Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Gremlin
#1
Nie wiem, czy dział jest dobry, jeśli nie, przepraszam i proszę o przeniesienie <uśmiecha się do Ekipy> Wiem, że tekst nie w moich klimatach i nie do końca jestem przekonana do niego. To fragment większej całości, ale na razie Wy mi powiedzcie czy warto kontynuować.



Cześć. Na imię mi... no właśnie. Tu zaczynają się schody. Gdybyście zapytali o to moja mamę, na pewno musiałaby się starannie zastanowić. Miałem nazywać się Michał. Ale kiedy mój tatuś został oddelegowany do urzędu, w celu prawnego uwiarygodnienia faktu moich narodzin, na śmierć zapomniał, jakie imię wybrali z mamą po długich pertraktacjach. Próbował dzwonić, ale mama przekonana, że dawka promieniowania z telefonu może zabić noworodka wyłączyła go, zawinęła w cztery ręczniki i schowała w pralce. Potem naturalnie o tym zapomniała i uprała razem z moimi śpioszkami. Wracając do sedna... Tata nie chciał się zbłaźnić przed urzędniczką i zastanawiać się przy niej nad imieniem pierworodnego. Rozejrzał się po pokoju i pierwsze, co rzuciło mu się w oczy stało się wyrocznią. Było to pudełko po herbacie. Dlatego też tytułują mnie Anatolem. Cieszę się w sumie, że nie nazywam się, dajmy na to Lipton, ewentualnie Tchibo; wszak pani zza biurka mogła lubić kawę. Gdy prawda wyszła na jaw, mama uznała, że widocznie Gwiazdy tak chciały (przechodziła etap fascynacji astrologią). Gorzej poszło z babcią, która zrobiła rodzicom awanturę, zastanawiała się nawet czy nie odebrać im praw do opieki nade mną. Po dłuższym namyśle dała im czas na rehabilitację i naukę „zawodu”. Jak łatwo się domyślić obiektem zajęć praktyczno-technicznych stałem się ja.
W trakcie szkolenia, nie wiadomo kiedy przylgnęło do mnie przezwisko „Gremlin” i zostało do dziś. Dlaczego? Nie mnie o to pytajcie. Sam chciałbym, aby ktoś mi to wyjaśnił. Zastanawiacie się pewnie, skąd ja to wszystko wiem? Otóż, w zamian za pokręconych do granic możliwości rodziców, dostałem coś w rodzaju bonusu. Pamiętam wszystko to, co działo się, kiedy byłem małym Gremlinkiem. Na przykład, jak rodzice zostawili mnie w markecie, bo mama zobaczyła promocję zupek chińskich. Darłem się wniebogłosy, wołając ich, ale nie wiedzieć czemu, nikt mnie nie rozumiał. Kasjerki pochylały się nad moim koślawym wózkiem (jedno koło odpadło nie wiadomo kiedy i tata w zastępstwie przymocował taśmą klejącą inne, od zabawkowej wywrotki, które trochę nie pasowało rozmiarem) i zastanawiały się na głos, czy może jestem głodny, a może mam pełną pieluchę. Nie powiem, żeby się myliły w obu tych kwestiach, ale głównie byłem zły na nieodpowiedzialnych rodziców. Tak wspominam najwcześniejsze czasy, potem niewiele się zmieniło.
Chcielibyście może coś wiedzieć o sprawcach tego zamieszania? Poznali się, kiedy tata zamyślił się nad rozmiarami Wszechświata i o mało co nie wlazł pod rozpędzony samochód masarni „Świński ogonek i synowie”. Mama, co dziwne, okazała przytomność umysłu i podłożyła mu nogę, przez co tata zrobił jej karczemną awanturę na ulicy, bo połamał okulary przewracając się na bruk. Młoda wówczas studentka psychologii powaliła informatyka na kolana tekstem „Czymże są pańskie okulary wobec wszechrzeczy?”. Do dziś tego nie rozumiem,. Ale owocem wszechrzeczy chyba jestem ja, albo coś pokręciłem. Czasem trudno ich zrozumieć. Dziś przed ludźmi udają, że są normalni. Nie dajcie się zwieść pozorom. Czy normalne matki podlewają pieczeń i pieką w piekarniku fikusa? Chyba nie bardzo.
W gruncie rzeczy moje życie jest całkiem znośne, bywa czasem zabawnie. Gdyby nie jedna mała sprawa. Jak mówi moja babcia, w beczce miodu łyżka dziegciu. Nie wiem, co to ten cały dziegieć, ale mój nazwa się Gremlin Numer Dwa. Jest podobno samiczką, ma lat prawie trzy i głos syreny okrętowej. Miała być moim bratem, ale tacie chyba nie weszły jakieś dane na serwer. Może to jakiś wybitnie paskudny wirus? Trojan? Nie wiem, ki diabeł, ale uwierzcie, okropniejszej mutacji nie widzieliście. Przed ludźmi, a zwłaszcza rodzicami, zgrywa rudowłosego aniołka. Tak, akurat! Kupidynek od siedmiu boleści. Gdy tylko zostaje sama, staje się mistrzem destrukcji, a huragan Katrina to przy niej lekki wietrzyk. Jak łatwo się domyślić, po wszystkim udaje niewiniątko i z buzią w podkówkę wyciąga oskarżycielsko paluch w moją stronę. Nikt nie domyśla się, co za podstępna z niej żmija. Ale to się kiedyś skończy. Przyłapię ją na gorącym uczynku, a wtedy rodzice oddadzą ją do schroniska, tam, gdzie jej miejsce. Niech Bóg ma w opiece inne zwierzęta.

Mamy kota

Dosłownie i w przenośni. Z tą jednak różnicą, że tego metaforycznego od zawsze, a takiego futrzastego od wczoraj. Raz w życiu Mały Gremlin się na coś przydał. Wracając z podwórka znalazła pod blokiem kotka, który przeraźliwie miauczał i trząsł się z zimna (dam głowę, że tak naprawdę trząsł się, bo zobaczył moją siostrę) Złapała go wpół, niemiłosiernie ściskając i zawlokła do domu, wśród jęków i pisków miniaturowego tygrysa. Mama złapała się za głowę i kazała jej się wynosić, razem z kocurem. Tu najmłodsza latorośl naszego rodu dała wspaniały pokaz możliwości swoich płuc i oświadczyła, że ucieknie z domu, jeśli kotek nie zostanie u nas. Tata był w delegacji, a mama z braku pedagogicznego wsparcia, wycofała się na z góry upatrzone pozycje, czyli najzwyczajniej w świecie wymiękła i kazała mi pędzić na jednej nodze do sklepu zoologicznego, po środek na pchły.
Nie wiem, czemu kazała na jednej nodze, ale uwierzcie, to strasznie trudne. Trzy razy omal nie spadłem ze schodów! Poza tym, zeszło mi o wiele dłużej, niż gdybym biegł normalnie. Nie wspomnę o tym, że wścibskie sąsiadki znowu się rozgadały o rozwydrzonej młodzieży i nowomodnych wymysłach. Swoją drogą, muszę zapytać mamę, kto lub co to jest „szatanista”
Kotek został odpchlony, wykąpany i nakarmiony. Gdybym nie interweniował, mama zmusiłaby go do jedzenia sztućcami dla lalek. Zamiast mleka zaserwowały mu kanapkę z serem. Ach, te baby.
Pozostał problem z imieniem dla niego. Młody Gremlin chciał go nazwać Hannah, od imienia tej durnej blondynki z telewizji. Niedoczekanie! Kotek został nazwany Leon. Gremlin się pobeczał i twierdzi, że w serduszku nazywa się Hannah. Niech jej będzie, byle to z serduszka nie wyłaziło na wierzch, bo jak kot zacznie wyć, tak jak ta pseudo piosenkarka, to ja się wyprowadzam. Mam nadzieję, że do tego nie dojdzie. Lubię to nasze mieszkanko w bloku, rodziców, ba, ich to nawet kocham. A Gremlin... No cóż, może z tego coś kiedyś wyrośnie. Próbuję ją nauczyć ludzkich zachowań, ale póki co jest odporna na wszelką pożyteczną wiedzę. Czy wy zdajecie sobie sprawę, że ona nawet czytać nie umie? Taki wstyd! A jak przestała robić w końcu w pieluchy, to mama aż upiekła tort. No, powiedzmy, że to był tort. Zaczytała się podczas pieczenia i jak dla mnie to był całkiem spory kawałek węgla. Zasugerowałem oddanie go biednym na opał na zimę, ale mój pomysł przyjęto bez entuzjazmu, a nawet dostałem po uszach. Ja czasem kompletnie nie rozumiem tych dorosłych. Najpierw całe życie uczą mnie, że trzeba wspierać biednych i potrzebujących, a jak im chciałem taki ładny kawał węgla oddać, żeby nie marzli zimą, to było źle.
Kolejny problem powstał, kiedy Leona trzeba było położyć gdzieś spać. Ja oczywiście chciałem, żeby u mnie, Mały Gremlin chciał go umieścić, w swoim różowym wózku dla lalek, a mama sprzeciwiła się obu propozycjom, mówiąc, że koty wysysają niemowlętom oddech. Na nic zdały się tłumaczenia, że niemowlęta z nas żadne i to od paru dobrych lat.

