Via Appia - Forum

Pełna wersja: Syreny - Laureat OBYCZAJÓWKA 2017
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Stron: 1 2
Nie umiałybyśmy opowiedzieć o żadnej zimie z lat naszego dzieciństwa. Mieszkałyśmy w krainie wiecznego lata, pachnącej rozgrzaną ziemią, świeżo skoszoną trawą, szałwią i kwiatami dzikiej pomarańczy. Mika marzyła o dalekiej północy, gdzie powietrze miało ostrość kryształu, noc i dzień nie różniły się od siebie, a na szczytach gór sięgających nieba nigdy nie topniał śnieg. Mogła godzinami snuć fantazje o tych niezwykłych lądach. Stawała się wtedy boginią, wielką kreatorką. Obserwowałam zafascynowana, jak tworzy te dzikie krainy od podstaw, dając im własną kulturę, wierzenia i obyczaje, nakazując wielopokoleniowym rodzinom mieszkać razem, a braciom żenić się z siostrami. Mika otoczyła stworzony przez siebie ląd bezdennym oceanem, a w nim umieściła wielkie potwory morskie, by strzegły jego granic. 

Matka Miki urodziła tylko jedną córkę, ale kochała nas obydwie tak samo. Ta cicha, uśmiechnięta kobieta robiła nam kanapki z grillowanym bakłażanem i pilnowała, byśmy codziennie przez dwie godziny ćwiczyły etiudy i grały zadane pasaże. Kiedyś miałyśmy zostać zawodowymi skrzypaczkami. Nieraz nocą słyszałyśmy jej bolesne stękanie. „Matka umiera”, powiedziała Mika któregoś wieczora. Nie uwierzyłam jej. Śmierć była czymś niepojętym, odległym, czymś co po prostu się nie zdarza.
Świat był wtedy jeszcze przyjaznym miejscem, a rzeczywistość nie miała do nas dostępu. Dudniła głucho zza grubego szkła telewizora, gdy czasem oglądałyśmy wiadomości. Na ekranie jacyś ludzie krzyczeli i wymachiwali pięściami, toczyły się wojny, potwornie wychudzone dzieci spoglądały w kamerę ogromnymi oczami, a żywioły niszczyły ludzki dobytek.

Ojciec Miki przesyłał z dalekich krajów pocztówki i paczki z ubraniami, którymi ze mną się dzieliła. Pachniały intensywnie, aż drapało w gardle. Kiedyś przysłał jej piękny sweterek z wyhaftowanym wzorem w syreny. Śmiała się wtedy, że „papa” zapomniał, że jego córka nie jest już małą dziewczynką. Mika mówiła, że bardzo go kocha, choć nie wiedziała nawet jak wygląda. W jej wyobrażeniach był wysokim, ciemnoskórym mężczyzną z brodą. Lubiłyśmy fantazjować o tym, co będzie, kiedy któregoś dnia ojciec przyjedzie i zostanie na zawsze. Jak to jest mieć ojca? Nie wiedziałyśmy.

Mężczyźni istnieli tylko na kartach książek, które czytałyśmy z wypiekami na policzkach. W opowieściach o bohaterskich czynach i wielkich namiętnościach. I w telewizyjnych serialach o nieustraszonych detektywach i szlachetnych rycerzach Okrągłego Stołu. Mężczyźni z naszego świata mieli maniery Remingtona Steela i spryt MacGyvera, dumę Atosa i wrażliwość Robin Hooda. W naszym świecie miłość objawiała się pod postacią pocałunków, łez i tęsknych westchnień.
Chłopcy ze szkoły byli innym, osobnym gatunkiem. Prymitywnym plemieniem wspinającym się na drzewa, hałaśliwym i brudnym. Trudno było uwierzyć, że kiedykolwiek dorosną i staną się nudnymi, wiecznie zapracowanymi ojcami i mężami. Czasem próbowali wciągnąć nas w swoje zabawy, podstępnie udając miłych i uczynnych. Potem zawsze okazywało się, że chcieli tylko zobaczyć to, co mamy pod ubraniem.

Nie wierzyłyśmy w potwory z szafy, ale lubiłyśmy się bać. Wymykałyśmy się czasem po zmierzchu nad rzekę, gdzie spróchniałe wierzby świeciły na zielono w ciemnościach. Dziuple tych największych zamieszkiwały Baby Jagi. Podkradałyśmy się i zaglądałyśmy do środka, jednak zawsze któraś z nas nie wytrzymywała i wybuchała śmiechem. Uciekałyśmy wtedy, jakby nas sam diabeł gonił. Brzeg rzeki porastały gęste zarośla, tylko wtajemniczeni znali ścieżki, którymi można było dotrzeć na plażę. Spędzałyśmy tam całe dnie.
Tamtej sierpniowej nocy nasz świat miał się skończyć. Wybrałyśmy się na plażę, by podziwiać deszcz Perseidów. Niebo pulsowało jadowitą zielenią i fioletem, nim wreszcie zapadł zmrok. Tamta noc brzęczała dźwiękami i nawet ptaki nie spały, obudzone hałasem spadających gwiazd. Noc miała być chłodna, więc zabrałyśmy ze sobą koce, a Mika zapakowała do plecaka sweter w syreny. Co jeszcze pamiętam z tamtej nocy? Dziecięca percepcja działa zupełnie inaczej niż u dorosłego.
 
– Spójrz – szepnęła Mika, budząc mnie z płytkiego, letniego snu. Nad nami spektakl trwał w najlepsze. Gwiazdy spadały gęsto, przecinając niebo krótkimi, rozjarzonymi srebrzyście łukami, a potem gasły na horyzoncie równie nagle jak się pojawiały. – W taką noc jak ta bogowie schodzą z niebios, by obcować ze śmiertelnikami. Usłyszałyśmy ich zbyt późno, urzeczone widowiskiem i senne od monotonnych pomruków rzeki.

Bogowie mieli twarze dorosłych mężczyzn. – Trzech muszkieterów – zdążyłam pomyśleć, nim zaczęli biec w naszym kierunku. Mika poderwała się z piasku i pobiegła w stronę rzeki. – Uciekaj! – krzyknęła. Patrzyłam jak wbiega do czarnej wody, która teraz, w blasku spadających gwiazd, mieniła się jak żywe srebro. Nogi miałam jak z kamienia, nie byłam w stanie się ruszyć. W tym czasie mężczyźni zdążyli zbiec z wydmy, dwóch pobiegło za Miką, śmiejąc się i parskając. Zdawało się, że moja przyjaciółka jest bez szans wobec tych szybkonogich herosów. Udało mi się zobaczyć mały ciemny punkcik unoszący się na powierzchni wody.

Trzeci mężczyzna patrzył przez chwilę w tamtą stronę, zastanawiając się, czy dołączyć do kolegów. Potem jednak usiadł obok mnie i objął mnie ramieniem. Wyglądał jak z ilustracji w książce z mitami. Był wysoki i muskularny, miał długie, lekko falujące, czarne włosy. Wśród dorosłych kobiet z pewnością uchodził za przystojnego. Czułam się onieśmielona i zawstydzona. Nigdy jeszcze nie rozmawiałam z dorosłym mężczyzną, nie licząc mojego nauczyciela muzyki. Ale ten mężczyzna nie przemawiał do mnie jak do dziecka. Mówił w języku, którego nie rozumiałam, zresztą wcale nie zależało mu na rozmowie. Bez ustanku głaskał mnie po włosach i całował rękę, którą trzymał w mocnym uścisku, jakby obawiał się, że ucieknę. Nie uciekłabym, nawet gdyby mi na to pozwolił. Byłam w szoku. Kiedy dotknął mnie między nogami, odsunęłam się jednak szybko, mówiąc głośno „nie”. Wtedy nagle przestał być miły. Uderzył mnie w twarz swoją wielką jak łopata dłonią. Raz, dwa, trzy. Ogłuchłam, w głowie mi zaszumiało i straciłam przytomność, oszołomiona tym pierwszym w życiu aktem przemocy. Kiedy się ocknęłam, w ustach miałam wstrętny, metaliczny smak krwi, a między udami eksplodowało ognisko bólu. Nad sobą widziałam tylko poruszający się szybko owłosiony tors nieznajomego mężczyzny. Potem jęknął głośno, jakby coś go zabolało i opadł na mnie. Wyczołgałam się spod niego i zaczęłam uciekać. Poczułam coś lepkiego i ciepłego między udami. Przeraziłam się, widząc krew. Upadłam na piasek i zaczęłam płakać. Byłam pewna, że umieram.

Mężczyzna przestał zwracać na mnie uwagę. Rozejrzał się w poszukiwaniu towarzyszy, ale na plaży było pusto i cicho. Otrzepał ubranie z piasku i zauważył nasze rzeczy leżące na kocu. Sięgnął po plecak, wysypał zawartość i pobieżnie przejrzał. Nagle kucnął i zastygł przez chwilę w bezruchu. Ze sterty wyciągnął sweter w syreny i nagle krzyknął przeraźliwie. Zerwał się na równe nogi i przybiegł do mnie. Zaczęłam się trząść ze strachu. A on wymachiwał mi swetrem przed nosem i mówił coś w swoim języku. Rozpaczliwie kręciłam głową, pokazując mu, że nie rozumiem, a on nagle padł na kolana i zaczął płakać. Ona płynie, machając ramionami ze wszystkich sił.

Świat zwalnia.
Mężczyzna jest duży i bardzo silny. Dopływa do niej w kilka chwil.
Trzyma ją w objęciach. Ona walczy. Nie ma szans. Ona to wie. Wie to także ten mężczyzna.
Jego dłonie na jej ustach.
Ona macha rozpaczliwie ramionami. Potem jest już spokojna.
Płynie z nią do brzegu.
Wyciąga ją na mokry piasek.
Woda liże jej stopy.
Kostium oblepia jej szczupłe ciało.
– Skóra i kości. Zjedz coś, dziecinko – szydzi z niej.
Mężczyzna kładzie się na niej. Wygląda to tak, jakby chciał ją ogrzać.
Ona się nie rusza. Leży nieruchomo z szeroko rozrzuconymi nogami i ramionami. Ma otwarte
oczy, wpatruje się w niebo, na którym nie ma już żadnych gwiazd.
 
Wszystkie spadły tamtej nocy.
Pięknie opowiedziana, ale i smutna historia. W poetyckim stylu.
Co do formy mam podobne zastrzeżenia jak w wypadku "W ukryciu", choć jest ich mniej. Nie rozumiem dlaczego na końcu utworu forma zmienia się z nagła, z typowej formy prozatorskiej w wierszowaną? Jeśli ma to sens to chyba winno to nastąpić w zdaniu zaczynającym się od "Ona płynie..."?
A, dziękuję!

Co do zakończenia, zamysł był taki, by przerwać płynność narracji szarpanymi, pojedynczymi zdaniami. Taka dynamizacja i dramaturgia... Heh... No, może trochu się nie udało Smile
Na moje zdanie się nie udało. Mówię o zakończeniu bo zaginęła logika opowiadania obecna w części wcześniejszej.

Klimat znów mocno mroczny, Czasem mogłabyś napisać coś takiego, ja wiem, puchatego i kolorowego. No ale nic to. Jak wspomniałem tekst bardzo ładnie napisany. Gdybym miał porównywać, to w klimacie czarno - białego filmu jaki kręcono w dwudziestoleciu międzywojennym. Wart napewno przeczytania.
Pozdrawiam serdecznie.
Narzekasz, jak zawsze Smile Klimat mroczny, bo Miranda mroczna...
Ale obiecuję, że napisze coś pozytywnego! A wtedy tak się zdziwisz, że hej! Big Grin
Dobrze napisane, jak zwykle Wink
A na początku dałem się zwieść idyllicznej opowieści, ale po pierwszym zdaniu o "bogach" już domyślałem się, że nie będzie happy endu. Mi końcówka, jeśli chodzi o formę się podobała, choć rzeczywiście nie do końca zrozumiałem co się wydarzyło. Chciał ją ratować czy topić? Ogólnie proporcja niedopowiedzeń dobra, zostawia pole do różnorakich domysłów, aczkolwiek końców jest niejasna. No chyba, że tak miało być Wink

Pozdrawiam Serdecznie Smile
Dzięki Smile No, już tak mam, że happy endy mi nie wychodzą. Ale obiecałam Gorzkiemu, więc się postaram.

Pozdrawiam serdecznie!
Cytat:Co do zakończenia, zamysł był taki, by przerwać płynność narracji szarpanymi, pojedynczymi zdaniami. Taka dynamizacja i dramaturgia... Heh... No, może trochu się nie udało


Cytat:Na moje zdanie się nie udało. Mówię o zakończeniu bo zaginęła logika opowiadania obecna w części wcześniejszej.

Gorzkiemu chodziło zapewne o zmianę postawy jednego z bohaterów? Nie bardzo też rozumiem dlaczego sweter w określony wzór przeraził go? Jakoś nie dostrzegłem tu uzasadnienia, choć rozumiem potrzebę dramaturgii. Nawet jeśli w domyśle wiem jako czytelnik że istnieją przesądy związane z syrenami. I nawet jeśli w każdym z nas są dobro i zło w różnych proporcjach. Skoro już mowa o mroku to gdyby jego przerażenie, przeprosiny dać niemal na koniec wprowadziłoby to może jakiś promyczek do pesymizmu treści? Choćby gwiazdkę na ten opustoszały nieboskłon? Smile
(17-12-2017, 12:44)Miranda Calle napisał(a): [ -> ]
Ojciec Miki przesyłał z dalekich krajów pocztówki i paczki z ubraniami, którymi ze mną się dzieliła. Pachniały intensywnie, aż drapało w gardle. Kiedyś przysłał jej piękny sweterek z wyhaftowanym wzorem w syreny. Śmiała się wtedy, że „papa” zapomniał, że jego córka nie jest już małą dziewczynką. Mika mówiła, że bardzo go kocha, choć nie wiedziała nawet jak wygląda. W jej wyobrażeniach był wysokim, ciemnoskórym mężczyzną z brodą. 

Może tu jest pieseł pogrzeban, Kotovsky?
Może... 

Serdecznie dziękuję. Twoje uwagi są zawsze bardzo cenne dla Mirandy.
Syreny muszą być istotne.
Sa zawarte w tytule i wplecione w sweter.
To tajemnica.
Taki psychologiczny motyw na podbicie tekstu.
Odsyła do innego świata.
Choćby tylko w wyobraźni.

Mirinda, Czy czytywałaś moją prozę?
Mam jej niewiele.
I również króciutkie opowiadanko, kończące się nagle.
Od paru osób dostałem komplement, iż napisane tak ładnie, że aż szkoda, że się tak nagle kończy.
Niemniej właśnie o takie zakończenie chodziło mi w Upadku.
Podaję link, bo jestem ciekawy Twojego czytania tego tekstu.
Uważam Ciebie za wspaniałą twórczynię.
Mógłbym się od Ciebie tylko uczyć.
I ja się uczę.
Sama wiesz, że ciągle się uczę.
oto link
http://www.via-appia.pl/forum/showthread.php?tid=14520
(24-12-2017, 00:09)Alchemik napisał(a): [ -> ]Syreny muszą być istotne.
Sa zawarte w tytule i wplecione w sweter.
To tajemnica.
Taki psychologiczny motyw na podbicie tekstu.
Odsyła do innego świata.
Choćby tylko w wyobraźni.

Mirinda, Czy czytywałaś moją prozę?
Mam jej niewiele.
I również króciutkie opowiadanko, kończące się nagle.
Od paru osób dostałem komplement, iż napisane tak ładnie, że aż szkoda, że się tak nagle kończy.
Niemniej właśnie o takie zakończenie chodziło mi w Upadku.
Podaję link, bo jestem ciekawy Twojego czytania tego tekstu.
Uważam Ciebie za wspaniałą twórczynię.
Mógłbym się od Ciebie tylko uczyć.
I ja się uczę.
Sama wiesz, że ciągle się uczę.
oto link
http://www.via-appia.pl/forum/showthread.php?tid=14520

Ponadto syreny śpiewają i potrafią pływać. Są mściwe i mają magiczne moce.

A "Upadek" czytałam, komentowałam gdzie indziej Smile
Cytat:Może tu jest pieseł pogrzeban, Kotovsky?
Może... 
Serdecznie dziękuję. Twoje uwagi są zawsze bardzo cenne dla Mirandy.

Czuję...! No tak, pomyśleć że wcześniej tego nie dokonałem kocią intuicją. Może czasem w utworze dobrze jest więcej zostawić tropów (fałszywych i prawdziwych), które naprowadzałyby na takie "pieseły"?
Miło Mirando, jeśli czasem mogę przekazać komuś to, co podpowiada mi własnie intuicja. Pozdrawiam Smile

PS. Tylko Mirando: albo czasem coś w kociej głowie zawiedzie; albo, mimo wszystko popracuj jeszcze nad tym"grzebaniem". Smile
Alchemiku - a sweter jako "odsyłacz", "przekaziciel" pewnych myśli to, oczywiście też db. chwyt.
(30-12-2017, 17:22)Kotkovsky napisał(a): [ -> ]
PS. Tylko Mirando: albo czasem coś w kociej głowie zawiedzie; albo, mimo wszystko popracuj jeszcze nad tym"grzebaniem". Smile
Alchemiku - a sweter jako "odsyłacz", "przekaziciel" pewnych myśli to, oczywiście też db. chwyt.

Noż, Miranda zawsze otwarta na wskazówki Smile
Wszak samemu nie da się spojrzeć z zewnątrz.
Ja też nie zrozumiałem motywu ze swetrem. Chaos w końcówce wyrażony ogólnikami i zmianą stylu jest uzasadniony. Porządna proza poetycka, masz mój głos w konkursie. Smile
Dzięki, Sprytusie! No, skoro juz kolejny czytelnik wytyka mi sweter, to trza zakasać rękawy i podłubać co nieco przy tekście Smile
Stron: 1 2