Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Podróżny
#1
Pierwszy rozdział powieści fantasy - UWAGA! ZAWIERA WULGARYZMY


Drogi Gerardzie

Umowę spisaliśmy na dwieście złotych talarów i ani grosza więcej. Przeto wpłaty rychłej w tej kwocie dokonałem na indeks Twój, co procenta przynosi i całości pomnaża. Cierpliwie czekam, aż druh mój w mizerię popadnie. Żeby biedy zaznał i hańby, nocnych mar duszących, sam jak palec się ostał. Na koniec śmiercią bolesną, w męczarniach okrutnych sczezł. Że wynająłem Ciebie? Niech wie. Prezent w liście poprzednim wspomniany, życie me osłodzi. Ucho się nada, nosem też nie wzgardzę.

Oddany Albrecht von Górka

Zabrzeże - 4-ego Zmroźnego




● Rozdział 1

{groszowej powieści o dziejach wojny, całości część, na prawdzie oparta}

Podróżny pluł krwią.

Zastali ją nagą, w łóżku leżącą, nuciła piosenkę brzuch gładząc.
– Nie chcę! - wrzasnęła, krzyk ścierką zdławili i bili aż strasznie się zlękła. O życie się bała, nie swoje lecz inne, o losy Robdanu nie tylko. Torturowali, pytając o wszystko i ciągle głową przeczyła. Zemdlała nad ranem, straciła Wigor, straciła wszelką nadzieję.
I tak przywiązaną, huk wielki obudził, drzwi silny wyważył wybawca! Ból w ciele swym czuła, a stopy krwawiły, kleiły się do podłogi. A w usta knebel się wpijał.
Z dziąsła ząb wypadł, przegrzyła językiem, siekacz barwy perłowej. Szmata kuchenna spłonęła cała, pokój okopcił się dymem.
- Zabij skurwieli!
Chciała i pomóc, sznur trzymał mocno, złamała oparcie z drewna! Kciukiem zdrętwiałym dotknęła supła, zszedł z palca paznokieć różowy. Zabrzestrzył na więzach, a bąble pękały, na wargach czerwonych od szminki.
- Zabij!
Cios pałką na ramię mu zmierzał. Podróżny sparował, orężem zakręcił, ciął z góry, z szybkością szermierza! Zasłony nie było, uderzył on w szyję, głowa odcięta odpadła. Wiedźma się śmiała, śmiała się głośno, śmiała się przeraźliwie! Drugiego z jej katów, w brzuch pchnięciem spróbował, przebił i kurtkę, i płuco. Guzy z metalu, wnet krew ozdobiła, tworząc kwiecistą plamę. Martwe już ciała, kopnął pod ścianę, w walce mu przeszkadzały. Ostatni z bandytów, wykonał swój wypad, ostrza się zwarły ze szczękiem! Pałasz oprycha, niechybnie Czarnik, gwizdał przy każdym zamachu.
Golizną swoją, czar pozwyzszając, z krzesła zerwała się wolna. Obite kolana do piersi przylgnęły, plecy wygięła w pałąk. Otarły się kości, kręgosłup był sztywny, trzypło w uszach zbirowi! Chwyciła stołek, poleciał do przodu, roztrzaskał czaszkę oprawcy! Podróżny doskoczył i grdykę mu przebił, przekręcił, posoka chlusnęła. Oddechy ciężkie, rzężenie zgłuszyło, świsnęła broń po raz ostatni.
Pięści ściskając, na łożu usiadła, pościel z kocem zrzucając. Trzech serc bicie czuła, dwa będzie miłować, dwa także straci na lata. Zlizała krew z kolan, już zęby urosły, to leczką goiły się rany. Kochanek się zbliżył, miecz schował do pochwy, płaszcz z lewej ręki odwinął. I podał:
- Okryj się tym, kochana, wiesz że to jak znak.
- Wiem. Miłości. Nie powiedziałam im nic – dar zarzuciła, ramiona skrywając i ciesząc się bardzo mocno. Wigor!
Nastała ta chwila, objęli się razem, całując się długo, namiętnie. Czołem oboje przywarli do siebie, razem się uśmiechając.
- Na pohybel
- Na pohybel – wysyczała Marzanna.