P.S. Wiecie, kto to ten szatanista? To ktoś, kto pracuje w szatni, tak jak pani woźna u mnie
w szkole. Sąsiadki chyba mnie z kimś pomyliły.



Lasagne ze szpinakiem


Tata wrócił. Mama niezrażona porażkami kulinarnymi zamknęła się na dwie godziny w kuchni, ze stosem książek kucharskich pożyczonych od sąsiadek z całego bloku. Na drzwiach wywiesiła kartkę: „Nieupoważnionym wstęp wzbroniony, złamanie zakazu grozi śmiercią, kalectwem, lub nieustającym rozwolnieniem” Przerażeni tą perspektywą, nawet się tam nie zbliżaliśmy. Wolałem nie myśleć, co będzie efektem tych eksperymentów. Miałem tylko nadzieję, że nie będzie miało zdolności poruszania i nie wynajdzie koła. Z mamą w kuchni wszystko było możliwe.
W końcu, gdy już myśleliśmy, że obiad zamieni się w kolację, mama triumfalnie wychynęła ze swojej czeluści i z rumieńcami dumy na twarzy oświadczyła: Podano do stołu. Cała nasza trójka prawie pobiegła do kuchni, w końcu byliśmy głodni jak wilki (doświadczenie nauczyło nas, że mamine twory niby-kulinarne, łatwiej znosi się będąc naprawdę głodnym). Już w progu zwęszyłem niebezpieczeństwo. Coś pachniało co najmniej dziwnie. Nie sądźmy jednak cukierka po papierku- pomyślałem. Zasiedliśmy do stołu z niepewnym wzrokiem. Tata nieśmiało zapytał, co będzie daniem głównym. Odpowiedź dosłownie wmurowała nas w krzesła. Lasagne ze szpinakiem. Zapowiadał się horror w najlepszym wydaniu. Niestety, złe przeczucia okazały się trafne. Na stole pojawiło się coś, co przypominało niebieskie sznurówki zatopione w szarym sosie z grudkami wielkości wiśni. Nad tym pracowała dwie ostatnie godziny? Poczułem, że głód gdzieś się ulotnił. Chyba tata podzielał moje uczucia w stosunku do brei przed nami i lekko marszcząc nos, rzucił strategiczną sugestię, dotyczącą zamówienia pizzy. Wtedy mama zamieniła się w Furię. I to chyba w Alekto, siostrę od gniewu. Tata kiedyś opowiadał mi do snu o tych trzech paskudach. Zawsze myślałem, że to bajka, a teraz zacząłem zastanawiać się, czy przypadkiem nie schować się od stół. Dawno nie widziałem, żeby aż tak się zdenerwowała. Jeszcze nigdy nie przypominała tak bardzo rozjuszonego lwa. Oczy ciskały błyskawice, czekałem tylko, aż obnaży zęby i rzuci się nam do gardeł! Ta wizja zostanie we mnie chyba na bardzo długo. To się podobno nazywa trauma, ale to słowo kojarzy mi się z taką ładną panią, która podrzuca włosami przed kamerą i namawia do kupowania szamponu, bo wtedy każdy mężczyzna będzie za nią biegał. Cóż, Małemu Gremlinowi się to kiedyś przyda, inaczej nikt jej nie zechce (wcale się nie dziwię).
Oj, odbiegłem od tematu. Co prawda, obyło się bez rękoczynów, ale zostaliśmy wyrzuceni za drzwi kuchni, które zamknęły się za nami z takim impetem, że mało nie wyleciały z futryn. No, ale powiedzcie sami, jak można zjeść niebieskie sznurówki? I jeszcze może powiedzieć, że było pyszne? Przecież to by oznaczało kolejne próby gotowania dziwnych rzeczy. Ciekawe, co jako następne poleciałoby na ruszt. Podeszwy, czy cholewki? Wolę nie wiedzieć. Tata okazał zdrowy rozsądek (czasem nawet jemu się zdarza) i aby nie dopuścić do naszej głodowej śmierci zabrał nas na hamburgery. Musieliśmy szybko uciekać i zabrać nasze jedzenie na wynos, bo Mały Gremlin wylał mlecznego shake’a na sukienkę dziewczynki, która miała ładniejsze buty, niż ona. Czarno widzę przyszłość. Mam nieodparte wrażenie, że za jakieś dziesięć lat będę odwiedzał Gremlina, ale przez kraty i zanosił jej paczki żywnościowe z pilniczkiem ukrytym w chlebie. Nie wiem, jak mama to zniesie, zawsze myślała, że będzie miała ułożoną, śliczną i delikatną córeczkę. Ale nadzieje ją zawiodły. Dobrze, że chociaż ja jestem normalny. Jeszcze nie wiem kim zostanę, ale na pewno będę bogaty i sławny. Wtedy mama i tata zamieszkają u mnie i w końcu nie będą narzekać, że mamy takie małe mieszkanko.



Kubuś

Mały Gremlin wrócił dziś z przedszkola, przyprowadzony przez mamę Lusi (jedna z jej osiemnastu najlepszych przyjaciółek) i oświadczył całej rodzinie, że ma chłopaka. Reakcje można łatwo przewidzieć. Leon uciekł do mojego pokoju i schował się pod łóżko. Tata zastygł w bezruchu, z łyżką zupy ogórkowej w połowie drogi i aż okulary zsunęły mu się z nosa. Mama upuściła pokrywkę od garnka na ziemię, a ja zacząłem się tak śmiać, że aż zupa uciekła mi nosem i musiałem pobiec do łazienki.
Moja mała siostrzyczka z niewzruszoną powagą na piegowatym obliczu wydała stosowne rozkazy; chce założyć najładniejszą sukienkę, nowe pantofelki z kwiatuszkami, a nawet się umyć bez toczenia batalii godnej Aleksandra Macedońskiego. Sprawa wydaje się poważna. Zostałem wysłany do cukierni, po ciastka dla Kubusia. Jeszcze tego mi brakowało, żebym latał za słodyczami, dla absztyfikanta mojej siostry. Czego się jednak nie robi dla świętego spokoju. Kiedy wróciłem w domu atmosfera była wyraźnie nerwowa. Młodej wciąż się nie podobały kucyki, które usiłowała zrobić jej mama. Fakt, nie ma za bardzo doświadczenia, Gremlin na co dzień odmawia jakichkolwiek dłuższych kontaktów z grzebieniem. Próbowaliśmy ją dyskretnie wypytać, skąd wziął się Kubuś i czy jest przy zdrowych zmysłach. Okazało się, że są w jednej grupie w przedszkolu, a małolata uwiodła chłoptasia... wyrwaniem zęba. Romantyczne, prawda? Kubuś miał ruszającego się mleczaka i straszliwie bał się go wyrwać, co moja siostra zrobiła za niego. Kombinerkami podwędzonymi panu konserwatorowi. Dreszcz przebiegł mi po grzbiecie, jak o tym usłyszałem, ale najwidoczniej pacjent był zachwycony. Na dodatek Gremlin oświadczyła, że zostanie lekarzem. Niech ją ręka boska broni...
Po kilku atakach histerii i spazmatycznych płaczach, nadeszła wielka chwila. Poszedłem otworzyć drzwi i byłem w niemałym szoku. Stała za nimi jakaś dziewczyna. Nigdy wcześniej jej nie widziałem. Na oko w moim wieku, z dwoma warkoczykami. Ogólnie dziewczyny są głupie i w ogóle, ale ta wyglądała całkiem w porządku. (Ale nic sobie tam nie myślcie!) Musiałem mieć strasznie głupi wyraz twarzy, bo się uśmiechnęła, zarumieniła i powiedziała, że ma na imię Róża i jest siostrą Kuby. Musiałem się poważnie zastanowić, o kim ona mówi. Potem amnezja ustąpiła, bo zobaczyłem płową czuprynkę, która nieśmiało wychyliła się zza kolan Róży. Wypchnęła go przed siebie prawie siłą, w końcu się pokazał. Koszula w paseczki i krawacik, wypastowane buciki, a w spoconej łapce trzymał bukiecik wymiętych kwiatków. Skądś mi były znajome... Tak się na nie zagapiłem, że nawet nie zauważyłem, kiedy Róża zbiegła po schodach i wyszła. Nie, żeby mi zależało, ale chciałem być miły i zaprosić ją do środka.
