Zmagania z prozą - "Trzy godziny" - Wersja do druku +- Via Appia - Forum (https://www.via-appia.pl/forum) +-- Dział: EPIKA (https://www.via-appia.pl/forum/Forum-EPIKA) +--- Dział: Opowiadania (https://www.via-appia.pl/forum/Forum-Opowiadania) +---- Dział: Obyczajowe / Psychologiczne (https://www.via-appia.pl/forum/Forum-Obyczajowe-Psychologiczne) +---- Wątek: Zmagania z prozą - "Trzy godziny" (/Thread-Zmagania-z-proz%C4%85-Trzy-godziny) |
Zmagania z prozą - "Trzy godziny" - BJKlajza - 31-12-2017 7:00 Ziew. Przeogromny ,największy jaki tylko mógł się pojawić ziew. O mały włos a szczęka oderwała by się od czaszki i z hukiem klapnęła o podłogę . Na szczęście, nie sztuczna – jeszcze – aczkolwiek to zapewne kwestia czasu. Poduszka też, jakaś taka wściekła dzisiaj . Zupełnie jak by to była środa a nie poranek niedzielny. Kawa – przez myśl przemknęło. Tylko kawa da to ,czego nie da ci sąsiadka. Noga prawa, noga lewa . Obydwie nogi na podłodze leniwie szukają kapci , a ziew dalej nawiedza . Kapci nie ma. Myśl. Pies. Cmok , cmok pieseczku przynieś panu kapciuszki . Zza ściany – hau hau , drogi panie mam cię pod ogonem. No właśnie. Ziew po raz kolejny. Powolnym acz sprężystym –no wiadomo jak to na kacu się wstaje – krokiem podążyć do kuchni , wstawić wodę , wsypać kawę ,cukier, zalać wodą ,pomiąchac, wypić . Rzeczywistość – paliczkiem w futrynę – ała! – kawa do czajnika , woda do kubka , cukier zalany kranówą … Alarm przeciwpożarowy. Szczypie w oczy jakiś dym – mój dym czy sąsiadki? Mój . Ding dong- gong do drzwi . - Dzień dobry – odzywa się srebrzysty kask - Bry – odpowiada spuchnięty paliczek - Alarm się włączył musimy zgasić – kask wpycha się za próg. - A pali się ? – spuchnięty paliczek próbuje podnieść brew udając zdziwienie. - Nam się pali Panie , czas to pieniądz jak mawiają – kask nie daje za wygraną i bezczelnie włazi w zabłoconych buciorach do kuchni. – Kac jak mniemam? - Kawa - paliczek nie daje się zwieść i udaje, że myśleć jeszcze potrafi – Panu też kubeczek ,filiżankę ? Cukier? Mleczko? - Dwieście się należy – szczerzy zęby kask. - Dwieście czego? – paliczek zdaje się zaliczył powtórkę z futryny. -Dwieście polskich nowych złotych , może być gotówką albo kredytowo - uśmiech kask ma rozwalający ,bezczelny ale sympatyczny. - A podłoga – paliczek ripostuje - Podłoga Panie, to nie nasza sprawa . Czujnik wyłączony dwieście się należy . - Jak trzeba to trzeba - paliczek się poddał . Kask wyszedł , pies narobił na środku pokoju, dym szczypie w oczy, dwieście poszło się je… Ziew. Najważniejsze, że udało się z tą kawą . Teraz tylko jakiś szybki tusz i do kościółka. 8:00 Zimno. Śnieg z deszczem i jakaś śliska maź na chodnikach. Norma. Komu by się chciało w niedzielę odgarnąć to czarne słone mokre kleiste coś . Niestety, miło wyjrzało się przez okno a teraz trzeba na tyłek naciągnąć jakiś spodzien i zebrać się do wyjścia. - Spacerek – czule przemawiam do psa. – No chodź, daj smycz – czułość narasta proporcjonalnie do oporu. Tak się nie da . Żeby piesek na spacerek iść nie chciał? No tak ,po co, kiedy dywanik w przedpokoju robi za kuwetę. - Idziesz na ten spacer do cholery ty wielki kudłaty psi terrorysto? Poszedł. Do szafy w przedpokoju i ani myśli wyjść . Trzeba jakimś sposobem go wyciągnąć . Tylko jakim, kiedy to bydle waży dwa razy tyle co ja ? Myśl. Myśl właścicielu czworonoga, co twoje domowe zwierzę może sprowokować do wyjścia? - No chodź. Suczki tam czekają. Nawet dwie. Nie lubisz orgietek ? A pan by nie pogardził . Jasne chyba jak sobie jakiegoś pornalka na jutubie włączy to ma orgietkę . Nawet na dwie ręce . A co, taki fetysz. - To ja idę a ty zostajesz – już z wściekłością w głosie choć lekko załamującym się bezradnym tonem przemawiam do bydlęcia. Cud. Na słowo zostajesz dostał jakiejś wścieklizny i rzucił się na drzwi. Trzeba będzie kupić nowe . Nie lubię awangardy , a to przypomina jakąś którą widziałem gdzieś … Gdzie ja to takie coś widziałem … Mniejsza z tym . Zapięcie obróżki, zapięcie smyczki, do windy marsz. Czekanie. Łubu dubu ding – pierwsze piętro. Łubudubu dubu ding ding – drugie piętro. Łubu dubu ding- parter. Czekanie . Klik Kilik Klik w przycisk …O! zapalił się . Zapalił się przycisk . Dosłownie, żywym ogniem.. Szlag. Czekanie. Jest ,przyjechała .Otwieram drzwi wchodzę , naciskam parter- łubudubu ding- piętro niżej. Czekanie. Łubudubu ding – kolejne piętro. Pies, noga w górę i sik sik w róg ,co prawda nie pierwszej jakości , ale jednak publicznej windy . Prawdę mówiąc jakoś też mam ochotę olać owe pomieszczenie. Łubudubu ding … - Dzień dobry .- uprzejmie zwracam się do sąsiadki . - No! Znów narobił. Byś pan wytarł po psie – spojrzenie bazyliszka. - Po psie? – odpowiadam – Chyba po sobie , ale wie sąsiadka nie mam ochoty jakoś. Cisza grobowa . Nos sąsiadki o mało sufitu nie przebił . Łubudubu ding – parter. - Zobaczymy drogi sąsiedzie – odezwała się nagle – jak się administracja o tym dowie .. - Droga Pani , jak się administracja dowie co pani w domu wyrabia… - Ależ jak pan śmie! Mnie od dziwek nazywać?! – oburzyła się i szybko uciekła na zewnątrz bloku. Chwileczkę . Czy ja w ogóle coś powiedziałem? 9:00 Teraz kudłaty terrorysta posiedzi w domu jakiś czas sam. Znów poduszki wyprute z pierza. Znów firanki poprawione zębami. Znów mąka w szafkach ponadgryzana. Znów lodówka rozmrożona. Za to ja, chwilę odpocznę w kościółku . Choć przyznam się że we mnie tyle wiary co kot napłakał . Nie no, jakaś tam jest . Święta, te na wiosnę i te na zimę obchodzę – szerokim łukiem – i jakieś tam świąteczne przygotowania poczynam – w galerii tudzież w innym szopie . Ale nie tak, wiecie, na hura. Celebruję . A jakże. Tu się porozpycham , tam ponarzekam, jeszcze w innym miejscu nakłócę o promocje. A co mnie potem stopy bolą to już nawet szkoda gadać . W każdym razie – powoli niespiesznie – schodzę tym razem po schodach do wyjścia . Udało się . Żadnych sąsiadów . Żadnego zboczeńca. Słowem idealnie .Do czasu aż znalazłem się na przystanku autobusowym. - Panie kochany 33 już pojechało? - Nie wiem , dopiero przyszedłem. - Ale nie widział Pan czy pojechało – damula na oko czterdziestka. - Jak już Pani wspomniałem , tyle co zaszedłem na ten oto przystanek i nie widziałem czy 33 odjechało. - No bo wie Pan, ja tu już jakieś dziesięć minuty stoję i nie wiem czy pojechało. Z grzeczności przytakuję. - Ale wie pan , bo to 33( dosłownie czydzieści czy)to ono tak ma , bo wie pan ten szofer co tam jeździ ,to mu się żona jakoś do szpitala dostała i urodziłaaaaa …. Uśmiecham się , tez z grzeczności . I przytakuję . - I on się tym 33 spóźnia teraz .Koleżanka mówiła ze jej koleżanka mówiła , że koleżanki koleżanka mówiła że on taką pętlę robi i na kilka chwil do szpitala zagląda . Wie pan może cos ? Kiwam głową zaprzeczając. - No nie wie Pan? A wygląda mi pan na takiego ,co to wie – i szczerzy do mnie zęby. Uśmiech wymuszony wersja optymistyczna. - A dzieci pan ma? No rzesz w mordę jeża .Takiego obrotu sprawy się nie spodziewałem . Myśl – zbić kobietę z tropu? Myśl numer dwa była ciekawsza – zabić zakopać i zgwałcić - dokładnie w tej kolejności. Odpowiadam prawie przez zęby. - Oczywiście trójkę i psa. Zastanawiamy się czy nie będzie nas z żoną stać na jeszcze … - Ojej ! Zapewne na bliźniaki? – z boskim namaszczeniem na twarzy zamrugała oczętami. - Na drugiego psa – odparłem stanowczo. Oczywiście kobiecina nie wyłapała tonu wypowiedzi. Wręcz przeciwnie, jeszcze bardziej się nakręciła. - Ale szczeniaczka? Bo wie Pan taki z odzysku to już nie swój . Inne wychowanie . A szczeniaczka to jak dziecko trzeba traktować i one potem są takie wierne …. -Przepraszam Panią ale one , wierne znaczy się dzieci? - No co tez Pan. Te szczeniaczki . I takie milutkie . Ale wie Pan, jak się znudzą to można do schroniska oddać . - Cały czas ma Pani na myśli szczeniaczki? – chyba też się nakręciłem . - No oczyyyyyywiścieeee! – wykrzyknęła z oburzeniem – Co pan sobie myślał? - Nic , nic tak tylko …. A dzieci pani ma? - Ja! No proszę Pana czy ja wyglądam na Matkę Polkę? Pan sobie wyobraża . Z brzuchem . Dwanaście miesięcy wycięte z życiorysu. A co z praca , co z karierą ? - No tak, w pewnym sensie ma pani rację – dwanaście miesięcy?- jak pół ciąży u słonicy – A karierę to gdzie Pani robi , jeśli mogę zapytać ? - Ależ oczywiście młody człowieku że zapytać możesz! - i cisza . - Więc? - No w kiosku na Zamenhoffa . Korpo takie . Sieciówka! Jak bym miał cycki ,to w tym momencie wyglądałyby jak naleśniki na chodniku. RE: Zmagania z prozą - "Trzy godziny" - gorzkiblotnica - 01-01-2018 Na Twoim miejscu nie dawałbym ostatniego zdania: "Jak bym miał cycki ,to w tym momencie wyglądałyby jak naleśniki na chodniku." bo nic nie wnosi a nawet osłabia wybrzmienie dobrej poza tym końcówki. Tym razem kupuję. Fajne jest, z morałem i zgrabnie napisane. Humor tym razem całkiem na poziomie no przynajmniej szanującego się akademika. Może psa szczającego w windzie bym sobie darował. Jakby nie było nie powinno się promować zachowań aspołecznych Inna sprawa, że jakbym miał psa w wersji wredne bydlę, jakiego opisałeś, to bym sukinsyna na smalec do Radoszyc oddał Pozdrawiam serdecznie RE: Zmagania z prozą - "Trzy godziny" - BJKlajza - 01-01-2018 hihi |