{Z pamiętnika Gerdy Wuht}

Świtało nad oberżą. Niestety, drzemał przy konturze gospodarz, luby mój, rwetesu na piętrze nic, a nic, nie słysząc. Klepał się po wydatnym brzuchu, czesał rzedniejące włosy. Spał, a sen marą był dla niego i dla mnie. „Początkiem wszystko układać się może. Ale później już grosza górę trza usypać i sprzątać samemu. Co świt, co noc, co południe, namów na dziecko i żeniaczkę z uszu wytrząsać. Świeczki gra niewarta, ogarka jeno.”
W dół schodów szły postaci z opowieści jedynie mi znane. Odmienione zgoła.
Podróżny i Marzanna.
{Zmreziła – wymazałem wcześniejsze banialuki najważniejsze wpisując - dop. Hugo Korona} Wilhelma, dostał skórki gęsiej.
- Gerda! - krzyknął zrywając się z raptem, a mnie polecenie wydając – Piecyk rozpalaj! Grzej czajniki i garnki! Rzuć tę szmatę, biegiem! Balia z wodą gorącą, mydło i ręcznik!
Pomogłam i w tym, służącą będąc. Ale do obiadu tylko.
Wyliczankę zaczął oberżysta, co przysięgę małżeńską złoży, a mnie szczęśliwą za rok uczyni.
- Wykidajło? Leśny? Najemny?
- Odgadnąć nie sposób - odrzekł baby kompan czarownej.
- Przyjechali wczoraj z wieczora, komnatę im dałem, nie szczędziłem jadła. A taką zapłatę za wdzięczność moją wystawili. Nie dosypałem trutki do piwa. Stary się robię – wylewał żale Wuht, co rodziny tej nazwą imię me ozdobi.
- Udało się ledwo – Podróżny kciukiem poddasze wskazując, wcześniej by pomocy szukać, obudzić karczmarza miał zamiar – w progu cię wołałem.
- Przeprosiny Nolan, sen głęboki morzył. Jak nie urok to sraczka – były to skruchy słowa i obawy pewnie.
Bo swym palcem w mężczyzny pierś godząc, wiedźmy czary jakoweś rzucają. Rzecz to oczywista. Po raz kolejny urok zapewne czyniąc, biegunkę na męża przyszłego sprowadzić jędza chciała. I wycedziła zaraz:
–    Nic im nie rzekłam –  Uśmiechnęła smutno, płaszcz przydeptany brudząc, a do mego królestwa {Może i królową jest pani, a widelec z łyżką, to paź i księżniczka, kuchnię kuchnią zwać jednak trzeba – dop. Karol Praska} podchodząc. Rękę na zgodę narzucić mi chciała, pragnienia bezwstydnie głosząca:
- Gerdzie pomogę, ty zajazd zamknij. Kąpieli zażyję w głównej sali, przestronna jest. Tego potrzebuję.
Na taborecie usiadł i rękawiczki zdjął w końcu. Podróżnym zwany.
- Sprzątaniem bałaganu zajmę się ja – zwrócił się Wilhelm do niego, a że na krwi widok cierpnę, rada byłam. Jednakże niewiedzą mą było, że tu idzie o rzecz inną. Rzecz, co białej głowie stracha napędzić może i w nocy się przyśnić. Nie było to zwykłe pokoju sprzątanie. Przywykłam i dawno do tego - sam konia oporządzę. Odpoczywaj.
- Dasz sobie radę? Jeden z nich to osiłek, bydlę duże, wywijał Czarnikiem -  dywagacje te jeno na potrzeby wiedzy o broni przez alchemię wykutej się zdały.
- Szablę zabieram. Nad kominkiem powieszę. Ciała spalę i popiół rozdepczę – o milczeniu na sprawy takie jam pouczona, a zajmujące głowę czarownicy interesem moim nie były -  zajmij się Marzanną, frasunku u niej dużo. Ty jej potrzebą jesteś.
- Przebrać się muszę i pomóc. Przepchniemy balię do izby – wiedźmy kochanek uczynnością się szczycił - trudne czasy nastały, podziękowania za wszystko.

{Z pamięci spisane – Wilhelm Wuht}
Przyjaciel mój rękawiczkę gubiąc, miejsce przy ladzie opuścił. Klamry z cholew odpinając, buty zzuł, rozwinął onuce. Kaftan na ławę rzucił, pasa popuszczając. Przez próg przestępując z gospody wyszedł, ulgi i wytchnienia zaznać. Cmoknął w stronę swojej klaczy czarnej, co później napoić i nakarmić ją miałem. Dał koniowi z kieszeni cukru, kostkę sam jedną zjadając. Kałużę zmarzniętą ominął i do studni podszedł. Jak mawiał po latach w uchu wciąż słyszał huk, świst i gwizd. Żurawia skrzypiącego użył, wody do wiadra nabierając. Mimo śniegu na stopach, chłodu nie czuł pewnie, gorącą głową zwany. I Podróżnym, rzecz jasna. Przemył twarz i kark, fryzurę zmierzwił. Na ziemi usiadł. Rozglądał po placu mnie zupełnie nie widząc. A karczma stała, nim szlag ją trafił, przy zagajniku samym, Białej Polany blisko. Na płocie siedział kogut i nie padało, nie mżyło nawet. Mróz za to mnie ziębił i szumiał Las, choć wiatru nie było. {Bardzo ważną wskazówkę daliście, panie W. - dop. - Hugo Korona}
Nadjeżdżał wóz kołysząc się na boki, parskała kobyła z bujną grzywą. Słychać było klekotanie i stukot. Za woźnicą zwisały sznurki, dyndały dzwonki.
Drabinę spod pachy wyjąłem, o krawędź dachu opierając. Wspiąłem się, w ręku trzymając złożony w kostkę materiał. Suknem czarnym szyld przykryłem co na łańcuchach zwisał, a na płachcie przeze mnie rozwieszonej, litery wyblakłą czerwienią oznajmiały: „Zajazd zamknięty”.
Koła bryczki stanęły. Przyjezdny, którego zamiary niedawno dopiero poznałem, bat odłożył. Zeskoczył z kozła. Był niskiego dość wzrostu, z brodą i przy tuszy, a ubrany w brązową jopulę. Spojrzał w górę na mnie wołając:
- Otto jestem! Sklepikarz.
- Dzisiaj nie wpuszczamy. Nie rozstawiaj kramu, nikogo nie gościmy – coby na pysk nie spaść, ostrożność przy schodzeniu na szczeblach powziąłem – w stajni też miejsca nie ma.
- Cóż, dalej wędrować mi przyszło. Nie gościcie może trzech mężczyzn? Langoci to, i podróżują wspólnie.
- Nie – warknąłem prawie, ma krew gotować się chciała – taka dola, ale nie.
- Zatem komu w drogę, temu czas – zdradził tajemnicę przybysz, odkrycie niedawno jej przyszło – jeno jeszcze jedna rzecz. I głów nie zawracam.
Na tył furmanki zaszedł i skoble odpiął. Opadła klapa. Lekkie schodki z Arundy w kącie znalazł i z uśmiechem na twarzy na błocie postawił. Wgramolił się na górę i na palcach stojąc, żeby belki dosięgnąć, zdjął z haczyka przedmiot na sznurku wiszący. Straganowi przyjrzałem się z bliska.
Był to sklep sprzedaży obwoźnej, zwykły dębowy stół. Przybite dwa słupy drewniane, do zwykłej, szerokiej deski. Na blacie leżały klekotki i bicze. Pod nim pojemniki z farbą, szpule i nici. Oko przyciągały kamienie półszlachetne i błyskotki zwykłe, zestaw srebrnych sztućców. Luneta ze złota. {Złota Luneta – dop. Bargasz Kraweczek} W kącie leżały zwinięte bele tkanin i słoiki z farbą. Czuć było perfumy.
Otto wisiorek ciągle trzymając, do studni podszedł. Zagaił gdy Podróżny wstawał.
- Łapienny to drugie miano, zapamiętaj. To dla ciebie – handlarza tego, dane mi poznać jeszcze będzie.
- Horst, mojego pamiętać nie musisz. Czarnik?
- Nie, hojnością nie grzeszę. Czarny opal – roześmiał się kłamiąc jak najęty, słuszność co do jednej tylko sprawy mając - noszony przy sercu tobie jeno pomoże.
„Zwykły kamień” - zapewne myślał Nolan na prezent patrząc -  „Szlif cudny, nic ponad. Fałszywy, nie wart niczego”. W kieszeń kamień włożył.
- A jak przenosisz ten cały raban? Jak w festyn i targ się rozstawiasz? - spytałem odpowiedzi ciekaw.
- Z wozu sprzedaję. Grosiwo rzucają, ja towar odrzucam.
- Sprytnie. Bylebyś nie roztrząsał nas z góry – żartem odburknąłem.
Na kozioł wróciwszy strzelił z bicza, wodzy nie posiadając. {Piszcie cobyśmy wiedzieli na przyszłość jak konia prowadził – dop. Sekretarz Karolina Horzenna} Ruszyły obręcze koła, śniegiem oblepione.
- Żegnajcie! – rzucił przez ramię.
- Wojna wiosną być może! Powóz cię czeka! - krzyknąłem za nim.
- Zaśpiewam wam na odchodne! Jeszcze raz bywajcie!
Rozległy się słowa piosenki, na weselach po stokroć śpiewanej:

Bladolica panno, czarnooka pani
Tyś mym całym światem, żoną moją będziesz,
Głowę mi zaprzątasz, zmysły moje mamisz
Po dni wszelkich koniec, serce me zagrzejesz!

Podróżny pluł krwią.


W głównej sali czuć było zapachy obiadu szykowanego. W baleji wypełnionej ledwie w jednej trzeciej kąpała się czarownica. Nie czekała, ta sprośna jednak niewiasta, na kolejne dolewki, bom widział jak Nolan łapczywie i z atencją  krągłości Marzanny oglądał. Czynił tak ponoć zawsze gdy tylko wierzchnie odzienie zdjęła. Lubieżny widocznie był. Jak i ja. Myła się szarym mydłem wiedźma, a robiła to bardzo powoli. Cieczy gorącej ni kropla nie spadła, podłogi izby nie mocząc.
- Plecy mi umyj Horst! – nakazała tonem szorstkim.
Zdejmując koszulę świeżą, Podróżny podszedł i chwycił włosy jej czarne, do góry podwinął i w dłoni ścisnął. Powąchał kosmyk przeciągle, chuć swoją mi znów okazując. Miękką sedżanśką firboną szyję babie swej wymasował, łopatki delikatnie wypieścił. Powoli ramiona spłukał.
- Kręgosłup masz ciekawy. Jak kostny grzbiet jaszczurki – pierwszy raz zjawisko to widząc, w bujaku siadłem.
- Tak wszystkie mamy – odrzekła, wywód poniższy czyniąc – To czyni nas mocnymi. Czarownymi. Rzucać czary, klątwy i uroki możemy. Spoiwo to ciała i czucia. Opisem naszych uczynków jest, przed złem powstrzymuje. Zadawanym przez nas i nam zadanym. Im pośladków i lędźwi bliżej, wpływ większy na przeznaczone mamy. Ludziom jest dane by kochali i płodzili. Dzięki temu prym w świecie wiedziemy. I my czarownice i wy wszyscy ludzie. To rzecz przewidziana i wywróżona, tą drogą zmierzamy. Im bliżej do pleców i ramion, tym bliżej do głowy i mózgu. Tam wprzód wolna wola, kształt myśli i losu, odpowiedź na niego. Stąd nauka, zdolności zielne i alchemia.
- Tajemnic czy aby nie zdradzasz? -  pojęcie spraw tych dawno porzuciłem, tylko w mojej niewiedzy się utwierdzając – Wnioski jedyne z gadaniny twojej, że rusałki, chowańce i dyeble, potomków nigdy nie mają. Bez dzieci własnych żyć muszą.
- Zdradziłam już dawno. Z Podróżnym się zadając.
Lulkę zapaliłem.
Umyte włosy Marzanny ułożyły się falą na ramionach, {zabrzerwiły – Nie piszcie jak Wasza żona, tylko zacznijcie się sprawami czarownymi interesować – dop. Hugo Korona} na odcień rudego. Ciało wypiękniało. Zniknęły oparzenia i strupy. Sutki stwardniały, blizny i ślady {zgleiły  - wyleczyć to świnie można z obżarstwa panie W.. Nie piszcie też więcej o cielesnych afektach, te nas nie interesują – dop. Hugo Korona} Horst skręta wziął ode mnie i na fotel wrócił.
- Podaj mi ręcznik! – rozkazała znowu.
Papieros wylądował w kubku z kawą. Miękki materiał przykrył nagie ciało, dumna to i wyniosła kobieta. {Wigor! - dop. Hugo Korona}
- Brachu, jak baby te durne pokonać? - spytałem z ciekawością.
- W pole trza wyprowadzić i spalić. Ze wstydu rzecz jasna. Pokonać słowem. Na zakusy odpornym być, przynajmniej po części. Alchemia pomaga.
Głową kiwając, i z westchnieniem głośnym, odrzekłem – Głodni pewnie jesteście. Idę Gerdę pospieszyć.
Wstałem z fotela bujanego, drzwi do kuchni za sobą zamykając. Na klucz. Marzanna i Podróżny z miłością swą sami zostali. Na ławie pojawiły się spodnie.


Siedliśmy w czwórkę przy stole. Spojrzałem przez okno, na dym z ciał palonych, który biały był, woni nie dało się poczuć. Moją to sprawą bo bez szkoły choć jestem, w sposobach alchemii uczony. Żona ma przyszła, przystawki podała, to jest małże, i z cytryny sok. Morza te dary, niesmaczne były -  „Langoci nie wiedzą co jedzą”. Służącą jeszcze przez godzinę tylko, pierwsza skorupę lizała, rękawem usta wycierając. Wstąpiły z widoku tego siły nieczyste we mnie, a ochota okrutna mnie wzięła: „Przespać z tą cudną dziewką w końcu mi przyjdzie, wnet mikstur zażyję, płodności i wigoru. Dziecko zrobię. Ślub wezmę. Dziwkom z Zabrzeża już płacić nie będę, nauczę wszystkiego. Laboratoria słomą wyścielę, krzyki wytłumi. Przyrządy odkurzę. Na Święto Płomienia Ludę zaprosimy, byle afektu więcej nie poczuć.” Już postanowione. {Wżdy wielkie pierdoły piszecie i o łóżkowych sprawunkach znowu, panie W. Tego spisywać nie trzeba – dop. Karol Praska}
- Gerda! Upraszam gulaszu i zupy. Rzęsy podmaluj, kredki do ust użyj. Od Marzanny suknię i kolię wziąć możesz. Słuchaj i nie pytaj o nic – polecenia wartko wydałem.
Wybranka moja, wielce się zdumiała, nerwy skrywając uśmiechem. Zalotnie w oczy me wodziła swymi, jak lazur głęboki pięknymi.  

Po prawdzie i dania podać wnet zdołano, lecz pewnie na opak rozumując, pokój wiedźmy ma śliczna odwiedzić poszła. Stygły więc. Wieki całe te przebieranki trwały, na przyszłe męki czekania przygotować zapewne mnie chciała.
I cud piękny na schodach ujrzałem, skrzący brokat i szpilki bez nosa. Już oberży pani, po dywanie szła, szyję diamentem ozdobiwszy. Na sukni nie znałem się wcale, jeno w nogi patrzyłem, rozcięcie do ud podziwiając.
- Nie wzięłam najładniejszej – zdumiała mnie wielce, zagadka zadana, kobieta kobiecie wilczycą.
Wrócono do obiadu, otwartą już mową zaczynać mogliśmy:
- Torturą Marzannę męczyli, chcąc zapewne wydusić wiele. O co pytali? - zacząłem.
- O dzieje zamierzchłe, Przedmiotu szukają. Uwięzić na drodze lub tutaj mogli. W Zabrzeżu za tłoczno.
- Co dziwne, bo Czarnik w polu by działał. Sprawdziłam go, przyzywa ptaki przy gwiździe. Sroki, sikorki i gile. Głównie jednak sroki. Przeszkadzają w walce, mi w gusłach – opisała broń piekielnica, co Horsta omamić zdołała.
- Chuj z mieczem. Trzeci gwizdnięty a gwiżdże do tego. Nazwę go „Gwizdnik”. Działamy nadal? - dopytałem w powagę przechodząc.
- Jak najbardziej, kontaktu wypatruj w tym tygodniu jeszcze. Miej oczy otwarte, przyjacielu -  Podróżny radę dobrą mi dał i ręce pełne roboty.
Oczytanej Gerdzie zapewne myśli kradła strzyga urokliwa, zapewne takie to pochwały w myślach mojej żonie przyszłej czyniła: {drynżowała? - dop. - Karol Praska} „Spryt jej wielki i uroda to natury rzecz. W sieci nowa jest, stosunki zacieśnić musi, kobieta, kobietę zrozumie. W łóżku wygodę poczyni.” {Konfabuły wasze to rzecz jedna, drugie to lubieżność okrutna. Mówię wam panie W., syfu tylko dostaniecie od tego łba zbereźności pełnego – dop. Karol Praska} Gościniec przed byłą służącą podwoje otwierał.
- Jak śniegi stopnieją Langoci ruszyć ku nam mogą, pamiętajcie o Mortuas. Wiedźmy wtedy sprowadzić trzeba – najważniejsze Nolan wspomniał, i przestrzegł o sprawach z przeszłości niechlubnej.
- Nic z tego – cienkusza upiła Marzanna.
- I tak wszystkim czarownicom życia odbiorę. Przysięga, rzecz święta, Wilhelm. Palenia druida oszczędzę – przyrzeczenie opisując, do mnie Horst się zwrócił.
Zawiniątkiem w końcu poszczyciła się niewdzięcznica, zawiniątkiem skrywanym prze ze mnie:
- Mam tylko to. Inicjał G. złotą nicią wyszyty. Ale znajdę mordercę, mam łupiny słonecznika. {Wyterpi – zmazać znowu muszę, uczcie się alchemii lepiej, panie W. - dop. – Hugo Korona}. Odwiedzimy Kosodrzewa.
- To jutro. Słuchasz, Gerda? - rady Podróżny dawał, pytając jeno w powietrze – Jesteś młoda, wszystko notuj w pamięci. Rozwijaj myśl, przydasz się Wilhelmowi.
Kiwnięciem go zbyła, okruchy krakersa z dekoltu zbierając.
- Ile trzeba powiedz. Nie więcej. Czekajcie na Ludę. Ubrania i naszyjnik oddaję. Szpilki mi zwróci, cenne są dla mnie bardzo – i z tym napomnieniem, oddała wiedźma w prezencie parę jedną, druga parę zatrzymując. Zagadka poprzednia swej mocy nie miała, a nowa została zadana.
Rozmowę tę kończąc czarownica z ławy wstała, znużenie okazując. Po prawdzie to i mnie do spania brało, bo zmierzch już nastał, krótki był dzień. Z miesiącem odwrotnie zaś, miesiąc to w roku najdłuższy był i sensu nadawał długości owej, dłużąc się ponad miarę. Rok już, jak zawsze, dni miał tyle co trzeba, ale w rok ten, miesiąc Zmroźny nazwie swej wyjątkowo przychylny był, mróz siarczysty bowiem krew całą schładzał i kości zmrażał. Mówiąc krótko, zimno było jak cholera, gdy zimno jest, to pić trzeba, więc półki z trunkiem do wyboru wskazałem. I gospodarność Gerdy poznając, piwo w kuflu już piłem, a wkoło rozległy się dźwięki, odezwał przecudny głos:

Biała szadź w Sołtyńcu rzednie,
Czarna postać ścina mrok,
Zamek ucztą żyje wiecznie!
Rytgraf stracił wzrok!

Straże piją słodką wodę,
Czarna postać jest jak duch,
Góry wiecznie będą grobem!
Rytgraf stracił słuch!

Wiedźmy z puszczy mają oko,
Czarna postać wszystkich bije,
Straże leżą błogo!
Rytgraf już nie żyje!

Od pola, od placu, łomot donośny się poniósł.
- Drzwi zamknięte do jutra! Szyld przeczytaj! - zbyć chciałem przybysza.
Wejście otworzyło się. Stanęła w nich postać.
Do szynkwasu pobiegłem noża szukając.
Gerda przewróciła śpiewnik, upuściła lutnię.
Podróżny oręża dobył.
Marzanna wisiorek zauważyła.
Odpowiedz


Wiadomości w tym wątku
Podróżny - przez RebelMac - 31-12-2016, 16:38
RE: Podróżny - przez gorzkiblotnica - 31-12-2016, 22:52
RE: Podróżny - przez RebelMac - 01-01-2017, 13:29
RE: Podróżny - przez gorzkiblotnica - 01-01-2017, 21:47
RE: Podróżny - przez BEL6 - 02-01-2017, 12:34
RE: Podróżny - przez RebelMac - 02-01-2017, 13:58
RE: Podróżny - przez BEL6 - 02-01-2017, 14:57
RE: Podróżny - przez Gunnar - 02-01-2017, 15:16
RE: Podróżny - przez RebelMac - 02-01-2017, 15:40
RE: Podróżny - przez gorzkiblotnica - 02-01-2017, 23:37
RE: Podróżny - przez RebelMac - 03-01-2017, 06:32
RE: Podróżny - przez gorzkiblotnica - 03-01-2017, 22:36
RE: Podróżny - przez RebelMac - 06-01-2017, 22:52
RE: Podróżny - przez BEL6 - 07-01-2017, 10:54
RE: Podróżny - przez RebelMac - 10-01-2017, 10:56
RE: Podróżny - przez gorzkiblotnica - 09-01-2017, 00:00
RE: Podróżny - przez RebelMac - 10-01-2017, 12:26
RE: Podróżny - przez gorzkiblotnica - 10-01-2017, 21:27
RE: Podróżny - przez RebelMac - 11-01-2017, 09:00
RE: Podróżny - przez gorzkiblotnica - 11-01-2017, 16:22
RE: Podróżny - przez RebelMac - 15-01-2017, 17:01
RE: Podróżny - przez gorzkiblotnica - 15-01-2017, 22:16
RE: Podróżny - przez RebelMac - 17-01-2017, 16:29
RE: Podróżny - przez gorzkiblotnica - 17-01-2017, 22:13
RE: Podróżny - przez RebelMac - 22-01-2017, 11:39
RE: Podróżny - przez Gunnar - 20-01-2017, 11:17
RE: Podróżny - przez Gunnar - 23-01-2017, 16:24
RE: Podróżny - przez Gunnar - 25-01-2017, 19:44
RE: Podróżny - przez RebelMac - 26-01-2017, 10:38
RE: Podróżny - przez Gunnar - 26-01-2017, 14:36
RE: Podróżny - przez RebelMac - 26-01-2017, 14:45
RE: Podróżny - przez Gunnar - 26-01-2017, 15:43
RE: Podróżny - przez RebelMac - 31-01-2017, 19:55
RE: Podróżny - przez czarownica - 03-02-2017, 12:10
RE: Podróżny - przez Gunnar - 26-03-2017, 10:51
RE: Podróżny - przez RebelMac - 10-04-2017, 17:04
RE: Podróżny - przez Gunnar - 12-04-2017, 21:09
RE: Podróżny - przez gorzkiblotnica - 11-04-2017, 20:55
RE: Podróżny - przez RebelMac - 20-04-2017, 13:10
RE: Podróżny - przez gorzkiblotnica - 21-04-2017, 21:21
RE: Podróżny - przez RebelMac - 23-04-2017, 10:20
RE: Podróżny - przez Gunnar - 26-04-2017, 12:48
RE: Podróżny - przez RebelMac - 26-04-2017, 12:58
RE: Podróżny - przez gorzkiblotnica - 27-04-2017, 21:12
RE: Podróżny - przez RebelMac - 28-04-2017, 14:42
RE: Podróżny - przez Gunnar - 20-12-2017, 11:03
RE: Podróżny - przez Miranda Calle - 20-12-2017, 13:18
RE: Podróżny - przez RebelMac - 13-05-2018, 07:48
RE: Podróżny - przez Gunnar - 13-05-2018, 13:45
RE: Podróżny - przez omlet - 06-11-2018, 20:36

Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 3 gości