Rodzina powitała Kubusia z pełną powagą, myślę, że Gremlin wydała odpowiednie zarządzenie. Chłopczyk lekko przerażony, ale dał kwiaty mojej siostrze, a ta nachyliła się w jego stronę obnażając drobne, mocne, jak u łasicy ząbki. Byłem pewny, że go ugryzie i niewinny malec wykrwawi się na naszym dywanie. Już miałem rzucić się mu na pomoc, ale usłyszałem głośny cmok. Gremlin go pocałowała! Oboje się zaczerwienili, jak piwonie. Apropos kwiatów. Pod blokiem, na cały głos rozdarła się sąsiadka z parteru, że jej ktoś roślinki z doniczki ukradł. Już wiem, skąd ja znałem ten bukiecik... Dżentelmen, kurzy jego pyszczek. W końcu, po części oficjalnej młoda para została zwolniona do pokoju. Kiedy Kubuś wychodził po dwóch godzinach (dostałem misję odstawienia go do domu), przeprowadziłem z nim męską rozmowę. Zapytałem, co tak naprawdę widzi w mojej siostrze. Wiecie, co się okazało? Wyznał mi cichutkim, lekko załamanym głosikiem: „Odkąd jestem chłopakiem Ani, przestała mnie bić” Tak to historia rodem z telenoweli pokazała drugie, mroczne dno. Pozostaje mi powiedzieć jedno; Panie, widzisz i nie grzmisz!!
Odpowiedz


Wiadomości w tym wątku
Gremlin - przez kaprys_losu - 01-07-2010, 21:24
RE: Gremlin - przez gorzkiblotnica - 01-07-2010, 22:38
RE: Gremlin - przez erazmus - 02-07-2010, 00:33
RE: Gremlin - przez kaprys_losu - 02-07-2010, 08:27
RE: Gremlin - przez Pasiasty - 02-07-2010, 11:07
RE: Gremlin - przez RootsRat - 02-07-2010, 11:20
RE: Gremlin - przez kaprys_losu - 02-07-2010, 16:22
RE: Gremlin - przez erazmus - 02-07-2010, 17:19
RE: Gremlin - przez kaprys_losu - 02-07-2010, 18:15
RE: Gremlin - przez BARTEK ZALEWSKI - 03-07-2010, 11:14
RE: Gremlin - przez kaprys_losu - 03-07-2010, 11:35
RE: Gremlin - przez Morydz - 04-07-2010, 21:21
RE: Gremlin - przez kaprys_losu - 07-07-2010, 20:09
RE: Gremlin - przez kaprys_losu - 03-12-2010, 21:19
RE: Gremlin - przez Morydz - 03-12-2010, 23:18
RE: Gremlin - przez kaprys_losu - 04-12-2010, 08:38
RE: Gremlin - przez Pasiasty - 05-12-2010, 23:34
RE: Gremlin - przez erazmus - 26-12-2010, 16:45
RE: Gremlin - przez BARTEK ZALEWSKI - 30-01-2011, 12:02

Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości