04-11-2018, 20:28
Cytat:Słowem wstępu: Oblicza szaleństwa są wznowioną i przerobioną wersją Alicji w Krainie Czarów.W odniesieniu do poprzedniego tytułu; wiadomo skąd zaczerpniętego; myślałem o tytule nawiązującym do utworu Carrolla i położenia twojej bohaterki, np. Alicja w krainie luster, lub Alicja wśród rozbitych luster.
Czyta się płynnie, choć gdzieniegdzie pozwoliłem sobie na poprawki, po któreych całość chyba, nawet w przypadku tych drobnych zabrzmiałyby lepiej.
Rozdział I
Od rana nie przestawało padać. Znudzony deszcz bębnił palcami o parapet, wystukując monotonną jesienną melodię. Większość ludzi nie lubiła listopada za jego depresyjny charakter. Alicja wręcz przeciwnie — ponury deszczowy miesiąc idealnie harmonizował się z jej nastrojem. Niewyraźny szaro-bury świat za oknem dawał świetną wymówkę dla bycia przygnębionym (dla przygnębienia).
Przysiadła na parapecie, mocniej ściskając w dłoniach kubek gorącej herbaty, żeby (byleby) rozgrzać wiecznie zimne (zmarznięte) palce. Dzięki bezsenności codziennie mogła obserwować, jak zaspane miasto budzi się do życia (jak niewyspana/ senna jeszcze ulica budzi się znów/ po raz kolejny). Solidna ulewa z nocy (Nocna ulewa - jak ulewa to chyba wiadomo że raczej solidna?) przeszła w niedbałą mżawkę — widocznie w poniedziałkowy poranek nawet chmury nie miały chęci do pracy.
Forma i treść zakończenia brzmi nie bardzo. Może prędzej coś w rodzaju straciły impet, utraciły nadmiar wody choć taka dokładnie forma też nie jest dobra, co innego treść. Ala z rozbawieniem obserwowała, jak ludzie (przechodnie) zamykają i (to znów) otwierają parasole, niezdecydowani, czy będą im jeszcze potrzebne. Cień uśmiechu przemknął (Uśmiech przemknął blado/ cieniem/ niepozornie) po ustach dziewczyny i równie szybko zniknął, kiedy (gdy) zacisnęła wargi, koncentrując całą swoją uwagę na nieznajomych twarzach.
Przyłapała się na tym, że mimowolnie znowu to robiła (znów to zrobiła/ Znów to zrobiła! Mimowolnie. Właśnie przyłapała sie na tym). A trzeba dodać, że robiła tak codziennie od dnia (Czyniła to zresztą codzień/ od chwili) przyjęcia na oddział. Nie przegapiła ani jednego poranka. Chyba miała pewnego rodzaju obsesję, ale uparcie odganiała tę myśl (Czyżby miała jakąś/ swego rodzaju obsesję? Nieraz zastanawiała się nad tym uparcie odpędzając tę myśl/ jednak za każdym razem przeganiała tę myśl).
Uważnie obserwowała przechodniów (ludzi) - tylko dlatego, żeby (aby) potwierdzić to, co i tak już wiedziała. Przecinając ulicę, ludzie (Niejeden wśród nich/ z nich/ Wszyscy) rozglądali się na boki, ale nikt, dosłownie nikt, nie spojrzał w kierunku (stronę) szpitala. Każdy starannie omijał szary budynek wzrokiem, jakby ten w ogóle nie istniał (nie miał prawa istnieć - chodzi o to by w podtekście zabrzmiało to mniej więcej: jakby nie wartobyło spoglądać w to miejsce; jakby miejsce to było nazbyt wyklęte by na nie spojrzeć; jakby widok szpitala był zbyt gorszący, bulwersujący itp. ). Dawniej sama tak robiła, przechodząc (Sama tak też postępowała - dawniej, idąc) tędy w drodze do szkoły. Wtedy jej największymi zmartwieniami były kiepskie oceny ze znienawidzonej matematyki (Wtedy najwięcej zmartwień przysparzały znienawidzona matematyka...) , nadchodząca matura, kłótnie z ojcem i plotkujące za plecami koleżanki (plotki koleżanek poza plecami). Oddałaby wszystko, żeby móc (by/ byleby tylko) wrócić do tamtych błahych problemów (można się domysleć że teraz wydają się one jej błahostką) i (-) do życia zwyczajnej licealistki. Nigdy nie pomyślałaby, że można tak mocno tęsknić za nudną normalnością. Teraz niczego bardziej nie pragnęła. Jednak ona i normalność nie miały już ze (z) sobą wiele wspólnego — ich drogi rozeszły się lata temu.
Nie wiem czy przypuszczasz to, co ja że znaki interpunkcyjne, odpowiednio zastosowane co do ich miejsca i rodzaju tez mogą oddać nastrój utworu; to, jak w danej chwili czuje sie bohater itp. przynajmniej myślniki. Dlatego może w paru miejscach przydałoby się ich dodać?