Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Lucyfer - tytuł roboczy
#1
Ciemność spowiła lasu obszary a Luna złowrogo patrzyła nań z góry – gdzieniegdzie przez liście puszczając światła swe snopy wskazując mu drogę. Podążał za srebrną księżyca ścieżką a wśród gęstwin Puchacz nadawał ton nocy – żałobną rapsodę, Wtem kruki jak gdyby na wezwanie poczęły wieszczyć pieśń swą straszliwą – wzniosło się stado i krążyło nad lasem jak wróżba Bojana. W oddali słychać było wycie drapieżcy, co do pełni skowycze – Syriusz wpajał się w modły ich dzikie prosząc Oriona o zgodę na łowy. Wędrowiec czuł na sobie boski oddech Boreasza, który wprawiał w taniec korony drzew – karmił wichrem dzieci Leszego. A niebo bezkresne nad nim się rozciągało. Szedł przez dziewicze tereny a im się zbliżał tym bardziej Strzygi chyliły łby... Tam idziemy – tam gdzie wiedzie nas światło Adonai. Aż postać ujrzał co w przerażenie go wprawiło – Na łbie miał pentagram a na globie siedział. Rogi jak kozie i piersi kobiece, kopyta miał skrzyżowane - Prawa ręka zdawała się pokazywać na „Solve” zaś lewa - „Coagula” a na brzuchu miał Kaduceusz.. Nomad tchu złapać nie mógł a serce mu biło jak źródło wieczyste. Kiedy miał wyksztusić z siebie choć słowo – jedno słowo – istota ryknęła:
-SALVE!
Twarz zasłonięta, mrokiem spowita, spokojnie wypowiedziała swoje słowa.
-Salve...Bracie.
-Kim... Kim żeś jest?!
Przeszło przez gardło strwożone. Choć w jednej chwili nie czuł już strachu. Czuł dziwne wrażenie, że zna skądś ten byt.
-Jam ciemny jest....
Wtem jasny snop światła oślepił wędrowca. Otworzył oczy, spojrzał na okno mruknął pod nosem:
-I słońce - mój wróg słońce wstaje wielbiąc Boga...
Młodziak wstał z łóżka i chwilkę podumał oczy przecierając. Pokój jego był wypełniony książkami, na szczególną uwagę zasługiwały tytuły młodopolskich poetów i prozaików - Obok Micińskiego i Langego stał „Confiteor” Przybyszewskiego, Kasprowicz i kilka powieści Tetmajera razem z jego lirykami. Na osobnym piedestale widniały dramaty Wyspiańskiego razem z romantycznymi koncepcjami – czy to mickiewiczowskie „Dziady” czy „Genezis z Ducha” Słowackiego. Za tyle tytułów co posiadał – mógł sobie sprawić sporą garderobę bo i w co ubrać się nie miał a i mieszkanie pachniało ubóstwem. Otworzył okno jak to w zwyczaju miał wpuścić trochę świeżego powietrza – z zewnątrz dobiegały głosy ludzi pikietujących. To jedna kobieta krzyczała dość głośno o swoje prawa, to druga ją próbowała zagłuszać. Tam ktoś próbował powiedzieć swoje zdanie, drudzy mu nie dawali dojść do głosu. Dochodziły tezy o złodziejstwie, krętactwie i obronie suwerenności. Typowe polskie pikiety. Spojrzał na tłum, pokręcił głową, zacisnął usta i splunął za oknem.
-Zaraza....
Ubrał się w swoje stare wysłużone sztruksy, założył koszulę bez przesadnej dbałości o wygląd wyszedł do ludzi.
Na ulicy wrzało. Nie powodowało to jednak jakichś specjalnie utrudnień w funkcjonowaniu miasta – wręcz przeciwnie. Bankierzy zacierali ręce, podobnie jak sprzedawcy czy uliczni sklepikarze których już coraz mniej czyhając na zysk i ludzi z pikiety.
-Jak zwykle smród miejscowej zgnilizny społecznej, powszechnego zezwierzęcenia i materializmu
Pomyślał w duchu patrząc na Gawiedź siedzącą w parku, która delikatnie mówiąc odstawała od standardów obyczajowych.

Co sądzicie? Sam początek wymyślony naprędce. Tak pod wpływem weny.
Odpowiedz


Wiadomości w tym wątku
Lucyfer - tytuł roboczy - przez Sacar - 28-01-2016, 00:44
RE: Lucyfer - tytuł roboczy - przez BEL6 - 06-03-2016, 14:53
RE: Lucyfer - tytuł roboczy - przez gorzkiblotnica - 06-03-2016, 23:44
RE: Lucyfer - tytuł roboczy - przez Karen - 24-11-2016, 09:30

Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości