Ocena wątku:
  • 1 głosów - średnia: 1
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Cancro
#1
Nie jest to jedna z tych opowieści, w których po niebie latają smoki, a po ziemi chodzą rycerze w zbrojach. Nie jest to jedna z tych opowieści, w których po wodzie pływają dzielni marynarze. Jest smutna opowieść o jeszcze smutniejszych osobach.
Nazywają mnie Cancro. Jeśli ktoś powie, że „nie mam serca” , to będzie mieć racje. Jak coraz więcej ludzi na świecie nie mam tego serca jak wy. To co ja nazywam swoim sercem to urządzenie, które wykonuje takie same funkcje jak wasze, z tą różnicą, że moje kiedyś zgaśnie. Przestanie działać jak zużyta żarówka, jest to swego rodzaju bomba zegarowa.
Pytacie: jak? Dlaczego? Kto? Nie odpowiem na wszystkie wasza pytania, powiem co wiem. Moje wspomnienia z tamtego okresu są słabe i zamglone. Jacyś ludzie porywali ludzi, przeprowadzali operacje, serca zastępowali „bombami zegarowymi”, a potem je sprzedawali. Tacy ludzie trafiali do odizolowanego ośrodku. Przeprowadzano na nich badania, aż w końcu ich „serca” się zużywały. W przypadku dzieci, po operacji wypuszczane je na wolność.
Na mnie też przeprowadzano badania, lecz ja się nie bałem kar- konsekwencje prób ucieczki. Co ryzykowałem? Umrzeć od razu, czy być traktowanym ja królik doświadczalny i umrzeć trochę później? Nie ja nie jestem tym typem, który godzi się na wszystko. Tak więc pewnego dnia, gdy wróciłem z eksperymentów, miałem paraliżujący ból głowy i wymioty. Ból był nie do zniesienia. Postanowiłem, że nie pozwolę by Ci ludzie dalej pozbawiali życia dzieci. Interwencja tu w środku nie miała sensu, tu mieli przewagę.
Po jakimś czasie udało mi się uciec, a ze sobą zabrałem wszystkie ważne papiery. Byłem wolny, lecz nie do końca. Byłem dalej zniewolony swoją obietnicą. I miałem zamiar ja spełnić. Jedynym czego brakowało do wdrążenia mojego planu w życie byłe pieniądze. Jak miałem je zdobyć? Nie chodziło o małą sumę. Raczej o stałe dochody. Bo zbudowanie tego specjalnego szpitalu to jedno, a opłacania operacji to drugie.
Nie mogłem wyjść na ulicę i krzyczeć, że potrzebuję pieniędzy na budowę szpitala. Musiałem mieć konkretną sumę by rozpocząć budowę, a potem mogłem zacząć szukać sponsorów. Czy robienie czegoś złego, by móc zrobić cos dobrego jest dalej złe? Głównie to te pytanie powstrzymywało mnie przed działaniem. To te pytanie trapiło mnie do końca moich dni. Ale cóż złożyłem obietnice, więc musiałem ją spełnić. Ukradłem broń ze sklepu, z pieniędzy wyżebranych na ulicy kupiłem kominiarkę. Napadłem na bank…
Było to jakieś małe miasteczko, już nawet nie pamiętam jego nazwy. Był tam tylko jeden ochroniarz i bankier. Wycelowałem broń w bankier i kazałem zapełnić torbę pieniędzmi. Miałem już wszystko plany i pieniądze.
Poszukałem trochę i znalazłem. Pewien Pan zgodził się mnie reprezentować i udzielać mi pomoc, nie pytał o nic, dopóki płaciłem. Zapoznał mnie z kilkoma ludźmi. Pokazałem im plany sztucznych serc. Na początku nie uwierzyli, myśleli, że żartuję. Jak mogli tak marnować czas, przez ludzi małej wiary kolejne dziecko mogło tracić swoje prawdziwe serce. Zależało mi na czasie, więc zgodziłem się bym mnie zbadali.
Po kilku badaniach, gdy już było udowodnione czym jest moje „serce”, dalej z nie dowierzaniem, zaczęliśmy planować. Lekarze poszli do jednego pokoju zapoznając się z konstrukcją „bomby zegarowej”. Okazało się, że usuwanie jej to trochę trudniejsza operacja transplantacji serca.
Wraz z architektami tworzyliśmy plany szpitala, natomiast inni ludzie zajęli się ustaleniem kosztów, a inżynierowie konstrukcją potrzebnych urządzeń.
Po miesiącu wszystko było gotowe, trzeba było tylko znaleźć sponsorów. Mój pomocnik umówił mnie na spotkanie z kilkoma wpływowymi i bogatymi osobami. Musiałem tylko przekonać ich by oddali mi swoje pieniądze.
Wszedłem na sale, stres mnie zżerał. Chciałem uciec, być daleko od tego, ale nie mogłem, bo złożyłem te przeklęte słowo. Oni siedzieli na ławkach, ja stałem na podwyższonej mówni. Zacząłem: Chcę zbudować fabrykę, w której będziemy usuwać „bomby” u dzieci, a przeszczepiać im zdrowe serca. I wtedy już jakoś samo słowa leciały z moich ust, bo najtrudniej jest zacząć… „Wasza trudną pracą, zdobyliście pieniądze, które słusznie wydajecie na swoje potrzeby i przyjemności. Ale teraz proszę was byście część waszych miesięcznych dochodów przeznaczyli na opłacenie lekarzy, nowych serc, oraz na sam szpital… Życie dzieci jest najcenniejsze, bo nie jest jeszcze ukształtowane .Kto wie, czy może jedno z tych dzieci, które bez waszych pieniędzy zginie pewnie przed 20 rokiem życia, nie znajdzie lekarstwa na każdą chorobę na świecie? Albo znajdzie sposób na kolonizacje innych planet? Lub wyhoduje nowe, bardzo pomocne dla świata zwierze? Nikt. Być może będzie zwykłym rodzicem, które wychowa, szanownego obywatela. Ale dlaczego ta szansa ma być im odebrana przez czyjąś chciwość, zachciankę. Proszę w imieniu swoim, i ich wszystkich.
Gdy brawa ucichły, jeden pan wstał. „10% dochodu”. Reszta osób wstała i przeznaczyła chodź małą część. Mieliśmy wszystko czego potrzebowaliśmy. Szpital powstał.
Z każdym dniem, kolejne dzieci, zostawały poddawane operacji. Wiele razy próbowano namówić mnie na operacje, i dziękuje tym osobom, lecz nie mogłem. Zadanie nie było jeszcze ukończone, a po operacji istniało ryzyko-śmierć. Powtarzałem, że jak skończę to poddam się operacji.Wychodziłem na spotkanie z kolejnymi inwestytorami. Ból, ostry ból… Opadłem na ziemię, przycisnąłem rękę do „serca”, biło coraz wolniej. Zrobiło mi się ciemniej przed oczami... To był mój koniec. „Bomba wybuchła”, to co było moim sercem przestało bić…
Testament Cancro. „Człowiek jest wart tyle, ile jego słowo…”

Przypis: Cancro z włoskiego rak, nowotwór.
Odpowiedz


Wiadomości w tym wątku
Cancro - przez burned - 06-11-2011, 13:59
RE: Cancro - przez haniel - 06-11-2011, 15:28
RE: Cancro - przez burned - 06-11-2011, 15:44
RE: Cancro - przez Archanioł - 07-11-2011, 07:44
RE: Cancro - przez Morydz - 07-11-2011, 23:27
RE: Cancro - przez przemekplp - 11-11-2011, 14:55

Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości