadomości w tym wątku
Wiedźma - przez mitomanka - 11-12-2011, 22:12
RE: Wiedźma - przez Mar-Cin - 12-12-2011, 01:55
RE: Wiedźma - przez pierzak - 12-12-2011, 09:49
RE: Wiedźma - przez mitomanka - 12-12-2011, 14:17
RE: Wiedźma - przez Morydz - 13-12-2011, 18:41

Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości