13-09-2016, 13:20
Ja fundamentalizmem wszelkiej maści - w sensie fundamentalizmem, który znamy z historii czy z mediów (fundamentalizm religijny) - także się brzydzę. Staram się nawet unikać ludzi "wierzących", bo działają mi na nerwy. Czym innym jednak jest dyskusja o tym, co jest prawdziwe, a co jest fałszywe. Nawet w islamie jest jasno powiedziane, że żadnego człowieka nie można zmuszać do religii, dlatego dawniej na Wschodzie panował pluralizm religijny. Jednak także i to nie zmienia w żaden sposób fundamentów moralnych. One, w moim rozumieniu, istnieją i nie można nimi w żaden sposób manipulować, chociaż nie wolno też wchodzić w drogę drugiemu człowiekowi i zmuszać go do czegokolwiek, bo w ostateczności każdy odpowiada za samego siebie i każdy jest panem własnych wyborów.
A co do Boga:
Hindus: „Czy człowiek miłujący Boga, by uzyskać ostateczne zbawienie potrzebuje mniej czy więcej inkarnacji niż człowiek, który Boga nienawidzi?”.
Carl Gustav Jung: „???"
Hindus: „Człowiek, który miłuje Boga, potrzebuje siedmiu inkarnacji, by zdobyć pełnię; człowiek, który nienawidzi Boga, potrzebuje tylko trzech wcieleń, ponieważ prawdopodobnie będzie więcej o nim rozmyślał i będzie z nim mocniej związany niż ten, kto miłuje Boga”.
Dlatego uważam, że chociażby Nietzsche był o wiele bliżej Boga aniżeli średniowieczni scholastycy, którzy próbowali, nieco oczywiście upraszczając, przełożyć Arystotelesa na język religii chrześcijańskiej, i którzy często zbyt sztywno trzymali się tradycji kościelnej. Mówienie, że Nietzsche Boga nienawidził, jest rzecz jasna bardzo przesadzone, ale z pewnością był myślicielem, który kwestię "śmierci Boga" potraktował poważnie; myślicielem, który autentycznie przeżywał (czy też przeżuwał) każdy aspekt sekularyzującej się nowoczesności. Lew Szestow, rosyjski filozof, stwierdził zresztą, że Nietzsche był jedynym filozofem, który szczerze Boga poszukiwał, bo dla Nietzschego była to nie tyle kwestia chłodnej intelektualnej dysputy, co kwestia życia i śmierci, podczas gdy zdecydowana większość "wierzących" uznaje istnienie Boga, bo "mama tak powiedziała" czy "tak powiedziała tradycja". Większość nawet nie zastanawia się nad tego typu sprawami, bo "szkoda czasu". Żyją jak bydlęta.
A co do Boga:
Hindus: „Czy człowiek miłujący Boga, by uzyskać ostateczne zbawienie potrzebuje mniej czy więcej inkarnacji niż człowiek, który Boga nienawidzi?”.
Carl Gustav Jung: „???"
Hindus: „Człowiek, który miłuje Boga, potrzebuje siedmiu inkarnacji, by zdobyć pełnię; człowiek, który nienawidzi Boga, potrzebuje tylko trzech wcieleń, ponieważ prawdopodobnie będzie więcej o nim rozmyślał i będzie z nim mocniej związany niż ten, kto miłuje Boga”.
Dlatego uważam, że chociażby Nietzsche był o wiele bliżej Boga aniżeli średniowieczni scholastycy, którzy próbowali, nieco oczywiście upraszczając, przełożyć Arystotelesa na język religii chrześcijańskiej, i którzy często zbyt sztywno trzymali się tradycji kościelnej. Mówienie, że Nietzsche Boga nienawidził, jest rzecz jasna bardzo przesadzone, ale z pewnością był myślicielem, który kwestię "śmierci Boga" potraktował poważnie; myślicielem, który autentycznie przeżywał (czy też przeżuwał) każdy aspekt sekularyzującej się nowoczesności. Lew Szestow, rosyjski filozof, stwierdził zresztą, że Nietzsche był jedynym filozofem, który szczerze Boga poszukiwał, bo dla Nietzschego była to nie tyle kwestia chłodnej intelektualnej dysputy, co kwestia życia i śmierci, podczas gdy zdecydowana większość "wierzących" uznaje istnienie Boga, bo "mama tak powiedziała" czy "tak powiedziała tradycja". Większość nawet nie zastanawia się nad tego typu sprawami, bo "szkoda czasu". Żyją jak bydlęta.