- Opowiem ci pewną historię – tak mi wtedy rzekła. I zapamiętałem to zdanie, bo była to ostatnia rzecz, jaką od niej usłyszałem. Wielokrotnie próbowałem je rozłożyć na czynniki pierwsze. Cztery słowa, które po złożeniu w całość były intrygującą zapowiedzią, fascynującym początkiem.
A okazały się końcem.
Wiele razy snułem przypuszczenia odnośnie tematyki tej nigdy nie opowiedzianej historii. Może to była historia miłosna? Może to była opowieść z morałem? Albo ciekawa anegdota o kimś nieznajomym? A może o kimś bardzo znanym?
Siedziałem przed kominkiem i wpatrywałem się w nieuprzątnięty popiół i zwęglone kawałki drewna. Od tamtej pory nie odważyłem się rozpalić ognia w moim domu.
Po kilku godzinach nie widziałem już popiołu. Widziałem jej długie nogi i czerwoną szminkę. Widziałem jej zagadkowy uśmiech i krótkie, kruczoczarne włosy. Alabastrową skórę i tą zjawiskową, czarną sukienkę, w którą była ubrana w tamtą pierwszą noc.
Chciała mi opowiedzieć pewną historię.
Podszedłem do stolika przy jej łóżku, które pamiętało te nogi, tą skórę i urzekający zapach jej ciała. Podniosłem stojącą na stoliku książkę, której nigdy nie zdążyła przeczytać. Książkę, która pamiętała smukły dotyk jej zgrabnych palców.
Włączyłem płytę, która jako ostatnia pieściła jej uszy. Siadłem przed kominkiem z książką na kolanach, a z głośników odezwał się głos. Taki głos, który odbiera złudzenia, który nie wierzy, który na nic już nie czeka i niczego się od życia nie może spodziewać.
Nigdy nie będzie takiego lata…
Spojrzałem po raz pierwszy w głęboką, zieloną toń jej boskich oczu. Ona odwzajemniła spojrzenie i wtedy przebiegł między nami niewidzialny impuls. Miała olśniewającą, czarną kreację.
Nigdy nie będzie tak ślicznych dziewczyn. Nigdy…
Zrozumiałem, że nigdy wcześniej tak naprawdę nie byłem zakochany. Czułem, że mam dziesięć, a nie pięć zmysłów, a każdy z nich działał ze zdwojoną siłą.
Słońce nie będzie nigdy już tak cudnie wschodzić i zachodzić…
Nie musieliśmy nic mówić, nasze ciała rozpoczęły zgodny taniec, nasze oczy złączyły się w wiecznym zrozumieniu i harmonijnej kontemplacji. Gwiazdy świeciły mocniej niż kiedykolwiek przedtem, a morze w spokoju obserwowało nasz taniec, który trwał, choć muzyki już żadne z nas zdawało się nie słyszeć.
Księżyc nie będzie tak pięknie wisiał…
To był czwartek. Tylko nasz czwartek. Nasz pierwszy czwartek, który już nigdy miał się nie powtórzyć w taki sposób. Gwiazdy już nigdy nie świeciły tak samo, jak wtedy. Ale byliśmy my, a raczej nasze widmowe echa, które starały się z wszelkich sił nawiązać do tamtego wieczoru, tamtej nocy, tamtego czwartku.
Nigdy nie będziesz dla mnie miła taka…
Nie założyłaś później już tamtej sukienki. Wisiała w szafie dostojnie, niczym suknia ślubna. Była symbolem, była legendą, była naszym wspomnieniem. Nie założyłaś jej, aż do ostatniej naszej nocy.
Nigdy Bóg nie będzie tak blisko, tak czuły i dobry… Jak teraz…
Siedziałaś w niej, w pustej wannie, z podkrążonymi oczami. Płakałaś.
- Dlaczego? – zapytałem.
I spojrzałem w twoje oczy. Zielone jak kwitnące życie. Zupełnie paradoksalnie. Odwzajemniłaś moje spojrzenie i zatopiliśmy się w sobie prawie jak wtedy. Po raz ostatni.
Nad horyzontem błyska się i słychać szczęk żelaza...
Pogładziłem twoje czoło i pocałowałem cię w mokry policzek.
- Dlaczego? – spytałem jeszcze raz. Głos mi drżał.
Chwyciłaś mnie za rękę.
- Opowiem ci pewną historię – zaczęła.
Ale nigdy nie skończyła.
Zamknąłem twoje zmęczone powieki. Żebyś mogła odpocząć. Żebyś znów wyglądała pięknie. Żebym mógł cię tak zapamiętać. W tej sukni, czarnej jak noc, w którą gwiazdy świeciły jak nigdy wcześniej i nigdy później. Noc, w którą spokój morza był antytezą naszej żarliwej pasji.
Wstałem z fotela i wyłączyłem płytę.
Nie wiedziałem, co przyniesie zbliżający się świt. Pusta ściana wygłaszała płomienny monolog, którego w swym rozkojarzeniu nie rozumiałem.
A może to tylko echo?
Wyszedłem w noc. W inną, nieprzyjazną noc.
Już nigdy nie będzie takiego lata…
A okazały się końcem.
Wiele razy snułem przypuszczenia odnośnie tematyki tej nigdy nie opowiedzianej historii. Może to była historia miłosna? Może to była opowieść z morałem? Albo ciekawa anegdota o kimś nieznajomym? A może o kimś bardzo znanym?
Siedziałem przed kominkiem i wpatrywałem się w nieuprzątnięty popiół i zwęglone kawałki drewna. Od tamtej pory nie odważyłem się rozpalić ognia w moim domu.
Po kilku godzinach nie widziałem już popiołu. Widziałem jej długie nogi i czerwoną szminkę. Widziałem jej zagadkowy uśmiech i krótkie, kruczoczarne włosy. Alabastrową skórę i tą zjawiskową, czarną sukienkę, w którą była ubrana w tamtą pierwszą noc.
Chciała mi opowiedzieć pewną historię.
Podszedłem do stolika przy jej łóżku, które pamiętało te nogi, tą skórę i urzekający zapach jej ciała. Podniosłem stojącą na stoliku książkę, której nigdy nie zdążyła przeczytać. Książkę, która pamiętała smukły dotyk jej zgrabnych palców.
Włączyłem płytę, która jako ostatnia pieściła jej uszy. Siadłem przed kominkiem z książką na kolanach, a z głośników odezwał się głos. Taki głos, który odbiera złudzenia, który nie wierzy, który na nic już nie czeka i niczego się od życia nie może spodziewać.
Nigdy nie będzie takiego lata…
Spojrzałem po raz pierwszy w głęboką, zieloną toń jej boskich oczu. Ona odwzajemniła spojrzenie i wtedy przebiegł między nami niewidzialny impuls. Miała olśniewającą, czarną kreację.
Nigdy nie będzie tak ślicznych dziewczyn. Nigdy…
Zrozumiałem, że nigdy wcześniej tak naprawdę nie byłem zakochany. Czułem, że mam dziesięć, a nie pięć zmysłów, a każdy z nich działał ze zdwojoną siłą.
Słońce nie będzie nigdy już tak cudnie wschodzić i zachodzić…
Nie musieliśmy nic mówić, nasze ciała rozpoczęły zgodny taniec, nasze oczy złączyły się w wiecznym zrozumieniu i harmonijnej kontemplacji. Gwiazdy świeciły mocniej niż kiedykolwiek przedtem, a morze w spokoju obserwowało nasz taniec, który trwał, choć muzyki już żadne z nas zdawało się nie słyszeć.
Księżyc nie będzie tak pięknie wisiał…
To był czwartek. Tylko nasz czwartek. Nasz pierwszy czwartek, który już nigdy miał się nie powtórzyć w taki sposób. Gwiazdy już nigdy nie świeciły tak samo, jak wtedy. Ale byliśmy my, a raczej nasze widmowe echa, które starały się z wszelkich sił nawiązać do tamtego wieczoru, tamtej nocy, tamtego czwartku.
Nigdy nie będziesz dla mnie miła taka…
Nie założyłaś później już tamtej sukienki. Wisiała w szafie dostojnie, niczym suknia ślubna. Była symbolem, była legendą, była naszym wspomnieniem. Nie założyłaś jej, aż do ostatniej naszej nocy.
Nigdy Bóg nie będzie tak blisko, tak czuły i dobry… Jak teraz…
Siedziałaś w niej, w pustej wannie, z podkrążonymi oczami. Płakałaś.
- Dlaczego? – zapytałem.
I spojrzałem w twoje oczy. Zielone jak kwitnące życie. Zupełnie paradoksalnie. Odwzajemniłaś moje spojrzenie i zatopiliśmy się w sobie prawie jak wtedy. Po raz ostatni.
Nad horyzontem błyska się i słychać szczęk żelaza...
Pogładziłem twoje czoło i pocałowałem cię w mokry policzek.
- Dlaczego? – spytałem jeszcze raz. Głos mi drżał.
Chwyciłaś mnie za rękę.
- Opowiem ci pewną historię – zaczęła.
Ale nigdy nie skończyła.
Zamknąłem twoje zmęczone powieki. Żebyś mogła odpocząć. Żebyś znów wyglądała pięknie. Żebym mógł cię tak zapamiętać. W tej sukni, czarnej jak noc, w którą gwiazdy świeciły jak nigdy wcześniej i nigdy później. Noc, w którą spokój morza był antytezą naszej żarliwej pasji.
Wstałem z fotela i wyłączyłem płytę.
Nie wiedziałem, co przyniesie zbliżający się świt. Pusta ściana wygłaszała płomienny monolog, którego w swym rozkojarzeniu nie rozumiałem.
A może to tylko echo?
Wyszedłem w noc. W inną, nieprzyjazną noc.
Już nigdy nie będzie takiego lata…
Life is what happens to you when you're busy making other plans ~ J. Lennon